horyzont:Layout 1.qxd

Transkrypt

horyzont:Layout 1.qxd
Publikacja współfinansowana przez Szwajcarię w ramach szwajcarskiego programu współpracy z nowymi krajami członkowskimi Unii Europejskiej
OD WY DAW CY:
Konwencja Karpacka,
czas na niekonwencjonalne działania
DAWID LASEK
Z
miany w Europie zachodzą.
I nie sposób tego nie zauważyć. Choćby podczas
podróży samochodowych.
W trzecim tygodniu września miałem możliwość przekonania się o
tym jadąc na konferencję stron Konwencji Karpackiej. Podróż do czeskiego Mikulova odbyliśmy w większości autostradami. Nagle zdaliśmy sobie sprawę, że
stosunkowo szybko i bezpiecznie możemy znaleźć się na antypodach Karpat w
czeskim miasteczku oddalonym o 60 kilometrów od Wiednia. Podróż do Mikulova pokazała, iż pomimo trudności
(główna to brak nowoczesnej drogi na
szlaku Via Carpathia) infrastruktura komunikacyjna w i wokół Karpat poprawia
się, odległości się skracają, a tym samym
możliwości do współpracy stają się coraz
rozleglejsze. Mikulov - piękne miasteczko
o typowej dla Europy Środkowej historii.
Historii związanej z wielkimi rodami i
wybitnymi postaciami, jak ród Lichtenstein czy Napoleon Bonaparte. Miasto, w
którym wielokulturowość przemawia
wspaniałymi zabytkami i atmosferą pogranicza Moraw i dolnej Austrii. Wreszcie
miasto położone u stóp Białych Karpat,
części Karpat Zachodnich.
Euroregion Karpacki po raz pierwszy
uczestniczył tym wydarzeniu. Po raz
pierwszy w gronie osób reprezentujących środowiska skupione pod parasolem Konwencji. Przez wiele lat Konwencja Karpacka była czymś bardzo
odległym, obcym nawet. Nie widząc realnych związków oraz wspólnych interesów nie łączyłem działalności Euroregionu Karpackiego z tą inicjatywą. Nie
znajdywaliśmy dla siebie wspólnego pola. Wydawało się, że Konwencja Karpac-
Wiceprezes zarządu Stowarzyszenia Euroregion Karpacki Polska
ka to wytwór typowo polityczny, kojarzący się z urzędnikami administracji centralnych, czasem z jakimiś naukowcami, i
branżowo raczej z ortodoksyjną ochroną
środowiska niż zrównoważonym, wielokierunkowym rozwojem. Podróż do Mikulova uzmysłowiła mi że odległości pomiędzy partnerami w Karpatach „za
chwilę” nie muszą być problemem we
współpracy. Tak samo postrzegam obecnie Konwencję – „za chwilę” będzie ona
miała szansę odegrać nową rolę.
Jakiś czas temu więc rozpoczęła się
konwersja stosunku Euroregionu Karpackiego do Konwencji Karpackiej i
mam wrażenie również odwrotnie. Kolejne spotkania, rozmowy z konkretnymi
ludźmi, uczestnictwo w pracy grup roboczych. Wszystko to spowodowało, że
Konwencja nabierała w naszych oczach
nowego, praktycznego znaczenia. Stała
się logicznym uzupełnieniem, takim właśnie politycznym parasolem rozpostartym nad międzyregionalnymi karpackimi
strukturami współpracy. Kierownictwo
Konwencji Karpackiej zdaje się coraz lepiej rozumieć, iż dotychczasowa formuła funkcjonowania tego porozumienia
powinna się zmienić i uzupełnić. Dla
wszystkich zaangażowanych w sprawy
karpackie brak strategii makroregionalnej,
brak programu operacyjnego Europejskiej Współpracy Terytorialnej czy problemy z inwestycjami na trasie Via Carpathia są problemami o fundamentalnym
charakterze.
Stowarzyszenie Euroregion Karpacki
Polska stara się rysować nowe rozwiązania oparte o alternatywne potencjały. Jednym z nich jest Konwencja Karpacka.
Aby zoptymalizować współpracę, należy
dobrze zrozumieć konstrukcję systemu,
w ramach którego ma ona się odbywać.
Należy zbudować strukturę współpracy
począwszy od formalnej grupy karpackiej
w Parlamencie Europejskim, zabezpieczającej interesy Karpat na jego forum.
Powołanie Zgromadzenia Parlamentarnego Państw Karpackich też wydaje się
sensowne, możliwe i tym bardziej realne,
iż od lat w międzyparlamentarnej przestrzeni działa na rzecz Karpat Marek
Kuchciński – wicemarszałek Sejmu
Rzeczpospolitej. Konwencja Karpacka
będąc efektem porozumienia rządów
karpackich może koordynować w tym
układzie współpracę międzyrządową.
Wreszcie na końcu tej konstrukcji, miejsce ma Euroregion Karpacki – najstarsza
inicjatywa i sprawna, doświadczona międzynarodowa struktura organizacyjna
obejmująca Karpaty. Tak zbudowany system ze zredefiniowaną rolą Konwencji
Karpackiej i jej Sekretariatu w Wiedniu
powinien w przeciągu najbliższych 10 lat
przeprowadzić niezbędne zmiany w przestrzeni karpackiej począwszy od wzmocnienia politycznej siły jej rzeczników, poprzez prowadzenia działań na łonie
Parlamentu Europejskiego, koordynację
prac parlamentów krajów karpackich aż
po stworzenie w oparciu o Euroregion
Karpacki i regułę „button up” sprawnej
struktury organizacyjnej w Karpatach.
Ta „Wielka Koalicja” ma szanse powodzenia w takim samym stopniu co ryzyko klęski. Dużo zależeć będzie od zdolności adaptacyjnych oraz elastyczności
jedynego oficjalnego, politycznego dysponenta „sprawy karpackiej” – Konwencji Karpackiej. Od kreatywnego wykorzystanie potencjałów, które drzemią w
Karpatach – ich ludziach, organizacjach,
przyrodzie i kulturze.
HORYZONT 3
W NUMERZE
Made in
Carpathia
JÓZEF MATUSZ
K
ar paty to mistyczna
przestrzeń, mistyczne
góry, które pozwalają
poczuć się wolnym
i oderwać od problemów
codzienności. Mają swoja autentyczną
kulturę, naturalną gościnność. Zachwycają przybyszów mozaiką tradycji i obyczajów. Mają swój niepowtarzalny smak,
a karpacka kuchnia zaliczana jest do najciekawszych w Europie. To smak autentycznej kuchni z ukraińskiej Huculszczyzny, słowackiego Spiszu, rumuńskiego
Siedmiogrodu czy polskich Bieszczad
i Beskidu Niskiego. W Karpatach wyraża się szacunek dla wielokulturowości,
różnych narodowości religii i tradycji.
Karpaty mają swoją duszę, zachowując
swoją mistyczną, wielowiekową tożsamość, są otwar te na nowoczesność,
a przede wszystkim gościnne dla przybyszów z Europy i świata, głodnych nowych, różnorodnych doznań. W tej
otwar tej, mistycznej karpackiej przestrzeni, gdzie sztuka gotyku, renesansu,
baroku i secesji miesza się z naturalnym
pięknem sztuki ludowej karpackich krain – każdy może odnaleźć swoje miejsce
i doznać rozkoszy obcowania z niepowtarzalną przyrodą, kulturą wśród gościnnie nastawionych mieszkańców karpackich ziem. Karpaty wciąż mało są
odkryte i wymagają promocji. Jest ku temu bardzo dobry czas, bo „turyści świata” są już znudzeni kolejnym wypadem
do Egiptu, na Karaiby czy zatłoczone
plaże Lazurowego Wybrzeża. Przed
Karpatami wielka szansa do wykorzystania, by je odkryć turystom, zachęcić,
4 HORYZONT
Redaktor naczelny
by poznali i zakochali się tej w mistycznej, wielokulturowej i wielonarodowościowej karpackiej przestrzeni. By tak
się stało potrzebna jest atrakcyjna oferta, która będzie dobrze opakowana
i sprzedana. Temu właśnie służy przygotowana i wdrażana przez Stowarzyszenia Euroregion Karpacki Polska promocja marki karpackiej CARPATHIA.
Projekt obliczony na wiele lat, by mieszkańcy Londynu, Paryża czy Nowego
Jorku widząc tę zieloną karpacką rozetkę CARPATHIA, mieli świadomość,
„
Karpaty mają swoją
duszę, zachowując swoją
mistyczną, wielowiekową
tożsamość, są otwarte na
nowoczesność, a przede
wszystkim gościnne dla
przybyszów z Europy
i świata, głodnych
nowych, różnorodnych
doznań.
że to dobra marka światowa i warto ten
produkt kupić lub zainteresować się
usługami turystycznymi z logo Made in
Carpathia. Euroregionowi Karpackiemu pomaga w tym merytorycznie i finansowo zaprzyjaźniony i doświadczony partner, specjaliści ze szwajcarskiego
kantonu Valais. Kto jak kto ale Szwajcarzy na promocji znają się, jak mało kto
w świecie. I co najważniejsze, swoimi
doświadczeniami chętnie dzielą się
z przedstawicielami krajów karpackich.
W najnowszym numerze Horyzontu
Alpejsko-Karpackiego przybliżamy kolejne karpackie atuty. A jednym z nich
są choćby koniki huculskie, które
mieszkańcom tych ziem towarzyszą od
wieków. W obiektywie uchwycił je
znawca i miłosnik Karpat – Waldek Sosnowski. Historię i tradycje Łemków
przybliża nam Jerzy Wrocławski, a Dorota Zańko zachęca do podróży w Karpaty Wschodnie. Andrzej Klimczak odkrywa rumuńską Bukowinę do której
przed laty trafili Polacy. W artykule tego samego autora przeczytacie
o „Władcach Karpat” i nie chodzi tu
o polityków czy biznesmenów ale
o „królów” karpackich lasów. To właśnie niedźwiedź, wilk i żubr są tymi
władcami karpackiej przestrzeni. Odkrywamy też Szwajcarię, a o tym, że rynek tego kraju otwarty jest dla Polaków pisze Adam Cyło. O najwyższej
górze Europy Mont Blanc i osobistych
z nią zmaganiach pisze Włodzimierz
Rudolf, a Błażej Torański zachęca do
noclegu z widokiem na Alpy.
Zapraszam do lektury.
III ALPEJSKO-KARPACKIE
FORUM WSPÓŁPRACY
str. 6.-10.
Karpackie
SOKOŁY 2014
str. 11.-13.
Władcy Karpat
str. 38.-41.
Pasja, która unosi
w przestworza
str. 28.-30.
Wydawca: Stowarzyszenia Euroregion Karpacki Polska
Opracowanie: Kancelaria Medialna Mmedia
Dyrektor Programowy: Dawid Lasek
Redaktor Naczelny: Józef Matusz
Sekretarz Redakcji: Barbara Inglot
Redakcja: Jacek Borzęcki, Adam Cyło, Agnieszka Zańczak, Jolanta Danak-Gajda, Józef Jurcisin,
Antoni Kamiński, Andrzej Klimczak, Jarosław Kałucki, Agnieszka Majka, Oksana Petrynych,
Błażej Torański, Monika Wędrychowicz. Foto:Tomasz Okoniewski, Bartosz Frydrych, Andrzej
Klimczak, Waldemar Sosnowski, archiwum SEKP. Kontakt z redakcją: [email protected]
Projekt graficzny i skład: Jacek Łakomy
HORYZONT 5
III ALPEJSKO-KARPACKIE
FORUM WSPÓŁPRACY
MONIKA WĘDRYCHOWICZ
P
odmioty z krajów karpackich
i alpejskich stanowiące gotowość do podjęcia szerokich
działań na rzecz rozwoju obszarów Euroregionu Karpackiego prezentowały swoje oferty turystyczne, bogactwo dziedzictwa kultury i tradycji;
firmy i samorządy zachęcały do współpracy, a dyplomaci, paneliści i eksperci brali udział w panelach dyskusyjnych; równocześnie na scenie dominowała muzyka.
Tak wyglądała III edycja „Alpejsko-Karpackiego Forum Współpracy”, która odbyła się w dniach 13-14 września 2014 roku w hali Podpromie w Rzeszowie.
Organizatorem imprezy było Stowarzyszenie Euroregion Karpacki Polska przy
współorganizacji ze Stowarzyszeniem na
Rzecz Rozwoju i Promocji Podkarpaci Pro
Carpathia. Wydarzenie zrealizowano w ramach projektu „Alpejsko-Karpacki Most
Współpracy”, współfinansowanego przez
Szwajcarię w ramach szwajcarskiego programu współpracy z nowymi krajami
członkowskimi Unii Europejskiej.
Celem imprezy była promocja gospodarcza Karpat oraz wzbudzenie dyskusji na
temat rozwoju regionu w oparciu o do-
świadczenie i sukcesy wysoko rozwiniętych górskich krajów Europy. To największe targowo-konferencyjne przedsięwzięcie w Europie Środkowo-Wschodniej
promowało obszar karpacki, jego wyjątkowe walory i potencjał społeczno-gospodarczy oraz współpracę międzynarodową
z innymi regionami europejskimi, zwłaszcza alpejskimi.
Tegoroczne „Alpejsko-Karpackie Forum
Współpracy” miało formę wystawy narodowej krajów i regionów karpackich i alpejskich, a także nastawione było na promowanie idei międzynarodowej współpracy
partnerskiej. Targom przyświecało hasło:
„Karpaty – pomiędzy mistyką a inteligentnym rozwojem” oraz były one poświęcone inauguracji Marki Karpackiej
„CARPATHIA” – innowacyjnej terytorialnej marki Karpat stanowiącej impuls
do rozwoju gospodarki karpackiej i turystyki opartej na bogatym dziedzictwie kulturowym oraz unikalnej przyrodzie obszaru
Karpat. Jest to idea łącząca instytucje, środowiska i mieszkańców Euroregionu Karpackiego w tworzeniu wspólnej przestrzeni społeczno – gospodarczej.
W ramach części wystawowo-targowej
Forum zaprezentowały się w tym roku
najaktywniejsze karpackie podmioty sektora publicznego i pozarządowego oraz
przedsiębiorstwa skupione w ramach marki Carpathia, a także podmioty z krajów
i regionów karpackich i alpejskich stanowiąc gotowość do podjęcia szerokich działań na rzecz rozwoju obszarów Euroregionu Karpackiego na bazie regionalnego
i europejskiego partnerstwa. Gościliśmy
instytucje otoczenia biznesu, samorządy,
instytucje kultury. Różnorodność stoisk
dodała wielkiego kolorytu targom, sprawiając, że każdy odwiedzający i uczestnik
Forum mógł znaleźć to, co interesuje go
najbardziej. Swoje oferty turystyczne prezentowały miasta m.in.: Dębica, Truskawiec, Sambor, Lwów, Snina, Świdnik
i uzdrowiska – jak Rymanów, Horyniec
czy Iwonicz. Wśród wystawców znaleźli się
m.in. wędliniarze z Jasiołki czy Markowej,
piekarnie, producenci i dystrybutorzy wina,
napojów, pierogów, którzy rozmieszczeni
byli wzdłuż „Alei Smaków” zrzeszającej
członków klastra „Podkarpackie Smaki”.
Nie zabrakło artystów i rękodzieła. Wystawcy przyjechali nie tylko z Podkarpacia,
ale również z innych regionów kraju i z za-
granicy. W sumie zaprezentowało się ponad 120
wystawców m.in. z: Hiszpanii, Szwajcarii, Rumunii, Słowacji, Ukrainy, Belgii, Rosji, Węgier, Niemiec. Zwiedzający mieli okazję zakupu prezentowanych, nietuzinkowych produktów.
Trzecia edycja Forum była również edycją podsumowującą projekt „Alpejsko-Karpacki Most
Współpracy”, w ramach którego aktywizowana
jest współpraca samorządów, przedsiębiorców
czy organizacji pozarządowych z partnerami alpejskimi w zakresach, które najbardziej nas w Karpatach interesują: turystyce, ochronie środowiska,
wsparciu MŚP czy organizacji rynków produktów
lokalnych, tradycyjnych i regionalnych.
Alpejsko-Karpackie Forum to z jednej strony
barwne targi, ciekawe pokazy, degustacje regionalnych specjałów, wspaniałe występy artystyczne,
a z drugiej – poważne debaty i konferencje z udziałem polskich i zagranicznych decydentów i ekspertów dotyczące rozwoju regionalnego i promocji
Karpat, polityki europejskiej i współpracy transgranicznej, polskiego systemu szkolnictwa i rozwoju innowacyjności w turystyce regionów. Podczas Forum odbyło się pięć paneli eksperckich.
Na temat: Karpaty – wielki projekt. Polityczne
i gospodarcze uwarunkowania rozwoju obszaru”
moderowanego przez Pana Grzegorza Boratyna
debatowali: Jens Gabbe – Przewodniczący Rady
Doradczej Stowarzyszenia Europejskich Regionów
Granicznych, Marek Kuchciński – Wicemarszałek
Sejmu, Dawid Lasek – Wiceprezes Zarządu Stowarzyszenia Euroregion Karpacki Polska, Stefan L.
Eckert – Prezes Polenkompetenz – SaarLorLux-Pol,
Roland Python – Dyrektor Swiss Contribution Office, Tadeusz Pióro -Członek Zarządu Województwa Podkarpackiego, Zbigniew Niewiadomski –
koordynator projektu Karpaty Łączą z Centrum
UNEP/GRID w Warszawie. W panelu podkreślono, jak bardzo na przestrzeni ostatnich lat zmienił się
sposób postrzegania Karpat. Obszar ten z roku na
rok staje się coraz bardziej konkurencyjny w stosunku do znanych regionów górskich.
W dyskusji „Marka Karpacka „Carpathia” – gospodarczy znak, jakości Euroregionu Karpackiego”, której przewodniczył Pan Dawid Lasek
uczestniczyli: Sten-Rune Lundin – starszy doradca i zastępca dyrektora departamentu Przedsiębiorczości i Stowarzyszeń, Zarząd Powiatu Dalarna w Szwecji, Piotr Lutek – Prezes Synergia sp.
z o.o., Ralf Meyer – Koordynator projektu (projekt ‘The Locator” – Euregio Meuse-Rhine), Paolo Petiziol – Prezes Stowarzyszenia Mitteleuropa Cultural Association, Manu Broccard
– Profesor Instytutu Turystyki Hes-SO Valais
w Szwajcarii, Krzysztof Miśkiewicz – Doktor
z Katedry Geologii Ogólnej i Geoturystyki Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, Maria
Napiórkowska – Dyrektor Departamentu Turystyki w Ministerstwie Sportu i Turystyki Rzeczypospolitej Polskiej. Poruszono tu wiele interesujących kwestii dotyczących samego procesu budowy
marki i jej składowych oraz scharakteryzowaniu
produktu, którym jest „Carpathia”.
Kolejny panel „Innowacyjność po Szwajcarsku. Mission
impossible dla środkowo-europejskiego modelu wsparcia innowacji w gospodarce (w ramach projektu „Transnacjonalne partnerstwo dla innowacji w turystyce) był doskonałą okazją, aby przedyskutować różnice między
Szwajcarią a Polską, jeśli chodzi o innowacje w turystyce. Swój głos w dyskusji zabrali: Katarzyna Klimek –
Doktor Instytutu Turystyki HES-SO Valais w Szwajcarii, Manu Broccard – Profesor Instytutu Turystyki
Hes-SO Valais w Szwajcarii, Vincent Escriba – Dyrektor Indianland Museum Gossau w Szwajcarii, Christina
Lindfors – Dyrektor wykonawczy Leader Dalälvarna
w Szwecji, Antoni Kamiński – Prezydent Educare et Servire, François Parvex – SEREC Sàrl, Sebastian Bellwald
– Regiosuisse – Network Unit Regional Development,
Heino Meessen – Doktor Uniwersytetu w Bernie. Prezentowane przez szwajcarskich ekspertów przykłady
i rozwiązania stanowiły cenną wskazówkę, którą z pewnością można zastosować w polskich realiach. Szwajcaria swój sukces zawdzięcza wiedzy, zdobywanej poprzez
wieloletnie doświadczenia. Dzięki niej szwajcarscy przedsiębiorcy branży turystycznej doskonale wiedzą jak ważne jest kultywowanie tożsamości, inwestowanie w małe
lokalne przedsiębiorstwa, produkty i ich promocja. Paneliści zgodnie przyznali, że w czasach zdominowanych
przez nowoczesne technologie warto zaoferować turystom alternatywne rozwiązania, gdzie mogą odpocząć od
cywilizacyjnego zgiełku, spotkać się twarzą w twarz w realnym czasie i miejscu.
O wadach polskiego systemu szkolnictwa dyskutowano
w panelu „Kadry dla Karpat – Jak wykorzystać szwajcarski model dualnego kształcenia zawodowego”, w którym
wzięli udział: Thomas Peter Binder – Burmistrz Gminy
Gossau w Szwajcarii, Katarzyna Klimek – Doktor Instytutu Turystyki HES-SO Valais w Szwajcarii, Natalya
Yakusheva – Doktorantka Södertörn University w Szwecji, Adam Panek – Dyrektor PUP w Rzeszowie.
„Transnacjonalne partnerstwo na rzecz rozwoju – targi partnerstwa alpejsko-karpackiego” to ostatni z tematów
Alpejsko -Karpackiego Forum Współpracy. W charakterze ekspertów wypowiadali się: Zinoviy S. Broyde – Dyrektor Centrum „EcoResource” w Ukrainie, Katarzyna
Strassnigg-Balinska – Przedsiębiorca, Genossenschaft
Hotel Linde, Thomas Peter Binder – Burmistrz Gminy
Gossau w Szwajcarii, Elżbieta Tomczyk-Miczka – Manager Projektowy, Małopolska Organizacja Turystyczna,
Markus Eggenberger – Kierownik Programu dla Polski,
Swiss Agency for Development and Coopreation, Ewa
Wnukowska – Dyrektor Departamentu Programów Europejskich, Władza Wdrażająca Programy Europejskie, Johan Ketelers – Sekretarz Generalny, International Catholic Migration Commission. Panel moderowany przez
Pana Dawida Laska był okazją, aby ukazać mnogość korzyści płynących ze współpracy polsko-szwajcarskiej.
Ważnym czynnikiem determinującym sukces danego
przedsięwzięcia są partnerskie zasady współpracy. Współdziałanie na równych warunkach, bezkompleksowe podejście do realizacji celów to podstawa satysfakcjonującej
kooperacji. Eksperci zwrócili również uwagę na niwelowanie różnic pomiędzy ośrodkami miejskimi a wiejskimi,
co odbywać się ma m.in. poprzez działalność lokalnych
społeczności. To ludzie powinni wychodzić z inicjatywą,
jako znawcy własnego środowiska i znający jego słabe, ale
8 HORYZONT
również moce strony, które warto promować. Wszystkie tematy budziły ożywione dyskusje, w których aktywnie uczestniczyli również zgromadzeni licznie słuchacze.
W trakcie trwania Forum na hali Podpromie funkcjonowało specjalne studio medialne przygotowane przez
Kancelarię Medialną „Mmedia”, w którym wywiadów
udzielali eksperci, politycy i dyplomaci.
Imprezą towarzyszącą Alpejsko-Karpackiemu Forum
Współpracy był pokaz kulinarny z udziałem pochodzącego z Francji kucharza znanego z programów telewizyjnych Pascala Brodnickiego, który był gwiazdą drugiego dnia, czyli niedzieli. Podczas pokazu zgromadzeni
goście mieli okazję degustacji specjalnie przygotowanej
przez Pascala potrawy alpejsko-karpackiej tj. alpejskich
placków ziemniaczanych z serem, w towarzystwie sałaty z kapusty, kopru włoskiego, jabłek i kwiatów jadalnych. Do potrawy zostały użyte wybrane produkty alpejsko-karpackie. Nie zabrakło również degustacji
przepysznych win karpackich jak i szwajcarskich prosto
z Lozanny, stolicy kantonu Vaud. Po pokazie Pascal
chętnie rozdawał autografy i pozował do pamiątkowych
zdjęć.
