Starość jako nieunikniona mutacja metafizyczna. O
Transkrypt
Starość jako nieunikniona mutacja metafizyczna. O
Dariusz Piechota (Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie) Starość jako nieunikniona mutacja metafizyczna. O Cząstkach elementarnych Michela Houellebecqa Wydane u schyłku XX wieku Cząstki elementarne odzwierciedlają egzystencję ludzi, żyjących „w nieszczęśliwych i skomplikowanych czasach”1. Niewątpliwie nowoczesny świat uległ głębokiej transformacji, a nieufność wobec wszelkich rodzajów utopii przyczyniła się do izolacji podmiotu egzystującego w świecie, w którym zgodnie z formułą Marshalla Bermana wszystko, co stałe, rozpływa się w powietrzu2. Destrukcji uległy nie tylko więzi społeczne, ale również ludzkie uczucia. Houellebecq ukazując historię dwóch przyrodnich braci, opętanych różnymi obsesjami, oddaje duchową niemoc społeczeństwa funkcjonującego w konsumpcyjnej rzeczywistości. Problem starości wydaje się być szczególnie istotnym elementem wpisanym w duchową biografię protagonistów. Akcja powieści rozpoczyna się 1 lipca 1998 roku. Wybitny naukowiec – Michel Dzierżyński u szczytu swojej kariery decyduje się na roczny urlop naukowy. Przypomnijmy, iż czterdziestolatek jest szefem zespołu badawczego w dziedzinie biologii molekularnej w Krajowym Ośrodku Badań Naukowych. Na uroczyste pożegnanie zaprasza kolegów z pracy, a atmosfera panująca podczas spotkania przypomina raczej stypę. Autor Platformy potęguje wrażenie upływającego czasu eksponując wydarzenia kojarzące się z nadciągającym kresem. Podróż po opustoszałej autostradzie w kierunku Paryża wywołuje w naukowcu niepokój; wydaje mu się, iż jest on ostatnim człowiekiem na Ziemi. Na skutek globalnego kataklizmu przetrwał jako ostatni reprezentant starego gatunku. Bohater po powrocie do domu odkrywa, iż jego kanarek nie żyje. Mimo, iż rozpoczęły się upragnione wakacje, mężczyzna dostrzega, że „dni stawały się coraz krótsze” (12). Z kolei wieczorna burza staje się impulsem do rozważań na temat popularnego kryzysu czterdziestolatka: Pierwsze oznaki – zarówno w wyglądzie zewnętrznym, jak w reakcji organizmu na wysiłek – wskazujące, że pewien próg został przekroczony, że rozpoczęła się długa droga w dół, ku śmierci, pojawiają się dopiero w wieku czterdziestu pięciu czy nawet pięćdziesięciu lat. Ponadto owemu sławnemu „kryzysowi czterdziestolatka” 1 M. Houellebecq, Cząstki elementarne, przeł. A. Daniłowicz-Grudzińska, Warszawa 2011, s. 5. Pozostałe cytaty z powieści pochodzą z tego wydania. Cyfry w nawiasach odsyłają do numerów cytowanych stron. 2 Por. M. Berman, „Wszystko, co stałe, rozpływa się w powietrzu“. Rzecz o doświadczeniu nowoczesności, przeł. M. Szuster, Kraków 2006. 1 towarzyszą pewne zjawiska natury seksualnej, raptowne i gorączkowe poszukiwanie ciał bardzo młodych dziewcząt. [21] Jego styl życia przypomina raczej egzystencję osiemdziesięciolatków, którzy ograniczają swoje ruchy oraz działalność do minimum, oszczędzając resztki życiowej energii. Bohater unika kontaktu z ludźmi; bezwiednie poddaje się przyśpieszonemu procesowi starzenia się. Warto w tym miejscu przypomnieć najważniejsze wydarzenia z życia Dzierżyńskiego. Porzucony przez rodziców, symbolizujących liberalne pokolenie ‘68 3, w dzieciństwie wychowywany był przez babkę. Od najmłodszych lat zafascynowany był nauką oraz techniką. Jego ulubioną lekturą okazała się seria Cały Wszechświat. Kluczową rolę w rozwoju przyszłego naukowca odegrał zestaw Młodego chemika, podarowany mu przez babcię na dwunaste urodziny. Przywołując wydarzenia z dzieciństwa czterdziestolatek wspomina jazdę na rowerze, podczas której