Gazeta Radomska
Transkrypt
Gazeta Radomska
ISSN 2082–2308 MIESIĘCZNIK REGIONU RADOMSKIEGO STRONA 7 GAZETA BEZPŁATNA | NAKŁAD 10 000 EGZ. Nr 6 | kwiecień 2011 STRONA 2 Literacko na wiosnę Honorowy obywatel Radomia Czas płynie. Już po raz 34. Miejska Biblioteka Publiczna w Radomiu zorganizowała Radomską Wiosnę Literacką. Lech Kaczyński został dziewiętnastym Honorowym Obywatelem Radomia. To także Twoje miejsce na reklamę Prosimy o kontakt e-mailowy: [email protected] lub tel. 605602977 fot. J. Madejski Wielkanoc w „Cepelii” Ś więta Wielkanocne poprzedzają częstsze niż zazwyczaj wizyty w sklepach, marketach, na targowiskach. Kupujemy półprodukty do wypieków, dań wielkanocnych, wystroju świątecznych stołów, na których pojawiają się cukrowe baranki, palemki, barwne pisanki i kraszanki. Wybraliśmy się do „Cepelii”. Sklep przyul.Niedziałkowskiegonadalcieszy się powszechnym zainteresowaniem, a dokonywane tu zakupy satysfakcjonują omijających bazarową bylejakość. Przed laty Centrala Przemysłu Ludowego i Artystycznego (tak tłumaczono skrót „Cepelia”) teraz to po prostu „Cepelia” Polska Sztuka i Rękodzieło spółka z centralą w Warszawie przy ul. Chmielnej. W radomskiej „Cepelii” cieszą wzrok różnobarwne pisanki. Ludowe wzory wymalowano na „wydmuszkach” i drewnianych jajkach z rejonu Krakowa, Częstochowy, Rzeszowa, Radosnych Świąt Wielkanocnych, wypełnionych nadzieją budzącej się do życia wiosny. Pogody w sercu i radości płynącej ze Zmartwychwstania Pańskiego oraz smacznego święconego w gronie najbliższych Mieszkańcom Powiatu Radomskiego wykonane wg tradycyjnych wzorców obowiązujących na Mazowszu, Kurpiach, Śląsku, Podhalu. – Odwiedzają nas całe rodziny z dziećmi – mówi Bożena Pyszczek ze sklepu „Cepelia”. – Jedni tylko oglądają wyroby ludowego rękodzieła, inni kupują... Goście z zagranicy tradycyjnie już zaopatrują się w „Cepelii”. Choć asortyment u nas droższy niż na bazarach, nadal cieszy się uznaniem. Po prostu ma wyrobioną markę przez lata. Każdego roku starają się w „Cepelii” na niewielkiej powierzchni zaprezentować świąteczną dekorację. Zgromadzić najbardziej poszukiwany towar. J.M. Mieszkańcom Gminy Jastrzębia życzenia wielu radosnych chwil na święta Wielkanocne, serdecznych spotkań rodzinnych i smacznego jajka składają Wójt – Zdzisław Karaś Przewodniczący Rady Gminy – Zygmunt Kamiński Radni i Pracownicy Urzędu życzą Starosta Mirosław Ślifirczyk Opola, Łowicza. Piękne palmy z Lubartowa prezentowane są w osiemnastu rodzajach. Jedenastoletnia Weronika i jej sześcioletnia siostra Hania przyszły do „Cepelii” z mamą i babcią. Wybierały pisanki. Na jednej z nich namalowany był bocian, na innych kwietne wzory – czerwone, zielone, niebieskie. Mama dziewczynek kupiła koszyk do święconki. Ktoś inny słomianego baranka z barwionej słomy ze spółdzielni „Wiklinianka”. Zachwycano się ozdobami na świąteczny stół z Budzowa pod Częstochową. Nie uświadczysz tu kiczu, wszystko ładne, estetycznie Przewodniczący Rady Powiatu Tadeusz Osiński Ambasador W radomskim Niemiec w WSH starostwie O stosunkach i współpracy polskoniemieckiej, stereotypach dotyczących Polaków oraz o warunkach prastr. 8 cy w Niemczech. Z biegiem lat przyzwyczajono nas do tego, że jeżeli czegoś nie można ulepszyć, to na pewno można to... pogorstr. 9 szyć. 2 AKTUALNOŚCI Nr 6 • kwiecień 2011 OD REDAKCJI Drodzy Czytelnicy Oddajemy ten numer gazety wiosną. Święta za pasem, a wraz z nimi zwyczaje wielkanocne, o których nie mogliśmy nie wspomnieć. Radom nam pięknieje. Teraz, gdy pora kwitnienia czyni wszystko wkoło barwne i radosne, tym bardziej dostrzegamy uroki miasta. Przekażmy tę radość odradzającego się życia w przyrodzie bliskim. Dajmy odpór ponurakom. Uśmiechajmy się do siebie. Naszym Czytelnikom życzymy pogody ducha, wielu satysfakcji, rodzinnego ciepła przy świątecznym stole. Jerzy Madejski redaktor naczelny Z RÓŻNYCH STRON MIASTA kal przeszedł niebywałą metamorfozę – jego wystrój to skok w XXI wiek. Kolorystyka w brązach, beżach i pomarańczy, ekrany na menu, nowoczesne meble i oświetlenie sprawiły, że bar jest nie do poznania. Za to dania jak dawniej – smaczne i tanie. Tunelem na własne ryzyko Przejście przez tory na ul. Słowackiego jest wyjątkowo niebezpieczne. Można przejść nad torami wiaduktem, ale droga jest znacznie dłuższa. Nieco krócej tunelem pod torami. Tylko że to przejście, wydawać by się mogło najwłaściwsze, wiąże się z dużym ryzykiem, także za dnia. Niejeden stracił tu portfel, komórkę, zdarzały się pobicia. Przejście nie tylko jest niebezpieczne. Brudno tu i ponuro... Dla archeologów Konkurs – pod patronatem Kolegium Licencjackiego UMCS w Radomiu – organizują: SCM „Arka”, ZSP im. Józefa Brandta, ZSO nr 4 im. Polskich Olimpijczyków i ZSO nr 6 im. Jana Kochanowskiego. Młodzieży, do piór! Bar jak nowy Ruszył VI Regionalny Konkurs Literacki – w tym roku poświęcony Marii Curie– Skłodowskiej. Do 13 maja uczniowie szkół gimnazjalnych, ponadgimnazjalnych oraz studenci z terenu Radomia mogą nadsyłać prace w następujących kategoriach: pojedynczy utwór prozatorski lub dramatyczny inspirowany życiem i działalnością noblistki, pojedynczy utwór prozatorski lub dramatyczny o tematyce dowolnej (do 5 stron formatu A4). Prace można nadsyłać pod adresem e-mail: [email protected] wraz z krótką informacją na temat autora (imię, nazwisko, wiek, adres, telefon, nazwa i adres szkoły, nazwisko opiekuna) oraz dopisek „VI Regionalny Konkurs Literacki”. Rozstrzygnięcie 23 maja o godz. 17 w SCM „Arka”, przy ul. Chrobrego 7/9. Trwający przez dziesięciolecia i znany chyba wszystkim radomianom bar przy ul. Moniuszki w budynku „Sezamu” znów otwarty. W trakcie remontu lo- Bar „Sezam” w nowej krasie Kamienica Starościńska przy ul. Grodzkiej 8 ożyje. Spółka Rewitalizacja otrzymała na renowację i przebudowę budynku ponad 2 mln zł z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Mazowieckiego na lata 2007–2013. Po generalnym remoncie na piętrze i poddaszu kamienicy znajdować się będą pomieszczenia stacji archeologicznej Instytutu Archeologii i Etnologii Polskiej Akademii Nauk. W piwnicach i na parterze zaplanowano utworzenie ekspozycji pokazującej wykopaliska archeologiczne i historię zamku radomskiego. Znajdzie się tu również miejsce na spotkania harcerzy Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej. Wokół budynku utworzony zostanie parking oraz dwa skwery. Prace pochłoną prawie 3 mln zł, z czego 2,1 mln zł pochodzić będzie właśnie z funduszy unijnych. Zakończenie inwestycji przewidziane jest na czerwiec 2012 roku. Czytelnicy piszą List ze Lwowa Gazetę naszą czytają także w Wiedniu, Lwowie, Londynie. Dzięki osobistym kontaktom przesyłamy kilkanaście egzemplarzy do najstarszego związku polonijnego w Austrii „Strzecha”. Wysyłamy ją przyjaciołom pracującym od lat w Londynie, którzy nieustannie podkreślają swoje związki z Radomiem. We Lwowie gazeta dociera do Muzeum Historycznego Miasta Lwowa, którego wicedyrektor Taras Rudko jest z Radomiem zaprzyjaźniony od lat poprzez kontakty z Muzeum im. Jacka Malczewskiego i z WSH. Lwowianin, Polak, tłumacz z języka ukraińskiego na Polski, pan Andrzej Otko utrzymuje z redakcją stale kontakty listowne, a my dzięki jego uprzejmości możemy informować czytelników co słychać w dawnej stolicy Galicji. W ostatnim liście nadeszła recenzja, której fragmenty pozwalamy sobie zamieścić za zgodą autora, którego piękny styl polszczyzny potwierdza stały kontakt z literaturą polską i ojczystym językiem. „Szanowny Panie Redaktorze! To właśnie ślady osobistego zaangażowania Pana i zespołu redakcyjnego stanowią gwarancję, że „Gazeta Radomska” nie będzie nigdy upodabniać się do „tabloidów” i politycznie zaangażowanych pism (które przedstawiają wartość tylko dla działaczy i ich kumpli). Pismo pociąga swoją otwartością, zainteresowaniem problematyką, która jest chyba bliska większości obywateli Radomia. Wielką zaletą, moim zdaniem, jest rzetelny patriotyzm (chyba nie tylko lokalny), przy braku patosu i obiegowych wytartych sloganów. Dobrze prezentuje się szata graficzna, zwłaszcza połączenie współczesnych barwnych ilustracji i dawnych motywów w odcieniu sepii. Bez wątpienia zaletą pisma jest różnorodność tematyki. Mnie podobają się teksty dotyczące historii i zabytków (jest to może skutkiem tego, że nie znam realiów współczesnego miasta, ale wolę myśleć, że wynika to z ich jakości)… Reasumując powiem, że główną zaletę „Gazety Radomskiej” widzę w jej „osobistym” charakterze, co chyba nie jest zbyt typowe dla prasy (chociaż zdarzało się nieraz – znane jest np. wydawane przez kilka lat całkowicie osobiste czasopismo abbe, Prevost,a). Proszę tak trzymać! PS Tak długo guzdrałem się z pisaniem tego listu, że w końcu zrobiła się wiosna. Powyłaziły pierwsze kwiatki i widziałem z naszego podwórka klucz lecących na północ dzikich gęsi. No to już powinno być lepiej! Raz jeszcze serdecznie pozdrawiam Andrzej Otko Honor dla prezydenta Lech Kaczyński został dziewiętnastym Honorowym Obywatelem Radomia. Jak się można było spodziewać, decyzja wzbudziła kontrowersje. W dobie trwającej od kilku lat „wojny polsko-polskiej” propozycja radomskich radnych PiS, by uhonorować prezydenta Kaczyńskiego, wywołała sprzeciwy. Dyskusja przeniosła się głównie do internetu. W uzasadnieniu do wniosku o przyznanie Lechowi Kaczyńskiemu honorowego obywatelstwa czytamy: „Wszystko, co czynił za życia Pan Prezydent Lech Aleksander Kaczyński, wynikało z poczucia i obowiązku służby i miłości dla Ojczyzny i drugiego człowieka. [...] Pośmiertne nadanie tytułu Honorowego Obywatelstwa Miasta Radomia [...] jest wyrazem Naszej wiekopomnej pamięci Pierwszemu Obywatelowi Niepodległej Polski, który złożył ofiarę życia dla Ojczyzny i wszystkich Jej obywateli”. Nie wszyscy się z tym zgadzają. Mateusz Tyczyński, członek radomskiej PO i szef Młodych Demokratów rozpoczął na Facebooku dyskusję. Prezentowali się tu zwolennicy i przeciwnicy pomysłu uhonorowania Lecha Kaczyńskiego. Liczba tych drugich zdecydowanie przeważała. Swoje negatywne stanowisko co do pomysłu radnych PiS przedstawili też na sesji rady miejskiej Młodzi Demokraci. Stwierdzili m.in.: „Trudno doszukać się jakichkolwiek zasług Lecha Kaczyńskiego dla Radomia. Prezydent Kaczyński jedynie raz złożył w naszym mieście krótką wizytę i na tym jego związki z Radomiem się kończą”. Również poseł PO Radosław Witkowski na swoim blogu napisał