kliknij tutaj aby otworzyć - Fundacja Na Przekór Przeciwnościom

Transkrypt

kliknij tutaj aby otworzyć - Fundacja Na Przekór Przeciwnościom
08//tygodnik
ROZMOWA TYGODNIA
Głos Kołobrzegu
Piątek, 24 czerwca 2016
Jak wysłać dziecko na wakacje i nie
zwariować? Podpowiada psycholog
Rozmowa
Rozmawiamy z Jackiem Pawłowskim, kołobrzeskim psychologiem , o rodzicielskich,
przedwakacyjnych lękach.
Jak sobie z nimi radzić?
Zbliżają się wakacje, dla uczniów
najcudowniejszy czas, ale dla
niektórych z ich rodziców czas
największego koszmaru. No bo
jak wypuścić dzieciaka spod
skrzydeł na dwa czy nawet trzy
tygodnie? Kiedy możemy
uznać, że nasze dziecko nie tylko
jest gotowe, ale nawet powinno
wyjechać gdzieś bez mamy i taty, za to z rówieśnikami, oczywiście pod opieką dorosłych?
Ano właśnie: „kiedy uznamy”.
Dziecko, tak jak rodzice, jest
strukturą indywidualną. Niektórzy dorośli nie wypuszczą
dziecka nigdy i nawet na stancję w mieście uniwersyteckim
odwiozą osobiście samochodem z przyczepką. Nigdy nie
złożą parasola. Rodzice niechętnie pozwalają pociechom
na samodzielność i dorastanie.
Wyręczają we wszystkim,
sprzątanie, gotowanie, cedzenie rosołu, okrawanie twardych skórek z pełnoziarnistych kromek chleba, wspólne
odrabianie lekcji do późnego
gimnazjum itd. Przedłużając
sztucznie dzieciństwo, odpę-
dzają własną starość. Wychowują bezwolne, bezradne
słodziaki, bąbelki, które nigdy
nie były na podwórku, nie
zwymiotowały na karuzeli, nie
posmakowały pączków z błota. Nie potrafią pościelić łóżka,
poprosić, przeprosić i poradzić
sobie ze złym komarem. Takie
dziecko nigdy nie będzie miało
szans na normalne życie. Bez
sensu jest też nagła zmiana reguł, na zasadzie- koniec tego
dobrego, teraz będzie szkoła
życia! Ojciec na poligon, ty
na kolonie i nie beczeć mi tu!
Zdezorientowane pisklę
na pewno sobie nie poradzi,
a już na pewno nie poradzi sobie psychicznie. Nauka pływania przez wrzucanie do głębokiej wody – absurd. Decyzja
o wyjeździe dziecka musi być
podjęta wspólnie i spokojnie.
Dobrze jest ustalić, co dziecko
może ze sobą zabrać, może to
być ukochany miś - powiernik,
FOT. MICHAŁ ŚWIDERSKI
Rodzic, przedłużając
sztucznie
dzieciństwo,
odpędza własną
starość
b Jacek Pawłowski jest zalożycielem i prezesem Fundacji „Na Przekór Przeciwnościom”
jasieczek czy przysłowiowy
kocyk. Młodszym dzieciom takie przedmioty pomogą przetrwać trudne chwile bez rodziców. Moim zdaniem rozłąka
jest demonizowana przez rodziców. Przecież posyłamy
dziecko, aby było mu dobrze,
żeby poznało nowe miejsca,
kolegów, dojrzało, nauczyło
się samodzielności, dbania
o czystość i higienę czy gospodarowania pieniędzmi. Oczywiście higiena i bankowość
wychodzą maluchom najsłabiej, ale kto by się przejmował
brudnymi nogami i pustką
w portfeliku, skoro nogi można umyć w domu, a i pieniądze
sprawnie przesłać.
Ale czy dziecko powinno wyjeżdżać na takie wakacyjne obozy,
kolonie itd.? Co dają maluchowi
czy nastolatkowi?
To zawsze powinno zależeć
od dziecka. Na siłę nawet kota
się nie głaszcze. Nie fundujmy
dziecku kolonii naszych marzeń. Nie rekompensujmy naszych wakacji w mieście czy
przy Urzędzie Gminy w Kołobrzegu. Prowadzi prywatną praktykę
psychologiczną. Ma doświadczenie
w terapii indywidualnej oraz grupowej osób uzależnionych,
współuzależnionych dorosłych
dzieci alkoholików (DDA). Oferuje
pomoc osobom chorym na schizofrenię, depresję, zaburzenia psychiczne, osobom uwikłanym
w trudne związki i doświadczającym przemocy oraz będących
w trudnych sytuacjach życiowych.
Jacek Pawłowski
Jest kołobrzeskim psychologiem, zalożycielem i prezesem
Fundacji „Na Przekór Przeciwnościom”, specjalistą w zakresie
pomocy ofiarom przemocy.
Od kilku lat jest także członkiem
Zespołu Interdyscyplinarnego
(IMA)
pracowania w polu. Wyjazd
w gronie rówieśników w nieznane miejsce może być fascynujący i niezapomniany.
Jeżeli jest to obóz związany
z zainteresowaniami dziecka,
to pomysł jest bardzo dobry.
Ale kiedy zakochane w żeglarstwie dziecko posyłamy
na obóz wędrowny bieszczadzkim szlakiem „Majstra