Oprawę artystyczną zapewnili: Zespół Pieśni i Tańca „Rochy” działający przy Miejsko – Gminnym
Ośrodku Kultury w Sędziszowie Małopolskim, Zespół Pieśni i Tańca „Jaślanie”, który działa pod patronatem Gminnego Ośrodka Kultury w Jaśle; formacja the Beatlas Acoustic ze Słowacji; Zespół
Pieśni i Tańca „Rudki” pracujący pod egidą Młodzieżowego Domu Kultury w Rzeszowie; Zespół Tańca Ludowego „Rzeszowianka”, który powstał w wyniku współpracy Młodzieżowego Domu Kultury
i Szkoły Podstawowej Nr 28 w Rzeszowie; Zespół
Taneczny Form Nowoczesnych „Impet” działający
przy Młodzieżowym Domu Kultury w Rzeszowie;
Zespół Tańca Ludowego „TRADYCJA” oraz Muzyczny Zaułek – zespół wokalny Zespołu Szkół
Ekonomicznych im. Marii Skłodowskiej – Curie
w Rzeszowie.
Wszystkim wystawcom, ekspertom, zespołom i gościom dziękujemy za uczestnictwo i zapraszamy do
współpracy przy kolejnej edycji „Alpejsko-Karpackiego Forum Współpracy”. Mamy nadzieję, że dzięki
szwajcarskiej pomocy i inspiracji pobudzimy do współpracy na rzecz Rozwoju Euroregionu Karpackiego wielu partnerów z całej Europy.
Autorka jest pracownikiem SEKP, specjalistką ds. promocji.
Karpackie
SOKOŁY 2014
AGNIESZKA MAJKA
III
Edycja Alpejsko-Karpackiego Forum Współpracy
to świetna okazja,
aby podziękować
w imieniu Stowarzyszenia Euroregion
Karpacki Polska tym wszystkim osobom,
które na przestrzeni tych lat wspierali, inspirowali i promowali nasze działania.
Dlatego Zarząd SEKP zdecydował
o przyznaniu po raz drugi wyróżnień –
statuetek „Karpackich Sokołów”. Zdecydowano, iż „Karpackie Sokoły” przyznane będą przez Zarząd bez kategoryzacji
zasług wyłącznie osobom, które w faktyczny, konkretny sposób wsparły bezpośrednio lub pośrednio swoją działalnością
Stowarzyszenie Euroregion Karpacki Polska, wnosząc swój wkład w realizację misji organizacji, jaką jest „Stworzenie
wspólnej przestrzeni społeczno -gospodarczej na obszarze Karpat”. Wyróżnione osoby to w większości przedstawiciele świata polityki, którzy nierzadko wbrew
okolicznościom nie wahali się czynnie
włączyć w działania Stowarzyszenia. Są
też wśród nich osoby ze środowisk samorządowych, pozarządowych, naukowych
z Polski i zagranicy. Każdy z laureatów
pracuje na rzecz sukcesu Euroregionu
Karpackiego Polska. Wszyscy mają wkład
w pracę Euroregionu i potwierdzają skuteczność naszego wezwania: „Razem dla
rozwoju Karpat” Oczywiście, grono wyróżnionych nie zamyka listy tych osób,
które wspierały Euroregion, im wszystkim serdecznie dziękujemy i dedykujemy
efekty naszej pracy.
W tym roku nagrodziliśmy:
jako służbę ludziom. Jego praca w przyczynia się do tego, aby Słowacja stała się
nowoczesnym krajem. Stawia na rozwój
Karpat i współpracę polsko-słowacką.
dzynarodowej w Europie Środkowej
w oparciu o dziedzictwo wspólnoty narodów Monarchii Austro-Węgierskiej. Inicjator i gospodarz corocznej konferencji
dotyczącej współpracy środkowoeuropejskiej w Gorizii i Udine. Przyjaciel Euroregionu Karpackiego oraz promotor
współpracy pomiędzy narodami.
KARL-HEINZ LAMBERTZ – prezes
Komitetu Wykonawczego
Stowarzyszenie Europejskich
Regionów Granicznych (SERG)
STANISLAV RAKAR – starosta
Belgijski polityk i nauczyciel akademic- Niżnej Sitnicy, Słowacja
ki, minister-prezydent wspólnoty niemieckojęzycznej Belgii. Był ministrem
ds. mediów, edukacji dorosłych, osób
niepełnosprawnych, opieki społecznej
i szkoleń zawodowych. Propaguje rozwój
i współpracę regionów transgranicznych.
MARTÍN GUILLERMO RAMÍREZ
– sekretarz generalny, Stowarzyszenie Europejskich Regionów
Granicznych (SERG)
Pochodzi z Hiszpanii. Od lat związany
ze współpracą międzynarodową reprezentuje interesy europejskich regionów
granicznych wobec instytucji UE, państw
członkowskich i Rady Europy. Od kilku
lat wspólnie z Euroregionem Karpackim Stowarzyszenie Europejskich Regionów Granicznych prowadzi współpracę
na rzecz rozwoju Euroregionu i państw
przygranicznych. Dzięki jego osobistemu
zaangażowaniu doszło do podpisania
umowy bilateralnej pomiędzy SEKP
a SERG.
JUDr. EDUARD KUKAN – poseł
do Parlamentu Europejskiego
PAOLO PETIZIOL – prezes
Stowarzyszenia Mitteleuropa
Associazione Culturale
Słowacki polityk, społecznik, dyplomata. Swoją obecność w polityce postrzega
Włoski dyplomata, działacz społeczny,
intelektualista. Patron współpracy mię-
Słowacki samorządowiec. Jako szef
Niżnej Sitnicy realizował wiele projektów
współpracy transgranicznej polsko-słowackiej. Zarówno infrastrukturalnych,
jak i miękkich. Chwalony przez polskich
beneficjentów jako skuteczny i wiarygodny partner oddany sprawie współpracy karpackiej.
ANDRZEJ WYCZAWSKI – były
burmistrz Jarosławia, wiceprezes
Zarządu Stowarzyszenia Euroregion Karpacki Polska
Polski samorządowiec, polityk. Promotor i propagator współpracy transgranicznej w ramach Euroregionu Karpackiego. Doprowadził do wstąpienia miasta
Jarosław do Stowarzyszenia Euroregion
Karpacki Polska w 2002 roku. Od tego
czasu autor i realizator wielu projektów
transgranicznych miękkich i infrastrukturalnych. Lider Sieci Miast Euroregionu
Karpackiego.
Adrian Popoiu – burmistrz
miasta Siret, Rumunia
Rumuński polityk i samorządowiec. Prezes Stowarzyszenia Euroregion Karpacki
Rumunia. Osoba aktywnie zaangażowana
we współpracę transgraniczną na pogra-
HORYZONT 11
niczu rumuńsko – ukraińskim. Krzewiciel
idei euroregionalnej po rumuńskiej stronie Euroregionu Karpackiego. Miasto Siret za kadencji burmistrza Popoiu rozwinęło aktywną współpracę z miastem
Dębica na Podkarpaciu. Promotor i ambasador współpracy karpackiej w Parlamencie Europejskim.
YURY YAVORSKY – wiceburmistrz
Truskawca, Ukraina
Ukraiński samorządowiec. Miasto –
uzdrowisko Truskawiec jest kluczowym
elementem Marki Karpackiej CARPATHIA. Dzięki zaangażowaniu i partnerskiemu podejściu Yurija Jaworskiego, odpowiedzialnego we władzach miejskich
Truskawca za rozwój uzdrowiska, Truskawiec stanie się niedługo pilotażowym
uzdrowiskiem Marki Karpackiej CARPATHIA ze specjalizacją „Zdrowie Karpackie”.
Ing. JÁN HOLODŇÁK
– burmistrz miasta SVIDNÍK,
Słowacja
Słowacki polityk, samorządowiec. Jako
burmistrz miasta Svidnik dał się poznać
podczas swojej kadencji jako wielki orędownik współpracy w ramach Euroregionu Karpackiego. Efektem tej postawy
jest realizacja wielu projektów współpra-
12 HORYZONT
cy transgranicznej. Burmistrz Holodniak
aktywnie włączył się również w działania
na rzecz budowy szlaku transportowego
Via Carpathia.
Beskid Zielony. Lokalna
Organizacja Turystyczna
we wdrażanie mikroprojektów na pograniczu polsko – słowackim. Wielki przyjaciel Polski i propagator polskiej kultury
na Słowacji.
Autorka jest pracownikiem Euroregionu Karpackiego Polska,
specjalistą ds. organizacyjnych Karpackiego Centrum Współpracy
Gospodarczej i Produktu Regionalnego.
Stowarzyszenie Lokalna Organizacja
Turystyczna Beskid Zielony od wielu lat
prowadzi działania na rzecz rozwoju turystyki w Beskidzie Niskim i na Pogórzu
Karpackim. Ta profesjonalna organizacja
od dwóch lat intensywnie współpracuje
ze Stowarzyszeniem Euroregion Karpacki Polska. Dzięki osobistemu zaangażowaniu panów Andrzeja Orchela – prezesa oraz Roberta Łętowskiego, dyrektora
biura LOT-u Euroregion Karpacki aktywnie włącza nowych partnerów instytucjonalnych z obszaru województwa
małopolskiego.
JOZEF JURČIŠIN – specjalista
ds. koordynacji współpracy
transgranicznej polsko-słowackiej, Stowarzyszenie Euroregion
Karpacki Polska
Słowacki dziennikarz. Pracownik Stowarzyszenia Euroregion Karpacki Polska odpowiedzialny za kontakty ze słowackimi instytucjami zaangażowanymi
HORYZONT 13
Stowarzyszenie Euroregion
Karpacki Polska było gospodarzem
Corocznej Konferencji Stowarzyszenia
Europejskich Regionów Granicznych
ANNA WINKLER
S
towarzyszenie Europejskich Regionów Granicznych” (AEBR)
jest najstarszym stowarzyszeniem regionów w Europie, założonym w 1971 roku, i jest jedynym, który zajmuje się transgraniczną
współpracą (CBC) na całym kontynencie.
Dzięki ponad stu europejskim granicznym
i transgranicznym regionom, które są jego
członkami, AEBR jest forum dla CBC
i sprawia, że głos tych regionów jest słyszalny na europejskim szczeblu.
Zgromadzenie Ogólne oraz Coroczna
Konferencja AEBR odbyły się w Rzeszowie 11 i 12 września 2014 roku na zaproszenie Stowarzyszenia Karpacki Euroregion Polska. Ponad 150 delegatów
z europejskich granicznych i transgranicznych regionów, jak również przedstawicieli europejskich instytucji i władz
regionalnych przybyło do Rzeszowa, aby
podzielić się doświadczeniami i know-how. W 2014 roku główny temat Corocznej Konferencji AEBR brzmiał „Innowacja i Badania – Transgraniczny
Rozwój Regionalny poprzez Publiczno-Prywatne Partnerstwo”. Stanowił on
również motto dla transgranicznej nagrody „Sail of Papenburg”. Nagrody,
która jest przyznawana każdego roku
przez AEBR granicznym i transgranicznym regionom za wybitne osiągnięcia
w transgranicznej współpracy. Podczas
Corocznej Konferencji AEBR w Rzeszowie ogłoszono zwycięzcę transgranicznej nagrody „Sail of Papenburg”
w 2014 roku. To Euroregion Moza-Ren
na granicy między Niemcami, Holandią
i Belgią nagrodzony za projekt „Program Stymulacji Transgranicznego Klastru MŚP”. Program jest częścią transgranicznej inicjatywy w Euroregionie
Moza-Ren, który wspiera firmy ukierunkowane na technologię, szczególnie MŚP
w znalezieniu odpowiednich partnerów
14 HORYZONT
oraz w ustanowieniu zrównoważonej
współpracy przedsiębiorstw ponad granicami.
Coroczne Wydarzenia AEBR w Rzeszowie rozpoczęły się 11 września od
spotkań Komitetu Wykonawczego
AEBR oraz Zgromadzenia Ogólnego
AEBR. Podczas obu spotkań ustalono,
aby w szczególności spojrzeć wstecz na
ubiegły rok, przedstawić główne działania
stowarzyszenia oraz omówić przyszłe wyzwania. Ponadto, w Rzeszowie wybrano
nowy Komitet Wykonawczy AEBR na
okres 2015-2016. Pan Karl-Heinz Lambertz, Przewodniczący Parlamentu Społeczności Niemieckojęzycznej w Belgii,
został ponownie zatwierdzony jako Przewodniczący Stowarzyszenia Europejskich
Regionów Granicznych. Pani Ann-Sofi
Backgren, reprezentująca Regionalną Radę Ostrobothnia w Finlandii, została po-
przede wszystkim przy granicach”. Następne przemówienia powitalne zostały
wygłoszone przez Przewodniczącego
Stowarzyszenia Euroregionu Karpackiego Polska Pana Józefa Jodłowskiego,
Członka Komitetu Regionów – Panią
Catarinę Segersten Larsson, Zastępcę
Prezydenta miasta Rzeszowa – Pana Romana Holzera oraz przedstawiciela
Zgromadzenia Regionów Europejskich
– Pana Jacka Pilawę.
Region goszczący zaproponował, aby
pierwsza część Corocznej Konferencji
AEBR dotyczyła tematu „Innowacja
Polityki i MŚP: przykład Regionu Podkarpackiego”. W dyskusji dwupanelowej eksperci do spraw innowacji
i współpracy transgranicznej przedstawili swoje doświadczenia oraz dobre
praktyki w odniesieniu do wdrożenia
procesów innowacyjnych na obszarach
granicznych. Pierwsza dyskusja panelowa była moderowana przez dr.
Krzysztofa Kaszubę, Rektora Wyższej
Szkoły Zarządzania w Rzeszowie. Skupiła się ona na „Potencjałach innowa-
cyjnych klastrów lotniczych w regionach transgranicznych”. Druga dyskusja panelowa dotyczyła tematu „Kreowanie marki transgranicznego
regionu”. Dyskusję moderował Dawid
Lasek, Wiceprezes Stowarzyszenia Euroregionu Karpackiego Polska, który
pokrótce przedstawił nową markę
„CARPATHIA”, stworzoną przez Euroregion Karpacki przy wsparciu partnerów ze Szwajcarii. Piotr Lutek, specjalista ds. marketingu wspierający
Euroregion Karpacki we wprowadzeniu na rynek nowej marki, udzielił bardziej szczegółowych infor macji odnośnie nowej marki. François Maïtia,
przedstawiciel Pracującej Społeczności
Pirenejów, Jesper Bille z Regionu Fehmarnbelt oraz Jens Gabbe, Przewodniczący Komitetu Doradczego AEBR
omówili swoje własne doświadczenia
odnośnie kreowania marki transgranicznego regionu.
Drugi dzień konferencji umożliwił
dyskusję na temat dalszych aspektów
innowacji we współpracy terytorialnej
i rozwoju regionalnego. Debaty skupiły
się między innymi na wyzwaniach i szansach innowacji wzdłuż wewnętrznych
i zewnętrznych granic, perspektywach
nowych technologii jako źródeł innowacji, innowacyjnych rozwiązaniach odnośnie energii i środowiska, turystyce
i przemyśle rolnym, jak również na roli
regionalnych strategii innowacyjnych
w nowym okresie programowania UE.
Pod koniec drugiego dnia konferencji
delegaci przyjęli końcową deklarację
konferencji. Deklaracja zachęca europejskie regiony graniczne i transgraniczne, aby rozwijały własną strategię
w dziedzinie badań i innowacji, która
proponuje dużą skalę możliwości dla
rozwoju regionów transgranicznych
oraz dla polepszenia ich konkurencyjności na poziomie globalnym.
Dnia 13 i 14 września 2014 roku Przewodniczący AEBR, Karl-Heinz Lambert i inni przedstawiciele Komitetu Wykonawczego AEBR uczestniczyli
w trzeciej edycji Alpejsko-Karpackiego
Forum Współpracy.
nownie wybrana na Pierwszego Zastępcę
Przewodniczącego Stowarzyszenia.
Część konferencji została oficjalnie
otwar ta przez Przewodniczącego
AEBR, Karla-Heinza Lambertza, który
na początku swojego powitalnego przemówienia podziękował Stowarzyszeniu
Euroregion Karpacki Polska oraz Województwu Podkarpackiemu za wyśmienitą organizację Corocznych Wydarzeń
AEBR w 2014 roku oraz wielką gościnność gospodarza. Podkreślił również
ważność tematu konferencji i transgranicznej współpracy w ogóle. W swoim
powitalnym przemówieniu Karl-Heinz
Lambertz powiedział: „Współpraca
transgraniczna jest bardziej aktualna niż
kiedykolwiek dotąd, ważna i konieczna
na początku XXI wieku. Jeżeli chcemy,
żeby Europa nadal rozwijała się razem,
to musimy pozwolić, aby stało się to
HORYZONT 15
Europa bez Europy
Kryzys w Europie,
czy Europa w kryzysie ?
AGNIESZKA ZAŃCZAK
Alpy Karpatom
24
października 2014 r.
delegacja SEKP w 24
października 2014 r.
delegacja SEKP w
składzie Dawid Lasek, Antoni Kamiński i Józef Jurczyszyn,
uczestniczyła w X Międzynarodowym
Forum Euroregionu Aquileia, które odbyło się w Udine, stolicy Friuli Venezia Giulia - północno-wschodniego Regionu
Włoch. Uczestnikami Forum byli przedstawiciele instytucji państwowych, euroregionalnych i regionalnych, szkół, uczelni
i eksperci ds. procesów geopolitycznych,
a także przedstawiciele krajowych i międzynarodowych massmediów.
Forum odbyło się pod znamiennym tytułem „Europa bez Europy. Kryzys w
Europie, czy Europa w kryzysie” i było
miejscem żywej debaty i wymiany poglądów na temat możliwych pomysłów projektowych dla budowy sieci lub grup zdolnych do europejskiego lobby i realizacji
wspólnych przedsięwzięć. Wśród prelegentów X Międzynarodowego Forum
Euroregionu Aquileia w Udine byli między innymi: Waclav Klaus - by ły prezydent Czech, Gianluca Savioni – wice prezydent Komitetu Regionu Lombardii,
Agostino Maio – szef gabinetu prezydenta Regionu Friuli Venezia Giulia, czy
prof. Aleksji Gromyko (wnuk Andrieja
Gromyko ) reprezentujący Rosję.
Gospodarzem Forum było Stowarzyszenie Kulturalne Mitteleuropa, założone
26 października, 1974 r. w Cervignano del
Friuli, obchodzące właśnie 40-lecie swego istnienia z jej przewodniczącym dr.
Paolo Petiziol na czele, który 40 lat temu
był jednym z sygnatariuszy aktu założycielskiego Mitteleuropa. Dr Paolo Petiziol
był jednym z tegorocznych laureatów
Karpackich Sokołów - nagród przyznawanych przez Euroregion Karpacki podczas Forum w Rzeszowie.
Uczymy się od najlepszych
JOANNA KOZIMOR
Dr Paolo Petiziol w swoim przesłaniu
do uczestników Forum w Udine powiedział między innymi :
„Wydaje się, że 25 marca 1957 roku,
gdy Belgia, Niemcy, Luksemburg, Holandia, Francja i Włochy podpisywały
w Rzymie Traktat ustanawiający EWG,
były bardzo daleko. Rezultat tego aktu
jest obecnie powszechnie uważany za
rozczarowanie i prowokuje rosnący
sceptycyzm i opozycje.
Po raz pierwszy w historii ludzkości
widzimy narodziny waluty bez państwa,
z dramatycznym wpływem na naszą
konkurencyjność finansową w porównaniu z resztą świata.
Coraz częściej słyszymy z północy i
południa, wschodu i zachodu Europy, o
Europie "świń" i Europie „towarów",
nowej Europie i starej Europie, w skrócie, o Europie tylko geograficznej.
W związku z tym, że jest to powszechne przekonanie, że Europa była bardziej Europą 100 lat temu, gdy była
wówczas możliwa podróż pociągiem z
Triestu do Transylwanii bez paszportu,
gdy w ciągu trzy dni listy z Krakowa
mogły być dostarczone do Triestu, i
funkcjonowała już wówczas (100 lat temu ) wspólna waluta, ale w „złocie”.
Co więcej, była wówczas również większa spójność duchowa wynikająca ze
wspólnych i nie kwestionowanych ko-
rzeni chrześcijańskich oraz większa spójność kulturowa, wynikająca z wielowiekowego szacunku i osmozy między grupami etnicznymi.
Później nastąpiły ciemności i nacjonalistyczny szok, który spowodował setki
i miliony zgonów, etnicznych deportacji,
nienawiść, gigantyczne prześladowania i
czystki rasowe, które były rzezią na niespotykaną wcześniej skalę.
Na koniec swego przesłania dr Paolo
Petiziol stawia pytanie :
„Jakiej przyszłości należy się spodziewać, jeśli weźmiemy pod uwagę, że od
1957 roku liczba krajów europejskich
wzrosła z 33 do 45?”
I w konkluzji dr Paolo Petiziol mówi :
„Ten proces fragmentacji, jednak wydaje się, nie dobiegał jeszcze końca i to
pragnienie wolności rozprzestrzeni się
na całym kontynencie.”
Cytując dalej dr Paolo Petiziol możemy
powiedzieć :
Jest to propozycja dla ''naszego'' 2014
forum refleksji, z rosnącym przekonaniem, że wszyscy jesteśmy połączeni
wspólnym losem. Instytucje i dyplomaci wszystkich krajów uczestniczących w
forum w ostatnich latach będą ponownie
zaangażowani, ze szczególnym uwzględnieniem krajów spoza UE i Dunaju i
obszarów bałkańskich, które tradycyjnie
są głównymi adresatami tego forum.
Z
czym kojarzy się Szwajcaria? Z markowymi zegarkami, bogactwem serów
i bankami. Ale nie tylko tego możemy zazdrościć
Szwajcarom. Jak nikt inny potrafią wykorzystać swój potencjał przyrodniczy
i kulturowy do celów turystycznych oraz
promocji lokalnych produktów. Jednak
zamiast zazdrościć naszym europejskim
sąsiadom, lepiej się od nich uczyć. Z tego założenia wyszła Fundacja Karpacka – Polska, która szukając sposobów na
społeczno-gospodarcze ożywienie górskich obszarów województwa podkarpackiego, postanowiła skorzystać ze
szwajcarskich doświadczeń. Kanwą stał
się autorski projekt „Alpy Karpatom”,
dzięki któremu nasz region otrzymał
szansę na rozwój i zwiększenie atrakcyjności turystycznej.
Historia projektu sięga początku roku
2008, kiedy to Fundacja Karpacka nawiązała kontakt ze Szwajcarską Agencją ds.
Rozwoju i Współpracy. Jeszcze w tym samym roku powstał zarys przedsięwzięcia,
zaakceptowany przez stronę szwajcarską. Do podpisania umowy doszło
w 2011 r. Współfinansowany przez
Szwajcarię w ramach szwajcarskiego programu współpracy z nowymi krajami
członkowskimi UE projekt otrzymał dofinansowanie w wysokości 13,9 mln złotych. Organizacyjnie wsparła go Szwajcarska Fundacja Rozwoju i Współpracy
Międzynarodowej Helvetas Swiss Intercooperation w Bernie. Partnerami wdrażającymi Fundacji Karpackiej – Polska
zostały: Podkarpacka Izba Gospodarcza
w Krośnie, Regionalna Izba Gospodarcza w Sanoku, Bieszczadzka Agencja
Rozwoju Regionalnego w Ustrzykach
Dolnych, Bieszczadzkie Forum Europejskie oraz Stowarzyszenie Galicyjskie
Gospodarstwa Gościnne w Lesku. Beneficjentami projektu są 24 gminy z czterech powiatów: bieszczadzkiego, leskiego, sanockiego i krośnieńskiego oraz
powiatu Miasta Krosna.
