Pobierz PDF
Transkrypt
Pobierz PDF
Biuletyn do pobrania na stronie www.fomt.pl Biuletyn Nr 155 Rok XIV Lipiec 2016 r. Odrzańska Odyseja Czerpiąc ze wsparcia Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz władz samorządowych gmin na odcinku Odry skanalizowanej, wielu instytucji kultury i organizacji pożytku publicznego, Muzeum Odry Fundacji Otwartego Muzeum Techniki zaprosiło mieszkańców Nadodrza na pokład barki Irena - świadka dni chwały sródlądowych dróg wodnych Polski. Fenomenem projektu był rejs (1-14 czerwca 2016) zabytkową barką „berlinką”, pochodzącą z 1936 roku, z Wrocławia do Kędzierzyna-Koźla i na Kanał Gliwicki (do stopnia wodnego Nowa Wieś), rzeką Odrą, wyznaczającą zarazem oś prowadzonych działań. Za sprawą rejsu zabytkowej barki odrzańskiej, z pomocą Gminy Wrocław, MKiDN, wielu mecenasów kultury, odbudowanej i przysposobionej do roli muzeum na wodzie, bazy wystaw, projekcji, warsztatów, lekcji muzealnych etc., barki długiej na 42 metry, bogato wyposażonej w sprzęt multimedialny, możliwe było realizowanie zarówno warsztatów, jak i zabaw edukacyjnych, umożliwiających obcowanie ze sztuką i kulturą techniczną rzeki, a także wzbogacających i umacniających tożsamość „małych ojczyzn”. Mieszkańców miast nadodrzańskich zapraszano na spotkania ze świadkami historii Odrzańskiej Drogi Wodnej, ze szkutnikami i stoczniowcami, pracownikami gospodarki wodnej, z weteranami żeglugi odrzańskiej, samorządowcami i animatorami kultury miast nadodrzańskich. Dzięki angażowaniu ich w procesy oświatowo-edukacyjne na barce realizowane, możliwa była też interakcja różnych grup społecznych i wiekowych, sprzyjająca przyswojeniu treści znaczących dla krajobrazów kulturowych i dziedzictwa na rzekę nanizanego. Rejsowi towarzyszyły również sesje konferencji „Rzeka w mieście” prowadzone na pokładzie barki, w marinach Brzegu, Opola, Krapkowic. Gościnny pokład barki przyjął 140 grup, łącznie ok. 3000 dzieci i młodzieży szkolnej oraz ok. 4000 mieszkańców miast nadodrzańskich, z jej pokładu prowadzono również koncerty orkiestr dętych – w Krapkowicach Oder Blass Band, a w Opolu Orkiestry Dętej Politechniki Opolskiej pod batutą Przemysława Ślusarczyka. W Brze- COMIESIĘCZNE SPOTKANIA „BRACTWA MOKREGO POKŁADU” W KAŻDY PIERWSZY CZWARTEK KAŻDEGO MIESIĄCA godz. 17.00 (bez względu na pogodę) 1 gu, Opolu, Krapkowicach, Nowej Wsi opolski teatr Ekostudio Andrzeja Czernika zapraszał na Spotkania z poezją i literaturą odrzańską, ze wspomnieniami kapitanów żeglugi śródlądowej i dzieci Odry. W Krapkowicacach miejscowy Dom Kultury prowadził wokół barki festyn, z bogatą ofertą programową. Naszą intencją było przybliżanie społecznościom miast nadodrzańskich dziedzictwa kultury technicznej na Odrę nanizanego, zwracanie uwagi na potrzebę zwrotu miast nadodrzańskich ku rzece, odbudowy i modernizacji inbfrastruktury technicznej Odrzańskiej Drogi Wodnej niezbędnej dla odrodzenia żeglugi towarowej. Podnoszono przy tym, że zadań tych niesposób realizować bez mocnego osadzenia programów z nimi związanych na gruncie kultury. 14 czerwca zakończono dziewiczy rejs barki, pierwszy po jej odbudowie i pierwszy od 1980 2 roku, cumując jednostkę w przystani przy Bulwarze Muzeum Odry we Wrocławiu. Jej załogę stanowili: Stanisław Januszewski, Katarzyna Bobiec, Mariusz Gaj, Marek Prokopowicz, kapitan Mieczysław Balcerkiewicz, a w Brzegu, Opolu, Krapkowicach, Nowej Wsi wspierali ją m.in. Wacław Hepner, Ryszard Majewicz, Jacek Król, Marcin Wrzesiński, kapitanowie Tadeusz Sobiegraj, Zbigniew Priebe, Ireneusz Hinze, Norbert Sapok i załoga pchacza „Łoś” – kapitan Wiesław Zabawa i starszy marynarz Patryk Dziubek. Bogaty serwis informacyjny, fotograficzny i filmowy rejsu patrz: http://fomt.pl/odrzanska-odyseja-2016-rejs-barka-irena/ Stanisław Januszewski Dzień Młynów w Niegowie W sobotę, 4 czerwca młyn w Niegowie wziął udział w pierwszych ogólnopolskich obchodach Dnia Młynów. Święto to zainicjowane zostało przez Polskie Stowarzyszenie Molinologiczne, które zaprosiło „Bractwo Zabrodzkie” do uczestnictwa w tym wydarzeniu. Tegoroczne atrakcje były przede wszystkim kierowane do najmłodszych, których niestety z powodu krążących burz nie przybyło zbyt wielu. Jednak mimo niesprzyjającej pogody młyn zgromadził ok. 30 osób, które z pewnością nie żałowały tak spędzonego popołudnia. Impreza rozpoczęła się o godzinie 14.00. Główna animatorka, Barbara Redlicka, jak zwykle zadbała, aby dzieci się nie nudziły. Na początek zgromadziły się one na pierwszym piętrze, aby własnoręcznie i według własnego pomysłu wykonać czapki kucharskie. Zadanie to wymagało kreatywności i cierpliwości, której dzieciom nie zabrakło. Kolejnym punktem było czytanie opowiadania „Skąd się bierze chleb?”. Dzieci ubrane w wykonane czapki z uwagą słuchały prezentowanej przez Ewelinę Przygodę i Ewę Elward opowieści. Następnie wszyscy udali się przed młyn, gdzie Wiesława Gradek była już gotowa, aby wspólnie z najmłodszymi upiec pyszne ciasteczka tzw. zbożaki. Dzieci mogły brać czynny udział w przygotowywaniu ciasta, dodając poszczególne składniki lub ciasto mieszając, by na koniec z gotowej masy móc wycinać różne kształty. To zajęcie pochłonęło wszystkich, każdy był aktywny i zaangażowany. W czasie, kiedy ciasteczka powędrowały do pieca, dzieci z powrotem zostały zaproszone na pierwsze piętro. Tam każde miało okazję spróbować swoich sił w rozwiązaniu krzyżówki, związanej z młynem, zbożami i wyrobem chleba. Ostatnim punktem dnia, który sprawił najwięcej radości, było „malowanie mąką”. Chociaż na początku wszyscy w skupieniu pracowali nad swoimi dziełami, zadanie skończyło się wielką 3 bitwą na mąkę, przez co uczestnicy zabawy wrócili do domu jak prawdziwi młynarze. Poza zajęciami dla dzieci, tego dnia była też okazja na zwiedzenie młyna z przewodnikiem – Arkadiuszem Redlickim. Opowiadał on o procesie przemiału mąki oraz o historii młyna. Drugie piętro też nie zostało pominięte, przygotowano na nim wystawę fotograficzną przedstawiającą zabytkowe młyny. Na zakończenie obchodów rozdano pamiątkowe certyfikaty Mistrza Wypieków wraz ze słodkimi upominkami, a wszyscy mogli raczyć się upieczonymi ciasteczkami oraz przygotowaną przez Urszulę Borkowską kawą zbożową. Podziękowania należą się naszym niezawodnym mecenasom, dzięki którym dzieci otrzymały słodycze i truskawkowy poczęstunek. Byli nimi Iwona i Jarosław Banasiakowie i Jan Ślendak. O dużą ilość mąki do zabawy zadbali Mariola i Zbigniew Paź. Adriana Redlicka Rowerzyści w niegowskim młynie W dniu 1 maja 2016 roku ok. godz. 11.00 grupa 60 rowerzystów odwiedziła kolejny punkt na trasie rajdu majówkowego, motorowy młyn „Nowość” z 1928 r. Organizatorem rajdu było Stowarzyszenie „Pepisko” z Wyszkowa. Tu nie lada atrakcją okazał się przebywający na młyńskim terenie koń o egzotycznym imieniu El Amigo, którego łagodność pozwalała na wspólne fotografowanie. Gospodarzem obiektu oraz przewodnikiem był uczestniczący w rajdzie Arkadiusz Redlicki z Niegowa, który oprowadził po wnętrzach młyna wszystkich chętnych, z pasją opowiadając jego historię. Dłuższy postój wykorzystano na posiłek. Podano specjalnie przygotowany przez „Wyszkowiankę” swojski smalec, ciemne pieczywo oraz kiszony ogórek. 