Zbigniew Kadłubek Globalizacja-edukacja
Transkrypt
Zbigniew Kadłubek Globalizacja-edukacja
Zbigniew Kadłubek Globalizacja-edukacja-demokracja Akademickie i licealne transfery i translacje wobec wyzwań dzisiejszego świata [...] sprawić, aby uniwersytet jako miejsce spełniania się wolności stanowił spotkanie wielu obszarów. Pierre Calame: Towards a Responsible and Civic University Ważną kwestią byłaby konwergencja w przestrzeni edukacji średniej i wyższej. Projekt „Nowoczesny uczeń w nowoczesnej szkole” idealnie dopasował się w mojej ocenie do nowej sytuacji. Cechował się nie tylko innowacyjną i awangardową odwagą, ale także podjął się roli platformy konwergencji edukacyjnej, pracując m.in. w obszarze licealnoakademickich spotkań. Projekt był zatem niezwykle śmiałym i cennym eksperymentem. Z wielką przenikliwością już w pierwszej połowie XX wieku Paul Valéry pisał: Zakładając, że wielka transformacja, którą przeżywamy i która wprawia nas w ruch, nadal trwa, dopełniając zniszczenia tego, co pozostało z dawnych zwyczajów, i zupełnie inaczej artykułując potrzeby i sposoby życia, można się spodziewać, że już wkrótce nowa era wyda na świat ludzi niezwiązanych z przeszłością żadnym nawykiem umysłu.1 Słowa Valéry’ego zabrzmiały aktualnie właśnie teraz, jakby zostały zapisane na dzisiejszą okazję, a nie ponad pół wieku temu. Francuski eseista nie zna jeszcze procesów 1 Cytuję za: G. Marcel: Mądrość i poczucie sacrum. Tłum. K. Chodacki i P. Chołda. Kraków 2011, s. 61. globalizacyjnych, nie podejrzewa zmian, które przyniesie Internet. Valéry nie podważa zresztą potrzeb młodych ludzi, w ogóle nie wyrokuje i nie wyrzeka – skupia się na diagnozie. A jest ona taka: ludzie, którzy przychodzą, niekoniecznie czują się związani z dziedzictwem. Nieciągłość jest faktem, a ów fakt stanowi wyzwanie dla edukacji, zarówno dla tej edukacji średniej, jak i wyższej. Zresztą nie należy tutaj nawet niczego dzielić, nie ma dwóch kondycji edukacyjnych. Raczej należałoby się zastanowić, jak konwergencyjnie akademickość przystosować do innych potrzeb, a szkolnictwo średnie nastawiać akademicko od samego początku kształcenia. Akademickość domagałaby się translacji do liceum. Inaczej nieciągłość kulturowa i cywilizacyjna stanie się ogromną zaporą dla komunikacji i szarzej dla życia wspólnotowego. Jestem przekonany, że edukacja, szczególnie szkolnictwo wyższe, przesądzi o funkcji globalizacji we wszystkich jej mechanizmach (produkcja, zarządzanie, informacja, technologia). Peter Mayo z Uniwersytetu Maltańskiego powiada, że „globalizacja jest pomyślana jako pojęcie kompletne, zawierające w sobie wymiar zarówno ekonomicznym jak i kulturowy, będące nierozłącznie splecione” 2. Znajdujemy się wewnątrz globalizacyjnego ruchu. Trudno zatem w tej chwili orzec, dokąd to wszystko zmierza. Niezwykle trudno ustalić, jaka postawa byłaby najbardziej odpowiednia. Wiele środowisk, m.in. środowiska akademickie, wyrażają swoje niezadowolenie i zatroskanie o przyszłość. W tej sytuacji można by przytoczyć opinię amerykańskiego antropologa Ralpha Lintona, którą wyraził w książce pt. Kulturowe podstawy osobowości z 1945: „Nowych wynalazków społecznych dokonują ci, którzy cierpią w istniejących warunkach, a nie ci, którzy czerpią z nich korzyści”. Ta opinia wskazuje na