Szwajcarii nie da się nie lubić: w światowym indeksie szczęścia ma jeden z najwyższych wskaźników odczuwalnego
dobrostanu. Na osiągniecie tego stanu
Szwajcarzy pracowali jednak wiele lat.
– Podkar pacie dzięki funduszom
szwajcarskim może ten proces przyśpieszyć, co też z dobrym skutkiem czyni –
mówi Zofia Kordela – Borczyk, prezes
Fundacji Karpackiej – Polska i dyrektor
projektu.
Krok po kroku
Rozpisany na lata 2011-2016 projekt
podzielono na cztery etapy. W pierwszym (2012-2013) uporządkowano wiedzę na temat potencjału regionu w kontekście doświadczeń szwajcarskich, co
pozwoliło ustalić priorytetowe kierunki
działań, jakie powinny zostać podjęte.
Zorganizowano liczne szkolenia z udzia-
łem przedsiębiorców oraz przedstawicieli organizacji pozarządowych, staże
w Szwajcarii i wyjazdy studyjne. Uczestnicy wyjazdu mieli okazję odwiedzić m.in.
niewielkie rodzinne gospodarstwo „Emscha” z Entlebuch, zajmujące się hodowlą owiec i przetwórstwem mleka owczego
(z automatyczną linią produkcji jogurtów!). Ciekawym pomysłem okazało się
wykorzystanie wełny owczej przez firmy
zajmujące się ocieplaniem domów. Z równym zainteresowaniem oglądano zakład
produkcji serów Gluringen, który założyła niewielka grupa rolników. Zaniepokojeni spadkiem jakości wytwarzanych przez
siebie produktów mlecznych z powodu
braku własnych obiektów do produkcji
serów, skrzyknęli się i zawiązali spółkę,
która dziś znakomicie sobie radzi nie tylko na lokalnym rynku. Wrażenie zrobiła
też niewielka fabryczka makaronu i pierogów, zatrudniająca 18 pracowników na
dwie zmiany, położona na wysokości ponad 1000 m n.p.m. Ciekawostką jest, że zimą świeże pierogi z firmy Romana Berneggera transportowane są do odbiorców
koleją, a w razie konieczności ... helikopterem, byle dostarczyć je na czas ze szwajcarską precyzją.
Innym transferem mogłaby być rodzinna, trzypokoleniowa firma zielarska produkująca wysokiej jakości ekologiczne
produkty zielarskie, m.in. szeroką gamę
syropów ziołowych. Firma uprawia zioła
na obszarze 2 hektarów, rozprowadzając
16 HORYZONT
HORYZONT 17
sadzonki ziół, m. in. melisy, szałwii i malwy. Posiada własną suszarnię ziół oraz
rozlewnię syropów ziołowych. Wytwarzane na bazie ziół produkty pakuje się
i etykietuje na miejscu. Zrównoważona
produkcja rolnicza nie kłóci się z przepisami ochrony środowiska – ma to szczególne znaczenie na terenach, gdzie obowiązują określone przepisy dotyczące
działalności rolniczej.
Rozpieszczanie turysty
Szwajcarzy mieszkający na terenach
górskich potrafią również czerpać dochody z turystyki. Przykładem może być
autentyczna wioska górska Zermatt
w kantonie Valais, położona u stóp Matterhornu, najsłynniejszej góry Szwajcarii.
Zadziwia nie tylko sama góra i wszystko,
co wiąże się z jej zdobywaniem, ale także niebywała długość ponad 400 kilometrów szlaków wędrownych, dostosowanych do każdego turysty. Jest to
doskonały przykład tras oznakowanych
wzorowo przez Stowarzyszenie Berner
Wanderwege, zajmujące się nie tylko znakowaniem, ale również obsługą szlaków
turystycznych, masowo odwiedzanych
przez turystów w różnym wieku. Jakość
szlaków i wysoki standard infrastruktury
znacznie ułatwiają poruszanie się w górach i podnoszą ich atrakcyjność. Niezwykła dbałość o środowisko naturalne
nie wyklucza rozwoju infrastruktury, dużej dostępności i atrakcyjności terenów
górskich. Znakomicie funkcjonuje informacja turystyczna, mnóstwo jest gadżetów promocyjnych – wszystko, czego tylko może zapragnąć turysta.
Kluczową kwestię stanowi lokalna
marka i kanały dystrybucji wyrobów pochodzących z górskich obszarów. Na
rynku znana jest linia produktów Pro
Montagna, należąca do szwajcarskiej sieci handlowej Coop. Część pieniędzy
z ich sprzedaży powraca do rolników
i wytwórców, poprzez organizację non-profit, wspierającą obszary górskie. To
przykład sukcesu produktów lokalnych,
sprzedawanych przez jeden z największych sklepów sieciowych w tym kraju.
– Aż prosi się, żeby te praktyki szwajcarskie przenieść na nasz grunt – mówi
Zofia Kordela-Borczyk.
Sypnęło groszem
W drugim etapie projektu „Alpy-Karpatom” (2013-2014) stworzono mechanizmy wsparcia finansowego obszarów górskich Podkarpacia. Beneficjenci, którzy
spełnili określone w projekcie wymagania,
mogli ubiegać się o dofinansowanie najwartościowszych pomysłów i przedsię-
wzięć w obrębie produktu lokalnego i turystyki. W ramach Górskiego Funduszu
Przedsiębiorczości dotacje otrzymało ponad 168 mikro – i małych przedsiębiorstw
(od 21 do 64 tys. zł, poziom dofinansowania 60 proc.), a w ramach Górskiego Funduszu Organizacji Pozarządowych – 130
podmiotów działających w obszarze turystyki, przedsiębiorczości, kultury, edukacji i ochrony środowiska (od 5 do 21 tys.
zł, poziom dofinansowania 90 proc.).
Najczęściej były to małe, wiejskie organizacje, które mobilizują społeczeństwo wokół rozwiązywania lokalnych problemów
i realizacji lokalnych inicjatyw.
Sieć z marką
Kolejne etapy to wykreowanie produktu lokalnego – utworzenie partnerskiej
sieci sprzedaży i marketingu produktów
pod wspólną marką „Made in Karpaty”
oraz opracowanie strategii i listy produktów markowych (2013-2016), a także
stworzenie kompleksowego i systemowego narzędzia promocji regionu objętego projektem, poprzez utworzenie Agencji Promocji Górskich Obszarów
Podkarpacia wraz z wdrożeniem strategii
promocji i kampanii reklamowej.
– Pomysł stworzenia sieci i marki regionalnej nie jest nowy. Próbowaliśmy go
zrealizować już kilkanaście lat temu, ale
bez zaangażowania Fundacji. Niestety,
nie udało się. Wróciliśmy doń przy okazji projektu Alpy Karpatom. Stworzenie
sieci ma dwa cele: jednym jest promocja
regionu, drugim – rozwój podmiotów
posługujących się marką – wyjaśnia prezes Fundacji Karpackiej – Polska.
Do sieci mogą należeć podmioty oferujące trzy kategorie produktów związanych
z regionem: spożywcze, niespożywcze oraz
turystyczne. Każdy z nich musi przejść
stosowną certyfikację i ocenę audytorską –
warunek nieodzowny (poza regionalizmem) stanowi wysoka jakość. Symbolem
marki jest logo z wizerunkiem rysia oraz
napisem Made in Karpaty. Prawo jej używania otrzymało dotychczas 75 podmiotów z regionu objętego projektem. Są
wśród nich pszczelarze, producenci piwa,
pieczywa, wędlin, wyrobów rękodzielniczych, wytwórcy szklanych parapetów, kafli huculskich, magnesów z ikonami i grafikami Zdzisława Beksińskiego, wydawcy
kart pocztowych, hotelarze, restauratorzy,
organizatorzy wycieczek i spływów kajakowych, itp. Z grona certyfikowanych produktów wyłonionych zostanie około dwudziestu pięciu najlepszych, które pozostaną
w sieci również po zakończeniu projektu,
na straży czego będzie stała nowo powołana spółka z o.o. Made in Karpaty.
– Naszym zadaniem jest uruchomienie
takich mechanizmów biznesowych, które pozwolą utrzymać markę również po
zakończeniu finansowania z projektu „Alpy Karpatom”. W tej chwili proces certyfikacji jest bezpłatny, ale w przyszłości za
prawo używania marki trzeba będzie zapłacić. Spółka będzie prowadziła też czysto komercyjną działalność – zapowiada
prezes Tadeusz Szałankiewicz.
Na wszystkich frontach
Aby transfer praktyk szwajcarskich na
podkarpackie Podgórze okazał się owocny, niezbędne są profesjonalne działania
promocyjne. W ramach projektu utworzono stronę internetową, zrealizowano
dwa spoty telewizyjne, pokazujące letnie
i zimowe atrakcje Podkarpacia, wydano
książkę „Podkarpacie – przestrzeń otwarta” i wyprodukowano film o Karpatach
„Gdzie niedźwiedzie piwo warzą”, który
zdobył trzecią nagrodę na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Turystycznych
w Zagrzebiu w 2013 roku. Trzystronicowy artykuł podkreślający walory i atrakcje regionu oraz gościnność jego mieszkańców znalazł się również we
wrześniowym wydaniu National Geographic Traveler. Najbardziej sympatyczną formą promocji okazała się jednak limitowana maskotka rysia karpackiego
w stroju z regionalnym wzorem, która
promuje region, trafia do ważnych osób
w kraju i zagranicą, zwycięzców konkursów oraz na aukcje charytatywne, pomagając pozyskiwać fundusze na społecznie
ważne cele.
Dla dobra ludzi i przyrody
Równocześnie z projektem „Alpy-Karpatom” Fundacja Karpacka – Polska realizuje drugi związany z obszarami górskimi regionu projekt pn. „Karpaty
przyjazne ludziom – lokalna inicjatywa
partnerska na rzecz zrównoważonego
użytkowania i ochrony górskich obszarów województwa podkarpackiego”. Celem tego projektu, finansowanego również ze Szwajcarsko-Polskiego Programu
Współpracy, jest poprawa rozwoju jakościowego południowej części województwa, w ramach nienaruszonych zasobów
przyrodniczych, poprzez pomoc lokalnym społecznościom w lepszej adaptacji
do warunków życia w środowisku górskim (w kontekście dyrektywy unijnej
NATURA 2000) i promowanie rozwiązań dobrych dla ludzi i przyrody. Oba
projekty znakomicie się uzupełniają, dając nadzieję na rzeczywiste ożywienie
społeczno-gospodarcze obszarów górskich w regionie.
HORYZONT 19
Fundacja Rozwoju
Demokracji Lokalnej
– sprawdzony partner samorządów terytorialnych
MAGDALENA KUBIK
F
undacja Rozwoju Demokracji
Lokalnej (FRDL) to największa pozarządowa organizacja
o charakterze szkoleniowo-doradczym, która wspiera rozwój samorządności i społeczeństwa obywatelskiego w Polsce.
Została założona 18 września 1989 roku, przez aktywnych przedstawicieli ówczesnej opozycji demokratycznej: prof.
Waleriana Pańko, Andrzeja Celińskiego,
Aleksandra Paszyńskiego, Jerzego Stępnia oraz prof. Jerzego Regulskiego, który
od początku jest jej prezesem. Misją fundacji jest wspieranie samorządności obywatelskiej rozumianej jako podstawowa
for ma demokracji. Jest organizacją,
w skład której wchodzi 14 regionalnych
ośrodków z 3 filiami. Dzięki takiej strukturze obejmuje swoimi działaniami terytorium całego kraju. Odbiorcami działań
fundacji są: pracownicy administracji publicznej, jednostek organizacyjnych samorządu terytorialnego, organizacji społecznych, członkowie grup niefor malnych
i liderzy lokalni.
W chwili rozpoczęcia działalności,
w 1989 roku FRDL zainicjowała współpracę z licznymi instytucjami i organizacjami z Europy Zachodniej i USA, które
aktywnie wspierały przemiany demokratyczne w Polsce. Po ponad dwudziestu latach, FRDL z odbiorcy pomocy z krajów
zachodnich stała się ośrodkiem wspierającym doświadczeniem państwa Europy
Środkowo-Wschodniej i kraje bałkańskie
poprzez realizację programów wspierania
demokratycznych reform na szczeblu lokalnym oraz rozwoju społeczeństw obywatelskich w krajach mniej od Polski zaawansowanych w procesie transformacji.
Działania FRDL na arenie międzynarodowej obejmują szereg programów oraz
konferencji mających na celu wymianę
doświadczeń w sferze działań na rzecz sa-
20 HORYZONT
morządu. Rozwijaniu współpracy międzynarodowej służą organizowane przez
FRDL wizyty studyjne, staże oraz seminaria i spotkania dla przedstawicieli władz
lokalnych wspomnianych krajów. Prowadzone są szkolenia poświęcone zagadnieniom z zakresu rozwoju samorządności
lokalnej.
FUNDACJA
NA PODKARPACIU
FRDL Podkarpacki Ośrodek Samorządu
Terytorialnego rozpoczął działalność 1 lipca 2010 r. jako Filia Małopolskiego Instytutu Samorządu Terytorialnego i Administracji w Krakowie. Od stycznia 2014 r. jest
niezależnie działającym ośrodkiem regionalnym Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej. FRDL Podkarpacki Ośrodek Samorządu Terytorialnego, podobnie jak
wszystkie ośrodki regionalne, poprzez
szkolenia i doradztwo wspiera rozwój instytucji publicznych – samorządowych
i rządowych. Bada jakość usług publicznych i prowadzi projekty na rzecz podnoszenia poziomu oraz efektywności tych
usług.
Zasadą fundacji jest działanie w partnerstwie oraz dążenie do utrzymywania
stałych więzi ze współpracującymi osobami, organizacjami czy instytucjami.
Dlatego wypracowana została specyficzna for ma działania: fora samorządowe.
Zrzeszają one pracowników samorządowych i przedstawicieli władz lokalnych. Jest to unikatowa propozycja fundacji dotycząca sposobu kształcenia
pracowników administracji samorządowej – jedna z najbardziej dynamicznie
rozwijających form pogłębienia wiedzy
zarówno tej merytorycznej, jak i praktycznych sposobów rozwiązywania problemów, które pojawiają się w bieżącej
pracy jednostek. Fora istnieją od wielu lat
przy większości ośrodków regionalnych
fundacji.
Na Podkarpaciu pierwsze forum powstało w 2010 r. Obecnie przy FRDL
Podkarpackim Ośrodku Samorządu Terytorialnego funkcjonują cztery tematyczne
fora samorządowe: Sekretarzy, Skarbników, Pomocy Społecznej oraz Urzędów
Stanu Cywilnego. Zrzeszają pracowników
samorządu terytorialnego zajmujących się
w/w tematyką. Fora spełniają rolę nieformalnych klubów edukacyjno-dyskusyjnych. Spotkania umożliwiają wzajemną
wymianę doświadczeń, wypracowanie
wspólnych stanowisk i opinii w sprawach
istotnych dla gmin i powiatów lub funkcjonowania urzędów.
JUBILEUSZ
25-LECIA FUNDACJI
Podkarpacki Ośrodek Samorządu Terytorialnego podczas zorganizowanej 29
września 2014 r. w Rzeszowie konferencji z okazji przemian demokratycznych
w Polsce, świętował swój jubileusz: 25-lecie powstania Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej. Konferencja skierowana
była do przedstawicieli jednostek samorządu terytorialnego z województwa podkarpackiego oraz liderów społeczności
lokalnej. Uczestnicy wspominali historię
powstania polskiego samorządu oraz budowę społeczeństwa obywatelskiego.
Skupili się także na kwestiach współczesnych związanych z rozwojem i problemami społeczeństwa obywatelskiego
w Polsce. Lokalni samorządowcy przedstawili swoje doświadczenia związane ze
współpracą z organizacjami pozarządowymi i lokalnymi społecznościami.
Ponadto, 29 września 2014 roku Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej podpisała porozumienie ze Stowarzyszeniem
Euroregion Karpacki Polska, które ma na
celu stworzenie szerokiej platformy współpracy osób, środowisk i instytucji na poziomie krajowym i międzynarodowym, które
chcą aktywnie wspierać rozwój na obszarze Karpat. Cel porozumienia dotyczy
wsparcia integracji i rozwoju społeczno-gospodarczego obszaru Karpat oraz promocji i wsparcia procesów współpracy terytorialnej w wymiarze transgranicznym,
ponadnarodowym międzyregionalnym obszaru Karpat z uwzględnieniem budowy
jego międzynarodowych powiązań.
RANKING GMIN
PODKARPACIA
FRDL Podkarpacki Ośrodek Samorządu Terytorialnego co roku organizuje
Ranking Gmin Podkarpacia. Jest to
wspólne przedsięwzięcie FRDL POST
oraz Urzędu Statystycznego w Rzeszowie,
który poddał analizie poziom rozwoju
społeczno-gospodarczego podkarpackich
samorządów w oparciu o syntetyczny
wskaźnik (zbudowany na podstawie 11
wskaźników cząstkowych dotyczących
kluczowych dziedzin sprzyjających zrównoważonemu rozwoju gminy), pozyskany
dzięki systemowi statystyki publicznej.
Przy doborze zmiennych diagnostycznych główną przesłanką było uwzględnienie najważniejszych procesów i zjawisk
występujących w gminach, na które mają
wpływ władze lokalne. Celem rankingu
jest ocena potencjału, aktywności oraz
wyników osiągniętych przez gminy województwa podkarpackiego w sferze społecznej i gospodarczej. W tym roku,
pierwsze miejsce w IV edycji rankingu
zdobyła Gmina Solina, na drugim uplasowała się Gmina Zagórz, natomiast trzecie
miejsce otrzymała Gmina Stalowa Wola.
DZIAŁALNOŚĆ
PROJEKTOWA
Podkarpacki Ośrodek Samorządu Terytorialnego realizuje projekty systemowe
lub regionalne, mające na celu wspieranie
i rozwój społeczeństwa obywatelskiego,
mechanizmów partycypacji, prawidłową
współpracę pomiędzy jednostkami samorządu terytorialnego a organizacjami
pozarządowymi czy podnoszenie jakości
pracy i usług instytucji publicznych, w tym
administracji samorządowej i jednostek
organizacyjnych. Obecnie POST realizuje 4 projekty:
• Szkoła Współpracy. Uczniowie i rodzice kapitałem społecznym nowoczesnej
szkoły to ogólnopolski systemowy projekt
realizowany w partnerstwie z Ministerstwem Edukacji Narodowej, które jest liderem projektu. Projekt współfinansowany jest ze środków Europejskiego
Funduszu Społecznego w ramach Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki. Jest
nowatorskim przedsięwzięciem, którego
jednym z najważniejszych celów jest
wprowadzenie w 1034 podmiotach –
szkołach i przedszkolach z całej Polski
nowoczesnego modelu współpracy pomiędzy uczniami, rodzicami i nauczycielami w zakresie organizacji życia szkoły.
Projekt skierowany jest nie tylko do środowisk szkolnych, ale także do tzw. „otoczenia szkoły” – pracowników jst (jednostek samorządu terytorialnego) oraz
organizacji pozarządowych.
• Mechanizmy Współpracy dotyczący
wypracowania prawidłowych mechanizmów współpracy pomiędzy jst a sektorem ngo, realizowany przez Ministerstwo
Pracy i Polityki Społecznej. Celem projektu jest opracowanie i upowszechnienie
praktycznego podejścia do wdrażania
współpracy finansowej poprzez zastosowanie takich instrumentów jak regranting, pożyczki, poręczenia, gwarancje, inicjatywa lokalna, dotacje inwestycyjne czy
tryb małych zleceń.
• Zlecamy pożytecznie. Wydajemy z pożytkiem, ogólnopolski projekt finansowany z funduszy EOG dotyczący współpracy jednostek samorządu terytorialnego
z organizacjami pozarządowymi, którego
celem jest przeprowadzenie audytu zlecania zadań publicznych zgodnie z Ustawą
o działalności pożytku publicznego i wolontariacie w wybranej jst. Wyniki audytu
posłużą jednostce do wyciągnięcia wniosków w zakresie stosowanych procedur
zlecania zadań, dokumentów normujących współpracę z organizacjami pozarządowymi oraz metod kontroli i badania
efektywności wydatków publicznych przy
zlecaniu zadań.
• Zwiększenie potencjału funkcjonowania Rad Działalności Pożytku Publicznego w województwie małopolskim, podkarpackim, świętokrzyskim
i lubelskim. Celem projektu jest powstanie Forum Rad Działalności Pożytku
Publicznego, które pomoże Radom budować społeczeństwo obywatelskie na
szczeblu lokalnym oraz wzmocni potencjał Wojewódzkich, Powiatowych
i Gminnych Rad Działalności Pożytku
Publicznego.
Podkarpacki Ośrodek Samorządu Terytorialnego, podobnie jak sama fundacja,
zamierza dalej swoimi działaniami wspierać administrację rządową i samorządową,
organizacje pozarządowe oraz lokalnych
liderów społecznych w budowaniu i rozwoju społeczeństwa obywatelskiego i samorządności.
HORYZONT 21
Współpraca transgraniczna
w Gminie Zarszyn
i Niżna Sitnica
sportu duży wpływ ma baza sportowa.
Jej rozbudowa i udoskonalenie było kolejnym kierunkiem, który zapoczątkował realizację projektu „Sport dla
wszystkich zbliża narody” w latach
2006 – 2007 w ramach programu Inicjatyw Wspólnych INTERREG IIIA Polska – Republika Słowacka 2004-2006.
W szkołach wyremontowano sale gimnastyczne, zakupiono nowe sprzęty, wybudowano nowe hale gimnastyczne.
W Posadzie Zarszyńskiej oddano do
użytku kompleks boisk spor towych
(kort do tenisa, boisko do siatkówki
i boisko do koszykówki). W ramach ko-
operacji polsko-słowackiej odbywały się
mecze piłki nożnej a także po raz
pierwszy turniej w siatko nogę.
„Wspólna historia podstawą przyjaźni pol sko -słowackiej” re ali zowa ny
w 2010 roku to program Współpracy
Transgranicznej Rzeczpospolita Polska – Re publika Słowacka w latach
2007-2013. Do współpracy w ramach
roz wo ju re gio nal ne go włą czy li się
mieszkańcy obu państw, pedagodzy ze
szkoły Zarszyńskiej, dzieci. Odbywały
się koncer ty, warsztaty historyczno –
edukacyjne, międzynarodowy pokaz
i zawody sikawek konnych. Wydano
także publikacje na temat miejscowości gmin Zarszyn i Niżna Sitnica w obu
językach.
Ostatnie lata to dla prężnie działającej
Gminy Zarszyn żniwo nagród, pochwał
i wyróżnień, nie tylko w dziedzinie kultury i sportu. Kilkakrotnie otrzymała bowiem tytuł „Gmina Fair Play”, przez co
zachowała ten tytuł na stałe. Dzięki realizowaniu dotychczasowych ciekawych
projektów, otrzymuje fundusze na nowe
inicjatywy, mające na celu współpracę
między społecznością a lokalnymi i międzynarodowymi instytucjami kulturalnymi i oświatowymi.
