Mec. Grzegorz Kucharski

Transkrypt

Mec. Grzegorz Kucharski
Drogi Nasz Dziekanie,
wykorzystując okazję, jaką stał się Twój list otwarty, pozwalam sobie skomentować
niektóre z całej plejady poruszonych w nim ważnych, wręcz fundamentalnych,
problemów.
Nie jestem w stanie utrzymać diapazonu, którym tak mistrzowsko się posługujesz, ale
podejmę próbę.
To nie pobudka, to capstrzyk
Masowy, globalny klient nie czeka na naszą pomoc i obsługę.
Dzisiejszy klient to już nie zagoniony przez aparat władzy w nasze szpony,
zdesperowany, nieświadomy swoich praw, przestraszony obywatel. Nie można go już
na szczęście skierować do kasy Zespołu Adwokackiego i kazać opłacić „na zespół” ,
a potem wygarbować mu skórę swoim honorarium. Po zespołach pozostały już tylko
stare, podrdzewiałe tablice i zabawne przepisy Prawa o Adwokaturze. Dzisiejszy
klient nie potrzebuje w ogóle formuły Adwokatury sprzed dwudziestu lat, a nawet
sprzed trzech lat.
Nikt dzisiaj nie wierzy, że prawo jest wiedzą tajemną, do której dostęp mają
tylko nadęci prawnicy w togach lub bez. Prawo może i jest skomplikowane,
sprzeczne i trudne, ale powodem takiego stanu rzeczy jest poziom prawników
stanowiących przepisy, a nie intelektualne ograniczenie masowego, globalnego
klienta. Z rozbawieniem patrzę jak w niezbyt trudnych i niezbyt wymagających
sprawach karno-gospodarczych, niekompetentny prokurator oskarża niechlujnym
aktem oskarżenia, przed nieprzygotowanym do sprawy sądem. Jeśli do tego dołączyć
słabo przygotowanego do sprawy adwokata, dopełnia się obraz tzw. wymiaru
sprawiedliwości. Na ławie siedzi masowy, globalny klient, który jednym kliknięciem
jest w stanie sprawdzić całe to towarzystwo, przestarzały, fatalnie funkcjonujący,
coraz droższy społecznie teatr.
Dla uniknięcia wszelkich niedomówień, najpierw o sobie. Jestem pierwszym i
ostatnim pokoleniem w adwokaturze warszawskiej. Piszę ostatnim, nie dlatego,
żebym nie szanował swojego zawodu, ale robię wszystko, żeby mój syn nie zaczynał
nawet studiów prawniczych. Zawód, o którym marzyłem nie istnieje. Ten, który
wykonuję to skomplikowana hybryda. Firmę adwokacką w rozmiarze
odpowiadającym potrzebom dzisiejszych czasów, może poprowadzić sprawny
menadżer. Ostatnia osoba, która się do tego nadaje, to praktykujący adwokat. Wydaje
mi się, że takie myślenie zwyciężyło w moim pokoleniu. W grupie, w której
zdawałem egzamin adwokacki (grupie trzydziestoosobowej), są koledzy, którzy
nigdy nie użyli togi otrzymanej od Rady Adwokackiej w nagrodę za celująco zdany
egzamin. Członkiem Izby jestem od 1987 roku, a adwokatem od 22 lat. Należę do
grupy adwokatów, którzy nie złożyli akcesu do Zespołu Adwokackiego. Uznaliśmy
wtedy gremialnie, że taka formuła jest już wyczerpana i dostatecznie
skompromitowana.
Rok 1989 przyniósł ze sobą możliwość kreowania nowych
podmiotów prawnych służących wykonywaniu zawodu. Z radością wspominam
dziesiątki, setki nowych firm prawniczych tworzonych spontanicznie - bez planu,
wiedzy o działaniu i wzorców. Sporo z tych firm wzorowanych było na naszym guruKancelarii mecenasa Tomasza Wardyńskiego. Firmy te dawały sobie radę na
dynamicznie rozwijającym się rynku. Nasza kancelaria przetrwała już dwadzieścia
dwa lata w niezmienionym składzie osobowym. Jest dla mnie zaszczytem i
satysfakcją uczestniczenie w tej firmie.
W ciągu dwóch dekad przez naszą firmę przewinęły się dziesiątki, a nawet już
setki prawników. Wierzę, wiem to na pewno, że praca u nas zostawiła w nich ważne
piętno. Sędziowie, notariusze, adwokaci, radcy prawni to legion dobrze
przygotowanych do zawodu adeptów sztuki prawniczej. Przychodzili jako studenci,
odchodzili do wielkich, globalnych korporacji prawniczych, sądów, urzędów
państwowych. Z przyjemnością czytam ich publikacje, śledzę ich kariery, ale
największą radość odczuwam, kiedy śmiało zakładają swoje własne firmy i
konkurują bez kompleksów z największymi graczami na rynku. Nie zmarnowaliśmy
dwudziestu lat działalności naszej firmy.
