Ą˘Ł¤Ľ˘ Ś §Ľ¨Š
Transkrypt
Ą˘Ł¤Ľ˘ Ś §Ľ¨Š
Zbigniew Marciniak Jak uczyć logiki? Uczenia logicznego myślenia nie wolno w szkole zaniedbywać, ale z używania logiki formalnej należałoby zrezygnować. Mówiąc o uczeniu logiki, można mieć na myśli dwie różne sprawy. Oczywiście osnową matematyki jest logika, a nawet powiedziałbym więcej – jeśli jest jakiś głębszy sens uczenia matematyki w szkole, to właśnie ćwiczenie logicznego myślenia. To jest jedna strona medalu. Jest druga strona – logika formalna, czyli koniunkcje, alternatywy, kwantyfikatory, implikacje, no i tabelki zero-jedynkowe. Wielu młodych nauczycieli nie zdaje sobie sprawy z tego, że ta druga strona logiki objawiła się w szkołach nie tak strasznie dawno, bo w latach siedemdziesiątych. Gdy ja zdawałem maturę, jeszcze takiej logiki w szkole nie było, co nie znaczy, że nie byliśmy uczeni logicznego myślenia. pracę najwybitniejszego logika współczesnego, Saharona Shelaha – 20 stron tekstu i ani jednego kwantyfikatora, ani jednego znaczka koniunkcji, ani jednego znaczka alternatywy. Co to znaczy? Argument, że bez języka logiki formalnej nie da się precyzyjnie wszystkiego wysłowić, jest fałszywy. Bo gdyby tak było, to matematycy, którzy dbają o precyzję swojej wypowiedzi, używaliby logiki formalnej. A tego nie robią, nawet gdy piszą o logice. Precyzyjnie? Często można usłyszeć, że język logiki dyscyplinuje myślenie, porządkuje i jest niezbędny, by precyzyjnie zapisać teksty matematyczne. Gdyby tak było, to matematycy w swojej pracy zawodowej używaliby niewątpliwie tych znaczków bez przerwy. Napisałem kilkadziesiąt prac naukowych i w żadnej nie zobaczą państwo kwantyfikatora. Może ja jestem złym matematykiem, więc sięgnijmy do innych przykładów. Największe osiągnięcie matematyki ostatnich lat – dowód wielkiego twierdzenia Fermata – to 150 stron tekstu bez ani jednego kwantyfikatora, ani jednego znaczka koniunkcji, ani jednego znaczka alternatywy, wszystko powiedziane słowami. Dalej, mam przed sobą 28 To tylko szyfr Dlaczego tego nie robią i dlaczego tego nie trzeba robić? Bo tak naprawdę jest to tylko pewien system kodowania informacji. Każde zdanie, które można wypowiedzieć słowami, można w matematyce zakodować tymi znaczkami. Z tym że potem, gdy człowiek to czyta, musi dekodować. W wielu podręcznikach nie pisze się już: liczba x jest dodatnia. Teraz w takich sytuacjach pisze się: x ∈ (0; +∞), bo być może znaczek ∈ nobilituje to zdanie. No ale co robi uczeń, gdy to czyta? Musi odcyfrować sobie Dokument pochodzi ze strony www.gwo.pl ten napis i dopiero potem zrozumie, że chodzi o liczbę dodatnią. Czyli wydłużamy rozumowanie i utrudniamy dostęp do informacji. A nie jest to ani bardziej precyzyjne, ani lepsze. Ta banalna prawda jest znana od lat. Na przykład najwybitniejszy polski logik, nieżyjący już niestety profesor Andrzej Mostowski, prowadził wykłady z analizy matematycznej na Uniwersytecie Warszawskim i w ogóle nie używał kwantyfikatorów. Logik, a wszystko pisał cierpliwie na tablicy: „dla każdego”, „istnieje”. Uważał, że gdyby używał kwantyfikatorów, to wykład byłby trudniejszy dla studentów. Nie klei się Drugi argument za tym, że logika formalna nie jest tak koniecznie potrzebne, jest taki, że ten kawałek współczesnej polskiej matematyki szkolnej słabo się łączy z resztą materiału. Jak się te tabelki zero-jedynkowe odpracuje, to potem w zasadzie idą w odstawkę i nigdy już nie wracają. W innych kontekstach matematycznych – w geometrii czy w algebrze – nie rysuje się tych tabelek, żeby pomóc sobie w rozwiązaniu czegoś. To jest zupełnie izolowany fragment wiedzy. bet, w którym wymienione są dopuszczalne znaczki oznaczające