mały chłopiec wypełniał płuca „smakiem wieczności” (34). Z perspektywy człowieka uosabiającego światopogląd dekadencki4, Dzierżyński jest świadomy, iż „wieczność dzieciństwa to krótka wieczność” (34). Będąc w stanie inercji, życie biologa potwierdza tezę o nieuchronnym kresie wszystkiego, co się rozwija oraz żyje. Dzierżyński przypomina człowieka, który w wyniku zaawansowanego procesu ewolucyjnego stał się produktem ostatecznym5. To ponowoczesny dekadent, symbolizujący starość ludzkiego gatunku, przejawiająca się w wygasaniu energii życiowej, stępieniu zmysłów oraz stanie inercji. Protagonista Cząstek elementarnych postrzega świat uczuć oraz emocji przez pryzmat biologizmu. Wspominając swoje pierwsze relacje z Annabelle naukowiec zestawia je z przedstawicielami innych gatunków, wśród których wczesny kontakt dotykowy odgrywa kluczową rolę (np. u szczurów, świnek morskich, kotów, psów). Ten ponowoczesny dekadent w sposób analityczny pragnie uporządkować swoje życie. Odtwarzając wspomnienia z dzieciństwa mężczyzna kreuje własną narrację, której podstawą jest teza, iż świat ludzi to główne źródło bólu oraz cierpienia. Ukojeniem stają się równania matematyczne dostarczające „pogodnej i głębokiej radości” (74). Nauka dla Dzierżyńskiego to nie tylko zastępcza forma ekspresji, ale również niepowtarzalna szansa na chwilowe przeżycie szczęścia. Warto pamiętać, iż u schyłku XIX stulecia dekadenci poszukiwali wolności w sztuce. Odrzucając naturę, nieustannie 3 Interesującą charakterystykę pokolenia ’68 odnajdujemy w książce Paula Bermana, Opowieść o dwóch utopiach. Ewolucja polityczna pokolenia ’68, przeł. P. Nowakowski, Kraków 2008. 4 Por. T. Walas, Ku otchłani (dekadentyzm w literaturze polskiej 1890-1905), Kraków 1986, s. 44–94. 5 Por. T. Walas, op. cit., s. 44. 2 przypominającą o ludzkim przemijaniu, artyści dążyli do zacierania granic między sztuką a życiem. Dekadenci wybierali albo rolę dandysa, żyjącego by prowokować swoim słowem oraz zachowaniem (casus Oskar Wilde) albo rolę cygana, ubierającego się na czarno, żyjącego w stadzie6. Michel traktuje życie jako projekt intelektualny. Narrator konstatuje, iż: „uczucia, które składają się na życie ludzi, nie stanowiły dla niego przedmiotu obserwacji; nie znał ich dobrze” (133). Podobnie jak dekadenci protagonista Cząstek elementarnych unika kontaktu z ludźmi, eliminuje z życia uczucia, emocje zaburzające jego monotonną egzystencję, wypełnioną licznymi teoriami z zakresu biologii molekularnej. Według naukowca życie powinno być równie proste jak równania matematyczne: „[...] czymś, co można przeżyć jak zbiór drobnych, powtarzalnych w nieskończoność, trochę nudnawych rytuałów, w które można by jednak wierzyć. Życie bez wyzwań, bez tragedii” (134). Dzierżyński, podobnie jak ofiary ponowoczesności, cierpi z powodu atrofii uczuć: Pewnego ranka, około jedenastej, położył się na trawie wśród obojętnych drzew. Dziwił się, że tak bardzo cierpi. Jego wizja świata, skrajnie oddalona od chrześcijańskiej kategorii odkupienia grzechów i łaski, obca samemu pojęciu wolności i wybaczenia, nabierała dziwnie mechanicznego i bezlitosnego charakteru. [98] Bohater rezygnuje z kolejnych badań naukowych, twierdząc, iż gdyby był młodszy może zaangażowałby się w nowe projekty. Pozbawiony energii życiowej protagonista wpatruje się całymi godzinami w żeberka kaloryferów zastanawiając się nad funkcją mężczyzn w ponowoczesnym społeczeństwie, w którym zakwestionowana została tradycja patriarchalna. Jako podmiot podatny na chorobę oraz degenerację, redukuje czynności życiowe do minimum. W świecie, w którym dominuje kryzys aksjologii