Warto było trenować

Transkrypt

Warto było trenować
26 września, stadion Warszawa
Marymont, godz. 12.00. Kilka rad trenera
i za chwilę na boisku pojawia się 22
zawodników i sędzia, prawdopodobnie
z wadą wzroku. Wszyscy rozgrzani, pełni
zapału i woli zwycięstwa. Ostatnie minuty
do pierwszego gwizdka, jeszcze tylko okrzyk
i zacznie sie starcie między Zajączkiem
i Liceum im. Jana Kilińskiego. Od pierwszych
sekund kontrolę nad piłką uzyskał Zajączek,
agresja w walce o piłkę i dokładność podań
była zdumiewająca. Niedługo trzeba było
czekać, aby po kilku minutach zobaczyć
jednego z naszych napastników oddającego
potężny strzał w światło bramki, po którym
Zajączek wyszedł na prowadzenie. Nasi
rywale mimo zwątpienia, wciąż próbowali
przebić się przez obronę, która wykonywała
swoje zadanie niemal bezbłędnie. Po 40
minutach zmagań wynik został ustalony na
2:1 dla naszego technikum. Mało kto potrafi
jednak stwierdzić, kiedy straciliśmy bramkę.
Może to jednak być spowodowane tym, że
obrońcy przysypiali od czasu do czasu
z nudów, jakie panowały na naszej połowie
boiska.
Nie
brakowało
również
kontrowersyjnych decyzji sędziego, które
wywoływały oburzenie wśród zawodników.
Wiadomo, nikt nie jest doskonały, dlatego
wybaczamy panu sędziemu.
Zadowoleni z wyniku, zmęczeni i trochę
posiniaczeni udajemy się do swoich domów,
by następnego dnia zmierzyć się
z następnym przeciwnikiem, Liceum im. B.
Limanowskiego.
27 września, godz. 14.00. Kolejny
słoneczny dzień, może nawet zbyt
słoneczny.
Temperatura
powietrza
wydawała się być podobna do tej panującej
w Grecji w środku lata, jednak nasz trener ze
stalową
dyscypliną
przeprowadził
morderczą
rozgrzewkę.
Bogaci
w doświadczenia z poprzedniego roku
spodziewaliśmy się zaciętego spotkania. No
i na spodziewaniu się skończyło...
Poziom, jaki reprezentowali nasi
przeciwnicy pozwalał na to, aby obrońcy
Zajączka mogli przez większość czasu
opowiadać sobie dowcipy lub prowadzić
poważne rozmowy na temat zbliżających się
wyborów październikowych. Jako jeden
z obrońców nie zauważyłem, że prowadzimy
4:0 a mecz właśnie dobiegał końca.
Zauważyłem jednak, że olejek do opalania,
którego użyłem po pierwszej połowie jednak
działa.
28 września, godz. 14.00. Słońce nadal
nie daje za wygraną, w przeciwieństwie do
naszych poprzednich przeciwników. Trener
zalecił użycie kremów z filtrem całej
drużynie, a także wymusił na nas zagranie
na 110%, ponieważ jak to określił: „dziś jest
najważniejszy mecz”.
Koledzy z technikum samochodowego
wyglądali na chłopców, którzy pochłaniają
obiadki mamusi w pełni i zawsze proszą
o dokładkę. Byli dużo wyżsi, szersi. Ogólnie więksi. Jednak, jak wiadomo, rozmiar nie ma
znaczenia, lecz technika, a zawodnicy
Zajączka byli znakomici technicznie. Byliśmy
zgrani, mimo że nie posiadamy boiska, na
którym moglibyśmy trenować. Większość
nas nawet nie znała się wcześniej, nie
znaliśmy także umiejętności kolegów
z drużyny. Przeciwności te jednak i w tym
przypadku nie miały znaczenia. Może nie
było już tak łatwo jak wcześniej, ale mecz
zakończył się wynikiem 2:1, kolejną wygraną
Zajączka. Teraz powinno być już z górki...
29 września, godz. 12.00. Miało być jak
górki. Okazało się, że dzisiejszy mecz też jest
najważniejszy, ponieważ Sempołowska,
która w poprzednim roku oddała walkowera
w większości meczów, w tym roku chce
walczyć o pierwsze miejsce w dzielnicy
Żoliborz. Gdy już wszyscy przestali się śmiać
z dowcipu naszego trenera, weszliśmy na
boisko. Pogoda nie była już taka piękna, jak
w dniach poprzednich. Stalowe mięśnie
naszych zawodników odczuwały panujący
chłód. Zaledwie trzy minuty po rozpoczęciu
meczu bramkarz przeciwnej drużyny
pozwolił, aby piłka zmierzająca do bramki
z prędkością pełzającego pod wiatr robaka
niosącego worek z kluskami na plecach
prześliznęła
sie
pod
jego
rękami
i przekroczyła linię bramkową. Po tej
sytuacji obrońcy stwierdzili, że nie ma co
marznąc na darmo, rozbijamy namiot.
Jednak protesty przeciwników były tak
donośne, że nie dało się spać. Zaniechaliśmy
więc pomysłu z namiotem. Na szczęście
w drugiej połowie meczu wyszło słońce
i zrobiło się znacznie cieplej. Ostateczny
wynik - 1:0.
30 września, godz. 13.00. Tego dnia
odbył się ostatni mecz z Witkacym, który
z założenia miał być najprostszy. Dlatego
wpadliśmy na świetny pomysł, aby wcielić
do składu panie kucharki z naszej szkoły.
Jednak trener stwierdził, że ten mecz też
jest najważniejszy, co nas trochę zdziwiło...
Jak mus, to mus. Nasi rywale od początku
czuli wobec nas respekt. Jak widać, nasza
sława dobiegła nawet do tak odległych
zakątków świata, jak ich szkoła. Zmęczeni
jednak poprzednimi meczami nie chcieliśmy
dokonywać pogromu naszych przeciwników,
tym bardziej, że na boisku byli bardzo mili
i okazywali nam szacunek godny mistrzów.
Graliśmy więc w kółko i krzyżyk na piasku
i opowiadaliśmy o tym, jak wyobrażamy
sobie nasze złote medale. Mecz zakończył
sie
remisem
0:0.
Chwilę
później
otrzymaliśmy nasze trofeum. Nasza sława
sprawiła, że byliśmy rozpoznawani na
ulicach Warszawy i poza nią.
Bardzo cieszymy się, że obroniliśmy tytuł
najlepszej drużyny z zeszłego roku. W szkole
gratulacje złożyła nam sama pani dyrektor.
Musimy jednak trenować więcej i ciężej, aby
na wiosnę pokazać zwykłym śmiertelnikom,
na co nas stać na mistrzostwach Warszawy.
Życzcie nam powodzenia!
Obrońca Zajączka