m.in.: „To bardzo zły pomysł, który wprowadzi do radomskiego samorządu atmosferę awantury, jaką doskonale znam z sali sejmowej. Honorowe obywatelstwo nadaje się za szczególne zasługi dla miasta. A co zrobił dla Radomia Lech Kaczyński? Na to wszystko odpowiadał radny PiS Jakub Kowalski na – a jakże – Facebooku: „Honorowe obywatelstwo to nie tylko wyróżnienie za zasługi dla miasta. To wyróżnienie za całokształt, postawę i godne zapisanie się w historii. To także wyraz szacunku dla danej osoby”. W sobotę 9 kwietnia, w przeddzień rocznicy katastrofy smoleńskiej, odbyła się nadzwyczajna sesja Rady Miejskiej. Oprócz radnych byli na niej obecni m.in. posłowie, księża, w tym biskup senior Edward Materski i Jacek Sasin, współpracownik Lecha Kaczyńskiego w kancelarii prezydenta. To on właśnie w imieniu rodziny, współpracowników i przyjaciół śp. prezydenta podziękował radomianom za inicjatywę jego uczczenia. W głosowaniu za nadaniem honorowego obywatelstwa Lechowi Kaczyńskiemu było 14 radnych PiS i Włodzimierz Bojarski z PSL, przeciw 6 radnych z PO i niezależny Piotr Szprendałowicz. Wniosek przeszedł. Dodajmy, że radni SLD nie wzięli udział w głosowaniu na znak protestu – wcześniej radni PiS odrzucili ich kandydaturę Józefa Grzecznarowskiego na Honorowego Obywatela Radomia. Sesja zakończyła się odczytaniem przez historyka Dariusza Żytnickiego deklaracji powołania społecznego komitetu budowy pomnika śp. Lecha Kaczyńskiego. AKA Honorowi Obywatele Radomia: Antoni Czortek, Ignacy Daszyński, Maria Fołtyn, Mirosław Hermaszewski, Jan Paweł II, Lech Kaczyński, Piotr Klimuk, Leszek Kołakowski, Bolesław Limanowski, Edward Materski, Michaił Orłow, Kazimierz Paździor, Józef Piłsudski, Edward Śmigły-Rydz, Włodzimierz Sedlak, Tadeusz Sołtyk, Andrzej Wajda, Lech Wałęsa, Zygmunt Zimowski. Redaktor naczelny: Jerzy Madejski Wydawca: Wyższa Szkoła Handlowa w Radomiu ul. Traugutta 61, 26-600 Radom, tel (48) 363 22 90, e-mail: [email protected] Opracowanie graficzne i skład: Mariusz Zając Wszystkie prawa zastrzeżone. 3 MIASTO Sukces gimnazjalistów z Jastrzębi Forum pismaków Każdy specjalizuje się w czymś innym. Dawid Kwaśniewski robi filmy, Dominik Głuchowski animacje komputerowe. Sandra Maniak pomaga kolegom w tych poczynaniach. Niektórzy na stronach internetu zamieszczają swoje wiersze. Nad wszystkim czuwa pani Małgorzata Grabowska, opiekunka internautów z I i II klasy Gimnazjum im. Biskupa Chrapka w Jastrzębi. Jedynego gimnazjum w gminie. Jednego z niewielu w Polsce, które może poszczycić się wyjątkowym sukcesem. Zdobyciem Tytułu Mistrza Internetu, dzięki zajęciu I miejsca w konkursie na stronę internetową gimnazjum... „Forum Pismaków” to najstarszy ogólnopolski konkurs gazetek szkolnych, organizowany w Wałbrzychu od 1996 roku. W br. odbyła się 16. edycja konkursu w znacznie poszerzonej formule. Obecnie to konkurs dla młodych dziennikarzy, nie tylko prasowych. Uroczystą galę w dniu 1 kwietnia poprzedziły dwudniowe warsztaty dla nagrodzonych uczniów i opiekunów szkolnych redakcji. Od czternastu edycji Forum współorganizuje Fundacja Nowe Media. Po raz kolejny patronat objęło Ministerstwo Edukacji Narodowej. „Forum Pismaków” wyróżniając gazetki promuje jednocześnie samodzielność myślenia. Premiowane są takie wartości, jak umiejętność dialogu i argumentowania, obiektywizm, szacunek dla oponentów. Punktacji podlega różnorodność tematyki i form wypowiedzi dziennikarskiej, oraz estetyka gaze- tek, choć profesjonalizm wydania (kolor, lepszy papier) nie ma wpływu na ocenę. Jury docenia odwagę autorów, przejawiającą się w podejmowaniu istotnych dla społeczności uczniowskiej problemów, oraz obiektywizm w ich prezentowaniu. Cechą najbardziej poszukiwaną jest oryginalność. Forum wyróżnia te gatunki, które tworzą nową jakość w świecie szkolnych mediów – bez kopiowania z innych środków przekazu, oraz wykraczające zainteresowaniami i aktywnością poza utarte ścieżki. mad Podczas Radomskiego Spotkania Podróżników o lataniu opowiadał Sebastian Kawa, z zawodu lekarz, z zamiłowania żeglarz i przede wszystkim multimedalista mistrzostw Świata i Europy w lotach szybowcowych. 3 Igor Marszałkiewicz, który po ostatnich wyborach wszedł do sejmiku Mazowsza z listy PiS, zrzekł się mandatu radnego – wybrał funkcję zastępcy prezydenta Radomia. W miejsce Marszałkiewicza do sejmiku wszedł Jan Rejczak. A w Mazowieckim Centrum Sztuki Współczesnej „Elektrownia” wernisaż wystawy Hanny Wojdały-Markowskiej „Malarstwo i tkanina”. 4 Dominika Kozakiewicz i Aneta Kuraś, uczennice Zespołu Szkół Zawodowych im. Jana Kilińskiego w Radomiu, zdobyły złoty medal na Międzynarodowych Targach Poznańskich za projekt dwufunkcyjnej torby młodzieżowej. To piąty złoty medal, jaki zdobyli uczniowie szkoły na poznańskich targach. Z kolei Dominika Siedlecka i Jolanta Kopeć, studentki wzornictwa na Politechnice Radomskiej przywiozły z Międzynarodowych Targów Poznańskich dwa złote medale: Dominika za kolekcję wzorów obuwia męskiego inspirowaną twórczością Jeana-Michela Basquiata, a Jolanta za projekty obuwia ortopedycznego. Justyna Kozdryk, zawodniczka Kraski Jasieniec i Radomskiego Stowarzyszenia Sportu i Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych „Start” została rekordzistką świata. Podczas Igrzysk Światowych Sportów Siłowych w USA w konkurencji wyciskania sztangi leżąc w kategorii wagowej 47 kg podniosła ciężar 120 kg. 7 – Najwięcej jesteśmy w stanie nauczyć się podczas zajęć praktycznych. Tym chętniej się uczymy, gdy sprawia nam to radość – powiedział E. Zieliński Każdy miał okazję wcielić się w rolę prawdziwego fotografa bądź modela. Pomimo że profesjonalny sprzęt do lekkich nie należy, nawet najmłodszy uczestnik warsztatów 7-letni Szymon z pomocą Edwina poradził sobie z nim perfekcyjnie. Warsztaty uświetnił pokaz sztuczek magicznych w wykonaniu Maćka z WSH. Sobotnie popołudnie minęło bardzo szybko. Wolontariusze zapewnili, że to nie była ich ostatnia wizyta w hospicjum. Milena Kurowska Wolontariusze z WSH zorganizowali zajęcia dla podopiecznych Hospicjum Królowej Apostołów w Radomiu. Studenci, jak sami przyznają, wiosnę mają w sobie i chcą się nią dzielić. Zajęcia odbyły się 9 kwietnia. Wolontariusze zorganizowali warsztaty fotograficzne dla dzieci i młodzieży – podopiecznych Hospicjum Królowej Apostołów. Zajęcia z fotografii poprowadził młody radomski fotografik – Edwin Zieliński. Po wprowadzeniu wszystkich w świat fotografii, jedna z sal hospicjum zamieniła się w prawdziwe studio fotograficzne. Kinematografia bez tajemnic Podczas spotkania z cyklu „Co każdy kinomaniak wiedzieć powinien?” studenci zadawali pytania o tematyce filmowej, np.: „Jak uzy- Ustanowiony w tym roku Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Przedstawiciele organizacji kombatanckich i władz Radomia złożyli wiązanki kwiatów pod pomnikiem Żołnierzy Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Dzień wcześniej prezydent Andrzej Kosztowniak wręczył 19 uczestnikom II Konspiracji Antykomunistycznej medale herbowe miasta Radomia i pamiątkowe albumy. 1 5 Uśmiech proszę! Studencki Klub Filmowy „CINEMAnia” przy WSH gościł dyrektora kina „HELIOS” Roberta Kaczora. Wydarzyło się w marcu skać zgodę na publiczną projekcję filmów?”, „Jakie filmy najlepiej się sprzedają?”, „Które filmy w Radomiu miały największą oglądalność?”, „Jak dobierać repertuar?” itd. itp. W Radomiu zainteresowaniem cieszą się filmy polskie. Film „Sala samobójców” okazała się hitem kinowym w marcu. Z aplauzem publiczności spotkał się film – „Och Karol 2”. Zainteresowani dowiedzieli się jak funkcjonuje kino oraz jakie są jego struktury organizacyjne. Informacje poszerzyły wiedzę słuchaczy na temat kinematografii. Spotkania tego typu odbywać się będą co miesiąc, może w nich uczestniczyć każdy zainteresowany. Kontakt pod adresem e-mail: cinemania. [email protected]. ETT. Odbyły się kolejne Kusaki czyli plenerowy obrzęd ludowy „Ścięcie Śmierci” w Jedlińsku. Jak zwykle przybyły tłumy. I tak już ponoć od XVI wieku. A tymczasem w Radomskim Klubie Środowisk Twórczych i Galeria „Łaźnia” otwarcie wystawy fotografii Mirosława Dygały, zasłużonego członka Radomskiego Towarzystwa Fotograficznego i Fotoklubu Rzeczypospolitej Polskiej. 8 W „Łaźni” wystawa „Mirosław Kołsut i przyjaciele”. Obok twórczości znanego i cenionego artysty plastyka i rzeźbiarza prezentowane są prace osób z nim związanych, m.in. Andrzeja Brzegowego, Adama Gugały, Leszka Kwiatkowskiego, Sylwestra Zakrzewskiego. 11 W pierwszy, czyli wstępny poniedziałek Wielkiego Postu Wstępy czyli Skaryszewski Jarmark Koński – jedna z największych imprez tego typu w Europie. Około 1500 koni, ponad 10 tysięcy gości, liczni wystawcy, kupcy z całej Europy. Czegóż chcieć więcej? 14-15 VIII Ogólnopolskie Targi Szkół Wyższych Radom 2011. Swoje oferty zaprezentowało prawie 30 uczelni, m.in. Uniwersytet Łódzki, Wojskowa Akademia Techniczna, Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, Wyższa Szkoła Handlowa w Radomiu. 15 Komenda miejska i komenda wojewódzka w Radomiu dostały po alfie romeo 159, zaopatrzonej w fotoradary i wideorejestratory. Samochody rozpędzają się do setki w mniej niż 7 sekund i mogą osiągnąć 235 km/h. Drżyjcie piraci! 18 Szkolne targi, ale tym razem dla gimnazjalistów. Przez dwa dni w hali MOSiR-u prezentowały się szkoły zawodowe, artystyczne i licea. 21-22 W Resursie Obywatelskiej wernisaż wystawy fotografii Teresy, Arkadiusza, Jana, Jerzego i Piotra Kutkowskich „Z drogi”. Czyli rodzina pokazuje, jak fotografuje się świat. 24 Klub Historyczny im. gen. Stefana Roweckiego „Grota” tym razem zaprosił na spotkanie filmowe poświęcone Żołnierzom Wyklętym. Można było obejrzeć filmy dokumentalne „Orlik” – o majorze Marianie Bernaciaku, dowódcy powojennej partyzantki AK-WiN oraz „Żubryd” dotyczący działalności kapitana Antoniego Żubryda „Zucha”. 25 27 28 W radomskim teatrze premiera – „Brat naszego Boga” Karola Wojtyły, w reżyserii Andrzeja Rozhina. Ruszył nabór do przedszkoli. Dla trzy– i czterolatków przygotowano w mieście prawie 4200 miejsc. 