Środa, 28 kwiecień 2010r. - Instytut Praw Pacjenta i Edukacji
Transkrypt
Środa, 28 kwiecień 2010r. - Instytut Praw Pacjenta i Edukacji
24 PARTNER CYKLU Środa 28 kwietnia 2010 Gazeta Wyborcza www.wyborcza.pl + + LECZYĆ PO LUDZKU Akcja społeczna „Gazety Wyborczej” oraz Instytutu Praw Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej Magiczne słowo: proszę MARIA BIELICKA o lekarz musi: Nosić biały fartuch. Fartuch powinien być czysty, wyprasowany izawsze zapięty. Jeśli jest mężczyzną –mieć pod fartuchem obowiązkowo koszulę i krawat, ogoloną twarz lub starannie przycięte wąsy. Unikać przychodzenia do pracy w odzieży sportowej i dżinsowej. Zacząć rozmowę powitaniem i zakończyć pożegnaniem, wysłuchać pacjenta bez pouczania go, podnoszenia głosu, okazywania irytacji. Zaprosić pacjenta do gabinetu, wychodząc po niego do poczekalni. A gdy nie ma pacjentów pod gabinetem – zostawić drzwi uchylone, aby kolejny pacjent wiedział, że może wejść. Pamiętać, że na satysfakcję pacjenta negatywnie wpływa atmosfera pośpiechu i krótki czas wizyty. I że ma dla każdego zarezerwowane 20 minut. Gdzie tak jest? Chyba nie wnaszej przychodni! To cytaty z dokumentu „Standardy pozamedycznej obsługi pacjentów” w prywatnej sieci Lux Med. Napisała go dwa lata temu Joanna Perkowicz, lekarka naczelna: – Chcieliśmy wyeliminować rzeczy, na które skarżyli się pacjenci. C Jesteśmy prywatną firmą, możemy wymagać Standardy uprzejmości Dr Perkowicz nauczyła się, jak ważny dla pacjentów jest savoir-vivre, od... taksówkarza. – Przed laty pracowałam w pierwszej w Warszawie firmie, która wysyłała lekarzy na prywatne wizyty domowe. Założył ją taksówkarz. Kiedy przyjmował mnie do pracy, powiedział, że mam nie przychodzić do pacjentów z reklamówkami pełnymi zakupów i zawsze przed badaniem umyć ręce. Tego sam oczekiwał jako pacjent –wspominała dr Perkowicz. – Wcale mnie taka prośba nie zdziwiła –podkreślała. Sama jednak nie była pewna, jak na regulamin zareagują lekarze Lux Medu: – Wielu z nich pracuje lub pracowało wpublicznych przychodniach, gdzie obsługa jest – powiedzmy – „mniej przyjazna”. Dlatego nim wprowadziła w życie nowy regulamin, zapytała pracowników o zdanie. Nikt nie zaprotestował. – Jesteśmy prywatną firmą, więc możemy wymagać – mówiła nam dr Perkowicz. Jak zasady Lux Medu wyglądają wpraktyce? Pojechałam to sprawdzić, umawiając się na zwyczajną wizytę w jednej z poznańskich przychodni. Idę pod gabinet: drzwi zamknięte, na drzwiach informacja znazwiskiem lekarza. Obok na krześle czeka już następna pacjentka. R FRANCISZEK MAZUR W banku witają cię z uśmiechem. W galerii handlowej pytają, w czym mogą pomóc. W serwisie samochodów tłumaczą, co i po co wymienili. W restauracji upewniają się, czy smakowało. Dlaczego u lekarza ma być inaczej? E Lekarzy sieci Medicover obowiązują standardy dotyczące sposobów rozmawiania z pacjentami, wyrażania empatii, odpowiedniej modulacji głosu, a nawet formuły powitania. Ściśle określony jest też strój Na zdjęciu: dr Piotr Niedziałkowski, kierownik Centrum Medicover Ochota w Warszawie Po chwili z kubkiem w ręku przychodzi młoda i ładna pani doktor. Zostawia za sobą drzwi otwarte irzuca: „Proszę”. Gdy zamykam za sobą drzwi, pani