Ja i moja rodzina w Trójce. Kartki z pamiętnika

Transkrypt

Ja i moja rodzina w Trójce. Kartki z pamiętnika
Joanna Huzar kl. 1A
JA I MOJA RODZINA W TRÓJCE. KARTKI Z PAMIĘTNIKA…
1959-63
W tych latach liceum mieści się w dużym budynku przy ulicy Jedności Narodowej - mieszkam niedaleko,
a dojście zajmuje mi około dziesięciu minut. W wysokich i przestronnych klasach na trzech piętrach uczy się
tylko osiem trzydziestoosobowych klas. Na jednej ze stylizowanych na gotyk klatek schodowych widnieje napis
“Ora et labora“. Gdy po korytarzach przechadza się założyciel szkoły - ówczesny jej dyrektor i nauczyciel
propedeutyki filozofii - wszyscy uczniowie rozstępują się na boki. Z profesorów szczególnie cenię wuefistę.
Ćwiczy nas bardzo wszechstronnie. Na lekcjach mamy elementy lekkoatletyki i gimnastyki. Gramy w kosza i
siatkę. Właśnie dzięki koszykówce mamy piątki z … astronomii! Profesor o ptasim nazwisku, uczący nas przez
rok tego przedmiotu, sam nie gra, ale jest naszym zagorzałym fanem. Ciekawa anegdota wiąże się z fizykiem.
Ma on także zajęcia w technikum elektrotechnicznym na Hauke-Bosaka. Podobno tak “wyćwiczył” tamte klasy,
że na dźwięk nazwiska “James Clark Maxwell” z szacunku wszyscy wstają. Wesoło jest też na niemieckim.
Druga połowa klasy kończy angielski parę minut przed pierwszą grupą i przychodzi pod gabinet
niemieckojęzycznej części. (Tu trzeba zaznaczyć, że w ścianie oddzielającej salę od korytarza jest parę otworów
o średnicy kilkunastu centymetrów.) Jeden z moich kolegów wyje wtedy przez te otwory… Nauczyciel, krzycząc
“Złapię cię, wyjcu!”, wypada na korytarz, ale winowajcy już dawno tam nie ma. Z tym właśnie profesorem
związane jest też pewne zdarzenie. W jego domu była przechowywana koperta z arkuszem zadań maturalnych z
polskiego. Pewnego dnia syn wspomnianego germanisty, (mój klasowy kolega) powiedział: “Ojciec ma
zadania!”. Po lekcjach pojechaliśmy zbadać sprawę. Profesora nie było w domu. Oglądaliśmy kopertę
(oczywiście, zaklejoną!) ze wszystkich stron i pod światło. Jedyne słowo, które udało nam się wypatrzyć to
“wykaż”. Wziąłem to sobie do serca, wykazałem się i maturę zdałem najlepiej z rocznika.
Zbyszek
1970-74
Do Trójki chodził mój brat - Zbyszek. On chodził, a ja dojeżdżam tramwajem, gdyż szkoła zmieniła
siedzibę. Teraz mieści się przy ulicy Składowej. Jestem w klasie C - jednej z pierwszych dwóch
matematycznych. W tych latach obowiązuje nas szkolny strój – stalowe marynarki z przyszytymi na nich
tarczami. Na poziomie jest od 4 do 6 oddziałów. Liczą ponad trzydzieści osób. Po bracie “odziedziczyłem”
fizyka “Djucika” i nauczyciela PO. Na lekcjach drugiego z nich często jest śmiesznie. Na przykład, gdy
profesor uczy nas stania w szeregu. Stojąc razem z nami w szeregu, przeprowadza sam z sobą obrazowy dialog:
- Uczeń …(tu następuje jego własne nazwisko)!
- Jestem!
- Wystąp!
Po tej komendzie prezentujący się nauczyciel (niski i w za dużych butach) robi 3 marszowe kroki w przód.
Szczególnym szacunkiem darzę matematyka. Uważam, że jest wyjątkowym nauczycielem. Ma wiedzę,
potrafi prowadzić lekcje dowcipnie, utrzymując uwagę uczniów i zachowując dyscyplinę.
To liceum daje mi możliwość startowania w olimpiadach fizycznych i matematycznych. Z kilkoma
kolegami doszedłem nawet do ogólnopolskiego etapu! Uważam, że jest to bardzo dobre przygotowanie do
studiów na przykład na Politechnice. Tam właśnie się wybieram.
Andrzej
1993-97
Jestem w Trójce, bo rodzice uważają, że to dobra szkoła. To jasne, dlaczego tak myślą. Przecież parę
osób z rodziny bliższej i dalszej tu chodziło. Wychowawcą mojego mat-fizu jest profesor od matematyki. Dziwna
ta klasa - w stu procentach męska, podzielona na kółka wzajemnej adoracji. Ale nie przeszkadza mi to. My chłopcy - bardzo dobrze sobie radzimy. I mamy oryginalne pomysły. Przenieśliśmy kiedyś cinquecento jednego
z wuefistów i postawiliśmy je między dwoma drzewami, tak by nie dało się wyjechać. Innym razem wywiesiliśmy
z okien drugiego piętra kolegę na linie… Śmiesznie zwisał głową w dół.
Do niewielu nauczycieli nie mam zastrzeżeń. Mam przedpotopowego (to znaczy jeszcze z czasów ojca)
fizyka. Lubię profesorów od biologii, polskiego i angielskiego. Ale wszyscy - bez wyjątku! - za dużo wymagają.
Wymagają, wymagają i co z tego? To ma być zaleta tego liceum? Po co w ogóle się uczyć…?
Jędrek
2006
Trójkę wymarzyłam sobie jeszcze w podstawówce - gdy usłyszałam, że szkołę tę kończyli starsi
członkowie rodziny. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym chodzić do innego liceum. Bardzo się cieszę, że udało
mi się tu dostać. Wraz ze mną do Trójki zostało przyjętych wiele moich koleżanek i kolegów – to miłe spotykać
ich często na korytarzach.
A jak będzie dalej? Już teraz - po zaledwie dwóch tygodniach - wiem, że czeka mnie więcej pracy niż w
gimnazjum, a także dużo innych, sympatycznych i ważnych wydarzeń, znajomości…
Dla mojego Wujka - Zbyszka - “… przejście ze szkoły podstawowej do liceum było wielkim skokiem zarówno intelektualnym, jak i środowiskowym. Lata, które potem nastąpiły to renesans jego życia…” Kuzyn Jędrek określa swoje lata licealne jako czas “burzy i naporu”. Tato - Andrzej - jest z Trójki po prostu
zadowolony i w pełni popierał mój wybór. Ciekawe, jak ja będę wspominać Trójkę za lat dziesięć, trzydzieści
czy pięćdziesiąt...
Asia