Niestety, ostatnio obserwuję coraz mniej entuzjazmu w takim działaniu.
Częściej spotykam chęć pracy na etacie w korporacjach i w urzędach. A może to
następny etap ewolucji i potrzeb zmieniającego się rynku?
Lojalność to cecha bezcenna w działaniu na rzecz samorządu. Zgoda.
Przy Tobie Dziekanie stoimy i stać chcemy. Nie wiem czy na czele naszego
samorządu stoi właściwy człowiek. Z miejsca, w którym pracuję nie najlepiej widać.
Nie mam jednak poczucia, że czas ostatnich wielu lat został zmarnowany.
Przeczy temu dynamiczny rozwój branży usług prawnych. Okopy Świętej Trójcy
zostały poza nurtem rzeki. Rzeka znalazła nowe koryto, ale stojące na jej drodze
tamy i chytre przeszkody zniosła lub ominęła. Próby regulacyjne kończą się właśnie
na naszych oczach. A tak na marginesie. Pomysł deregulacji oparty na obniżeniu
wymagań egzaminacyjnych mógł wymyślić jedynie tęgi filozof.
Co do radców prawnych, hipokryzja działań adwokatury w ostatnich wielu
latach doprowadziła do katastrofalnych efektów. Konkurencja pomiędzy
samorządami obu zawodów dała efekt przerażający. Oto parę tylko moich osobistych
doświadczeń z ostatnich miesięcy.
Toczy się sprawa majątkowa przed sądem cywilnym. Dochodzi do negocjacji z
radcą prawnym, reprezentującym stronę w sporze. Na następnej rozprawie otrzymuję
pismo procesowe, w którym radca prawny umieszcza treść negocjacji. Moje
wątpliwości pozostają bez reakcji sądu, a radca prawny powołuje się na działanie w
interesie klienta. „Im kultura nie zabrania, robić takie polowania”.
Radca prawny wzywa mojego klienta do zapłaty, fałszując tytuł wykonawczy
rzekomo prawomocnego wyroku.
Radca prawny wynajmuje detektywa, który sprawdza czy zwolnienie lekarskie
złożone przez adwokata w sądzie nie jest wyłudzone. Detektyw wykrywa, że
adwokat w trakcie zwolnienia odwiedza swoją kancelarię. Sprawa staje się
przedmiotem postępowania karnego.
Radca prawny zaprasza do swojej kancelarii akcjonariuszy na walne
zgromadzenie spółki. Przy pomocy firmy ochroniarskiej opróżnia salę z
akcjonariuszy i ich adwokatów, których uznaje za niewygodnych.
Taki nurt ma ta rzeka Drogi Dziekanie.
Przestańmy iść pod prąd - wzywasz. Ja Ci na to odpowiadam: tylko martwe
ryby płyną z prądem. Nie godzę się na takie metody działania i nie interesuje mnie
samorząd, który je ochrania. Tworzenie standardów działania prawnika, radcy
prawnego czy adwokata, to zadanie najwyższej wagi. Lista grzechów adwokatów jest
długa i publicznie znana. Reakcja organów samorządu razi bezradnością. Adwokaci
przemycający do aresztów narkotyki, telefony komórkowe, przenoszący grypsy,
nadużywający zwolnień lekarskich, doradzający grupom przestępczym to tylko
niektóre, na szczęście niezbyt liczne, przykłady głośnych deliktów dyscyplinarnych.
W epoce trwającej dzisiaj rewolucji technicznej, możliwości nadużywania
społecznego zaufania stały się nieograniczone. Są proporcjonalne do rozwoju
techniki. Pękły tamy prywatności - każdego można podsłuchać, śledzić, podejrzeć, a
w końcu zniszczyć przy pomocy nowoczesnych mediów. Te środki jeszcze parę lat
temu znane były jedynie futurologom.
Dziekanie Drogi, zadajesz szereg pytań, na które jako adwokat od lat
działający w samorządzie, znasz odpowiedź. Ciekawi Cię, co mają do powiedzenia
inni adwokaci? Otóż najczęściej niewiele. Zadowoleni z chwiejnego status quo,
pochowani w małych pokoikach, w wynajmowanych kątem u kapitału, sprzedają
swoje usługi. Ich wieczne niezadowolenie przejawia się jedynie w narzekaniu
godnym warszawskich taksówkarzy. Parę lat temu adwokatura broniąc Zespołów
Adwokackich pogubiła się w wolnym rynku wolnych obywateli. Dystans do firm
prawniczych, tworzonych przez innych uczestników rynku usług prawniczych,
rośnie, ale nie jest nie do odrobienia.