oraz estetyki, a jednostki ulegają wynaturzeniu, zwyrodnieniu, przeszłość a także przyszłość kolejnej generacji traci jakiekolwiek znaczenie. Traktując życie jako projekt intelektualny, Dzierżyński wprowadza pojęcie mutacji metafizycznej odzwierciedlającej radykalne przemiany w powszechnie obowiązującej wizji świata: Mutacja metafizyczna rozwija się od razu, nie napotykając żadnych przeszkód, aż osiągnie ostateczny cel, jaki sobie założyła. Wymiata bez pardony systemy ekonomiczne i polityczne, sądy estetyczne i hierarchie społeczne. Jej biegu nie zdoła zatrzymać żadna ludzka siła – żadna inna siła niż pojawienie się kolejnej mutacji metafizycznej. [6] Proces ten może mieć wymiar ogólnospołeczny, ale także jednostkowy. Wraz z dynamicznym rozwojem nauki oraz techniki, jaki rozpoczął się w drugiej połowie XIX 6 Por. T. Walas, op. cit. 3 wieku, mutacja metafizyczna przyczyniła się do rozwoju racjonalizmu oraz indywidualizmu. Z kolei indywidualizm wpłynął na rozwój wolności, świadomości własnego „ja”, eksponując potrzebę odrębności oraz wyższości nad resztą ludzi: Zanim nastąpi jakaś mutacja metafizyczna – miał zanotować Dzierżyński wiele lat później – zapowiada ją, przygotowuje i umożliwia zespół pomniejszych mutacji, które często, w okresie ich pojawienia się, przechodzą niezauważone. Ja sam uważam się za jedną z tych pomniejszych mutacji. [204] Odwołując się do tezy Dzierżyńskiego możemy stwierdzić, iż jednym z wariantów mutacji metafizycznej może być spotkanie drugiej osoby, która diametralnie odmieni nasze dotychczasowe życie. Nie przypadkiem po kilkunastu latach Michel spotyka na cmentarzu Annabelle – swoją pierwszą miłość, która informuje go o śmierci swojego ojca. Spotkanie to staje się impulsem do opowieści o życiu z mijającym czasem w tle. Kobieta podobnie jak naukowiec nie wyszła za mąż. Bohaterka w rozmowie z Dzierżyńskim stwierdza, iż: „Teraz jesteśmy w tym samym punkcie [...]. Taki sam dystans dzieli nas od śmierci” (267). Annabelle opowiadając własną historię konstatuje, iż człowiek współczesny uwikłany jest w ewolucję regresywną, prowadzącą nieuchronnie każdą jednostkę ku śmierci oraz zagładzie: Dzisiaj się wydaje, że w życiu jest taki okres, kiedy chodzimy na randki, bawimy się; potem pojawia się obraz śmierci. Wszystkich mężczyzn, których poznałam, przerażała wizja śmierci, bez przerwy myśleli o swoim wieku. Ta obsesja zaczyna się bardzo wcześnie – ja się z tym spotkałam u ludzi dwudziestopięcioletnich – potem wciąż narasta. Zdecydowałam, że stop, wychodzę z gry. Prowadzę spokojne, pozbawione radości życie. [...] Chciałabym, żeby życie szybko mijało. [269] Bohaterowie spotykają się ponownie jako czterdziestolatkowie, niestety ich organizmy ulegają powolnemu rozpadowi. Przypominają dwa żywe trupy; jej ciało uległo dewastacji na skutek zażywanej kokainy w okresie rewolucji obyczajowej, z kolei jego pozostało przez ten czas w metaforycznej próżni, pozwalając mu na obserwację społeczeństwa z bezpiecznej odległości. Ponowna więź Annabelle z Michelem to kolejny wariant mutacji metafizycznej: Jedno i drugie wiedziało, że przeżywają ostatni prawdziwy związek, i uczucie to sprawiało, że każda wspólnie spędzona chwila zawierała w sobie coś rozdzierającego. Odczuwali wzajemnie do siebie ogromny szacunek i ogromną litość. W niektóre dni, mocą jakiejś nieprzewidywalnej magii, pojawiał się w ich życiu powiew świeżego powietrza, olbrzymie, pełne energii słońce; najczęściej jednak czuli, że rozpościera się w nich jakiś szary cień, że jakiś szary cień rozpościera się nad ziemią, która ich nosi, i we wszystkim dostrzegali zbliżający się