następujący trop: zmian chcą ci, którzy są niezadowoleni. Z niezadowolenia może wyniknąć sporo dobrego. Musiałoby to jednak być niezadowolenie bazujące na odpowiedzialności. Jeśli uniwersytet – ten uniwersytet typu sokratejskiego, jak zwykliśmy mówić, uniwersytet, który stawia pytania, a nie uchodzi tylko za fabrykę dyplomów – ma na celu kształcenie i formowanie człowieczeństwa, a nie tylko informowanie i dozowanie informacji, to musi być kontynuacją procesów rozpoczętych w szkole średniej. Szkoła średnia jest 2 P. Mayo: Globalizacja, demokracja i rynek szkolnictwa wyższego. W: Wolność, równość, uniwersytet. Pod red. C. Kościelniaka i J. Makowskiego. Warszawa 2011, s. 138. miejscem pierwszych wielkich pytań i wzięcia w nawias tego świata, który się dotąd znało. Moim zdaniem projekt „Nowoczesny uczeń w nowoczesnej szkole” zmierzył się przynajmniej w jakimś stopniu z tą rolą kwestionowania status quo. Przyczynił się do uświadomienia uczniom nauczycielom, że szkół średnich, zaangażowanie w pracownikom naukowym, niekonwencjonalną wykładowcom, edukację łączy się z odpowiedzialnością. Nowoczesność bowiem polega przede wszystkim na podjęciu wyzwań globalnego jutra w pełnej odpowiedzialności. Nowoczesność to odpowiedzialność – zarówno obywatelska, jak i ludzka. Uniwersytet to nie tylko miejsce. Średniowieczna idea uniwersytetu, czyli idea, która ma status najbardziej źródłowy – to collegium publicum. Słychać w tym pojęciu pewną relację: wspólnotę publiczną, społeczność konstytuującą się w oparciu o łaciński spójnik cum, czyli „razem z”. Życie uniwersytetów to raczej relacje, odniesienia, więzi. Najstarsza nazwa uniwersytetu collegium publicum przekazuje ową ideę relacji w sposób doskonały. Dopiero z wielu kolegiów powstaje uniwersytet – czyli znowu jakby arcyrelacja,. Byłaby przeto ta sieć relacji i powiązań, którą umownie nazywamy uniwersytetem, wielkim i ryzykownym wysiłkiem na rzecz ideałów najwyższej jakości. Gdy nauczanie jest ryzykiem, uniwersytet i liceum stają się najbardziej ryzykownym przedsięwzięciem, jakie możemy sobie wyobrazić. Po impulsie średniowiecznym uniwersytet otrzymał drugi impuls w postaci filozofii oświeceniowej. Oświecenie zmieniło uniwersytet i ten dzisiejszy uniwersytet, ma w jakimś stopniu kształt oświeceniowy. Właśnie w dobie Oświecenia w orbitę spraw uniwersyteckich wprowadzono sferę społeczną. Tadeusz Sławek w związku z tym zagadnieniem notował: Z wywodów Kanta […] wynikają dla ludzi uniwersytetu, jako ludzi Oświecenia, dwa wnioski. Po pierwsze, że rolą uniwersytetu w kształtowaniu societas civilis jest odnowienie znaczenia tego, co publiczne, tego, co między ludźmi. To zaś można osiągnąć na dwa nierozerwalnie splecione ze sobą sposoby: ucząc tak, aby poszerzała się grupa tych, których Kanta nazywa „światem czytającym”, ludzi niezawiśle i krytycznie myślących, oraz praktykujących mówienie w swoim imieniu, mówienie, które nie jest jakby przygotowane poza nami, nie jest mową związaną politycznymi czy ideologicznymi tezami.3 3 T. Sławek: Uniwersytet i to, co między ludźmi. „Nauka. Kwartalnik” 2009, nr 2, s. 27. Jednak akademickość i społeczeństwo nie idą w parze (Kantowski „świat czytających” to w naszych czasach niewielka garstka). Mechanizmy rynkowe bowiem nie są motorami najgłębszych studiów