zmienne, operacje i relacje, a potem są ścisłe przepisy budowania poprawnych napisów z tych znaczków. Jeśli jest znak +, to z dwóch stron mają stać pewne wyrażenia algebraiczne, jak jest nawias otwierający, to gdzieś za nim musi być zamykający, i tak dalej, i tak dalej. Zdania to są poprawnie skonstruowane napisy, i tyle. Natomiast kwestia czy zdanie jest prawdziwe, czy fałszywe, to jest zupełnie co innego. To jest kwestia modeli i tzw. teorii interpretacji. Zresztą takie filuterne powiedzenie, że zdanie to jest wypowiedź, która ma wartość prawda lub fałsz jest dla uczniów niezwykle łatwe do zbicia. Pada deszcz – to jest zdanie czy nie jest zdanie? Czasem prawda, czasem nieprawda. Tu prawda, a 20 km stąd nieprawda. Tego się nie da obronić. Matematycy w ogóle w tę stronę nie idą. Poruszanie tego tematu w szkole jest niezwykle ryzykowne i nieugruntowane. W przeciwieństwie do całej reszty matematyki szkolnej, którą da się doprecyzować za pomocą definicji podawanych w szkole. Na glinianych nogach Gdy zacząłem przeglądać podręczniki szkolne, zauważyłem pewną śmieszną niekonsekwencję, na którą być może państwo też zwrócili uwagę. Otóż ta cała adresowana do uczniów logika formalna stoi na glinianych nogach. Rozdział o logice zaczyna się najczęściej od informacji: zdanie jest to wypowiedź, której można przypisać wartość prawda lub fałsz. Matematycznie nie ma to żadnego sensu. Bo jak się definiuje poprawne zdania w prawdziwej logice matematycznej? Jest pewien alfa- A jeśli już, to jak? Wobec tego jak uczyć tej logiki, jeśli odradzam uczenia logiki formalnej? No więc uczyć trzeba po prostu na konkretnym materiale matematycznym. To znaczy w każdej sytuacji należy skłaniać ucznia do rozważań w stylu: jeśli Dokument pochodzi ze strony www.gwo.pl 29 to, to tamto, a jeśli nie to, to tamto; a to jest nieprawda, bo jest taki kontrprzykład, bo gdyby to było prawdą, to tamto też. To jest osnowa logiczna matematyki. Konkretne rozumowania pozwalają naprawdę ćwiczyć logikę. Rozmowa na sucho o tym, czy z p wynika q ma niewiele wspólnego z myśleniem logicznym. Zadanie o 23 więźniach Naczelnik pewnego więzienia wezwał wszystkich 23 więźniów do siebie i tak powiada: „Proponuję wam następującą grę. W pomieszczeniu, w którym w tej chwili jesteśmy, są dwa kontakty przełączane góra-dół. Poczynając od jutra, będę tu przyprowadzał was pojedynczo i każdy musi jeden z tych kontaktów przełączyć. Który przełączy – jego sprawa. Mogę przyprowadzać kilka razy tego samego więźnia, mogę też w ciągu kilku dni nikogo nie przyprowadzić, ale na pewno nikogo nie przestanę zabierać do tego pokoju. A gra poleca na tym, że jeśli w którymś momencie jeden z was mi powie: „Już wszyscy w tym pokoju byli” i będzie miał rację, to was wszystkich puszczę wolno. A jak nie będzie miał racji, bo jeszcze ktoś nie był, to wtedy siedzicie już do końca życia”. Więźniowie mają czas do namysłu, mogą się naradzić, jak będą grali w tę grę z naczelnikiem. Jaką strategię powinni wybrać, aby wszyscy wyszli na wolność? Na Uniwersytecie Warszawskim kurs logiki jest prowadzony pod koniec studiów (na początku jest tylko wprowadzenie do znaczków, wstęp do matematyki, a to nie jest jeszcze kurs logiki). Dlaczego? Bo o logice można mówić dopiero wtedy, gdy chce się uporząd- 30 kować pewien zasób informacji, pewną wiedzę. Wtedy te p, q mają swój sens, bo mamy dostatecznie wiele konkretnych przykładów, którymi możemy zilustrować sytuacje logiczne. I nie jest prawdą, że jak się człowieka nauczy tej symboliki, tego przetwarzania napisów, to będzie potem sprawnie rozumował. Natomiast jeśli wprawi się w rozumowaniu w różnych konkretnych sytuacjach, to potem można mu to