koniec. [276] Protagoniści dostrzegają, iż łącząca ich więź nie będzie trwała wieczne. Zbliżający się kres potęguje w bohaterce lęki, związane z wypełnieniem mitycznej roli kobiety jako matki. Annabelle pragnie posiadać dziecko, które byłoby również symbolicznym przedłużeniem jej 4 biologicznego życia. W rozmowie z Dzierżyńskim stwierdza, iż: „[...] gdy miałam siedemnaście lat, nie przypuszczałam, że życie jest tak ograniczone, że możliwości jest tak niewiele” (317). Niestety, w wyniku badań kobieta dowiaduje się, że ma raka macicy w stadium drugiego stopnia. Po operacji „stała się bardzo łagodna, trochę dziwna i często śmiała się bez powodu; czasami jej oczy nagle wypełniały się łzami. Brała wówczas dodatkową tabletkę tercianu” (321): Nie odczuwała niczego szczególnego poza ogólnym, niemal metafizycznym smutkiem. Życie tak już jest urządzone, myślała; w jej ciele nastąpił zakręt, nieoczekiwany i niczym nieusprawiedliwiony zakręt; jej ciało nie może już stanowić źródła szczęścia i radości. Wręcz przeciwnie, stanie się stopniowo, właściwie już niedługo źródłem kłopotów i nieszczęścia dla siebie samej i dla innych. Musi więc zniszczyć swoje ciało. [...] Odkąd zachorowała, w ciągu kilku tygodni poczuła to, co tak często czują ludzie starzy: nie chciała być ciężarem dla innych. Pod koniec okresu dojrzewania życie zaczęło się toczyć bardzo szybko, potem nastąpił długi okres nudy; pod koniec znowu wszystko toczyło się bardzo szybko [podkr. moje – D.P.]. [323] Po samobójczej śmierci Annabelle, Michel odkrywa, że życie pozbawione jest sensu oraz logiki. Mężczyzna ponownie zamyka się w hermetycznym świecie nauki, który stanowi dla niego bezpieczną barierę odgradzającą go od złowrogiej rzeczywistości. Protagonista Cząstek elementarnych nie tylko ucieka od własnych uczuć oraz przeżyć, ale również nie poszukuje uniwersalnych pomysłów na życie, które mogłyby mu pomóc w opanowaniu wewnętrznego chaosu. Z dnia na dzień naukowiec doznaje rozpadu świata; kolejne osoby odgrywające istotną rolę w życiu Dzierżyńskiego niespodziewanie znikają. Kiedy po rocznym urlopie Michel wraca do pracy, dowiaduje się od przełożonego – Desplechina, że ten odchodzi na emeryturę. Na uwagę czytelnika zasługuje scena pożegnania: „Przez jedną, najwyżej dwie minuty Dzierżyński patrzył na tego mężczyznę, który oddalał się w zachodzącym słońcu” (315). Niewątpliwie epizod ten odzwierciedla nie tylko stan inercji protagonisty, ale również całego współczesnego świata, poszukującego skutecznego oraz trwałego remedium zapewniającego ład i harmonię w życiu jednostki7. Z obserwacji biologa wynika, iż „pod koniec [życia – D.P.] jest już tylko samotność, chłód i cisza” (336). Po zakończeniu prac badawczych znudzony monotonią, odczuwający, parafrazując słowa Kundery nieznośny ciężar bytu, Dzierżyński wybiera śmierć. Narrator informuje czytelnika, że prawdopodobnie „wstąpił w morze” (352). Epizod ten niewątpliwie budzi skojarzenia ze śmiercią Virginii Woolf, która pod wpływem pogłębiającej się depresji popełniła samobójstwo przez utopienie się w rzece Ouse 28 marca 1941 roku. Zniknięcie 7 Stan ten (typowy również dla przełomu XIX i XX wieku) trafnie uchwycił Dariusz Trześniowski w szkicu: Wampir Reymonta: upiorne sny zmęczonej Europy, [w:] Inny Reymont, red. W. Książek-Bryłowa, Lublin 2002, s. 111-122. 