Kazanie na pogrzebie śp. ks. Tomasza Maćkowiaka
Transkrypt
Kazanie na pogrzebie śp. ks. Tomasza Maćkowiaka
Kazanie na pogrzebie śp. ks. Tomasza Maćkowiaka – mojego przyjaciela Czytania: 1. Rz 8, 31b - 35.37 - 39 (czytanie 6 N.Test.) 2. Psalm responsoryjny Ps 23 3. J 17, 24 – 26 (ewangelia 17) „Pan kiedyś stanął nad brzegiem, szukał ludzi gotowych pójść na Nim, by łowić serca Słów Bożych prawdą. O Panie, to Ty na Mnie spojrzałeś, Twoje Usta dziś wyrzekły me imię” . Ta pieśń towarzyszyła ci przez całe życie. Lubiłeś ją śpiewać, nieraz sam, Tomku drogi. Dziś, przepraszam, nie będę cię tytułował kanonikiem, choć nim rzeczywiście jesteś. Wiesz, znaliśmy się od dziecka, a właściwie od czasów naszej wspólnej Służby przy ołtarzu w kościele Matki Boskiej Bolesnej na Łazarzu. Byliśmy, jak w Rodzinie. I nawet formalnie staliśmy się Rodziną przez nasze siostry, bo każda z nich trzymała jedno ze swych dzieci do chrztu jako chrzestna. Wspomnę tu Twoich zacnych Rodziców, w domu których często bywałem i widziałem, jak praktykowali swoją wiarę. Dla mnie było to tak naturalne, jak codzienne posilanie się chlebem. W tym klimacie wchodziliśmy, Tomku, w Kapłaństwo. Nieraz medytowaliśmy, jakie to będą te nasze księżowskie dzieje, zadziwiały nas słowa ks. Twardowskiego: „Własnego kapłaństwa się boję, własnego kapłaństwa się lękam i przed kapłaństwem w proch padam i przed kapłaństwem klękam. W <majowy> dzień naszych święceń, dla innych szary zapewne, jakaś moc przeogromna, z nagła poczęła się we mnie. Jadę z innymi tramwajem, biegnę z innymi ulicą, nadziwić się nie mogę swej duszy tajemnicą”. Przytaczam te słowa ze szczególnym wzruszeniem, bo Ty wiesz, Tomku, najlepiej, że twoja zachęta: „Byś mógł zostać księdzem” ugruntowała moją decyzję pójścia do Seminarium Duchownego. To był twój charyzmat: przyciągać do Chrystusa, bo „jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam?”. Miałeś taką pewność, tę z tej pieśni: „To Ty na mnie spojrzałeś”. Tej pewności dałeś wyraz na początku swej drogi kapłańskiej, kiedy w 1978 r. po święceniach kapłańskich napisałeś na obrazku prymicyjnym: „Oto przychodzę, Panie, pełnić Twoją wolę” (Ps 40,8). Tej pewności, że Jezus jest z tobą, dawałeś świadectwo w swoim kapłaństwie, zarówno w Ostrorogu, jak i na Ratajach, aż wreszcie Tu, w tej Parafii, gdzie z woli Bożej zostałeś pasterzem, proboszczem na Ławicy i na Bajkowym, bo ten tytuł najbardziej sobie ceniłeś. Mówiłeś, „proboszcz z Objawienia Pańskiego” to brzmi dumnie. Od biskupiej nominacji, która najpierw kazała ci wyobrażać sobie tutaj kościół, chciałeś być między swoimi Parafianami jak najszybciej. Dlatego zamieszkałeś, przez dobrych kilka lat, „kątem”, u pobożnych dobrych ludzi, których nazywaliśmy dziadkami. Pokój w ich domu był pierwszą tutejszą plebanią. Chciałeś też, by możliwie szybko Pan Jezus miał „dach nad głową”. Stąd, w wynajętym domu, prawdziwej „Betlejemce”, gdzie ściany obiłeś drewnianymi klepkami z odpadów, zacząłeś odprawiać Msze św. A myśmy się dziwili i mówiliśmy ci: „do tego to już trzeba mieć prawdziwą szajbę”. Z perspektywy lat jakże wymownie ilustrują to słowa św. Pawła, że „we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował”. Widziałem tę twoją determinację. Mówiłeś: „Ci Moi muszą mieć przy sobie Jezusa, oni muszą do Niego przychodzić”. Ta pewność, że będą tu chodzić, ciągłe ci towarzyszyła. Tak bardzo ci zależało, żeby Twoi Parafianie odkryli, że On, twój i ich Pan, jest przy nich i że jest dobry. Pomagała ci w tym piękna przyjaźń z abpem Marianem Przykuckim, wielkim Człowieku Kościoła Poznańskiego; on też sobie to miejsce szczególnie polubił, a nam, twoim kolegom kursowym, którym ten arcybiskup udzielił święceń, udawało się doświadczać, ojcowskiej przyjaźni. I tak oto zaczęła powstawać Ławicka Świątynia Pańska. Najpierw ta duchowa, ale i ta zewnętrzna. A ty robiłeś