Bardzo sprytny Plan Balcerowicza

Transkrypt

Bardzo sprytny Plan Balcerowicza
Bardzo sprytny Plan Balcerowicza
Wpisany przez Andrzej Fidelis
Niedawno minęła któraśtam rocznica czegoś, co w powszechnej świadomości
funkcjonuje pod nazwą „Planu Balcerowicza”.
Mieliśmy pominąć to litościwym milczeniem, ale kwik oficjalnych mediów sprawia, że uznaliśmy
iż warto zabrać głos, mając nadzieję na pobudzenie do myślenia niektórych przynajmniej
czcicieli tzw. transformacji ustrojowej. Tak się bowiem dziwnie składa, że wszyscy niemal
dziennikarze i ekonomiści (dopuszczeni do głosu) pieją z zachwytu nad tytaniczną pracą
wyprofesorowanego Leszka Balcerowicza, nie wykraczając jednak poza utarte slogany o
konieczności terapii szokowej i sukcesu jakim było przejście z gospodarki socjalistycznej do
gospodarki rynkowej. Dopuszcza się oczywiście głosy przeciwne, ale artykułowane jedynie
przez okrzykniętych uprzednio oszołomami ludźmi pokroju Andrzeja Leppera („Balcerowicz
musi odejść”), albo przez przedstawicieli ortodoksyjnej lewicy („nie zadbano o najuboższych”).
1/8
Bardzo sprytny Plan Balcerowicza
Wpisany przez Andrzej Fidelis
Prawica może wypowiadać się negatywnie o Planie Balcerowicza tylko gdy jest skrajna, albo
gdy ma inny dyskredytujący ją atrybut (np. jest pisowska). Rzeczowa dyskusja, a szczególnie
rzeczowe argumenty są niedopuszczalne. Balcerowicz powinien przecież dostać Nobla…
co patrząc na ostatnie wybryki Komitetu, nie jest wykluczone.
Całościowe ujęcie tematu wymagałoby oczywiście wielostronicowego opracowania, skupimy się
zatem na kilku przemilczanych, lub zafałszowanych kwestiach. Postawimy też kilka
niewygodnych pytań, na które czytelnik może spróbować znaleźć samodzielną odpowiedź. Aby
to było możliwe nie należy zapominać o najprostszym fakcie, a mianowicie że wolny rynek jest
naturalną emanacją działalności człowieka i w niemal każdej sytuacji tworzy się samoistnie.
Zacznijmy więc od początku.
Co to jest inflacja?
Podobno wie to każde dziecko, mamy jednak wątpliwość czy jest to wiedza dostępna
profesorom. Początkowo bowiem Leszek Balcerowicz (fakt, był wtedy tylko adiunktem) tłumacz
ył społeczeństwu, że inflacja powstaje gdy na rynku są niedobory produktów i producenci mogą
podnosić ich ceny. Niby prawda, ale już po dziesięciu latach ten sam Leszek Balcerowicz (fakt,
już jako profesor) tłumaczył, że inflacja powstaje gdy na rynku jest za dużo pieniędzy i
konsumenci mogą płacić więcej za produkty, których wprawdzie nie brakuje, ale producenci
znowu mogą podnosić ich ceny (zwłaszcza gdy nie mają konkurencji). Niby też prawda, bo obie
definicje są jakby dwiema stronami tego samego problemu i nie mogą działać w odosobnieniu.
Pojawia się jednak drobne pytanie: skąd u licha na rynku brały się nieprzebrane ilości pieniędzy
w początkach transformacji (rosły bowiem nie tylko ceny, ale i wynagrodzenia), gdy napływ
2/8
Bardzo sprytny Plan Balcerowicza
Wpisany przez Andrzej Fidelis
kapitału zagranicznego był praktycznie zerowy? Czyżby jednak działała tylko druga część
definicji? Czyżby nadmiar pieniądza był generowany celowo przez NBP i rząd?
Powie ktoś, że Balcerowicz właśnie zaczął dusić inflację. Trudno jednak uznać za sukces
obniżenie jej do kilkudziesięciu procent rocznie. Wygląda raczej na to, że uznano ją za zjawisko
pożyteczne dla wielu, o ile pozostaje w przewidywalnych ryzach, a Plan Balcerowicza dawał
takie gwarancje. Czemu to miało służyć? No cóż, przy wysokiej inflacji wysokie jest też
oprocentowanie depozytów i kredytów, a to daje szerokie pole do kręcenia lodów…
Bony, dolary, kupię!