4 Nie obyło się – co jest już tradycją tego niezwykłego miejsca – bez zbożowej kawy podawanej przez dawną właścicielkę młyna, Urszulę Borkowską. Rowerzyści powtórnie zawitali do młyna w dniu 29 maja 2016 roku. O godz. 14.30 przed młynem „Nowość” zebrali się uczestnicy rajdu rowerowego „Szlakiem C. K. Norwida”. Organizatorem rajdu było Stowarzyszenie „Bractwo Zabrodzkie”. Po podpisaniu listy startowej i zapoznaniu się z regulaminem peleton w liczbie ok. 50 osób wyruszył na trasę rajdu. Grupie przewodniczył Arkadiusz Redlicki członek Zarządu Stowarzyszenia. Po zrealizowaniu przejazdu i odwiedzeniu zaplanowanych miejsc ok. godz. 17.30 uczestnicy ponownie stawili się przy młynie w Niegowie. Tutaj osoby chętne miały możliwość zwiedzenia zabytkowego obiektu. Byli też poczęstowani tradycyjną kawą zbożową, serwowaną przez Urszulę Borkowską . Na zakończenie rajdu Arkadiusz Redlicki poinformował zebranych o możliwości uczestni- czenia w kolejnych imprezach i rajdach organizowanych przez Bractwo Zabrodzkie. Ustalono, iż wszystkie rajdy rowerowe będą rozpoczynały się i kończyły przy młynie, przy wspólnym ognisku. Spotkanie czerwcowe Bractwa Rozpoczęliśmy od zmiany układu lin cumowniczych dźwigu Wróblin. Nieco wcześniej przed spotkaniem, kiedy nasza siostra w Bractwie Anna Broniewska przygotowywała nakrycia na stole, nabrzeże, przy którym stoją statki muzeum Odry, wizytowała komisja złożona z przedstawicieli RZGW i Politechniki Wrocławskiej. Wręczyli Ani protokół nakazujący usunięcie rufowej liny cumowniczej dźwigu, która przebiegała na nabrzeżu w poprzek chodnika oraz podwyższenie zwisającego zbyt nisko nad chodnikiem zasilającego statki przewodu elektrycznego. Takie usytuowanie liny i przewodu, zdaniem komisji, zagrażało bezpieczeństwu poruszającym się po nabrzeżu przechodniom. Nie wspomnieli natomiast ani słowem o zlikwidowanych w czasie remontu pachołach i pierście- niach cumowniczych, na które można by było bezpiecznie i dla statków, i dla przechodniów zakładać liny. Ani słowem nie wspomniano o lichym projekcie, lichych materiałach i lichym wykonawstwie inwestycji, której pastwą padła ścieżka holownicza. Nie szczędząc swoich rąk (liny stalowe, rękawic nie było) członkowie Bractwa zmienili usytuowanie lin i przewodu. Ze szczególnym poświęceniem robili to Staszek Kwiecień i Irek Hinze. Barka Irena dzień wcześniej w ramach projektu „Odrzańska Odyseja” odpłynęła w górę Odry, nasze czerwcowe spotkanie miało miejsce na dźwigu Wróblin. Rozpoczął je Ryszard Majewicz, który omówił ostatnie wydarzenia związane z Wrocławskim Węzłem Wodnym. Zwrócił uwagę na znaczny wzrost zainteresowa- 5 nia mieszkańców Wrocławia naszymi statkami. W „Noc muzeów’ przez pokłady zabytkowej flotylli przewinęło się ok. 1500 osób. Oprowadzający: Stanisław Januszewski, Jerzy Onderko, Mieczysław Balcerkiewicz, Ireneusz Hinze, Ryszard Majewicz mocno się uwijali, aby zdążyć obsłużyć zwiedzających. Odpocząć można było dopiero po 23-ciej. R. Majewicz wspomniał o spotkaniu zespołu ds. żeglugi na Odrze, na którym dyrektor Urzędu Żeglugi Śródlądowej Jan Pyś omówił założenia i kierunki modernizacji odrzańskiej drogi wodnej. W propozycjach inwestycyjnych przewiduje się wykorzystanie wyrobiska pożwirowego „Bajkał”, jako portu logistycznego. Brat Ryszard przedstawił w skrócie założenia nowej ustawy „Prawo wodne”, gdzie przewidywane są opłaty za korzystanie z wszelkiego rodzaju wód. Istnieje potrzeba, aby do opracowania tej ustawy włączyli się przedstawiciele naszego środowiska, którzy podeszliby do tego zagadnienia ze znajomością rzeczy. Ryszard Majewicz poinformował nas też o przebiegu sesji nadzwyczajnej Rady Miejskiej Wrocławia, na której omawiane były sprawy związane z ochroną miejskich zabytków. O naszych statkach muzealnych i planie zabudowy portu przy ujściu Oławy wspomniano marginalnie. R. Majewicz opowiedział o wizycie zarządu Fundacji i jej wolontariuszy w Dordrechcie - na „święcie pary”. Stale myślimy by dopłynąć tam „Nadborem”, z misją promocji dziedzictwa kultury technicznej Polski, wspólnego europejskiemu kręgowi kulturowemu. O wrażeniach z pobytu w Holandii Ryszard podzieli się szerzej na łamach naszego biuletynu PzP. Zbliżają się wakacje. W związku z moją nieobecnością we Wrocławiu do końca września spotkania Bractwa prowadzić będzie Władysław Wąsik. Życzę przyjemnych wakacji, ciepłych dni i przyjemnego wypoczynku. Tadeusz Sobiegraj Międzynarodowe Studium Archeologii Przemysłowej Po Ostravie, Kopřivnicy, Pradze, Wiedniu, Lichterfelde, Berlinie, Paryżu, Monachium i Alpach bawarskich, Augsburgu, Kanale Ludwika kolejną sesję (26 – 29 maj 2016) postanowiliśmy urządzić w Holandii, łącząc ją z odbywającym się w Dordrechcie Europejskim Świętem Pary (Dord in Stoom). Ten jedyny w swoim rodzaju spektakl, stwarza wyjątkową sposobność powrotu w czas pary i rewolucji industrialnej. Wizyta w Dordrechcie dała też okazję spotkania z dziedzictwem budownictwa wodnego Holan- dii, a także Niemiec, tam bowiem stanęliśmy - w Magdeburgu. Magdeburg. Uwagę naszą pochłonęło skrzyżowanie dróg wodnych: Łaby z Kanałem Sródlądowym (Mittellandkanal) budowanym od 1906 do 1938 r.. Tutaj, na końcowym jego odinku, na kanale Rothensee, znajdujemy podnośnię (1930-1938) i komorową śluzę oszczędnościową (1997-2001) oraz oddany do użytku w 2003 r. most kanałowy, bezpośrednio