5 Dzierżyńskiego staje się źródłem licznych spekulacji nie tylko na temat jego prac badawczych, ale również jego życia prywatnego. Walcott, najbliższy współpracownik określił go jako człowieka, w którym: [...] było coś zniszczonego, coś całkowicie zdewastowanego. Zawsze miałem wrażenie, że życie mu ciążyło, że nie utrzymywał już najmniejszego związku z czymkolwiek, co żyje. Myślę, że wytrzymał dokładnie tyle czasu, ile mu było potrzeba, aby dokończyć swe prace, i że nikt z nas nie może sobie nawet wyobrazić, ile wysiłku go to kosztowało. [351] Z kolei Hubczejak, badający pisma Dzierżyńskiego doszedł do konstruktywnych wniosków, iż podobnie jak genialny naukowiec: „[...] ludzkość ma zniknąć; ludzkość ma dać początek nowemu gatunkowi, pozbawionemu płci i nieśmiertelnemu, który przezwycięży problem indywidualizmu, rozłąki i troski o przyszłość” (355). Ofiarą nieuniknionej mutacji metafizycznej staje się również przyrodni brat naukowca Bruno, ogarnięty syndromem kryzysu czterdziestolatka. Protagonista podobnie jak inni mężczyźni w jego wieku poszukuje skutecznego remedium mającego dokonać remisji postępującej starości. Niepogodzony z własną męskością, Bruno nie potrafi przeżywać życia w sposób świadomy. Zamknięty w sobie, introwertyk nie jest w stanie odnaleźć własnego miejsca w nieustannie zmieniającym się świecie. Mężczyzna żyje na krawędzi, podporządkowując swoje działania wyłącznie zaspokajaniu nieustannie narastających w nim popędów. Punktem zwrotnym w jego życiu stało się spotkanie swojego przyrodniego brata – Michela, z którym ponownie nawiązał kontakt po ukończeniu czterdziestu lat. Paradoksalnie mężczyźni już jako dwudziestolatkowie czuli się staro. Narrator konstatuje, iż: Tak już zostanie: będą czuli się coraz starzej i będą się tego wstydzić. Ich epoka miała wkrótce przejść z powodzeniem przez pierwsze w historii tego typu przeobrażenie: zatopienie tragicznego uczucia śmierci w ogólniejszym i bardziej zwiotczałym poczuciu starzenia. [135] Warto w tym miejscu przypomnieć, iż u schyłku XIX wieku lekarze francuscy i niemieccy ostrzegali przed rosnącym zjawiskiem wyczerpania nerwowego wśród młodych ludzi oraz przedwczesnego zmęczenia życiem. Tropem tym w swoich rozważaniach podążał Enrico Ferri, który stwierdził, że „choroby umysłowe, samobójstwa i zbrodnie zajęły miejsce tyfusu, ospy i cholery, szczęśliwie pokonanych przez naukę”8. Zmęczeni życiem po przekroczeniu progu starości, pojmowanego jako okrutne więzienie, mężczyźni spotykają się 8 Przytaczam za: J. Jedlicki, Świat zwyrodniały. Lęki i wyroki krytyków nowoczesności, Warszawa 2000, s. 191. 6 regularnie, rozmawiając na temat własnych doświadczeń. Zagubieni w codzienności w trakcie spotkań, przypominających seanse psychoanalityczne, próbują uporządkować swoje życie. Dzięki nim poznajemy historię Bruna. Przypomnijmy, iż chłopiec po rozwodzie rodziców przebywał z dziadkami. Będąc nastolatkiem traktowany był przez rówieśników jako kozioł ofiarny; niejednokrotnie był przez nich bity oraz wykorzystywany. Po skończeniu studiów rozpoczął pracę na stanowisku nauczyciela literatury. W szkole obserwował młodzież, której zachowanie porównywał do świata zwierząt (podobnie zresztą jak jego przyrodni brat); w każdej grupie wskazywał na jednostkę dominującą, która wyznaczała wszystkim jej członkom odpowiednie miejsce w szeregu. Ogarnięty szałem masowej konsumpcji seksu odwiedza Miejsce Odmiany, przeżywające renesans w latach sześćdziesiątych. Dekadę później miejsce to stało się przestarzałe, a jego stali bywalcy przeobrażają się w starszych panów oraz starsze panie. Aby zyskać nowych młodszych członków właściciele wprowadzili zniżki dla młodzieży oraz nowe kursy z zakresu psychologii humanistycznej. Członkowie Miejsca Odmiany za wszelką cenę koncentrując się na wschodniej ezoterycznej wiedzy starają się zdobyć monopol na zbawienie9. Przełomowym wydarzeniem w biografii Bruna, składającej się z szeregu