ILONA PIETRZKIEWICZ
G
mina Zarszyn w powiecie sanockim została
utworzona w 1973r.
i w jej skład wchodzi
obecnie 11 sołectw: Bażanówka, Długie, Jaćmierz, Jaćmierz
Przedmieście, Posada Jaćmierska, Nowosielce, Odrzechowa, Pielnia, Pastwiska, Posada Zarszyńska i Zarszyn. Gmina liczy ponad 9300. mieszkańców
i zajmuje obszar 10.6 tys.ha. Ma charakter rolniczy, a walory naturalne, ciekawe
zabytki i położenie stwarzają szansę na
rozwój turystyki. Ziemia zarszyńska
z uwagi na swą długowieczną historię
sięgającą okresu neolitu posiada wiele zabytków dokumentujących ślady przodków (kamienne toporki, tzw. brązowy
skarb: naszyjniki, szpile, bransolety).
Z późniejszego okresu pochodzą: kościół pod wezwaniem Św. Marcina i Matki Bożej Szkaplerznej, wspaniałe pomniki przyrody, okazałe dęby, lipy w pięknym
parku po zespole dworsko – parkowym
w Posadzie Zarszyńskiej. Prawdziwą „perełką” jest zabytkowy drewniany kościół
z XVII w. znajdujący się w Jaćmierzu,
a także cerkwie w Nowosielcach i Pielni.
To wspaniałe dziedzictwo kulturowe
jest pielęgnowane przez władze gminy
i wszystkich mieszkańców, a tradycje kultywowane do dnia dzisiejszego. Dzięki
współpracy transgranicznej i pozyskiwanym środkom unijnym cała społeczność
regionu uczestniczy w działaniach obejmujących kulturę, turystykę i sport.
Gmina Zarszyn w 2000r. rozpoczęła
oficjalną współpracę z partnerami słowackimi. Podpisano wówczas porozumienie ze Stowarzyszeniem Górna Olka,
do której należało kilka miejscowości.
Pierwsze spotkania polsko – słowackie
zaczęły się rok wcześniej podczas pierwszego zagranicznego występu zarszyńskiej kapeli Rekruty. Wciągu następnych
22 HORYZONT
lat współpraca ta jeszcze mocniej zacieśniła się po obu stronach. Gimnazjum
w Zarszynie nawiązało kontakt ze szkołą w Radwanii. Warto jednak zaznaczyć,
że dopiero po wstąpieniu Polski do Unii
Europejskiej kooperacja polsko – słowacka nabrała rozpędu.
Ze środków pozyskanych z dotacji unijnych w 2003r. wykonano pierwszy projekt
„Kultura i sport szansą na integrację regionów przygranicznych”. Był to Program
Współpracy Przygranicznej PHARE 2000
Wspólny Fundusz Małych projektów Polska Słowacja PL pod zwierzchnictwem
Stowarzyszenia Euroregion Karpaty Polska, w którego skład wchodzi Gmina Zarszyn. Jak sugeruje tytuł konceptu, działania wokół niego dotyczyły sportu,
wymiany młodzieży, kultury itp. zarówno
w miejscowościach należących do Stowarzyszenia Górna Olka (Niżna Sitnica) jak
i w Gminie Zarszyn.
Dzięki dołączeniu Polski i Słowacji do
wspólnoty Unii Europejskiej współpraca
transgraniczna odbywała się bezproblemowo.
W roku 2004 dzięki Programowi
Współpracy Przygranicznej PHARE
2001 Wspólny Fundusz Małych projektów Polska Słowacja PL realizowano projekt „Młodzież w trosce o dziedzictwo
kulturowe regionów przygranicznych”.
W tym czasie współpraca polsko-słowacka przebiegała niezwykle sukcesywnie
głównie ze względu na dobre warunki finansowe obu państw. Partnerzy uczestniczyli w różnych spotkaniach, imprezach
okolicznościowych. Celem przedsięwzięcia było pokazanie przede wszystkim bogatej kultury ludowej. Prezentowano rodzime obrzędy, zwyczaje, które są
bogactwem każdej wsi.
Gmina Zarszyn należy także do jednej
z najbardziej usportowionych w Województwie Podkarpackim. Na rozwój
HORYZONT 23
Przyjaźń Gminy Zarszyn
z Gminą Niżna Sitnica.
Wspólne projekty współpracy
transgranicznej
ZWójtem Gminy Zarszyn Andrzejem Betlejem rozmawia Ilona Pietrzkiewicz
Jak rozpoczęła się współpraca
Gminy Zarszyn ze Słowacją i jakie
dziedziny życia obejmuje?
– Osobista współpraca ze Słowacją rozpoczęła się w latach 1995 – 96 kiedy jeszcze pracowałem w Iwoniczu, a Starostą
Górnej Olki był Józef Lipczuk. Kiedy zostałem wójtem Gminy Zarszyn ta relacja
poszerzyła się o kolejne miejscowości.
W 2000 roku podpisaliśmy pierwszą umowę ze Stowarzyszeniem Górna Olka.
W skład stowarzyszenia wchodziło kilkanaście miejscowości m.in. Niżna Sitnica,
Pakostov, Ruska Poruba. Prezesem stowarzyszenia był Stefan Rakar. Dotychczas
sfinalizowaliśmy 32 umowy partnerskie
i chętnie zrealizujemy następne. Współpraca dotyczy przede wszystkim kultury,
sportu, oświaty, wymiany młodzieży,
ochrony przyrody a także wszelkich projektów inwestycyjnych w zakresie infrastruktury, budowy dróg czy kanalizacji.
Jakie projekty transgraniczne zostały zrealizowane do tej pory?
– Łącznie było to 15 projektów tzw. miękkich do 50 tysięcy euro. Gimnazjum w Zarszynie współpracuje ze Szkołą w Radwanii,
odbywały się różne turnieje sportowe czy też
wymiana młodzieży w ramach tzw. „zielonej
szkoły”. Słowaccy piłkarze przyjeżdżali tutaj
na rozgrywki piłki nożnej. Nasze zespoły
wokalne wyjeżdżały z kolei na Słowację. Nasi partnerzy uczestniczyli w dożynkach gminnych i innych ważnych uroczystościach. Odnowiono wiele obiektów na terenie obu
gmin. Pozostałe – to większe inwestycje, jak
modernizacja dróg w Gminach Zarszyn
i Niżna Sitnica, czy budowa kanalizacji
w miejscowościach Odrzechowa 20 km
i Pakostov – 4,5 km kanalizacji.
Jak przebiega proces tworzenia takiego projektu, ile czasu potrzeba
24 HORYZONT
na jego dopracowanie, kto go opracowuje i ile osób jest w to zaangażowanych?
– Aby stworzyć taki projekt należy wystartować w konkursie, udział może wziąć
każdy, liczy się dobry pomysł. Następnie
przykładowy projekt jest omawiany na
spotkaniach, przedstawiane są różne propozycje, wymiana doświadczeń. Później
projekt podlega specjalnej kwalifikacji
przez ekspertów. W zależności kto ogłasza
konkurs czy Euroregion czy Kraków tam
pomysł jest oceniany. Jeżeli otrzyma ocenę bardzo dobrą można przejść do jego
realizacji.
Projekty miękkie piszemy sami, powstają w Referacie Kultury i Sportu. Tam rodzą
się idee. Pani kierownik Bogumiła Bętkowska ma wspaniałe pomysły i wiele ważnych kontaktów z organizacjami pozarządowymi. Większymi przedsięwzięciami
zajmuje się Referat Inwestycji i Gospodarki lub zlecamy je specjalnym firmom, które się tym zajmują. Niestety nie każde koncepcje uzyskują dofinansowanie. Gmina
Zarszyn wypracowała już sobie pewną
markę, prestiż, budzimy zaufanie dlatego
też łatwiej nam jest doprowadzić do końca takie projekty.
Dlaczego właśnie z Gminą Niżna
Sitnica podjęto współpracę i czy
Słowacy są z niej zadowoleni?
– Niżna Sitnica jako pierwsza podjęła re-
„
lację. Jeszcze przed wejściem do Unii Europejskiej wszelkie spotkania realizowane
były ze środków własnych. Kontakty poszerzały się, współpraca odbywała się na
różnych płaszczyznach, wymienialiśmy doświadczenia, obrzędy, tradycje. Braliśmy
udział w spotkaniach, szkoleniach. Częściej to Gmina Zarszyn jest realizatorem
projektów i ich głównym beneficjentem,
Niżna Sitnica spełnia charakter gminy partnerskiej, choć niezależnie także próbują
swoich sił. Jest to autentyczna współpraca,
ludzie nawiązali kontakty, przyjaźnie, zacieśniają się nasze więzi, uczniowie wyjeżdżają na wymianę. Niestety nie mieliśmy do tej
pory polsko-słowackiego wesela, ale być
może jeszcze nie wszystko stracone.
Myślę, że satysfakcja z partnerstwa jest
duża. My jesteśmy zadowoleni, oni tym
bardziej. Rozwinęliśmy infrastrukturę po
obu stronach, wybudowaliśmy drogi, kanalizacje, zmodernizowaliśmy wiele obiektów. Co jest ważne podkreślenia – jesteśmy
wiarygodni.
Z jakimi jeszcze sąsiednimi państwami Gmina Zarszyn podjęła
współpracę?
– Z Ukrainą stworzyliśmy 3 umowy partnerskie. Były to miejscowości Sambor i Stary Sambor. Jest to jednak krótszy okres
współpracy. Ze Starym Samborem połączył nas 1 mały projekt, głównie wymiana
młodzieży gimnazjalnej. Ale wyjeżdżamy
Dotychczas sfinalizowaliśmy
32 umowy partnerskie
i chętnie zrealizujemy następne.
również na różne uroczystości organizowane przez partnerów, imprezy sportowe,
a oni przyjeżdżają do nas m.in. na przegląd
kolęd i pastorałek.
A jak rozwinęła się Gmina Zarszyn
dzięki kooperacjom transgranicznym, jakie są reakcje mieszkańców
na wszelkie zmiany, które zaszły
w ich małej ojczyźnie?
– Rozwinęła się infrastruktura w Odrzechowej, Posadzie Zarszyńskiej, Pastwiskach, wybudowaliśmy, kanalizacje, otrzymaliśmy też dofinansowanie na budowę
wodociągów w Nowosielcach, Pielni, Odrzechowej, Pastwiskach. W ramach projektów miękkich doposażono domy kultury,
galerie artystyczne. Wybudowaliśmy Bajkową Krainę Pogranicza, Szlak Taborowo –
Konny w Odrzechowej. Poprawiliśmy wi-
zerunek miejscowości. Stworzonych zostało wiele rzeczy, które mają służyć ludziom, zmodernizowaliśmy miejsca na terenie gminy, w Posadzie Zarszyńskiej
powstały korty tenisowe, obok szkoły nowe boisko, plac zabaw dla dzieci w okolicy ‘starego przedszkola”, dostosowany dla
matek z dziećmi, gdzie można przyjść,
usiąść, odpocząć. Mieszkańcy dostrzegają
te zmiany i sądzę, że są zadowoleni, kończymy kanalizacje w całej gminie, trwało to
ok. 16 lat ale cel został osiągnięty, co mnie
bardzo cieszy.
Czy są dalsze możliwości rozwoju
współpracy transgranicznej, jakie
projekty przewiduje się na najbliższą przyszłość?
– Mając takich partnerów i przyjaciół na
Słowacji z niecierpliwością czekamy na
uruchomienie nowych rzeczy. Projekty
czekają, będziemy stratować by prowadzić
wymianę polsko –słowacką, by się rozwijać i stwarzać nam korzystniejsze warunki.
Chcemy ulepszyć też infrastrukturę sportową, wybudować nowe szatnie. W dalszym ciągu będziemy modernizować domy
kultury w gminie, mamy na celu poprawę
dróg asfaltowych. Nasza gmina należy do
Euroregionu od momentu jego powstania.
Mamy pełne uznanie dla tego porozumienia, doceniamy profesjonalizm pod względem merytorycznym, który bardzo nam
się przydaje. Bez Euroregionu nie udałoby
się stworzyć tego, co mamy. Możemy liczyć
na fachowe doradztwo, jest to bardzo cenna współpraca ponieważ mogliśmy rozwinąć wszelkie działania w ramach partnerstwa transgranicznego, a ciekawe projekty
już czekają.
HORYZONT 25
HUCUŁY
FOT: Waldemar Sosnowski
H
ucuły to niewielkie koniki górskie,
jedna z najstarszych polskich ras.
Hodowane są na
terenie Bukowiny, Kar pat
Wschodnich, w gór nym biegu
Czeremoszu, Prutu, Mołdowy.
Szczególnie popularne są w Bieszczadach i Beskidzie Niskim. Nazwę swą wywodzą od górali ruskich – Hucułów, ludności
o specyficznej kulturze dla których konie te odgrywały bardzo
ważną rolę w życiu codziennym.
Konie te znane są ze swej dzielności, zdając egzamin w trudnych
warunkach górskich i podgórskich. Idealnie nadają się do rekreacji, turystyki górskiej, rajdów terenowych. Z uwagi na swą
łagodność i inteligencję wykorzystywane są w hipoterapii.
Zdjęcia wykonano w:
Stadninie Koni Huculskich Chutir
Czystogarb, Stadninie Koni
Huculskich u Ślęzaka – Terka,
Zachowawczej Stadninie Konia
Huculskiego BdPN Wołosate.
A
Pasja, która unosi
w przestworza
DOROTA ZAŃKO
kademicki Ośrodek Szybowcowy
Politechniki Rzeszowskiej im. Tadeusza Góry w Bezmiechowej ma już
10 lat. Tegoroczny jubileusz stał się
okazją do zorganizowania w Politechnice Rzeszowskiej XVII Zlotu Polskich Pilotek im. Ireny Kostki AEROSABAT 2014 –
w przeddzień zbliżającego się jubileuszu 65-lecia
uczelni kształcącej pilotów lotnictwa cywilnego.
Odbył się on w dniach 4-7 września br., gromadząc ok. 50 pilotek samolotowych i szybowcowych, liniowych i wojskowych z całego kraju.
Wśród nich była m.in. Bolesława Jońca z Jeleniej
Góry. – Mam 18 lat, ale do setki, i spełniam swoje
młodzieńcze marzenia – tak z właściwym sobie
ogromnym poczuciem humoru zaczyna opowieść
o swojej pasji. – W młodości byłam pilotką szybowcową. Latałam już siedem lat, ale kiedy urodziłam
dziecko, na prośbę męża zrezygnowałam z szybownictwa. Małżonek bardzo bał się, że coś złego
mi się stanie – mówi. W swoje 80. urodziny po raz
pierwszy w życiu skoczyła ze spadochronem – z 3
tys. m. Kolejny raz, z 4,5 tys. m., na miesiąc przed
przyjazdem do Rzeszowa i Bezmiechowej.
Bezmiechowa – święta góra
szybowników
– Bezmiechowa to magia miejsca i piękna opowieść – podkreśla Marta Olejnik, organizatorka
Aerosabatu 2014. – To kolebka polskiego szybownictwa. To tu szkoliło się wielu pilotów, którzy później walczyli w kampanii wrześniowej i bitwie o Anglię, tu padały pierwsze polskie rekordy,
tu także testowano polskie konstrukcje szybowcowe – dodaje.
Bezmiechową, jako teren dogodny do szybownictwa, odkrył Wacław Czerwiński z Politechniki
Lwowskiej, który dysponował szybowcem własnej
konstrukcji CW-1. Latem 1928 roku gościł w majątku Czerkawskich u stóp przyszłego szybowiska. Następnego lata dokonał tu pierwszego oblotu. Jego
szybowiec pilotował Szczepan Grzeszczyk, twórca
Szkoły Szybowcowej w Bezmiechowej (1932 r.)
i pierwszy jej kierownik i promotor polskiego szybownictwa. Warunki meteorologiczne, magia tego
miejsca i prawdziwi pasjonaci sprawiły, że Bezmiechowa szybko stała się ogólnopolskim centrum szybownictwa. Jego rozkwit przypadł na lata 19321939. – W tej „akademii szybowcowej”, jak
nazywano Bezmiechową, szkoliło się ponad 2000
polskich pilotów, w tym wielu późniejszych asów lotnictwa myśliwskiego oraz około 300 pilotów zagranicznych. Ściągali tu adepci sztuki latania nie tylko
z Polski i Europy, ale także z obydwu Ameryk – podkreśla Marta Olejnik. – W Bezmiechowej latała też
córka Wielkiego Marszałka, śp. Jadwiga Piłsudska,
późniejsza pani Jaraczewska. W wieku 19 lat była najmłodszą pilotką kategorii C. W czasie wojny latała
w Anglii, transportowała bombowce. Tadeusz Góra, dziś patron Ośrodka w Bezmiechowej, zawsze
wypowiadał się o niej jako o wielkim talencie lotniczym. Korespondowałam z nią przez lata – dodaje.
Przed II wojną światową polskie szybownictwo
zajmowało II miejsce w świecie pod względem liczby zdobytych srebrnych odznak szybowcowych,
zaś pod względem liczebności szybowców, pilotów
oraz wyczynów, ustępowało tylko Niemcom i ówczesnemu Związkowi Radzieckiemu. Mówiąc
o światowych rekordach warto wspomnieć o dwóch:
Wanda Modlibowska z ARP Poznań ustanowiła na
„Komarze” rekord Polski i świata długotrwałości lotu szybowcowego, unosząc się w locie żaglowym
nad zboczem Słonnego 24 godziny i 14 min. Z kolei Tadeusz Góra na szybowcu PWS-101 pokonał
w locie swobodnym odległość 577,8 km z miejscem
lądowania w Solecznikach Małych k. Wilna. Za ten
wielki wyczyn, jako pierwszy pilot na świecie odznaczony został Medalem im. Ottona Lilienthala – najwyższym odznaczeniem nadawanym szybownikom.
Wspaniały rozwój szybownictwa w Polsce przerwał wybuch II wojny światowej. Z Bezmiechowej
i pobliskiej Ustianowej, gdzie funkcjonowało lotnisko wojskowe, Niemcy wywieźli kilkaset szybowców. Wyszkoleni w tych ośrodkach świetni polscy
piloci, pozbawieni sprzętu i ojczyzny, bohatersko
walczyli w bitwie o Anglię. Przebiegająca przez
Góry Słonne w 1944 r. linia frontu sprawiła, że budynki Szkoły Szybowcowej uległy znacznemu
zniszczeniu. Dzieła zniszczenia dopełniły działania
Ukraińskiej Powstańczej Armii, a całkowita likwidacja Szkoły Szybowcowej nastąpiła w 1951 r.
– Podejmowane przez Aeroklub Podkarpacki
w Krośnie wieloletnie próby poderwania do lotu
przedwojennej „akademii szybowcowej” kończyły
się kolejnymi niepowodzeniami, niewątpliwie
z przyczyn politycznych (bliskość granicy ZSRR) –
mówi Marta Olejnik. Przez dziesięciolecia nie gasła jednak tęsknota pasjonatów szybownictwa do
dawnego ośrodka szybowcowego. W 1976 r. na
„świętej górze szybowników” pojawili się wraz ze
swoim opiekunem studenci – członkowie Studenckiego Koła Naukowego Lotników Politechniki
Rzeszowskiej i przez kolejne lata organizowali tu
swoje obozy. To oni oczyścili pola wzlotów z krzewów i zarośli. W 1992 r. w Lesku powstało Stowarzyszenie na rzecz Reaktywowania i Rozwoju Szkoły Szybowcowej w Bezmiechowej, które pośrednio
przyczyniło się do działalności Politechniki Rzeszowskiej na szczycie Słonnego. W 1995 r. Politechnika Rzeszowska nabyła pole wzlotów o powierzchni 11 ha (dziś w sumie ma tu 60 ha), a dwa
lata później podpisała porozumienie z Politechniką Warszawską i Lwowską w sprawie reaktywowania akademickiego ośrodka szybowcowego. Tak
Politechnika Rzeszowska przejęła lotnicze dziedzictwo Politechniki Lwowskiej i w sierpniu 2004
r. otwarła tu podwoje Akademickiego Ośrodka
Szybowcowego im. Tadeusza Góry – w jego obecności. W roku 2009 otwarto kolejną kartę historii
tego miejsca – Ośrodek Szkolenia Lotniczego.
Siła lotniczej pasji
Dziś Bezmiechowa szkoli kolejne pokolenia szybowników i w Międzyuczelnianym Lotniczym Laboratorium Naukowo-Badawczym Politechniki Rze-
HORYZONT 29
szowskiej i Politechniki Warszawskiej bada nowe konstrukcje szybowcowe i motoszybowcowe. I po raz drugi gościły tu
uczestniczki Aerosabatu. Opowieści szybowniczek, które odwiedziły ten ośrodek
podczas tegorocznego zlotu, są równie
fascynujące, jak historia ośrodka w Bezmiechowej.
– Latanie daje mi radość. Tam, w górze,
czuję się taka lekka, pozbawiona wszystkich ciężarów życia, wolna jak ptak,
wszystko jest takie piękne. To sprawia, że
chce mi się żyć – mówi 82 -letnia Bogusława Jońca. Choć mogłaby narzekać,
a i powody by znalazła, bo mieszka sama
(mąż zmarł 3,5 roku temu, córka żyje za
granicą), to jednak zaraża innych radością
życia. – Ciągle o czymś marzę, nie myślę,
ile mam lat – dodaje. Bardzo dba o kondycję – w każdą sobotę pokonuje w basenie 1000 m. – 40 x po 25 m przepływam
w 45 minut – mówi. Chodzi też po górach. – Nic mnie nie boli. Sport daje człowiekowi nie tylko kondycję fizyczną, ale
i siłę psychiczną, inne myślenie – zaznacza. Podkreśla, że nie ma tematów do
rozmów ze swoimi rówieśniczkami, bo
one tylko o chorobach rozprawiają. – Ja
wolę dobry dowcip opowiedzieć czy też
usłyszeć. Kiedy jestem się w przestworzach, zdaje się mieć bardzo bliski kontakt
z niebem. I tam zawsze pomyślę sobie:
Boże, Ty jednak jesteś, bo mi pozwalasz
w tym wieku na takie wyczyny.
– Jest w nas ta młodość i ta energia, siła lotniczej pasji – podkreśla Barbara
Grześkowiak-Bocian, pilot szybowcowy,
skoczek spadochronowy, instruktor szybowcowy. Swoją przygodę rozpoczęła
ponad 60 lat temu. – Lotnictwo jest chorobą nie do wyleczenia. – Kto jej raz posmakuje i „pocałuje się” z chmurkami, to
pozostaje w nim do końca życia – podkreśla. Choć dzisiaj nie posiada licencji,
bo zdrowie nie pozwala, nadal jest bardzo
aktywna, jest prezesem Klubu Seniorów
Lotnictwa w Poznaniu. Najważniejsze
w tej profesji, wg pilotek szybowcowych,
jest wyczucie (trzeba czuć powietrze) i…
doskonałe zdrowie. Techniki można się
nauczyć. – Bo to, że tu jesteśmy, jako 80latki świadczy o tym, że zdrowie trzeba
mieć – tłumaczą.
– Jest to dziedzina, która uczy odpowiedzialności, daje satysfakcję z tego,
że jest to gra na serio i rzeczywiście
w każdej chwili człowiek odpowiada za
to, co robi. To cieszy i dowartościowuje – mówi w jednej osobie lotniczka i lekarz-psychiatra Anna Szczepanik–Dziadowicz z Nowego Sącza. Jest żoną
lotnika, który oświadczył jej się w szybowcu. Są już ze sobą 40 lat. Pasję lotniczą odziedziczyła po ojcu. Latała też
na samolotach; w Lubelsko-Podlaskich
Zawodach Samolotowych bywała nawigatorem swojego męża.
Podobnie jak warszawianka Ewa Jagiełło-Włodarska, która w PLL LOT przepracowała 35 lat. Była nawigatorem na
Ił-18 i na Tupolewie 134, radiooperatorem na Ił-62, w końcu została stewardessą i pilotem szybowcowym. Z Adelą
Dankowską ustanowiły rekord świata na
dystansie docel –powrót 500 km. Czy
będąc w przestworzach można bujać
w obłokach? -Można, ja w samolocie
czuje się jak w domu, taki luz i spokój od-
czuwam -mówi. Wierzy w przeznaczenie.
