008_Jan Rzeszewicz_Verbum

Transkrypt

008_Jan Rzeszewicz_Verbum
Tren I
W hołdzie wielkiemu człowiekowi tej ziemi
Czy naprawdę tak się kończy życie,
To nasze ziemskie bycie?
Nagle w cichości nocy,
śmierć już blisko kroczy.
Wtedy do kogoś przychodzi,
A od nas znów ktoś odchodzi...
Niby takie obce, a jakże bliskie się staje...
Niby tak dalekie, a odczuć bardzo się daje.
Wtedy strach i wątpienie,
Potem ból i zmartwienie.
Nagle iskierka gaśnie
I wszystko po niej wnet zaśnie.
Tą iskierką jest ks. Bogusław z fary,
Który nas nauczył mocnej wiary.
Tym większy jest ból i strata,
Bo ksiądz proboszcz był dla nas jak tata.
Niestety już nie ujrzymy tej twarzy,
Tej która tak miłością nas darzy.
Już nigdy też nie ujrzymy księdza w swym kościele
Ale nas jeszcze wciąż tam będzie wiele,
Bo nawet jeśli tradycja zaginie,
Z naszych serc wiara nie zginie.
Gdyż ks. Bogusław z fary,
Nauczył nas z tej wiary...
Księże Żurawski, jakże tu pusto jest bez Ciebie.
Mimo że pamięć z nami, to Ty przecież w niebie...
Jest jak mówiłeś, śmierć przychodzi niespodzianie,
A każdy z nas ma do wypełnienia inne zadanie.
To Twój duchowy testament, za którym podążać należy,
Bo wiara to przecież nie tylko odmawianie pacierzy...
Prawdziwy pasterzu i kapłanie prawdziwy,
W naszych sercach na zawsze pozostaniesz żywy...
Lecz życie teraz innym się stało,
Gdy przeznaczenie Ciebie ze świata żywych zabrało.
Chyba historia przestanie być najlepszego wydania,
Jedno wiemy czas leczy, goi i odpowiada na pytania.
Spowiedź potępionego
To już pogrzeb, zasnęło ciało tak wielce nie doskonałe,
wystawili szczątki jeszcze po śmierci sponiewierane.
Wokół ciała żywych stoją, bo nie ma tu żywych,
wszyscy myślami gdzie indziej, usnęło kilku dziadków krzywych.
Umarli żywi ich dusze są złączone,
obok życie nieboszczyka z resztą zjednoczone.
I ruszył korowód ciał opuszczonych,
przez los i jestestwo skrzywdzonych.
Wciąż myślą o śmierci nie wiedząc że już nie żyją.
Nim wzejdzie słońce wraz z mgłą się rozmyją.
Bledsza cera, coraz cichsze modlitwy,
każdy zanika tocząc wewnętrzne bitwy.
Życie dla śmierci, czy śmierć dla życia?
Nieważne, zrobią to dla ze zmarłym bycia.
I dusze do ciał swych wróciły
lecz teraz opętane były.
Nikt nie ma wątpliwości czy zrobić to należy,
wokół unosi się mgła i cichutki szept pacierzy.
Wnieśli księgę gdzie zapisana była dzisiejsza data,
jako data końca, końca świata.
Teraz dusze czują jak toną w piekielnym ogniu morza.
Wokół zmarłego krew i krew na ostrym czubku noża.
Łączy się z krwią innego i jeszcze innego ciała,
by tajemnica zapisana w księdze wypełniona została.
Jeden po drugim padają na ziemie niczym drzewo ścięte,
widzą Jezusa ciało z krzyża zdjęte.
Potem ukazuje się anioł który nie chciał Zmartwychwstałemu służyć,
a plan spotkania ze zmarłym coraz bardziej zaczął się burzyć.
Potępienie blisko a zbawienie się oddala,
dusze rzucone w otchłań i wpuszczona tam para.
Wszyscy zaczynają się dusić aż sygnał mękę przerywa.
Serce znów bije, a twarz siostra wodą obmywa.
Ta historia w szpitalu się skończyła,
lecz świadomość człowieka inne zakończenie stworzyła.
Bo świat się nie skończył, to sekta istnieć przestała,
A dusza która tamtej nocy nie odeszła potępioną przecież została.
Cóż więc zostało? Jeszcze okno trzeba otworzyć...
Krótki lot i wieczną ciemność przyjdzie pomnożyć.
Dwoje kochanków
Jestem tu.
Deszcz spływa po policzkach,
ciepłe światło zapalone we wszystkich świeczkach.
Wiatr leciutko gałązki pochyla,
ktoś nad grobem swego maleństwa się schyla,
czuć twą obecność, jesteś z nami,
krążysz wesoło pomiędzy zniczami.
Jestem tu.
A ja wpatruję się w niebo, bo tylko ono ważnym się stało,
Odkąd przeznaczenie twą duszę właśnie tam zabrało.
Wszystko przestaje być ważne, to co wokół się dzieje,
że starzec się przewrócił, że kobieta mdleje.
Deszcz ustał, a po mojej twarzy wciąż nowe krople spływają
słone i wielkie, cichutki odgłos wydają.
Jestem tu,
Jednak nie zobaczysz mnie póki serce zostawisz zamknięte.
Krzyczysz, wołasz mnie... a ja patrzę w twe oczy święte,
Widzę w nich całą twoją duszę doskonałą,
A obok rękę na destrukcję skazaną.
Przykładasz nią broń do swej pięknej twarzy,
Która wciąż tylko o naszej miłości marzy.
Jestem tu!
Czy to strzał czy to serce pękło kochana?
Spotkam się z tobą zaraz jutro z rana,
Bo jedyne co przetrwać może,
To nie człowiek, to miłość którą Ty uświęcasz Boże.
Najpiękniejszy dar, bo dany Panie przez ciebie...
Cóż więc zostanie powiedzieć najdroższa? Do zobaczenia w niebie.

Podobne dokumenty