4 D AW N Y C H W S P O M N I E Ń C Z A R Verba volant, scripta manent W kolejnym odcinku wspomnień przenosimy się w czasy gazet i czasopism, które, jak np. „Dookoła Świata” pisały o odległych konty- nentach, poruszały tematy pełne czaru i egzotyki. Były to także czasy radia. Telewizja skromnie dawała o sobie znać. Muzyka rozrywko- Nr 6 • kwiecień 2011 wa rozpowszechniała się m.in. dzięki pionkowskiej wytwórni „Pronit” produkującej czarne krążki. Słońce za pazuchą serem. Pomidory, jabłka i ogórki stanowiły uzupełnienie posiłku w witaminy. Papryka była w tym czasie warzywem w Polsce nieznanym, o bananach niewielu słyszało, a pomarańcze były rarytasem dodawanym do świątecznych paczek na imprezach choinkowych w zakładach pracy rodziców. Do rzadkości należały radiowe odbiorniki tranzystorowe. Jeśli ktoś miał na kocu takie radio np. marki „Szarotka” skupiali się wokół niego znajomi płci obojga, by słuchać „Koncertu życzeń” czy „Muzyki i aktualności”. Prasa, radio i inne rozrywki W kioskach RSW Prasa Książka „Ruch” można było kupić, oprócz kilku gatunków, papierosów, z których wśród młodzieży największą popularnością cieszyły się „Mewy”, także gazety, regionalne, dzienniki „Życie Radomskie” (mutacja „Życia Warszawy”) i „Słowo Ludu” ( redakcja naczelna mieściła się w Kielcach, w Radomiu był oddział) oraz centralnie wydawaną „Trybunę Ludu”, „Sztandar Młodych”… Ukazywały się też tygodniki: „Polityka”, „Przyjaciółka”, „Kobieta i Życie” (z dodatkiem „Wykroje i wzory”), „Świat”, „Przekrój”, „Film”. Także miesięcznik naukowy „Problemy”. Kiedy zaczęto wydawać ilustrowany tygodnik „Dookoła Świata”, który w pewnym okresie wyparł nawet popularny „Przekrój”, trzeba było nie lada znajomości, by skompletować wszystkie numery. Roczniki można było oprawić u introligatora. W ten sposób zbierałem pokaźnych rozmiarów księgi „Dookoła…”, „ Przekroju”, „ Filmu”, później „Magazynu filmowego”, „Wiadomości filmowych”. Z czasem kompletowałem w ten sam sposób pierwszy polski komiks „Relax”. Miałem znajomą kioskarkę w kiosku na rogu ul. Traugutta i pl. Małgorzatki. Tygodniki odkładała mi do teczki, a właściwie nie tyle mnie, ile mojemu ojcu. On kupował i płacił, a ja zbierałem i składałem kompletując roczniki. Zdarzało się, że nakład któregoś z ilustrowanych tygodników był mniejszy i wtedy nie dla wszystkich wystarczało czasopism. Pani z kiosku stosowała wtedy sprzedaż wiązaną – „Dookoła Świata”, ale tylko razem z „Polityką”, która nie miała w latach 50. zbytu, czasami dodawała jeszcze „Trybunę”. Za wszystkie gazety, także i te dodatkowe, czasami ze zwrotów z dnia poprzedniego, trzeba było płacić normalną cenę. W kioskach były nie tylko gazety i czasopisma, także przybory do palenia tj. cygarniczki i szklane lufki, tabaka i papierosy. Tabaki zażywało niewielu. My robiliśmy z jej użyciem przeróżne żarty. Ot, wsypywaliśmy komuś ją do kieszeni, bądź pocieraliśmy ręką pełną tabaki nos delikwenta. Papierosów było bez liku i to wyłącznie niemal polskich, najwięcej – radomskich. W radomskiej „tytoniówce” produkowano „Sporty”, „Ekstra Mocne”, „Płaskie”, „Damskie”, później „Carmeny”. Z innych fabryk m.in. z krakowskich Czyżyn dostarczano „Wawele”, „Belwedery”, „Dukaty”, „Wczasowe”, „Rarytasy”, „Caro”. Pewnie pominąłem kilka marek, łatwiej byłoby spamiętać wódki kolorowe z tamtych czasów, bo oprócz likieru miętowego była jeszcze chyba „żołądkówka” i „żołądkówka gorzka” oraz „pomarańczówka”. Wszyscy namiętnie pijący zaopatrywali się wyłącznie w czystą z czerwoną kartką. Była jeszcze z białą i niebieską. Najdroższa z białą, bo dobrze filtrowana. Gorzały nie brakowało i mówiono, że nigdy nie zabraknie. Półlitrowa butelka przez kilka lat kosztowała 18 zł 50 gr. Później podrożała i pomimo że podwyżek płac nie było, albo były niewielkie, kosztowała aż do dewaluacji złotówki 44,50. Jako dziecko nie znałem smaku wódki ale znałem jej zapach i cenę. Oprócz mamy pozostali członkowie rodziny bliższej i dalszej tj. babka, stryjowie i stryjenki „nie wylewali za kołnierz”, a mnie często posyłano po wódkę, gdy tylko wyrosłem na tyle, by móc wchodzić do kina na filmy od lat 16. Na basenie „Broni”, o którym wspominałem w poprzednim odcinku wspomnień, nie spotykało się pijanych i pijących. Można ich było spotkać w niedzielę poza miastem. Bogatsi latem jeździli do Jedlni-Letnisko i Garbatki-Letnisko – pociągiem. Ci gorzej sytuowani udawali się autobusem linii nr 5 do Kosowa. Nad stawami w lesie biwakowały tłumy: matek z dziećmi, sztubaków, statecznych ojców i nieodpowiedzialnych lowelasów. W tym rojowisku ocierających się o siebie półnagusów bez koszul w spodniach z podwiniętymi nogawkami, w sporządzonych naprędce nakryciach głowy z chustek z zawiązanymi rogami, brylowały świadome swej urody kobiety. Nie spotykało się samotnych. Jeśli nie towarzyszyli im mężczyźni, łączyły się w stada z chichotającymi radośnie koleżankami. Nie był to jeszcze czas grillów, fast foodów i rozbudowanej gastronomii. Na leśnych ścieżkach i nad wodą sprzedawano lody „pingwiny”, jedyny wówczas gatunek mrożonych specjałów, oraz oranżadę. Saturatory z wodą sodową, zwaną złośliwie „gruźliczanką”, pojawiły się znacznie później w pobliżu sklepu spożywczego na końcowym przystanku „piątki”. Po prostu potrzebne było zasilanie elektryczne do wózków saturatorowych. Na niedzielnych festynach pojawiał się też pan z watą na patyku i kobiety z obwarzankami. Stali bywalcy zabierali ze sobą kanapki i napoje sporządzane w domu. Wędliny były drogie, dlatego pajdy chleba smarowało się smalcem, przygotowywano je też z masłem i żółtym Na falach eteru Pierwsze telewizory pojawiły się w Radomiu w połowie lat 50., jeszcze nie na masową skalę. Kto miał takie „radio z lufcikiem” (tak nazwał telewizor felietonista „Ekspresu Wieczornego” Stefan Wie- checki „Wiech”) zapraszał sąsiadów, albo sąsiedzi sami się do niego wpraszali, by oglądać „Dziennik” czy transmisje „na żywo” Teatru Telewizji, prezentującego np. teatr sensacji „Kobra” . Telewizja, najpierw z jednym programem, dwa razy w tygodniu, później z dwoma programami, przebijała się wolno, wypierając radioodbiorniki. Póki co, słuchaliśmy radia… Sobota była jeszcze dniem pracy. Wolne soboty, o czym nie wszyscy już pamiętają, przyszły razem z „Solidarnością”. Wieczorem w sobotę po pracy rodzina zasiadała przed radioodbiornikiem, by wysłuchać program rozrywkowy „Przy sobocie po robocie”, albo firmowaną przez Wacława Przybylskiego i Andrzeja Rokitę „Zgaduj-Zgadulę”. Z programów rozrywkowych był jeszcze „Teatr Eterek” (tu teatr uniwersalny eterek, mamy zaszczyt przedstawić profesora Penduszkę – tak się to zaczynało). Ciekawa, szczególnie od strony muzycznej (5) była „Muzyka i aktualności”. Z rana zaspanych radiosłuchaczy budził rześki głos spikera zapowiadając „Gimnastykę poranną”. Leniwi wykonywali przysiady podczas golenia. Ja w oczekiwaniu na ślady pierwszego zarostu żyletek używałem do temperówki (tych, którzy nie pamiętają informuję, że temperówka, albo strugaczka służyła do ostrzenia ołówków, które zbyt często się łamały). W zeszytach pisaliśmy piórem składającym się ze stalówki i obsadki . Stalówkę zanurzało się w kałamarzu z atramentem. W szkołach o uzupełnianie kałamarzy dbała woźna (mężczyźni w tej branży pojawili się dopiero w liceach i wzbudzali większy autorytet). Czego tam nie było w tych kałamarzach: wrzucano muchy, kawałki kredy, resztki gumek do wycierania i innych śmieci… To ułatwiało stawianie kleksów. By atrament nie rozmazywał się na całej kartce zeszytu, nieodzowna była bibuła, dodawano ją do każdego szesnastokartkowego zeszytu. Do szkolnych przyborów należała jeszcze ryga, podkładało się ją pod kartkę w zeszycie z „czystymi „stronami. Wyraźne linijki prześwitywały na drugą stronę kartki i łatwiej było zapisywać na niej treści, czy podpisy pod rysunkami np. z biologii. Ławki z otworami na kałamarze służyły jako boiska do cymbergaja (popularna gra przypominająca mecz piłkarski jeden na jednego – potrzebne były dwie duże monety i jedna mała oraz kostka z plastiku, zastępowana czasami grzebieniem). Grzebień nosił ze sobą każdy, podobnie jak prostokątne lusterko ze zdjęciem jakiejś aktorki, np. Brigitte Bardot, bądź Giny Lollobrigidy. Dziewczęta miały okrągłe lusterka z Gerardem Philipem na odwrocie (innych idoli małolatek nie pamiętam, ale nie byli to jeszcze piosenkarze, bo polscy nie cieszyli się popularnością (Janusz Gniadkowski, Zbigniew Kurtycz), a ci z Zachodu byli prawie nieznani, chyba że ktoś słuchał „Radia Luksemburg” (to dopiero były przeboje!). Era przebojów nastała z chwilą wprowadzenia elektrycznych gramofonów typu „Bambino”. Z czasem winylowe płyty zastąpiły magnetofonowe taśmy, a adaptery – magnetofony… Jerzy Madejski REKLAMA 5 6 HISTORIA Nr 6 • kwiecień 2011 Hubal jakiego nie znamy Znamy majora Hubala z filmu Bohdana Poręby. Znamy go również z „Hubalczyków” Melchiora Wańkowicza. Czy znamy go naprawdę? Przez wiele lat przypisywano mu wszystkie najgorsze cechy stanu szlacheckiego. Emigracyjny historyk Władysław Pobóg-Malinowski napisał: „Był on połączeniem gorącego patriotyzmu, szaleńczego bohaterstwa, ułańskiej fantazji i zbrodniczego warcholstwa”. Utrwalano w naszej świadomości przezwisko „Szalonego majora”, przez jednych odczytywane jako szalona odwaga w obliczu wroga, przez drugich wprost jako szaleństwo. W 1948 roku Juliusz Mieroszewski, od najmłodszych lat związany z Henrykiem Dobrzańskim, czyli majorem Hubalem, napisał: „(...) ci, co po nas przyjdą, znać go będą takim, jakim odtworzył go Wańkowicz”. Nie pomylił się. Opinia na temat majora Hubala kształtowana była i jest nie na podstawie opracowań naukowych, ale na podstawie książki „Hubalczycy” i filmu „Hubal”. Jest to obraz nie dość że niepełny, to jeszcze pokazujący nam Hubala w ekstremalnych warunkach pierwszych miesięcy okupacji, kiedy trudno mierzyć człowieka naszą miarą i oceniać jego postępowanie według „pokojowych” norm. Jaki był major Henryk Dobrzański w czasie nim rozpętała się zawierucha wojenna? Pisano o nim, że był kontrowersyjny, że sprawiał przełożonym kłopoty, dlatego przesuwano go z jednostki do jednostki. Będąc, na przykład, kwatermistrzem 4. Pułku Ułanów w Wilnie, podważył zasadność zakupu mleka w gospodarstwie należącym do dowódcy Okręgu Korpusu Grodno. Mleko dostarczane z tego gospodarstwa było o wiele droższe od cywilnego dostawcy. Dobrzańskiego przeniesiono do innej jednostki, a proceder nadużycia kwitł dalej. Za Dobrzańskim poszła jednak fama, że jest człowiekiem niewygodnym, a więc kontrowersyjnym. Taką też opinię przekazywano o Dobrzańskim po wojnie, nie wnikając w szczegóły, chcąc zdyskredytować jego okupacyjną działalność. Żołnierze mieli jednak o swoim dowódcy zupełnie inne zdanie. Jeden z jego byłych podwładnych, chor. Leopold Gadzina z 2. Pułku SzwoleList do matki Mojej najukochańszej Matce – z prośbą byś wiedziała, że jesteś wzorem najlepszej matki na świecie. Dla takiego szczęśliwego wybrańca losu jak ja, niczym są kataklizmy, bo zawsze żyję myślą, że mogę się taką matką poszczycić. Pamiętaj, że zawsze żyję z myślą, byś nie żałowała trudu, który włożyłaś wychowując mnie na porządnego człowieka. (Dedykacja dla matki – H. Dobrzański, 1938 rok żerów Rokitniańskich, wystawił Dobrzańskiemu następującą opinię: „Był to człowiek kulturalny, pełen szacunku i powagi (...)