– Co się ma zdarzyć, to się zdarzy. Samolot zawsze wróci na ziemię. Strach odczuwam na drodze – przyznaje.
W maju br. minęło 60 lat, od kiedy
Adela Dankowska po raz pierwszy oderwała się od ziemi. W tym czasie pobiła 15 rekordów świata i 43 rekordy Polski. – W szybowaniu najbardziej pociąga
mnie samotność i obcowanie z ptakami.
Ptaki, szczególnie bociany, bardzo pomagają nam w wyszukiwaniu kominów
– tłumaczy.
Szybowanie pokochała również organizatorka Aerosabatu 2014, Marta Olejnik z Politechniki Rzeszowskiej. Wespół
z ówczesnym rektorem Politechniki
prof. Stanisławem Kusiem w czerwcu
1998 r. uczestniczyła na szczycie Słonnego w otwarciu Aeroklubu Bieszczadzkiego, którego z czasem została honorowym członkiem. Była w gronie osób
przywracających „górze odnalezionych
przeznaczeń” jej należyte w historii
miejsce na mapie polskich szybowisk,
miała osobisty udział w otwarciu AOS
w Bezmiechowej w 2004 r.
– Pierwszy start zaliczyłam z lin gumowych jesienią 1998 r., nomen omen na
szybowcu „Bakcyl” w Bezmiechowej –
mówi Marta Olejnik. – Nie posiadam licencji, zawsze jestem pasażerką i korzystam z tego przy każdej nadarzającej się
okazji. Jak pisze w pięknym wierszu jedna z pilotek szybowcowych Hania Badura: „Dopóki będzie istniał świat i świecić będzie słońce, po niebie będzie nosił
wiatr dziewczyny latające”. W moim
przypadku bakcyl pozostał – dodaje.
Polskim śladem
po Bukowinie
ANDRZEJ KLIMCZAK
Gór mi mało i trzeba mi więcej
Żeby przetrwać od zimy do zimy
Ktoś mnie skazał na wieczną wędrówkę
Po śladach, które sam zostawiłem
/„Wolna Grupa Bukowina”/
K
to chociaż raz trafił na
Bukowinę - i nie ważne
czy tę po ukraińskiej, czy
po rumuńskiej stronie Bóg mi świadkiem, będzie nucił już zawsze piosenkę Wojtka
Bellona „Gór mi mało i trzeba mi więcej, żeby przetrwać od zimy do zimy...”.
Czy są takie ludzkie słowa, które mogą dostatecznie opisać górski krajobraz,
wschody słońca ukrywającego się za
mgłą płynącą rankiem nad spienionym
nurtem rwącej rzeki, przeciągły szum
wiatru uganiającego się koronach smukłych świerków czy zapachy kwiatów z
wysokich hal? Nie wiem... Ale wystarczy
jedno słowo - Bukowina! I tęsknisz do
tych wzgórz zielonych i jak górskie echo
chcesz wrócić tam jak najprędzej.
Widziałem już prawie wszystkie europejskie góry. Pokorę wzbudzały niebosiężne Alpy, radość budziły Dolomity,
zaciekawienie - tajemnicze Pireneje, pasmo Olimpu tchnęło historyczną zadumą. Tęsknotę jednak zawsze budziły
Karpaty. I chociaż daleko im do rekordowych wysokości szczytów i głębokości kanionów, to właśnie tutaj zawsze
wracam z radością. Mam ulubione miej-
sca w tym półksiężycowatym paśmie
górskim, dzielącym północ środkowego
kontynentu od południa. W geograficznym ujęciu, są one zazwyczaj maleńkimi enklawami. Na pierwszym miejscu
były i pozostaną dla mnie Pieniny, gdzie
zdobywałem pierwsze, jakże w dzieciństwie wysokie szczyty. W szumiących
potokami wąwozach znajdowałem cień
w upalne lata. Tutaj każdy dzień wyglądał inaczej i każda godzina była inna
od poprzedniej.
Na odkrycie Bukowiny czekałem długo - do lat dziewięćdziesiątych. Upadł
właśnie komunizm i można było wreszcie chodzić po tych górach, gdzie oczy
poniosą. Wracałem i wracam tutaj nadal,
odkrywając je za każdym razem na nowo. Po ukraińskiej stronie Bukowina jest
jeszcze niewykorzystana turystycznie.
Po rumuńskiej stała się niezwykle atrakcyjna, pełna doskonałych ośrodków turystycznych, restauracji i szlaków wiodących do średniowiecznych monastyrów
w Putnie, pisanym przez „u” otwarte
Gura Humoruj czy Suczawicy. Pozostało tutaj, na szczęście, jeszcze wiele
miejsc, gdzie turyści docierają rzadko.
Gdzie zaprawiony globtroter znajdzie
prawdziwy raj.
Niezwykłe w tym terenie są polskie
wioski, takie jak Pojana Mikuli, która
właściwie powstała w ciągu jednego
dnia, gdy czterdzieści rodzin polskich
przeniosło się w roku 1842 z przeludnionej Starej Huty Krasnej na zalesione
tereny w dolinie rzeki Humor. Dołączyła do nich grupa rodzin Niemców
sudeckich. Polska, tak zwana dolna
część wioski, nazywana była Polaną Mikuli, górna - Buchenhain. W środku wsi
do dzisiaj stoi niewielka kapliczka, przy
której na nabożeństwach spotykały się
obie narodowości. Kapliczka, tak jak i
wioska, jest podzielona napisem; w języ-
ku polskim „Pracuj całe życie dla wieczności” i napisem niemieckim o takim samym znaczeniu. Niemcy mieszkali tutaj
do roku 1939. Później ich domy zasiedlili Rumunii. Na miejscu zostało zaledwie
kilka osób wywodzących się z tamtej
starej, niemieckiej migracji.
Na tej fali osadnictwa najwcześniej założono wioskę Nowy Sołoniec, gdzie
trzydzieści polskich rodzin pochodzących z również przeludnionej miejscowości Hliboki, w roku 1834 wykarczowało las pod osadę, leżącą na zachód od
Kaczyki - miejscowości założonej przez
polskich górników, przywiezionych tutaj
z okolic Kałusza, Bochni i Wieliczki.
Najpóźniej, bo w połowie XIX wieku
przybyli na te tereny polscy osadnicy z
okolic Tarnowa i Rzeszowa. Ich potomkowie zamieszkują dzisiaj wioski położone w okolicach Suczawy, noszące rumuńskie nazwy: Vicsani, Moara i
Milhoweni.
Babcia Maryja
W Nowym Solońcu do niedawna
wszystkie domy były drewniane. Wioska
otoczona górami przypomina romantyczny, szlachecki zaścianek. I nie tylko
ze względu na architekturę, ale też na ludzi, którzy tu mieszkają. Staropolskie
imiona - Tekla czy Gerwazy nie należą
tutaj do rzadkości. Mimo przeciwności
losu i historii, zachowali polską tradycję
i język - trącący czasem staropolskim, ze
słowackimi wtrąceniami. Miękki, nieco
śpiewny, miły dla ucha. Niezwykłe.
Większość z Solończan nie była wcześniej w Polsce. Język, wiarę i obyczaje
dziedziczyli po rodzicach i dziadkach.
Tak było od wieków, każde pokolenie
przekazywało dalej tradycję, jak najcenniejszy skarb. Nigdy nie dali się wynarodowić. Zawdzięczają to zapewne nie
tylko wielkiej miłości do nieznanego
HORYZONT 31
kraju, ale też kolejnym władcom tych
ziem, którzy za polskość karali izolacją
i represjami. Jak na ironię, te przeciwności umacniały miejscowych Polaków w
ich patriotyzmie.
Nieżyjąca już, a mająca na początku
dwutysięcznego roku już osiemdziesiąt
pięć wiosen pani Maryja urodziła się w
Nowym Solońcu i nigdy go nie opuszczała na odległość większą niż 20 kilometrów.
Mówiła pięknym, literackim językiem,
okraszonym czasem staropolszczyzną,
czasem jakimś słowacko brzmiącym słówkiem. Wszak wcześniej żyli ze Słowakami
dosłownie miedza w miedzę.
Podczas kolejnych wypraw do Solońca uwielbiałem siadać obok „babci” Maryi na drewnianej ławeczce pod drewnianym okapem jej domu i słuchać
długich i arcyciekawych wspomnień.
- Rodzice dali mi na imię Maryja na
cześć Najświętszej Panienki z sanktuarium w Kaczyce - tłumaczyła babcia z
Solońca. - Chodziliśmy tam na piechotę jeszcze przed wojną na wszystkie odpusty, większe święta i pielgrzymki. To
dla nas taka miejscowa Częstochowa. A
i obraz cudami słynący mamy. Rodzice
uczyli mnie zawsze mówić poprawnie
po polsku, tak jak potrafili. W domu nie
wolno mi było mówić po rumuńsku,
mimo że bawiłam się z rumuńskimi,
słowackimi i niemieckimi dziećmi i chodziłam z nimi do szkoły.
- Nie, nie, nikt nie traktował ich wrogo, byli naszymi przyjaciółmi, sąsiadami,
razem pracowaliśmy, razem bawili, razem smucili – babcia wyjaśnia panujące
wówczas relacje panujące między zamieszkującymi tutaj nacjami, abym przypadkiem nie pomyślał czegoś złego.
- Ciężkie czasy nastały dla nas dopiero,
jak wybuchła II wojna światowa – wspomina Maryja - Wszystko się zmieniło.
Miejscowi Słowacy już nie byli tacy przyjacielscy jak dawniej. Niektórzy Rumunii brali z nich zły przykład. A my nadal
trwaliśmy przy swoim. Najgorzej zaczęło się dziać, gdy wkroczyli sowieci. Potem nastał komunizm. Za czasów I sekretarza Komunistycznej Partii Rumunii
Caucescu, nasze miejscowości izolowano. Nie wolno nam było ich opuszczać.
Nie dostawaliśmy nawet kartek na żywność i ubrania. To była kara za naszą
polskość.
- Żyliśmy z tego, co się uchowało na lichej gospodarce i co można było zebrać
w lesie. Nie było czym obrabiać ziemi,
bo większość koni zabrali wcześniej
wojskowi. Podkuwało się krowy i woły
i nimi orało, zwoziło drewno z lasu. Żeby było cieplej, często zwierzęta trzyma-
32 HORYZONT
mo, czy zbierzemy cokolwiek w tym roku. Dałam co prawda księdzu na mszę
w tej intencji, ale co tam się Rumun wymodli... ?!
Solończanie dopięli swego. Dzisiaj
ksiądz spowiada, modli się i śpiewa po
polsku. Ta inność i wielość obyczajów
w rumuńskim środowisku jest naturalna.
Nikogo nie razi, nie budzi złych emocji.
To coś, co wrosło w miejscową tradycję
i stanowi o wartości i atrakcyjności tego
miejsca.
Bukowianie
trzymają się razem
no w chałupie – babcia Maryja tłumaczy
swoją miękką polszczyzną.
Społeczność polska na Bukowinie
przetrwała komunistyczne represje i biedę w niewzruszonym, polskim stylu. Nie
dali się zmusić do zarzucenia języka i
wiary. Każda taka próba wzbudzała
opór i niechęć. Nie tylko w czasach komunizmu.
- Na początku lat dziewięćdziesiątych
przyjechał do Solońca ksiądz Jacek z
Krakowa – opowiada babcia Maryja. Od dawna nikt nie odprawiał mszy w
naszym kościele. Cieszyliśmy się wszyscy. Ksiądz zaprzyjaźnił się z nami, a
my go pokochaliśmy za jego dobroć.
Niestety, po kilku latach zabrano nam
proboszcza z powrotem do Polski. Przyszedł na jego miejsce Rumun, który
kończył wyższe seminarium w Polsce.
Dobrze mówił po polsku, ale już na
pierwszej mszy powiedział, że będziemy
modlić się po rumuńsku i koniec! My
mieliśmy się modlić po rumuńsku! Przetrwaliśmy z naszym językiem i wiarą tyle wieków, tyle cierpień, a teraz, gdy nastała wolność, ma być inaczej? - babcia
nie kryła oburzenia. – No i jest tak:
ksiądz się modli po rumuńsku, my po
polsku. On spowiada nas po rumuńsku,
my po polsku.
- Ale upał i spiekota – babcia ociera ręką czoło i mówi dalej z irytacją w głosie.
– Wszystko w polu wysycha. Nie wiado-
O tym przekonałem się niejednokrotnie. Wielu z nich trafiło w ramach akcji
wysiedleń w powojennych latach czterdziestych na tak zwane ziemie odzyskane. Spora diaspora Bukowińska mieszka
w dzisiejszym województwie lubuskim.
Niektórzy często wracają na ziemię,
gdzie ich korzenie - na krótko lub, jak się
da, na dłużej.
Kaczyka to niewielkie, niegdyś górnicze miasteczko. Za czasów panowania
Austrii przywieziono tutaj w roku 1792
polskich górników, aby zbudowali kopalnię soli. To jedyna na świecie kopalnia będąca poniekąd kopią żup wielickich. Urządzono tutaj, wśród głębokich
pokładów soli, salę balową, sztuczne
jezioro i kaplicę św. Barbary. To jedna z
dwóch głównych atrakcji miasteczka.
Drugą jest największe w Rumunii sanktuarium maryjne. Neogotycka świątynia
z czterdziestometrową wieżą została
wybudowana na początku XX wieku.
Kościół był konsekrowany w roku 1904
przez uznanego obecnie za świętego,
arcybiskupa lwowskiego Józefa Bilczewskiego. W ołtarzu prezbiterium
umieszczony jest obraz Czar nej Madonny Kaczyckiej, będący przedwojenną kopią cudownego obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej.
W roku dwutysięcznym, 15 sierpnia,
spotkałem na schodach wiodących do
kościoła księdza Stanisława Irisika,
wówczas proboszcza parafii w Storożyńcu - mieście uznawanym za stolicę
ukraińskiej Bukowiny. Wraz z grupą
swoich wiernych pielgrzymował do Kaczyki, tak jak to dawniej, jeszcze przed
wojną bywało.
Ksiądz Irisik trafił na Bukowinę w roku 1991. - Wróciłem na Bukowinę razem z wolnością – podkreśla kapłan ze
zgromadzenia Św Wincentego a Paulo.
– Był to dzień, w którym ogłoszono
niepodległość Ukrainy. Moja rodzina
pochodziła z Bukowiny. Ja urodziłem
się w Polsce. Właściwie wróciłem na ojcowiznę.
Ksiądz Irisik przez czternaście lat był
proboszczem w Storożyńcu. Na początku mieszkał w opłakanych warunkach.
Jadł, kiedy było co jeść. Głodował, gdy
brakło jedzenia i pieniędzy. Przywracał
wiernym kościoły zamienione w czasach komunizmu na magazyny. Budował jadłodajnie dla bezdomnych i ubogich. Chodził ścieżkami swoich
rodziców i dziadków. Poznawał tych
członków rodziny, którzy po wojnie pozostali tutaj. I dawnym zwyczajem swojej przesiedlonej rodziny pielgrzymuje
do sanktuarium w Kaczykach.
Zbiera wszystkie książki, które traktują o Bukowinie. Bierze udział w spotkaniach Bukowian, zainicjowanych między innymi przez jego znajomą,
Bukowiniankę, doktor Helenę Krasowską z Polskiej Akademii Nauk - autorkę kilku już książek o Bukowinie.
Dzisiaj ksiądz Irisik przewodniczy w
Kijowie Grupie Misyjnej, która pomaga
nie tylko duchowo wier nym na całej
Ukrainie. Myślą jest jednak nadal na
ukochanej Bukowinie. Tam wraca, otoczony natychmiast miejscowymi góralami i ich sympatią. Trzymają się razem.
Duch Bukowiny drzemie w każdym,
kto odkrył swoje korzenie wśród tych
wspaniałych gór. Każdy z nich poszukuje też swoich ziomków i natychmiast znajduje z nimi wspólny język.
Dotyczy to nawet osób, które zaledwie
kilka razy miały możliwość odwiedzić
raj utracony swoich przodków, tak jak
Jan Bury z Markowej koło Łańcuta,
prowadzący Fundację im. Jana Pawła II
„Wzrastanie”, skoligacony poprzez
prakuzynkę z rumuńską rodziną królewską. Urodził się w roku 1942 w
Bahrinestii, miasteczku obecnie na terytorium Mołdawii. Rodzina mieszkała jednak na Bukowinie. Pozostał sentyment i pasja poszukiwania rodaków z
dawnych kresów. I wielka radość, kiedy
ich spotyka.
Niespotykana jest ta solidarność Bukowińskich korzeni. I to w czasach, gdy
rozpadają się więzi narodowe, sąsiedzkie
i nawet rodzinne. Co tkwi w tej zaczarowanej krainie karpackiej, że zbliża ludzi,
budzi ich tęsknotę i wzajemny szacunek?
War to pojechać
na Bukowinę
Trudno zrozumieć ten sentyment, dopóki osobiście nie zetknie się człowiek
z tymi ludźmi, dopóki na własnych nogach nie przemierzy górskich szlaków
od najwyższego ze szczytów Bukowiny,
1857-metrowego Giumalau, po głęboką
dolinę Poliana Mikuli. A po drodze nie
braknie przygód... W leśnych ostępach
można stanąć oko w oko z niedźwiedziem, bowiem Rumunia jest ostoją największej populacji tych drapieżników w
Europie. W zagubionych osadach, do
których prowadzą czasem jedynie wąskie, kamieniste górskie drożyny, można
zobaczyć na własne oczy, jak podkuwa
się woły. Zwierzęta o niezwykłej sile,
używane jeszcze przez drwali do ściągania ze stromych stoków potężnych pni.
W górskich dolinach, często trudnych
do odnalezienia, zachwycają średniowieczne, mołdawskie monastery – pięknie odremontowane, pokryte bogatą polichromią, zachwycające architekturą i
niezwykłymi wnętrzami, lub surowe,
wykute w skale groty dawnych eremitów.
Największym skarbem tych terenów
są jednak ludzie. Rumuni, Polacy, Ukraińcy potomkowie Czechów, Słowaków,
Niemców i Węgrów. Tygiel narodowościowy, różny pod wieloma względami a
jednocześnie monolityczny, tworzący
niezwykłą kulturę, folklor i niepowtarzalny klimat typowy dla karpackich górali.
„Łem”,
czyli Łemkowie
JERZY WROCŁAWSKI
S
zli do nas Karpatami. Pierwsi
zaczęli się pojawiać w XIII
wieku. Posuwali się szlakiem
na zachód. Zatrzymali się na
ziemiach między Wysokim
Działem w Bieszczadach a doliną Popradu. Rodzili się, żyli i umierali po naszej stronie Karpat aż do połowy XX
wieku. Pod koniec XX-lecia międzywojennego ich liczbę oceniano niezbyt dokładnie na od 100 do 150 tysięcy. Zniknęli nagle. Niczemu winni zapłacili
wysoką cenę za zawieruchę II wojny
światowej. Podczas trzech lat 1944-1946
około 90 tysięcy przesiedlono na radziecką Ukrainę. To był pierwszy etap
wyrzucania ich z zasiedlonych przez
wieki ziem. Drugi był nagły i szybki.
Ci, którzy ostali się przed wysiedleniem
na Ukrainę, zniknęli między końcem
kwietnia a końcem lipca 1947 roku. W
ramach tak zwanej Akcji „Wisła” - walki z ukraińskimi nacjonalistami. Władza
ludowa uznała, że stanowią bazę dla oddziałów UPA, mimo że nigdy nie ulegli
ukrainizacji. Przesiedlono ich na tak
zwane Ziemie Odzyskane, do zachodnich i północnych województw. Kim
byli?
Byli Łemkami. Kim byli i są Łemkowie? Profesor Michał Parczewski, archeolog, który dłubanie w ziemi perfekcyjnie łączy z przekazami pisanymi,
w jednym z wywiadów odpowiada na to
pytanie tak:
- W dużym stopniu Łemkowie są potomkami Wołochów. Pasem transmisyjnym wędrówki pasterskich Wołochów
był łańcuch Karpat. Ale gdy zbliżała się
zima, schodzili na niziny, ponieważ stada, które wypasali, nie miałyby szans na
przeżycie zimy w górach. Musiało więc
dochodzić do kontaktów z osiadłą na
nizinach ludnością, do stopniowego
przystosowywania się do nowych wa-
runków. I w ten sposób powoli dokonywała się slawizacja Wołochów, z których wywodzą się Huculi, Bojkowie,
Łemkowie, także nasi górale beskidzcy i
podhalańscy. Gdy więc Wołosi zaczęli
się pojawiać w dzisiejszych Karpatach
ukraińskich, a było to na pewno w XIV,
a może jeszcze w XIII wieku, chcąc nie
chcąc musieli obcować z liczną ludnością ruską, żyjącą u podnóża gór. Tych,
którzy dotarli później w nasze Beskidy i
na Podhale, schrystianizowano w obrządku rzymskim.
- Czym Pan wytłumaczy fakt, że w badaniach naukowych tak wiele miejsca
poświęca się Łemkom?
- Dlatego, że wyjaśnienie genezy Łemkowszczyzny przybliża odpowiedź na
pytanie o średniowieczne dzieje Karpat. Na pewno mamy też jednak do czynienia z pozanaukową otoczką tego tematu. Wokół Kar pat, jednego z
największych przecież łańcuchów górskich w Europie, narosło wiele mitów dla mieszkańców nizin to przecież zupełnie osobny świat - a Łemkowie to
dodatkowa, wzmacniająca ten mit karpacki egzotyka etniczna. Budzi powszechne zainteresowanie nie tylko
wśród historyków. Gdy spojrzymy na
mapę naszych Karpat i zakreślimy tereny zamieszkałe do II wojny światowej
przez Łemków, to uświadomimy sobie,
że przez kilkaset lat funkcjonował niezwykły, wąski pas osadnictwa wschodniosłowiańskiego, który klinem liczącym około 100 km oddzielał od siebie
tereny zajęte przez Słowian Zachodnich, czyli Polaków i tereny zasiedlone
przez Słowaków żyjących po obydwu
stronach gór. Łemkowszczyzna stanowiła dla Polaków środowisko zupełnie odmienne od własnego. Łemkowie mówią innym językiem, żyli w całkiem
innych warunkach, a przy tym zajmowa-
li tereny kapitalne z krajoznawczego
punktu widzenia. No i potem, podczas
i po wojnie, kiedy doszło do wysiedleń,
ten inny, mityczny i egzotyczny świat,
nagle prawie przestał istnieć. I fakt nieistnienia spotęgował jeszcze to znamię
łemkowskiej egzotyki.
Uprawiali skalistą rolę, żyli
też z lasu
Mieszkali w górach, a tam nigdy nie było dobrej ziemi. Uprawiali żyto, jęczmień,
owies, ziemniaki, grykę, koniczynę i len,
wszak lniane koszule i spodnie stanowiły istotny element ich ubioru. Narzędzia
mieli prymitywne: sierp do sprzętu zboża, motykę do wykopywania ziemniaków.
Siano zbierali ręcznie. Wypasali owce i
woły. Po zarazie, która zdziesiątkowała
ich stada na początku XIX w., zaprzestali przetrzymywania owiec przez zimę.
