Część druga

Transkrypt

Część druga
8
PIĄTEK 12.09.2014
gazetaolsztynska.pl / dziennikelblaski.pl
Co słychać w Olsztynie
Pozostałyśmy kobietami!
— Przeszłyśmy inne drogi, ale łączy nas wspólna historia —
mówi pani Bożena, która wraz z innymi amazonkami z Olsztyna
zajęła drugie miejsce na spartakiadzie. — Wspieramy się
nawzajem, ale nie użalamy nad sobą. Życie nie kończy się po
operacji, wręcz odwrotnie — nabiera zupełnie innego sensu.
Weronika Makar
[email protected]
X Spartakiada Amazonek
odbyła się pod hasłem „Dąż
do doskonałości“. Areną zmagań było Olsztyńska Szkoła
Wyższa. Silne reprezentacje
pań przyjechały z całego kraju. — Wszystkie konkurencje
były dostosowane do naszych
możliwości — zapewniła nas
zawodniczka z Legionowa,
od dwóch lat amazonka.
Pierwsze miejsce zajęły
amazonki z powiatu olsztyńskiego. Na podium stanęły
też panie z Olsztyna. W przerwie między zawodami opowiedziały nam o odnalezieniu
nowego sensu życia.
Tęczówka prawdę
powiedziała
Pewnego dnia pani Gabriela poszła na mammografię.
Okazało się, że ma guzek
w piersi. Był rok 2000. —
Czułam się przerażona —
wspomina. — Ale jestem urodzoną optymistką. Wiedziałam, że pokonam chorobę.
W tym samym roku przeszła
oszczędzającą operację jednej piersi. Dwa lata później
okazało się, że trzeba ją amputować. — Dziś noszę protezę. Mimo to wciąż czuję się
kobietą — zapewnia.
Judyta Kucharczyk dowiedziała się o chorobie dwa lata
temu w trakcie jednej z mammografii, które powtarzała co
roku. — Byłam w strachu.
Nie wierzyłam, że coś takiego
mogło ze mną się stać. Z kimś
innym tak, ale nie ze mną —
wspomina.
Firma, w której pracowała
pani Anna, ogłosiła upadłość
w 2006 roku. — Był to dla
mnie ogromny stres. Wiedziałam, że nie mam 20 lat, że
nie znajdę tak szybko pracy —
opowiada.
Rok później poszła z koleżanką na spotkanie promocyjne dotyczące plastrów
oczyszczających organizm
z toksyn. Po tym spotkaniu jeden z lekarzy irydologów zaproponował jej badania tęczówki oka. Po kilku minutach stwierdził, że powinna
zgłosić się na mammografię,
bo zauważył mały guzek
w piersi. Nie uwierzyła. —
No bo jak można po badaniu
tęczówki stwierdzić takie rzeczy? — wspomina pani Anna.
Dopiero po dwóch miesiącach zdecydowała się na badania piersi. — Okazało się, że
irydolog miał rację... Nie wiedziałam, co robić. Byłam
w szoku — zapamiętała.
W trakcie tylko jednej operacji wycięto jej guzek i wstawiono implant. — Miałam to
szczęście, że guzek nie był
duży. Nie chciałam się pozbyć jednego z najważniej-
— Mąż znalazł sobie inną
kobietę. Nie wiem do końca,
czy przeraziła go choroba,
czy może coś innego.
Ale to było straszne
— mówi Judyta Kucharczyk
Fot. Beata Szymańska (4)
szych atrybutów kobiecości
— dodaje pani Anna.
Dla pani Bożeny wiadomość
o chorobie była ciosem. —
Co roku robiłam badania
mammograficzne i zawsze
wszystko było w porządku.
Dlatego kiedy siedem lat temu
szłam odebrać wyniki, nie
spodziewałam się, że usłyszę
tak straszne wieści. Nigdy
jednak nie pytałam siebie:
dlaczego akurat ja? Wiedziałam, że z tego wyjdę.
Bilet
do Ziemi Śwętej
— Mimo że przeszłyśmy
inne drogi, łączy nas wspólna
historia — mówi pani Bożena.
— Wspieramy się nawzajem,
ale nie użalamy nad sobą. Życie nie kończy się po operacji,
odwrotnie, nabiera zupełnie
innego sensu.
Początek choroby dla pani
Gabrieli nie był łatwy.
Chociaż nie brakowało jej
wsparcia ze strony rodziny, to
jednak chodziła na zajęcia
z psychologiem. — Trudno
jest się pogodzić z tym, że nie
będę już taka, jaka byłam do
tej pory.
Po operacji pani Gabriela
poddała się chemioterapii. —
Oczywiście, że po niej organizm często strajkuje. Do tego
nie mam już 20 lat. Ale ćwiczę i chodzę na basen kilka
razy w tygodniu — opowiada.
— Życie nie kończy się po
operacji, odwrotnie, nabiera
zupełnie innego sensu —
mówi pani Bożena
Sesja: hncskqjseedj12p1zeu3kl4v; Czas: 2014-09-17 10:42:42; Adres: 213.184.22.1
Pani Bożena dziś zamiast
jednej piersi ma sylikon. Nigdy jednak nie użalała się nad
sobą. Nikt z sąsiadów nie wiedział o tym, że miała raka. —
Nosiłam zawsze długie włosy.
Przed chemią obcięłam je na
krótko. Gdy większość z nich
powypadała, założyłam perukę o podobnej fryzurze, którą
niedawno sobie zrobiłam.
Mimo że rodzina ją wspierała, musiała — podobnie jak
pani Gabriela — korzystać
z porad psychologa. — Trzeba
było sobie poradzić z samą
sobą. Odnaleźć nowy sens
w życiu, bo zostawiłam pracę,
która całą mnie pochłaniała.
Dlatego pani Bożena pojechała do koleżanki do Barcelony. — Było tak gorąco, że poszłam na spacer bez peruki.
Moje włosy miały wtedy już
trzy centymetry. W trakcie
spaceru zaczął mnie podrywać
jeden Hiszpan, o wiele młodszy ode mnie. Mimo że byłam
prawie bez włosów — wspomina. — Ten facet dowartościował mnie jako kobietę.
Choroba zmieniła mnie bardzo. Myślałam, że po niej nie
ma życia. Ale ono jest i to
jeszcze lepsze. Straciłam jedną
pierś, ale odzyskałam siebie.
Kilka miesięcy przed wykryciem choroby pani Judyta kupiła bilety do Izraela, do Ziemi Świętej. — Pojechałam na
wycieczkę przed samą operacją. Bałam się jej, ale po zauważyłam, że mam całe piersi i tylko jedną malutką bliznę.
Lekarz nawet nie musiał jej niczym sztucznym wypełniać —
opowiada pani Judyta, pokazując bliznę. — Brat stwierdził,
że wymodliłam to sobie.
Tak jak każda amazonka,
Judyta Kucharczyk powinna
była przejść chemioterapię.
— Nie chciałam jej. Zgodziłam się tylko na radioterapię
— mówi. — Byłam na wizycie
u pięciu lekarzy. Jedni krzyczeli na mnie, że muszę. Inni
rozumieli mnie, że nie chcę
truć organizmu. Wiem, że nie
ma czym się szczycić, nie chcę
dawać złego przykładu innym kobietom, ale wiem, że
dałam radę bez chemioterapii.
Gdy nie ma
wsparcia...
Na pytanie, czy dostała wystarczająco dużo wsparcia od
bliskich, Judyta Kucharczyk
odpowiada z bólem: — Mąż
znalazł sobie inną kobietę. Zaczął chodzić na siłownię, chował telefon. Nie wiem do końca, czy przeraziła go choroba,
czy może coś innego. Ale to
było straszne. Tak bliska osoba stała mi się zupełnie obca.
Uratowały mnie tylko wiara
w Boga i wsparcie córek.
— Przebolałam. Pozbierałam się jakoś — mówi pani
Judyta. — Kiedyś, gdy wychodziłam z domu, miałam
wyrzuty sumienia. Bo czułam się uwiązana. Teraz wychodzę i chcę coś robić. Oddycham...
Pani Anna jako ochotniczka
ze stowarzyszenia amazonek
bardzo często odwiedza szpitale, gdzie leżą kobiety z rakiem piersi.
— Te kobiety są najczęściej zagubione. Nie wiedzą, co mają
robić. Nic nie wiedzą na temat
choroby. Ja też tak miałam —
wspomina. — Gdy leżałam
w szpitalu już po operacji, przyszły do mnie ochotniczki, które o wszystkim mnie poinfor-
mowały. Ludzie wolą, gdy ich
wspiera taka osoba, która sama
przez to przeszła. Przychodzi do
nich uśmiechnięta i umalowana kobieta. Pomyślałam już
wtedy, że gdy stanę na nogi,
również zostanę ochotniczką
tego stowarzyszenia.
Operacja to jeszcze
nie koniec
Wydaje się, że po operacji
skończą się kłopoty ze zdrowiem. — Otóż nie — zapewnia
pani Gabriela. — Trzeba codziennie — i to do końca życia
— robić automasaż ręki, obok
której został wycięty guzek
i węzły chłonne. Te węzły odpowiadają za oczyszczanie
limfy z toksyn i zarazków.
— Miałam to szczęście,
że guzek nie był duży.
Nie chciałam się pozbyć
jednego z najważniejszych
atrybutów kobiecości —
mówi pani Anna