– pisał chor. Leopold Gadzina. – Był średniego wzrostu, krępy i powolny. W rozmowie przyjemny, zrównoważony i sympatyczny, lubił wypytywać się żołnierzy o pochodzenie i wykształcenie. Na taki to temat kilka razy rozmawiał ze mną”. Dobrzański był doskonałym jeźdźcem i instruktorem jazdy. Swoim kolegom udzielał nieraz niepodręcznikowych, aczkolwiek skutecznych rad. Oto jedna z nich: – Wieczorem przy kieliszku, posypały się „sportowe wspominki” – pisał Roman Rogowski – Postawny por. Dąmbski opowiedział jak w 1927 roku, w Poznaniu, na torze w Ławicy, odbywały się zawody o mistrzostwo „Militari”. Między innymi do pokonania była trudna przeszkoda – (żywopłot, a za nim rów z wodą, tzw. skok trybunowy) – wtedy Dobrzański dał mu taką radę: „Gdy będziesz najeżdżał na przeszkodę weź cugle w jedną rękę, zamknij oczy, a koniowi przylej mocno batem”. Posłuchałem się tej rady – mówił por. Dąmbski – koń tak dobrze skoczył, że wylądował dwa metry za rowem. Panie twierdziły, że major Dobrzański był mężczyzną sympatycznym, o doskonałych manierach i świetnym tancerzem. Zacytujmy wspomnienia jednej z nich: – Do Wołkowyska Dobrzański trafił w 1938 roku – wspominała Irena Bączkowska – dowodził szwadronem zapasowym 4. pułku ułanów, a mój mąż, Jan Bączkowski, był w 13. pułku ułanów. Tam zaprzyjaźniliśmy się i serdecznie polubiliśmy tego bardzo Przypomnienie historii Maszerują Strzelcy Po rocznej przerwie Kozienickie Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznych przygotowuje dla mieszkańców powiatu kozienickiego i wszystkich pasjonatów historii, barwy i oręża Wojska Polskiego, rekonstrukcję historyczną walk na terenie powiatu kozienickiego. Rekonstrukcja nawiązywać będzie do wydarzeń z 10–15 września 1939 r., od chwili zniszczenia mostu na przedmościu maciejowickim. Obrazowo ukazywać będzie przeprawę przez Wisłę Wileńskiej Brygady Kawalerii i 13 Dywizji Piechoty, a także heroiczne zmagania, przedzierającego się w stronę Wisły 31. Pułku Piechoty Strzelców Kaniowskich z Sieradza. Oprócz samej rekonstrukcji organizatorzy planują również wiele wydarzeń towarzyszących, m.in. projekcję filmu „Korespondent Bry- an” – ukazujący niespotykane, unikatowe zdjęcia i relacje z oblężonej Warszawy, utrwalone we wrześniu 1939 r. przez naocznego świadka – Amerykanina Juliena Bryana, w formie fabularnego reportażu. Ponadto prezentowane będą zdjęcia ukazujące wojnę i okupację na Ziemi Kozie- nickiej m.in. ze zbiorów twórcy strony www.kozienice39.pl. Patronat nad uroczystościami objęli m.in. gen. bryg. Jerzy Matusik – zastępca szefa BOR, Janusz Stąpór – starosta kozienicki, Tomasz Śmietanka – burmistrz Kozienic. J.L. Córeczko moja ukochana! (...) Tatuś zawsze o swojej najukochańszej Jedynaczce myślał bardzo i z całych swoich sił kocha i kochać będzie. Może Bozia da, że jeszcze danym mi będzie Córeczkę osobiście ucałować, uściskać i do serca przytulić. (List do córki Krystyny – H. Dobrzański 1.10.1939) niecodziennego człowieka, o wielkim uroku osobistym i ciekawym spojrzeniu na świat. Henryk Dobrzański interesował się wszystkim, co się działo na świecie, kochał i rozumiał przyrodę. (...) zawsze był pełen wdzięku, zajmujący w rozmowie, interesujący się wszystkim na świecie. Był przy tym staroświeckim moralistą. Okropnie judził mego męża przeciw mnie, że jestem ówczesną „liberated”, kobietą i pracuję zawodowo. A mnie prawił zupełnie poważne kazania, że powinnam siedzieć w domu, w Wołkowysku, kisić rydze, smażyć borówki na słodko i na kwaśno, hodować psy i dzieci i najwyżej mogłabym trenować moją „steeplerkę” Primadonnę (...) Jakże Henio kochał przyrodę, rzekę, las... Jak lubił wyrwać się na kajak, na Roś. Nigdy też nie zapomnę ostatniego galopu, polnymi i leśnymi dróżkami, gdzieś koło Izabelina. Ostatniego galopu przed wojną... Jechaliśmy w parę koni. Było już blisko zachodu słońca. Pola – tylko co zżęte – po wspaniałych, jak mówili ludzie „na wojnę”, żniwach. Oficerowie nie mieli już czasu trenować koni do konkursów. Była tylko kancelaria, były magazyny i „moby” (mobilizacja – przyp. J.W.). I w ten uroczy, późny letni wieczór wyrwali się z koła twardych obowiązków, żeby ten poświst letniego wiatru i tętnienie kopyt końskich i barwy światła zostały z nimi na zawsze. 30 kwietnia minie 71. rocznica śmierci majora Hubala, bohatera, patrioty, prawdziwego Polaka. J. Woroniecki Major Dobrzański ze swoją ukochaną córką Krystyną (fot. ze zbiorów K. SobierajskiejDobrzańskiej) Molendy – rocznica bitwy W niedzielę, 10 kwietnia br., w kościele parafialnym w Garbatce odbyła się msza św. koncelebrowana przez J.E. ks. biskupa Stefana Siczka, poświęcona 1. rocznicy katastrofy pod Smoleńskiem, w której zginęło 96 osób, w tym prezydent RP Lech Kaczyński i ostatni prezydent na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski. W tych dniach przypadała również 67. rocznica bitwy pod Molendami: 7 kwietnia 1944 roku. Dziś w miejscu tej walki, na leśnej polanie, stoi pomnik upamiętniający śmierć 18 poległych w niej partyzantów oraz ofiar pacyfikacji wsi w dniu 22 lipca 1943 roku. W minioną niedzielę odbyła się tu uroczystość rocznicowa, na którą licznie przybyli kombatanci ze Światowego Związku Żołnierzy AK, Związku Byłych Więźniów Politycznych i Osób Represjonowanych. Przybyli również uczniowie Zespołu Szkół Samorządowych i Technikum Leśnego w Garbatce oraz Zespołu Szkół Zawodowych im. Hubala w Radomiu. Wśród gości składali kwiaty m.in. poseł na Sejm Wójt Robert Kowalczyk żywo interesuje się kawalerią polską. Na zdjęciu w rozmowie z dowódcą 22. Pułku Ułanów Podkarpackich z Garbatki, Pawłem Kibilem Czesław Czechyra i radny sejmiku mazowieckiego Zbigniew Gołąbek. Wartę przy pomniku wystawili członkowie Kozienickiej Grupy Rekonstrukcji Historycznej. Asystowali im konno ułani ze Stowarzyszenia Kawaleryjskiego im. 22. Pułku Ułanów Podkarpackich z Garbatki oraz Szwadron Ziemi Radomskiej im. 11. Pułku Ułanów im. Marszałka Edwarda Śmigłego Rydza z Radomia. Organizatorem uroczystości był Urząd Gminy i wójt gminy Garbatka, Robert Kowalczyk. J. Woroniecki 7 SPOŁECZEŃSTWO Literacko na wiosnę Czas płynie. Już po raz 34. Miejska Biblioteka Publiczna w Radomiu zorganizowała Radomską Wiosnę Literacką. Impreza trwała cztery dni, od 5 do 8 kwietnia i trzeba przyznać, że były to dni bardzo intensywne. W głównej siedzibie biblioteki i jej filiach odbyło się ponad 20 spotkań autorskich, promocji, wykładów i koncertów. Wymienić tu trzeba na pewno „Lwów cudowny” – spotkanie ze znanym reżyserem Januszem Majewskim, połączone z koncertem lwowskich przebojów w wykonaniu Wojciecha Habeli. Majewski, twórca tak znakomitych filmów jak „Zaklęte rewiry” czy „C.K. Dezerterzy” jest z pochodzenia lwowianinem i autorem wspomnieniowej książki „Mała matura”. W tym roku do Radomia zawitali też m.in. Agata Tuszyńska – uznana reportażystka, prozaiczna i poetka, Łukasz Dębski – scenarzysta, autor wielu lubianych książek dla dzieci, czy Zbigniew Masternak, prozaik, dramaturg, autor scenariuszy filmowych. Wszystkich wymienić nie sposób. Niewątpliwie literacką gwiazdą tegorocznej Wiosny był Wojciech Kuczok, laureat Nagrody Literackiej Nike i Paszportu Polityki za powieść „Gnój”. Kuczok to nie tylko prozaik, również poeta, scenarzysta i – z zamiłowania – krytyk filmowy. W Radomiu czytał fragment swojej najnowszej powieści „Spiski. Przygody tatrzańskie”. Spotkanie mocno się przedłużyło, bo pytań z sali było sporo. Pisarz opowiadał o metodach pracy, negował polskich krytyków za instynkt stadny i wyznał, że jego marzeniem jest ucieczka od świata w leśną głuszę. Na koniec zaserwował radomianom fragmenty swojego opowiadania – mocno prześmiewczego i erotycznego, rojącego się od sformułowań typu „cichodajka i cichobiorca”, „przewlekle niepokalana panienka”, „kładka wzwodzona”. Jak przez lata zmieniała się radomska literacka impreza? Czy w dobie spadku czytelnictwa nie straciła na znaczeniu? – Wręcz przeciwnie! – uważa Anna Skubisz, dyrektor MBP. – Od 1993 r. osobiście jestem zaangażowana w organizację Wiosny i jestem prze- konana, że owszem zmienia się, ale na lepsze. Każdego roku udaje nam się zaprosić do Radomia literackie gwiazdy. Co roku radomianom prezentują się też inni i różnorodni twórcy. A kiedyś na Wiośnie regularnie pojawiała się grupa tych samych prozaików i poetów, co musiało być dość nużące. Publiczność mamy wierną, radomianie przychodzą na spotkania z własnych chęci, przygotowani, znają utwory poszczególnych gości. Widać, że przychodzą „na swojego pisarza”. AKA Ceglane metamorfozy Czasy się zmieniają, a wraz z nimi również... budowle. Czego przykładem mogą być losy dwóch najbardziej charakterystycznych obiektów na radomskich Glinicach: wieży ciśnień i dawnego kina „Odeon”. Wieża przeżywa właśnie swoją drugą młodość. Prace remontowe są już mocno zaawansowane. Małe świetliki zamieniły się niedawno w kilkanaście dużych okien. Dziś wokół stoją rusztowania – odnawiana jest zszarzała przez dziesięciolecia elewacja. W zabytkowym budynku powstaną pomieszczenia biurowe. Prace przeprowadza we własnym zakresie właściciel nieruchomości – radomska firma Interfach, której szefowie mają nadzieję, że wyjątkowy budynek będzie przyciągał chętnych najemców. Pracy jest sporo, przede wszystkim we wnętrzu. Wieża to po prostu pusty walec z cegły – trzeba więc zbudować piętra i ściany. Z zewnątrz – oprócz powiększenia okien – dużo się nie zmieni. Wojewódzki konserwator zabytków zastrzegł, że wieża musi zachować swój charakter. Wieża przy ul. Słowackiego powstała w 1926 roku. Po latach – wraz z rozbudową miasta i sieci wodociągowej – budynek przestał spełniać swoją funkcję i stał się bezużyteczny. W 2001 roku Wodociągi Miejskie przekazały nieruchomość związkowi zawodowemu kolejarzy, a od niego wieżę przejął