łączący Łabę z Kanałem Śródlądowym. Podnośnia Rothensee 6 Pływaki pod basenem podnośni Most kanałowy Podnośnia Rothensee powstała w ramach szerszego projektu, którego celem było połączenie podnośnią Kanału Rothensee z Łabą i portem w Magdeburgu, a dalej podwójną podnośnią w Hohenwarthe z kanałem Łaba – Hawela, co też otwierało drogę węglowi Zagłębia Ruhry do Berlina. Podnośni Hohenwarthe z powodu wybuchu II wojny światowej nie zrealizowano. Tak więc podnośnia Rothensee odgrywała rolę zwornika łączącego Mittellandkanal z Berlinem Zachodnim i dalej z Odrą, chociaż początkowo miała być jedynie łącznikiem z Łabą. W 2001 równolegle do niej powstała śluza o długości 185 i szerokości 12,5 m, umożliwiająca przejście przez stopień wodny dużym zestawom pchanym i barkom o ładowności do 3 tysięcy ton. Z podnośni Rothensee, której basen mógł pomieścić barkę o ładowności 1000 ton, dziennie korzystało ok. 70 jednostek. Zasada jej działania oparta była na patencie Rudolfa Mussaeus. Umożliwiała pokonywanie zmiennego od 11 do 18 m poziomu wody w Łabie, której to wysokości wcześniejsze podnośnie nie były w stanie pokonać. Frapującą jest też ekonomia pracy podnośni. Koszt jednego śluzowania sięga ledwie 5 euro. Basen podnośni wsparty został na 36-metrowych, o średnicy 10 m, cylindrycznych pływakach, z których każdy podzielony był na trzy części wypełnione sprężonym powietrzem w celu zapewnienia odpowiedniego ciśnienia wykluczają nagłe zapadnięcie się pływaków w szybach, spowodowane działaniem cisnienia zewnętrznego. Zatapianie i opróżnianie z wody dwu pływaków zapewniało basenowi znakomitą podporę i utrzymywało iężar 5400 ton, wystarczający dla równoważenia ciężaru basenu, wody i statku. Basen wprawiały w ruch cztery ślimakowe wały poruszane 32 silnikami elektrycznymi o łącznej mocy ok. 1400 kW, przy czym dla podniesienia basenu wystarczała już moc 500 kW. Jako, że długość basenu nie pozwalała na podnoszenie/opuszczanie statków dłuższych niż 82 metry postanowiono budowę obok komorowej śluzy pociągowej, oszczędnościowej z basenami umożliwiającymi przerzut wody z i do śluzy co pozwala na 60% oszczędność wody, w górę podawanej 3 pompami o wydajności 3,5 m3/sek. Śluza umożliwia pokonywanie spadku wody od 11 do 18 m. Już w 1930 r. myślano o połączeniu Łaby i Kanału śródlądowego mostem kanałowym. Ledwie co rozpoczętą inwestycję porzucono tuż przed II wojną światową. Podział Niemiec i zimna wojna nie sprzyjały jej kontynuacji. Do idei tej powrócono po zjednoczeniu Niemiec, opracowano „projekt komunikayjny nr 17 Niemiecka Jedność”,i w 1996 podjęto prace przygotowawcze inwestycji. Po przyłączeniu Polski i Czech do Unii Europejskiej ta wsparła Śluza Rothensee 7 Holownik „Württemberg” na łące nad Łabą Maszyna parowa holownika prowadzone prace traktując je jako element budowy szerszej sieci transeuropejskiej. Długość mostu kanałowego prowadzonego nad doliną Łaby, największego na świecie, osiągnęła 908 m długości, 32 m szerokości i 4,25 m głębokości. Jego ogrom podkreślają cztery wysokie pylony z platformami widokowymi i starannie rozwiązane podpory. Po oddaniu mostu do eksploatacji podnośnię Rothensee wyłączono z eksploatacji. Rozważano nawet jej trwałe unieruchomienie przez zabetonowanie szybów pływaków. Na szczęśie od pomysłu tego odstąpiono. Na skrzyżowaniu dróg wodnych stworzono w 2013 roku Park Kulturowy, muzeum, a wyremontowana w latach 2006–2013 podnośnia nadal służy obsługując ruch statków turystycznych. W Magdeburgu odwiedziliśmy również bocznokołowy holownik parowy „Württemberg” powstały w 1909 r. w stoczni braci Sachsenberg w Roßlau, eksponowany na brzegu Łaby w roli statku – muzeum i statku – restauracji, kawiarni. Dopisało nam szczęście i uprzejmość jednego z robotników na parostatku pracujących, ten bowiem od kilku lat poddawany jest gruntownemu remontowi. To spora jednostka, długości 63,8 m, szerokości 15,7 m i zanurzeniu 0,83 m, pływająca niegdyś na Łabie z 10-osobową załogą. Do dzisiaj utrzymała kocioł parowy, 2-cylindrowy silnik parowy o mocy 625 KM i dwa koła napędowe z tamborami. Holownik służył żegludze niemiecko-czeskiej. W czasie II wojny światowej został uszkodzony w czasie nalotu alianckiego. Bardziej ucierpiał wskutek pożaru, który wybuchł w porcie drezdeńskim. Po odbudowie, do 1974 eksploatowano go w żegludze towarowej NRD, a następnie odstawiono na ląd, eksponując na łąkach nad Łabą w Magdeburgu i urządzając w 1976 pod pokładem muzeum i restaurację. W 2002 padł pastwą powodzi. Odbudowano go do 2006 r., poddając teraz raz jeszcze gruntownej konserwacji. Osobliwością Magdeburga jest również most kolejowy z przęsłem nawodnym nad Łabą podnoszonym. Nieczynny od końca II wojny światowej, unieruchomiony z uniesionym do góry przęsłem w ostatnich latach został poddany gruntownej konserwacji i udostępniony w roli wyjątkowego „deptaka”. Driel. Wizytę w Holandii rozpoczęliśmy od 8 Most kolejowy z przęsłem podnoszonym Jaz w Driel Domy Durgerdam na grobli Driel. To tutaj, na południowym brzegu Renu, naprzeciwko Arnhem, a nie w ginącej Warszawie, 1 września 1944 r., podczas operacji Market Garden wylądowali spadochroniarze generała Sosabowskiego. Pamięć o ich czynie jest wciąż żywa i kultywowana, m.in. dzięki pracy Fundacji Driel-Polen. Świadectwem tego pozostają m. in. pomniki, nazwy ulic i placów oraz najwyższe odznaczenia holenderskie – Ordery Brązowego Lwa i Wojskowe Ordery Willema, jakimi odznaczono weteranów 1 SBS i pośmiertnie gen. Sosabowskiego. Bez ich odwagi i woli walki oddziały 1st Airborne Division nie miałyby szans wycofać się spod Arnhem. Tutaj powstała też, niemalże analogiczna jak w Hagestein i Amerongen, jedna z ruchomych zapór przeciwsztormowych. Jaz ten zadziwia konstrukcją nie stawiającą przeszkód zegludze, wędrówkom ryb a zarazem skutecznie chroniącą ludność doliny dolnego Renu przed powodziami. Durgerdam. Jedziemy groblą, z lewej zabudowania łańcuchowej wsi, z prawej obszerne jezioro. Mieszkańcy wsi przez wieki utrzymywali się z rybołówstwa. Dzisiaj pracują w Amsterdamie bądź prowadzą we wsi usługi turystyczne i gastronomiczne, a spędza w niej wolny czas wielu mieszkańców pobliskiego Amsterdamu. Frapującą jest drewniana, tradycyjna zabudowa wsi, protestancka świątynia i budynek z 1687 