Kupowali jagnięta wiosną i wypasione
owce sprzedawali jesienią na okolicznych
targach. W podobny sposób hodowali
woły. Żyli też z lasu - z wyrębu i zwózki
drewna. Wyspecjalizowali się w ręcznej
produkcji gontów i to na ogromną skalę. Niektóre łemkowskie wsie żyły tylko
z gonciarstwa. Rynkiem zbytu były Słowacja i Węgry. Klasyczny gont jest łupany siekierą wzdłuż słoja. Po takim goncie
woda spływa, nie wsiąka w drewno. Dziś
to już sztuka niemal całkowicie zarzucona. Mężczyźni zajmowali się też szklarstwem. Łemkowskie kobiety przędły i
tkały, przede wszystkim na potrzeby domowe. Imano się wszystkiego, by przeżyć, ale łemkowskie życie upływało w
ogromnej biedzie. W sytuacji, gdy rodzinna ziemia nie była w stanie wyżywić
swoich mieszkańców, pod koniec XIX w.
rozpoczęła się masowa emigracja Łemków do Kanady i USA. Wyjechały dziesiątki tysięcy, w okresie międzywojennym
szacowano nawet, że za granicą, szczególnie w Ameryce Północnej, żyje tyle samo Łemków, co w rodzinnych stronach.
Gdy się chcą dowartościować, przypominają, że z ich nacji wywodzi się Andy
Warhol – ikona pop artu. Andy urodził
się już w Pittsburgu, ale jego rodzice rzeczywiście byli Łemkami. Mieszkali we
wsi Mikova, położonej tuż obok miasteczka o nazwie Medzilaborce. Tata Andy’ego nazywał się Andrij Warchola, mama Ulija Justyna Zavacka.
Chyża, czyli dom
uniwersalny
Spotkać dziś autentyczny dom łemkowski, to sztuka nie lada, acz nie do
końca beznadziejna. Łemkowskie domostwo składało się z jednego budynku. Chyża, czyli chata, mieściła izby
mieszkalne, stajnię i pomieszczenia gospodarskie, a rolę stodoły pełnił
ogromny strych. Część mieszkalną od
inwentarsko-gospodarczej oddzielała
sień. Skupienie wszystkiego pod jednym dachem miało w ostrym górskim
klimacie swoje uzasadnienie – chroniło przed stratami ciepła. Nie trzeba było otwierać drzwi wychodzących na zewnątrz, by nakar mić i oporządzić
zwierzęta..
Chyże były obszerne. Na podmurówce
z kamieni spojonych gliną budowano
ściany z belek świerkowych lub jodłowych. Dach był wysoki, zazwyczaj dwa
razy wyższy od wysokości ścian. Musiał
się po nim zsuwać śnieg, którego w górach nigdy za mało; musiał też zmieścić
duże ilości siana, wszak pełnił rolę stodoły. Dach wychodził daleko poza obrys
ścian, tworząc okapy, które chroniły
przed zacinającym deszczem, a podczas
gorącego lata przed nadmiernym nasłonecznieniem.
HORYZONT 35
Karpaty Wschodnie – góry
nieskażone komercją
Z podróżnikiem, fotografem Jackiem Wnukiem rozmawia Dorota Zańko
Karpaty Wschodnie są doskonałe do fotografowania, przede wszystkim pod
względem etnograficznym. Są swego rodzaju fenomenem - uważa Jacek Wnuk
z Krosna, miłośnik tych gór, podróżnik, fotograf. Na swoim koncie ma blisko 100
wypraw w tamtą część Karpat. - Tu turysta przyjmowany jest przez miejscowych
i traktowany jak wędrowiec, doświadcza niecodziennej życzliwości i gościnności.
I w tym właśnie tkwi magia tych gór – podkreśla.
Dorota Zańko: - W Kar paty
Wschodnie podróżuje Pan od 17
lat. Wyprawy w te góry zaczynał
Pan od ich części ukraińskiej.
Czym Karpaty Pana ujęły?
Jacek Wnuk: - Karpaty, jako góry, same
w sobie nie są według mnie jakoś szczególnie interesujące i nadzwyczaj egzotyczne w
skali świata czy nawet Europy, ale mają
niepowtarzalną atmosferę i klimat, którego nie można znaleźć nigdzie indziej. W
Karpatach są bowiem jeszcze takie miejsca,
takie wioski, gdzie „cywilizacja” turystyczna nie dotarła, nie „skaziła” ich komercja.
Tu turysta traktowany jest często nie jako
klient, na którym można zarobić, lecz jak
wędrowiec - człowiek, którego trzeba przyjąć, ugościć. Takie podejście do podróżnika, szczerość, otwartość i naturalność tych
ludzi, możliwość uczestniczenia w ich codziennym życiu prowadzonym w trudnym, górskim środowisku stanowi o bezcennej wartości tych podróży. Przez lata
góry te były izolowane od masowej turystyki, nie można było tam podróżować. Turystów zniechęcały też problemy komunikacyjne czy problemy na granicy. To
sprawiło, że Karpaty stały się krainą zapomnianą, odludną. Z drugiej strony udało
się im się zachować dziewiczość, pierwotność, dzikość. Ludzie żyjący w tych górach
kierują się odmiennym od zachodniego
system wartości - dla nich liczy się przede
wszystkim drugi człowiek. To wszystko
36 HORYZONT
sprawia, że Karpaty są dla mnie tak bardzo
pociągające.
- Karpaty to wdzięczny obiekt do
fotografowania?
Jeśli o chodzi o same góry, nie są one najłatwiejsze do fotografowania, wręcz trudne. Chcąc pokazać piękno Karpat
Wschodnich, a zarazem subiektywne spojrzenie na tę krainę, organizowałem wyjazdy typowo fotograficzne - w małych
grupkach lub całkiem samotnie. Aby uzyskać dobre ujęcia, musiałem niejednokrotnie spędzić sporo czasu w oczekiwaniu na
„ładne” światło i odpowiednie warunki atmosferyczne. W tych górach trzeba po
prostu pobyć. Nie wystarczy wejść w południe na szczyt, zrobić zdjęcia i na wieczór zejść w doliny. Najpiękniejsze ujęcia
powstawały o porankach, w wieczory czy
przy nietypowych warunkach atmosferycznych, przy zachmurzeniu czy tuż po
burzy, późną jesienią i zimą, gdzie sam
pobyt wysoko w górach wymaga skrupulatnego przygotowania i sporego samozaparcia. Te warunki dostarczają sporo adrenaliny, ale i wiele przygody. Ogromny
wpływ na mój warsztat fotograficzny miał
mój wykładowca z czasów studiów w
Szkole Filmowej w Łodzi, prof. Krzysztof
Hejke. Odbyłem z min sporo wypraw fotograficznych w Karpaty Wschodnie, czego owocem jest jego publikacja albumowa
„Huculszczyzna”.
Karpaty są wdzięcznym do fotografowania obiektem etnograficznym. Jest tu
całe morze tematów z tego zakresu. W
trakcie moich niezliczonych wypraw w te
góry i podczas setek dni spędzonych w tej
magicznej górskiej krainie, zrobiłem tysiące zdjęć. Udało mi się uchwycić miejsca,
które dziś zmieniły się bezpowrotnie, a do
których typowy turysta nie docierał.
Uwieczniłem nie tylko góry, lecz w dużej
mierze życie codzienne ich mieszkańców.
Zatrzymane w kadrze motywy stanowią
magiczny obraz karpackiej prowincji, prowincji, której próżno szukać gdziekolwiek
indziej.
- A jak Pan ocenia przygotowanie
Karpat pod względem turystycznym?
Kiedy zaczynałem podróżować w te góry, schronisk czy noclegowni praktycznie
nie było. Można było liczyć na własny namiot lub na gościnność miejscowych.
Trzeba było być maksymalnie zaopatrzonym, zapasy jedzenia mieć przynajmniej
na kilka dni. A z wody korzystać ze źró-
deł i z potoków. Dziś to się powoli zmienia. Powstało kilka kurortów narciarskich,
gdzie przyjeżdża masa turystów. Ta masowa turystyka pociąga za sobą rozwój całej okolicy, nie wiem tylko czy w odpowiednim kierunku, bo zatraca ona tę
magię i autentyczność, jakiej tam poszukuję… Aby pozwolić choć w jakimś stopniu na rozwój zrównoważonej turystyki,
wraz z międzynarodową grupą inicjowaną przez Czecha Alesza Kuczerę znakowaliśmy szlaki turystyczne. Szlaki pozwalają przyciągnąć turystów z plecakami
przemierzających te góry w poszukiwaniu
miejscowego kolorytu, turystów, którzy z
daleka omijają hotele i kurorty, zatrzymują się w gospodarstwach agroturystycznych, chłonąc wspaniały karpacki klimat
i wspierając miejscowych, a nie inwestorów z innej części świata. Według mnie,
turystów zniechęcają do przyjazdu w Karpaty Wschodnie stosunkowo słabo rozwinięta infrastruktura turystyczna, dziurawe
drogi i dość wysokie ceny w porównaniu
do jakości usług. Ale dzięki temu do dziś
pozostały zakątki tych gór, gdzie jeśli już
dotrzemy, możemy przenieść się dosłownie w inny świat…
- Wspomina Pan o wschodniej gościnności. W jakich okolicznościach doświadczył jej Pan, jakie
przygody udało się Panu przeżyć
w Karpatach?
W moim przypadku było ich mnóstwo.
Pamiętam, jak po trzech dniach zimowe-
go przejścia przez ośnieżone, oblodzone
granie Karpat ukraińskich, zmarznięci i
przewiani, w końcu dotarliśmy do jakieś
wioski. Widok przed nami był przepiękny – w rozległej dolinie malowniczo porozrzucane chatki z dymiącymi kominami,
obsypane białym puchem. Marzyliśmy o
noclegu pod dachem, bo perspektywa kolejnej nocy namiocie przy temperaturze
minus 15 stopni C lekko nas przerażała.
Zapukaliśmy do pierwszego napotkanego
domku i zapytaliśmy gospodarza o turbazę. W odpowiedzi usłyszeliśmy: - Jaka
tam turbaza, gdzieś tam jest, ale to daleko. Poza tym, gdzie w środku zimy będzie
tam ktoś… Sam mieszkam, jest miejsce u
mnie w chacie, to można spać… Ściągajcie te wory z pleców i zachodźcie do
kuchni, zrobię coś do jedzenia. Wyciągnęliśmy jedzenie na stół, lecz gospodarz
kazał nam je szybko schować. Napalił
mocno w piecu i ugotował ziemniaki. Jedliśmy je ze skwarkami i przepijali samogonem. Czułem się tam, jakbym przyjechał do starego przyjaciela, którego nie
widziałem wiele lat i mielibyśmy sobie
mnóstwo do opowiedzenia.
Gospodarz opowiedział nam o całej
swojej rodzinie, o tym jak handlował krowami i trzeba było je pędzić 40 km przez
góry, o historii kołchozu. Ubolewał, że
nadeszły takie czasy, że nikt nie chce uprawiać pól, tylko stoją odłogiem… Na śniadanie wyciągnął wędzoną słoninę, która w
tamtych regionach jest rarytasem. Jej kawałek dostaliśmy na drogę. Potem siadł
na konia i ruszył z nami kawałek, aby pokazać nam krótszą drogę przez łąki rozciągające się ponad doliną.
- I na koniec proszę powiedzieć,
czy w Pana ocenie Karpaty mogą
konkurować z Alpami?
To są całkowicie inne góry, inna jest ich
struktura, inny charakter niż Alp. Karpaty są dużo niższe i z innym klimatem. Ich
siłą jest element etnograficzny. Wyizolowane od czasów II wojny światowej skutecznie odpierały cywilizację, jaką niósł
Związek Radziecki, do czasów powstania
Ukrainy. To góry dla turysty poszukującego klimatu, egzotyki, nieprzewidywalnej
przygody, ciszy i spokoju, turysty, który
jest w stanie wypoczywać poza kurortami,
pobyć z tubylcami, pożyć ich życiem. Ja w
swoich podróżach fotograficznych zawsze poszukiwałem obrazów i tematów
inspirowanych Huculszczyzną okresu
międzywojennego, magią tej krainy opisywanej przez polskich pisarzy i badaczy z
tamtych lat. Emocje i doznania, jakie towarzyszyły mi w trakcie wędrowania
przez tą krainę, przedstawiłem za pomocą tysięcy czarno-białych fotografii, z których powstaje mój pierwszy autorski album fotograficzny Karpaty Wschodnie.
Należę do sporego grona osób zakochanych w Karpatach. Jedni piszą o nich
doktoraty, ja opowiadam o nich fotografiami, zapisuję historię zdjęciami…
Dziękuję za rozmowę.
HORYZONT 37
Władcy Karpat
ANDRZEJ KLIMCZAK
K
to w młodości nie sięgnął po książkę Jamesa
Curwooda „Szara wilczyca” czy Jacka Londona
„Biały kieł”, ten nie zrozumie wielkiej tęsknoty do dzikich ostępów, gdzie niepodzielnie rządzi niedźwiedź i wilk. Opowieści podróżników,
myśliwych i poszukiwaczy złota na Alasce rozpalały i rozpalają nadal na całym
świecie wyobraźnię młodych ludzi żądnych przygód. I chociaż w tych przygodowych powieściach obraz dzikich zwierząt jest nazbyt romantyczny i często
odbiegający od rzeczywistości, to jednak
budzi szacunek dla dzikiej przyrody. Nie
trzeba jednak pokonywać tysięcy kilometrów, by znaleźć się w krainie szarej
wilczycy i wielkiego niedźwiedzia brunatnego. To wszystko znajdziemy w naszych bliskich Karpatach. Ba, nawet więcej – oprócz niedźwiedzi i wilka częścią
tej krainy włada równie potężny żubr.
Z dzieciństwa pamiętam zimowe wieczory, kiedy stojąc przed domem można było słuchać wilczych koncer tów.
Wydawało się, że są bardzo blisko, a głosy docierają z każdej strony. Było w tym
wyciu coś niezwykłego, pełnego tęsknoty i napawającego jednocześnie lękiem.
Pierwszy raz stanąłem oko w oko z wilkiem, a właściwie wilczycą, mając zaledwie siedem lat. Wczesną wiosną bawiąc
się w lesie z kolegami w chowanego natknąłem się na waderę. Poderwała się
z legowiska zaledwie kilka metrów ode
mnie. Stała pochylona, z nastroszoną
sierścią i wyszczerzonymi kłami. Pozwoliła mi uciec. Nie ruszyła się z miejsca.
Prawdopodobnie była wtedy w towarzystwie małych wilcząt. Później widywałem wilki prawie co rok. Najczęściej
w zimie i wczesną wiosną. Nigdy już nie
udało się mi znaleźć tak blisko tego
wspaniałego zwierzęcia, jak wtedy
w dzieciństwie. Wszystkie moje spotkania z wilkami były zazwyczaj przypadkowe. Pomimo starań i tropienia, nigdy nie
udało się mi podejść blisko wilka czy zimowej watahy. Zwierzęta zawsze uciekały. Nie na próżno wilk jest często określany przez fachowców jako...
Największy tchórz lasu
Powszechnie uważa się jednak, że wilk
stanowi zagrożenie dla ludzi. Nieprawda. Złą opinię te zwierzęta zawdzięczają ludowym opowiadaniom, bajkom
o złych wilkach, a nawet materiałom
dziennikarskim żurnalistów, którzy tak
naprawdę nie mają zielonego pojęcia
o tych wspaniałych mieszkańcach lasu.
Jedyne ataki na ludzi, które z rzadka odnotowywano, miały związek z chorym
na wściekliznę zwierzęciem, które na
krótko przed śmiercią zatraca naturalny
instynkt. Ale i w tych okolicznościach
nie dochodziło do śmierci człowieka.
Opowiadali mi kiedyś zaprzyjaźnieni
leśnicy o przypadku w czasach, gdy wilk
nie był pod ochroną, a władze płaciły za
każde martwe zwierzę, że zdarzyło się
im być świadkami, kiedy jakiś człowiek
chcący zarobić kilka złotych, wybierał
z legowiska maleńkie jeszcze wilczki.
Wadera biegała kilkadziesiąt metrów od
niego, warcząc i szczerząc kły, ale nie
odważyła się zaatakować. Instynkt samozachowawczy nakazywał w pierwszej kolejności ochronę jej samej jako reproduktorki. Wilczyca skapitulowała
i porzuciła szczeniaki, zostawiając je ludziom.
Aby zobaczyć wilki w naturalnym środowisku, trzeba mieć naprawdę dużo
szczęścia. Pod koniec lat 90-tych uczestniczyłem w produkcji filmu dokumentalnego „Wilki, jelenie, ludzie” na zamówie-
nie niemieckiego RTL. Przed nami
w Bieszczadach koczowała przez dwa
lata japońska ekipa filmowa, mająca do
dyspozycji jedną z kilkudziesięciu wówczas na świecie kamer do zdjęć nocnych,
śmigłowiec używany do zdjęć lotniczych
i potężny budżet. Przez dwa lata udało
się im nagrać jedynie krótkie ujęcie ze
śmigłowca pokazujące uciekającą przez
las watahę siedmiu wilków. My przy zdecydowanie skromniejszych środkach
i kilkunastu dniach zdjęciowych, mieliśmy więcej szczęścia i ...zaprzyjaźnionych leśników, którzy ułatwili nam zadanie. Sfilmowaliśmy wędrujące watahy.
Grupowe, wilcze polowanie na młodego
jelenia, zakończone ucztą. Kilka zdjęć
z myśliwymi polującymi na wilki. Kilkanaście pojedynczych ujęć w naturze uzupełniały oczywiście ujęcia portretowe...
w wolierowej hodowli wilków w mazurskim Kadzidłowie.
Było to dosłownie tuż przed wprowadzeniem całkowitej ochrony wilka
w Polsce. Decyzja ta nie ucieszyła hodowców owiec i kóz oraz części leśników i myśliwych. Tych pierwszych dlatego, że wilki co roku atakują stada
hodowlane. Tych drugich dlatego, że
wilki polują również na łanie i jelenie,
które są obiektem polowań myśliwych.
Największe straty spowodowane przez
wilki wśród zwierząt hodowlanych notowane są na terenach Bieszczad i Beskidu Niskiego. Powodów takiego stanu
rzeczy jest zapewne kilka – od słabego
zabezpieczenia stosowanego na terenach wypasu zwierząt hodowlanych
przez rolników, poprzez dość dużą populację wilka na stosunkowo małym terenie, aż po... naruszanie struktury watah przez kłusowników. Zdrowe wilki,
żyjące w shierarchizowanych grupach,
polują na dziką zwierzynę, często igno
HORYZONT 39
rując występujące blisko ich siedlisk
zwierzęta hodowlane. Jeśli struktura watahy zostanie zachwiana przez odstrzał
lub kłusownictwo, zwierzęta zaczynają
atakować stada hodowlane jako łatwiejszy łup, nie wymagający obecności
wszystkich członków wilczej grupy.
Na nadmiar wilków narzekają też myśliwi prowadzący obręby hodowlane zwierzyny płowej. Często zawyżają liczbę wilków, aby wykazać, że ochrona tego
zwierzęcia jest szkodliwa. Zwykły konflikt interesów, jaki od zawsze występował pomiędzy dziką zwierzyną a ludźmi
zawłaszczającymi coraz większe terytoria
naturalnej przyrody.
Mimo podawanych statystyk można
śmiało uznać, że w całej Polsce żyje dzisiaj nie więcej niż 800 tych zwierząt. Rekordową w Europie populacją wilka
może się pochwalić Rumunia, gdzie żyje ok 2,5 tysiąca drapieżników.
Dotychczasowe badania wykazywały, że
brak wilków w środowisku leśnym prowadzi do zagrożenia chorobami zwierzyny,
która stanowi ich naturalny pokarm. Brak
selekcji, dokonywanej w sposób naturalny
przez wilki, prowadzi też do degeneracji
populacji zwierzyny płowej i innej, gdzie
zamiast najsilniejszych i zdrowych, przeżywają również osobniki słabe i chore, ale
zdolne do dalszego rozrodu.
Wilki w Europie, ze względu na łagodny klimat umiarkowany, mają też nieco
mniejsze potrzeby żywieniowe niż ich
północni pobratymcy. Żywią się przede
wszystkim drobną zwierzyną, nie gardząc myszami. Ze wszystkich dużych
zwierząt wybierają głównie jelenie i łanie.
Dzienna dawka dla karpackiego wilka nie
przekracza 1,5 kg mięsa. Wilk potrafi się
też obejść bez jedzenia nawet do dwóch
tygodni. Długość życia tych zwierząt
rzadko przekracza 12 lat. Zaskakujące są
badania bieszczadzkiej populacji wilka,
w których wykazano, że średnia długość
jego życia nie przekracza tu 9 miesięcy!
Wynika to z dużej śmiertelności wśród
szczeniąt, kłusownictwa i chorób.
Wilki przestały być w Polsce gatunkiem
zagrożonym. Populacja pomału rośnie.
Te wspaniałe zwierzęta pojawiają się na
terenach, gdzie nie było ich od wielu dziesięcioleci. Ich terytoria zaczynają czasami
graniczyć nawet z dużymi miastami, takimi jak Rzeszów, Przemyśl czy Mielec.
Może to właśnie wilki będą lekarstwem
na szkody, jakie w rolnictwie wyrządzają dziki, sarny i jelenie?
Jego wysokość miś
Najbardziej utytułowanym wśród
władców Karpat jest niedźwiedź. Po-
40 HORYZONT
dobnie jak wilk, postrzegany jest przez
pryzmat popularnego stereotypu. Uważany powszechnie za miłe, przyjazne
zwierzątko. Dzieci co roku przytulają
się do jego pluszowych podobizn i oglądają dziesiątki bajek o sympatycznych
misiach. Nic bardziej mylnego. To prawdziwy drapieżnik, mogący stanowić zagrożenie. Nie zmienia to jednak faktu,
że mamy do czynienia ze wspaniałym
zwierzęciem, niezwykle silnym i niezwykle inteligentnym.
Jest zdecydowanie mniejszy od swojego wschodniosyberyjskiego, ośmiusetkilogramowego Kodiaka. Niedźwiedzie
o wadze przekraczającej 300 kilogramów w Karpatach zdarzają się niezwykle rzadko. Najczęściej widywałem takie,
które mogły ważyć od stu do dwustu kilogramów.
W Europie Zachodniej występuje niezwykle rzadko i zazwyczaj są potomkami zwierząt introdukowanych na tereny,
gdzie w wieku XIX i XX wyniszczono
ten gatunek doszczętnie.
W Kar patach największa populacja
niedźwiedzi żyje w Rumunii. Polska jest
drugim z karpackich krajów, mogących
się poszczycić tak dużą liczbą tych zwierząt. Sama nazwa gatunku wywodzi się
od starosłowiańskiego określenia tego,
który „je med” (miód). Dzisiaj miód leśnych pszczół stanowi sporadycznie dodatek do niedźwiedziego menu, bowiem
samych dzikich barci jest już niezwykle
mało w naszych lasach – więcej tego
smakołyku misie znajdują w przylegających do lasu pasiekach. Niedźwiedź jest
wszystkożer ny. Jest jednak przede
wszystkim drapieżnikiem, dlatego też
poluje na dziką zwierzynę, a czasem,
chociaż niezmier nie rzadko, atakuje
zwierzęta hodowlane. Dożywa 30-40 lat.
Wiek rozrodczy osiąga dopiero w 5.-6.
roku życia. Samice rodzą młode nie częściej niż raz na dwa lata. Młode towarzyszą matce nawet przez dwa lata życia. Są
wtedy zwane piastunami.
W przeciwieństwie do pojawiających
się cichcem jak duchy wilków, niedźwiedź pewny swej siły i nie mający naturalnych wrogów, w lesie potrafi się zachowywać bardzo głośno. Chyba, że jest
na polowaniu. Wtedy skrada się bezszelestnie. Ludzi atakuje rzadko i zazwyczaj
w okolicznościach, w których sami są
winni sprowokowania zwierzęcia. Najczęściej dochodzi do ataku niedźwiedzi
na zbieraczy zrzutów jeleniego poroża
wczesną wiosną. Jest to czas, gdy misie
po zimowym „leżakowaniu” są rozdrażnione. Samice wyprowadzają młode
i często zmieniają miejsca, naprędce
przygotowując dla maluchów gawry
przechodnie. Zdarza się, że nawet w pobliżu ludzkich sadyb. Tak było kilka lat
temu, gdy niedźwiedzica zaatakowała
młodego nauczyciela z Dwer niczka
w Bieszczadach, gdy ten spacerował zaledwie trzysta metrów od swojego domu. Skończyło się jedynie na strachu,
a niedźwiedzica po kilku rykach i wymachiwaniu łapami nad głową przerażonego spacerowicza wróciła do maluchów.