doktor odbiera telefon, ale na szczęście rozmawia krótko. Wkońcu zachęcona siadam itłumaczę, co mi dolega. Teraz pani doktor bez pośpiechu radzi wmojej sprawie. Na koniec zagaduję oregulamin. – Rzeczywiście dwa lata temu wychodziło się po pacjenta na korytarz. Ale teraz nie ma takiej potrzeby, bo nad wejściem są lampki, więc pacjent wie, kiedy może wejść – tłumaczy. Kiedy dziś pytam Piotra Błaszczyńskiego, dyrektora medycznego sieci Lux Med, o aktualny regulamin, trudno przejść do konkretów. Błaszczyński przekonuje, że cytowane przez nas zapisy to wersja robocza tego, nad czym obecnie firma pracuje, przygotowując nowe, mniej szczegółowe, standardy. Obejmą wszystkie placówki należące dziś do grupy Lux Med, czyli także CM Lim, Medycynę Rodzinną i Promedis. Szkolenia K według nowych wytycznych mają zacząć się w maju. Tajne zasady savoir-vivre’u Standard obsługi pacjentów idostęp do badań oraz specjalistów to jest to, co najbardziej odróżnia dziś prywatne przychodnie od tych finansowanych przez NFZ. Pani Agata była ostatnio uinternisty winnej prywatnej sieci –Medicover: –Kobieta szczegółowo mnie zbadała, analizowała wyniki, które przyniosłam i – co szczególnie mnie zdziwiło ichyba też trochę zaniepokoiło –na bieżąco szukała odpowiedzi na nurtujące ją pytania wksiążkach, którymi była obłożona. Poza tym miło, uprzejmie i bez pośpiechu. Wizyta kosztowała 110zł. Dla porównania, publicznej przychodni Narodowy Fundusz Zdrowia płaci od 7 do 10 zł za specjalistyczną poradę udzieloną pacjentowi. Piotr Sokołowski, dyrektor ds. obsługi klienta Medicover: – Mamy standardy dotyczące sposobów rozmawiania zpacjentami, wyrażania empatii, odpowiedniej modulacji głosu, anawet formuły powitania. Ściśle określony jest też strój naszych pracowników: przede wszystkim powinien być schludny, pracownicy nie mogą nosić klapek, but powinien być zabudowany, ewentualnie do przyjęcia są eleganckie sandały. Panów nie obowiązują krawaty pod fartuchami, choć szefowie klinik w szpitalu, a także L większość lekarzy zwykle je zakłada. Często też ze względu na szacunek dla pacjentów ordynatorzy ubierają się wgarnitury. Sokołowski o zasadach obowiązujących wplacówkach Medicoveru rozmawia chętnie, ale dokumentu pokazać nie chce, „by nie poznała go konkurencja”. Powodów do utrzymania zasad savoir-vivre’u w tajemnicy może być więcej. –Jest kłopot zwdrażaniem standardów. Wszędzie są przecież lekarze, którzy nie chcą się podporządkować – komentuje Zbigniew Kowalski, trener komunikacji interpersonalnej, który wciągu ostatnich trzech lat przeszkolił 8 tys. lekarzy z całego kraju. Przychodzi szpieg do lekarza Garnitur, ogolona twarz, uśmiech, „dzień dobry” i„proszę” to nie wszystko. Klienci prywatnych przychodni coraz częściej mogą kontaktować się ze swoim lekarzem prowadzącym pomiędzy wizyta- Mamy problem z anestezjologiem, który w sytuacjach stresowych zachowuje się skandalicznie. Ale nie mogę go zwolnić, bo skąd wezmę następnego? A mi albo za pośrednictwem internetu, albo telefonicznie. Agnieszka Bujnowska, zastępca kierownika prywatnego szpitala Med Polonia, przyznaje, że wewnętrzny kodeks jest modyfikowany na podstawie oczekiwań pacjentów wyrażanych w anonimowych ankietach. Medicover