r. z wieżą zegarową. Marken – wieś na Zuiderzee w Holandii do 1957 r. leżała na wyspie, obecnie krótką tamą połączonej z lądem. Słynie z charakterystycznych drewnianych domóww wznoszonych na wysokich palach bądź na sztucznych pagórkach. Holenderscy filkloryści, etnografowie i antropolodzy z przełomem XIX/XX wieku promowali ją jako ostatni już relikt rodzimej kultury. Ogromną rolę w rozsławieniu wsi jako atrakcji turystycznej odegrał m.in. belgijski malarz Xavier Mellery, który wykonał wiele ilustracji charakterystycznych dla wsi obiektów i krajobrazów. Dzisiaj zalewanie domów położonych w terenie na poziomie morza jest mało prawdopodobne. Stąd właściciele domów na palach zabudowali ich przyziemia ale pozostawili oeyginalne schody i wejścia na piętra. Mimo, że w XX wieku wieś uytraciła charakter wsi rybackiej to nadal utrzymuje tradycyjny jej koloryt, malownicze domy, a mieszkańcy z pietyzmem Marken – domy na palach 9 Warsztat produkcji tradycyjnych chodaków pielęgnujhą miejscowy folklor i tradycje, wyrażane m.in. tradycyjnymi, ludowymi strojami. Alkmar. W Holandii, słynącej z serów, najsłynniejszym jest targ serów w Alkmar, starym mieście położonym niedaleko Amsterdamu, chociaż tak naprawdę to handluje się nimi tutaj na „niby”. Alkmarski targ prowadzony koło ratusza i wagi miejskiej, nad kanałem, którego tradycja sięga 1365 roku przybrał współcześnie charakteru turystycznego pokazu i rekonstrukcji dawnego handlu, przyciągając w letnie piątki tysiące turystów z całego świata. Podobnymi stały się nie tak już słynne targi serowe w Edam i Hoorn. Na serio handluje się serami jedynie w Gouda i Woerden. Unikatową cechą alkmarskiego targu jest zachowanie jego średniowiecznego charakteru. Najlepszym przykładem są ubrani na biało tragarze serów. Cztery ich Targ serów w Alkmar 10 brygady odznaczają się kolorami wstążek na słomianych kapeluszach. Z pozoru prosta praca wymaga umiejętności synchronicznego truchtu dźwigających nosidło z 8 kręgami serów, o wadze ok. 160 kg. Tragarze ci zrzeszeni są w istniejącym od 1593 r. cechu alkmaarskich tragarzy serów. Liczy on dzisiaj 30 członków. Widowisko, którego są bohaterami, ma swego narratora, który objaśnia zasady, na jakich targ funkcjonuje, rytuał zawieranych transakcji, funkcjonowania wagi, bez której targ byłby niewyobrażalny. Można tutaj również zakupić, bądź tylko pokosztować popularnych gatunków holenderskich serów: Beemster, Edammer, Frico, Kernhem, Leerdammer, Maasdammer, Maaslander, Milner, Old Amsterdam, Alkmaarm czy Zaalander. Delft. Na chwilę zatrzymujemy się w tym słynnym zachodnioholenderskim mieście położonym nad żeglowną rzeką Schie, na południe od Hagi. Od końca XVI wieku było jednym z głównych europejskich ośrodków produkcji fajansu, a później porcelany, przemysłu skórzanego i tytoniowqego. Dzisiaj to ważny ośrodek przemysłu metalowego (produkcja kabli), chemicznego (farmaceutyki), optycznego i elektronicznego. Miasto lokowane w 1075 roku, w najstarszej części założone na planie prostokąta z dużym rynkiem, poprzecinane jest siecią szerokich kanałów, napełnionych czystą wodą, okolone starymi topolami i licznymi starymi domostwami. W centrum znajdujemz wiele godnych uwagi Ulica w Alkmar w dniu targu Domy na wodzie Charakterystyzny dla Holandii most zwodzony, klapowy przed bramą miejską Delft gmachów, m.in. Nowy Kościół, wybudowany w latach 1397-1496), w stylu gotyckim, ze 115-metrową wieżą i pięknym grobowcem Wilhelma Orańskiego, który został zamordowany w tutejszym klasztorze, Stary Kościół z 1250 roku rozbudowany w XV-XVI w., renesansowy ratusz z lat 1618-1620. Na uwagę zasługują zbiory Muzeum Lamberta van Meertena z wielką kolekcją fajansów. To jedno z najstarszych miast niderlandzkich, padło w 1526 pastwą pożaru, w 1654 ucierpiało wskutek eksplozji miejscowej prochowni. Szybko zabliźniało rany, odgrywając znaczącą rolę również na kulturalnej mapie Holandii. Słynie m.in. jedną z trzech holenderskich uczelni technicznych, najstarszym Uniwersytetem Technicznym w Holandii, zajmującym pozycje jednego z 20 najlepszych uniwersytetów technicznych na świecie, kształcącym blisko 20.000 studentów i zatrudniuającym ponad 200 profesorów. Uniwersytet powstał jako „Królewska Akademia przygotowująca inżynierów do pracy dla krajowego przemysłu i wsparcia dla handlu”. Powołano go dozycia 8 stycznia 1842 dekretem króla Wilhelma II Holenderskiego. Pierwszym dyrektorem i założycielem był Antoine Lipkens, jeden z pierwszych wynalazców telegrafu optycznego. Miano Technicznej Szkoły Wyższej nosi od 1905 r., a wkrótce zyskała status Uniwersytetu. Maeslantkering – Jednym z cudów współczesnej inżynierii jest ruchoma zapora wodna na kanale Nieuwe Waterweg, niedaleko Hoek van Holland. Wraz z zaporą Hartelkering oraz linią wałów przeciwpowodziowych stanowi element systemu przeciwpowodziowego Europoortkering i jest kluczowym elementem ochrony przeciwpowodziowej około 1,5 mln ludności Rotterdamu i okolic na wypadek ekstremalnego podniesienia się poziomu wody w Morzu Północnym Zapora powstała w latach 1991–1997 i jest jedną z największych ruchomych struktur na świecie. Pierwotnie nie zakładano budowy Maeslantkering - obrotowa zapora wodna 11 w tym miejscu bariery, gdyż takie rozwiązanie mogło utrudnić przepływ statków korzystających z Europortu (wówczas największego portu na świecie). Myślano raczej o podwyższeniu i umocnieniu istniejących wałów powodziowych. Ostatecznie uznano,, że takie rozwiązanie byłoby droższe o około 150 mln Euro, a budowa trwałaby 10 lat dłużej, stąd zdecydowano się na budowę ruchomej bariery. Przed projektantami postawiono jednocześnie zadanie, by proponowane rozwiązanie nie generowało problemów dla żeglugi. Wymagania postawione projektantom wymusiły zastosowanie nietypowego i spektakularnego zarazem rozwiązania. Zaporę kształtują dwie, wysokie na 22 m, ruchome stalowe bariery o ramionach długości 237 m każda, osadzone w suchych dokach po obu brzegach kanału, który w tym miejscu ma 360 m szerokości. Podczas zamykania doki są wypełniane wodą, po czym bariery przesuwają się w stronę środka kanału aż do momentu złączenia. Samo przesuwanie ruchomych elementów trwa około pół godziny. Po złączeniu bariera znajduje się nieco ponad betonowym progiem, który znajduje