Interfach. Ostatnimi laty pojawiało się sporo pomysłów na wykorzystanie obiektu. Mówiło się o restauracji, ośrodku kultury, a nawet obserwatorium astronomicznym. Powstaną biura. Początkowo nosiła nazwę „Radomska Wiosna Poetycka”. Pierwsze wiosenne tchnienie pod nowym szyldem „Radomskiej Wiosny Literackiej” nastąpiło w 1978 roku. Poszerzona została oferta programowa. W ramach nowej formuły odbywały się spotkania z poetami, prozaikami, wykładowcami wyższych uczelni, dziennikarzami, aktorami. Imprezie towarzyszą konkursy poetyckie, sesje naukowe, koncerty, wystawy, kiermasze książek. Wszystkie odbywają się w Miejskiej Bibliotece Publicznej oraz bibliotekach publicznych powiatu radomskiego, ale czasami w szkołach, księgarniach, domach kultury. W Radomiu gościliśmy, m.in. Ernesta Brylla, Wandę Chotomską, Józefa Hena, Ryszarda Kapuścińskiego,, Andrzeja Szczypiorskiego, Olgę Tokarczuk, Ninę Andrycz, Daniela Olbrychskiego, Wojciecha Siemiona, Krzysztofa Zanussiego. Kilka przecznic dalej, przy ul. Zagłoby, niszczeje potężny budynek dawnego kina „Odeon”. Dla tej posesji też nastały nowe czasy – po latach starań wieloletniemu właścicielowi, krakowskiej spółce Apollo Film, udało się wreszcie sprzedać nieruchomość. Spółka od dawna nosiła się z zamiarem zbycia „Odeonu”, jednak przeszkadzało w tym m.in. obciążenie hipoteki. Po zamknięciu kina budynek był wynajmowany i pełnił różnie funkcje – był tu m.in. sklep komputerowy i skład ceramiki. Jednak od kilku lat „Odeon” stał pusty i niszczał. Wreszcie, w marcu tego roku, znalazł się kupiec. Dziś właścicielem nieruchomości jest firma Gortex z Nowego Sącza – jeden z największych polskich importerów mrożonych mięs i elementów z drobiu. Oprócz handlu mięsem firma zajmuje się też transportem międzynarodowym. Co zamierza robić w Radomiu? – to na razie trzymane jest w tajemnicy. Równie możliwe jest, że dawne kino zostanie wyremontowane, jak i wyburzone. Prawdopodobnym jest powstanie w jego miejsce budynku biurowego lub hali. AKA 8 WSH fot. Jerzy Madejski Nr 6 • kwiecień 2011 Ambasador Niemiec w WSH O stosunkach i współpracy polsko-niemieckiej, stereotypach dotyczących Polaków oraz o warunkach pracy w Niemczech dla polskich studentów rozmawiamy z ambasadorem Rudigerem Freiherrem von Fritschem. Jak pańskim zdaniem będą wyglądać w przyszłości relacje i współpraca Polski i Niemiec? – Relacje te z historycznego punktu widzenia od zawsze były skomplikowane. Przez ostatnie 20 lat udało nam się jednak pokonać wiele problemów, które niegdyś nas dzieliły. Porównując Polskę z lat 80. z dzisiejszą, widzę jak wiele się zmieniło na lepsze. Okazuje się, iż łączy nas nie tylko to, że jesteśmy sąsiadami, ale także podobna mentalność, tradycja i podejście do organizacji państwa i ekonomii. Myślę więc, że powinniśmy skupić się na współpracy, gdyż jedyna przyszłość jaka nas czeka, to przyszłość w zintegrowanej Europie, gdzie razem możemy stworzyć ekonomiczną potęgę oraz walczyć z negatywnymi skutkami globalizacji. Czy niemiecki rynek pracy jest otwarty na studentów, którzy chcieliby latem podjąć ciekawą pracę? – Oczywiście. Przewidując ewentualność pojawienia się takiego pytania, poprosiłem moich współpracowników o przygotowanie informacji na ten temat, po czym otrzymałem kilka adresów stron internetowych organizacji takich jak np. „Eures” czy „German Labour Agency”, gdzie polscy studenci mogą znaleźć interesujące oferty. Dla ciekawostki dodam, że niemieccy studenci również poszukują pracy w waszym kraju, czego leciłbym Berlin. To bardzo aktywne miasto, jest tu wielu młodych ludzi, ciekawe kluby i wyjątkowa atmosfera. Berlin, podobnie jak Warszawa, ulega ciągłej transformacji, co czyni go jeszcze bardziej interesującym miejscem. Z bardziej tradycyjnych miejsc zachęciłbym do zwiedzenia miast studenckich takich jak Heidelberg czy Gottingen. przykładem jest mój syn, który dwa lata temu pracował latem w Polsce. Jakie korzyści dla Polski może, pańskim zdaniem, przynieść zmiana waluty na Euro? – Myślę, że byłoby to dla Polski ogromnym sukcesem. Ułatwiłoby relacje handlowe z Europą Zachodnią, w tym z Niemcami. Mając tę samą walutę, co reszta Europy, zwiększylibyście tym samym korzyści płynące z eksportu, gdyż jako kraj jesteście dużym eksporterem dla Europy. Jakie miejsca w Niemczech mógłby pan polecić do zwiedzenia polskim studentom? – Jednym z takich miejsc z pewnością byłoby moje rodzinne miasto, Siegen, jednak przede wszystkim po- Co Niemcy sądzą o polskich fachowcach pracujących w ich kraju? – Z pewnością ich potrzebujemy. Polacy są doskonałymi fachowcami, czego potwierdzeniem może być fakt, że jeśli ktoś w Niemczech ma problem z urządzeniami domowego użytku, to natychmiast pyta o numer do polskiego specjalisty. Są oni jednymi z najbardziej precyzyjnych i wyuczonych fachowców w Europie, dlatego tak bardzo ich cenimy. Czy na temat Polaków funkcjonują obecnie w Niemczech jakieś stereotypy, czy to już raczej relikt przeszłości? – Stereotypy funkcjonują w każdym kraju na temat innego i są najczęściej związane z porównywaniem narodów. Był taki okres, że można było usłyszeć w Niemczech różne dowcipy na temat Polaków, podobnie jak w Polsce na temat Niemców, ale te lata mamy już za sobą. Dziękujemy za rozmowę. Propozycje WSH w nowym roku akademickim Satysfakcja i możliwości zatrudnienia Studenci, którzy kształcą się na kierunkach administracyjnych w Wyższej Szkole Handlowej mają do wyboru studia I stopnia na kierunkach licencjackich i II stopnia uzyskując tytuł magistra. O przygotowaniu do pracy w jednostkach administracji rządowej i samorządowej najlepiej świadczy fakt, że studenci WSH, którzy studiowali na kierunkach administracyjnych pracują m.in. w ministerstwach, urzędach wojewódzkich i innych jednostkach administracji państwowej. WSH w Radomiu jest członkiem elitarnego Stowarzyszenia Edukacji Administracji Publicznej (SEAP). Członkowstwo w tej organizacji potwierdza wysoką jakość kształcenia poprzez wdrażanie nowoczesnego programu studiów oraz prowadzenie badań naukowych w tym zakresie. Rzetelność nauczania i wysokie oceny z przebiegu studiów zazwyczaj przekładają się na perspektywy zawodowe i możliwość podjęcia pracy zgodnej z kierunkiem studiów. By jednak stworzyć większe możliwości zatrudnienia, Wydział Nauk Prawnych podjął współpracę z potencjalnymi pracodawcami. – Współpraca ta dotyczy zakresu dostosowania planów i kierunków do wymogów rynku pracy – wyjaśnia dziekan wydziału dr Ewa Jasiuk. – Nawiązaliśmy kontakt w tej sprawie z prezydentem Radomia, starostą radomskim, burmistrzami Kozienic, Przysuchy, Skaryszewa. Efekty są już widoczne. Dobrą współpracę potwierdziła konferencja naukowa z udziałem zainteresowanych. Era inżyniera Wyższa Szkoła Handlowa w Radomiu przedstawiła w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego projekt pod nazwą „Era inżyniera”. Jako jedyna uczelnia w regionie radomskim oferuje studentom na kierunku informatyki dofinansowanie na stypendia, kursy wyrównawcze na I roku studiów, staże oraz specjalistyczne szkolenia przez cały okres trwania studiów, kończące się przyznaniem certyfikatów informatycznych. Najlepsi studenci otrzymają stypendia w wysokości 1000 zł miesięcznie. Wszyscy objęci zostaną płatnymi stażami w firmach informatycznych. Wezmą udział w certyfikowanych szkoleniach z zakresu sieci i grafiki komputerowej, które objęte są programem studiów. Dla każdego absolwenta znajdzie się miejsce pracy w firmie informatycznej, administracji, fabryce lub biurze projektowym Firmy czekają na specjalistów, koordynatorów procesów informatyzacji. (mad) W WSH o jakości administracji publicznej Klient, czy petent? O podniesieniu jakości administracji publicznej, w trosce o przeciętnego obywatela, dyskutowano podczas ogólnopolskiej konferencji naukowej, temu zagadnieniu poświęconej. Temat konferencji „Jakość administracji publicznej a jakość życia – aspekty prawne i społeczne” przekładał się na codzienne kontakty w urzędach i instytucjach, które nie zawsze mają charakter przyjazny wobec obywatela ze strony urzędników. Interesant załatwiający sprawy w urzędzie powinien być traktowany bardziej jak klient, któremu urzędnik państwowy poświęca stosowną uwagę i czas. Zdarza się jednak, i nie należy to do rzadkości, że interesantów traktuje się jak petentów zabiegających o pomoc, choć w słusznej sprawie, to jednak postrzeganych zza urzędniczego biurka jako natrętów. Społeczeństwo polskie po transformacji ustrojowej ma rozbudzone nadzieje na lepszą jakość administracji publicznej i odczuwa poważny niedosyt w tym zakresie... W konferencji wzięli udział burmistrzowie ościennych miast i gmin, starosta powiatu radomskiego, urzędnicy różnych szczebli administracji. Wiedzę na temat relacji urzędnik – obywatel prezentowali teoretycy z cenzusem naukowym, co nie znaczy, że pozbawieni kontaktów z „machiną urzędniczą”. Reprezentowali ważne ośrodki naukowe w kraju, są autorami wielu publikacji. We wprowadzającym wykładzie prof. Andrzeja Piekary padło pytanie – czym mierzyć jakość administracji? Przede wszystkim wiedzą, kulturą i kompetencją ludzi, którzy ją reprezentują. To człowiek decyduje o różnych aspektach życia. Poza tymi decyzjami stoi prawo. Ale są też takie drogi, którymi chadza administracja. Jest to pole uznania administracyjnego. Nie wszystko jest centralnie regulowane przez ustawodawcę, czasami trzeba pozostawić decyzje urzędnikowi niższego szczebla, dając tylko ogólne ramy rozstrzygnięć. W takim przypadku raz mamy do czynienia z trafną oceną, innym Wykład inaugurujący wygłosił prof. Andrzej Piekara z Wyższej Szkoły Handlowej w Radomiu razem mniej trafną, albo całkowicie nietrafioną. Jest wiele spraw w powiecie, gminie, które trzeba objąć własnym oglądem, np. kwestie infrastruktury. Wymagana jest specjalistyczna wiedza techniczna. Jednak nawet gdy wójt czy burmistrz takiej wiedzy nie posiada, powinien wiedzieć gdzie szukać wsparcia, u jakich ekspertów zasięgać porad. Zwracano uwagę, że rekrutacja na kierownicze stanowiska nie powinna być podporządkowana koteryjnym interesom. Mówiono o deklarowanej w Konstytucji zasadzie obiektywizmu i bezstronności – kierowaniu się dobrem społecznym. Samorząd terytorialny powinien być traktowany jako miernik państwa i społeczeństwa. Poruszano rolę państwa i społeczeństwa w ochronie środowiska. O aspektach prawnych administracji mówiła dr