Wrocławski mistrz lepszy od Ikei? `Nie jest dużo drożej`
Transkrypt
Wrocławski mistrz lepszy od Ikei? `Nie jest dużo drożej`
Wrocławski mistrz lepszy od Ikei? 'Nie jest dużo drożej' http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/2029020,35751,16059126.html Wrocławski mistrz lepszy od Ikei? 'Nie jest dużo drożej' Rozmawiała Marzena Żuchowicz 2014-06-01, ostatnia aktualizacja 2014-06-01 08:14:22 W Niemczech słowa "Meister", "Handwerker" wzbudzają szacunek i ogólne poważanie. "Kunsthandwerker" to już mistrzostwo świata. A kto w Polsce wie, kim jest rzemieślnik artysta, mistrz rzemiosł artystycznych? - pyta wrocławski stolarz Leszek Ukleja, pierwszy w Polsce mistrz rzemiosł artystycznych w zawodzie stolarz. - Ikea? Przegrywamy z ich marketingiem, ale już nie jakością i nie ceną Rozmowa z Leszkiem Ukleją* Marzena Żuchowicz: Jak się do pana zwracać? Mistrzu? Leszek Ukleja: Pani, klienci, współpracownicy i pracownicy, a chyba też urzędnicy powinni się zwracać "mistrzu". Porównałbym to do inżyniera, magistra, architekta, ba!, doktora, profesora. W końcu mistrz jest najwyższym tytułem zawodowym w rzemiośle. Brak tego nawyku moim zdaniem jest w dużej mierze winą naszego rzemieślniczego środowiska. Polityka też się przyczyniła. - Niewątpliwie. W socjalistycznym kraju deprecjonowano pojęcie "rzemieślnik", nazywano go często pogardliwie "prywaciarzem". Jeszcze dziś słychać echo piosenki Tadeusza Chyły "Idzie polski rzemieślnik": "Idzie polski rzemieślnik mistycyzmem owiany; Właśnie okno chciał wstawić i wywalił pół ściany; Przez klienta pobity, bo mu uszył źle spodnie; Idzie polski rzemieślnik malowniczo i godnie. Antytalent wspaniały i odwieczny amator; Idzie tak, jak ułani szli naprzeciw armatom; Idzie pełen zadumy, romantyzmu i czaru. Czyżby szedł się doszkolić? Gówno, skręcił do baru". Dzisiaj lepiej brzmi na przykład "profesjonalista". Inaczej jest u naszych zachodnich sąsiadów, w Niemczech, gdzie słowa "Meister", "Handwerker" wzbudzają szacunek i ogólne poważanie. "Kunsthandwerker" to już mistrzostwo świata. A kto w Polsce wie, kim jest rzemieślnik artysta, mistrz rzemiosł artystycznych? Zaczynał mistrz na politechnice. - Dużo wcześniej. Moje rzemieślniczo-artystyczne zacięcie widoczne było od zawsze. Wystarczyło polano przeznaczone na opał i nóż kuchenny i już był statek. Jednak dorastałem w epoce, kiedy dzieciom się powtarzało: "Jak się nie będziesz chciał uczyć, to kim zostaniesz? Rzemieślnikiem! Jakimś tam skrobidechą". Razem z chłopem małorolnym stanąłbym na drodze do powszechnego dobrobytu. Myślałem o studiach na ASP, ale rodzice i ich doradcy przekonali mnie, że artyści umierają z głodu. Dlatego wybrałem ostatecznie organizację przetwarzania danych (dziś informatyka) w Wyższej Szkole Ekonomicznej. Z wykształcenia jestem ekonomistą informatykiem. Przez kilka lat po studiach pracowałem w urzędzie wojewódzkim, opracowując tam pierwsze systemy informatyczne. Pracowałem również na Politechnice Wrocławskiej, komputeryzując służby obsługi uczelni. Wtedy moją pasją stały się modne w tamtych czasach cybernetyka i ogólna teoria systemów, chciałem robić doktorat. Ale? - Wilka ciągnie do lasu. Na początku lat 80. zmarła babcia mojej żony. Trzeba było jej mieszkanie posprzątać, oddać gminie. Nie chciałem tych mebli wyrzucać, były