się na dnie. Aby całkowicie zamknąć przepływ wody, konstrukcja musi jeszcze opaść, co zajmuje około godziny. W tym czasie silny nurt wody jaki wytwarza się w wąskim przejściu na dnie oczyszcza betonowy próg z naniesionego mułu. Konieczność zamknięcia bariery występuje jedynie w ekstremalnych warunkach, gdy poziom wody w morzu jest o 3 m wyższy od normalnego. Szacuje się, że taka ewentualność występować będzie raz na 10 lat, choć wraz z ocieplaniem klimatu i podnoszeniem się poziomu wody w morzu wykorzystanie zapory może wzrosnąć. Zamknięta tama podczas sztormu musi znieść napór o sile 350 meganiutonów. O tym, czy należy zamknąć tamę decyduje komputer (jedynie nadzorowany przez człowieka) na podstawie danych o pogodzie i poziomie wody. Pomijając procedurę zagrożenia powodziowego operację zamykania tamy dokonuje się raz do roku w celach kontrolnych. Dzieło to powstało w wyniku realizacji tzw. planu Delta. Opracowano go po tragicznym w skutkach sztormie, który nawiedził Holandię w nocy z 31 stycznia na 1 lutego 1953 r. Podczas potężnej powodzi zginęło 1835 osób, utonęło ok. 34 tys. sztuk bydła, a 47 tys. domów uległo zniszczeniu, nie wspominając już o szkodach, jakie słona woda morska wywołała w rolnictwie. Morze wdarło się 75 km w głąb lądu. Potrzebowano aż 10 miesięcy na osuszenie zalanego terenu. Około 500 km wałów wymagało odbudowy. Skala katastrofy była tak ogromna, że rząd postanowił zbudować system budowli hydrotechnicznych, który miał zapobiegać takim nieszczęściom. Początkowo projekt wzbudził liczne protesty, uzasadnione tym bardziej, że pierwotne środowisko zmieniłoby się ze słonowodnego w słodkowodne a istniejący ekosystem przestałby istnieć. Dylemat ten rozwiązywał udany kompromis ekologów, rolników, rybaków i lobby przemysłowego – sięgnięcie właśnie ku idei ruchomych zapór, nie przeszkadzających w ruchu statków płynących do Europortu w Rotterdamie, z reguły chroniących również również naturalne środowisko różnych gatunków zwierząt i poprawiających także układ tradycyjnej komunikacji lądowej. Drogi poprowadzone po nowych zaporach i wałach zdecydowanie poprawiły komunikację między Zelandią a Holandią Południową. W pierwszym etapie powstała mobilna zapora wodna na rzece Hollandse IJssel (1958). W kolejnym powstały cztery głowne zapory: Haringvliet (1971), w cieśninie Brouwershaven (1972), na Skaldzie Wschodniej i na cieśninie Veerse Gat. Ostatnią luką w systemie zabez- Obrotowe wrota ruchomej zapory Parada statków parowych na Renie 12 Lokomobila parowa z 1922 r. Sikawka parowa z 1901 pieczeń był Rotterdam. Gdyby wielki sztorm spowodował cofkę na Renie, mógłby zalać miasto pięciometrową warstwą wody, a fala powodziowa mogłaby się rozlać na północ, obejmując najgęściej zaludnioną część Holandii. Stąd właśnie rozpoczęto budowę Maeslantkering, ogromnych obrotowych wrót pozwalających na zamknięcie kanału prowadzącego do portu w Rotterdamie. Po raz pierwszy zamknięto ją w roku 2007, kiedy to koło Rotterdamu oczekiwano sztormu o sile 9 stopni w skali Beauforta i piętrzenia wody 3 m ponad poziom morza Z tego powodu 8 listopada 2007 r. postanowiono zamknąć zapory Oosterscheldekering, Hartelkering i Maeslantkering - trzy najważniejsze części Systemu Delta. Szczęśliwie sztorm nie wyrządził większych szkód i przez holenderską służbę meteorologiczną został oceniony jako przeciętny, a przecież podobny w 1953 r. doprowadził do katastrofy. Dordrecht. Przyciąga nas do tego miasta nad Renem największe Europejskie Święto Pary, w tym roku prowadzone po raz 17-ty (Dord in stoom), zwabia nas i 250.000 gości z całego świata. Rozpoczyna się 27 maja, w piątek, paradą 23 statków parowych i koncertem gwizdka parowego. W rzędzie kultowych wręcz dla muzealnictwa rzecznego statków znajdowaliśmy m.in. holowniki: Pieter Boele, Hercules, VIC96, Jan de Starke, Furie. Właściwy spektakl miał miejsce dnia następnego, w sobotę i kolejnego – w niedzielę. Na nabrzeżu od rana tłumy zainteresowane nie tylko statkami parowymi, które można odwiedzać i które bezustannie zabierają na pokład dziesiątki pasażerów złaknionych chwili żeglugi na statku buchającym parą ale również wszystkim co porusza się i pędzi czerpiąc z siły pary. Pragnienie to zaspokajają dziesiątki wystaw- Samochód osobowy Stanley z silnikiem parowym z 1909 Miniatury pojazdów parowych 13 Miniaturowy pociąg z lokomotywą parową Modele statków sterowanych radiem ców z całej Europy, kolekcjonerów parowych samochodów osobowych i ciężarowych, omnibusów, motocykli, rowerów nawet, lokomobili, walców parowych, sikawek strażackich, silników parowych najprzeróżniejszych typów. Setki widzów gromadzą pokazy młócki zboża z użyciem lokomobili, akcji gaśniczych strażaków w mundurach z XIX stulecia, obsługujących konne sikawki parowe, traków i pił do drewna o napędzie parowym, pracy pogłębiarki parowej czy parowego dźwigu bądź kafara. A przy tym szereg atrakcji dla każdego: przejażdżki parowymi modelami taboru kolejowego po torowiskach ułożonych na nabrzeżu, parowozem prowadzącym skład XIX-wiecznych wagonów, pokazy modeli statków sterowanych radiem, koncerty muzyki szanty w wykonaniu znakomitych zespołów. Wokół radosna atmosfera wielkiego święta, kwitnie życie towarzyskie, okoliczne restauracje i kawiarnie pękają w szwach, podobnie jak zorganizowane z tej okazji ogródki. To nie tylko parowe show, to również przypomnienie tradycji i stylów życia, które pozostawiły trwały ślad w kulturze Niderlandów. Na nabrzeżu rybacy naprawiający sieci, kobiety przygotowujące rybne konserwy i przetwory, haftujące tradycyjne makatki. Jest nawet praczka z bogatym arsenałem narzędzi, aparatów i różnych urządzeń ułatwiających jej ciężką pracę, pralek ręcznych i mechanicznych, wyżymaczek. Eksponuje również środki chemiczne i różne proszki do prania, w oryginalnych, pochodzących z początku XX stulecia i lat 30. XX w. opakowaniach. Przypominane są dawne zawody, sztuka plecienia lin, rybołówstwo. Na wielu stoiskach można zakupić tytoń do żucia. Organizator imprezy Fundacja Dord in Stoom kierowana przez Marco Westlanda, zadbała Niezwykły motorower z silnikiem parowym Pokaz pracy rybaków 14 Barki w starym porcie Rotterdamu Restauracja na latarniowcu by nabrzeże połączone było z centrum Dordrechtu komunikacją prowadzoną