Zadziwiające jest to, że zwierzę, które
jednym uderzeniem łapy może zabić
konia lub krowę, zostawia zazwyczaj
przy życiu zaatakowanych ludzi. Jak dotychczas, słyszałem tylko o dwóch przypadkach ataku niedźwiedzia, który zakończył się śmiercią człowieka. Pierwszy
miał miejsce w okolicach Bukowiny Tatrzańskiej w roku 1956, gdy matka
z trzyletnią córeczką zbierały maliny
w lesie. Zostały zaatakowane przez
niedźwiedzia, najpewniej śpiącego i zaskoczonego w malinowym chruśniaku.
Wystarczyło jedno uderzenie łapy, aby
zabić dziecko. Matce nic się nie stało.
Z drugim tragicznym przypadkiem zetknąłem się pod koniec lat dziewięćdziesiątych w rumuńskim Braszowie,
gdy w pobliżu podmiejskiego hotelu,
w którym nocowałem, rankiem niedźwiedź zabił kobietę, która poszła wyrzucić odpadki do śmietnika. Leśne wysypiska i śmietniki przy schroniskach
i hotelach górskich stały się już tradycyjnie miejscem, gdzie najczęściej można
spotkać niedźwiedzie znajdujące tutaj
łatwe pożywienie.
W terenach, gdzie prowadzone są polowania, niedźwiedzie bezkarnie korzy-
stające z całkowitej ochrony gatunkowej,
wyspecjalizowały się w kradzieży trofeów myśliwskich. Byłem świadkiem zdarzenia, kiedy myśliwy zastrzelił dorodną
łanię. Po ubite zwierzę wysłano górską
stokówką wóz konny. Woźnica po powrocie zaklinał się, że żadnej łani nie ma
we wskazanym miejscu. Pojechaliśmy
tam wszyscy samochodem terenowym.
Na polanie zastaliśmy jedynie długi ślad
wygniecionej trawy. Dopiero na podmokłym terenie, w pobliżu górskiego
potoku, oprócz śladu ciągniętej po ziemi zdobyczy zobaczyliśmy odciski
niedźwiedzich łap.
O niedźwiedzim sprycie przekonałem
się w Tatrach, gdzie na świeżym śniegu
zobaczyłem ślad niedźwiedzia, który dopiero co musiał tędy przechodzić. Niedźwiedź szedł ścieżką wzdłuż potoku
w stronę Żółtej Turni. Po obu stronach
rósł świerkowy las. Z przygotowanym
aparatem fotograficznym szedłem po
świeżym śladzie. W pewnym momencie
trop się skończył. Niedźwiedź wszedł do
potoku i poszedł dalej wodą nie zostawiając śladów. Teren zrobił się zbyt trudny, by
dalej tropić zwierzę, więc zawróciłem. Po
pewnym czasie zobaczyłem swoje ślady,
a na nich ciągnący się przez kilkadziesiąt
metrów trop niedźwiedzia. Zwierzę zawróciło, minęło mnie niepostrzeżenie
i przez chwilę szło za mną. Potem – pewnie na szczęście dla mnie – miś zrezygnował z dalszej zabawy w chowanego, przeszedł znowu przez potok i powędrował
lasem w góry.
Innym razem, wczesną wiosną, w okolicy Trójcy na Pogórzu Przemyskim, poniżej drogi, na której stałem, zobaczy-
łem grzbiet sporej dzikiej świni, która
buchtowała wśród uschniętych, nieprzysypanych śniegiem wysokich traw. Przygotowałem aparat fotograficzny i czekałem, kiedy dzik podniesie głowę.
Niestety, pomimo że zacząłem się zachowywać głośno, zwierzę nie reagowało. Wreszcie rzucona kula śnieżna,
która wylądowała tuż obok dzika, spowodowała, że podniósł głowę. Zamiast
świńskiego łba zobaczyłem okrągłe uszy
niedźwiedzia i małe oczka, które szybko
spojrzały na mnie i zwierzak jakby nigdy
nic powrócił do poszukiwania przysmaków wykopywanych na zaśnieżonej,
stromej łące. Zdjęcia już nie zrobiłem
i starając się iść jak najwolniej, wycofałem się do zaparkowanego u podnóża
góry samochodu. Wiedziałem, że gwałtowny ruch, ucieczka – może spowodować atak drapieżnika.
Dzikie zwierzęta zazwyczaj uciekają
przed ludźmi. Jednak nie zawsze. Wielokrotnie zdarzało się mi widywać niedźwiedzie z daleka w Karpatach i na Bałkanach. Zawsze uciekały, nie pozwalały
się zbliżyć. Poza kilkoma wyjątkami
w Tarach, Pieninach i ukraińskiej Czarnohorze. Zawsze jednak wiedziałem, że
jest jakaś niepisana linia graniczna między mną a zwierzęciem, której nie mogę przekroczyć. Szczególnie wtedy, gdy
ciekawski zazwyczaj miś, zatrzymywał
się i przyglądał się mi z zainteresowaniem równym mojemu własnemu.
Ostatni z trzech króli
Kar pat
Często waży prawie siedemset kilogramów. Wydaje się być powolnym, ociężałym zwierzęciem. Gdy się przestraszy,
lub co gorzej gdy atakuje, porusza się ze
zwinnością łani. Żubr niegdyś występował prawie w całym południowym paśmie Karpat, podobnie jak jego wymarły kuzyn tur. Podzieliłby jego los, gdyby
nie tytaniczna praca leśników i naukowców, którzy starają się przywrócić to
zwierzę jego naturalnemu środowisku.
I chociaż stada liczące po kilkadziesiąt
żubrów cieszą się dzisiaj wolnością nie
tylko w Bieszczadach, to zwierzę jest
nadal zagrożone wymarciem. Tym razem to nie polowania i drapieżniki zadecydują o losie tych wspaniałych zwierząt,
lecz groźne choroby, które powalają co
jakiś czas kolejne żubry. Na całym świecie pozostało ich już nieco ponad trzy
tysiące, z czego ponad jedną trzecią stanowi populacja polska. Dzisiejsze żubry karpackie nie przypominają swoich
dawniej tutaj mieszkających krewnia-
ków. Żubry węgierskie – bo tak określa
się ten rodzaj – występujące w Karpatach południowych do XVIII wieku były zdecydowanie mniejsze.
Turyści odwiedzający Bieszczady często są zaskoczeni informacją, że tutaj żyją żubry. Przyzwyczailiśmy się do tego,
że żubr zamieszkuje tylko Puszczę Białowieską i koniec. Tak było faktycznie
jeszcze w latach 20-tych minionego wieku. Oprócz Białowieży żubry żyły wtedy jeszcze tylko na Kaukazie.
Dlatego żubr w górach wydaje się nam
czasem zwierzęciem trochę nie z tej bajki. Ale wrósł na nowo w krajobraz i zadomowił się na dobre. Potrafi sobie radzić
w trudnych warunkach. Skutecznie zniechęca drapieżniki przed atakiem. Prowadzi stadne życie. Samotne osobniki są
spotykane niezwykle rzadko. W okresie zimy żubry są dokarmiane przez leśników.
Dorosły osobnik potrafi zjeść nawet 60
kilogramów paszy w ciągu doby. Przyzwyczajają się do miejsc, gdzie zawsze
mogą znaleźć coś do jedzenia. Dlatego
dość łatwo można je tam spotkać. Poruszają się z pewną leniwą gracją. Zagrożone lub przestraszone potrafią być niezwykle szybkie i groźne. Przekonała się o tym
przed kilku laty jedna z dziennikarek pracująca nad materiałem na temat tych
wspaniałych zwierząt. Robiąc zdjęcia stadu, doszła do przekonania, że tak spokojne zwierzęta można potraktować jak zwykłe, poczciwe, domowe „mućki”. Za
bardzo zbliżyła się do stada i została zaatakowana przez byka. Zanim zdążyła
wykonać najmniejszy ruch, powalił ją na
ziemię i bardzo poważnie poranił. Ledwie
uniknęła śmierci.
Góry same w sobie potrafią być groźne, tak jak i zwierzęta je zamieszkujące.
Nie dotyczy to tylko drapieżników czy
ogromnych żubrów. Groźny potrafi być
nawet koziołek sarny. Znane są przypadki śmiertelne, gdy kozioł atakował
człowieka. Wszystkie zagrożenia prowokowane są zazwyczaj przez ludzi, ich
niefrasobliwość lub lekkomyślność.
Nic złego się nie wydarzy podczas górskich wędrówek, jeśli zachowamy rozsądek i okażemy szacunek przyrodzie,
z którą przyjdzie się nam spotkać. Górskie szlaki Karpat zapewnią nam przygody rodem z przygodowych książek
o alaskańskich szlakach.
Poczujmy więc na twarzach powiew
halnego, usłyszmy szum świerków przyginanych wiatrem, zobaczmy władców
tych gór. Czas na przygodę w Karpatach.
FOT: Waldemar Sosnowski
HORYZONT 41
Rodzinne firmy są
podstawą turystyki
w Karpatach
Dziennikarze pamiętają
o Łyczakowie
JOLANTA DANAK-GAJDA
MICHAŁ BASIŃSKI
Kancelaria Doradcza Synergia
D
ziennikarze z podkarpackich mediów jak co roku
przed Świętem Zmarłych
porządkowali groby polskich żurnalistów na
Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie.
Kilkunastoosobowa grupa posprzątała najbardziej zaniedbane mogiły, zawiązała na
nich biało czerwone kokardki i zapaliła
znicze. Inicjatywę zapoczątkowaną przez
dziennikarzy Polskiego Radia Rzeszów,
którzy w 2009 roku utworzyli społeczny
Komitet Opieki nad Grobami Dziennikarskimi na Łyczakowie, obecnie wspiera
rzeszowski oddział Stowarzyszenia dziennikarzy Polskich.
Działaniami rzeszowskich mediów na Łyczakowie zainteresowali się koledzy z redakcji polskich na zachodniej Ukrainie. Dziennikarze Kuriera Galicyjskiego i telewizji
POPOLSKU od nas dowiedziały się o naszym przedsięwzięciu i obiecały rozpropagować te idee wśród lwowskich dziennikarzy. Jeden październikowy dzień był za
krótki, by posprzątać wszystkie mogiły, którymi się opiekujemy. Na Cmentarzu Łyczakowskim pochowanych jest ponad 50 polskich dziennikarzy. Dzięki pomocy m.in.
pracowników archiwów cmentarza, udało
się zlokalizować położenie większości ich
mogił. Do tej pory udało się nam odnowić
grobowiec żyjącego na przełomie XIX
i XX stulecia dziennikarza i wydawcy Aleksandra Milskiego oraz grobowiec rodziny
Inlenderów, w którym spoczywa m.in.
Adolf Władysław Inlender. Był on sprawozdawcą parlamentarnym i korespondentem lwowskich dzienników w Wiedniu. Jego brat Ludwik był również dziennikarzem
i publicystą, ale nie ma pewności, czy obaj
są pochowani w tym samym grobowcu.
W tym roku udało nam się odnaleźć jeszcze dwa groby dziennikarskie, a pomógł
nam w tym mieszkający we Lwowie Polak
ze Śląska Artur Grosman. To on wskazał
miejsca pochówku polskich dziennikarzy
w grobowcu przy alei prowadzącej do kwatery Powstańców Styczniowych ( bardzo
pięknie odnowionej z okazji obchodzonej
w ubiegłym roku 150 rocznicy wybuchu
zrywu narodowego).
Wzruszające są te wizyty na Łyczakowie.
Spotkamy wielu Lwowian, takich jak pan
Krzysztof Rumiński z lwowskiego Towarzystwa Opieki Nad Grobami Wojskowymi, który pędzelkiem precyzyjnie poprawia
napisy na tablicach albo szpachelką z zaprawą sztukuje ubytki w. Szok przeżył Jurek
Mielniczuk z Super Nowości, podczas wieszania biało-czerwonych wstążeczek na
polskich grobach, „Podeszła do mnie starsza Pani i powiedziała, że powinienem takie wstążeczki powiesić i na tym i na tym
i na tamtym grobie, bo tu wszędzie są Polacy pochowani… Powiesiłem więc, a resztę tasiemki, która mi pozostała dałem tej
kobiecie, a ta chciała mnie za to w rękę pocałować!!!!!
Niestety Polacy we Lwowie narzekają, że
jest ich coraz mniej. Młodzież wyjeżdża do
Polski na studia i już przeważnie nie wraca.
Rodzi się więc pytanie, czy znajdą się następcy pana Krzysztofa i kilkunastu innych
Lwowian, których regularnie widujemy pochylonych nad starymi mogiłami? Jedną
z możliwych odpowiedzi jest przyjazd takich wolontariuszy z Polski. Jeśli nie rodziny to ludzie z branży, tacy jak my, którzy zajęliśmy się grobami dziennikarskimi.
Wyrywając chwasty i wycinając krzaki dzikiego bzu mieliśmy nadzieję, że kiedyś ktoś
uporządkuje nasze mogiły. „O zmarłych
należy pamiętać, a niektóre groby lwowskich dziennikarzy nie były odwiedzane od
1939 r. Staramy się to zmienić – powiedział
prezes oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w Rzeszowie Józef Matusz.
Tegoroczne sprzątanie na Łyczakowie zorganizował rzeszowski oddział SDP, przy finansowym wsparciu centrali.
Cmentarz Łyczakowski został założony
w 1786 roku. Jest jednym z najstarszych istniejących do dziś cmentarzy w Europie.
Spoczywa na nim wielu znanych Polaków,
m.in. Maria Konopnicka, Gabriela Zapolska, Artur Grottger, Seweryn Goszczyński,
Stefan Banach.
Autorka jest dziennikarką Polskiego Radia Rzeszów, założycielką
Komitetu Opieki nad grobami dziennikarskimi na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie, wiceprezesem rzeszowskiego oddziału
Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Zagroda Magija
P
rzygotowując dla marki Carpathia wybór obiektów noclegowych i gastronomicznych,
które spełniają podstawowe
kryteria idei „karpackiej", odkryliśmy pewną prawidłowość. Znakomita większość najbardziej klimatycznych i
popularnych miejsc prowadzona jest przez
rodziny. Karpackie gospodarstwa agroturystyczne, stadniny, pensjonaty i restauracje opierają się na pasji i zaangażowaniu
właścicieli, którzy łączą prowadzenie firmy z życiem rodzinnym. To połączenie
sprawia, że te familijne biznesy osiągają
sukces, stale powiększając grono lojalnych
klientów.
Za przykład niech posłuży Zagroda
Magija Magdy i Janusza Demkowiczów.
To nie tylko nocleg z widokiem, naturalna cisza i spokój. Zagroda oferuje wiele warsztatów i innych aktywności z
udziałem samych właścicieli jak i okolicznych mieszkańców. W położonej
obok zagrody Wesołej Stodole organizowane są warsztaty ginących zawodów,
spotkania, koncerty i energetyczne karpackie biesiady. Gospodarze, którzy
przed laty szukali autentycznego miejsca
do życia, dziś dzielą się z entuzjazmem
swoimi pasjami i z sukcesem prowadzą
rodzinną fir mę.
Turystyka jest często lekceważona
przez lokalnych urzędników, ponieważ
nie pasuje do ogólnego myślenia o rozwoju gospodarczym. Małe, rozsiane
na dużym obszarze fir my nie wydają
się istotne. Urzędnicy nie chcą lub nie
potrafią policzyć, jaka tkwi w nich gospodarcza siła - szczególnie ważna w
tych regionach, które nie mogą liczyć
na rozwój przemysłu. Po części wynika to z tego, że branża turystyki przy
42 HORYZONT
HORYZONT 43
jazdowej nie jest wystarczająco szanowana, jeśli chodzi o politykę rządu, a
co za tym idzie - brakuje jej wsparcia
infrastrukturalnego i inwestycji. Turystykę sprowadza się do efektownej, a
nie zawsze efektywnej promocji – filmów, katalogów, billboardów i innych
„fajerwerków".
Według dr. Jamesa R. Houston`a z
Kor pusu Inżynieryjnego Ar mii Stanów Zjednoczonych, 98% z 1,4 mln
przedsiębiorstw związanych z turystyką to tzw. small businesses. To właśnie
te małe hoteliki i restauracje odpowiadają za znaczną część dochodów z turystyki, które w 2013 roku osiągnęły
rekordową wartość 170,6 mld dolarów.
Dlatego warto sobie zadać pytanie, czy
war to ubiegać się o dużych zewnętrznych inwestorów, budujących fabryki,
dających niskopłatne miejsca parcy i
transferujących zyski za granicę? Czy
nie korzystniej będzie wesprzeć rozwój
setek małych, lokalnych firm oferujących to, co - w przeciwieństwie do Alp
- autenycznego mają Karpaty?
Dziś i w przyszłości sukcesy osiągać
będą te regiony, które potraktują swoje
fir my związane z turystyką jako ważne
składniki lokalnego organizmu gospodarczego. Dlatego warto sięgać po wzorce z innych branż, które od lat wykorzystują współczesne narzędzia marketingu
Dwór Kombornia
44 HORYZONT
Dziedzictwo polsko-ukraińskie
Twierdza Przemyśl
KAMIL NIKLEWICZ
i współpracy pomiędzy przedsiębiorcami. Takim wzorcowym narzędziem jest
zbudowanie dla regionu marki oraz sieci powiązań i współpracy przedsiębiorców, którzy zgodzą się dostarczać usułgi i produkty zgodne z ideą marki. Dla
przedsiębiorstw turystycznych stwarza
to możliwości do m. in.: zwiększenia
współpracy, poprawy zadowolenia gości, zwiększenia zysków i rozwoju firmy.
Może to również pomóc w uzyskaniu silniejszej i spójnej reprezentacji, która będzie miała wpływ na politykę regionu.
Car pathia to marka, która będzie
przede wszystkim łączyć to co w Karpatach najcenniejsze w jedną, aczkolwiek różnorodną jak sam region, ofertę turystyczną. Propozycja spędzenia
wakacji czy urlopu pośród gór, natury
i wielokulurowej mozaiki mieszkańców
nie będzie mogła zostać zrealizowana
bez lokalnych przedsiębiorców. Dlatego jednym z podstawowych zadań w
najbliższej przyszłości dla zarządzających marką jest wsłuchnie się w głos
małego, karpackiego biznesu, jego zrozumienie i zbudowanie odpowiedniego
wsparcia.
O
bszar przygraniczny województwa podkarpackiego oraz obwodu
lwowskiego jest pełen
przejawów wspólnego
dziedzictwa kulturowego Polski i Ukrainy. Przykładem jest Twierdza Przemyśl.
Niestety, brakuje wspólnych przedsięwzięć opartych na dziedzictwie kulturowym, historycznym, turystycznym oraz
strategii określającej kierunki rozwoju
czy promocji Twierdzy. W związku z
powyższym Przemyska Agencja Rozwoju Regionalnego S.A. postawiła sobie
za cel znalezienie odpowiedzi na pytanie: „co trzeba zrobić, aby Twierdza
Przemyśl mogła prawidłowo funkcjonować, intensywnie się rozwijać i stała
się szeroko rozpoznawalnym produktem turystycznym?”
Wyrazem gotowości sprostania temu,
jakże trudnemu zadaniu, jest realizacja w
ramach projektu parasolowego pt. Promocja wspólnego dziedzictwa historyczno-kulturalnego Polski i Ukrainy "Twierdzy Przemyśl" współfinansowanego ze środków Unii Europejskiej w
ramach programu współpracy transgranicznej Polska - Białoruś - Ukraina
2007-2013 realizowanego przez Euroregion Karpacki Polska, trzech mikroprojektów. Celem ogólnym mikroprojektów jest upowszechnianie nowych usług
Twierdzy Przemyśl poprzez organizację imprez sportowych, wykorzystanie
zasobów informacyjnych czy też organizację rekonstrukcji historycznej.
Przemyska Agencja Rozwoju Regionalnego S.A. we współpracy ze Stowarzyszeniem dla Przemyśla Regia Civitas
(Lider projektu) oraz Associastion "Lviv
Tourist Board" rozpoczęła realizację mikroprojektu pt. "Mosty współpracy sport i rekreacja dzieci młodzieży w obszarach przygranicznych". Projekt za-
kładał organizację szerokiej gamy imprez sportowych promujących bogactwo historyczne Twierdzy Przemyśl. Zostały zorganizowane zawody narciarskie,
snowboardowe, nordic walking oraz
dwa turnieje koszykówki, jeden we Lwowie, drugi w Przemyślu. Największym
zainteresowaniem cieszyły się zawody
DOWNTOWN - miejska odmiana kolarstwa górskiego. Trasa biegła wąskimi
uliczkami Przemyśla, początek zjazdu
miał miejsce przy bramie Zamku Kazimierzowskiego, natomiast meta była
usytuowana na Rynku Starego Miasta.
Na starcie zameldowało się 100 rowerzystów, zarówno z Polski i Ukrainy.
Nad prawidłowym przebiegiem zawodów czuwało dwunastu sędziów na trasie oraz sędziowie startu-mety. Najlepszych uczestników nagrodzono cennymi
pucharami oraz pamiątkami związanymi
z Twierdzą Przemyśl. Szacuje się, że zawody obejrzało około 2 tys. widzów.
Agencja realizuje również mikroprojekt pt. „Rozwój wsparcia informacyjnego dla podniesienia wspólnego dziedzictwa kulturowego Polski i Ukrainy".
Mikroprojekt jest realizowany w partnerstwie z Agencją Rozwoju Regionalnego i Transgranicznej Współpracy z
Mościsk. Realizacja projektu ma na celu stworzenie warunków do współpracy
informacyjnej pomiędzy instytucjami po
obu stronach granicy. Pozwala na wy-
mianę doświadczeń, metod pracy dotyczących świadczenia usług publicznych
poprzez technologię telekomunikacyjną. W ramach projektu powstał portal
Twierdzy Przemyśl zawierający: wiadomości, artykuły, galerię oraz infor mację
przydatne dla osób zainteresowanych
historią i turystyką Twierdzy Przemyśl.
Ostatnią realizowaną przez agencję inicjatywą promującą Twierdzę Przemyśl
jest mikroprojekt pt.: "NASZE FORTY
- WSPÓLNA HISTORIA - współpraca na rzec zachowania dziedzictwa historycznego i kulturowego w regionie
przygranicznym". Partnerem w mikroprojekcie jest Lwowski Pałac Sztuki.
Najważniejszym wydarzeniem w ramach
projektu była rekonstrukcja historyczna
pt. „Odbicie Twierdzy Przemyśl". Odbyła się ona 2 sierpnia 2014 r. na Forcie
X "Orzechowce" w Ujkowicach. Było
to największe widowisko w regionie z
okresu I wojny światowej. Inscenizacja
została przeprowadzona po zmroku, a
dzięki bogatej pirotechnice oraz efektom świetlnym i dźwiękowym został
stworzony niesamowity efekt walk w
porze nocnej. Rekonstrukcja miała na
celu uświadomienie ludziom okropieństwa wojny oraz budowanie świadomości historycznej.
Autor jest pracownikiem Przemyskiej Agencji Rozwoju
Regionalnego
Szwajcarski rynek pracy
otwarty dla Polaków
ADAM CYŁO
P
46 HORYZONT
Z Adrianą Czupryn, o malowniczych górach, gondolach, pociągach panoramicznych,
festiwalach i tańszych sposobach na zwiedzanie Szwajcarii, rozmawia Błażej Torański.
redaktor naczelny www.gospodarkapodkarpacka.pl
lat zaprowadziły ich również do centrali w Szwajcarii. Polacy na wysokich stanowiskach, na stanowiskach menadżerskich są tu obecni już od wielu lat
– ocenia Bernhard Matussek.