Ewa Jasiuk, dziekan Wydziału Nauk Prawnych WSH. Kolejna już w Wyższej Szkole Handlowej konferencja naukowa o charakterze ogólnopolskim akcentowała ważne zagadnienia, które wpływają na jakość naszego życia. Materiały przygotowane przez prelegentów zawarte zostaną w opracowywanych do druku publikacjach. (mad) 9 P OW I AT Sztuka pływania ze związanymi rękami W naszym powiecie powiało zgrozą. Nadszedł czas reform w policji, pogotowiu ratunkowym i nocnej pomocy medycznej. Słowo reforma (łac. reformo) kojarzy się zazwyczaj z ulepszeniem. I tu tkwi błąd. To, zgrozą wiejące od dłuższego czasu określenie, znaczy przekształcanie, jak się okazuje, nie zawsze na lepsze. Z biegiem lat przyzwyczajono nas do tego, że jeżeli czegoś nie można ulepszyć, to na pewno można to... pogorszyć. Na konferencji prasowej starosta radomski Mirosław Ślifirczyk przedstawił proponowane zmiany w systemie pracy placówek policji w naszym powiecie oraz zmiany w systemie organizacji ratownictwa medycznego, nocnej i weekendowej pomocy medycznej. O ile z pierwszym problemem możemy jeszcze dyskutować z pozytywnym skutkiem, o tyle pozostałe zostały narzucone do wykonania odgórnie, bez wysłuchania racji bezpośrednio zainteresowanych, czyli pacjentów. Problem pierwszy to reorganizacja placówek KMP w kilku gminach powiatu radomskiego zgłoszona przez komendanta Miejskiej Policji, podinspektora Romana Jaśkiewicza. Zmiana polegać miała na likwidacji posterunków policji w Goździe, Jastrzębi, Kowali, Przytyku, JedlniLetnisko i Wolanowie oraz zastąpienie dotychczasowych posterunków punktami informacyjnymi, działającymi codziennie przez 4 godziny. Propozycja z miejsca spotkała się z negacją radnych oraz przedstawicieli zainteresowanych gmin. – Z napływających do starostwa informacji – pisał starosta Ślifirczyk do komendanta Jaśkiewicza – wynika, że sygnalizowane zmiany budzą niepokój mieszkańców. Wyrażają oni niezadowolenie z powodu, ich zdaniem, zmniejszenia poczucia bezpieczeństwa. Ponadto niektóre samo- rządy poniosły określone koszty dla poprawy warunków funkcjonowania policyjnych placówek, co jest warunkiem otrzymania unijnych dotacji na ten cel. Rezultatem podjętych decyzji będzie wstrzymanie unijnego wsparcia, jako niezgodnego z pierwotnym, zgłoszonym w aplikacji. Rozumiemy ekonomiczne uwarunkowania reorganizacji, tym niemniej proponujemy uwzględnienie przytoczonych opinii oraz rozważenie możliwości ponownego rozpatrzenia problemu – z myślą i dla dobra bezpieczeństwa mieszkańców. – Nie ukrywam, że proponowane zmiany budzą szereg emocji – powiedział komendant Jaśkiewicz. – Zmiany, jakie zamierzam przeprowadzić w radomskiej policji wynikają z priorytetów Komendanta Głównego Policji tzn. poprawę jakości działania policji oraz racjonalizację środków i sił, które mamy do dyspozycji. Po dyskusjach z radnymi i wójtami zainteresowanych gmin, ostateczne zmiany kształtować się będą następująco. Posterunek policji Jastrzębia zostanie połączony z posterunkiem policji w Jedlińsku. Będzie to zespół 16 policjantów, który będzie obsługiwał dwie gminy, przy czym, z uwagi na ograniczenia lokalowe, policja pozostanie w Jastrzębi w dotychczasowych pomieszczeniach należących do władz samorządowych. Kolejna zmiana to połączenie posterunku policji w Wolanowie, z posterunkiem w Przytyku i Zakrzewie tworząc w ten sposób komisariat policji w Wolanowie. Następna zmiana to połączenie posterunku policji w Kowali z komisariatem policji w Skaryszewie. Posterunek policji w Goździe zostanie włączony do struktury komisariatu policji w Pionkach. Co dają te zmiany? Pozorne zamieszanie ostatecznie może wyjść na lepsze. Na przykład rejon gmin Skaryszew i Kowala dotychczas patrolowało 10 policjantów. Po wprowadzonych zmianach będzie ich 16. Ostatnia zmiana miała dotyczyć likwidacji znajdującego się w opłakanym stanie posterunku w Jedlni-Letnisko. Jednak po rozmowach przeprowadzonych z władzami gminy stanęło na tym, że wspólnym wysiłkiem stan jakości pomieszczeń zostanie poprawiony i posterunek zostanie utrzymany, ku zadowoleniu obydwóch stron. Likwidacja posterunków, tak jak na przykład w Przytyku, nie oznacza jednak, nieobecności policji na tym terenie. Zamiast dotychczasowych posterunków, powstaną punkty przyjęć czynne 4 godziny dziennie. Problem drugi omówiony na konferencji przez starostę Ślifirczyka to „Plan działania systemu Państwowego Ratownictwa Medycznego dla Województwa Mazowieckiego na lata 2011-2014”, zatwierdzony przez Minister Zdrowia, w dniu 9 marca 2011 r., w odniesieniu do powiatu radomskiego. Plan ratownictwa medycznego, który będzie obowiązywał od 1 lipca, zakłada, że rejonem operacyjnym będzie cały powiat radomski i miasto Radom oraz nieobsługiwana dotychczas gmina Rzeczniów. Gmina Wierzbica przejdzie natomiast do rejonu operacyjnego w Szydłowcu. Jest to bardzo duży obszar, ale nie to jest w tej zmianie najgorsze. Dotychczas w powiecie radomskim działały dwa pogotowia: w Iłży i w Pionkach, co pokrywało się z rejonem operacyjnym. Po wprowadzonych zmianach istnieją dwie możliwości. Pierwsza to ta, że pogotowie w Radomiu, na zasadzie porozumienia się, zleci zadania tym dwóm placówkom, jako podwykonawcom. Druga, i niestety bardziej prawdopodobna wersja, to przetarg publiczny. Grozi to wejściem jakie- Od lewej: wicestarosta Waldemar Trelka, starosta Mirosław Ślifirczyk, komendant Policji Roman Jaśkiewicz i rzecznik prasowy Marek Oleszczuk Wiosna budzi nadzieję, Niesie radość odradzającej się do życia przyrody. Niech spokojne, ale też nie bez zadumy i refleksji Dni Świąt Wielkanocnych upłyną w zdrowiu. Kadrze naukowej i pedagogicznej oraz pracownikom administracyjnym Pogodnych Świąt Życzą Założyciele, Rektor i Kanclerz Wyższej Szkoły Handlowej w Radomiu goś innego, nawet prywatnego wykonawcy z Polski. W tym momencie istnieje zagrożenie, że pogotowia w Pionkach i Iłży stracą prawo bytu, a ich pracownicy pracę. Trzeci problem stanowi – zgodnie z komunikatem prezesa FOZ – zmiana w nocnej i weekendowej pomocy medycznej. Narzucona, bo inaczej nie można tego określić zmiana, wprowadza dwa rejony działania: miasto Radom i powiat radomski. O ile z Radomiem, a raczej jego mieszkańcami nie ma problemu, o tyle powiat radomski to już sprawa, która budzi dreszcz grozy i – krótko mówiąc – bałagan finansowo-administracyjny. Placówką medyczną obsługującą w nocy i święta mieszkańców powiatu ma być szpital w Pionkach. Dla mieszkańców Pionek i najbliższej okolicy sprawa jest raczej obojętna. Co jednak mają powiedzieć mieszkańcy Zakrzewa, Przytyka, Wolanowa i wielu innych miejsc, którzy powinni – zgodnie z nakazem administracyjnym – szukając pomocy medycznej przejeżdżać przez Radom i kierować się do Pionek, dwadzieścia kilometrów dalej. Praktyka pokazuje, że zatrzymają się w Radomiu, a tu nikt nie ma prawa odmówić im pomocy. I tu rodzi się problem finansowy. Pomocy trzeba udzielić, ale nikt za to nie zwróci pieniędzy, bo te znajdują się w Pionkach, a jak na razie wprowadzona reforma nie przewiduje rozliczania się z pacjentów obsłużonych spoza rejonu operacyjnego. – Ta sytuacja została nam narzucona do wykonania – powiedział wicestarosta Waldemar Trelka. – Pozwolę sobie użyć takiego porównania, że w tej chwili jak gdyby wiąże się ręce samorządom i mówi się pływajcie. Sytuacja jest trudna, ale podkreślić pragnę, że ta sytuacja to nie jest wymysł, czy propozycja samorządowców. My po prostu musimy realizować pewne decyzje, które zapadły, czy to w ministerstwie, czy u pana wojewody. Dyskusje i zabiegi o jak najłagodniejsze wyjście z narzuconej poprawy stanu rzeczy wciąż trwają. Wprowadzone zmiany są analizowane, a ich efekty monitowane wyżej. Z jakim skutkiem? Zobaczymy. J. Woroniecki 10 RADOM Niedzielna adopcja RANKING LOKALI GASTRONOMICZNYCH Greckie smaki Cóż takiego może nas spotkać, gdy w niedzielne przedpołudnie wychodzimy z kościoła? Zapewne nic ciekawego. Zazwyczaj pędząc na obiad nic nie zauważamy. A jednak! Mieszkańcy Radomia 27 marca wychodząc z radomskiej katedry natknęli się na sporą grupę wolontariuszy wraz z pieskami ze schroniska dla bezdomnych zwierząt. Akcja zatytułowana „Niedziela adopcyjna” cieszyła się dużym zainteresowaniem. Do czworonogów na Placu Corazziego przed budynkiem Urzędu Miejskiego podchodzili nie tylko starsi ludzie, ale także dzieci. Psy były przyjaźnie nastawione i bezbłędnie reagowały na komendy wolontariuszy. Organizatorzy, czyli Stowarzyszenie Przyjaciół Zwierząt „4 ŁAPY”, jako cel postawili sobie nie tylko wydanie w dobre ręce kilku psiaków, ale także zbiórkę podpisów pod projektem ustawy o ochronie zwierząt. Wnosiłaby ona minimalizację cierpień zwierząt oraz zmniejszyłaby ilość zwierząt bezdomnych (więcej na ten temat można poczytać na www.koalicja.org.pl). Na placu zakupić można było także kartki świąteczne, z których dochód przeznaczony był dla zwierząt ze schroniska. R E Nr 6 • kwiecień 2011 Czy radomianie popierają takie akcje? – Choć niewiele było osób chętnych na szybką adopcję pieska, to dużo pytało jak taka adopcja przebiega – mówi jedna z wolontariuszek. Zauważa ona także, iż lepiej na spokojnie podjąć decyzję o adopcji psa, niżeli później żałować i z powrotem go odsyłać do przytułku. Tego typu akcje mają być powtarzane co miesiąc. Być może kolejnej niedzieli ktoś z nas znajdzie sobie przyjaciela. Patrycja Kontny K Rozpoczynamy dzisiaj ranking lokali gastronomicznych Radomia. Konkurencja na rynku barów, restauracji i kawiarni, czasami połączonych w jeden punkt gastronomiczny, z każdym dniem wzrasta. Będziemy się starali dotrzeć do wszystkich, obserwować wnętrza, degustować potrawy, rozmawiać z konsumentami, rzadko – a może wcale – z restauratorami. Nasza wizyta będzie miała charakter anonimowy, a przynajmniej w takim będziemy się starali ją utrzymać. Radom ma wieloletnie tradycje jeśli chodzi o kuchnię, sposób przyrządzania potraw i ich oryginalność. Przykładem lokal Wierzbickich, w okresie międzywojennym. Były i inne. Czasy się zmieniły, moda na kuchnie świata wprowadziła do karty dań dotychczas nie spotykane na naszym terenie specjały... W naszych ocenach będziemy korzystać z porad specjalistów, ale także zasięgać opinii czytelników, którzy stołowali się tu, czy tam i mają w tej sprawie coś do powiedzenia. się jak w Grecji. Jest jagnięcina po grecku, a także inne potrawy z baraniny charakterystyczne dla tej kuchni, są dania kuchni