wszystko, by przyśpieszyć to budowanie. Szukałeś na to pieniędzy, co nie było takie łatwe. Ale, muszę to z uznaniem stwierdzić, że one u ciebie zawsze znajdowały się we właściwym momencie. Zadawałeś sobie w tym wiele trudu. Wspomnę o akcji rozprowadzania torfu. Sam go nieraz rozwoziłeś do odległych miejsc. To była niesamowita determinacja. Twoja determinacja! Jakże ona udzielała się twoim Ludziom? Cieszyli się tą Świątynią Pańską, ich Świątynią. Mogła się teraz tutaj, u nich, odbywać ta największa Tajemnica Pańska, i to we właściwym sobie Majestacie! Wiem, że byli z Niej dumni, ale Ty ich do tego podprowadzałeś. Nieraz mówiłeś z satysfakcją: „włączyli się”, choć za głośno im o tym nie mówiłeś. Chciałeś, by ta Świątynia miała wszystko, co najpiękniejsze i najlepsze, nawet, jeśli to będzie kosztowało, bo „to Dom Boga” mówiłeś. Pamiętam dzień konsekracji Kościoła. Z dumą patrzyłeś na namaszczany przez arcybiskupa ołtarz. Wiedziałeś jednak, drogi Proboszczu Ławicki, że „Bożą Budowlą” są ludzie, że Tu musi być „Kościół dusz”. Dlatego powstawały grupy duszpasterskie, od najmłodszych po najstarsze; stąd wrażliwość na cierpiących i biednych, którym pomagałeś często bezimiennie; stąd szczególne ciekawe pomysły dla osób starszych, co zauważył nasz Ksiądz Arcybiskup mianując Cię Archidiecezjalnym Duszpasterzem Osób w Podeszłym Wieku. Bardzo chciałeś, żeby stąd były powołania do służby Bożej. I doczekałeś się, jednego na księdza i jedną do zakonu. Dla pokazania nowego ducha Kościoła sprowadziłeś do Parafii Siostry Nazaretanki. Twoją kolejną pasją była piękna Liturgia i „rozśpiewana parafia”, a w niej chóry: dziecięcy młodzieżowy i dla dorosłych. W pewnym momencie zauważyłeś, Pasterzu tutejszego Kościoła, że ludziom z nowopowstałego Osiedla Poetów daleko jest do kościoła. I doprowadziłeś do powstania kolejnej, nowej Świątyni p.w. Zwiastowania Pańskiego. A wszystko, by Jezus był wśród ludzi. By mieli do Niego dostęp. Przy tej okazji chcę wspomnieć, że miałeś jeszcze pasję, taką osobistą, twoją. Lubiłeś wędkować. Jakoś dziwnie ta pasja kojarzy mi się z „połowem ludzi”, o czym mówił Piotrowi Pan Jezus. I Pan Jezus wybrał dla ciebie jeszcze jeden „haczyk” na połów ludzi, twoich ludzi. Były nim ostatnie miesiące życia. Choroba i cierpienie. Niedawno zauważyłeś, że właściwie przez całe kapłańskie życie, w każdy Wielki Piątek, mówiłeś kazania, mówiłeś je o Krzyżu. Czyżby Pan Jezus chciał cię przygotować do szczególnego wejścia w tajemnicę Jego Krzyża? Patrzyłem na ciebie, kiedy w grudniu inaugurowałeś obchody srebrnego jubileuszu Parafii! Dziwiłem się: „rok przed terminem”? Czyżbyś wiedział, że finał tego jubileuszu będzie już „nie na tej ziemi”? W chwilach szczególnego bólu mówiłeś: „to za moją Parafię, żeby odchodzili od grzechów, żeby chcieli być Jezusowi”. Dziwna tajemnica kapłaństwa, czy nie raczej wiedza Boga, której doświadcza ksiądz sprawując Ofiarę Krzyża Jezusa Chrystusa, Tego, którego trzyma w swoich dłoniach jako bezcenny Skarb? Tomku drogi! Dzięki ci za twoją posługę kapłańską, za twoje kapłańskie „haczyki”, którymi chciałeś złowić ludzi dla Jezusa. Niech Pan Jezus da ci radość Nieba. Czytaliśmy przed chwilą w Ewangelii Jego modlitwę: „Ojcze, chcę, aby także ci, których mi dałeś, byli ze Mną tam, gdzie Ja Jestem, żeby widzieli moją Chwałę”. Jak już tam jesteś w Niebie, pewnie Jezus już ci nie musi tłumaczyć, że przez ciebie i tak, objawiła się „Jego miłość, którą Go Ojciec umiłował”, zaś ty, modląc się za nas, kto wie, czy nie razem z papieżem Janem Pawłem II, którego data śmierci was połączyła, czy nie zanucisz tę ulubioną przez was pieśń: „Pan kiedyś stanął nad brzegiem, szukał ludzi gotowych pójść na Nim, by łowić serca Słów Bożych prawdą. O Panie, to Ty na Mnie spojrzałeś, Twoje Usta dziś wyrzekły me imię”. ks. Marek Kaiser Proboszcz Parafii p.w. Św. Wojciecha w Poznaniu