Każda wolnorynkowa gospodarka ma wymienialną walutę. Za komuny mieliśmy kurs oficjalny
(nie mający nic wspólnego z wartością złotówki) i kurs czarnorynkowy (substytut
wolnorynkowego). W czerwcu 1989 roku kurs czarnorynkowy dolara oscylował w okolicy 1800
starych złotych (miesięczne wynagrodzenie wynosiło w przeliczeniu ok. 25 dolarów). Potem
zaczęło się istne szaleństwo. Dość powiedzieć, że sięgnęliśmy kursu w okolicach 4-7 tys.
starych złotych, który został przez Leszka Balcerowicza dodatkowo zdewaluowany do 9500 zł i
uznany za sztywny (!) kurs oficjalny. Jeśli ktoś myśli, że osiągnęliśmy w ten sposób
wymienialność złotówki, to się niestety myli. Wielu odczuło to bardzo dotkliwie. Złotówka nie
mogła być wymieniona za granicą, a jedynie w NBP. Kurs był ustalany arbitralnie w odniesieniu
do jakiegoś koszyka walut i taka sytuacja trwała do roku 2001, a w pewnym sensie trwa do dziś
(wymienialność złotówki jest raczej kwestią umowy między NBP i EBC).
I tu
ocieramy się o odpowiedź na postawione wcześniej pytanie, skąd u licha te nieprzebrane ilości
pieniędzy generujących inflację w gospodarce niedoboru? Jeśli bowiem NBP w początkowej
fazie płaciło zagranicznym spekulantom walutowym niebotyczne ceny za jednego dolara, to
wystarczyło niewiele owych dolarów żeby zalać rynek coraz mniej wartymi złotówkami.
Skupmy się jednak na naszym bohaterze. Mocą swojego nazwiska udaje mu się utrzymać
niemal stały kurs dolara i marki niemieckiej przez całą dekadę (po okresie krótkotrwałej
hiperinflacji za jedną markę niemiecką płaciło się z drobnymi wahaniami ok. 2 nowych złotych, a
zarobki oscylują w okolicy 200 DM miesięcznie). Jego liberalizm nie sięga jednak tak daleko
aby uwolnić rynek walut, pytanie drugie narzuca się zatem samo: Jak nasz niedoszły jeszcze
profesor obliczył wyżej wymieniony kurs wymiany i czy się przy tych wyliczeniach nie kopnął?
Ponieważ pomysłowość polaków nie zna granic,
do końca lat dziewięćdziesiątych obywatele polscy mają zakaz zakładania rachunków
3/8
Bardzo sprytny Plan Balcerowicza
Wpisany przez Andrzej Fidelis
bankowych za granicą, zakaz przywożenia do kraju większej ilości dewiz i zakaz brania
kredytów walutowych! Mogą brać kredyty w złotówkach… oprocentowane na ok. 45% w skali
roku
(stopę ustala podobnie jak dziś NBP, wówczas pod wodzą naszego dzielnego profesora i
znanej skądinąd
wybitnej ekonomistki Hanny Gronkiewicz-Waltz
). Oczywiście depozyty i obligacje rządowe też są sowicie oprocentowane, na ok. 30-40%, co
jest zrozumiałe przy szalejącej inflacji (walka trwa, krew się leje, ale hydra nie ustępuje)… a
jeszcze bardziej zrozumiałe, gdy zestawimy to z niemal stałym kursem niemieckiej marki i
prostym faktem, że
za naszą zachodnią granicą hiperinflacja jest zjawiskiem nieznanym, a kredyty dostaje się od
ręki na 3-6% w skali roku…
Mechanizm nr 1 – złoty depozyt.
Kto może (i jest nie tylko pomysłowy, ale nie boi się być gospodarczym przestępcą lub jest
znajomym królika) przywozi do Polski dewizy pożyczone nielegalnie na zachodzie (na 6%),
zamienia na złotówki, zakłada lokatę (na 40%) i po roku inkasuje czysty zysk na poziomie 30%
(po zaokrągleniu z powodu niewielkich wahań kursowych i kosztów manipulacyjnych).
Oczywiście nikt nie może mieć pewności, że kurs waluty będzie stabilny. No może prawie nikt,
a jak wiadomo „prawie” czyni wielką różnicę. Jak grzyby po deszczu wyrastają w Polsce
przedstawicielstwa zagranicznych banków, które są, a jakoby ich wcale nie było. Niby mają
siedziby, szyldy i kadrę zarządzającą (nie trzeba dodawać skąd biorą się ci „fachowcy”), tylko
jakoś „ludności” nie obsługują. Zajmują się tylko zamianą swoich dewiz (pożyczonych na
pewnie mniej niż 6%) na złotówki i pożyczaniem tych złotówek polskiemu rządowi na 40%.