raz na kwartał ankietuje pacjentów, a także dzwoni do nich, pytając o wrażenia z wizyty. Sokołowski: – Co jakiś czas zlecamy też zewnętrznej firmie dodatkowe badanie – sprawdzamy, czy pracownicy trzymają się standardów. Kontrolerzy umawiają się na wizytę, podając się za pacjentów. W szkoleniu pracowników pomaga Unia Europejska. Bartosz Maciejewski, rzecznik Medicoveru, potwierdza, że właśnie dzięki dotacji unijnej firma realizuje dwuletni program, wramach którego przeszkolonych zostanie blisko tysiąc pracowników centrów medycznych iszpitala Medicoveru m.in. zkomunikacji interpersonalnej. Jak zwolnię chama, to skąd wezmę innego lekarza? Ciekawe, czy publiczne placówki, wiecznie niedoinwestowane, korzystają zpomocy Unii i wysyłają personel na szkolenia? I czy w ogóle widzą potrzebę takich szkoleń? Dzwonię do szpitala im. Raszei wPoznaniu: –Mają państwo regulamin savoir-vivre’u? M A 1 Leczyć po ludzku 25 www.wyborcza.pl/leczyc poznaj prawa pacjenta (broszura PDF) + Nasza strona w internecie: Wyborcza.pl/leczyc Jako statystyczny Polak co dwa dni zmieniam bieliznę, codziennie 4 godziny oglądam telewizję, w kościele rzucam na tacę 2 zł, a lekarza pierwszego kontaktu odwiedzam kilka razy w roku. Statystycznie – bo ja u lekarza pierwszego kontaktu nie byłam od trzech lat, za to moja teściowa była 50 razy. Co ona tam robi? Nasz e-mail: [email protected]. Pisz też na: „Leczyć po ludzku”, „Gazeta Wyborcza”, ul. Czerska 8/10, 00-732 Warszawa Wizyta jak zawsze Lekarka, która przyjęła ostatnio panią Gabrielę wpublicznej przychodni na poznańskim Starym Mieście, mogła: zaprosić pacjenta do gabinetu, ale nawet nie podniosła się z krzesła; przywitać się, ale tego nie zrobiła, odpowiedziała tylko krótko na „dzień dobry”; być schludnie ubrana – i była, w biały fartuch; pamiętać, że na satysfakcję pacjenta negatywnie wpływa atmosfera pośpiechu i krótki czas wizyty, tymczasem cała rozmowa trwała jakieś pięć minut, tyle ile potrzeba, by zmierzyć ciśnienie izapisać leki; zapytać osamopoczucie, ale wogóle jej to nie interesowało, tak jak nie interesowało przy poprzedniej wizycie; cierpliwie wyjaśnić wszystkie wątpliwości, ale tylko rzuciła coś, czego pacjentka nie zrozumiała, więc pani Gabriela nadal nie wie, czemu wieczorami skacze jej ciśnienie. Pani Gabriela leczy się u kardiologa w ramach NFZ. Dlaczego lekarza nie zmieni? –Bo wszędzie są kolejki, ajak raz poszłam prywatnie, też nie byłam zadowolona: lekarz kazał mi wyrzucić wszystkie dotychczasowe leki, aja wydałam na nie prawie połowę emerytury. WSPÓŁPRACA ADAM CZERWIŃSKI 1 + Czytaj jutro: Rozmowy kolejkowe E Bez spojrzenia w oczy nie ma leczenia ROZMOWA ZE Zbigniewem Kowalskim* który uczy lekarzy, jak rozmawiać z pacjentami MARIA BIELICKA: Według sondażu „Gazety” połowa Polaków uważa, że pacjenci w Polsce traktowani są jak przedmiot. Jak pan sądzi, dlaczego? ZBIGNIEW KOWALSKI: Bo są lekarze, któ- rzy nie przywiązują należytej wagi do formy kontaktu zpacjentami. Ich zdaniem ważniejsze jest postawienie diagnozy i zaproponowanie leczenia. Z doświadczeń pacjentów i ich bliskich wynika, że tylko 8 proc. lekarzy puka przed wejściem do sali chorych, 24 proc. przeprasza za spóźnienie, 23 proc. podaje