z użyciem zabytkowych autobusów, a nawet ciężarówek o napędzie parowym. Marzy się nam by w rzędzie statków parowych prujących wody Renu stanął Nadbor, zrodzony tutaj w Holandii, w stoczniach Gorinchem i Rotterdamu. Temu służyć ma promowany przez nas od lat projekt Europa over rivers i wysiłki podejmowane na rzecz przywrócenia Nadborowi napędu własnego, parowego, opartego na paliwie węglowym. Miejmy nadzieję, że doczekamy chwili gdy Nadbor w paradzie europejskich holowników parowych szedł będzie od Gorinchem do Dordrechtu, że stanie się clou Europejskiego śweieta Pary. Rotterdam. Rotterdamskie Maritime Museum jest jednym z największych na świecie muzeów o tematyce morskiej. Powstało w 1874 roku i jest najstarszym muzeum tego typu w Holandii. Odkrywamy w nim tajemniczy morski świat z przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, a to dzięki regularnie organizowa- nym ekspozycjom czasowym i stałym. Można też weziąść udział w warsztatach i imprezach organizowanych taak dla dzieci jak i dorosłych. Wizyta w muzeum może być świetną podróżą edukacyjną dla całej rodziny, gdyż nie brakuje tu urządzeń multimedialnych, przez zabawę zachęcających do nauki. Wiele ekspozycji urządzono na cumowanych w starym porcie jednostkach: w ładowniach barek, na holownikach portowych, na dźwigach pływających, latarniowcach i innych. Niermniej urzekającym jest spacer nabrzeżami starego rotterdamskiego portu, w którego basenach znajdujemy dziesiątki barek mieszkalnych, restauracji i kawiarni na wodzie, pracowni artystów, kwiaciarni, sklepików na barkach urządzonych. Stary port żyje, podobnie jak i niewielka muzealna stocznia, w której znajdujemy nie tylko liczne pomniki techniki ale przyjrzeć się możemy również jej pracy, technologiom odbudowy i konserwacji statków. Zeelandbrug – most nad Skaldą Wschodnią, najdłuższy most w Holandii (5022 m), a w chwi- Salon na barce mieszkalnej Pochylnia zabytkowej stoczni 15 Most Nad Skaldą Wschodnią li otwarcia w 1965 r., po 2 latach budowy, był również najdłuższym mostem w Europie. Betonowa konstrukcja wieloprzęsłowego mostu wsparta jest na 54 filarach, a jedno z przęseł o rozpiętości 40 m jest ruchome by przepuszczać statki. Co ciekawe by zrekompensować koszty budowy mostu do 1992 r. pobierano na nim opłaty za przejazd. Kinderdijk. Bliski jest nam o tyle, że tutaj w zakładach J & K. Smit’s, których sukcesorem jest konern IHC, powstał kocioł parowy „Nadbora”. Ikoną Kinderdijk jest dzisiaj nie tylko stocznia i zakłady mechaniczne IHC ale szeroko znane w świecie największe skupisko zabytkowych wiatraków. Powstały w latach 1738-1740 na polderze, celem jego osuszenia. W 1997 roku grupa zachowanych do dzisiaj wiatraków wraz z tamami, śluzami, zbiornikami, pompami i budynkami administracyjnymi została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Do XIII wieku woda z terenu zwanego Alblasserwaard (obszar ograniczony rzekami Lek, Noord i Beneden-Merwede) odprowadzana była naturalnie. Wzrost poziomu wody spowodował jednak konieczność podjęcia przez człowieka działań, aby obronić się przed powodziami. Początkowo teren otoczono wałami, ale okazały Wiatraki po stronie De Overwaard 16 System przerzutowy wody z polderów do kanałów i dalej do rzeki Lek się one niewystarczające. W połowie XIV wieku zbudowano więc kanały (Achterwaterschap i Nieuwe Waterschap), które odprowadzały wodę z polderu i transportowały ją do rzeki Lek. System ten nie był jednak doskonały i po powodzi 1726 roku postanowiono zwiększyć jego skuteczność. Zdecydowano się zbudować Wiatrak nr 2 po stronie De Nederwaard pełniący rolę muzeum 16 nowych wiatraków mających pompować wodę z kanałów do położonych na wyższym poziomie zbiorników retencyjnych (wówczas istniały tam już 43 mniejsze wiatraki). Osiem takich wiatraków powstało po stronie zachodniej (przy kanale Nieuwe Waterschap, na obszarze nazwanym De Nederwaard), a kolejne osiem po stronie wschodniej (przy kanale Achterwaterschap, na obszarze nazwanym De Overwaard). Ceglane wiatraki po stronie De Nederwaard, okrągłe w przekroju, wzniesiono w roku 1738. Drewniano-ceglane wiatraki po stronie De Overwaard, oktagonalne w przekroju, zostały wybudowane w roku 1740. W 1868 roku powstały dwie parowe stacje pomp (Wisboom i Van Haaften), które wsparły pracę wiatraków. W latach 20. XX wieku. parowe pompy zastąpiono nowymi pompami - elektryczną i spalinową. Postęp technologiczny spowodował, że wiatraki przestały być użyteczne i wiele z nich wyburzono (w szczytowym okresie na całym obszarze Alblasserwaard działało ponad 150 wiatraków). Ostatnie z nich wykorzystywane były do końca lat 40. XX wieku. Stację pomp Van Haaften zastąpiono w 1972 r. nową stacją J.U. Smit, w której pompę napędza silnik spalinowy. Do dzisiaj w rejonie Kinderdijk zachowało się 19 wiatraków. Osiem z nich to wiatraki powstałe w 1738 roku po stronie De Nederwaard, a kolejnych osiem to wiatraki po stronie De Overwaard powstałe w roku 1740 (choć jeden z nich, wiatrak nr 2, uległ pożarowi w 1981 roku i został odbudowany trzy lata później). Kolejne dwa wiatraki (De Hoge Molen i Kleine of Lage Molen, powstałe w 1740 i 1761 roku) oddalone są nieco na wschód od pozostałych i stoją na obszarze nazwanym Nieuw-Lekkerland. Ostatni z wiatraków (De Blokker) wzniesiono na polderze Alblasserdam, przy kanale Nieuwe Waterschap. Jest to najstarszy z całej grupy wiatraków. Chociaż dokładny czas jego budowy nie jest znany, to wiadomo, że wiatrak w tym miejscu istniał już około 1500 roku. Wiatrak nr 2 po stronie De Nederwaard pełni rolę muzeum i jest otwarty dla zwiedzających. Gorinchem. Tutaj w marcu 1949 r. z pochylni stoczni Bijkers zwodowano kadłub HP „Nadbor”, który po wyposażeniu w kocioł, maszynę parową i wyposażenie oraz osprzęt pokładowy z początkiem września dotarł do Odry. Podobnie jak inne „małe holendry (12) do połowy lat 60. XX w. transportował barki od Koźla do Wroławia, by od roku 1998, po Stacja pomp Van Haaften, 1927 20 latach ponownie powrócić do służby – już w roli statku-muzeum, statku laboratorium, statku- szkoły. Gorinchem to stare niderlandzkie miasto, przed tysiącem lat założone przez rybaków i rolników. W 1322 zyskało prawa miejskie, a otoczone już było murami miejskimi z 7 bramami i 23 wieżami