Leszek Balcerowicz gwarantuje, że nasza gospodarka jest stabilna… czyli kurs walut prawie
stały i inflacja też… tyle że wysoka. I o to w tym biznesie chodzi!
4/8
Bardzo sprytny Plan Balcerowicza
Wpisany przez Andrzej Fidelis
Mechanizm nr 2 – prywatyzacja za złotówkę.
Jeśli nie jesteś Polakiem i już założyłeś w Polsce bank, to pożyczone na zachodzie dewizy,
możesz bez ryzyka wymienić na złotówki i pożyczyć je jakiejś fajnej fabryce (np. chemii
gospodarczej, typu „Pollena”) na 45% rocznie. Takie fabryki mają w latach 90-tych ciągłe
problemy z powodu przerostów zatrudnienia i gigantycznych zobowiązań podatkowych (m.in. z
powodu wprowadzonego przez naszego bohatera „popiwku”), mają też wielki potencjał z uwagi
na zwykle monopolistyczną pozycję na rynku. Tu warianty są dwa. Jeśli zakład spłaca swój
kredyt, zarabiamy tylko tyle co w mechaniźmie nr 1. Możemy jednak zarobić znacznie więcej,
jeżeli nasz kredytobiorca (choć zabrzmi to absurdalnie) jest nierzetelny i z powodu problemów
nie oddaje nam pieniędzy. Teraz bowiem, jako dobry wujek możemy kupić całą tę fabrykę za 1
zł razem z jego (naszymi) długami, a potem dogadać się sami ze sobą co do sposobu spłaty.
Oczywiście przed przejęciem majątek fabryki wyceni się na jakieś marne grosze (w końcu jest
nierentowna), a potem dziwnym trafem okaże się, że sama działka, albo biurowiec są warte
fortunę.
Może być też tak (jeśli mamy dobry biznesplan), że zakład
produkuje chodliwy towar, a wywalenie połowy załogi na zbitą mordę zagwarantuje rentowność
przedsięwzięcia, w które nie włożyliśmy ani grosza (dlaczego ani grosza – bo np. przez
pierwsze trzy lata kredytowania zakład wywiązywał się z płacenia odsetek, czyli oddał nam
120% włożonego kapitału).
Mechanizm nr 3 – zwolnienie z myślenia.
Jeśli nadal nie jesteś Polakiem, ale stosując poprzednie mechanizmy sprywatyzowałeś sobie
jakiś przyjemny zakładzik, to dostajesz dodatkowy bonus – trzyletnie wakacje podatkowe. Masz
pewność, że żaden polski przedsiębiorca, a tym bardziej zakład państwowy, którego jeszcze nie
przechwyciłeś, nie da rady konkurować z tobą cenami, bo będzie musiał płacić podatek
dochodowy (od osób prawnych ponad 32%), a ty nie! W ten sposób możesz przejąć kolejne
państwowe zakłady, zaskarbiając sobie wdzięczność kolejnych polskich rządów, którym tak
5/8
Bardzo sprytny Plan Balcerowicza
Wpisany przez Andrzej Fidelis
zależy na prywatyzacji. Oczywiście po trzech latach nadal nie musisz wcale płacić podatków.
Wystarczy, że zmienisz nazwę firmy, albo zamienisz się z kolegą, który ten sam numer zrobił w
innej branży. Możliwości jest wiele, bo w Polsce pieniądze leżą na ulicy.
Prywatyzacyjne sukcesy.
Trzeba przyznać, że dekada Leszka Balcerowicza obfitowała w prywatyzacyjne sukcesy. Na
przykład wielkim sukcesem prywatyzacji było na pewno sprzedanie telekomunikacyjnego
monopolisty TP SA państwowemu monopoliście francuskiemu France Telecom. Zaiste
prywatyzacja przez upaństwowienie
, w której wielki biznesowy talent objawił niejaki Kulczyk Jan, bowiem posiadając zaledwie 5%
udziałów obsadzał najważniejsze stanowiska w zarządzie firmy. Wielki ten biznesmen jakoś nie
jest doceniany na Zachodzie, widocznie z powodu żarliwego patriotyzmu interesy wychodzą mu
tylko w Polsce.
Następnym sukcesem była sprzedaż legendarnej firmy „E. Wedel” za 30 mln dolarów
łaskawcom z Pepsi.
Po trzech latach zwolnienia podatkowego (wartego znacznie więcej niż 30 mln. dolarów)
okazało się, że firma jest warta dla Cadbury prawie dziesięciokrotnie więcej. No cóż, państwowy
właściciel to nawet porządnie sprzedać nie umie (a może raczej nie umi, bo jest ze WSI).