rutynowych czynności nieustannie powtarzanych każdego dnia, okazała wiadomość, iż zostanie on ojcem: Kiedy dowiedziałem się, że to będzie chłopczyk, doznałem szoku. Od razu coś najgorszego, sytuacja najgorsza z możliwych. Powinienem być szczęśliwy; miałem dopiero dwadzieścia osiem lat, a czułem się, jakbym już nie żył. [198] Niepogodzony z postępującą starością, ani z przypadającą mu rolą społeczną, wynikającą z narodzin syna, Bruno przypomina neurastenika, emocjonalnego inwalidę cywilizacji schyłku XX wieku. Wraz z pojawieniem się syna jego egzystencja wydaje się być wpisana w plan totalnej destrukcji. Mężczyzna unika kontaktu z synem; jest świadomy, iż z wiekiem ich relacje ulegną pogorszeniu. Jako trzydziestolatek decyduje się poświęcić resztę mijającego życia pisaniu, będącego również formą indywidualnej psychoanalizy. Bruno nie potrafi pogodzić się z faktem, iż jego młodość nieuchronnie przemija. W przeciwieństwie do brata, który traktuje życie jako projekt intelektualny protagonista Cząstek elementarnych cierpi na atrofię woli. Bruno to obywatel społeczeństwa wyczerpanego, zużytego, pozbawionego energii. To niewątpliwie przedstawiciel zmęczonej Europy. Jako 9 W ośrodku zaczęto wprowadzać zajęcia o półreligijnej ispiracji: „Przetrwały oczywiście zajęcia ze zmysłowego masażu lub uwalniania orgonu; dało się zauważyć także coraz żywsze zainteresowanie astrologią, egipskim tarotem, medytacją nad czakramami, ukrytymi energiami” (120). 7 czterdziestolatek podsumowuje swoje dotychczasowe życie, cechujące się powolną degradacją oraz duchową śmiercią: [...] pracuję na posadzie, wynajmuję mieszkanie, nie mam niczego do przekazania synowi. Nie istnieje taki zawód, którego chciałbym go nauczyć, nie mam pojęcia, co mógłby robić w przyszłości; zasady, których mnie uczono, jemu nie przydadzą się do niczego, on będzie żył w zupełnie innym świecie. Zaakceptować ideologię ciągłej zmiany to zaakceptować fakt, że życie człowieka jest zredukowane do jego indywidualnej egzystencji i że przeszłe i przyszłe pokolenia nic dla niego nie znaczą. [191] Bruno jako jednostka dysfunkcyjna, obserwując postępujące oznaki starzenia się, pozostaje w stanie bezradności, egzystencjalnego „zawieszenia”: Wypadają mi włosy, mam skłonności do tycia; im bardziej się starzeję, tym bardziej staję się nerwowy i wrażliwy i tym większe cierpienie sprawiają mi przejawy odrzucenia i wzgardy, z jakimi się spotykam. [...] [po lekturze Procesu Kafki – D.P.] Od razu pojął, że ten spowolniały, naznaczony wstydem świat, gdzie istoty mijają się w astronomicznej pustce, gdzie nie istnieje możliwość jakiegokolwiek związku, jest dokładnym odpowiednikiem jego świata mentalnego. Tak, to powolny i zimny świat. [67] Tragizm mężczyzny wynika z faktu, iż nie odkrył on sensu własnego istnienia. Życie Bruna staje się egzemplifikacją „starości bezradnej, żałosnej, dostarczającej dowodów na «skandal istnienia», a jednocześnie otwierającej na prawdę o sensie egzystencji”10. Podczas rozmowy z bratem, mężczyzna trafnie charakteryzuje starość, w trakcie której „[...] reakcje uczuciowe tracą na intensywności, rzadko się zachowuje urazy, rzadko się odczuwa radości; człowiek interesuje się przede wszystkim funkcjonowaniem swoich organów, ich niepewną równowagą” (216-217). Związek z Christine okazuje się być równie tragiczny. Kobieta podobnie jak Bruno odczuwa silną presję związaną z upływającym czasem. Podczas rozmowy z kochankiem stwierdza: Mam ochotę żyć z tobą. Mam wrażenie, że już wystarczy, że już za długo byliśmy nieszczęśliwi. Później przyjdą choroby, inwalidztwo i śmierć. Ale myślę, że możemy być