ładne, intarsjowane, tym bardziej że dopiero się ożeniłem i właściwie to nie mieliśmy jeszcze nic swojego. Część tych mebli naprawiłem sam. Nie umiałem politurować, więc trafiłem do pracowni renowacji mebli śp. Faryniaka na Kurzym Targu. Od jego ucznia Henia Kosowskiego nauczyłem się politurowania i podstaw tego fachu. W 1983 roku nawiązałem ścisłą i bardzo serdeczną współpracę z antykwariuszami z zachodnich Niemiec, skąd sprowadzałem do Wrocławia meble antyczne do renowacji. Pierwszym szokiem i nauką w tych kontaktach była dla mnie niesamowita ilość niemieckiej literatury na temat rynku antykwarycznego, w tym czasopisma, katalogi regionalne i ogólnokrajowe. Bogactwo literatury fachowej na temat dawnych i współczesnych technik stolarskich i restauratorskich, stylistyki w meblarstwie i wnętrzach. Było to dla mnie pierwsze i prawdziwe odkrycie Zachodu. Samochody i inne fajne, kolorowe rzeczy widzieliśmy już wcześniej w Polsce, czasami w mediach i w Peweksie. Mistrz się zachwyca, a młodzi ludzie mówią, że rzemiosło dzisiaj się nie opłaca. - Finansowo na pewno nie jest atrakcyjne. Myślę, że mógłbym zarabiać więcej, robiąc cokolwiek innego, ale lubię to, co robię. Jestem pewny, że to jest nie tylko dobre, uczciwe, pożyteczne, ale też ładne, często ponadczasowe, trwałe. Nasze nowe meble, wykonywane z drewna, to indywidualne projekty, przedmioty na pokolenia. To nie to samo co masowe mielenie drewna do wykonania przedmiotów jednorazowego użytku dla anonimowego odbiorcy. Restaurując dawne, często niechciane, porzucone meble, zniszczone lub nieużyteczne przedmioty, przywracamy je z powrotem do świetności. To przecież ochrona zabytków. Mamy wciąż młodzież na naszych ustawicznych kursach renowacji mebli. A kim są wasi klienci? Też pasjonatami? - Mamy zamówienia na wykonanie mebli nowych na wzór starych. Ale to też nie są jakieś zlecenia ambitne, przy których można się rozwinąć. Zwykle klienci oglądają jakiś katalog, czasopismo i po prostu chcą coś takiego jak tam, ale na wymiar. Czasami proponujemy im coś od siebie. Nasze kompetencje są dużo większe. Jeśli chodzi o meble odziedziczone, podniszczone, to często przychodzą do nas młodzi ludzie, żeby się ich pozbyć, zostawić u nas, sprzedać. Stary mebel kojarzy im się ze starym człowiekiem. Rzeczywiście jest w tym trochę prawdy. Czasem skrzypi i może być trochę pogięty, wymaga szczególnej troski, potrafi być delikatny, niemodny, trzeba na niego uważać i o niego dbać. Czasami trudno go wyrzucić. Z drugiej strony - jakkolwiek by to zabrzmiało - zarabiamy dziś głównie na sentymentach. Już od lat przychodzą ludzie, którzy właśnie z sentymentu przyniosą do renowacji stolik czy zegar po babci. Bez ogródek mówią: "Nie jestem bogaty, ale to dla mnie wielki skarb. Babcia zawsze piła przy tym stoliku kawę. Proszę go naprawić jak najlepiej się da". Poza wartością sentymentalną takie meble najczęściej nie są obiektami o walorach artystycznych czy antykwarycznych. 1z3 2014-06-05 13:43 Wrocławski mistrz lepszy od Ikei? 