Jak podkreśla, Szwajcaria oferuje wysokie zarobki, ale jednocześnie koszty
utrzymania są tam znacząco wyższe niż
w innych krajach europejskich.
– Uposażenie, które trzeba mieć, żeby
korzystać z dobrodziejstw tego kraju,
jest wysoko ponad przeciętność. Płaca
minimalna w Szwajcarii wynosi około 4
tysięcy franków. To suma z naszego
punktu widzenia bardzo wysoka. Płaca
minimalna w Szwajcarii jest jednak związana z bardzo wysokimi kosztami życia
codziennego, co powoduje, że nie są to
pieniądze, które pozwalałyby na podobny poziom życia jak odpowiednio 13–14
tys. zł w Polsce – wyjaśnia Matussek.
Wysokie zarobki mogą skusić tych, którzy szukają przede wszystkim pracy pomocniczej i sezonowej oraz młodych ludzi, którzy początek kariery zawodowej
chcą spędzić za granicą. 18 maja Szwajcarzy zadecydują w referendum, czy chcą
podniesienia płacy minimalnej do poziomu 25 dolarów za godzinę. To najwyższa
stawka na świecie, ale zdecydowana większość Szwajcarów zarabia więcej. Już te-
raz, jak podaje wydany przez szwajcarski
związek zawodowy Unia we współpracy
z Ambasadą Polską w Bernie i OPZZ
przewodnik dla Polaków, minimalne wynagrodzenie np. malarza w niektórych
kantonach przekracza tę kwotę.
Wysoka średnia płaca (na poziomie
około 5 tys. euro) i niski poziom bezrobocia (na poziomie 3,5 proc.) przyciąga
do pracy w Szwajcarii wielu obcokrajowców, zwłaszcza Niemców, Francuzów
czy Włochów. Obcokrajowcy stanowią
blisko 20 proc. mieszkańców.
– Są to ludzie, którzy przez to społeczeństwo często są odbierani, jako ci,
którzy zabierają pracę Szwajcarom. To
jest pewnie początek dyskusji społecznej, która musi się odbyć, żeby wzrosła
świadomość społeczna, że obcokrajowcy, nie mówię tu koniecznie o Polakach,
będą potrzebni ze względu na strukturę
wiekową społeczeństwa – ocenia Matussek.
W lutowym referendum Szwajcarzy
opowiedzieli się – choć minimalną przewagą głosów – za ograniczeniem imigracji. Jednak z drugiej strony na rynku
pracy brakuje siły roboczej, zwłaszcza
słabo wykwalifikowanej, co oznacza, że
wynik referendum może zostać zweryfikowany przez życie.
Adriana Czupryn pracuje w przedstawicielstwie
Switzerland Tourism, narodowej organizacji
marketingowej przy Ambasadzie Szwajcarii
w Warszawie. Jest współautorką – z Magdaleną
Simm – przewodnika „Szwajcaria”.
łaca minimalna to 4 tysiące
franków, ale koszty utrzymania są znacznie wyższe niż
w Polsce. Od 1 maja Szwajcaria zlikwidowała limity
kwotowe na wydawanie długoter minowych pozwoleń na pobyt. Oznacza to
całkowite otwarcie tamtejszego rynku
pracy dla obywateli nowej Unii Europejskiej (oprócz Bułgarów i Rumunów),
w tym dla Polaków.
Do obecnych w Szwajcarii około 40
tysięcy Polaków mogą dołączyć następni, zwłaszcza że ten alpejski kraj kusi
wysokimi zarobkami.
– Szwajcarzy otwierają rynek, ponieważ jest taka potrzeba. Nie tylko polityczna, ze względu na integrację europejską, która też obejmuje Szwajcarów,
choć mają oni w Europie pozycję wyjątkową. Wynika też z faktu, że społeczeństwo się starzeje, podobnie jak w innych
rozwiniętych krajach europejskich, co
powoduje, że potrzeba napływu taniej
siły roboczej, zwłaszcza, jeśli chodzi
o zawody pielęgnacyjne, jest bardzo duża – zaznacza Bernhard Matuszek, dyrektor zarządzający Kienbaum Polska.
Polacy, podobnie jak mieszkańcy innych krajów Europy Wschodniej, stosunkowo łatwo integrują się ze Szwajcarami. Ma to związek z podobnymi
wyznawanymi wartościami. Szacuje się,
że w Szwajcarii mieszka obecnie około
40 tysięcy Polaków, z czego połowa
z nich to ci, którzy przyjechali ze względu na pracę.
– Polacy są na rynku, obserwuję to
przede wszystkim poprzez menedżerów, ludzi wysoko wykwalifikowanych,
którzy pracują tam już od wielu lat.
W Szwajcarii jest wiele centrali firm czy
koncernów międzynarodowych. Wiedza i doświadczenie zdobyte przez polskich menadżerów w ciągu ostatnich 20
Nocleg z widokiem
na Alpy
Od 15 lat promuje Pani w Polsce
szwajcarskie atrakcje turystyczne. Czy swoje urlopy też spędza
Pani w Szwajcarii?
• Może nie urlopy, ale kilka razy w roku przy okazji pobytów służbowych zostaję parę dni prywatnie i odkrywam na
własną rękę jeszcze nieznane mi zakątki, czy to małe miasteczka i wioski, czy
to miejsca w górach. I za każdym razem
daję się zaskoczyć, jak wiele jeszcze ciekawych rzeczy kryje się wśród gór i pagórków. Szukam niedrogich noclegów
na portalach rezerwacyjnych czy stronach regionów, wymyślam trasy wędrówek, ale nie takich ekstremalnych, albo
pociągiem i autobusem docieram do
najbardziej odległych miejsc.
Gdzie Pani najczęściej jeździ?
• Służbowo najczęściej do Zurychu,
do regionów, z którymi współpracujemy
na rynku polskim. Prywatnie – do
wszystkich pozostałych miejsc, przy
czym staram się na zmianę zaglądać do
strefy językowej niemieckiej, francuskiej
i włoskiej.
Co prywatnie fascynuje Panią
w tym kraju? W czym dostrzega
największą magię?
• Właśnie bogactwo tych atrakcji, perełek przyrodniczych czy architektonicznych na tak małym terenie i niesamowicie atrakcyjne sposoby, jak one są
prezentowane turystom. Szwajcarzy mają niesamowicie długie doświadczenie
w promocji turystyki, są kreatywni w tworzeniu nowych produktów turystycznych
i ich promowaniu. Przykłady można
mnożyć – w gondolach kolejek górskich
oferowane są kolacje, pluskając się w basenie termalnym można zjeść śniadanie,
po wybudowaniu tunelu kolejowego lokalne pociągi jeżdżące starą trasą promowane są jako panoramiczne itd. Ponadto
wszystko jest przemyślane dla człowieka,
od układu siedzeń w pociągach i stworzonych w ten sposób miejscach na bagaż,
po fantastycznie zgrane rozkłady jazdy
wszystkich środków komunikacji. No
i ten spokój, który udziela się wszędzie
w miejscach publicznych.
A co najbardziej przyciąga do
Szwajcarii Polaków? Szusowanie
po alpejskich stokach, zabawy
kar nawałowe, festiwale jazzowe,
święta wina, walki krów, koleje
retyckie czy biznes?
• Według naszych statystyk, mniej więcej połowa noclegów Polaków w Szwajcarii przypada na lato, druga część – oczy-
wiście na zimę. Latem lubimy zwiedzać
miasta, góry i jeździć pociągami panoramicznymi. Zimą oczywiście szusować na
deskach. Coraz więcej Polaków odkrywa
różnorodność kuchni szwajcarskiej, łącznie z winami, których praktycznie się nie
eksportuje. Coraz bardziej odkrywamy
też jesień z festiwalami serów, kasztanów
i wina, przemarszami krów i ze wspaniale kolorowymi górskimi stokami. Wybieramy też raczej hotele niż apartamenty.
Co dziesiąty Polak przyjeżdżający do
Szwajcarii korzysta z hoteli pięciogwiazdkowych, więc udział turystów biznesowych jest spory.
Dominuje aktywny wypoczynek
czy zwiedzanie miast?
• Jesteśmy aktywni i na miejscu chcemy zobaczyć tak dużo, jak to możliwe,
stąd wybieramy się na wycieczki w góry.
A że miasta w Szwajcarii są blisko gór,
można je wspaniale połączyć. Coraz
większe zainteresowanie jest wyjazdami rowerowymi, a także kulturą – wystawami, festiwalami.
Kantony górskie – choćby Gryzonia na pograniczu Włoch, Austrii
i Liechtensteinu – są latem równie atrakcyjne, jak zimą. Co wedle Pani mają najciekawszego do
zaoferowania?
• Dotyczy to chyba wszystkich regionów górskich. Latem można wędrować,
podziwiać widoki zza okien pociągów
panoramicznych czy zdobywać szczyty
kolejkami górskimi, które często wliczone są w cenę noclegu. W wielu miejscowościach są baseny termalne. Można
smakować lokalnej kuchni i podziwiać
architekturę, która bardzo różni się regionalnie.
Może nadal Polacy za mało wiedzą o tradycji korowodów przeganiających zimę, jar markach
i kuchni regionalnej, widowiskach historycznych czy zapasach krzepkich górali?
• Tematem naszej letniej kampanii
w 2013 była właśnie szwajcarska tradycja. Mam nadzieję, że przybliżyliśmy
wielu Polakom bogactwo szwajcarskich
zwyczajów, które są nadal pielęgnowane,
a nie odgrywane dla turystów.
Ponad rok temu Szwajcaria przeznaczyła w Polsce na promocję
swej turystyki milion franków. Jakie efekty przyniosła ta kampania?
•To był rekordowy budżet składający
się z wielu garnków, m.in. także z budżetów naszych partnerów z regionów.
W 2013 r. mieliśmy z Polski największy
wzrost noclegów w hotelach aż o 18
proc spośród europejskich krajów. Do
listopada 2014 r. wzrost ten wynosi 8
proc. i jest także największy w Europie.
Przeciętny Polak spędza jednak
w Szwajcarii średnio zaledwie
trzy noce. Czy nie jest to nadal
dla nas zbyt drogi kraj?
• To tyle samo czasu, ile spędzają Belgowie i Słowacy. Sprawdziłam statystyki i tylko turyści z krajów skategoryzowanych jako „pozostała Afryka”
spędzają więcej noclegów w Szwajcarii –
3,3. Reszta świata – mniej.
A jakie podpowiedziałaby Pani
sposoby na tańsze, nie drenujące
portfeli, zwiedzanie Szwajcarii?
Takie dla backpackerów.
• Dzięki platfor mom rezerwacyjnym
można znaleźć naprawdę fajne noclegi
w atrakcyjnych cenach. Dobrym wyborem są schroniska młodzieżowe, gdzie
można nocować bez ograniczenia wieku i to w pokojach dwuosobowych.
Często są to nowoczesne obiekty blisko
dworców. Ponadto jest duża oferta pokoi gościnnych, apartamentów i pensjonatów. No i też można wybrać pole
namiotowe za kilka franków, ale nad
górskim strumieniem i z widokiem na
Alpy.
Da się zwiedzać Szwajcarię sypiając w systemie couchsurfingu
i podróżując stopem?
• Można próbować. Przy tak wspaniale funkcjonującym systemie komunikacji publicznej autostop nie jest zbyt popularny.
Ile minimum trzeba zabezpieczyć pieniędzy na dzień pobytu?
• Tyle, ile będziemy potrzebować. A to
zależy od tego, gdzie nocujemy, jemy, co
chcemy zwiedzić, dokąd pojechać.
Czego absolutnie nie można pominąć zwiedzając Szwajcarię? Jeziora Bodeńskiego, znanego
choćby z powieści Stanisława
Dygata?
• W tym roku „uruchamiamy” nowy
produkt, Grand Tour, czyli objazdowa
trasa po Szwajcarii i Liechtensteinie
o długości ok. 1600 km obejmująca najciekawsze miejsca, także z Listy UNESCO, i wiele innych atrakcji. Tam znajdziemy najwięcej inspiracji.
Mont Blanc
– najwyższa i najpopularniejsza
góra Europy
WŁODZIMIERZ RUDOLF
M
ont Blanc albo Monte
Bianco – najwyższa
góra Europy na pograniczu Włoch i Francji.
Wysokość 4810 m
n.p.m., co ciekawe w ostatnich latach
zwiększyła się o trzy metry, a to dlatego,
że wzrosła grubość czapy lodowej na
wierzchołku. Wśród alpejskich czterotysięczników Mont Blanc nie jest najpiękniejszy. Pierwszym, zapewne nie tylko na
mojej liście, jest strzelisty Matterhorn,
ale to właśnie Mont Blanc przez to, że
stosunkowo łatwo dostępny, jest najpopularniejszym celem wspinaczkowym w
Alpach.
Pierwszymi zdobywcami tej Białej Góry byli: poszukiwacz kryształów i przewodnik Jacques Balmat oraz Michel-Gabriel Paccard. Stanęli na jej szczycie 8
sierpnia 1786 r. W tamtych czasach były to wieloosobowe ekspedycje, jakie
dzisiaj nie jeżdżą nawet w Himalaje, ale
podobnie eksplorowano Tatry kilkadziesiąt lat później. W wyprawach Tytusa
Chałubińskiego także brało udział kilkoro turystów, kilkunastu przewodników, jeszcze liczniejsza ekipa tragarzy,
kucharzy, pomocników, no i oczywiście
kapela.
Zdobycie Mont Blanc w tamtych czasach to był wielki wyczyn. Gdy w sierpniu 1818 roku stanął na nim pierwszy
Polak - Antoni Malczewski - był dopiero ósmym wspinaczem na szczycie, a
od pierwszego wejścia minęło przecież
ponad 30 lat. Tygodniowy pobyt Malczewskiego w Alpach zapisał się zresztą na stałe w historii ich zdobywania, bo
przed wejściem na Mont Blanc dokonał
pierwszego wejścia na pobliski Auguille du Midi.
Dzisiaj każdego dnia dziesiątki turystów i alpinistów stają na szczycie Mont
Blanc. Z przewodnikami, jak pierwsi
zdobywcy, i samodzielnie. Tacy z doświadczeniem górskim i całkiem zieloni.
Rocznie nawet 30 tysięcy osób. Brak
48 HORYZONT
HORYZONT 49
trudności technicznych i schroniska na
trasie powodują, że góra wydaje się łatwo
dostępna. W tłumie wspinaczy panuje
poczucie bezpieczeństwa, ale statystyki
mówią coś zupełnie przeciwnego. Każdego roku ginie tutaj około 100 osób.
Podobnie jak Malczewski, przyjechałem do Chamonix na tydzień i podobnie
jak Malczewski zdobyłem najpierw Auguille du Midi. Skorzystałem jednak z tego, że minęło prawie sto lat i dzisiaj na
wysokość 3800 m n.p.m. wjeżdża się kolejką linową. Działa ona od połowy lat
pięćdziesiątych ubiegłego wieku i po remoncie w 1990 roku rocznie przewozi
pół miliona osób. Wagonik pnie się
wzdłuż skalnych ścian. Półtora kilometra
w górę bez żadnych podpór. Wielkie,
ogromne połacie szarych granitów
wsparte na przykrytych śniegiem piargach. Wspaniałe widoki i możliwość podziwiania alpejskich lodowców po drugiej
stronie grani opłacane są lekkim zawrotem głowy po dotarciu do górnej stacji.
To fizjologiczne objawy braku aklimatyzacji, ale warto – dzięki temu łatwiej będzie się szło na dach Europy. Stacja kolejki przypomina średniowieczny zamek
na szczycie skały. Kilka kilometrów pod
nią przebiega otwarty w połowie lat 60tych ub. wieku tunel łączący Francję z
Włochami, a ściślej dwa kurorty Chamonix – Mont Blanc po francuskiej i Courmayeur po włoskiej stronie.
Ze stacji kolejki można wyjść na zaśnieżone stoki masywu Mont Blanc. To
już inny świat. Lodowce, grupki turystów wędrujące ścieżką wijącą się wśród
szczelin i dumnie rozparty pomiędzy
lodowcami, rozległy przedwierzchołek
Mont Blanc. Usiłuję wypatrzeć schronisko Vallot – blaszany schron pod szczytem, ale nic z tego.
Nasze wejście planowaliśmy drogą
pierwszych zdobywców przez lodowiec
Les Bossons, a ze szczytu mieliśmy zamiar zjechać na nartach. Wejście na lodowiec było oznakowane strzałką, ale
ścieżka szybko zniknęła. Kluczyliśmy
pomiędzy szczelinami, które poodsłaniały się po łagodnej i mało śnieżnej zimie. Mgła snuła się po lodowcu i nie pozwalała na wypatrzenie drogi.
Ostatecznie zatrzymała nas szczelina,
której nie mogliśmy pokonać. Nie udało nam się dotrzeć do schroniska
Grands Mulets znajdującego się na grzędzie pośrodku lodowca, więc zdecydowaliśmy się na odwrót. Tak już jest, że
czasem góra stawia trudne warunki i nie
puszcza na szczyt. Pożegnało nas wieczorne rozpogodzenie.
Mieliśmy jeszcze pięć dni. Decyzja była oczywista. Zostawiamy narty i wybieramy popularną drogę prowadzącą
żebrem Gouter. Kolejką „Tramwaj
Mont Blanc” podjeżdża się do stacji Nid d’Aigle, a następnie ścieżką wiodą-
cą piarżystą doliną podchodzi się 800
metrów w górę się na niewielki lodowiec
Tete Rousse, na którym można rozbić
namiot lub skorzystać z noclegu w
schronisku.
Niektórzy atakują górę już stąd, ale to
wyzwanie dla osób dobrze zaaklimatyzowanych i w dobrej kondycji. Ponieważ
podeszliśmy w deszczu – nie było mowy, aby iść dalej. Po nocnym suszeniu
ubrań w śpiworach nadszedł słoneczny
poranek. Jak kropla rtęci błyszczało w
słońcu schronisko Gouter (3817 m
n.p.m.). Wysoko, już na skraju grani prowadzącej na wierzchołek. Droga na grań
prowadzi stromym skalistym żebrem, a
u jego podstawy trzeba przekroczyć
śnieżny żleb zagrożony spadającymi kamieniami.
Schronisko Gouter ma 120 miejsc, ale
jeśli nie zarezerwujemy noclegu, pozostaje namiot albo miejsce na stole, ławie
lub podłodze. Spanie w jadalni ma jedną wadę – jak pobudka to pobudka.
Wstają wszyscy. Pakowanie plecaków i
głośne rozmowy. Jest druga w nocy – w
sam raz pora na założenie raków i wyjście w kierunku szczytu. Wygwieżdżone
niebo, kilkunastostopniowy mróz i dziesiątki osób z latarkami czołowymi niczym stado świetlików uparcie wędrujących pod górę. Wiatr, ciemność i mróz.
Zawsze można przed szczytem odpocząć w Vallocie – metalowym schronie
400 metrów poniżej wierzchołka. Nie
jest w nim specjalnie przytulnie, ale są
koce i można poczekać do świtu.
Wschód słońca w takim miejscu to niezwykłe przeżycie. Najpierw ciemność
przechodzi w zimne fiolety, następnie
śnieg robi się pomarańczowy, aż nad
granią pojawia się kawałek słonecznej
korony. Od razu robi się cieplej.
Chociaż ten ostatni odcinek drogi do
szczytu nie ma trudności technicznych
– ot, po prostu idzie się pod górę po
mniej lub bardziej stromym śniegu –
dobrze być związanym liną, aby nie
spaść w razie poślizgnięcia czy gwałtownego podmuchu wiatru.
Wejście na Mont Blanc to w kategoriach alpinistycznych żaden wielki wyczyn, ale przełamanie własnych słabości
i zmęczenia daje radość. Mgły snują się
w dolinach, a tutaj, na szczycie jesteśmy
wolni od wszelkich problemów, które
zostały tam na dole. Radość z wejścia
jest jednak pełna dopiero wówczas, gdy
bezpiecznie zejdziemy na dół. Dotyczy
to zarówno Mont Blanc, jak i Połoniny
Wetlińskiej.
Autor jest alpinistą i dziennikarzem, byłym prezesem Radia
Rzeszów i dyrektorem TVP w Rzeszowie
ZASZTAR
SABINA POTOCZNY
S
towarzyszenie Samorządów Terytorialnych „Aglomeracja Rzeszowska”
od marca 2013 r. realizuje innowacyjny projekt, którego efektem ma być
powstanie platformy informatycznej
ZASZTAR. Z systemu korzystać będą samorządowcy – pracownicy gmin i miast, należący
do Aglomeracji Rzeszowskiej. Zasadnicza
funkcja projektu polegała będzie na tym, iż na
mapie gmin i miast, będą widoczne funkcje
i przeznaczenie poszczególnych terenów oraz
ich lokalizacja i parametry techniczne infrastruktury publicznej.
Program, poprzez zestawianie tych danych
z natężeniem liczby ludności i rodzajem działalności gospodarczej firm na danym obszarze
będzie pozwalał na monitoring zapotrzebowania na konkretne usługi publiczne, ustalenie
kolejności inwestycji i modernizacji oraz określenie lokalizacji bazy infrastrukturalnej. Program pozwoli na tworzenie scenariuszy wariantowych
(modelowanie
zmian
przeznaczenia danych obszarów i ich przeznaczenia na usługi publiczne), aktualizację
danych i zmian poszczególnych terenów, ich
zabudowy: na podstawie wydanych pozwoleń
na budowę i zgłoszeń do starostw powiatowych.
– Efektem dodatkowym wdrożenia systemu
będzie możliwość tworzenia biznesplanów dla
działalności spółek komunalnych, które obsługują społeczności lokalne w zakresie usług publicznych. Obsługę ZASZTAR zapewni Biuro
Stowarzyszenia Aglomeracja Rzeszowska, a jego zadaniem będzie utrzymywanie systemu, aktualizacja danych i analizy dla członków stowarzyszenia – podkreśla przewodniczący Zarządu
Stowarzyszenia Samorządów Terytorialnych
„Aglomeracja Rzeszowska” – Józef Jodłowski,
starosta rzeszowski.
Program „ZASZTAR” zostanie uruchomiony w maju przyszłego roku. Pozwoli on lokalnym samorządom na zwiększenie atrakcyjności osadniczej obszaru a także umożliwi
bieżące monitorowanie dostępu i jakości usług
publicznych w obliczu zachodzących procesów osadniczych na zdefiniowanym wcześniej
obszarze.
Przewodniczący Zarządu Stowarzyszenia Samorządów Terytorialnych
„Aglomeracja Rzeszowska” – Józef Jodłowski
IN FOR MA CJE O PRO JEK CIE:
ZASZTAR – Zintegrowany System Zarządzania Terytorium Aglomeracji Rzeszowskiej.
Okres realizacji: marzec 2013 – czerwiec 2015
Wartość całkowita projektu: 1 134 604,00 zł
Wartość EFRR (90%): 1 021 143,60 zł
Stowarzyszenie Samorządów Terytorialnych „Aglomeracja Rzeszowska”
ul. Grunwaldzka 15, 35-959 Rzeszów
tel. +48 17 862 20 13
e-mail: [email protected]
www.zasztar.pl
HORYZONT 51

Podobne dokumenty

horyzont:Layout 1.qxd

horyzont:Layout 1.qxd Marki Karpackiej Carpathia radzi byśmy myśleli globalnie, ale działali lokalnie, nie wstydzili się lecz promowali lokalne produkty. Budowa takiej Marki to proces długofalowy i „Nie od razu Rzym zbu...

Bardziej szczegółowo