Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl

Transkrypt

Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl
Robaczek
Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl
Autor:
Cristtimm
Nawiedził mnie duch babci Kazimiery. Pojęcia nie mam dlaczego akurat teraz i czemu to właśnie ona przyszła do
mnie. Zaczęło się niewinnie, weszłam do łazienki zmyć makijaż. Zdjęłam sukienkę i w samej bieliźnie rozpoczęłam
staranne przygotowania do nocnego wypoczynku. Na pierwszy ogień poszedł tusz z rzęs i pomadka, potem dokładnie
zmyłam fluid i zabrałam się za dalsze oczyszczanie skóry.
- Zawsze Ci mówiłam, że tylko kokoty się pokazują na mieście z czymś takim na twarzy - usłyszałam donośny głos za
sobą.
Wrzasnęłam i upuściłam wacik nasączony tonikiem, którym właśnie obmywałam dekolt. Obejrzałam się. Na brzegu
wanny siedziała moja babcia, dokładnie taka jaką zapamiętałam z dzieciństwa. W brązowej sukience z bistoru,
ściągniętej paskiem, rajstopach dopasowanych kolorem, butach na obcasach i włosach zaczesanych w ogromny kok z
tyłu głowy i ze złotymi kolczykami w uszach.
- Babcia? - wyjąkałam ze zdumieniem w głosie.
- Wiesz Basieńko, teraz to możesz już mi mówić Kazia, jesteśmy obie w stosownym wieku, więc nie ma co bawić się w
niepotrzebne konwenanse.
Stosownym wieku? Obie? Co ona ma na myśli, ja jestem niewiele po czterdziestce, a ona zmarła mając siedemdziesiąt
sześć.
- I co z tego? - odpowiedziała na moje myśli - Teraz nie tylko nie muszę pamiętać o ostatnich latach, ale też wybierać
w najlepszych jak w ulęgałkach.
- Inwigilujesz moje myśli?! - krzyknęłam oburzona.
- E tam, zaraz takie mocne słowa - machnęła lekceważąco ręką - okazuje się, że mogę czytać sobie w twojej głowie,
równie wyśmienicie jak swego czasu ciotka Danka w książeczce do nabożeństwa. To jedna z tych rzeczy, które mają
mi zrekompensować brak normalnego, cielesnego seksu, ale przyznam ci się, że choć niesamowite i ogromnie
przydatne w praktyce i tak nie umywają się...
- Tak nie można! - wrzasnęłam, sama nie wiem czy bardziej oburzona tym, że czyta moje myśli, czy tym, że opowiada
o erotycznych doznaniach w zaświatach, lub raczej ich braku.
- Można, nie można... Kochanie, nawet nie wiesz jak bardzo mam to gdzieś... to znaczy, jak bardzo za sobą... a seksu i
tak nic w zaświatach nie jest w stanie zastąpić, możesz mi uwierzyć na słowo.
Babcia zmieniła pozę i założyła nogę na nogę podciągając sukienkę w groteskowym geście zaczerpniętym chyba z
odważnych filmów lat pięćdziesiątych i odsłaniając kolana obciągnięte grubymi pończochami w kolorze mocca.
Dobrze, zastanówmy się - powiedziałam do siebie - nic nie piłaś - po chwili dodałam - dziś. Nie paliłaś nic
odurzającego - i znów po jakimś czasie dodałam - przynajmniej nie pamiętam. Jest ósma wieczór, więc nie można
mówić o zmorach nocnych. Wniosek nasuwa się jeden, choć nie do końca się z nim zgadzam, zwariowałam. To pewnie
przez traumatyczne rozstanie z Pawłem.
- Nic z tego - babcia Kazia uśmiechnęła się złośliwie - z Pawłem rozstałaś się dobre pół roku temu, a w dwa tygodnie
później on już nie pamiętał nawet twego imienia. Jeszcze, gdy żyłam mówiłam, że nic z tego nie będzie, ale nikt mi nie
wierzył, nikt nie słuchał... Brak poszanowania starszych się kłania...
- Akurat - mruknęłam pod nosem - cała rodzina chodziła pod twoje dyktando...