rękę pacjentowi, a 34 proc. traktuje chorych jak dzieci. Dlaczego właściwie lekarzom tak trudno się przywitać, przeprosić za spóźnienie, obchodzić się z pacjentami jak z dorosłymi? – Nie uważam, że jest im trudno. Myślę, że to po prostu kwestia przyzwyczajenia. A wszyscy wiemy, jak trudno nam zmieniać nawyki. Nawyki, które wynosimy z domu, są aż tak złe? – Nawyki z domu nie mają wiele wspólnego ztakim zachowaniem wpracy. Lekarze to przecież wykształceni ludzie, o wyjątkowej pozycji społecznej. Niestety, są wśród nich tacy, którzy właśnie ztego powodu uważają, że nie muszą się starać. Przez lata taką postawę akceptowano. Dopiero teraz się to kwestionuje. 46 proc. badanych podkreśla, że wprawdzie są informowani o swojej chorobie, ale w taki sposób, że i tak niczego nie rozumieją. Dlaczego lekarze nie umieją jasno wytłumaczyć, co jest choremu i jak będzie przebiegało leczenie? – Rzeczywiście, język lekarzy jest niezrozumiały dla pacjentów. Czasem nie wynika to ze złej woli, po prostu lekarzowi nie przyjdzie do głowy, że pacjent go nie rozumie. Często jednak to skutek braku chęci, braku umiejętności – część lekarzy nie potrafi już mówić bez podpierania się trudnymi medycznymi sformułowaniami. Niestety, są też itacy, którzy sądzą, że to pomoże zbudować lekarski autorytet. Jednak autorytet buduje się sprawnie, wykorzystując swoją wiedzę w kontaktach z innymi ludźmi. A pana też spotkała kiedyś przykrość w przychodni, szpitalu? – Umówiłem się kiedyś na badanie kardiologiczne. Wyjechałem odpowiednio wcześnie, ale kłopoty komunikacyjne sprawiły, że na badanie spóźniłem się o kilka minut. Poczułem się w obowiązku wytłumaczyć. Lekarz przerwał mi: „Starczy tych pierdół, przyszedł pan na badania, to niech się pan rozbiera”. Poczułem się okropnie, K zrozumiałem, że ja pana doktora wogóle nie interesuję, aon tam siedzi tylko po to, żeby odrobić pańszczyznę. FILIP KLIMASZEWSKI Dyrektor Elżbieta Wrzesińska-Żak: – Kultury pilnują u nas pielęgniarki oddziałowe iordynatorzy. Alekarze już na studiach uczą się podejścia do pacjenta. Nie widzę potrzeby dodatkowych szkoleń. – Nie było żadnych? – Właściwie mieliśmy tylko szkolenie w zakresie prawidłowego mycia rąk. W poznańskich szpitalach przy ul. Szkolnej i Szwajcarskiej lekarze też żadnych szkoleń nie mieli. – To świadoma grupa pracowników, każdy powinien wiedzieć, jak się zachować – mówi Stanisław Rusek, rzecznik placówek. –Ale był kurs dla pielęgniarek, m.in. asertywności. Szef jednego ze szpitali położniczych woli rozmawiać anonimowo, obawia się konfliktu z załogą: – Z lekarzami bywają problemy. Tłumaczymy, żeby się przedstawiali, podali rękę. Jest opór. Zaproponowaliśmy szkolenia z komunikacji, nie poszli. Mamy problem zjednym anestezjologiem, który wsytuacjach stresowych zachowuje się skandalicznie. Ale jak go zwolnię, skąd wezmę następnego? W krakowskim szpitalu uniwersyteckim są szkolenia zkomunikacji dla lekarzy i pielęgniarek. – Otym, kto na nie idzie, decyduje ordynator – informuje rzecznik szpitala Anna Niedźwiecka. – Czy lekarze się przedstawiają, wchodząc do sal? – Po co? Przecież wszyscy noszą identyfikatory. Niedźwiecką dziwi też, gdy pytamy, czy personel puka, wchodząc do sal, w