'Nie jest dużo drożej' 2z3 http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/2029020,35751,16059126.html Sentymentalni klienci nie żałują pieniędzy? - Na sentymenty Polacy nie żałują. Ale oczywiście też mają granice. Z punktu widzenia klienta nasze ceny są bardzo wysokie, z naszego - zaniżone. Należy oczekiwać, że wysoko specjalizowane usługi, takie jak nasze, będą coraz droższe. Moi następcy nie będą chcieli wciąż walczyć o przetrwanie. Moda na pasję, pracę dla przyjemności - według mnie słusznie - bezpowrotnie mija. Wszystko musi się opłacać. Sentymenty są dobre dla klientów. Nie dla właścicieli firm, którzy w terminie muszą płacić i się rozwijać! Globalny marketing stara się narzucić upodobania, katalogując wzory i kolory. Ale są osoby, które nie potrafią się zadowolić takim katalogowym asortymentem. Szukają czegoś innego, mają wysublimowane potrzeby. Dużo jest takich osób? - Niewiele. We Wrocławiu na niespełna 650 tys. mieszkańców nasza klientela to grupa relatywnie mała, która nie stanowi dla nas rynku dającego obroty dla rozwoju firmy i branży rzemiosła artystycznego w ogóle. Liczność tej grupy ogranicza siła nabywcza ich portfela. Polaków nie stać na prawdziwe drewno, a co dopiero na antyki? - Na wyposażenie kupionego często na kredyt mieszkania czy domu brakuje już pieniędzy lub nerwów. Poza tym ci, co domy i mieszkania już mają, ulegają napiętym pragnieniom, naszej wieloletniej tęsknocie za zagranicą, podróżami, luksusowym życiem, wypoczynkiem na Bali, piramidami. Tego nam do tej pory brakowało i w pierwszej kolejności musimy te potrzeby zaspokoić. Na tworzenie własnego wnętrza dopiero przyjdzie czas. Myślę, że niektórzy na razie odpuścili, nie koncentrują się tak bardzo na swoim najbliższym otoczeniu. Często wystarcza dobra proporcja, ogólny kolor i już jest ładne. I nie żal wyrzucić, gdy się zmieni moda. Co z tym prawdziwym drewnem? - Drewno w przemyśle meblarskim ma coraz mniejsze zastosowanie. Przyczyną jest nie tylko wysoka cena surowca, ale też indywidualna, niepowtarzalna charakterystyka mazerunku, czyli naturalnego rysunku słojów drewna. Każdy kawałek drewna jest jak odcisk palca - inny, niepowtarzalny. Uniemożliwia to powtarzalność wyglądu tego samego mebla, co jest istotą mebli z katalogów. Dziś ogromne firmy produkują meble przemysłowe - najlepiej z MDF, odpadów po produkcji tektury lub z tzw. płyty meblowej, czyli z płyty wiórowej lakierowanej. Materiał tani, zawsze jednakowy, stabilny, wręcz martwy. Obraz powierzchni w pełni pod kontrolą. Z mojego doświadczenia obserwuję, że w mieszkaniach macie coraz mniej drewna, czasami prawie wcale. Królują plastiki i materiały drewnopochodne, a raczej drewnopodobne, coraz częściej malowane na biało albo prawie biało. Niedługo niektórzy zapomną, jak drewno wygląda. Zna mistrz jakieś inne - poza estetycznymi - zalety posiadania prawdziwych drewnianych mebli? - Drewno w naszym domu aktywnie stabilizuje warunki klimatyczne. Pochłania nadmiar wilgoci i oddaje ją, kiedy jest zbyt sucho. Jeżeli pęka lub się krzywi, to dla nas sygnał, że w mieszkaniu mamy krytyczną sytuację klimatyczną. Ważne, abyśmy byli przekonani, że to, co wprowadzamy do naszego domu, jest świadomie akceptowane i chcemy z tym żyć. Nie można otaczać się czymś, co nie stanowi wartości, jest obce, niezrozumiałe, przypadkowe. Kupiłby mistrz szafę w Ikei? - Gdybym uznał, że wnosi coś ciekawego do mojego wnętrza, to czemu nie. Może jako zamierzony dysonans. Często ci, co mają w domu przede wszystkim Ikeę, kupują antyki, rzemiosło artystyczne. To zawsze dobre kontrasty. Ja nie mam tak, że widzę w przedmiotach jakąś duszę lub