Artykuł z dnia 23.10.2012 r. - Stowarzyszenie Pomocy Dzieciom i
Transkrypt
Artykuł z dnia 23.10.2012 r. - Stowarzyszenie Pomocy Dzieciom i
Dostrzegać to, co w środku Wciąż mnie zaskakuje Aleksy ma 10 lat. Urodził się z zespołem Downa. Jest przede wszystkim kochanym synem i uczniem… Jego mama, Sylwia Ducka-Burak, opowiada o walce – najpierw o życie Alka, teraz o jego szczęście. – Kiedy pani się dowiedziała, że Alek ma zespół Downa? – Już po jego narodzinach. Lekarz był bardzo taktowny i przekazał tę informację delikatnie, w obecności męża. Ale wtedy problemem dla nas nie był zespół Downa. To był czas walki w ogóle o życie syna. Urodził się z poważną wadą serca, niezbędna była operacja. Cztery pierwsze miesiące spędzaliśmy w różnych szpitalach. I muszę przyznać, że lekarze walczyli o niego jak o każde dziecko. – A kiedy już ten strach minął? – Jeszcze przez trzy lata zajmowałam się tylko Alkiem, spędziliśmy ten czas razem, w domu. Często nękały go infekcje. Wymagał szczególnej opieki. Jak każda mama martwiłam się o jego zdrowie i cieszyłam jego postępami… – Ale zanim poszedł do szkoły… – Był w przedszkolu. Bo kiedy Alek skończył trzy lata, wróciłam do pracy. Było to możliwe dzięki pomocy mojej teściowej. Opiekowała się synem, kiedy z powodu choroby nie mógł pójść do przedszkola. Najpierw uczęszczał do placówki integracyjnej, a później przeniosłam go do przedszkola specjalnego. W tym drugim czuł się lepiej. – Integracja się nie sprawdziła? – Każde dziecko jest inne. Wiem, że część kolegów Alka – także dzieci z zespołem Downa – bardzo dobrze funkcjonuje w integracji. Ale między moim synem a pozostałymi dziećmi była zbyt duża różnica. Był właściwie całkiem „z boku”. A przecież też ma potrzebę wyróżnienia, sukcesu. Przedszkole specjalne chyba mu ją bardziej zaspokajało. Dlatego wybraliśmy też dla niego szkołę specjalną. Dobrze w niej funkcjonuje. Teraz jest w drugiej klasie. Robi postępy. I one bardzo cieszą, bo wiemy, że są okupione naprawdę ciężką pracą – nas, rodziców, terapeutów, nauczycieli…. Alek zaskoczył mnie ostatnio na przykład tym, że stał się bardziej uporządkowany, zaczął dbać o swoje rzeczy. – A po szkole przyjeżdżacie do „Iskierek” (Stowarzyszenie Rodziców i Przyjaciół Dzieci z Zespołem Downa) na zajęcia rehabilitacyjne. Nie ma pani wiele czasu tylko dla siebie, na własne życie towarzyskie? – Właściwie tutaj też się realizuję towarzysko. Spotykam się z innymi rodzicami. Razem wychodzimy do kina czy „Pleciugi”… Nie czuję, że mam same obowiązki. Rozmawiała Agnieszka SPIRYDOWICZ Czy w codziennych sytuacjach spotyka się pani z przejawami niezrozumienia, przykrymi reakcjami obcych osób? Sylwia Ducka-Burak: – Właściwie nie. Wprost przeciwnie. Częściej spotykam się ze zrozumieniem. Ostatnio wsiedliśmy do autobusu i Alek położył ręce na głowach siedzących przed nami osób. Odwróciły się zdenerwowane, ale gdy spojrzały na syna, od razu same powiedziały „nie szkodzi”. Zespół Downa stygmatyzuje, bo jest widoczny gołym okiem dla każdego… Z jednej strony – być może źle. Ale z drugiej – od razu usprawiedliwia pewne zachowania, narzuca wyrozumiałość. Wiem, że dużo trudniej jest rodzicom dzieci z autyzmem. Wiele osób nie rozumie, że zdrowy na pierwszy rzut oka chłopiec histeryzuje w autobusie nie dlatego, że jest rozpieszczony… My takich problemów nie mamy. Ale chcemy, żeby ludzie oprócz zespołu Downa zobaczyli też w naszych dzieciach po prostu osoby – z poczuciem humoru, zainteresowaniami, uczuciami… Artykuł powstał przy współpracy ze Stowarzyszeniem Pomocy Dzieciom i Młodzieży Niepełnosprawnej Ruchowo „Tęcza” w ramach zadania pn. „Prowadzenie kampanii informacyjnych na rzecz integracji osób niepełnosprawnych i przeciwdziałania ich dyskryminacji”. Zadanie jest współfinansowane ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych w ramach umowy z Gminą Miasto Szczecin.