Sprzedano jednak jeszcze wiele zakładów (takich jak Huta Warszawa, Walcownia Norblin, WZT
Polkolor), które przechodząc kilkakrotnie z rąk do rąk, wdeptały w ziemię kilkadziesiąt tysięcy
pracowników, by w końcu udowodnić, że największą wartość stanowiła ziemia, na której stały –
sprzedaż firmy tzw. inwestorowi strategicznemu okazywała się bowiem prawie zawsze wrogim
przejęciem przez konkurencję.
Terapia szokowa.
6/8
Bardzo sprytny Plan Balcerowicza
Wpisany przez Andrzej Fidelis
Niektórzy są w szoku do dziś. I nie chodzi tu o porównywanie czasów obecnych z PRL-em.
Żaden element komunistycznej gospodarki nie był w stanie przeżyć swoich czasów. Junta
„generała” Jaruzelskiego staczała się bezpowrotnie do rynsztoka, ale to nie Leszek profesor
Balcerowicz dokonał transformacji ustrojowej. On tylko próbował ręcznie sterować
nieodwracalnym samoistnym procesem
, co przyniosło jedynie niesprawiedliwy podział majątku narodowego, który zapewne został
uzgodniony w Magdalence. Transformacji dokonaliśmy sami, stając z łóżkami polowymi na
bazarach, przewożąc przez granice magnetowidy i komputery, zakładając tysiące małych
rodzinnych firm i cicho klnąc, uciekając w szarą strefę przed totalnie niemoralnym fiskusem.
Gdybyśmy, zamiast ulegać namowom naszego bohatera do transformacji ustrojowej, zaczęli
wszystko budować od zera, w zupełnie wolnorynkowym żywiole (jak np. RFN po II Wojnie
Światowej) – bylibyśmy dziś dużo dalej. Tego procesu nie możliwe było zatrzymać, bo nie da
się zatrzymać lawiny, a to nie Balcerowicz ją wywołał. Niestety jego sprytny plan zapewnił
„biznesmenom” z WSI, Żemkom i innym Gawronikom nieproporcjonalny udział w
prywatyzacyjnych konfiturach i za to powinni oni ufundować mu co najmniej kilka nagród Nobla.
Transformacja Leszka Balcerowicza
Pod koniec lat dziewięćdziesiątych stało się jasne, że dalsze dojenie polskiej gospodarki
opisanymi mechanizmami przestaje mieć sens i staje się nazbyt widoczne. Wówczas nasz
bohater przypomina sobie, że jest liberałem. Z wtorku na piątek (gdzieś tak w roku 2001)
pozwala narodowi zaciągać kredyty walutowe, siłą rzeczy oprocentowane, jak wszędzie na
świecie, na ok. 6% rocznie. Pociąga to za sobą konieczność obniżenia stopy refinansowej na
narodowej walucie do ok. 13%. I nagle okazuje się, że również inflacja przestaje dokuczać
polskiemu rynkowi. Jest prawie normalnie… ale prawie czyni wielką różnicę. Nie zmieniono
bowiem jednego – nadal nie mamy wolnego rynku walutowego. Możemy wprawdzie wymienić
złotówki w zagranicznych bankach, ale nie oznacza to, że zmieniono mechanizm ustalania
kursu. Nadal jest on sztuczny i nie mający odniesienia do rynku (zachodnie banki zwracają
polskie złotówki do NBP). Dowody na to są aż nadto widoczne. Po pierwsze, kurs Euro od
prawie dziesięciu lat nie zmienił się (ok. 4,20 zł), a podobno nasza gospodarka rozwija się
szybciej niż inne gospodarki europejskie. Powie ktoś, że jednak były wahania, zwłaszcza w roku
2007 i 2008. Tylko, że te wahania dowodzą właśnie braku rynku. Wystarczył bowiem napływ
kilku miliardów Euro, aby złotówka umocniła się o 20% (do 3,3 zł) na przestrzeni kilku zaledwie
miesięcy. Aby tego uniknąć należałoby dodrukować trochę banknotów… jednak lata
7/8
Bardzo sprytny Plan Balcerowicza
Wpisany przez Andrzej Fidelis
dziewięćdziesiąte minęły i obowiązują nas normalne unijne standardy. O ile jednak co do kursu
można dogadać się z EBC, o tyle fundusze spekulacyjne mają w nosie takie ustalenia i kierują
się jedynie zyskiem… ale to już zupełnie inna historia.
prof. dr Andrzej Fidelis
Dlaczego Rosja i Niemcy klepią Tuska po plecach?
Poziom niewolnictwa w Polsce.
Egalitaryzm dla frajerów.
Bretton Woods, czyli rynek dla naiwnych
8/8