Zagadkowy powrót. – Skąd ty go wytrzasnąłeś

Transkrypt

Zagadkowy powrót. – Skąd ty go wytrzasnąłeś
Zagadkowy powrót.
– Skąd ty go wytrzasnąłeś? – spytał Istomin, z ulgą rozsiadając się na krześle i
wyciągając pulchną dłoo w stronę paczki z bibułkami do papierosów. […]
– Stary znajomy – niechętnie powiedział pułkownik; po krótkiej chwili
milczenia dodając: – Kiedyś taki nie był. Coś mu się stało.
– No jasne, sądząc po fizjonomii, z pewnością coś mu się stało – mruknął naczelnik
zerkając w stronę drzwi, jakby Hunter mógł w nich zostad i go podsłuchad.
Dowódca nie mógł narzekad na to, że brygadier nieoczekiwanie wychynął z zimnej
mgły przeszłości. Ledwo się pojawił, stał się niemal głównym punktem obrony stacji. Jednak
Denis Michajłowicz do tej pory nie mógł do kooca uwierzyd w jego powrót.
Wieśd o śmierci Huntera – dziwnej i strasznej – obiegła wszystkie tunele metra jeszcze
w zeszłym roku. I kiedy pojawił się dwa miesiące temu na progu pokoiku pułkownika, ten
pospiesznie się przeżegnał i dopiero wtedy otworzył mu drzwi. Podejrzana łatwośd, z jaką
wskrzeszony komandos pokonał posterunki – jakby przeniknął przez strażników –
wywoływała wątpliwośd, czy w tym cudzie nie uczestniczyła zła siła.
W zaparowanym wizjerze widniał niby znajomy profil: byczy kark, wygolona do gołej
skóry głowa, nieco spłaszczony nos. Ale nocny gośd z jakiegoś powodu zastygł obrócony
bokiem, opuścił głowę i nie próbował przerwad ciężkiej ciszy. Spojrzawszy z wyrzutem na
odkorkowaną butelkę piwa stojącą na stole, pułkownik wziął głęboki oddech i odsunął
zasuwę. Kodeks nakazywał pomagad swoim – bez różnicy, żywym czy martwym.
Hunter oderwał wzrok od podłogi dopiero, gdy drzwi się otworzyły; wtedy stało się
jasne, dlaczego krył drugą połowę twarzy. Bał się, że stary po prostu go nie pozna. Nawet
pułkownik, który widział już wiele i dla którego dowodzenie garnizonem Sewastopolskiej
było honorową emeryturą w porównaniu z dawnymi burzliwymi latami, kiedy go zobaczył,
skrzywił się jakby się oparzył, a potem nie wytrzymał i roześmiał się z poczuciem winy.
Gośd w odpowiedzi nawet się nie uśmiechnął. W ciągu minionych miesięcy
przerażające szramy szpecące mu twarz nieco się już zabliźniły, ale mimo to prawie w niczym
nie przypominał staruszkowi dawnego Huntera.
Kategorycznie odmówił wyjaśnienia swojego cudownego ocalenia i późniejszej
nieobecności i po prostu nie reagował na żadne z pytaom,pułkownika, jakby ich nie słyszał.
Co gorsza, poprosił Denisa Michajłowicza, żeby n i k o g o nie informował o jego powrocie –
miała to byd spłata starego długu wdzięczności. Pułkownik musiał stłumid zdroworozsądkowy
odruch, by natychmiast dad znad wyżej, i zostawił Huntera w spokoju.
Swoją drogą staruszek ostrożnie zasięgnął języka. Jego gośd nie był w nic zamieszany,
wszyscy dawno go już pochowali i nikt go nie szukał. Ciała wprawdzie nie odnaleziono, ale
gdyby Hunter przeżył, na pewno dałby o sobie znad – zapewniano pułkownika. To prawda,
zgodził się starzec.
Za to, jak to się często dzieje z zaginionymi bez śladu, Hunter, czy raczej jego rozmyty
i podkolorowany obraz, pojawił się w co najmniej dziesięciu półprawdziwych legendach i
klechdach. Zdawało się, że ta rola w pełni go satysfakcjonowała i nie spieszno mu było
wyprowadzad z błędu towarzyszy, którzy pochowali go żywcem.
Dmitry Glukhovsky Metro 2034. Tłumaczenie: Paweł Podmiotko. www.metro2033.pl
Pamiętając o swoich niespłaconych długach wdzięczności i doszedłszy do właściwych
wniosków, Denis Michajłowicz uspokoił się, a nawet zaczął grad w tę grę: przy osobach
postronnych nie mówił do Huntera po imieniu i, nie wchodząc w szczegóły, wyjawił
tajemnicę Istominowi.
Temu ostatniemu było w zasadzie wszystko jedno: brygadier za chleb odpłacał z
nawiązką, dzieo i noc spędzał na pierwszej linii, w południowych tunelach. Na stacji nie było
go prawie widad: przychodził raz na tydzieo, kiedy wypadała jego kolej na kąpiel. I chodby
nawet zstąpił do tego piekła, aby ukryd się przed nieznanymi prześladowcami, Istomin, który
nigdy nie brzydził się korzystad z usług legionistów z ciemną przeszłością, nie martwił się tym.
Żeby tylko się bił; a z tym akurat wszystko było w porządku.
Wartownicy, którzy utyskiwali na wyniosłośd ich nowego dowódcy, umilkli od razu po
pierwszym starciu. Widząc jak metodycznie, z wyrachowaniem, w nieludzko zimnym
upojeniu unicestwia wszystkie stworzenia, które wolno mu unicestwid, każdy z żołnierzy coś
sobie o nim pomyślał. Nikt już nie próbował zaprzyjaźnid się z mrukowatym brygadierem, ale
podporządkowywali mu się wszyscy, bez słowa, tak że nigdy nie musiał podnosid swojego
głuchego, zdartego głosu. Było w tym głosie coś hipnotycznego i nawet naczelnik stacji od
razu pokornie kiwał głową, za każdym razem, kiedy Hunter do niego mówił – nie słuchał
nawet do kooca, ale na wszelki wypadek się zgadzał.
Dmitry Glukhovsky Metro 2034. Tłumaczenie: Paweł Podmiotko. www.metro2033.pl

Podobne dokumenty