szczęśliwi, razem, do końca. W każdym razie mam ochotę spróbować. Wydaje mi się, że cię kocham. [256] Niestety ich szczęśliwy związek nie trwa długo; u kochanki wykryto martwicę kręgów lędźwiowych w stadium nieodwracalnym, powodującym stały paraliż nóg. U kresu własnego życia bohaterka określa życie ludzkie jako długi, ponury okres nudy, po którym „[...] nagle pojawia się jakiś zakręt i ten zakręt okazuje się być ostateczny” (285). Po samobójstwie Christine Bruno postanawia spędzić resztę swojego życia w klinice psychiatrycznej dla pracowników oświaty. 10 Por. E. Paczoska, Niemłodzi i starzy u Prusa, [w:] eadem, Dojrzewanie, dojrzałość, niedojrzałość. Od Bolesława Prusa do Olgi Tokarczuk, Warszawa 2004, s. 143. 8 Biografie obu protagonistów odzwierciedlają narastające niepokoje u schyłku XX wieku dotyczące nie tylko celowości ludzkiego istnienia, ale również samego procesu starzenia się. W społeczeństwie ponowoczesnym najbardziej pożądaną wartością staje się „duchowość” (spirituality)11, rozumiana jako dbałość o zdrowie, sprawność oraz dobrostan ciała. Wielką popularnością cieszą się ośrodki poświęcone enigmatowi body and soul. Do grupy tej – jak pisze Zygmunt Bauman należą: [...] ośrodki wakacyjne, producenci i sprzedawcy produktów zdrowotnych (poprawnych ekologicznie) oraz środków dietetycznych, przychodnie lekarskie i kluby dla pragnących zwiększenia sprawności fizycznej i pozbycia się tuszy, kliniki obiecujące zapobiec zaburzeniom zachowania i reakcji na różne bodźce, salony masażu, aromaterapii i medycyny holistycznej, wytwórcy kosmetyków i kliniki chirurgii kosmetycznej; tu i tam pojawiał się portal z zaproszeniem na spotkanie z jakimś mędrcem, który obiecywał odsłonić tajemne związki między duszą a ciałem i pouczyć, jak je bardziej jeszcze (albo mniej) intymnymi uczynić. [19] W powieści Houellebecqa interesujące wydają się także konstatacje na temat starzejącego się społeczeństwa spod znaku New Age12. Autor stwierdza: Starzejących się samotnie mężczyzn nie ma co żałować. Piją podłe wino, zasypiają i śmierdzi im z ust; potem budzą się i zaczynają wszystko od nowa; dość szybko umierają. Starzejące się samotnie kobiety łykają środki uspokajające, ćwiczą jogę, chodzą do psychologów; żyją do późnej starości i bardzo cierpią. Sprzedają ciało, które osłabło, zbrzydło; wiedzą o tym i przez to cierpią. A jednak nie rezygnują, nie potrafią zrezygnować z pragnienia, żeby ktoś je kochał. Padły ofiarą iluzji i tak będzie do końca. [157] Postulaty głoszone przez Miejsce Odmiany, czy też inne organizacje z kręgu New Age wydają się być niemożliwe do osiągnięcia, gdyż rozwój każdego społeczeństwa oparty jest na współzawodnictwie oraz rywalizacji. Co więcej, poszukiwanie wartości duchowych w społeczeństwie konsumpcyjnym jest zadaniem niezwykle trudnym. Niewątpliwie 11 Por. Z. Bauman, Duch i ciało na rynku – duchowość na sprzedaż, „Znak” 2011, nr 7–8, s. 17–22. Przypomnijmy, iż New Age to alternatywny ruch kulturowy, zapoczątkowany w Kalifornii w latach 60tych XX w., szybko rozprzestrzenił się w całej Ameryce oraz północnej Europie. Głównym założeniem tego nurtu było przekonanie, iż żyjemy w czasach ostatecznych, po których nastąpi kres oraz przejście w nową rzeczywistość zwaną złotym wiekiem ludzkości. W okresie tym ludziom będzie żyło się lżej dzięki przewartościowaniu wszelkich dotychczasowych doświadczeń. Zapowiadana transformacja przypominać będzie apokaliptyczną wizję zagłady (początkiem której będzie wybuch III wojny światowej). Inni przedstawiciele tego nurtu twierdzą, iż transformacja ta odbędzie się łagodnie oraz niezauważalnie. Symboliczną datą jest