śródziemnomorskiej, kalmary, ostrygi, krewetki. Są sałatki z dodatkiem sera typu „feta” Jest oryginalne piwo greckie, że nie wspomnę o trunkach z Peloponezu. Byliśmy w „Greckiej” przed południem. Nastrojowa muzyka towarzyszyła degustacji. W restauracji można organizować wesela (odsyłamy do filmu „Moje greckie wesele”), chrzciny, osiemnastki i inne uroczystości jubileuszowo-rodzinne. Pierwszy lokal na trasie z Warszawy do Radomia oceniamy pozytywnie. Wprawdzie z dala od centrum, ale dojazd możliwy także autobusami miejskimi linii 21, 4 i 12. Wystarczy wysiąść na pierwszym przystanku za rondem. (mad) Na pierwszy ogień idzie restauracja „Grecka”. Wjeżdżając od strony Warszawy „siódemką” do Radomia, tuż przed rondem na prawo zwraca uwagę estetyczną fasadą budynek pod kolumnami. Nie dochodzimy, czy to kolumny doryckie, czy jońskie, wchodzimy do wnętrza. Obszerny parking, wygodne schody, obszerny hol. Wewnątrz też miłe zaskoczenie – jest estetycznie i nastrojowo. Na ścianach fotografie z Akropolu, budzące zachwyt Meteory, z klasztorami mnichów, morze, wyspy... Karta dań nawiązuje do greckich klimatów. Studiując treść menu, czujemy L A M A 11 SPORT W środę 6 kwietnia pogoda nie była zła. Słońce wprawdzie chowało się za chmury, ale deszcz nie spadł, nie zepsuł największego święta w mieście od czasu otwarcia pierwszego radomskiego marketu – pamiętnej Billi. Tym razem nadszedł czas na pierwszą galerię. Galeria była w Radomiu nieodzowna, Radom na galerię czekał, wył z tęsknoty za galerią. To ona – galeria – przecież jest potwierdzeniem, że dane miasto znalazło się w zasięgu kultury europejskiej, może nawet cywilizacji w ogóle. Są wprawdzie tacy, którzy sarkają, że o statusie miasta świadczyć powinny opery, teatry i biblioteki, ale na takich mędrków od dawna już czeka złomowisko historii. Kiedyś gdzieś być może przychodziło się na jakiś tam Malczewskich, Łomnickich czy Swinarskich, ale dziś zupełnie inne marki należą do dobrego tonu. H&M, New Yorker, TK Maxx, Reporter, Inglot, Sephora, Yves Rocher – ot, co dziś podnieca każdego, kto chce się znaleźć w upper class. I proszę, mamy wielki kloc w centrum miasta, jak monstrualny kosmolot obcych, jak statek-matka, okręt-widmo. Świecka świątynia (sprzeczność? pozorna), dom kultury, agora i panopticum w jednym. W dzień otwarcia przed szklanymi drzwiami gromadzą się tłumy. Przed nimi na wyciągnięcie ręki kraina szczęścia, raj obiecany, królestwo komercji. – Nie wiedziałam, że tylu ludzi mieszka w tym mieście – rzuca jakaś nastolatka, patrząc jak ludzie przepychają się przez otwarte wreszcie podwoje. Dominują sklepy z ciuchami. Buty, botki, buciki, topy i rajstopy, sukieneczki, żakiety, spódnice, tuniki, T-shirty... Świat kolorowych szmat produkowanych w Chinach za bezcen i sprzedawanych w Europie po absurdalnie wysokich cenach. Promocje, promocje... Tłumy szukają cudownych zniżek i niebywałych okazji. Ja szukam miejsc, gdzie da się wejść bez przepychania się łokciami. W księgarni, w której pomysłowo zainstalowano kawiarnię – już luźniej. W sklepie z fajkami też nie ma tłumów. Tylko paru wyrostków, którzy patrząc na sziszę snują marzenia o opiumowej orgii. Największa kolejka do Marc Polu, po prostu nie da się wejść – no, ale tu ćwiartka kurczaka kosztuje 3,99. Co jeszcze rzuca się w oczy? Raczej kto. Ach, te hostessy... dwie zaraz przy wejściu, przebrane za uskrzydlone elfy, pokazują piękne nogi i wodzą na pokuszenie rozdając ulotki. No więc doczekaliśmy się. 110 tys. m kw. powierzchni, 120 sklepów, restauracje i punkty usługowe, 1220 miejsc parkingowych. Radom na mapie miast ugaleriowanych. Plusy? Choćby miejsca pracy – ponoć w Galerii Słonecznej powstało ich tysiąc. Po modniejszy ciuch nie trzeba już jeździć do Warszawy – trochę może nas to kompleksów pozbawić. Nowe kino, kilka restauracji i barków – te chwalić zawsze trzeba, bo w nich właśnie ludzie się spotykają, tam rozmawiają. W galerii znalazło się też miejsce na prace studentów i wykładowców z Wydziału Sztuki Politechniki Radomskiej. Cenny pomysł – kto wie, może współpraca handlowej galerii z artystami, nie tylko plastykami, to właśnie przyszłość? Pożyjemy, zobaczymy. Póki co trzeba życzyć radomianom, by mieli za co robić zakupy, by mając tyle do wyboru potrafili zachować umiar i by pamiętali – kiedy będą biegali od jednego sklepu do drugiego, co może w Słonecznej zająć i cały dzień – że poza galerią też istnieje życie. Spacerowicz Jeśli przyzwyczailiśmy się do widoku młodych artystów, rozstawiających sztalugi w centrum miasta na deptaku, to... powoli możemy się odzwyczajać. Otóż do 15. sierpnia tego roku Zespół Szkół Plastycznych im. Józefa Brandta będzie przeniesiony. Nową siedzibą „Plastyka” będzie budynek obecnego IX LO im. Juliusza Słowackiego przy ul. Grzecznarowskiego 13 – tak zadecydowali radni podczas sesji 4 kwietnia. Jest to konsekwencja wcześniejszej decyzji władz Radomia o przeniesieniu IX LO do budynku Publicznego Gimnazjum nr 1 przy ul.Staromiejskiej. To nie jedyne roszady jeśli chodzi o radomskie szkoły. Radni PiS wycofali się z wcześniejszego pomysłu likwidacji Zespołu Szkół Agrotechnicznych i Gospodarki Żywnościowej, ale od września zostanie on przeniesiony z Wośników na Wacyn. ZSAiG zajmie budynki obok Kolegium Licencjackiego UMCS przy ul. Uniwersyteckiej, a w przyszłości również sale samego kolegium. Zmiany te, jak twierdzi wiceprezydent Radomia Ryszard Fałek, wynikają z przyczyn demograficznych. Krótko mówiąc miasto nie chce utrzymywać za kilka lat pustych budynków. Czy to oświatowe trzęsienie ziemi w Radomiu ma podłoże ekonomiczne, czy też inne? Co będzie się mieściło w budynkach obecnego „Plastyka” i na terenach szkoły rolniczej? Czy inne szkoły spotka podobny los? Na te i wiele innych pytań nie ma jeszcze odpowiedzi. Mamy jednak nadzieję, że niebawem je poznamy. G. Bromberg Historia na nowo Tak ma wyglądać nowa Brama Krakowska Na boisku i poza nim Następny proszę! Zastanawiamy się nad słabymi stronami polskiego futbolu. Szukamy przyczyn na boisku, w doborze drużyny, winimy trenerów. A może należy szukać ich gdzie indziej? 25 lutego ruszyła 16. kolejka a zarazem pierwsza po zimowej przerwie w Polskiej ekstraklasie, a już 7 marca został zwolniony pierwszy trener w wiosennych rozgrywkach, które dopiero się rozpoczęły: Marek Bajor z Zagłębia Lubin. Jego drużyna poniosła porażkę z Górnikiem Zabrze 1:5. Mamy więc pierwszego poległego wśród trenerów w rundzie wiosennej Anno Domini 2011. Na przykładzie trenera Bajora widzimy, że prezesi oraz właściciele klubów w ekstraklasie nie mają cierpliwości jeśli chodzi o zaufanie do pracy trenerów, gdyż od rozpoczęcia sezonu 2010/2011 zostało zwolnionych przed zakończeniem kontraktu 9 trenerów. Od dawna panuje taki trend wśród prezesów oraz właścicieli, iż jak ich drużyna nie wygra przynajmniej trzech Szkolne przeprowadzki Fot. Pracownia Architektury Opaliński Wielkie otwarcie meczów z rzędu winny jest trener oraz jego sztab szkoleniowy. Wiadomo nie od dziś, iż łatwiej jest zmienić jednego trenera niż cała kadrę piłkarzy. Prezes „Polonii” Józef Wojciechowski od 4 września 2008 roku, czyli od daty przejęcia sterów w klubie zwolnił dziewięciu trenerów! Szkoda polskiej ekstraklasy, piłkarzy, trenerów, kibiców... Widać iż właściciele klubów kierują się zasadą, że liczy się konkretny wynik a nie długofalowe budowanie drużyny. Ludzie związani z polskim futbolem mówią że „polska piłka powinna zmierzać ku Zachodowi i brać z niego przykład”. Problem w tym, że nie wszyscy stosują się do tej zasady w praktyce. Spójrzmy choćby na ligę angielską i rozgrywki Premier League, gdzie 1 sierpnia br. minie 25 lat odkąd trenerem Manchesteru United jest sir Alex Ferguson. Drugim w kolejności jest trener Arsenalu Londyn Arsene Wenger, który to już od 15 lat zasiada na ławce trenerskiej. Najlepszym przykładem jest trener średniaka ligi angielskiej Evertonu Liverpool David Moyes, który zasiada na ławce trenerskiej od 9 lat, przy czym w tym czasie nie zdobył mistrzostwa ani pucharu Anglii, a jednak nadal jest trenerem ekipy Everton. Dla przypomnienia najdłużej obecnie pracującym trenerem w Polskiej ekstraklasie jest opiekun Jagiellonii Białystok Michał Probierz, który funkcję te sprawuje od czerwca 2008 roku. Czy zatem lepiej budować drużynę długofalowo i pozwolić pracować trenerowi w spokoju, jak to robią kluby angielskiej Premier League (uznawanej z jedną z najlepszych lig świata), czy dążyć do konkretnego wyniku tu i teraz po drodze zwalniając trenerów w iście sprinterskim tempie? Piotr Brodowski Rozstrzygnięto konkurs na projekt Bramy Krakowskiej wraz z otoczeniem. Na radomskiej Starówce stanąć ma oryginalna budowla, łącząca tradycję z nowoczesnością. Brama Krakowska została rozebrana nie tak dawno temu – na początku XIX wieku. Jednak nie zachowały się żadne jej przedstawienia, ryciny, plany czy opisy. Nie wiadomo jak wyglądała. Został tylko fragment budowli, przyklejony do dzisiejszego Muzeum im. J. Malczewskiego. Dlatego konkurs, jaki ogłosiło miasto, obejmował stworzenie nowej koncepcji budynku. Termin przygotowania prac minął 25 lutego – na czas projekty przygotowały tylko trzy pracownie, mimo że wcześniej chęć udziału w konkursie wyraziło 11. Po miesiącu sąd konkursowy rozstrzygnął, że najlepszą koncepcję zaproponowała Pracownia Architektury Opaliński z Krakowa. Dzięki zwycięstwu krakowska firma wykona dokumentację projektowo-kosztorysową bramy, a właściwie rewitalizacji części Miasta Kazimierzowskiego. Gmina przeznaczyła na nią prawie 500 tys. zł. Projekt ma być gotowy w tym roku, więc w przyszłym powinna rozpocząć się budowa. Sąd konkursowy chwalił koncepcję Pracowni Architektury Opaliński za wysoką kulturę i umiejętne łączenie historii z nowoczesną wizją. Nowa Brama Krakowska ma stać się wizytówką miasta. Przypomnijmy, że według pierwotnych założeń przy ul. Wałowej powstać miała brama i przedbramie z mostem zwodzonym, odtworzony miał też zostać fragment muru obronnego i fosy. W samej bramie nad przejazdem będzie miejsce na pomieszczenia muzealne. Nad przedbramiem powstanie zaś taras widokowy. Pracownia Architektury Opaliński zrezygnowała jednak – z braku miejsca – z projektowania mostu zwodzonego i fosy. Sama brama ma być konstrukcją z kamienia, w części obłożona blachą Cor-Ten, o podwyższonej odporności na warunki atmosferyczne. W środku znajdować się ma galeria, z