- Przesadzasz kochaniutka, ale miło z twojej strony.
- To jednak nie wyjaśnia skąd się tu wzięłaś - zaryzykowałam konfrontację - no i po co?
- Długo wyjaśniać skąd - machnęła ręką - a mnie po śmierci nie chce się tracić czasu na rzeczy, niewnoszące nic
szczególnego do rozmowy. A po co? Tego nawet ja sama nie wiem.
- Jesteś jednak mi to winna - upierałam się - skoro mnie nawiedzasz.
Strona: 1/3
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
- Ty Basieńko też wciąż coś winna mi jesteś. Dałam ci w spadku obraz Ociepki w zamian za skromną przysługę,
przynoszenia na mój grób raz w miesiącu bukietu z białych goździków, a w ostatnio dwa razy mnie zawiodłaś.
- Właśnie - wykrzyknęłam - skąd taka fanaberia, też chciałabym wiedzieć? Białe goździki i to zawsze trzynastego?
- A to już, droga wnusiu, moja osobista sprawa.
- Czyżby? - teraz ja ironizowałam lubując się każdym sarkastycznym słowem - To ja muszę zamawiać te idiotyczne,
niemodne kwiaty i znosić kpiące spojrzenia kwiaciarek, a potem nie zważając na pogodę taszczyć je na twoje miejsce
spoczynku.
- Ładnie to ujęłaś, miejsce spoczynku - babcia Kazia roześmiała się - proszę bardzo, skoro aż tak cię to interesuje na
pamiątkę czego te kwiaty, ujawniam ci tajemnicę rodzinną. Twój dziadek, gdyby wiedział wstałby z grobu z równą
ochotą jak swego czasu zrywał się w niedzielne poranki na ryby i przywlókł tu za mną, aby zaraz, niechybnie paść
trupem po wysłuchaniu słów.
- Tak, dziadka brakuje do kompletu w mojej łazience, może od razu zwołajmy całą zmarłą starszyznę plemienną burknęłam pod nosem.
- Otóż - babcia filuternie odsunęła kosmyk włosów, a mnie przeszedł dreszcz przy tym geście - miałam swego czasu
romans z naczelnikiem poczty, a ostatnie nasze, brzemienne w skutki spotkanie, odbyło się właśnie trzynastego
stycznia.
- Nieeee - jęknęłam.
To, że zjawa gości u mnie, siedząc na skraju wanny, już wydało mi się niemożliwe do przyjęcia, a fakt, że ona sama za
życia zrobiła taką rzecz burzyło światopogląd, jaki sobie wytworzyłam o porządku wszechświata. Babcia Kazia, ostoja
tradycji i kręgosłup moralny rodziny uwikłana w perypetie o zabarwieniu romansowym i to z kim? Z panem
Edmundem z poczty. Z panem Edmundem, który układał resztki włosów "na pożyczkę", a od święta nosił fioletowy
garnitur, a do niego krawat w kolorze wściekłej jajecznicy.
- Nie udawaj świętoszki - oburzyła się, czytając znów w mych myślach - sama nie jesteś lepsza.
- Może... - zgodziłam się - ja nie jestem święta... ale ty babciu? Ty? Romans? A fe... to takie...
- Sądzisz zapewne, że zdrada to wymysł twojego pokolenia? Pozwól, że wyprowadzę cię z błędu. Robiłyśmy to wiele
lat przed wami i to o wiele lepiej, bo możliwości mniejsze, a potępienie w razie wpadki nieporównywalnie większe.
Romans jak to romans i nie byłoby o co strzępić języka, gdyby nie przyniósł znaczących następstw. A ktoś, kogo
pamiętasz tylko jako pana Edmunda z poczty dla mnie był kimś, kto zapełniał mi marzeniami niejedną noc i
przysparzał o drżenie rąk jednym spojrzeniem. Ech... sztuka epistolografii stała u mnie na najwyższym poziomie
przez wiele lat, a korzyści z tego były niewymierne... dla wielu.
- Babciu? - wyjąkałam z przestrachem - proszę, tylko nie mów, że moja mama nie jest dzieckiem dziadka Władysława.