których leżą pacjenci. Podobnie reaguje Katarzyna Grabowiecka, naczelna pielęgniarka szpitala wojskowego w Szczecinie: – Jak się tyle razy wchodzi do tej samej sali, głupio tak za każdym razem pukać. – Ale wchodzić bez pukania ibez słowa też jakoś głupio... – Hm, może faktycznie... Ale pamiętam, że jako młoda pielęgniarka byłam zaskoczona, gdy zauważyłam, że lekarz puka, zanim wejdzie do pacjentów. R www.wyborcza.pl Gazeta Wyborcza Środa 28 kwietnia 2010 Zwrócił mu pan uwagę? – Uznałem, że jest niereformowalny i nie warto dyskutować. Po prostu nie chcę się z nim więcej spotkać. Wielu z nas nie zwraca uwagi arogancko zachowującym się lekarzom. Niektórzy czują się bezradni, inni są zwyczajnie przestraszeni, bo gabinet lekarski wywołuje wnich stres. Człowiek nie chce przedłużać takich sytuacji, woli jak najszybciej załatwić sprawę i wyjść. Czy lekarze przychodzą na pana szkolenia z własnej inicjatywy? – Lekarze rodzinni – tak. Przyjmują wgabinetach bardzo różnych ludzi: część chce po prostu porozmawiać, część nie słucha zaleceń. A gdy pod gabinetem stoi kolejka i czasu jest niewiele, tym ważniejsze jest, by dobrze go wykorzystać: zbadać pacjenta, zrozumieć izmotywować do troski ozdrowie. Lekarze rodzinni to rozumieją i szkolą się najchętniej. Niektórych na szkolenie wysyłają ordynatorzy i szefowie klinik. To od nich zależy, czy pracujący w szpitalach lekarze zwracają uwagę na jakość i formę kontaktu z pacjentem. Mam na myśli zwłaszcza szpitale publiczne, bo wprywatnych lekarze muszą przestrzegać standardów, których wymaga pracodawca. Czego lekarze nie umieją? – Z umiejętnościami interpersonalnymi jest tak, że gdy rozumiemy sytuację i cel, nie mamy problemu – z łatwością nawiązujemy kontakt zinnymi. Tak samo jest zlekarzami –najtrudniejsze to zainspirować ich do myślenia na ten temat i przekonać, że ważne jest nie tylko to, co mówią, ale też to, jak to mówią. Z badań Alberta Mehrabiana z University of California wynika, że aż 93 proc. komunikatu, który dociera do pacjenta, to towarzyszący rozmowie obraz i ton głosu. Sama treść rozmowy to pozostałe 7 proc. Bardzo ważna jest więc atmosfera spotkania i kontakt wzrokowy zpacjentem. Bez spojrzenia sobie woczy nie ma leczenia. Tymczasem niektórzy lekarze go unikają ipodczas wizyty wypełniają dokumentację medyczną. Nauka czego sprawia lekarzom największą trudność? – Najtrudniej jest ich przekonać, że dostrojenie się do potrzeb i możliwości L – Zdecydowanie tak. Najchętniej uczą się młodzi i ci z największym doświadczeniem. Tych wsile wieku, 40-50-latków, najrzadziej spotykam na zajęciach. Powód jest prosty: to ludzie najbardziej zajęci, najbardziej aktywni zawodowo. Szkolenia schodzą na dalszy plan. A sami ordynatorzy szkolą się z relacji z pacjentami? – Tak, choć wolą kursy dla menedżerów. To zresztą dobry pomysł – ordynatorem zwykle zostaje wybitny lekarz, który nigdy wcześniej nie był szefem inie wie, jak zarządzać, jak motywować pracowników. Co może zrobić pacjent, żeby dostrzeżono w nim człowieka? – Może opowiedzieć o swoich odczuciach: „To, co chcę opowiedzieć, jest dla mnie bardzo ważne, i czuję się źle z tym, że pana to nie interesuje”. Mamy prawo mówić o tym, co czujemy, a przy tym