strażniczymi. W XVI stuleciu fortyfikacje te zastąpiono nowymi z jedenastoma bastionami, odsuniętymi od centrum, co też umożliwiło dalszy rozwój miasta. W dobie rewolucji przemysłowej, Gorinchem zyskało nowe kanały żeglowne i linie kolejowe, rozwijał się przemysł i usługi. Symbolem miasta pozostają do dzisiaj dwa wiatraki. W jednym z nich, pochodzącym z końca XVIII wieku wciąż prowadzoony jest przemiał zboża – co prawda tylko z uwagi na odwiedzających go turystów, którzy w weekendy mogą nabyć tutaj pieczywo, mąkę i kasze. Godnym uwagi jest również przecinający miasto kanał otoczony zabytkową zabudową, na którym znajdziemy również stare tjalki Kanał żeglowny w Gorinchem 17 przysposobione do roli domów na wodze. Tutaj przy śluzie znajdujemy stary port, w którym zwykle cumuje z pietyzmem odbudowany holownik parowy „Jan de Sterke”, z którym spotkaliśmy się w Dordrechcie. Loevestein. To urokliwy zamek i twierdza, niedaleko Gorinchem, w miejscu w którym zbiegają się wody delty Renu - Maas i Waal. Dzieje tego miejsca sięgają wieków średnich. Stanowiło znaczący element Holenderskiej Linii Wodnej, systemu zasadzonego na zalewaniu w razie zagrożenia terenów od południa i wschodu osłaniających zachodnie prowincje Holandii. Rodowód zamku sięga prostego, kwadratowego budynku z cegły, który ok. 1675 r z polecenia Wilhelma Orańskiego znacząco rozbudowano otaczając dwoma fosami i ziemnymi umocnieniami z dwoma, a później i trzema kamiennymi basztami, aresenałem i budynkami koszarowymi dla załogi twierdzy. W czasie wojny niderlandzkiej między Holendrami a Hiszpanią twierdza kilkakrotnie przechodziła z rąk do rąk. Od 1619 stała się więzieniem, w którym osadzano politycznych przeciwników regime. Jednym z naajbardziej znanych był słynny prawnik, poeta i polityk Zamek w Loevestein Hugo Grotius, często przedstawiany w roli ojca współczesnego prawa międzynarodowego. W sesji holenderskiej udział wzięło 12 osób, m.in. Sylwia i Daniel Alankiewicze z dorosłymi już dziećmi Marią i Maciejem, Danuta i Tomasz Białaszczykowie, Wacław Hepner, Stanisław Januszewski, Ryszard Kozdroń, Jacek Król, Joanna i Ryszard Majewiczowie. Stanisław Januszewski Fundacja Otwartego Muzeum Techniki Z cyklu: w gazetach (lub czasopismach) napisali ... Definicje – to podstawa Upowszechnianie wobec niemieckich obozów śmierci terminu „polskie obozy koncentracyjne” wymyślił w 1956 r. szef zachodnioniemieckiego kontrwywiadu Alfred Benzinger, by „zdjąć z Niemców odpowiedzialność za Zagładę”. Sądzę, iż cała ta trwająca do dziś operacja ma kolebkę w dyrektywie Stalina: „Przeciwników nazywajcie faszystami lub antysemitami. Trzeba tylko wystarczająco często powtarzać te epitety” (1943).” [Waldemar Łysiak, „Nazwiska i nazwy”, „łysa prawda”, „Uważam, Rze”, nr 5(52)/2012, 30 I-5 II 2012, str. 98] [Z CYKLU: SKĄD SIĘ TO WZIĘŁO ? „Polskie obozy koncentracyjne”, Kpt „Nemo”, 2011] Niemcy swoje fabryki śmierci wybudowali na polskiej, okupowanej przez nich ziemi. Niemcy nieprzypadkowo dokonali dzieła zagłady w Polsce. (…) Zrobili tak dlatego, że właśnie tutaj mieszkała największa w Europie społeczność żydowska. 3,5 miliona ludzi. Najwygodniej było więc ich wymordować na miejscu. Nie chcieli też 18 tego robić na oczach własnych obywateli. (…) Obok Żydów w tych obozach ginęły setki tysięcy Polaków. Intelektualistów, ziemian, działaczy podziemia, oficerów, księży i zwykłych ludzi. Mordowanych tak samo jak mordowani byli Żydzi. (…) [Szewach Weiss „Polacy pozostali niezłomni”, „Rzeczpospolita”, 2011 „Opinie”, str. A14] „Redaktor Techniczny” niniejszego Biuletynu, treścią tekstu pt: „Rozdwojenie jaźni” – będącego polemiką z początkową częścią tekstu treści Kpt „Nemo” pt: „Polskie obozy koncentracyjne” [Biuletyn „Prosto z Pokładu” nr 154, czerwiec 2016 r.] zwrócił uwagę na konieczność doprecyzowania używanych powszechnie w prasie światowej określeń pod nazwą: obozy koncentracyjne. Zainspirowany tą koniecznością - Kpt „Nemo” - po wnikliwej analizie przytacza poniżej propozycje doszczegółowienia definicji związanych z tym sformułowaniem. I tak 1. Obóz koncentracyjny w Auschwitz, był niemieckim i nazistowskim obozem koncentracyjnym, zbudowanym na ziemiach napadniętej we wrześniu 1939 r. Polski, wcielonych następnie do niemieckiej III Rzeszy. (Polska nazwa, przed agresją niemiecką 1939 r. oraz po wyparciu Niemców z tych ziem w 1945 r., to Oświęcim). Obóz koncentracyjny w Auschwitz, był więc niemieckim i nazistowskim obozem koncentracyjnym, założonym w celu zamęczenia i planowej zagłady rzeczywistych i domniemanych przeciwników totalitarnego, niemieckiego systemu hitlerowskiego, planowej zagłady tak elit jak i całych narodów. Obóz koncentracyjny w Auschwitz (jak i inne – jemu podobne), był zarządzany przez niemieckojęzyczną, zbrodniczą organizację: SS, a oficjalnym, urzędowym i codziennym językiem (np. stosowanym do wydawania poleceń i rozkazów więźniom tego obozu) był język niemiecki. Niewątpliwie zastosowano tam najwięcej „osiągnięć” ówczesnej techniki. 2. Obozy koncentracyjne w Jaworznie czy Świętochłowicach (także inne, podobne), zakładane po zakończeniu II wojny światowej, na ziemiach administrowanych przez władze komunistycznej polski, były polskimi, komunistycznymi obozami koncentracyjnymi, wykorzystującymi poniemieckie, ponazistowskie baraki, druty, wieżyczki i inną infrastrukturę, w celu zamęczenia i planowej zagłady rzeczywistych i domniemanych przeciwników totalitarnego, prosowieckiego, stalinowskiego, polskiego państwa, zwanego później PRL-em. Były zarządzane przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego (Urząd Bezpieczeństwa Publicznego) założone na polecenie i pod dyktando władz sowieckich (radzieckich), odpowiedzialne za masowe krwawe represje na obywatelach w okresie stalinizmu [https://pl.wikipedia.org/ wiki/Ministerstwo_Bezpiecze%C5%84stwa_Publicznego], a oficjalnym, urzędowym i codziennym językiem (np. stosowanym do wydawania poleceń i rozkazów więźniom tego obozu) był język polski, a czasami rosyjski. 