diabła. Widzę proporcje, materiał, wykonanie, pomysł na stylistykę. Nie rajcuje mnie jednak kultura masowa i nie ulegam bezkrytycznie reklamie. Czy nie z powodu cen przegrywacie z Ikeą? - Nie. Przegrywamy z ich działem marketingu. Jeśli się dobrze zastanowić, porównać, to u nas wcale nie jest tak dużo drożej. Na przykład XIX-wieczną szafę, prawdziwy mahoń, sprzedajemy za 2,5 tys. zł. Można pójść do Ikei, a potem do nas i sobie porównać. Nie tylko ceny, ale też jakość wykonania, materiał, trwałość. Aktualnie ceny w antykwariatach są często zaniżone. Siła perswazji współczesnych designerów sprawia, że klienci życzą sobie, żeby meble drewniane, z mahoniu, orzecha, dębu, w ramach renowacji pomalować na biało! Albo zamawiają nowe meble z drewna, ale pomalowane. Kolory są piękne, ale to już było. Na początku mojej kariery zmywałem farbę z drewnianych mebli, na zlecenie, żeby było widać drewno. Czasami bez sensu! Teraz jest ogólny trend na ukrycie drewna. A przecież nie ma się czego wstydzić. Z czego jest mistrz najbardziej dumny? - Dostałem kiedyś do renowacji najpiękniejszy chyba mebel we Wrocławiu. To barokowa szafa apteczna, która stała kiedyś na Uniwersytecie Wrocławskim z oryginalnym numerem inwentarzowym "1". Skomplikowana konstrukcyjnie, wyginane, liczne szufladki, w pionie i w poziomie. Niezwykle dekoracyjny wieniec górny z głęboko, przestrzennie profilowaną belką gzymsową. Tę szafę na widokówkach przedwojennego Breslau dumnie pokazywano jako jeden z najokazalszych obiektów w mieście. W latach 80. jej elementy rozkradziono. Zniknęły szufladki, centralne drzwiczki ryzalitu, nawet gzyms, został tylko szkielet. Na zlecenie pana Macieja Łagiewskiego, dyrektora Muzeum Miejskiego, odrestaurowaliśmy ten fenomenalny obiekt. Stoi dziś w Pałacu Królewskim i nawet znawcy na pierwszy rzut oka nie są w stanie odróżnić, które elementy są oryginalne, a które dorobiliśmy. Niestety, takie zlecenia zdarzają się bardzo rzadko, bo wszędzie ogłasza się przetargi, do których ja nawet nie staję. Zazwyczaj już przy specyfikacji widać, że ma wygrać firma, która zrobi najtaniej. Dziwne, że z jednej strony mistrzowie są dostrzegani, a z drugiej zamyka się im drzwi do ich rozwoju. Zamknijmy drzwi partaczom! My też możemy pracować tanio, ale nie oczekujcie wtedy arcydzieł. Odchodzą szewcy, krawcy, tkacze. Czy zawód stolarza też wyginie? - Dzisiaj szkoła zawodowa to klasy wielozawodowe. Rocznik to najczęściej jedna taka klasa, w której jest np. dwóch stolarzy, pół tapicera, murarz, rzeźnik, jeden elektryk... Przyszłość szkolnictwa zawodowego to kilkunastogodzinne kursy specjalizujące w jednej, dwóch operacjach technologicznych. Przyszłość to drukarki pracujące w technologii 3D. 2014-06-05 13:43 Wrocławski mistrz lepszy od Ikei? 'Nie jest dużo drożej' 3z3 http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/2029020,35751,16059126.html Rzemiosło, a tym bardziej rzemiosło artystyczne, jest jak sklepy z produktami ekologicznymi. Będzie coraz droższe i zacznie być doceniane. Zostanie jedna pracownia na milion mieszkańców. * Leszek Ukleja działalność gospodarczą zaczynał w latach 80. Od 30 lat prowadzi Ośrodek Restauracji Mebli Antycznych w oficynie przy ul. Ruskiej we Wrocławiu Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - www.gazeta.pl © Agora SA 2014-06-05 13:43