nie brzmi to jak upomnienie. W ten sposób zrobimy większe wrażenie na rozmówcy, niż gdybyśmy powiedzieli: „Zachowuje się pan jak cham”. Wówczas sami zachowalibyśmy się po chamsku. Czy chęć korygowania swoich przyzwyczajeń zależy od wieku i doświadczenia lekarza? Proszę opowiedzieć o najbardziej opornym uczniu. Zbigniew Kowalski Z badań wynika, że aż 93 proc. komunikatu, który dociera do pacjenta, to towarzyszące rozmowie obraz i ton głosu. Sama treść rozmowy to pozostałe 7 proc. pacjenta to tylko kwestia nastawienia, a nie dodatkowego czasu, który trzeba poświęcić. Bo właśnie brakiem czasu lekarze zwykle się tłumaczą. A czego uczą się najchętniej? – Najchętniej powtarzaliby gotowe rozwiązania proponowane na szkoleniach. Ale wkomunikacji nie ma gotowców, trzeba się dostosować do sytuacji. Co lekarzom wydaje się nieistotne, choć pan wie, że jest bardzo ważne? – Jak ważne jest, by pacjent czuł się współodpowiedzialny za swój stan zdrowia imotywację, by go poprawić. Otym, czy tak się stanie, zadecyduje styl, w jakim lekarz rozmawia z pacjentem. Niestety, lekarzom zdarzają się błędy: robią z siebie „ofiarę”, „ratownika” lub „prześladowcę”. Z lekarzem w roli ofiary mamy do czynienia wtedy, gdy słyszymy: „Nie mogę pana wysłać na te badania, bo szef by mnie zwolnił”. Lekarz ratownik zwalnia pacjenta z wszelkich obowiązków, przejmuje całą odpowiedzialność na siebie. Zkolei lekarza prześladowcę poznamy po zwrotach typu: „Pan jak zwykle...”, „Pani jeszcze nigdy...”. A – Na koniec warsztatów rozdaję lekarzom anonimowe ankiety, by poznać ich opinie i sugestie. Ktoś mi kiedyś napisał: „To wszystko, o czym pan mówił, to bzdury. Pacjent powinien robić to, co ja mu mówię, tak jest dla niego najlepiej”. Nie chciałbym trafić do gabinetu tego lekarza. Czy pielęgniarki lepiej traktują chorych niż lekarze? Są bliżej pacjentów. – Niestety, nie sądzę. Z tych samych powodów – bo zawsze tak było, bo one są u siebie, a pacjent nie, bo mają mnóstwo ciężkiej pracy. Pielęgniarki ugruntowują też w pacjencie przekonanie, że najważniejszy jest doktor czy profesor. One same sytuują się zaraz za lekarzem, pacjent ląduje więc często na dole tej dziwnej hierarchii. Pielęgniarkom łatwo też wchodzić wrolę ofiary: „To lekarz pani powie”, „To lekarz tak kazał”. Jakość kontaktu personelu zpacjentami zależy przede wszystkim od szefa oddziału iwrażliwości pielęgniarki przełożonej. Czy i jak te standardy, które wpaja pan lekarzom, różnią się od standardów obsługi w restauracji, banku, urzędzie? – Wzasadzie nie powinny się różnić, choć lekarzom trudno ten fakt zaakceptować. Zasadnicza różnica jest taka, że lekarz jest lepiej wykształcony niż np. kelner, więc i stawiane mu wymagania są większe. Czy i jaką zmianę zaobserwował pan w ciągu ostatnich 10-20 lat? – Jest coraz lepiej. Przede wszystkim wzrosła świadomość pacjentów. Wślad za tym wzrosły też wymagania stawiane lekarzom. Poza tym rynek jest bardziej konkurencyjny –wybieramy sobie lekarza rodzinnego, możemy zmienić specjalistę. Każdemu z nas, także lekarzom, zależy na dobrej opinii. *ZBIGNIEW KOWALSKI jest trenerem komunikacji interpersonalnej i właścicielem firmy konsultingowej Zbigniew Kowalski i Partnerzy M A 29112384