rok 2012, w którym to nastanie era Wodnika. Źródeł New Age należy szukać w pismach Heleny Bławatskiej, antropozofii Rudolfa Steinera. Jako kierunek filozoficzny charakteryzuje monizm oraz panteizm. Wszyscy ludzie są jednością. Ruch ten zaleca wiele praktyk mających na celu zjednoczenie jednostki z całym uniwersum poprzez medytację, jogę, koncentrację. Najważniejszą wartością jest wolna wola istoty ludzkiej, a najważniejszym dobrem oraz celem jej istnienia jest miłość. Życie ziemskie jest tylko stanem przejściowym. Śmierć to proces transformacji energii w inną energię. Przedstawiciele tego nurtu dążyli do łączenia elementów różnych religii (chrześcijaństwa, buddyzmu), po to aby podkreślić indywidualny rozwój człowieka. Wyznawcy New Age zafascynowani byli okultyzmem, parapsychologią; uważali, iż stare miasta posiadają tajemniczą energię (m.in. Stonehenge, gdzie celebrowano letnie przesilenie), która sprzyja medytacji. Patrz: B. Dobroczyński, New Age, Kraków 2000; K. Brown, New Age, [w:] Oxford Guide to British and American Culture for learners of English, Oxford 2005, s. 327. 12 9 fundamentalne pytanie zadawane przez współczesne społeczeństwo brzmi: Co skutecznie pozwala zapomnieć o śmierci? Houellebecq odwołując się do literatury stwierdza, iż: W Nowym wspaniałym świecie są to leki przeciwlękowe i antydepresyjne; w Wyspie mamy do czynienia z raczej z medytacją, z narkotykami psychodelicznymi, z pewnymi elementami religijności hinduskiej. Obecnie ludzie próbują w praktyce stosować jedne i drugie. [181] Ruchy w stylu New Age dostrzegły konieczność zerwania z traumatycznym wiekiem XX cechującym się immoralizmem, indywidualizmem, a także tendencjami antyspołecznymi. Zmiana obowiązującego paradygmatu sprawiła, iż jednostka egzystująca w świecie, w którym wszystko, co stałe, rozpływa się w powietrzu, szczególnie odczuwa metafizyczną pustkę. Autor Platformy rozważając problem starości stawia kluczową hipotezę: czy ponowoczesne społeczeństwo przetrwa bez religii? Houellebecq konstatuje, iż: „[...] żadne społeczeństwo nie może funkcjonować bez scalającej je osi, którą jest religia” (357). Niestety ponura wizja zmierzchu cywilizacji europejskiej zostaje szczególnie wyeksponowana w epilogu powieści wraz z pojawieniem się nowego gatunku ludzkiego. 27 marca 2029 roku, dwadzieścia lat po zniknięciu Dzierżyńskiego, ujawniono pierwszy egzemplarz ludzki, stworzony wyłącznie przez człowieka. Wyginięcie „starego” gatunku wydaje się być wyłącznie kwestią czasu. Okazało się, iż opracowana przez naukowca teza dotycząca mutacji metafizycznych dotyczyła nie tylko życia jednostki, ale również całego gatunku ludzkiego. Mimo, iż wypieramy myśli o śmierci, które traktujemy jako [...] pewnego rodzaju szum w tle; gdy tylko plany i pragnienia zacierają się, ów szum zaczyna wypełniać mózg. Z wiekiem jego obecność staje się coraz bardziej natarczywa; można go porównać do zduszonego chrapania, do niemiłego zgrzytu. Dawniej szum w tle towarzyszyło oczekiwanie na Królestwo Niebieskie; dzisiaj tworzy go oczekiwanie na śmierć. [91] Houellebecq podkreśla, że wraz z niekontrolowanym rozwojem nauki oraz obsesją pozostania wiecznie młodym oraz pięknym, człowiek ponowoczesny pokłada „zaufanie tylko w dobrach doczesnych” (298), zapominając o aspekcie duchowym. Współczesne starzejące się społeczeństwo odczuwa wewnętrzną pustkę, wynikającą częściowo z dostrzeżenia chaosu w otaczającym świecie. „Jeśli przez zbawienie rozumiemy poznanie siebie – jak konstatuje Colin Wilson – wszyscy ludzie skazani są na potępienie”13. 13 Por. C. Wilson, Outsider, przeł. M. Traczewska, Poznań 1992, s. 252. 10