3. Wymykają się w/w oczywistym definicjom obozy koncentracyjne (tzw: Archipelag Gułag) zakładane na ziemiach położonych na wschód od ziem administrowanych przez władze sowieckiekie, gdzie oficjalnym, urzędowym i codziennym językiem (np. stosowanym do wydawania poleceń i rozkazów więźniom tego obozu) był język rosyjski. Były zarządzane przez NKWD (ros. НКВД СССР, Народный комиссариат внутренних дел СССР, Narodnyj komissariat wnutriennich dieł SSSR) – centralny organ państwowy (ministerstwo) wchodzący w skład Rady Komisarzy Ludowych (rządu ZSRR) [https://www.google.pl/#q=NKWD]. Że: „łagry na Syberii nie były rosyjskie, tylko sowieckie” – w tym nie zgadzam się z Panem Redaktorem Piotrem Zychowiczem. Ponieważ oficjalnym, urzędowym i codziennym językiem (np. stosowanym do wydawania poleceń i rozkazów więźniom tych obozów) był język rosyjski. A także dlatego, że obecna Rosja, która przejęła spuściznę po Związku Sowieckim (Radzieckim) do dziś nie tylko nie rozliczyła się za te obozy ale (przy aprobacie większości swych obywateli) czci pozytywnie pamięć po tamtym państwie. Można więc stwierdzić, że były to sowieckie (radzieckie) i rosyjskie obozy koncentracyjne, zakładane w celu zamęczenia i planowej zagłady rzeczywistych i domniemanych przeciwników totalitarnego, sowieckiego, stalinowskiego (i poststalinowskiego), rosyjskiego państwa. Na wzór tamtych obozów, do dziś w Rosji działają obozy karne o zaostrzonym rygorze gdzie skazanymi są głównie obywatele Rosji. Przyjmując powyższe definicje, należy zwrócić uwagę na skalę zła dokonanego ludziom w tych (i innych) obozach koncentracyjnych przez założycieli takich obozów. I tak 1. Niewątpliwie największym w skali nieszczęść ludzkich (z ilością morderstw, śmierci istot ludzkich na czele) był działający prxzez niemal 70 lat rosyjskojęzyczny: leninowski, stalinowski, poststalinowski i rosyjski „Archipelg Gułag” – system obozów koncentracyjnych – tzw łagrów. 2. O wiele mniejszym w skali nieszczęść ludzkich (z ilością morderstw, śmierci istot ludzkich na czele) był działający ok. 10 lat niemieckojęzyczny: hitlerowski, nazistowski system obozów koncentracyjnych (w tym tych, zbudowanych na ziemiach polskich). 3. Niewątpliwie – nieporównywalnie – najmniejszym w skali nieszczęść ludzkich (z ilością morderstw, śmierci istot ludzkich na czele) były działające kilka lat polsko-, a czasami rosyjskojęzyczne obozy koncentracyjne, założone po zakończeniu II wojny światowej, przez polskie władze z nadania władz ZSRS (ZSRR). Co ogłasza analizator wszelkich definicji, a w szczególności definicji: polskie, niemieckie czy rosyjskie obozy koncentracyjne. Kpt „Nemo” PS.: Pierwsze obozy koncentracyjne, czyli miejsca odosobnienia znacznej liczby ludzi nie 19 mających wyroków, lecz z różnych względów uznanych za niewygodnych dla władzy – założyli Rosjanie dla konfederatów barskich. Zlokalizowane były na Ukrainie, Litwie i w Warszawie, a służyły jako miejsca tymczasowego pobytu zatrzymanych do momentu ich wywózki na Syberię. Podobne pojawiły się także na Kubie podczas antyhiszpańskiego powstania José Marti, które wybuchło w 1894 r. Hiszpanie przetrzymywali w nich miejscowych chłopów podejrzewanych o wspieranie powstańców. Pierwowzór obozu koncentracyjnego, w którym nie tylko przetrzymywano, ale też dokonano wyniszczenia znacznej liczby więźniów, świat zawdzięcza niewątpliwie Anglikom. W okresie II wojny burskiej (1899–1902) dowództwo brytyjskie zakładało concetration camps o zaostrzonych warunkach dla kobiet i dzieci swoich przeciwników – Burów (potomków holenderskich, niemieckich i francuskich kalwinistów, luteranów i hugenotów – osadników w Afryce Południowej z przełomu XVII i XVIII wieku). Zmarło w nich – wycieńczonych niedożywieniem i chorobami – w sumie 27 tysięcy ludzi, o czym współcześnie rzadko się wspomina. W wojnie burskiej zdobywał szlify oficerskie m.in. Winston Churchill, późniejszy dwukrotny premier Wielkiej Brytanii, którego 50. rocznicę śmierci właśnie obchodziliśmy. /Tomasz J. Ulatowski, styczeń 2015/ Niespotykana dotąd w historii świata próba eksterminacji całej ludności pozostała nigdy nierozliczona. [http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title,Pierwsze-obozy-koncentracyjne,wid,6564589,wiadomosc.html?ticaid=11742f] Dopiero dwa lata później (1904–1907), Niemcy po raz pierwszy skorzystali z gotowego angielskiego „modelu” w jednej ze swoich afrykańskich kolonii na terytorium obecnej Namibii. Przymusem katorżniczej pracy, głodem i zabójstwami – w urządzeniach podobnych do brytyjskich – dokonano eksterminacji 67 tys. członków plemion Namaqa i Herera (przeszło 80% całej populacji). Procederem kierował m.in. dr Heinrich Göring (prawnik i dyplomata) – ojciec Hermanna Göringa, ministra w rządzie III Reszy, dowódcy Luftwaffe i premiera Prus. Warto o tym pamiętać. (Tomasz J. Ulatowski, styczeń 2015) Tekst Tomasza J. Ulatowskiego został opublikowany przez „Tygodnik Ilustrowany” nr 4/2015 z 3 lutego 2015 r., na s. 5. oraz na portalu NEon24.pl – dawniej „Nowy Ekran”, źródło: [http://www.e-ulatowski.pl/index.php?wsk=2&nr=44] W II Rzeczypospolitej W tym niechlubnym wyliczeniu udział ma także II RP. W 1934 r. decyzją ówczesnego prezydenta Mościckiego oraz premiera Kozłowskiego, za akceptacją J. Piłsudskiego, utworzono Miejsce Odosobnienia w Berezie Kartuskiej, a zgodnie z tą decyzją takich miejsc miało w przyszłości powstać więcej. Przez historyków z różnych opcji politycznych Miejsce Odosobnienia w Berezie Kartuskiej zgodnie jest oceniane jako obóz koncentracyjny. Przez obóz przewinęło się około 3000 więźniów, z których zmarło prawdopodobnie kilkunastu (dane są niepełne), a wielu zapadło na ciężkie choroby. Więźniami byli przedstawiciele różnych opcji politycznych, od komunistów po endeków, a także działacze mniejszości narodowych (zwłaszcza Ukraińcy). Kryterium uwięzienia było przejawianie sprzeciwu wobec władz sanacyjnych. Podstawowe informacje można znaleźć na stronie pl.wikipedia.org/wiki/Miejsce_Odosobnienia_w_Berezie_Kartuskiej oraz w wielu pozycjach książkowych autorstwa znanych historyków polskich i zagranicznych Redaktor techniczny Korespondencje prosimy kierować na adres: H/P „Nadbór”, Górny awanport śluzy Szczytniki, 50-370 Wrocław, ul. Wybrzeże Wyspiańskiego 27 e-mail [email protected]; www fomt.pl. „Bractwo Mokrego Pokładu” Redaktor Stanisław Januszewski, red. techn. Marek Battek Mecenasi Biuletynu: Gdańskie Melioracje Sp. z o.o., Eco-Polcon Sp z o.o., Hydroprojekt Sp z o.o. Wrocław, Żegluga Bydgoska Sp z o.o. 20