tyłu restauracja i hotel. Droga na taras widokowy będzie przebiegać przez obronny mur. AKA 12 O S TAT N I A S T RO N A Nr 6 • kwiecień 2011 Radom XIX-wieczny oczyma podróżnika Wiekowa „Kasia” Sklep „Kasia” przy ul. Żeromskiego 4 zamknięty przed laty, zachował nie tylko neon – relikt epoki, zatem jak każdy relikt niefunkcjonujący, ale murowaną tablicę, przypominającą iż „ …w tym domu w 1869 roku otwarto sklep Spółdzielni Spożywców „Oszczędność”. Czekamy na powtórne otwarcie. Pisanki z Kołomyi Przed świętami Wielkiej Nocy kultywowany jest zwyczaj ozdabiania i malowania jaj. Popularnie wszystkie nazywamy pisankami, chociaż tak naprawdę, w zależności od techniki zdobienia, w świątecznym koszyczku najczęściej znajdują się kraszanki, ale także rysowanki, skrobanki czy wyklejanki. Podstawową cechą różniącą jajka wielkanocne jest sposób zdobienia. Kraszanki to jaja zabarwione na jeden kolor, gładkie, bez wzorów. Z kolei jajka ozdobione najczęściej woskowym wzorkiem i zanurzone w barwniku – to już pisanki. Najbardziej skomplikowane wzory na pisankach spotkać można na Huculszczyźnie i to w bardzo oryginalnym muzeum. Warto więc wybrać się na Huculszczyznę, do Kołomyi. W tym malowniczym miasteczku nad Prutem można nie tylko podziwiać, ale także wejść do wnętrza ogromnej pisanki. Wzorzysty, kilkunastometrowy budynek w kształcie jaja wcale nie zakłóca zabudowy starego miasta i stanowi wielką, turystyczną atrakcję. Według opowieści naszej ukraińskiej przewodniczki – tutejsze Muzeum Pokucia i Huculszczyzny od dawna gromadziło pisanki z różnych regionów kraju, ale dopiero w 1987 roku na swoją kolekcję otrzymało XVI-wieczną, drewnianą cerkiew. Nie na długo. Ledwie ją wyremontowano i urządzono ekspozycję, nadeszła pierestrojka i cerkiew przekazano wiernym. Zaczęto więc znów szukać nowego miejsca dla zgromadzonych pisanek. Tak się złożyło, że te poszukiwania zbiegły się z przypadającym właśnie dziesiątym zjazdem Hucułów, którzy swój jubileusz postanowili uczcić właśnie w Kołomyi, stolicy Pokucia i centrum Huculszczyzny. Wówczas zrodził się pomysł wzniesienia oryginalnej budowli, w której znalazłoby pomieszczenie Muzeum Pisanki. Prace trwały ponoć dzień i noc. W ciągu zaledwie trzech miesięcy, w 2000 roku, powstał 13,5-metrowy budynek w kształcie gigantycznego jaja, w którym umieszczono muzealne zbiory. We wnętrzu tego jaja, na dwóch poziomach, w gablotkach i na tablicach można oglądać i podziwiać ponad 10 tysięcy pisanek. Są tu jaja kurze, gęsie, strusie, ale również z kamieni szlachetnych. Większość z nich pochodzi z Huculszczyzny i chociaż wszystkie są piękne, prawdę mówiąc, najbardziej efektowne są te, które wykonali lokalni twórcy. Jednak można zobaczyć tutaj pisanki z różnych stron świata – Chin, Izraela, Egiptu, Indii, Kanady, Rumunii, Francji, Stanów Zjednoczonych, Sri Lanki. Są także i polskie akcenty – pisanki z Łowicza. Przywożą je z podróży pracownicy muzeum, ale wiele z nich przysłali sami zwiedzający, którzy zawitali do Kołomyi. W tym oryginalnym muzeum zebrano pisanki malowane, wydrapywane, wyklejane, ozdabiane piórami i koralikami, obszywane nićmi. Są tu motywy roślinne, zwierzęce, geometryczne, religijne a nawet scenki rodzajowe. Pod koniec zwiedzania, niemal każdy zatrzymuje się przy muzealnym stoisku, gdzie można kupić pocztówki, kartki, wyroby rękodzieła huculskiego i oczywiście kolorowe pisanki. Wiadomo, przecież trzeba coś kupić na pamiątkę pobytu w tym największym na świecie jaju. Roman Rusinowicz Pan Jacek Kowalczewski, którego poetyckie teksty o Radomiu zamieszczalismy już kilkakrotnie, dotarł do wyjątkowego zapisu sprzed lat, który przesłał nam ku zastanowieniu i głębszej refleksji. W zapiskach z podróży przez Grecję, Turcję, Rosję, Litwę, Białoruś, Polskę, Rzeczpospolitą Krakowską i Austrię znajdziemy taki oto podtytuł: „Absurdalny Radom zapamiętany na całe życie” Następnym miastem na drodze Stephensa był Radom . Wizyta w tym mieście była bardzo groteskowa i bardzo gombrowiczowska. Wjeżdżało się do Radomia przez bramę. Stał przy niej żołnierz, który sprawdził paszport Amerykanina, a następnie wpakował się do jego powozu. Razem pojechali na rynek, gdzie policjant zaprowadził Stephensa na posterunek. Policjant spodziewał się łapówki, a na posterunku na podróżnego „nie zwracano uwagi”. Gdy Stephens zauważył, że jego paszport – odebrany mu wcześniej przez policjanta – leży na stole, po prostu podniósł go, chcąc zwrócić na siebie uwagę. I faktycznie, zwrócił. Jeden z policjantów wyrwał mu dokument i w „impertynenckiej manierze” huknął nim o blat. Pozostali policjanci powstali i – jak opisuje Amerykanin – kolejno podchodzili do paszportu, podnosili go do oczu i również uderzali nim o blat. Po pewnym czasie podszedł do Amerykanina „dobrotliwy” oficer, który ciągnąc Stephensa za rękaw i wskazując na zegar, wytłumaczył, że musi przyjść o pierwszej. Stephens wyszedł na miasto, posiedział w (c)„kukierni”, a gdy o pierwszej wszedł na posterunek, kazano mu przyjść o czwartej. Gdy wrócił o czwartej, okazało się, że czeka na niego umundurowane konsylium. Tłumaczem był młodzieniec „który trochę mówił po francusku”. Pierwsze pytanie, które zadano Stephensowi, brzmiało: jakim to cudem Amerykanin podróżuje po carskim imperium z rosyjskim paszportem? Stephens odpowiedział oficerom, że nakazuje to ich własne prawo, a paszport został mu wydany przez rosyjskiego konsula w Konstantynopolu i póki co całkiem nieźle się sprawdzał w podróży po całej Rosji. Następnie oficerowie chcieli wiedzieć, co sprowadza Amerykanina do Polski, na co ten miał ochotę „szczerze rzec, że jej bohaterska historia i chęć zobaczenia na własne oczy gigantycznej stopy na karkach podbitej ludności i że właśnie taki inkwizycyjny system pytań jest jedną z rzeczy, którą chciał zobaczyć”, lecz powstrzymał się: odpowiedział wymijająco, co „nie usatysfakcjonowało” konsylium. Oficerów interesował kolor oczu Stephensa, jego wiek, wzrost i tak dalej. Porównywano te dane z paszportem: głośno odczytywano jego zapisy, a następnie po kolei sprawdzano zgodność z „oryginałem”. Po jakimś czasie wszyscy na komisariacie „porzucili swoje zajęcia” i zgromadzili się wokół Stephensa, wspólnie porównywali go z paszportowym opisem i kiwali głowami. Podczas tego badania podróżnik zorientował się, nie bez smutku, że „większość tych oficerów była Polakami, którzy sprzedali się Rosji za marną pracę i płacę, zdrajcy w sercach i życiach, apostaci od każdego honorowego uczucia, i dyszący bardziej piekielnym duchem na własny kraj, niż sami Rosjanie”. Kazał tłumaczowi przekazać oficerom, że „zapamięta to małe miasto na całe życie”, że „podróżował po Anglii, Francji, Włoszech, Grecji, Turcji i Rosji”, ale nigdzie nie spotkał takiego „gburostwa i nigdzie go tak obraźliwie nie potraktowano”, i że „nigdzie w Europie dwudziestu oficerów nie wyśmiewałoby podróżnego ku jego zakłopotaniu, zamiast mu pomóc, i że pośród nich nie ma żadnego prawdziwego Polaka”. Tłumacz przetłumaczył, oficerowie się obrazili i kazali Stephensowi przyjść o wpół do szóstej. Całe miasto już wiedziało, że w Radomiu pojawił się „Amerykanin podróżujący z fałszywym paszportem”: Na ulicach wszyscy się na Amerykanina gapili. W jednaj „kukierni” sprzedawczyni była „bardzo uśmiechająca się i usłużna” do tego stopnia, że Stephens poszedł do innej. W drugiej „kukierni” rozmowy ucichły, gdy tylko Amerykanin wszedł. Stephens odnotowuje, że przyjazd obcokrajowca do tak małego miasteczka zawsze powoduje sensację, tym bardziej, gdy jest on obywatelem „wolnego kraju, takiego jak Ameryka”: od razu władze podejrzewają, że przybył on po to, by podjudzać Polaków do kolejnej rewolucji”. A – konstatuje smutno podróżnik – w tak despotycznym kraju „podejrzany znaczy winny”. (…). W gabinetach policyjnych prawie nikt nie zwracał na niego uwagi, a ci, którzy zwracali, byli wyjątkowo niegrzeczni. Stephens wspomina, że „było z jego strony cudem powściągliwości”, że nie przygrzmocił nikomu w twarz. „Zapięty po szyję” komendant wypisał jakiś rozkaz, kazał go ostemplować i wsunął w paszport Amerykanina. Żołnierz wyprowadził go z budynku, przed którym zebrał się spory tłumek: radomianie w pełnej namaszczenia ponurej ciszy oczekiwali, co też władze przedsięwezmą z amerykańskim podróżnikiem. Ten szedł za prowadzącym go żołnierzem. Gdy mijali więzienie, więź- niowie machali im zza krat. Stephens odetchnął z ulgą, gdy minęli ten przybytek i poszli dalej, jednak nie przestawał wyobrażać sobie „Syberii” i zastanawiał się, czy nie powinien napisać „do pana Wilkinsa, ambasadora w Sankt Petersburgu”. I tak się to wszystko złożyło, że amerykańskiego turystę przyprowadzono przed oblicze samego gubernatora. Był to „Rosjanin koło sześćdziesiątki”, który grzecznie poprosił Stephensa, by usiadł, o wszystkie „niedogodności”, które go spotkały obwinił Polaków, „którzy jak zapewnił zajmują niższe pozycje w administracji”, pouczył jednak, że „kraj jest w tak niespokojnym stanie, że konieczne jest badanie wszystkich obcokrajowców”, szczególnie, że – jak opowiadał – władze posiadają wiedzę o kilku Francuzach wysłanych do Polski w celu podburzania jej ludności przeciw Rosjanom. Wytłumaczywszy, oddał Stephensowi paszport i życzył wszystkiego najlepszego. Rezolutny zazwyczaj Amerykanin nie pytał już gubernatora o nic, tylko jak najszybciej ulotnił się z jego siedziby. „Do tej pory nie wiem, za co właściwie byłem zatrzymany” – skarży się we wspomnieniach Stephens. Roztrzęsionego Amerykanina, jakaś policyjna dusza zaprowadziła do jednego z okolicznych mieszczańskich domów, żeby sobie posiedział w czasie, gdy ona (dobra dusza), załatwi pod decyzją gubernatora podpis komendanta. Dom prowadzony przez same kobiety. W tym domu po raz kolejny Stephens zachwycił się „polskimi paniami”, twierdząc, że muszą znać czary, bowiem jeszcze przed chwilą miał „najgorsze myśli o całej ludzkości”, a w ciągu paru minut przebywania z młodymi polskimi mieszczankami całe zgorzknienie uległo stopieniu”. I to koniec amerykańskiego spojrzenia na Radom z lat 30. XIX wieku, niedługo po upadku powstania listopadowego. Dla porządku dopowiem tylko jeszcze, że o jedenastej w nocy policjant przyniósł glejt komendanta, po pewnych perypetiach odnalazł się też woźnica, a podróżny udał się w kierunku Krakowa przez równie małe, a może nawet mniejsze miasteczko Kielce, które przejechał bez problemu.