Adwokatura to pokusa pracy dla sprytnych, byłych sędziów i prokuratorów,
bez cienia wątpliwości, i wstydu, wykorzystujących swoje dawne pozycje zawodowe.
To miejsce, gdzie zasiadają zdeklasowani przedstawiciele nauki prawa, którym
katedra pomaga w wyłudzaniu pieniędzy od wszystkich i za wszystko. Rano uczelnia,
w południe sąd, wieczorem całowanie klamki kapitału i zalew bredni w telewizji, w
charakterze eksperta od wszystkiego. Adwokat nawołujący do stosowania aresztu
tymczasowego w sprawie, której w ogóle nie zna! Nigdy nie poczułem się tak
upokorzony i bezradny.
Co Ty na to Dziekanie?
Wiele można by mówić o problemach zagrożeń dla wolności człowieka i
obywatela w kontekście funkcjonowania naszego Państwa. Piszesz w swoim liście o
aktach oskarżenia bez podstaw, o nadużywaniu instytucji zatrzymania i aresztu
tymczasowego.
Ty piszesz, ja piszę, my piszemy, a prokuratura nadal opiera się na zasadach
sformułowanych przez rosyjskiego cara Piotra I. Hierarchiczne podporządkowanie
narady nad wymiarem kary, wszechwładne polecenie i instrukcje na obwolucie akt.
Oto instrumenty, które łamią karki młodym prokuratorom. Nie chce im się nawet
odczytywać uzasadnienia aktu oskarżenia w mowie końcowej. Zresztą po co, skoro
przewód sądowy potwierdził tezy w nim zawarte!!! Jak ma wyglądać mowa końcowa
adwokata, jeśli prokurator mówi jedno zdanie: ”Popieram akt oskarżenia i wnoszę o
wymierzenie siedmiu lat pozbawienia wolności”? Praktyka sądowa poszła drogą
dobrowolnego poddania się karze art. 335(Kpk) i 387(Kpk). Wiesz, Dziekanie, jaki
jest tego efekt? Adwokaci wespół w zespół z prokuratorem i sędzią namawiają
podejrzanego do poddania się karze. Obywatel ma poczucie osamotnienia. Własny
obrońca z zapałem i swadą tłumaczy mu, że to będzie dla niego korzystne, mniej
kosztowne, wyrok mniejszy, zatarcie skazania szybsze - same korzyści. Jeden tylko
szkopuł. On jest niewinny! Spotykam dziesiątki „zdepekowanych” skazanych, którzy
zeznając po latach, w charakterze świadka, pokazują jak działa instytucja
dobrowolnego poddania się karze. Wielomiesięczny areszt, załamanie psychiczne,
powoduje, że nakłonienie podejrzanego do poddania się karze przez prawników to
norma. Sądy nie zadają sobie trudu, żeby badać czy okoliczności przestępstwa nie
budzą wątpliwości. Skądinąd słusznie, skoro nie budzą wątpliwości u obrońcyadwokata.
Pamiętasz Dziekanie, Zgromadzenie Izby Warszawskiej z początku lat
dziewięćdziesiątych? Lewa strona sali Audytorium Maximum gotowa do zmian,
których wymagała tamta chwila. Przygotowane wystąpienia młodych adwokatów
pełne były propozycji zmian. Ja pamiętam doskonale wystąpienia naszych
prominentnych adwersarzy ze strony prawej. „Chcecie przyjmować do zawodu tylko
bogatych, przyjmować klientów siedząc w skórzanych fotelach, reklamować swoje
usługi, wydając materiały informacyjne ze zdjęciami, oznaczać tablicami kancelarie,
bez ich zatwierdzenia przez organy adwokatury.” Pamiętam te wystąpienia i osoby,
które je wygłaszały. Dzisiaj mogę życzyć im dużo zdrowia, bo teraz tego najbardziej
potrzebują. Tamten czas powinien być czasem pobudki.
„Czapkę wicher niesie, róg huka po lesie...”
Z radością dostrzegam Twoje zainteresowanie aktywnością i potencjałem
naszych aplikantów. Do tej pory słyszeli tylko utyskiwania, że jest ich za dużo i
stanowią ciężar dla samorządu.
To dawno niesłyszany, potrzebny głos przedstawiciela samorządu.
Wielce Szanowny Dziekanie, na końcu odwołuję się do ostatniej chyba
najważniejszej strofy Twojego ulubionego wiersza Adama Asnyka:
„Wy nie cofniecie życia fal!
Nic skargi nie pomogą
Bezsilne gniewy, próżny żal
Świat pójdzie swoją drogą”
Warszawa 8 kwietnia 2012 r.
Grzegorz Kucharski
adwokat

Podobne dokumenty