Biedy”, to o szczęśliwych wakacjach nie może być mowy.
Poza tym bywa przecież, że
umęczone nauką i zajęciami
pozalekcyjnym dzieci marzą,
żeby w końcu się wyspać, polenić i nic nie robić. Wolą pogadać z rodzicami, dziadkami.
I odwrotnie, jeżeli dziecko samo chce wyjechać, to pozwólmy mu na to.
W czasach naszego dzieciństwa
rodzice nie mieli takiej kontroli
nad kolonijnymi poczynaniami
pociech, bo nie było telefonów
komórkowych. To były lepsze
czasy dla zdrowia psychicznego
rodziców?
Co najwyżej co jakiś czas pojawiał się w radiu komunikat:
„przebywający na urlopie pan
Roman Ikisiński proszony jest
o pilny kontakt z domem”, albo w eter szedł apel, by do domu wrócił „w pilnej sprawie
rodzinnej”. I to był dopiero
dramat, dla pana Romana
i przy okazji słuchaczy: szturm
na wszystkie placówki pocztowe kurortów, żeby zamówić
zamiejscową i sprawdzić czy
wszystko w porządku. Nie było kontroli, bo też dzieci były
bardziej samodzielne, dojrzałe
a kadra kolonijno-obozowa
starsza i lepiej wykształcona.
Poza tym rodzice dawali sobie
więcej prawa do odpoczynku
od dzieci. Owszem, wtedy też
była tęsknota i puste lipcowe
gniazdo, ale tęsknota nie obezwładniała. Teraz wyjazd
na kolonie porównywany jest
z pobytem w szpitalu zakaźnym, gdzie nie ma odwiedzin.
Nie ma co porównywać, tamtych i naszych czasów. Telefon
jest do dzwonienia, rodzic
do martwienia się, a dziecko
do kochania. A umiar do stosowania.
Koleżanka rok temu wysłała 9latka na obóz harcerski. Przyjęto
tam zasadę, że komórki zatrzymuje druh, a wydawane są tylko
dwa czy trzy dni w tygodniu,
właśnie na kontakty z rodzicami.
Koleżanka dzwoniła więc codziennie wieczorem do druha
żądając relacji co z synkiem? Czy
jadł? Co jadł? Jak sobie radzi itd.?
To jeszcze norma czy już pierwsze symptomy rodzicielskiego
szaleństwa?
Cóż, nie miałem jeszcze tej pani na terapii, więc chyba nie
jest z nią tak źle, ale chłopakowi szczerze współczuję. Pani
koleżanka robi wszystko, żeby
jej syn wyrósł na wystraszone, dzikie książę półkrwi. Pomijam reakcję kolegów na taką troskę, bo zakładam dyskrecję druha. Ale na menażkę! - pamiętajmy, że nasze lęki
przenoszą się na dziecko ze
zwielokrotnioną mocą. Pół
biedy, kiedy jest to jeden
do jednego, ale to się raczej
nie zdarza. Przekaz jest jasny –
świat poza domem jest zły.
Tam - TAM! - czeka na ciebie
zboczeniec, skórka na parówce, gorzka herbata, wściekłe
psy, ostre komary, złodzieje
i złoczyńcy. A także - beze
mnie: złamiesz sobie nogę,
rękę, kręgosłup, nabijesz sobie guza, zgubisz się, przejedzie cię samochód, utopisz
się, spadniesz z płotu ( Boże,
płot!) w ogóle zginiesz marnie,
ale przedtem umrzesz z głodu
i wpędzisz mnie do grobu. Doskonale zdaję sobie sprawę
z niepokojów, jakie tarmoszą
rodzicami, ale proszę mi wierzyć, że warto odpuścić i sobie
i zastraszonemu dziecku. Każdy z nas musi w końcu zajrzeć
pod łóżko. Pozwólmy na to
naszym dzieciom. Niech to
następuje etapami: pierwsza
noc u kolegi, koleżanki. Wyprawa na biwak z innymi
dziećmi i pod opieką innych
rodziców. Można też samemu
wcielić się w opiekuna gromadki. Owszem, przed wyjazdem, rozłąką, zapewnijmy
dziecko, że je kochamy, że nie
pozbywamy się go, że wyjazd
to nie kara i że gdyby czuło się
naprawdę źle i paskudnie, to
może zadzwonić, a wtedy je
uratujemy. Przygotujmy je
do innych warunków spania,
jedzenia. Dla dziecka, które
miało do dyspozycji swój pokój i było wożone tylko samochodem, nocleg w kilkuosobowym pokoju, podróż pociągiem i wielka stołówka, może
być szokiem.
Ale jak osiągnąć taki stan, żeby
nie zamęczyć dzieciaka, obozowych opiekunów i siebie? Ulec
pokusie i pojechać odwiedzić
dzieciaka na drugim końcu Polski czy odpuścić?
Rodzicu, gdy już wypuściłeś,
to odpuść. Napij się wina, wymaluj pokój, jedź na ryby,
do SPA, zrób niespodziankę
żonie, mężowi. Jedz makaron
palcami, nie zamykaj drzwi
do sypialni. No, to tak z grubsza. a
ą
Rozmawiała: IWONA MARCINIAK
II CZĘŚĆ ROZMOWY Z PSYCHOLOGIEM JUŻ ZA TYDZIEŃ W GŁOSIE
KOŁOBRZEGU

Podobne dokumenty