Mara potrząsnęła przecząco głową, a ja obserwowałam ze skupieniem jak przy tym ruchu trzęsie się jej olbrzymi kok
i zaraz napływają wspomnienia z dzieciństwa, gdy obserwowanie tego zjawiska stanowiło objawienie nieposkromionej
natury.
- Nie, akurat ona jest z prawego łoża i proszę, nie drążmy dalej tego tematu - ucięła krótko moje zapędy, aby dalej
wyjaśniać pochodzenie rodzeństwa mojej mamy.
- W takim razie droga Kaziu - zaryzykowałam bezpośredni zwrot do ducha - po co przybyłaś z zaświatów i to akurat w
trakcie mojego wieczornego demakijażu?
Zaczynałam marznąć, a poza tym ile można siedzieć w łazience? Pewnie zaraz zacznie się dobijać mój obecny
narzeczony, z którym byłam dopiero na etapie bliższego poznawania się.
- Z tym też ci nie wyjdzie - skwitowała moje myśli babcia.
- A kysz zmoro nieczysta! - nie wytrzymałam nerwowo tych jej aktów pesymistycznej prekognicji.
Duch Kazimiery prychnął.
- Daj spokój moja droga, takie bzdury to nawet za moich czasów były mało śmieszne... i w dodatku niepotrzebne te
insynuacje, że mam problemy z higieną.
- Twoje wtrącanie się w moje życie również nie jest w dobrym tonie i zupełnie nie w porę, jestem dużą dziewczynką
od dość dawna i wiem co robię - odcięłam się.
- Brawo! - zakrzyknęła babcia - wreszcie mówisz jak moja nieodrodna wnuczka, a nie potomek świętej pamięci
dziadka Władysława.
A ja głupia poczułam przez moment ukłucie dumy, jakbym poprzez jej pochwałę rzeczywiście osiągnęła coś
wyjątkowego, jednak szybko oprzytomniałam i uznawszy, że kolejny raz chce mnie przechytrzyć, wyminęłam jej
postać wciąż siedzącą na brzegu wanny i skierowałam się bez słowa odpowiedzi w stronę wyjścia.
- A dokąd to moja panno? Nie skończyłam jeszcze - ton głosu ducha zmienił się na taki jaki dokładnie zapamiętałam z
wczesnych lat życia, zimny i rozkazujący.
Odwróciłam się i dobitnie akcentując słowa oznajmiłam.
- Pocałuj mnie w dupę babciu Kaziu.
- Z chęcią Basieńko, z chęcią, bo coraz bardziej mi się podobasz, a zawsze miałam cię za mazepę i miągwę.
Rozległo się stukanie do drzwi i zaniepokojony głos mojego narzeczonego.
- Basiu? Basiu, co się dzieje? Do kogo ty mówisz?
Strona: 2/3
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Umilkłam przestraszona. Co jeśli ja tylko widzę i słyszę ducha babci Kazimiery? Ukochany może uznać mnie za
szaloną, może porzucić, zostawić jak wielu innych przed nim? Nie mogę ryzykować. Nie mogę, za nic go utracić.
- Nic, nic - wykrzyknęłam - już wychodzę. Tak tam sobie mruczę pod nosem.
Babcia zawarła w swoim spojrzeniu cały ładunek pogardy jaki mógł się kryć w jej nierzeczywistym ciele.
- No co? - wyszeptałam w jej kierunku - Nie patrz tak na mnie, też się trzymałaś swojego Władzia do śmierci, a
Robertem Redford'em to on nie był.
A głośno w stronę drzwi wykrzyknęłam:
- Robaczku, jeszcze momencik, zaraz wychodzę.
- Dobrze, ale pospiesz się bo czekam tu zmarznięty i spragniony swojej Kluseczki.
- Phy, "kluseczka"? Pozwalasz się tak nazywać? - skomentowała natrętna zjawa.
- Pozwalam mu na takie rzeczy, o których ty nawet pojęcia nie masz w zaświatach, a nie miałaś w czasach, gdy
spotykałaś się z poczmistrzem Edmundem - odcięłam się.