i największych odkryć, jak wiadomo. Motorem tym jest raczej niezadowolenie. Czy uniwersytet byłby gotowy na przyjęcie dnia dzisiejszego takim, jaki on jest? Na wpuszczenie do głów i do sal wykładowych chaosu i pomieszania, które towarzyszy współczesności i demokracji? Czy na uniwersytecie spotykają się ludzie czujni i odpowiedzialni? Czy figura otwartych oczu jest figurą uniwersytetu? Tak jak w średniowieczu, u samego zarania uniwersytetu, najwięcej mówiło się o sojuszu uniwersytetu z nauką prawa (pierwsze studium generale w Bolonii swój początek zawdzięcza odkryciu kodeksu Justyniana Wielkiego i komentarzowi jego ustaw)4, tak dzisiaj szuka się sojusznika dla uniwersytetu w społeczeństwie demokratycznym i w przemyśle. Ta droga niestety nie należy do najlepszych. Uniwersytet pyta – jest znakiem pytającym, instytucją-pytajnikiem w dzisiejszym świecie, choć niektórzy tzw. specjaliści różnych wąskich dyscyplin w ogóle nie biorą pod uwagę wątpliwości czy niepewności. Uniwersytet, pomimo swych nowych ról i misji, powinien być azylem duchów, które pytają, ale także tych, które przeczą; osobników, na których skończył się popyt, których rynek wypluł, gdyż poświęcili swe życie dyscyplinom najbardziej zbędnym z punktu widzenia doraźnej krzątaniny. Uniwersytet musi być schronieniem dla niepotrzebnych sztuk i rękodzieł refleksji. Uniwersytet spełnia benedyktyńskie dzieło, ale mógłby je dobrze spełniać, jeśli będzie przedłużeniem tak pojętej edukacji w szkole średniej. Szkoła średnia nie powinna nastawiać na uzus, na doraźny zawód. Takie człowiek nie odnajdzie się w murach uniwersytetu. Gdy mówimy o związkach uniwersytetu z demokracją i życiem praktycznym, warto może jeszcze wspomnieć o dwóch sprawach. Po pierwsze, uniwersytet, od swoich średniowiecznych początków, kształcił tyle w kanonie wiedzy teoretycznej, ile w zakresie rozmaitych intelektualnych wartości wyrażonych w klasycznym schemacie siedmiu sztuk 4 Więcej na ten temat por.: A. Dębiński: Znaczenie prawa dla rozwoju nauki w średniowieczu. W: Czasy katedr – czasy uniwersytetów. Źródła jedności narodów Europy. Red. W. Sajdek. Lublin 2005, s. 23-38. wyzwolonych, a także umiejętności praktycznych, takich jak medycyna. Był więc mocno powiązany ze społeczną praktyką. Po wtóre, uniwersytet był przez wieki, dzięki swoim wydziałom teologii i filozofii (i ogólniej – humanistyki), miejscem pielęgnacji i kreacji wartości, jeżeli można to tak określić jednym z najważniejszych depozytariuszy systemu aksjologicznego społeczeństwa.5 Chronienie dawnej mądrości mistrzów, wybieranie tego, co mądre do ochrony, byłoby ważną rolą uniwersytetu i szkoły średniej. Wszystko bowiem, co dokonuje się na uniwersytecie, wiąże się z wyborem: od kanonu literackiego począwszy, a skończywszy na chemicznych odczynnikach. Wybór konstytuuje uniwersyteckość (wybór jest młodszym bratem wolności). Cała wiedza jest po to, by powoli stawać się czymś innym, by się zmieniać. Ucząc się arytmetyki, studiując, prowadząc badania naukowe, oddając się lekturze, pisząc eseje i rozprawy, pomnażając interpretacje, zgłębiając różne akademickie dyscypliny, zakładamy, że się zmienimy, że samych siebie i świat zmieniamy, że dojdzie prędzej czy później do wielkiej metamorfozy. Uniwersytet jest po to, by wszystko się zmieniało i poruszało. Wiedza to proces stawanie się czymś innym – taki pogląd głosił znany fenomenolog Max Scheller (1874-1928). Zmieniamy się pod wpływem wiedzy tak mocno, że chcemy tworzyć i nazywać świat na nowo, jak gdyby został stworzony przez nas od początku parę minut temu. Człowiek uniwersytetu wierzy naiwnie, lecz naiwność to szczęśliwa, że po raz pierwszy i jako pierwszy pojął różnorakie zjawiska, a także procesy zachodzące w świecie, wśród ludzi i w głębi ludzkich serc; że nauczył się siebie. Wiedza jest w dużym stopniu przedsięwzięciem wyobraźniowym. Z kolei wyobraźnia to przyczyna największej kreacji i innowacji. Zagrożeniem dla wyobraźni jest nie tyle dzisiejsze bogactwo obrazów, sytość informacyjna, nieumiarkowanie w przyswajaniu aplikacji z wszelkich dziedzin, digitalizacja umysłu i wrażliwości, lecz brak rozmowy i dialogu. O ile z obrazami można sobie jakoś poradzić, to z brakiem rozmowy nie. Wielkie 5 K. Z. Sowa: Gdy myślę uniwersytet…, Kraków 2009, s. 17. zdobycze techniczne kiełkują w głowach marzycieli jako coś niepewnego, niewyraźnego. Nie są to kalkulacje nastawione na przedsiębiorczość. Cała technika jest spełnianiem marzeń. Nie należałoby nastawiać uczniów na tzw. karierę. Kariera istotnie – jako słowo w języku polskim – pochodzi od biegu, wyścigu. Współzawodnictwo, konkurencja są potrzebne. Ale kariera za wszelką cenę, czyli najczęściej za cenę utraty siebie jest głęboką pomyłką. Ani szkoła, ani uniwersytet nie jest miejscem robienia kariery, lecz spełniania siebie w kreowaniu. Świat jest pełen „krzątactwa” na wielką skalę, skalę globalnie krzątającą się, machania gorączkowego rękami, ruchu bez kierunku i sensu, nerwowego kręcenia się dookoła własnych osi legionów całych ludzi przeciętnych niebezpiecznie, robiących wokół siebie zamieszanie, celebrujących własną wielką małość, ale prawdziwych karier nie jest dużo. Bieganina bezowocna, krzątactwo celebranckie wokół swej osoby to rodzaj ars parasitica, czyli praktyki pasożytniczej. Te to właśnie praktyki najbardziej wyjaławiają nas wszystkich wszędzie (także na uniwersytecie) – i naszą areną publicznych spraw, czyli „respublikę”. Demokracja to częściowo przystanie na to, że przeciętni będą mieli władzę. Demokracja to do pewnego stopnia podpisanie ugody z bylejakością, podanie sobie ręki z garbarzami i producentami trąbek. Wiedział to i Perykles, i Arystoteles, i Tukidydes, a także wielki Eurypides. Gorzej, gdy ludzie o sprawnościach daleko niższych od przeciętnej zaczynają uchodzić za wielkie gwiazdy, za mędrców, mentorów, ambasadorów piękna i dobra. Te postawy winny być w szkole naświetlane, na studiach jest już często na to za późno. Kreowanie jest tworzeniem z niczego, ex nihilo, kreowanie największe tam, gdzie największa bieda. Kreowanie to apogeum wysiłków psyche w nas, ale te wysiłki są na miarę ciała, są także cielesne. Zagrożeniem dla wyobraźni jest nie tyle dzisiejsze bogactwo obrazów, sytość informacyjna, nieumiarkowanie w przyswajaniu aplikacji z wszelkich dziedzin, digitalizacja umysłu, lecz brak rozmowy i dialogu. Choć uniwersytet jest projektem naukowym i edukacyjnym, czyli łączy czynności naukowych badań z koniecznością nauczania, to jednak jest to przede wszystkim projekt należący do wielkiego dominium wyobraźniowego i dialogowego.