ładnie uporządkować. Można mu powiedzieć, że są teorie matematyczne, jest język, są aksjomaty i to wszystko nabiera wtedy jakiegoś głębszego sensu. Jeśli natomiast nauczyciel w szkole jest bardzo przywiązany do uczenia logiki, bo tak mu to pasuje, że już nijak nie może inaczej, to ja zachęcałbym do rozważenia możliwości uczenia tego pod koniec liceum, a nie na początku. Wtedy za pomocą logiki można uporządkować wiedzę. Przede wszystkim rozumowanie Kluczem do dobrego uczenia matematyki w szkole jest uczenie rozumowe, które łatwo zarzucamy, skupiając się głownie na realizowaniu materiału. Ja wiem, że jest pewien program, pewna podstawa programowa, są tam pewne hasła, więc jest taki odruch, by po prostu je omówić. Ale zbyt często, przynajmniej w polskiej szkole, na co mam dowody, przydarza się, że na tym się Dokument pochodzi ze strony www.gwo.pl kończy. To znaczy uczy się całego szeregu algorytmów, uczy się tego, jak się zachować w typowych sytuacjach. I to jest plan minimum. Jak się taki plan minimum zarysuje, to się poza niego nigdy nie wyjdzie, bo i tak zawsze jest za mało czasu, żeby go dobrze wykonać. Zawsze będzie jeden, dwóch, trzech uczniów, którzy nie dają sobie rady nawet z tymi najprostszymi algorytmami. Czy wobec tego trzeba cały czas poświęcić właśnie na to, czy zrezygnować może z tego balastu i powiedzieć: „Dobrze, nie potraficie wykonać tego przepisu, ale musicie też rozumować”? To jest sedno matematyki, na tym polega sens uczenia matematyki. Nie na tym, żeby się nauczyć wzorów skróconego mnożenia, nie na tym, żeby się nauczyć rozwiązywania układów równań liniowych – to są techniczne sprawy. Natomiast rozumowanie to jest sedno matematyki. Jeśli jest sens uczyć matematyki w szkole, to przede wszystkich taki, żeby nauczyć trochę rozumować. W programach szkolnych jest bardzo dużo treści matematycznych, które mogą posłużyć do nauki rozumowania. Może warto też znać różnego rodzaju zagadki logiczne, które mimochodem ćwiczą logiczne myślenie. Dwa przykłady takich zadań podane są w ramce na tej i poprzedniej stronie. Pewność siebie Matematyka jest jedynym przedmiotem, na którym uczeń może nauczyć się być pewnym swojej racji. To jest przedmiot, na którym nie bierze się pod uwagę żadnych autorytetów, ani opinii innych ludzi. Na lekcjach matematyki można nauczyć się wypowiadania sądów, które jesteśmy w stanie obronić, wbrew wszelkim opiniom i autorytetom. To jest ten walor, który ze szkoły powinno się wynieść, a w innych dziedzinach niż matematyka jest to utrudnione. Zadanie o dwunastu ministrach Pewien król miał dwunastu ministrów. Któregoś dnia wezwał ich do siebie i mówi: „Słuchajcie, mam poważne podejrzenia, że wy po prostu jesteście głupi. Rządzenie wam w ogóle nie idzie, ludzie narzekają, więc postanowiłem sprawdzić, czy umiecie logicznie myśleć. Jutro w południe wezwę was wszystkich do tej sali, w której teraz jesteśmy, i ustawię rzędem jednego za drugim tak, żeby każdy patrzył na plecy tego, który stoi przed nim (oczywiście z wyjątkiem tego, który będzie stał na początku). A gdy będziecie sobie tak stać, od tyłu ktoś podejdzie i każdemu z was nałoży czapeczkę, białą lub czarną. Nikt nie będzie widział, jaką czapeczkę dostaje, ale będzie widział tych przed sobą w czapeczkach. Potem będzie minutka na zastanowienie się i każdy z was będzie musiał krzyknąć, jaką czapeczkę ma na głowie on sam, czarną czy białą. Jeśli ktoś powie źle – głowa ścięta, jeśli dobrze – nadal może być moim ministrem. Macie czas do jutra. Zastanówcie się, jak to rozegrać”. Jaką strategię powinni przyjąć ministrowie, aby udało się ich uratować jak najwięcej. Dokument pochodzi ze strony www.gwo.pl 31