- Może i nie mam, zawsze żałowałam, że urodziłam się w swoim pokoleniu - odpowiedziała spokojnie - w zamian za to
posiadam teraz wgląd w sprawy tobie bliżej nieznane, a dotykające bardzo osobiście.
- Nie! - wykrzyknęłam zatykając uszy - nie chcę nic wiedzieć! Mój Robaczek...
- Jest robaczywy - głos rozległ się bezpośrednio w mojej głowie.
Dość, powiedziałam sobie, dość, to chore. Wyjść, natychmiast wyjść z tej nawiedzonej łazienki. Złapałam za klamkę i
szarpnęłam, odmówiła współpracy i zacięła się. Po dłuższej chwili siłowania się z nią, odwróciłam się w stronę babci.
- Twoja sprawka, nieprawdaż?
Kazimiera wzruszyła ramionami i uniosła brwi w geście zdziwienia i politowania, wciąż miała je takie jak
zapamiętałam z dzieciństwa, wygolone dokładnie, a potem narysowane kredką na skórze.
- Dziecko drogie, jeszcze chwila. Zaraz puszczę cię do twojego robaczka, obiecuję, wciąż mam w pamięci czym jest
taka noc z mężczyzną, ba, nawet godzina... - tu pozwoliła sobie na uśmiech - Tylko pozwól proszę jedno słówko, no
dwa... Tak prawdziwie, to przyznam się, że nie miałam żadnego przesłania dla ciebie, nudziło mi się ogromnie w
zaświatach i przekonałam kogo trzeba, że muszę cię nawiedzić i ostrzec. Nagadałam, że to sprawa życia i śmierci i
honoru całego rodu. Przedtem długo zastanawiałam się kogo by tu nawiedzić i porozmawiać trochę i wybrałam ciebie,
bo z całej rodziny ty jedna uszanowałaś moją wolę i nosisz mi te staromodne, trącające socjalistycznym sznytem
goździki. Wygadałam się przed tobą o romansie z Edmundem, nie dlatego, że męczą mnie w zaświatach wyrzuty
sumienia, ale żeby znów mieć swoje grzechy blisko siebie i czerpać z nich tę odrobinę przyjemności. Ty za moment
pójdziesz w ramiona swojego robaczka, a ja wrócę do moich robaków w, jak to ładnie ujęłaś, miejscu spoczynku. Tak
sobie teraz myślę, że żaden duch nie
tylko nie ma prawa wtrącać się w sprawy żywych, ale i ukazywać się niepotrzebnie.
Zmiękłam. Ten jej przepraszający ton i przyznanie mi racji sprawiły, że nieoczekiwanie dla samej siebie usiadłam
obok niej na brzegu wanny. Przypomniałam sobie, że w jednej z szuflad z kosmetykami miałam ukrytą paczkę
papierosów, z której korzystałam, gdy szykowałam się nerwowo przed konfrontacją mojego czterdziestoletniego ciała
z kolejnym narzeczonym. Wyjęłam papierosa, zapaliłam, bez słowa z lubością zaciągnęłam się nim i podałam babci
Kazi.
- Dziękuję Basieńko, nawet za życia nie umiałabym zrobić z nim czegoś sensownego, ale jestem ci wdzięczna.
Chwilę nieoczekiwanej bliskości z duchem przerwał narzeczony dobijając się niecierpliwie do drzwi.
- Kluseczko? No ile można siedzieć w łazience?
- Chwila jeszcze! - wydarłam się.
- No idź do niego - babcia Kazia konspiracyjnym szeptem, jakby tamten mógł ją usłyszeć, zachęciła mnie do
opuszczenia łazienki.
- Sama mówiłaś, że robaczywy - odpowiedziałam równie cicho.
- E tam, mogłam się przecież mylić - zamachała upiorną ręką próbując rozgonić dym - a nawet jeśli nie... to będziesz
miała kiedyś całą wieczność na roztrząsanie wszystkich aspektów niezdrowego związku. A teraz maszeruj do
Robaczka zanim zmarznie lub co gorsza uśnie samotnie. Z robaczków to trzeba korzystać za życia, bo później one
obejmują w posiadanie ciebie.
Strona: 3/3
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl