Tom 17 - Czasy nowożytne

Transkrypt

Tom 17 - Czasy nowożytne
Czasy Nowożytne, tom XVII/2004
Periodyk pośw ięcony dziejom polskim i pow szechnym od X V do X X w ieku
S ta n isła w S a lm o n o w ic z
(Toruń)
Powstanie Warszawskie. Refleksje w 60. rocznicę
,,B ęd zie rzeczą najw ażniejszą, aby bolszew icy w k raczając d o P olski zastali nas
zorganizo w an y ch . W m o m en c ie zała m a n ia się n iem ieck ieg o fro n tu w scho d n ieg o
oddziały nasze p o w in n y w ystąpić z b ro n ią w rę k u , aby ro z b ro ić N iem ców , objąć
służbę b ezp ie czeń stw a i zap ew n ić p ra c ę czynników ad m in istracy jn y ch , m ia n o w a ­
nych przez D e le g a ta R z ą d u ” .
G e n . W . S ikorski d o gen. S. R o w eck ieg o , 8 m arca 1942 r.
„a m y b ęd zie m y się bili,
i m y, i n asze dzieci.
[...]
b o m y zro b im y p o w stan ie
w ro k u d w u ty sięczn y m ” .
W . B ro n iew sk i, P rzep is na p o e zję , 1945.
Kolejna okrągła rocznica Powstania, najtragiczniejszego wydarzenia naszej
najnowszej historii, stanowi zawsze traum atyczną datę określającą stan polskiej
świadomości narodowej. Bohaterski, samotny bój Warszawy, tragizm losów
miasta i jego mieszkańców, pozostawił, po sobie - od pierwszych dni po klęsce
po dzień dzisiejszy - spór nieustannie odnawiany, o przyczyny i motywy de­
cyzji, o odpowiedzialność decydentów, skutki i konsekwencje przegranej,
a zwłaszcza o przyczyny, które do klęski doprowadziły.
Pod rządami komunistycznymi w Polsce sprawy podstawowe dla genezy
Powstanie W arszawskiego były czas długi, niem al do końca, zafałszowane
tendencyjnymi pobudkam i wyrażającymi interes Związku Radzieckiego. Stąd
zwłaszcza kom batanci i mieszkańcy Warszawy, którym nawet przez długie lata
odm awiano prawa do godnego hołdu dla poległych, odrzucali oskarżenia kie­
rowane pod adresem Państwa Podziemnego i Rządu RP na emigracji w Lon­
dynie, nie przyjmowali tych oskarżeń do wiadomości. Na emigracji jednak,
a także i w kraju, rozwijał się nurt krytyczny, daleki od komunistycznej propa­
gandy, spojrzenie najczęściej określane jako realistyczne, trzeźwe, antyromantyczne a szukające odpowiedzi na pytanie: czy decyzje o „Godzinie W ”, ich
10
Stanisław Salmonowicz
przesłanki m ilitarne czy polityczne, były zasadne i czy można było podjąć inne,
mniej ryzykowne. Pisali tak Stefan Kisielewski i Stanisław Stoma, Paweł Jasie­
nia i Tomasz Łubieński, nie licząc wielu autorów emigracyjnych. Historyk
literatury, specjalistka syndromu polskiego rom antyzm u i kultu powstań naro ­
dowych - M aria Janion, poświęciła tej kwestii zbiór studiów o dużym znacze­
niu1. Odzyskanie wolności słowa i opinii po roku 1989 zaowocowało przede
wszystkim publikacjam i oddającymi hołd tym, co zginęli, tym, co walczyli.
Dyskusje fundam entalne nadal jednak toczyli historycy, chociaż raczej w pu­
blikacjach nieprzeznaczonych dla masowego czytelnika. W roku rocznicy 1994
częściej przecież kładziono nacisk na mit Powstania, jego pozytywne skutki.
N adal także utrzymywał się nurt krytyczny, niekoniecznie wyłącznie w duchu
myślenia anglosaskiego, reprezentow anego przez Jana Ciechanowskiego2.
Piszący te słowa w podstawowych sprawach sporu od dawna reprezentuje
stanowisko pośrednie3, które w arto jeszcze raz zaakcentować, a które wynika
z dążenia (nie zawsze przez innych autorów docenianego), by oceny wydarzeń
historycznych i protagonistów dram atu dokonywać nie tylko na tle skutków
bezpośrednich i innych Powstania W arszawskiego, ale także na tle ówcześnie
znanych decydentom faktów, tych, które określiły motywy działań i decyzji.
Tak więc w obliczu tragedii, jaką była klęska Powstania W arszawskiego, trzeba
zachować pewien dystans, zarówno wobec apologetów romantycznej i epickiej
legendy heroicznej, żywiącej się klęskami4, jak i oddać sprawiedliwość aktorom
1 Por. M. Janion, Płacz generała. Eseje o wojnie, W arszawa 1998. Rzecz jasna, iż autorka nie
badała faktów historycznych, lecz ich rolę w romantycznej koncepcji narodowej powstań zbroj­
nych. Stąd dodam, iż najnowsze ustalenia naukowe definitywnie grzebią obraz generała T atara
jako realisty; w istocie był u boku S. Mikołajczyka głównym protagonistą idei powstania, dla niej
wstrzymał bezprawnie depeszę Naczelnego W odza wzywającego do ostrożnos'ci a po klęsce spryt­
nie tuszował swoją rolę inspiratora.
2 W książce pt. Powstanie Warszawskie, W arszawa 1984 (akceptowana przez cenzurę kom u­
nistyczną a uprzednio wydana po angielsku) autor zdecydowanie krytykował tylko polskich m ier­
nych polityków i dowódców, unikał wypowiedzi o Stalinie czy Roosevelcie. Styl swoich ocen
złagodził po latach, por. J. Ciechanowski, Geneza powstania: proces podejm owania decyzji oraz
cele strony polskiej, w: Powstanie Warszawskie 1944, pod red. S. Lewandowskiej, B. M artina,
W arszawa 1999, s. 82-96. N otabene niesłusznie cały ciężar procesu decyzyjnego przenosi do sztabu
KG A K, pomijając rolę gen. Tatara, Mikołajczyka, jak i wahania Sosnkowskiego.
3 Por. moją książkę pt. Powstanie Warszawskie. Próba uporządkowania problem ów genezy
i oceny ogólnej (1 wyd. w drugim obiegu pod pseudonim em A. Nowosielski, wyd. Krąg, 1981), 2
wyd., T oruń 1990. Por. także mój referat pt. Polityczna geneza Powstania Warszawskiego, w:
Powstanie Warszawskie z perspektywy półwiecza. Studia i materiały z sesji naukow ej na Z am ku
Królewskim w Warszawie (14-15 czerwca 1994), W arszawa 1995, s. 29-42. O statnio A. Cubała (Ku
wolności. M iędzynarodowe, polityczne i psychologiczno-socjologiczne aspekty Powstania War­
szawskiego, W arszawa 2003), w kwestii przyczyn politycznych i genezy decyzji, jak i skutków
Powstania W arszawskiego nie wyszła poza moje stwierdzenia z 1981 r. Szkoda tylko, że ani razu
mojej książki nie raczyła zacytować... .
4 To jeszcze J. C onrad - Korzeniowski pisał u progu XX w. ,,My Polacy, chodzimy w bój bez
iluzji. T o wy Brytyjczycy, chodzicie tylko po zwycięstwo...” (m otto mojej książki z 1981 r.).
Powstanie Warszawskie. Refleksje w 60. rocznicę
11
narodow ego proscenium roku złowróżbnego 1944, jeżeli patrzymy na nich
wyłącznie przez pryzm at klęski i wedle naszej dzisiejszej gorzkiej wiedzy
0 przeszłości, tej wiedzy, którą ówcześnie w pełni ani w Londynie, ani w W ar­
szawie, nie dysponowano.
Tak więc historyk musi zadać sobie pytanie: czy rzeczywiście tylko rom an­
tyczna tradycja jednoznacznie w naszej historii rozstrzygniętego dylem atu „bić się czy nie bić” - rzeczywiście kierowała Mikołajczykiem i kierownictwem
Państwa Podziem nego a zwłaszcza generałami i pułkownikami w sztabie Armii
Krajowej, na barkach których spoczął definitywnie ciężar decyzji.
Przypomnijmy suchym wyliczeniem, iż ryzykowna decyzja boju o Warszawę,
ale nie bez ewentualnej konieczności stawienia czoła „aliantowi naszych alian­
tów” - Związkowi Radzieckiemu, opierała się w ocenie decydentów polskiego
Londynu i Warszawy na przyjmowaniu (w całości lub w części) następujących
głównych przesłanek - motywów, uzasadniających podejm owane ryzyko:
1. Przekonaniu, że armia niemiecka po panicznym odwrocie z Białorusi
1 opuszczeniu linii Bugu a zwłaszcza po zamachu na H itlera nie będzie zdolna
do poważnego oporu na linii Wisły, tym bardziej iż armie alianckie wkroczyły
w głąb Francji i maszerują na Paryż.
2. Konieczności politycznej najwyższego rzędu: zagrożona była przez
Z SR R nie tylko terytorialna integralność II RP zanegowana działaniami A r­
mii Czerwonej w Wilnie i we Lwowie, ale i niepodległość kraju. Powołanie 22
lipca 1944 PKW N i ogłoszenie jego Manifestu przez radio moskiewskie było tej
sytuacji niezbitym dowodem.
Istniała niemal pełna zgodność poglądów najważniejszych polskich czynni­
ków politycznych i wojskowych, iż ostatnią być może deską ratunku jest opa­
nowanie stolicy własnymi siłami Państwa Podziemnego i uniemożliwienie ko­
munistom polskim objęcia władzy w kraju. Liczono na to, że po pierwsze, taka
sytuacja wymusi na Stalinie rezygnację z planów uczynienie Polski tylko sate­
litą ZSR R (czy nawet siedem nastą republiką), a po drugie, iż wpłynie na
usztywnienie stanowiska aliantów zachodnich w sprawie polskiej.
3. Akcja zbrojna w Warszawie wedle stanowiska głównych czynników
Państwa Podziemnego miała zapobiec oblężeniu miasta i jego zniszczeniu
w toku walk niemiccko-rosyjskich, ewentualnym zniszczeniom miasta i ludnoś­
ci przez wycofujące się wojska niemieckie.
4. Decydenci warszawscy zdawali sobie także sprawę lepiej niż to było
widać w Londynie, iż wybuch powstania dla rzeszy żołnierzy Armii Krajowej
wydawał się niezbitą polityczną, psychologiczną koniecznością: istniała więc
obawa, że walki o stolicę wybuchną spontanicznie bądź zostaną sprowokowa­
ne przez jedną ze stron - Niemców czy komunistów5. Fakty te rodziły jednak
5
Jerzy Kłoczowski, historyk i żołnierz Powstania, w dyskusji w 1994 r. powiedział: „Czy
w atmosferze rosnących w ciągu roku 1943/1944 represji, przy jednoczesnej woli walki, możliwe
12
Stanisław Salmonowicz
konieczność takiego w yboru m om entu wystąpienia zbrojnego, by skorelowany
z postępam i radzieckiej ofensywy (a z przyczyn politycznych nie było żadnej
współpracy wojskowej między Arm ia Czerwoną a Arm ią Krajową) uniemożli­
wił Niemcom utrzym anie linii Wisły z jednej strony, a zapewnił równocześnie
wyprzedzenie polską akcją m om entu wkroczenia Armii Czerwonej do W ar­
szawy. Tu władze Państwa Podziemnego wysunęły pod adresem KG AK żą­
danie okresu 12 godzin dla opanowania Warszawy przez polskie struktury
legalne, uprzedzające ew entualne akcje komunistów.
Takie były założenia, które w różnej mierze, ale generalnie, przyjmowali
zarówno prem ier Mikołajczyk, Naczelny W ódz generał Sosnkowski (tenże nie
szczędzi! także obaw, nie zajmując przecież do m omentu wybuchu Powstania
stanowiska jednoznacznego), gremia polityczne londyńskie i warszawskie. Po
klęsce odżegnywano się od decyzji bitwy o W arszawę, ale faktem jest, iż
Delegat Rządu RP na Kraj Jan Stanisław Jankowski, podobnie jak i Kazimierz
Pużak i gros polityków w Radzie Jedności Narodowej poprali ideę walki
0 W arszawę. Dziś wiemy, iż większość przedstawionych powyżej założeń czy
motywów akcji powstańczej była oparta na błędnej ocenie sytuacji. Ta błędna
ocena wynikała przecież z różnych przyczyn, niekiedy subiektywnych, najczęś­
ciej obiektywnych, co określić miało ogromny stopień ryzyka całej decyzji.
Po pierwsze, sztab KG Armii Krajowej, w którym fundam entalna decyzja
(bez jedynie term inu wystąpienia) zapadła w dniach 21-22 lipca w gronie trzech
generałów - T. Komorowskiego, G. Pełczyńskiego i L. Okulickiego, pozosta­
wał pod ogromnym wrażeniem zamachu na H itlera i puczu w Berlinie. N ad­
m iernie odwoływano się do precedensu załamania się niemieckiego w 1918 r.
1 uważano, że W erm acht, którego oddziały wycofywały się w chaosie ulicami
Warszawy, nie będzie zdolny do powstrzymania Rosjan na Wiśle. Dziś wiemy,
że wbrew pozorom reżim nazistowski potrafił do wiosny 1945 r. utrzymać
dyscyplinę armii i stawiać zacięty opór aliantom.
Po drugie, w sprawie najważniejszej politycznie, tj. roli bitwy o W arszawę
w walce o obronę polskiej suwerenności, decyzje Rządu RP w Londynie, jak
i czynników krajowych, opierały się - błędnie - na nadziei na silne poparcie
Roosevelta, jak i generalnie na przekonaniu, iż przejęcie władzy w Warszawie
przez legalny rząd spowoduje, iż alianci zachodni nie dopuszczą do narzucenia
Polsce rządów komunistycznych. Dziś wiemy, że polityka am erykańska świa­
domie wprowadzała w błąd polskie władze w Londynie a dalszy bieg wydarzeń
wykazał, iż w istocie Zachód nie miał żadnego zamiaru przeciwstawienia się
planom Stalina. Osobiście od dawna uważam - kiedy już znamy dokum enty
tajne epoki II W ojny Światowej (Teheran - Jałta), iż pośrednio głównym
było inne rozwiązanie aniżeli Powstanie? [...] Czy daleko idące ustępstwa wobec Moskwy mogły
przynieść choćby i doraźne skutki, na przykład: by uratować W arszawę przed zniszczeniami?”;
cyt. za: Powstanie Warszawskie z perspektywy półw iecza, s. 145.
Powstanie Warszawskie. Refleksje w 60. rocznicę
13
winowajcą ryzykownej decyzji powstańczej był Prezydent USA: gdyby nie
wprowadzał wielokrotnie prem iera Mikołajczyka w błąd, to Polacy, przynajm­
niej od lutego 1944 r., wiedzieliby, że na Anglików nie można liczyć. W tej
sytuacji musiałoby zwyciężyć ostrożniejsze stanowisko gen. Sosnkowskiego,
jednakże decydenci warszawscy, generalnie otrzymawszy pełnomocnictwa od
rządu S. Mikołajczyka, sądzili, że pozycja Polski w obozie aliantów jest silniej­
sza niż w rzeczywistości i że zajęcie stolicy uniemożliwi Rosjanom podeptanie
polskiej suwerenności. Dziś wiemy, że żadne gwałty rosyjskie (Proces 16 - jako
argum ent koronny) nie zmieniły polityki ustępstw wobec Stalina.
Po trzecie, Powstanie zakończyło się klęską miasta i ludności. Trudno dziś
sądzić hipotetycznie, jaki byłby los miasta bez wybuchu Powstania. Czy Niemcy
zgodziliby się w strefie frontowej tolerować miasto - stolicę Państwa Podziem­
nego? M ożna przypuszczać, iż generalnie straty W arszawy i jej ludności byłyby
mniejsze niż w toku 63 dni walki i zniszczeń, kontynuowanych aż po styczeń
1945 r.
Po czwarte, nie sposób przewidzieć biegu wydarzeń w stolicy, gdyby KG AK
nie podjęła decyzji o „Godzinie W ”: istniała możliwość wybuchu spontaniczne­
go, prowokacji komunistycznej czy niemieckiej. Natomiast faktem niezbitym
jest to, iż niezwykle napięta atmosfera w Warszawie od 21 lipca do 1 sierpnia
spowodowała, iż ostatecznie decyzja o terminie wybuchu, jaka zapadła, była
praw dopodobnie najgorszą z możliwych: Powstanie być może miało większą
szansę kilka dni wcześniej bądź później, w każdym razie - zgodnie z dawniej­
szymi planami powstania powszechnego - winno wybuchnąć w godzinach nocno-rannych a nie o godzinie 17, co generalnie likwidowało m om ent zaskoczenia
po stronie niemieckiej. Zabrakło lepszej orientacji w możliwościach niemieckiej
obrony z jednej strony a planach Armii Czerwonej z drugiej strony.
Czy powyższy, siłą rzeczy zwięźle ujęty, obraz przyczyn, które doprowadzi­
ły do decyzji o wybuchu Powstania, pozwala nam na jednoznaczną ocenę
krytyczną ówczesnych polityków i dowódców? Od lat zajmuję się dziejami
Państwa Podziemnego i Arm ii Krajowej. W moim głębokim przekonaniu ani
generałowie Komorowski i Pełczyński, ani gros oficerów sztabu nie byli nie­
odpowiedzialnymi rom antykam i, żaden z nich nie kalkulował klęski jako re­
zultatu decyzji. Jedyny może wyjątek stanowił generał Leopold Okulicki, on
jeden odpowiada typowi romantycznego, tragicznego bohatera naszej historii
narodowej, o czym świadczą świetne uwagi Marii Janion. Rom antykiem prze­
cież nie był Stanisław Mikołajczyk, solidny chłop wielkopolski, który zapewniał
W arszawę o pełnym poparciu dla idei walki o W arszawę. Zapew ne niedosta­
tecznie znał Rosję, Józefa Stalina, nazbyt ufał pięknym słowom prezydenta
USA... Rom antykiem także nie był niezwykle trzeźwy i wybitny analityk szta­
bowy, jakim był całe życie generał Kazimierz Sosnkowski. On miał wiele
wątpliwości co do postawy aliantów, ale zdecydowanego stanowiska do końca
nie zajął, o co m ożna mieć do niego pretensję. Tragizm przecież polskiej
14
Stanisław Salmonowicz
sytuacji polegał na tym, iż ówcześnie nie było dobrego wyjścia: każdy z możli­
wych scenariuszy wiązał się z dużym ryzykiem, wieloma niewiadomymi. Co
gorsza, polscy decydenci nie mieli pełnego obrazu sytuacji, która nakazywała
szybkie podejm owanie decyzji, mogących odwrócić niekorzystny dla kraju bieg
wydarzeń. Zabójcza nade wszystko dla Polaków była anglosaska taktyka prze­
milczania spraw niewygodnych, informowania półsłówkami, jednym słowem
użyjmy banalnego określenia: winna była hipokryzja naszych sojuszników, do
których mieliśmy nadm ierną, zwłaszcza w kraju, ufność.
I tak w rezultacie splotu wydarzeń, które trudno określić inaczej niż tra­
giczne, zapadła decyzja o Powstaniu w Warszawie, którą nadal uważam za
niemal niemożliwą do uniknięcia, choć okazała się także tragiczną w skut­
kach. Na odm ianę trudno historykowi ocenić ewentualne skutki braku decyzji
0 Powstaniu dla sprawy polskiej, dla Warszawy.
Jakie były skutki bezpośrednie i pośrednie Powstania W arszawskiego, jego
klęski po heroicznym samotnym boju? Dziś już wiemy dobrze, że Powstanie
W arszawskie, a nawet brutalna reakcja Stalina nie wywarły, niestety, żadnego
wpływu na postępow anie aliantów wobec Stalina, czego koronnym dowodem
była polityka Roosevełta (w istocie nigdy Polski nie lubił) na konferencji
jałtańskiej. Swego rodzaju smutnym przyczynkiem jest tu fakt, iż po dzień
dzisiejszy Powstanie W arszawskie pozostaje w świecie zachodnich mediów
(w tym i wielu encyklopedii) zjawiskiem przemilczanym, niem al nieznanym.
Natomiast nie ulega wątpliwości, iż na bieg spraw polskich tragedia Powstania
wywarła wieloraki wpływ, tyle że był to wpływ niejednoznaczny: z jednej strony
klęska Powstania ułatwiła zwycięstwo reżimowi komunistycznemu, przekreśli­
ła siłę Państwa Podziemnego, w kraju dopuściła do głosu tzw. realistów, którzy
pod wrażeniem klęski poszli na współpracę z nowym reżimem. Ta sama prze­
cież klęska i jej okoliczności, poczucie powszechne w kraju, iż Arm ia Czerwona
1 komuniści nie chcieli udzielić pomocy W arszawie, ukazywały raz jeszcze
nieludzkie oblicze ustroju totalitarnego, nie pozostawały bez wpływu na naro­
dziny i trw anie wielkiego mitu Powstania i Arm ii Krajowej. 63 dni walki
W arszawy także nie pozostało bez wpływu na politykę Stalina i jego następ­
ców, jak i na postawy społeczeństwa polskiego w latach wielkich wydarzeń
1956-1970, 1980-1981. Społeczeństwo polskie, jego elity, miało zwiększoną
pamięć ryzyka wystąpień przeciw władzy totalitarnej i zależności od Związku
Radzieckiego, ale i decydenci sowieccy, pomni wagi polskich imponderabiliów,
rezygnowali parokrotnie z prostego rozwiązywania polskich problem ów inter­
wencją Armii Czerwonej.
Tak więc lekcja Powstania W arszawskiego dla polskiej świadomości histo­
rycznej jest jakby dwojaka: z jednej strony poucza nas o konieczności chłodnej
polityki, bez złudzeń wobec otaczającego nas świata, z drugiej - pozostaje także
świadectwem siły ducha narodowego, zdolności do heroizmu w obronie sprawy
bez względu na ponoszone ofiary.
Powstanie Warszawskie. Refleksje w 60. rocznicę
15
Zakończę ciągle mało znanym cytatem z mowy prem iera Wielkiej Brytanii,
Churchilla, która wyrażała postawę naszych aliantów. Świadczy to o sytuacji,
w jakiej znalazła się sprawa polskiej niepodległości na wiosnę 1944; o wyborze
jakże trudnym między decyzją o kapitulacji z narodowych aspiracji bądź decyzją
o podjęciu walki w obronie niepodległości, walki, która była nieodwołalnie zwią­
zana z największym ryzykiem najwyższej miary. Churchill 2 sierpnia 1944 r.
powiedział w Izbie Gmin: „Armie rosyjskie stoją obecnie u wrót Warszawy.
Przynoszą one za sobą oswobodzenie Polski. Ofiarują Polakom wolność, suwe­
renność niepodległość. Domagają się, by Polska w przyszłości była przyjazna
wobec Rosji. Wydaje się to uzasadnione, gdy się widzi, jak wiele Rosja ucierpiała
ze strony Niemiec maszerujących poprzez Polskę do jej zaatakowania [...]”6.
6 Cyt. za: W. Pobóg-M alinowski, Najnowsza historia polityczna Polski 1864-1945, t. 3, Londyn
1960, s. 597.
Czasy Nowożytne, tom XVIl/2004
Periodyk p ośw ięcon y dziejom polskim i pow szechnym od X V do X X wieku
J a c e k W ija czk a
(Toruń)
Mężczyźni jako ofiary procesów o czary przed sądem łobżenickim
w drugiej połowie XVII wieku
Przez długie lata w centrum badań nad procesami o czary w czasach wczesnonowożytnych w Europie pozostawały czarownice, gdyż to głównie kobiety
oskarżano o paranie się czarami i konszachty z diabłem. I to one przede
wszystkim trafiały na stosy. Oczywiście mężczyźni w każdym procesie o czary
odgrywali ogrom ną rolę, przede wszystkim jako oskarżyciele, sędziowie, ław­
nicy, kaci, duchowni, władcy (świeccy i duchowni), inkwizytorzy, adwokaci,
demonolodzy, spowiednicy, świadkowie, a także obrońcy lub przeciwnicy po­
lowań na czarownice1. Z biegiem lat jednak również i oni stali się ofiarami
polowań na czarownice2.
W szwajcarskim kantonie W aadtland (Pays de V aud), który należał do
centrów polowań na czarownice w Europie, w latach 1580-1665 spalono na
stosach z powodu czarów 1700 osób, z których około 1/3 stanowili właśnie
mężczyźni3. W dotychczasowych badaniach związanych z prześladowaniami
i polowaniami na uprawiających czary przyjmuje się, że mężczyźni dominują
przede wszystkim wśród prześladowanych na peryferiach Europy, m.in. na
Islandii (90% ), w Estonii (około 60%) i w Finlandii (50% )4.
1 E. Labouvie, M änner im Hexenprozeß. Z u r Sozialantropologhie eines „männlichen” Ver­
ständnisses von Magie und Hexerei, w: Hexenverfolgung in der dörflichen Gesellschaft, hrsg. von
W. Schieder, Göttingen 1990 (G eschichte und Gesellschaft, 16. Jg.. 1990, H. 1), s. 56-78.
2 O statnio na tem at mężczyzn jako ofiar polowania na czarownice pisali m.in.: R. Schulte,
Hexenmeister. Die Verfolgung von Männern im Rahmen der Hexenverfolgung von 1530-1730 im
Alten Reich, wyd. 2, Frankfurt am M ain 2001; K. Lambrecht, Tabu und Tod: M änner als Opfer
frühneuzeitlicher Verfolgungswellen, w: Geschlecht, Magie und Hexenverfolgung, wyd. I. A hrendtSchulte, D. R. Bauer, S. Lorenz, J. M. Schmidt, Bielefeld 2002 (H exenforschung. Bd. 7), s. 193-208;
R. Schulte, Hexenmeister: Männliche Opfer in der Hexenverfolgung. Realitäten und Rezeption, w:
Realität und Mythos: H exenverfolgung und Rezeptionsgeschichte, wyd. K. M oeller, B. Schmidt,
Ham burg 2003.”s. 203-207.
3 G. M odestin, Hexenverfolgungen im Waatland. Bernisches Herrschaftsgebiet 1536-1798 zählt
zu den Kernländern der frühneuzeitlichen Hexenverfolgungen, Historicum .net. Fachgebiete: H e­
xenforschung; E-Tekste, 21.02.2003, s. 1.
4 M. M adar, Nöiaprotessid Estis X V I sajandist X I X Sajandini, w: Religiooni ja ateismi ajaloost
Estis: Artiklite kogum ik, 3, Tallinn 1987, s. 124-145, tu s. 276 (streszczenie w języku niemieckim -
18
Jacek Wijaczka
Również w Rzeszy Niemieckiej w XV I-X VIII w. oskarżono o czary więcej
mężczyzn niż to przez długie lata się przyjmowało w literaturze przedm iotu. Jak
wynika z badań Rolfa Schultego, co czwarta osoba oskarżona o czary w Rzeszy
w XVI-XVIII w. była płci męskiej5. Jak wyglądały te proporcje w Rzeczypos­
politej w czasach wczesnonowożytnych, nie wiadomo, gdyż historycy polscy,
z Bohdanem Baranowskim na czele6, nie zajmowali się bliżej tą kwestią7.
O
wiele większą liczbę kobiet oskarżanych i skazanych na karę śmierci za
czary w Rzeczypospolitej już w XV II w. tłumaczono m.in. tym, że kobiety
w ówczesnym społeczeństwie były bardziej bezbronne8. Poza tym, jeśli przyj­
rzy się bliżej roli kobiet i mężczyzn w magii ludowej, to widać wyraźnie, że była
ona wyraźnie podzielona9. Kobiety dominowały w obszarze magii związanej
z narodzinam i, śmiercią, miłością, rozmnażaniem, a także spisków z duchami
i demonam i oraz przepowiadaniem przyszłości. Natomiast magia m ęska zo­
rientow ana była o wiele bardziej na praktyki dnia codziennego, m.in. ochronę
pól i plonów 10. To powodowało, że męskie umiejętności czarowania były uwa­
żane za bardziej przejrzyste i mniej tajemnicze niż umiejętności kobiet. Dlatego
zapewne mężczyźni rzadziej byli oskarżani.
Liczne procesy o czary odbywały się w końcu XVI i w pierwszej połowie
XV II w. w W ielkopolsce11, a przybrały jeszcze na sile w drugiej połowie tego
stulecia. Jak pisał anonimowy autor pracy Czarownica powołana, która uka­
zała się drukiem w Poznaniu w 1639 r.: „a iż tymi czasy nasza W ielkopolska
niezwyczajnie zagęściła się na kształt pożarów czarownicami lubo prawdziwy­
autorka podała, że na 206 osób oskarżonych w Estonii o czary 59,2% to byli mężczyźni); taż,
Estonia I. Werrwolves and Poisoners, w: Early Modern European Witschcraft. Centres and Peri­
pherie., wyd. B. A nkarloo, G. H enningsen, Oxford 1990, s. 266; K. H astrup, Iceland. Socereres and
Paganism, w: tam że, s. 386.
5 R. Schulte, Hexenmeister, s. 81.
6 B. Baranowski, Procesy czarownic w Polsce w X V I I i X V III wieku, Łódź 1952; tenże,
0 hultajach, wiedźmach i wszetecznicach. Szkice z obyczajów X V II i X V III w., Łódź 1988.
7 W pięciu procesach o czary, które odbyły się przed sądem zamkowym w Starogrodzie
w pierwszej połowie X VIII w., oskarżonymi były dwie kobiety i trzech mężczyzn; J. Wijaczka,
Procesy o czary p rzed sądem zam kow ym w Starogrodzie w pierwszej połowie X V III wieku, w: Cała
historia to dzieje ludzi— Studia z historii społecznej ofiarowane profesorowi A ndrzejow i Wyczańskiem u w 80-tą rocznicę urodzin i 55-lecie pracy naukowej, pod red. C. Kukli przy współudziale
P. Guzowskiego, Białystok 2004, s. 299.
8 J. Tazbir, Procesy o czary, „O drodzenie i R eform acja w Polsce” 1978, l. 23, s. 169.
9 Na tem at magii i czarów w kulturze ludow'ej w Polsce na przełomie średniowiecza i czasów
wczesnonowożytnych zob. m.in.: S. Bylina, Magia, czary i kultura ludowa w Polsce X V i X V I w.,
„O drodzenie i R eform acja w Polsce” 1990, t. 35, s. 39-52.
10 E. Labouvie, Perspektivenwechsel. Magische Domänen von Frauen lind Männern in Volks­
magie und Hexerei aus der Sicht der Geschlechtergeschichte, w: Geschlecht, Magie und Hexenver­
folgung, s. 46.
11 S. Salmonowicz, Procesy o czary w Polsce. Próba rozważań modelowych, w: Prawo wczoraj
1 dziś. Studia dedykowane profesor Katarzynie Sójce-Zielińskiej, pod red. G. Bałtruszajtys, W ar­
szawa 2000, s. 313.
Mężczyźni jako ofiary procesów o czary
19
mi, lubo mniemanymi, tak iż na posiedzeniu i schadzkach zwyczajnych o żadnej
m ateriej nie usłyszysz jako o czarownicach”12.
W X V I-X VIII w. w K rajnie13 istniało 11 m iast14, z których najsilniejszym
ośrodkiem miejskim była Łobżenica, położona na szlaku handlowym wiodą­
cym z W ielkopolski do Gdańska.
Dnia 9 lutego 1314 r. Władysław Łokietek nadał W incentem u Piotrowicowi
prawo lokacji w Łobżenicy miasta na prawie m agdeburskim 1''. Nie wiadomo
dokładnie, kiedy przywilej został zrealizowany, ale w 1404 r. Łobżenica jedno­
znacznie została już określona jako m iasto16.
W połowie XVI w. miasto przeszło w posiadanie rodziny Krotoskich, której
członkowie okazali się dobrymi gospodarzami i dzięki tem u przyczynili się
znacznie do rozwoju gospodarczego Łobżenicy. Andrzej Krotoski, kasztelan
inowrocławski, zezwolił na osiedlenie się w mieście i swoich dobrach wygna­
nym z własnego kraju w 1548 r. braciom czeskim. Jego syn, Jan Erazm , sam już
członek Jednoty braci czeskich, zezwolił z kolei na osiedlenie się w mieście
luteranom z Tyrolu, Salzburga, Marchii i Pom orza17. To właśnie za jego rzą­
dów Łobżenica stała się największym ośrodkiem miejskim na Krajnie. Około
1580 r. miasto liczyło 2250 mieszkańców i to mimo panującej tam w 1569 r.
zarazy, która zebrała znaczne żniw ols. Z kolei Jan Krotoski uruchom ił w mieś­
cie w końcu XVI w. m ennicę19.
W połowie 1622 r. właścicielem miasta był podczaszy koronny Mikołaj
Sieniawski20; ten zmarł jednak bezpotom nie, a Łobżenica znalazła się ostatecz­
nie w posiadaniu wojewody kaliskiego Zygm unta Grudzińskiego (około 15721653). Grudziński należał do ludzi zapobiegliwych, zaczynał jako właściciel 10
wsi, a umierał już jako posiadacz 6 miast i 114 wsi; miał również działy w 3
miastach i 21 wsiach21. Grudzińscy byli właścicielami Łobżenicy do 1687 r.,
kiedy to bezpotom nie zmarł Stefan A dam Grudziński, a klucz łobżenicki
12 Cyt. za: B. Baranowski, Procesy czarownic w Polsce, s. 23.
13 Za P. Szafranem, Osadnictwo historycznej Krajny w X V I-X V III w. (1511-1772), G dańsk
1961, s. 28; przyjmuję, że Krajna to obszar dawnego powiatu nakielskiego.
14 Tamże, s. 37-38.
15 Z. Kulejewska-Topolska, N owe lokacje miejskie w Wielkopolsce od X V I do końca X V III
wieka. Studium historyczno-prawne.-Poznań 1964, s. 64; J. Pakulski, W sprawie początków i lokacji
Łobżenicy. P rzyczynek do dziejów wielkopolskich Paluków w X I V w ieku, „A cta Universitatis
Nicolai Copernici” 1992, t. 26, s. 97n.; A. Mietz, J. Pakulski, Łobżenica. Portret miasta i okolicy,
Łobżenica-Toruń 1993, s. 21-26.
16 A. Mietz, J. Pakulski, Łobżenica, s. 26.
17 Tamże, s. 46-47.
18 P. Szafran, Osadnictwo historycznej Krajny, s. 83, tab. 18; A. Mietz, J. Pakulski, Łobżenica,
s. 48.
19 J. Pakulski, Jeszcze o mennicy lobżenickiej w końcu X V I w., w: Discernere vera et falsa,
Lublin 1992, s. 332; A. Mietz, J. Pakulski, Łobżenica, s. 48.
20 A. Mietz, J. Pakulski, Łobżenica, s. 49.
21 Tamże, s. 50.
Jacek Wijaczka
20
z miastem przejął jego kuzyn Jan Korzbok Łącki. O n to w 1693 r. nadał
Łobżenicy obszerną ordynację, regulującą wszystkie dziedziny życia w mieś­
cie22. W końcu XVII w. miasto liczyło 3000 mieszkańców. W 1725 r. Łobżenicę
od Władysława Łąckiego nabył podkom orzy wschowski Józef Stefan Radoliński23. W rękach tejże rodziny miasto pozostało do rozbiorów Rzeczypospolitej.
Adm inistrację i sądownictwo w Łobżenicy w czasach Rzeczypospolitej
szlacheckiej regulowały przepisy prawa m agdeburskiego, wprowadzonego
przywilejem lokacyjnym z 1314 r. Miasto, mimo że prywatne, miało radę
miejską, z burmistrzem na czele, oraz ławę z wójtem. Wójt przewodniczył
ławie i był urzędnikiem obieralnym, w jego kom petencjach leżało przede
wszystkim sądownictwo nad ludnością miejską. W XVII w. (najpraw dopodob­
niej w końcu tegoż stulecia) rozszerzono zakres jego kompetencji o sprawy
cudzołóstwa i czarów24. Rejestr tych spraw określiła ordynacja z 1693 r.,
z której wynika, że wcześniej funkcjonował sąd mieszany wójtowsko-burmistrzowski, co miało być szkodliwe dla miasta. Dlatego wprowadzono wyraźny
podział kom petencyjny spraw. Burmistrz miał wyrokować we wtorek, wójt zaś
z ławą w piątek23. W W ielkopolsce, jak wynika z pracy Zofii Kulejewskiej-Topolskiej, oprócz sądownictwa sprawowanego oddzielnie przez wójta i ławę
oraz sądownictwa wykonywanego przez radę miejską, spotyka się kom petencje
sądowe obu urzędów jednocześnie26. Jedna z takich kom petencji dotyczyła,
m.in. w Łobżenicy, procesów o czary27.
W XVII w. przed sądem łobżenickim toczyło się około trzydziestu proce­
sów o czary, z których jedynie kilka wspomnianych zostało w monografii miasta
i jego najbliższej okolicy28. Dokładniejsze wiadomości mamy o 27 procesach, co
do pozostałych stan zachowania źródeł (nieczytelne) nie pozwala na ich bliższe
poznanie. Celem niniejszego artykułu jest przedstawienie procesów, które
toczyły się przed sądem łobżenickim, a w których pojawiali się mężczyźni,
czy to jako główni oskarżeni czy też jako powołani w trakcie zeznań.
Pierwszy znany nam proces, w którym głównym oskarżonym był mężczyz­
na, rozpoczął się 30 września 1676 r., kiedy to przed sądem łobżenickim,
obradującym w składzie: Tomasz Postrzygacik, Jan Fengier i M athias Łom ański, stanął Michał Hygman, karczmarz z Trzebonia i oskarżył o czary owczarza
trzebońskiego Piotra Kacę, zarzucając mu, że przez jego czary poniósł szkody
na zdrowiu i w oborze. Świadkami w sprawie byli Jan Kosior, E rnest i Jakub
Borzymowscy. Jakub, młynarz we wsi W iskitno, zeznał, że oskarżony, służąc
22
23
24
25
26
27
28
Tamże, s. 52.
Tamże, s. 53.
Tamże, s. 59.
Tamże.
Z. Kulejewska-Topolska, Nowe lokacje miejskie w Wielkopolsce, s. 108.
Tamże, s. 109.
A. Mietz, A . Pakulski, Łobżenica, s. 96-99.
Mężczyźni jako ofiary procesów o czary
21
niegdyś u niego, ukradł mu trzy jagnięta, za co go ukarał podstarości Paweł
Malinowski. Zeznawał również Wojciech Płóciennik24. Jak sprawa się zakoń­
czyła, nie wiadomo, faktem pozostaje, że owczarze uważani byli w czasach
wczesnonowożytnych za osoby stosujące czary. Zawód ten wymagał więk­
szych kwalifikacji niż pasterz bydła lub trzody chlewnej, gdyż potrzeba było
sporej wiedzy na tem at potrzeb fizjologicznych tych zwierząt, m.in. trudna była
opieka nad kocącymi się owcami. Częste choroby owiec wymagały wiedzy
weterynaryjnej, która przechodziła często z ojca na syna i niekiedy miała
charakter wiedzy tajemnej. Czasami owczarze byli we wsich znachoram i30.
Dnia 29 maja 1690 r. w Łobżenicy rozpoczął się kolejny proces z mężczyzną
jako oskarżonym w roli głównej. Michał, W alenty, Paweł i Andrzej oskarżyli
i złożyli przysięgę, że ich sąsiad Maciej Piskuła z Piesny uczynił im wiele szkód
za pom ocą czarów. Początkowo wśród oskarżycieli był i Jakub Grab, ale gdy
doszło do składania przysięgi, odstąpił od oskarżenia31. Oskarżony prosił „o
w odę”, gdyż jak twierdzi! przed obliczem sądu, „ludzie powiadają, że woda
oczyści niew innego"32. W pławienie jako dowód w oskarżeniu o czary wierzo­
no wówczas nie tylko w Rzeczypospolitej, lecz także w innych krajach euro­
pejskich. W społeczeństwie wiejskim krajów niemieckich w XV II w. wiara
w niezawodność próby wody była powszechna. O skarżone o uprawianie cza­
rów kobiety same prosiły, aby poddano je tej próbie, chcąc się w ten sposób
oczyścić z zarzutów33. Podobnie było nawet w czasach Oświecenia - wiarygod­
ność pławienia uznawano nadal w wielu krajach, m.in. w Anglii34.
Pławienie wypadło oczywiście nie po myśli oskarżonego, w związku z czym
sąd postanowił oddać Piskułę na tortury. W ich trakcie pom ówiony mężczyzna
przyznał się, że czarowania nauczył się od niejakiej Bobkowej z Piesnej, z którą
bywał również na łysej górze znajdującej się za Luchowem. Jedli tam, pili
i tańcowali. Zeznał dalej, że „są tam i bywają młode [kobiety], ale się znać
29 Archiwum Państwowe w Bydgoszczy, A kta miasta Łobżenicy (dalej: A P Bydgoszcz,
A m Ł ), sygn. 11, k. 89v.
30 B. Baranowski, W kręgu upiorów i wilkołaków , Łódź 1981, s. 237.
31 A P Bydgoszcz, A mŁ, k. 521r.
32 Tamże, k. 521v.
33 O skarżona o uprawianie czarów w 1663 r. stara Hasinowa w hrabstwie Lippe nie tylko
prosiła o poddanie jej próbie wody, lecz także zobowiązywała się do pokrycia kosztów próby
i ew entualnego procesu, gdyby pławienie nie oczyściło jej z zarzutu; R. Walz, Hexenglaube und
magische Kom m unikation im D o rf der frühen Neuzeit. Die Verfolgungen in der Grafschaft Lippe,
Paderborn 1993, s. 356. Zob. również: G. Gersm ann, Wasserproben und Hexenprozesse. Ansichten
der Hexenverfolgung im Fürstbistum M ünster, „Westfälische Forschungen” 1998, Bd. 48, s. 449479; taż, Gottesurteil und Alltagsbrauch: Z u r Bedeutung der Wasserprobe in der Frühen Neuzeit, w:
Wasser. Internationaler Kongreß im Forum Kunst- und Austtelungshalle Bonn 1998, wyd. Kunstund Ausstellungshalle d er B undesrepublik Deutschland. W issenschaftliche R edaktion B. Busch
i L. Förster. Bonn 2000, s. 157-168.
34 B. P. Levack, Polowanie na czarownice w Europie wczesnonowożytnej, Wrocław-Warszawa-Kraków 1991, s. 259.
22
Jacek Wijaczka
nie dają”. On sam w trakcie pobytu na łysej górze grywał na piszczałce, na­
tomiast młody Jan Figulus z Rataj - na skrzypcach. Piskuła dodał, że miał
diabła o imieniu Marcin, który obiecał mu, że się będzie „miał dobrze”, dosyć
pieniędzy i załatwił mu głuchego parobka3\ Sąd burmistrzowsko-wójtowski
wydał wyrok 1 czerwca 1690 r., skazując Macieja Piskułę za czary na spalenie16.
Proces się na tym nie zakończył, Piskuła bowiem posądził o czary Jagnę
Figulusową oraz jej syna Jana Figulusa i córkę Kaśkę oraz siostry Jadwigę
Bosacką i Reginę Bosacką alias Borową37. Wszyscy powołani mieszkali we
wsi Rataje i wszyscy prosili, aby ich poddano próbie wody. Przychylono się
do ich prośby i 5 czerwca 1690 r. przeszli pławienie, ale wszyscy utrzymywali się
na powierzchni wody. „Powiadali, że mistrz [kat] powróz nie popuszczał i onych
zatrzymywał i drągiem podnosił w wodzie”, co jednak miało się okazać nie­
prawdą, „gdyż sobie mistrz z nimi postąpił jako zwyczajnie postąpią”3^. Powo­
łani narzekali również na wodę, że „zdradliwa” i nie chcieli się do niczego, czyli
swoich złych uczynków, przyznać. O ddano ich więc na tortury. Najpierw kat
znęcał się nad starą Figulusową, ta jednak do niczego w trakcie pierwszych
tortur się nie przyznała, podobnie zresztą jak jej córka Kaśka.
N astępnego dnia (6 czerwca) przesłuchiwano Jadwigę Bosacką, która do­
browolnie nie chciała się przyznać do tego, że jest czarownicą, dlatego zaczęto
ją torturować. Przyznała się wówczas, że od dwóch lat ma na swych usługach
Parchala, który chciał z nią „legać, ale mu nie dopuszczała”. D odała także, że
ów Parchal, a raczej diabeł imieniem Jakub, który „w czarnych szatach chodził,
obiecał jej wielkie dostatki”39. Bywała na łysej górze, gdzie na skrzypkach grał
Jan Figulus40.
Regina Borowa, siostra Jadwigi, przyznała się już na pierwszych torturach
do posiadania diabła M arcina, który chodził ubrany w atłas. Sypiała z nim.
a minęło już kilkanaście lat, odkąd wyrzekła się Boga. Bywała na łysej górze,
która znajdowała się za Luchowem w Jastrzębcu, dokąd dostawała się po
wysmarowaniu się maścią, którą chowała w skrzyni w pudełku. W czasie saba­
tu tańcowała i piła z Piskuliną oraz z jej córką A nną (która udusiła pańską
owcę), Jagną i Kachną Figulusową. Jej siostra Jadwiga była tam również dwa
razy. D o tańca grali im tam nieboszczyk Piskuła (wyrok został już widać wy­
konany) i Jan Figulus na skrzypcach. Przed pławieniem diabeł obiecał jej
ciężaru dodać, „ale była tylko szpilka i odstąpił ją na ten czas”41.
35 A P Bydgoszcz, A m Ł, k. 522r.
36 Tamże, k. 532v.
37 Tamże, k. 532v-533r.
38 Tamże, k. 533r.
39 Tamże, k. 533a.
40 Torturow ana ponownie Jadwiga Bosacka potwierdziła to, co zeznała wcześniej, dodała zaś,
że oprócz Kuby ma jeszcze dwóch diabłów, Joachima i Stacha; tamże, k. 534r.
41 Tamże, k. 533v.
Mężczyźni jako ofiary procesów o czary
23
Kolejną osobą, która dostała się w ręce kata, był Jan Figulus. W trakcie
pierwszych tortur opowiedział, że gdy pewnego dnia przed pół rokiem wyszedł
z miasta Łobżenicy, zastąpił mu drogę pan, który „po francusku chodził
w ceglastej barwie i na służbę namówił, obiecując mu pieniądze, szaty pięk­
ne, do której [służby] przystał”42. Bywał na łysej górze znajdującej się za
Luchowem, a udawał się tam wraz z innymi w karecie. Za żonę była mu tam
córka Borowczanki. Miał również diablicę Baszkę, z którą obcował jak z żoną,
kiedy tylko chciał. U bierała się w kitajkę, była młoda i z nią „uciechę miał jako
z inszą, ale zimne m iała”43. Na łysej górze bywali w czwartki, jadali tam kołacze,
grali i trąbili. Miał również na usługi diabła Froncka, który chodził w czerwonej
sukni „jako panowie po polsku”. Dostał go od Piskuły i przez owego diabła
czynił szkody. Diabeł jego m atki miał na imię Józwa44.
Stara Figulusowa również i na drugich torturach do niczego się nie przy­
znała. Natomiast jej córka Kaśka załamała się i w trakcie kolejnych tortur
przyznała się do posiadania diabła M arcina, którego dostała rok wcześniej od
karczmarki z Rataj. Chodził on w czerwonych atłasowych sukniach polskich,
a także „sprawę cielesną miewał z nią, którego członek męski był zimny jako
głownia”43. Bywała na łysej górze wraz ze Słoikową alias Kukawczyną, Piekarką i Olejnicką, wdową po Pawle, którego ta wdowa sama miała udusić. Bywała
tam także stara Korpalka, która ma diabła starego siwego, Jana, chodzącego
w czarnych szatach podbitych białymi lisami. Córka Korpalki ma natom iast
„grzesznego diabła”, którego imienia zeznająca nie znała, ale za którym cho­
dziło dwóch czeladzi. Na łysej górze siedział na złotym krześle i brał sobie
„dwoje dzieci, chłopca i dziewczę starsze”46.
Wyrok wydany został w Łobżenicy 7 czerwca 1690 r. Na stos sędziowie
wysłali Kaśkę Figulusową i jej brata Jana Figulusa, a także Jadwigę Bosacką
i Reginę Borową, ponieważ sami przyznali się do kontaktów z diabłem i szko­
dzenia innym ludziom. Od śmierci uratowała się stara Figulusowa, wytrzymała
bowiem tortury i nie przyznała się do bycia czarownicą. W yrok został wykonany
26 czerwca 1690 r. we wsi Piesna, skąd pochodzili oskarżyciele i oskarżeni47.
W kolejnym procesie oskarżonym był mężczyzna, Jan Censlaw, mieszkają­
cy we wsi Młotkowice, a proces został przeprowadzony po 1695 r. Oskarżył go
sąsiad, gbur Brach, o to, że jego siostra zmarła w wyniku czarów Censlawa.
Pytany przez sąd, skąd to wie i na jakiej podstawie doszedł do tego, że to
właśnie oskarżony jest sprawcą śmierci, stwierdził: „się siostra moja wadziła
z siostrą żony jego i opowiadała żona siostry jego, odgrażając temi słowy:
42
43
44
45
46
47
Tamże.
Tamże.
Tamże, k. 533a.
Tamże.
Tamże, k. 534r.
Tamże, k. 534v.
24
Jacek Wijaczka
przydzie na cię koniec, co się stało w tydzień i zaniemówiła, i um arła, wysch[nąw]szy we dwie niedzieli”48.
Jako pierwszy świadek zeznawał karczmarz młotkowski Jan Steinkie. Z a ­
pytany przez ławników łobżenickich, czy oskarżony jest winien zarzuconego
mu uczynku czarostwa, oświadczył: „na tego człowieka Censlawa, który siedzi
w więzieniu, nic nie wiem, [tylko] co sąsiedzi mówią, ja nie wiem, jednak przy
nich stoję”49. Również sołtys z tejże wsi, Jan, przed obliczem sądu oświadczył,
że: „ja nic nie wiem na tego Censlawa, ani żadnego podejrzenia nań o czary nie
mówię, tylko Brach do mnie przyszedł, który się uskarżał, że siostra jego miała
skaliczeć od tego uczynku i chcieli mu ją zanieść w dom, alem ja nic dopuścił”50.
Także pozostali świadkowie, Jakub Betkier, Michał Steinkie, Piotr Bucold,
Ertm an Litkie i M artin Steinkie, nie potrafili podać żadnego dowodu m ogące­
go świadczyć o tym, że to właśnie Censlaw doprowadził do śmierci kobiety.
Faktem pozostaje, że oskarżony musiał zapewne pozostawać w konflikcie z cała
wsią, skoro pomawiało go o czary 14 osób. Być może przyczyna konfliktu leżała
w tym, co powiedział przed sądem świadek M artin Steinkie, który zeznał, że
oskarżony miał się odgrażać: „będę teraz mieszkał pod duchownymi, oddacie
mi to zboże”51.
Sędziowie nie bardzo wiedzieli, co zrobić, według nich bowiem oskarżyciele
nie mieli żadnego dowodu winy, natom iast oskarżonego „nie chcą odstąpić
żadnym sposobem, tylko onego pławić usiłują i onego konać chcą, aby śmier­
cią jako czarownik ginął”'’2. Sąd nie zgodził się jednak na to i odesłał sprawę do
właściciela dóbr'’3. Jak ta sprawa się zakończyła, nie wiadomo.
Mężczyźni w innych procesach o czary, które toczyły się przed sądem
łobżenickim, często oskarżani byli o to, że grają na różnych instrum entach
w trakcie spotkań czarownic na łysej górze. W procesie, który toczył się wiosną
1663 r. we wsi Sypniewo, o granie podczas sabatu oskarżony został M arcinoch
z Witrogoszczy54. Nie wiemy, jak się skończyło dla niego to pomówienie. Rataj
z Dźwierszna (Dużego), Grzech, miał grywać na łysej górze, jak to zeznała
w 1673 r. Regina Skalicina ze wsi Topola55. Grywać miał tam „na cifce” . Inna
z sądzonych w tymże procesie kobiet, Gerusza, zeznała, że w trakcie sabatów
na łysej górze grywali dwaj chłopi, którzy „nie umieją czarować, tylko co grają”,
48 Tamże, k. 620r.
49 Tamże.
50 Tamże.
51 Tamże, k. 620v.
52 Tamże.
53 Tamże. „D latego sławetni Panowie podpisać się musieli, że osób czternaście pomawiają
tego Censlawa i onego odstąpić nie chcą, mając jego za czarownika i onego poprzysiąc chcą
i kończyć onego”. Stąd wiemy, że sędziami byli: Franciszek Szadekierski, Jerzy O ttlob, Jan Fenger, Marcin Wysocki, Jan M elka i Marcin Dydrychowski.
54 Tamże, k. 24lv.
55 Tamże, k. 35 lr.
Mężczyźni jako ofiary procesów o czary
25
a byli to Wojciech W olnik (Wolny) z Suchoręczka i krawiec Jan Ślepak
(Szlepek)56. Oskarżeni mężczyźni najprawdopodobniej uszli z życiem, a nawet
nie byli torturow ani, gdyż Skalicina, skazana na karę s'mierci, „odwołała”
W olnika i Ślepaka'’7.
W procesie, który rozpoczął się 6 sierpnia 1677 r. oskarżona o uprawianie
czarów Regina Sobieska zeznała w trakcie tortur, że podczas jej pobytu na łysej
górze do tańca grał młody parobek z Witrogoszczy o imieniu Fałek (Falek;
W ałek), ubrany w m odrą suknię. D o jego to grania dwa razy „przetańcowała’° 8. W trakcie drugich tortur powołała jeszcze parobka Grzecha z Dużej
[Długiej] Wsi (Dźwierszno D uże), mającego grywać na radie, podobnie zre­
sztą jak Fałek (W ałek)59. Nic nie wskazuje na to, aby byli sądzeni.
Grzech został również wymieniony jako bywający na łysej górze przez
Zofię Szewcową, jedną z oskarżonych w procesie toczącym się w Małej Wsi
(Dźwierszno Małe) wiosną 1678 r. Miał on grywać na palcach m onetą. O to, że
bywał na łysej górze, oskarżyła go również Agnieszka Karczm arka, ta jednak
w trakcie kolejnego przesłuchania „odwołała” go, twierdząc, że oskarżyła go
z nienawiści60. Szewcowa w trakcie drugich tortur zeznała, że na łysej górze
grywał krawiec Jan Ślepak, który „wyjąwszy goździk z deski”, grywał do tańca
czarownicom61.
Fałka (W alka) z Witrogoszczy i krawca Jana Ślepaka wymieniła również
sądzona w tymże procesie gburka Regina, według której Fałek grywał na
piszczałce, a krawiec Ślepak na igle62. Krawiec Ślepak został uwolniony63,
nie wiemy natom iast, co się stało z pozostałymi oskarżonymi mężczyznami.
M ałgorzata Adam owa, sądzona w procesie toczącym się we dworze
w Dźwiersznie Dużym w kwietniu 1679 r., zeznała, że do tańca na łysej górze
czarownicom przygrywali krawiec z Dźwierszna na igle, Fałek (W ałek) z W i­
trogoszczy na gwoździu, a Duży z Dźwierszna - na rybim ogonie64. Sąd nakazał
spalić M ałgorztę A dam ow ą jako czarownicę65, natom iast w dekrecie nie wspo­
mina się nic o powołanych przez nią mężczyznach.
Dnia 11 lipca 1678 r. w Witrogoszczy rozpoczął się kolejny proces o czary
przed sądem łobżenickim. Powołana w trakcie tego procesu D orota Dudzina
zeznała, że podczas pobytu na łysej górze nie mogła rozpoznać żadnej z obec56
57
58
59
60
61
62
63
64
65
Tamże,
Tamże.
Tamże,
Tamże,
Tamże,
Tamże,
Tamże,
Tamże.
Tamże,
Tamże,
k. 352r.
k.
k.
k.
k.
k.
98r.
98v.
106v.
107v.
108r.
k. 137v.
k. 138v.
26
Jacek Wijaczka
nych tam kobiet, ponieważ nosiły kapy, natom iast rozpoznała krawca Ślepaka,
który grywał na igle, i Kasprowego parobka Fałka (W alka), który z kolei
grywał na radie66. Inna z oskarżonych kobiet, Katarzyna Maćkowa z Izdebek,
zeznała, że bywała na łysej górze znajdującej się na „białym błocie”; było to
zawsze w nowy czwartek, a krawiec Ślepak grał na igle. Ponieważ główna
oskarżona w tym procesie Katarzyna M atyczka przed śmiercią odwołała wy­
mienionych mężczyzn, zostali oni uniewinnieni67.
Krawiec Jan Ślepak pojawia się ponownie w procesie dwóch wieśniaczek ze
wsi Witrogoszcz, Barby Krolki i Jadwigi Szyszyny, których proces rozpoczął się
1 sierpnia 1679 r. w Witrogoszczy. W trakcie drugich tortur Barba Krolka
powołała jako czarownice, oprócz kilku kobiet, także krawca Jana (Ślepa­
ka?) z Dźwierszna, który grywał na igiełce, i Fałka, który grywał na radie68.
Nic im się nie stało.
Przez godzinę w trakcie sabatu grywał czarownicom na igle Wojciech
Drabczyk, którego nazwisko wymienione zostało podczas procesu toczącego
się we wsi Liszkowo w 1684 r.69 W trakcie przesłuchań jedna z oskarżonych,
Regina Kasprowa, zapytana o muzykę, „iż to jest muzyka nikczemna i niepo­
dobna ku w ierzeniu”, odpowiedziała, „ba wej, piękna gra”70. Regina Pasturka
również zeznała, że Wojciech Drabczyk „gra na rozmaitej grze, na igle i na
radie, kiedy by tu i zagrał komu, musiałby i po chałupie tańcować, jako i my na
karczmarzowej czyniły chałupie”71. Również Drabczykowi, jak się wydaje,
włos nie spadł z głowy.
W procesie, który rozpoczął się 7 czerwca 1684 r. we wsi Samostrzele
o przygrywanie na wałku do tańca czarownicom na łysej górze został oskarżo­
ny Kuba Kupczyk72. Regina Budnicka zeznała natomiast, że do tańca grywał na
piszczałce Łowis z Nakła, który w trakcie grania wchodził na stół73. Nic nie
wiadomo, co się stało obu pomówionym.
D o grywania na piszczałce w trakcie pobytu na łysej górze przyznał się
także Maciej Piskuła z Piesny, sam oskarżony o czynienie za pom ocą czarów
szkód sąsiadom 74. D odał także, że na skrzypcach grywał wraz z nim młody Jan
Figulus z Rataj. Obaj skazani zostali na spalenie na stosie.
Z a granie na skrzypcach czarownicom na łysej górze w trakcie sabatu 3 gr
miał otrzymywać Jan Papieżów, powołany przez rybaczkę z Falmierowa K ata­
66
67
68
69
70
71
72
73
74
Tamże,
Tamże,
Tamże,
Tamże,
Tamże,
Tamże,
Tamże,
Tamże,
Tamże,
k.
k.
k.
k.
k.
k.
k.
k.
k.
109v.
113r.
102v.
304v.
308v.
309v.
318r.
319r.
522r.
Mężczyźni jako ofiary procesów o czary
27
rzynę w trakcie procesu, który rozpoczął się 29 maja 1692 r. we wsi Młotkowo.
Papieżów miał być również ojcem chrzestnym owej Katarzyny w trakcie jej
diabelskiego chrztu, kiedy to musiała się wyprzeć Boga i M atki Boskiej75. Jego
grę na igle w trakcie spotkań czarownic potwierdziła kolejna oskarżona, Katrzyna Drelina (D erlina?) z G rom adna. Wzięto go więc na próbę wody, pod­
czas której utrzymywał się na jej powierzchni, a następnie oddano w ręce kata.
Przyznał się do bywania na łysej górze, ale - jak stwierdził - nie zna wielu
czarownic, poznał jedynie Błachową z Falmierowa. Sędziom było to mało,
więc „tak pociągniony, że już dalej ciągnąć kat nie mógł, nic więcej nie ze­
znał, tylko lada co bajał”76. Jaki wyrok zapadł w jego sprawie, nie wiadomo.
W trakcie procesu, który rozpoczął się 7 czerwca 1684 r. we wsi Samostrzele, jedna z oskarżonych kobiet Zofia Mikołajowa zeznała, że „prokura­
torem ” wszystkich spotykających się na łysej górze czarownic był niejaki K u­
klik, który miał klucze „od wszystkiego”77. To, że Kuklik „rządził” łysą górą,
potwierdziła także torturow ana Regina Budnicka78. Jak dla niego zakończył się
proces i czy w ogóle stanął przed obliczem sądu, nie wiadomo.
Na marginesie wspomnieć trzeba, że to mężczyźni byli najczęściej oskarży­
cielami kobiet w procesach, które toczyły się przed sądem łobżenickim, a naj­
częściej zarzucali im zajmowanie się czarami szkodliwymi, w wyniku czego sami
ponosili straty w dobytku lub uszczerbek na zdrowiu. Najczęściej im wierzono,
zdarzało się jednak, że sąd łobżenicki oddalił ich zeznania. D nia 8 m arca 1680 r.
przed sądem w Łobżenicy pojawił się gbur ze wsi Żelazano Michał Kustorek
i oskarżył Reginę Kuklikową z tejże wsi o zajmowanie się czarami. Zapytany
przez sąd, skąd o tym wie i jakie m a na to dowody, zeznał, że przed dwoma laty
pstry pies wpadł między jego jagnięta i „skłuł mi 18, a nie podobno by, bo to był
pies”79. Kolejnym dowodem na uprawianie czarów przez Kuklikową był fakt,
że otrzymał od urzędu kołdrąbskiego [?]80, którego się radził w tej sprawie,
ziele święcone i powiedziano mu, że wówczas przyjdzie do niego ta osoba,
która mu szkodę wyrządziła, a w jego dom u pojawiła się właśnie Kuklikową.
D rugim oskarżycielem był Wojciech, karczmarz z Żelazna, który również
zeznawał przeciw Reginie Kuklikowej, pomawiając ją o czary. „Pytany, z jakich
przyczyn i co by miał za dowody, ponieważ to idzie o zdrowie ludzkie”, od­
powiedział, że przed zapustami opowiadał mu o tym syn oskarżonej.
Trzecim zeznającym był gbur Wojciech W apień, który jednak zeznał, że ani
Kuklikowej, ani jej syna nie może oskarżyć o czary, „bo nie wiem nic na nich,
75 Tamże, k. 584r.
76 Tamże, k. 587v.
77 Tamże, 317v.
78 Tamże, k. 319r.
79 Tamże, k. 403r.
80 Nie jest pewne, o jaką miejscowość tu chodzi; najbliższa miejscowość o podobnej nazwie to
Kołdrąb kolo Janowca W ielkopolskiego.
Jacek Wijaczka
28
tylko mi Kuklik ogród odebrał, a proszę, żebym miał pokój”81. Zapytany,
dlaczego więc nic mając żadnej skargi, przyszedł przed oblicze sądu, odpowie­
dział, że namówili go do tego Kustorek i karczmarz.
Sąd po naradzie stwierdził, że oskarżyciele nie dowiedli swoich zarzutów
pod adresem Kuklikowej żadnymi „według prawa dowodami, które powinni
do przekonania mieć”. Dlatego też sąd uwolnił Reginę Kuklikową od oskarże­
nia82. Natomiast Michał Kustorek i karczmarz Wojciech, za to, że nie mając
żadnych dowodów winy, oskarżyli niewinną osobę, zostali skazani przez sąd na
dwa tygodnie więzienia. N akazano im również, aby „przy gromadzie zupełnej
onej [Kuklikowej] sławę dobrą przywrócili i przywiedli”83. Mieli również za­
płacić 50 grzywien kary na rzecz sądu.
Żony mężczyzn, którzy zostali oskarżeni o paranie się czarami, uznani za
winnych i spaleni, także dosyć łatwo mogły być oskarżone. Przykładem może
być żona spalonego na stosie 26 czerwca 1690 r. Macieja Piskuły z Piesny. Dnia
7 kwietnia 1691 r. we wsi Piesna, w obecności subdelatora wójtowskiego Jana
Florkowskiego oraz asesorów Fabiana Słoty(?), Macieja Duszkiewicza i Kazi­
mierza Florkowskiego, rozpoczął się kolejny proces. Jako pierwszy zeznawał
Jan na Wackowym, który stwierdził: „odstępuję onej i nie chcę na jej śmierć
następow ać”. Chodziło o oskarżoną o czary Katarzynę Piskułę. Natomiast
Michał Zedla zeznał przed obliczem sądu, że od czasu kiedy Piskulina wyry­
wała u niego w ogrodzie kapustę, ta „róść więcej nic chce”. Przyznał, że kiedyś
zabił dwie gęsi należące do Piskuliny, które to gęsi złapał w swoim życie.
W krótce po tym zdarzeniu jego trzem gęsiom szyje „pozakręcało”. Doszło
również do kłótni pomiędzy nim a Piskuliną, która w jej trakcie odgrażała
mu się m.in. tymi słowy: „niedługo wypsiejesz na tej roli”84.
Kolejnym zeznającym przeciw oskarżonej był Paweł na Gnatowym, który
opowiedział sędziom, jak to zdechło mu 5 koni i 5 wołów. Zanim do tego
doszło, woły należące do Piskuły wlazły w jego jęczmień, więc kazał te woły
swojemu parobkow i wygnać w jęczmień należący do Piskuły. Jeszcze tej samej
nocy wilk zjadł mu klacz „zaraz za płotem ”. Paweł zabił później należącą do
Piskuliny gęś, którą złapał w swoim życie, i m artwą wyrzucił na drogę. „W ołała
tedy Piskulina z Piskułą na mnie, odgrażając się, tedy nazajutrz wół mi zdechł,
któregom puścieł na wypas”. Paweł dodał: „i jakom na nieboszczyka [Piskułę]
przysięgał, tak i na nią, bo te szkody od nikogo poczynione nie baczę innego,
jako od Piskuliny”. Z a wołu, który mu w wyniku czarów Piskuliny zdechł,
Żydzi dawali mu 50 zł. Dodał także, że gdy kłócił się z Piskuliną, ta miała mu
powiedzieć: „w ten czas się chleba dorobisz, kiedyć na dłoni porosną włosy”85.
81
82
83
84
85
A P Bydgoszcz, AmŁ, k. 430r.
Tam że, k. 403v.
Tamże.
Tamże, k. 554r.
Tamże.
Mężczyźni jako ofiary procesów o czary
29
Trzy dni później, 10 kwietnia, Piskulina „na pierwszych konfesatach ciąg­
niona” zeznała, że gęś należącą do Pawła na Gnatowym zabiła za swoją stodołą.
Przyznała także, że jeszcze jako mała dziewczynka, mieszkając z rodzicami
w Sławianowie, zabiła jagnię pańskie leżące przy drodze w rowie86. Tego
samego dnia Piskulinę torturow ano jeszcze dwukrotnie. W trakcie drugich,
przepisanych prawem tortur nie chciała przyznać się do niczego, twierdząc,
że jest niewinna zarzucanych jej czynów. Torturow ana po raz trzeci, przyznała
się do bywania na łysej górze, gdzie grano do tańca na kozłowych rogach,
a diabeł chodził w zielonej sukni. Na łysej górze miała bywać dopiero po
śmierci swojego męża. Piskulinę, wbrew prawu, torturow ano ponad przepiso­
wą godzinę, i zeznanie przez nią złożone wymuszono na niej po tym czasie: „a to
zeznanie beło już po wyjściu godziny, niewiasta zbolała, ręce jako banie spuchłe, od stryczków nagniłe, że nie było za co mieć stryczków ani chusty podkładać,
musiano na ciało ono u rąk skrępow ane”87. Nie wiemy, jak zakończył się ów
proces, ale biorąc pod uwagę, że jej mąż wcześniej został stracony jako czarow­
nik oraz że ona sama przyznała się do bywania na łysej górze, można przyjąć, że
i Piskulina trafiła na stos jako czarownica.
Podczas 26 znanych nam bliżej procesów o czary toczonych przed sądem
łobżenickim oskarżone zostały 32 kobiety i 3 mężczyzn88. W trakcie zeznań
oskarżeni powołali z kolei 132 kobiety (w tym dwie, które już zostały spalone
jako czarownice) i 15 mężczyzn89. Z owych 15 powołanych mężczyzn jeden,
krawiec Jan Ślepak z Dźwicrszna, powoływany był w pięciu procesach jako ten,
który grywał na łysej górze do tańca. Podobnie było z parobkiem z Witrogoszczy imieniem Fałek (Falek, W ałek), który powoływany był czterokrotnie.
D odać trzeba, że procesy przeciw mężczyznom przed sądem miejskim
Łobżenicy odbyły się w latach apogeum polowań na czarownice i czarowni­
ków w Rzeczypospolitej, a które według Stanisława Salmonowicza przypadło
na lata 1670-173090.
Ze wspomnianych co najmniej 164 kobiet oskarżonych o zajmowanie się
czarami szkodliwymi i kontaktam i z diabłem na stos sędziowie wysłali 36.
Natom iast z 17 mężczyzn oskarżonych lub pomówionych o paranie się czarami
lub udział w schadzkach na łysej górze na stos trafiło dwóch, Maciej Piskuła
i pomówiony, m.in. przez niego, Jan Figulus. Biorąc pod uwagę liczbowy
stosunek kobiet i mężczyzn oskarżonych w procesach o czary przed sądem
łobżenickim (164 : 17), należy stwierdzić, że mniej więcej co dziesiątą sądzoną
o czary osobą był mężczyzna.
86 Tamże, k. 554v.
87 Tamże, k. 554v-555r.
88 Procesy te będą przedm iotem osobnego opracowania.
89 Zaznaczyć trzeba, że Jan Figulus najpierw został powołany, a następnie toczył się przeciw­
ko niem u osobny proces.
90 S. Salmonowicz, Procesy o czary w Polsce. Próba rozważań m odelowych, s. 314.
30
Jacek Wijaczka
Dla porównania można dodać, że w regionie świętokrzyskim w znanych
procesach o czary, które toczyły się w XV II-X V III w. przede wszystkim przed
sądem miejskim Chęcin, oskarżonych zostało co najmniej 100 kobiet, z których
na spalenie skazanych zostało około 15%. W tym samym czasie o czary oskar­
żono w tymże regionie tylko czterech mężczyzn, z których żaden nie został
skazany na karę śmierci91. Natom iast sąd położonego na pograniczu W ielko­
polski i Kujaw m iasta Kleczewa przeprowadził w latach 1624-1700 kilkadziesiąt
procesów, w których sądzono 116 osób, w tym 111 kobiet i tylko 5 mężczyzn9“.
Daleko więc od stwierdzenia, że co czwartym oskarżonym w Rzeczypospolitej,
jak w Rzeszy, był mężczyzna. Problem proporcji płci osób oskarżanych i sądzo­
nych za rzekom e czary zarówno w W iełkopolsce, jak i w innych rejonach
Rzeczypospolitej wymaga dalszych badań.
91 J. Wijaczka, Procesy o czary w regionie św iętokrzyskim w X V II-X V III w ieku, w: Z p rze­
szłości regionu świętokrzyskiego od X V I do X X wieku. Materiały konferencji naukowej, Kielce,
8 kwietnia 2003, pod red. J. Wijaczki, Kielce 2003, s. 71.
92 T. Wiślicz, Tlo społeczne procesów o czary w Kleczewie i okolicy. Próba ujęcia liczbowego,
w: Cywilizacja prowincji Rzeczypospolitej szlacheckiej, pod red. A. Jankowskiego, A. Klondera,
Bydgoszcz 2004, s. 231 i wykres 12 na s. 243.
Czasy Nowożytne, tom XVII/2004
Periodyk pośw ięcony dziejom polskim i pow szechnym od X V do X X w ieku
G rze g o rz G ó rsk i
(Toruń - Lublin)
Sad Najwyższy Stanów Zjednoczonych
w latach 1910-19311
Przełom X IX i XX wieku przyniósł olbrzymie zmiany ludnościowe, spo­
łeczne, gospodarcze i kulturalne w życiu Stanów Zjednoczonych. Niezwykle
trafnie i syntetycznie znaczenie tego okresu przedstawił w swym opracow aniu
o dziejach Sądu Najwyższego obecny jego przewodniczący William Rehnąuist. „W 1860 r. ludność Stanów Zjednoczonych wynosiła niewiele ponad
31 milionów. W 1900 r. osiągnęła 76 milionów, a po następnych dziesięciu
latach osiągnęła 92 miliony. Częściowo było to następstw em naturalnego
przyrostu, ale głównie był to efekt imigracji. W ciągu czterdziestu lat pom ię­
dzy 1860 a 1900 rokiem , do Stanów Zjednoczonych przybyło 14 milionów
ludzi, przede wszystkim z Anglii, Irlandii, Niemiec i Skandynawii. W pierw ­
szych piętnastu latach X X wieku, przybyło kolejnych 14,5 miliona imigran­
tów, z których ponad połowa pochodziła z południowej i wschodniej Europy:
byli to Włosi, Słowianie i Żydzi, z których wielu uchodziło przed prześlado­
waniami w Rosji i w Austro-W ęgrzech. [...]. Od 1900 do 1914 r. produkt
krajowy Stanów Zjednoczonych wzrósł z 16 miliardów dolarów do 31 m iliar­
dów dolarów ”2.
Ów spektakularny wzrost gospodarczy wynikał z jednej strony z gigantycz­
nego rozwoju amerykańskiego przemysłu, z drugiej zaś strony był skutkiem
podobnego dynamicznego rozwoju amerykańskiego rolnictwa, które stało się
najważniejszym producentem żywności na świecie. Pozwalało to na znaczący
wzrost poziomu życia wszystkich warstw społecznych w Stanach Zjednoczo1 Niniejszy tekst stanowi kontynuację moich szczegółowych studiów na dziejami Sądu N aj­
wyższego U SA, których część opublikowałem w pracy: G. Górski, Sąd N ajw yższy Stanów Z jedno­
czonych. Od powstania do wojny secesyjnej, T oruń 2002. Wydaje się, że pogłębianie tych studiów,
w kontekście rozwoju stosunków polsko-amerykańskich, jest konieczne. T rzeba przypomnieć, że
jedyne dotąd w polskiej literaturze opracowanie dotyczące Sądu Najwyższego USA autorstwa
W acława Szyszkowskiego, wydane pod koniec lat sześćdziesiątych, choć ówcześnie niezwykle
cenne, dziś już uchodzi za zbyt ogólne. W opracowaniu tym raczej brak dokładniejszej analizy
kierunków orzecznictwa Sądu, wokół którego koncentrują się moje rozważania.
2 W. H. Rehnquist, The Supreme Court. Revised and Updated, New Y ork 2001, s. 101-102.
32
Grzegorz Górski
nyeh i było jednym z powodów nieustającej imigracji milionów Europejczyków
do tego kraju.
W tym samym okresie znaczące przem iany nastąpiły w życiu politycznym
Stanów Zjednoczonych. Nowy system wyborczy, opierający się na instytucjach
prawyborów oraz jednom andatowych okręgach wyborczych, istotnie odmienił
charakter amerykańskiej demokracji3. Pozwoliło to poważnie ograniczyć zja­
wiska patologiczne w amerykańskim życiu politycznym oraz korupcję elit po­
litycznych czy wymiaru sprawiedliwości. Tu wielką rolę odgrywać zaczęło po­
wołane na bazie inicjatyw stanowych - A m erykańskie Stowarzyszenie Praw ni­
ków (Am erican Bar Association)4.
W skazać wreszcie trzeba, iż wygrana wojna Stanów Zjednoczonych z Hisz­
panią uczyniła je czołowym mocarstwem świata. Zdobycie Kuby i Puerto Rico
utwierdziło dominację USA na półkuli zachodniej. Zdobycie zaś Filipin dało im
dominującą pozycję na Pacyfiku. Gdy dodam y do tego udaną operację utwo­
rzenia nowego państwa - Panamy, gdzie zlokalizowano kanał łączący Pacyfik
z Atlantykiem , i zaangażowanie USA w interwencje najważniejszych mocarstw
w Chinach, co utwierdziło tę nową, mocarstwową rolę Stanów Zjednoczonych,
to widzimy wyraźnie, jak dalece pozycja Stanów Zjednoczonych w świecie
zmieniła się w początkach XX wieku.
W tym okresie niezwykle dynamicznych zmian, w których wielką rolę
odgrywał określony kształt regulacji prawnych, Sąd Najwyższy miał swój
udział. Po okresie wojny secesyjnej i rekonstrukcji był to czas powolnego,
niepozbawionego poważnych wyzwań i kłopotów, odbudowywania powagi
i znaczenia tego trybunału. Proces ten opisałem w innym artykule5, a tu przy­
pom nieć jedynie należy, iż w początkach XX wieku Sąd Najwyższy przywrócił
respekt i szacunek dla siebie, nawet jeśli niektóre jego orzeczenia, zwłaszcza
w ocenach formułowanych kilkadziesiąt lat później, były (i są) przedm iotem
zmasowanej krytyki.
Krytyka owa koncentruje się przede wszystkim na podkreślaniu bardzo
konserwatywnego oblicza Sądu, zwłaszcza jego roli w powstrzymywaniu ros­
nącej ingerencji władz federalnych czy stanowych w życie gospodarcze
i w stosunki pomiędzy pracodawcami i pracownikami. Konieczne jest jednak
3 Szerzej proces ten opisałem w tekście: G. Górski, Metoda Johnsona. D em okratyczny p rze­
łom, czyli o przemianach prawa wyborczego w USA i Wielkiej Brytanii w X I X w ieku, „Znaki
Nowych Czasów” W arszawa 2003, nr 5-6.
4 A B A pow ołane zostało w 1878 r., ale impuls do jego utworzenia wyszedł ze stanu Nowy
Jork. T am w 1870 r. powołano stanowe stowarzyszenie, którego głównym celem stało się odsunię­
cie od urzędów skorumpowanych sędziów. W alka nowojorskiego stowarzyszenia zakończona
sukcesem zachęciła prawników w innych stanach do podobnych inicjatyw, a tak powstałe stowa­
rzyszenia powołały później wspólne, ogólnoam erykańskie stowarzyszenie.
5 Patrz: G. Górski, Sąd N ajw yższy Stanów Zjednoczonych w okresie wojny secesyjnej i rekon­
strukcji, „Roczniki N auk Praw nych” 14 (2004), z. 1.
Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych w latach 1910-1931
33
przypom nienie tezy sformułowanej w przywoływanym tekście poświęconym
Sądowi na przełomie XIX i XX wieku, iż właśnie owa - jak to się dziś pod­
kreśla - konserwatywna linia orzecznictwa najlepiej służyła owemu dynamicz­
nem u rozwojowi kraju, jego gospodarki oraz podnoszeniu poziomu życia lud­
ności. Nigdy w historii Stanów Zjednoczonych nie osiągnięto już podobnej
dynamiki rozwojowej i podobnych spektakularnych sukcesów we wszystkich
dziedzinach życia w tak krótkim czasie. Stwierdzenia tego faktu wymaga ele­
m entarna uczciwość, tym bardziej że właśnie Sąd Najwyższy odegrał wiodącą
rolę w kształtowaniu ładu prawnego, bez którego wskazane osiągnięcia byłyby
po prostu niemożliwe. Niezależnie zatem od krytyki różnych rozstrzygnięć
Sądu Najwyższego tak na przełomie XIX i XX wieku, jak i w okresie, który
stanowi obszar naszego zainteresowania, krytyki, która w odniesieniu do nie­
których sytuacji mogłaby być uznana za słuszną, podkreślić należy raz jeszcze
ogrom dokonań tego trybunału. Najważniejszym zaś efektem tej sytuacji było
uznanie przez dominującą część amerykańskiej opinii publicznej właśnie
w Sądzie Najwyższym najważniejszego gwaranta równowagi konstytucyjnej
oraz nienaruszalności swobód obywatelskich. Stan ten potwierdzić się miał
już w okresie prezydentury F. D. Roosevelta, który mimo bezprecedensowych
ataków na Sąd Najwyższy musiał ostatecznie - właśnie w obliczu wyraźnie
artykułowanej opinii publicznej - wycofać się ze swoich planów uczynienia
Sądu posłusznym sobie narzędziem 6. Jeśli tak się stało, to był to bez wątpienia
efekt ciężkiej pracy sędziów Sądu Najwyższego w początkach XX wieku.
1. Sąd W h ite’a
Nominacja kolejnego przewodniczącego Sądu nastąpiła w okresie prezy­
dentury Williama How arda Tafta (1909-1913). Jest to o tyle interesujące, że
Taft był jedynym w historii Stanów Zjednoczonych politykiem, który spraw o­
wał zarówno urząd prezydenta USA, jak i przewodniczącego Sądu. Przy czym
prezydenturę osiągnął on wcześniej, ale - paradoksalnie - ciągle podkreślał, iż
w istocie najbardziej interesuje go przewodnictwo Sądu i ten urząd cenił sobie
znacznie bardziej niż prezydenturę. Co ciekawe, jego dość m ierne wyniki jako
prezydenta nie przeszkodziły mu w późniejszym sięgnięciu po przewodnictwo
Sądu.
Kiedy Taft objął urząd prezydenta, podkreślał, jak wielką wagę przywią­
zuje do swego rodzaju regeneracji składu Sądu, którego kondycję określał jako
„żałosną”7. Jakkolwiek nie szczędził bardzo krytycznych słów pod adresem
6
Problem atyka konfrontacji F. D. R oosevelta z Sądem Najwyższym będzie przedm iotem
osobnego opracowania. Dodać jednak trzeba - o czym jeszcze będzie mowa, że i Th. Roosevelt
ostro atakow ał Sąd Najwyższy za jego konserwatyzm.
34
Grzegorz Górski
członków Sądu (nazywał ich wręcz „starymi głupcami”), jego nominacja na
stanowisko przewodniczącego Sądu po śmierci W. Fullera uznana została za
zaskakującą. Spodziewano się bowiem, iż funkcję tę powierzy nom inowanem u
przez siebie na wakujące miejsce Charlesowi Hughesowi. Ale Taft stwierdził, iż
ten jest jeszcze zbyt młody i może poczekać8, jego wybrańcem zaś został
Edw ard D. W hite.
To, co ciągle najbardziej pobudzało nam iętne dyskusje wokół tej nominacji,
był fakt, iż W hite służył w armii Konfederacji w czasie wojny secesyjnej. To
nadal budziło emocje tym bardziej, że nominacji dokonywał prezydent repu­
blikanin. Ożywiło to namiętności, które towarzyszyły już w m omencie nom ina­
cji W hite’a przez prezydenta Clevlanda w 1894 r. na sędziego tego Sądu. Ale
nie od rzeczy będzie też przypomnieć, iż nie mniejsze namiętności budził fakt
przynależności sędziego do Kościoła katolickiego. Był dopiero drugim - po
Taneyu - katolikiem, który osiągnął tak wysokie stanowisko. W arto też pod­
kreślić, iż pochodził on ze stanu Luizjana, a więc jedynego obszaru w USA, na
którym obowiązywały regulacje wyrastające nie z tradycji com m on law, ale
z regulacji francuskich, a więc z tradycji ukształtowanej przede wszystkim
przez prawo rzymskie. Jego rodzina należała do elity stanowej, a sam W hite
otrzymał gruntow ne wykształcenie. Ukończył szkoły jezuickie, w tym G eorge­
town College w W aszyngtonie (obecnie uniwersytet). Wrócił do swego stanu,
by rozpocząć służbę w oddziałach Konfederacji. Po zakończeniu wojny dokoń­
czył studia prawnicze na kolejnej uczelni jezuickiej - Uniwersytecie Luizjany,
po czym w 1868 r. rozpoczął praktykę adwokacką. W 1874 r. został członkiem
Senatu stanowego, a w 1877 r., z nominacji demokratycznego gubernatora,
którego kam panię silnie wspierał, został członkiem stanowego Sądu Najwyż­
szego. Jednak wskutek nieporozum ień we własnej partii zrezygnował z tej
funkcji i powrócił do praktyki adwokackiej. W 1888 r. powrócił do polityki
i zdobył m andat do Senatu federalnego. Tam zasłynął jako czołowy reprezen­
tant interesów Południa, walczącego o likwidację restrykcyjnych regulacji po­
wojennych.
Propozycja objęcia fotela w Sądzie Najwyższym, która wyszła od prezyden­
ta Clevlanda, była ściśle związana z toczącą się batalią wokół reformy podat­
kowej. Prezydent propozycją nominacji dla W hite’a chciał pozbawić opozycję
jednego z jej głównych liderów. Co interesujące, mimo że W hite skutecznie
przeforsował konkurencyjny wobec prezydenta projekt reformy, ten nie wy­
cofał propozycji i w 1894 r. W hite został członkiem ławy.
7 H. F. Pringle, The Life and Times o f William Howard T a f t - A Biography, vol. 1, New Y o rk T oronto 1964, s. 529.
8 W skutek tego m.in. Hughes, już wkrótce, bo 1916 r. złożył rezygnację, przyjmując nominację
Partii Republikańskiej na kandydata na prezydenta. Co ciekawe, w 1930 r. H ughes powrócił do
Sądu jako przewodniczący z nominacji prezydenta H oovera i zasłynął jako jeden z przywódców
opozycji w obec „New D eal’u ” prezydenta F. D. Roosevelta.
Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych w latach 1910-1931
35
Ponieważ W hite generalnie pozostawał w opozycji wobec treści głównych
rozstrzygnięć Sądu (zwłaszcza w sprawie Lochner v. New York), dla pragną­
cego zmiany oblicza Sądu prezydenta Tafta wydawał się dobrym kandydatem.
Stąd 12 grudnia 1910 r. prezydent mianował W hite’a, a jeszcze tego samego
dnia nominację potwierdził Senat i nowy przewodniczący mógł złożyć przysięgę
i objąć urząd9.
Skład ławy kierowanej przez nowego przewodniczącego nie doprowadził
wszakże do oczekiwanego przez prezydenta „odświeżenia” linii orzeczniczej.
W m omencie gdy W hite obejm ował urząd, oprócz wspom nianego wyżej sę­
dziego Hughesa w składzie Sądu znajdowali się mianowani, tak jak on, jeszcze
w XIX wieku - John M arshall H arlan10, David B rew er11 oraz Joseph M cKen­
n a 12. Oliver W endell H olm es13, William R. D ay14 i William H. M oody15 byli
nom inatam i Th. Roosevelta, zaś oprócz W hite’a i H ughesa nom inatem Tafta
był również H orace L u rto n 16. Taft mianował jeszcze trzech sędziów - po
śmierci Brewera w 1910 r. Willisa Van D evantera17, a po rezygnacji w tym
9 D ane dotyczące przewodniczącego W hite’a na podstawie - The Supreme Court Justices.
Illustrated Biographies 1789 - 1995, W ashington D C 1995, s. 271-275.
10 J. M. H arlan związany by! jeszcze ze stronnictwem Whigów, pochodził z Kentucky, gdzie
był prom inentnym prawnikiem, a następnie przez wiele kadencji pełnił funkcję prokuratora gene­
ralnego w swoim stanie.
11 B rew er pochodził z Connecticut, jego wuj D. D. Field Jr. był twórcą słynnego Field Code,
którego przepisy zmodernizowały i uporządkowały procedurę cywilną w ponad 20 stanach. Po
ukończeniu studiów B rew er przeniósł się do Kansas, gdzie zasiadł z czasem w Sądzie Najwyższym
oraz w sądzie federalnym.
12 M cK enna pochodził z irlandzkiej rodziny, która przeniosła się z Pensylwanii do Kalifornii.
Tam ukończył studia prawnicze i rozpoczął praktykę adwokacką. W 1884 r. wybrany został do
Kongresu federalnego, a po odbyciu czterech kadencji pracował w sądownictwie federalnym.
W 1896 r. został prokuratorem generalnym w administracji McKinleya, a po 9 miesiącach przyjął
nominację na sędziego Sądu Najwyższego.
13 Sylwetkę H olmesa prezentow ałem szerzej w: G. Górski, Sąd N ajw yższy Stanów Z jedno­
czonych na przełom ie X I X i X X w., „Roczniki Nauk Prawnych” 15 (2005) z. 1.
14 Day pochodził z Ohio, jego dziadek i ojciec byli m.in. członkami tam tejszego Sądu N aj­
wyższego. Po ukończeniu studiów prawniczych praktykował w swoim stanie i wspierał rozwój
kariery politycznej McKinleya. Pełnił funkcję sędziego federalnego, pracował w D epartam encie
Stanu jako dyplom ata, w końcu trafił" do Sądu Najwyższego.
15 M oody pochodził z rodziny purytańskich założycieli Massachusetts. Ukończył Szkołę P ra­
wa na H arvardzie i rozpoczął praktykę w Bostonie. Był wybierany na funkcje prokuratorskie
w swoim stanie, a w 1895 r. został członkiem Kongresu federalnego. W 1904 r. został pro k u rato ­
rem generalnym w administracji Th. Roosevelta. Ten w dwa lata później mianował go na sędziego
Sądu Najwyższego.
16 Lurton pochodził ze stanu Tennessee i walczył w wojskach Konfederacji podczas wojny
secesyjnej. Po zakończeniu wojny studiował prawo i rozpoczął praktykę adwokacką. Następnie
pracował w sądownictwie stanowym (włącznie z Sądem Najwyższym) i federalnym. Stam tąd trafił
do Sądu Najwyższego.
17 Van D evanter pochodził ze stanu Wyoming, gdzie jego ojciec prowadził praktykę adwokac­
ką. Po ukończeniu studiów praktykował podobnie jak ojciec, następnie był wybierany do stanowej
36
Grzegorz Górski
samym roku M oody’ego Josepha R. L am ara18. W 1911 r. zmarł Harlan
i w 1912 r. opuszczone miejsce objął M ahlon Pitney14. Ostatnich trzech współ­
pracowników W hite'a zostało mianowanych przez prezydenta Wilsona. Z aled­
wie po pięciu latach urzędowania zmarł sędzia Lurton i jego miejsce zajął
James M cReynolds21’. W 1916 r. po szes'ciu latach zasiadania w Sądzie zmarł
J. Lam ar, a zrezygnował Hughes. Ich miejsca zostały zajęte przez Louisa
D. Brandcisa21 oraz Johna H. C larke’a22. W takim składzie23 przez jedenas'cie
lat urząd przewodniczącego sprawował sędzia W hitc. a w sumie przyszło mu
zasiadać w ławie przez 27 lat.
2. N ajw ażniejsze orzeczen ia Sądu W hite'a
Gdyby próbować wskazać orzeczenie, które najlepiej charakteryzowałoby
linię orzecznictwa Sądu W hite’a, jak również dominujący sposób myślenia jego
i jego kolegów, to z pewnością byłyby to rozstrzygnięcia w tzw. Trust Cases24.
prokuratury i oraz legislatury. Podobnie jak jego ojciec został szefem stanowego Sądu Najwyższego.
Stam tąd trafił do administracji federalnej McKinleya, gdzie był zastępcą prokuratora generalnego.
Th. Roosevelt powołał go na sędziego federalnego, skąd w końcu trafił do Sądu Najwyższego.
18 Lam ar pochodził z mającego długą tradycję południowego rodu zamieszkującego w G eo r­
gii. Jego kuzyn Lucius był do 1893 r. członkiem Sdu Najwższego USA. Także Lam ar służył w armii
Konfederacji i po wojnie skończył studia prawnicze. Następnie rozpoczął praktykę adwokacką,
stając się jednym z najbardziej uznanych adwokatów w Georgii. W efekcie uzyskał nominację do
składu stanowego Sądu Najwyższego, gdzie potwierdził opinię o tym, że jest najwybitniejszym
praw nikiem w tym stanie. To otworzyło mu drogę do nominacji do federalnego Sądu Najwyższego.
19 Pitney pochodził z New Jersey, gdzie też skończył studia prawnicze (w College of New
Jersey, obecnie Princeton University). Praktykował w swoim stanie, po czym rozpoczął karierę
polityczną, zdobywając miejsce w federalnej Izbie Reprezentantów , a następnie w Senacie stano­
wym. Z kolei mianowano go członkiem stanowgo Sądu Najwyższego, skąd trafił do federalnego
Sądu Najwyższego.
20 McReynolds pochodził z pogranicza stanów Kentucky i Tennessee. Studia ukończył na
University of Virginia, po czym praktykował w Tennessee. U dał się następnie do W aszyngtonu,
gdzie pracował dla prokuratora generalnego w administracji Th. Roosevelta. N astępnie wspierał
kam panię W. Wilsona, co skutkowało jego nominacją do Sądu Najwyższego po wyborze tegoż na
prezydenta.
21 B randeis był dzieckiem żydowskich emigrantów z Austro-W ęgier. Ukończył Szkołę Prawa
w H arvardzie, po czym rozpoczął błyskotliwą karierę adwokacką w Bostonie. Na początku I wojny
światowej stał się jednym z przywódców ruchu syjonistycznego w USA. Dwa lata później z nominacji
W. Wilsona został pierwszym w historii członkiem Sądu Najwyższego pochodzenia żydowskiego.
22 Clarke pochodził z Ohio, gdzie ukończył studia prawnicze. Tam rozpoczął praktykę adwo­
kacką. Byl też zaangażowany w działalność partii demokratycznej. W. Wilson powołał go do pracy
w sądownictwie federalnym, skąd trafił do Sądu Najwyższego.
23 Więcej na tem at sylwetek współpracowników W hite'a znaleźć można w cytowanym o p ra­
cowaniu o sędziach Sądu Najwyższego.
24 Standard OH Co. v. United States, 221 U.S. 1 (1911) oraz United States v.American Tobacco
Co., 221 U.S. 106(1911).
Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych w latach 1910-1931
37
Znaczenie tych rozstrzygnięć dla kierunków rozwoju gospodarki am ery­
kańskiej było fundam entalne, a waga tej decyzji Sądu była tak wielka, jak
słynne werdykty Sądu w okresie prezesury M arshalla i Taneya.
Obie sprawy powstały w konsekwencji uchwalenia przez Kongres w 1890 r.
tzw. Shermann Act, a więc ustawy, w której sformułowano prawne ogranicze­
nia dla tworzenia i funkcjonowania monopoli w gospodarce. Uchwaleniu tego
praw a towarzyszyły olbrzymie emocje i próby powstrzymania kongresm enów
i senatorów przez przedstawicieli wielkich, w istocie monopolistycznych na
rynku amerykańskim, korporacji. Mimo to prawo uchwalono, jednak wiele
jego praktycznych skutków miało wyniknąć w przyszłości na tle konkretnych
sporów wokół jego zastosowania. Stąd upłynąć musiało sporo czasu, by nastą­
piły efekty tej regulacji. Wiele zasług miał tu Th. Roosevelt, który walkę
z monopolami uczynił jednym z najważniejszych punktów swego programu.
Dzięki jego starciu z Northwest Securities Company (monopolistą w transpor­
cie na całym północnym zachodzie), która na mocy decyzji prezydenta została
rozwiązana, uczyniony został wielki krok naprzód w walce z monopolami. Stało
się tak tym bardziej, że Sąd Najwyższy kierowany jeszcze przez Fullera zaak­
ceptował działanie prezydenta jako uprawnione w ram ach kom petencji regu­
lacji handlu międzystanowego.
Niemniej naturalny rozwój i ekspansja wielu firm prowadziły do powstawa­
nia nowych sytuacji, w których konieczne stawało się rozważanie konkretnych
zjawisk w świetle regulacji zawartych w Sherman Act. W taki sposób do Sądu
Najwyższego dotarły dwie sprawy, w których w jednej rząd federalny występo­
wał jako pozwany, a w drugiej jako powód. Przeciwnikami rządu byli m onopo­
liści: naftowy - Standard Oil Co., oraz tytoniowy - American Tabacco Co.25 Gdy
decyzja Sądu była przygotowywana, cała amerykańska gospodarka, a przede
wszystkim rynki finansowe, zamarły w oczekiwaniu na werdykt. Sytuacja doj­
rzała bowiem do tego, by Sąd Najwyższy wskazał w sposób definitywny i wiążący
kierunki interpretacji budzących ciągłe spory regulacji Sherman Act.
Rozstrzygnięcie Trust cases miało właśnie taki charakter. W odniesieniu do
konkretnych problemów obu firm uznawało racje prezentow ane przez rząd
federalny, a więc niekorzystne dla zainteresowanych korporacji. Sędzia W hi­
te, który był niewątpliwie głównym architektem tego rozstrzygnięcia, sform u­
łował koncepcję rule o f reason, a więc rządów rozumu. W skazał mianowicie
w kluczowym zdaniu, iż w „każdej sprawie, gdzie wskazuje się na naruszenie
prawa, rząd rozumu musi zostać zastosowany”26 Co to oznaczało w praktyce?
25 Obie firmy posiadały bardzo duże udziały we właściwych sobie rynkach zbytu, a więc nie
były jedynym i firmami dominującymi na całym rynku czy to produktów naftowych, czy to tytonio­
wym. Jednakże wielkość ich udziałów w rynkach była tak znaczna, że w dużym stopniu te korpo­
racje dyktowały wszystkim innym firmom warunki działania, przy czym skutki tej sytuacji
w praktyce ponosili głównie konsumenci.
26 221 U.S. 66.
Grzegorz Górski
38
Wielu kom entatorów odmawiało tem u rozstrzygnięciu racjonalnych pod­
staw, mimo że odwoływało się ono właśnie do rozumu. W skazywano, iż
w istocie oddawało ocenę każdej konkretnej sprawy weryfikacji określonego
składu sędziowskiego i jego rozsądkowi. Tak było w istocie i taki był sens
koncepcji W hite’a, który miał świadomość, iż m ateria poddana regulacji Sherman Act nic da się zapisać raz na zawsze w ramach jasnych, niebudzących
wątpliwości, prostych reguł. W hitc miał zbyt wiele pokory i życiowego do­
świadczenia, by uznać racje tych, którzy twierdzili, że są w stanic precyzyjnie
zapisać w ram ach norm prawnych rozwiązania wszystkich sytuacji powstają­
cych w niezwykle dynamicznych procesach zachodzących w gospodarce am e­
rykańskiej. A skoro tak, to jedynym sposobem rozwiązania tej sytuacji było
pokazanie metody rozwiązywania konkretnych powstających problemów. L ep­
szego sposobu niż kierowanie się rozumem przez konkretne składy orzekające
w poszczególnych sytuacjach nic można było zaproponow ać i niezależnie od
nierzadko kąśliwych uwag na tem at rule o f reason W hite’a, można uznać, iż
właśnie wskazanie tej reguły uczyniło Sherman Act skutecznym narzędziem
walki z m onopolam i na wiele lat.
Jak wspominałem wyżej, jednym z głównych celów prezydenta Tafta,
a w istocie także (może nawet w większym stopniu) jego następcy Wilsona,
było swoiste „odświeżenie” Sądu, przez co rozum iano dokonanie zasadniczej
zmiany linii orzeczniczej w zakresie spraw regulujących warunki świadczenia
pracy przez różne grupy ludności. W szczególności chodziło tu o częściowe
choćby złagodzenie skutków rozstrzygnięcia w sprawie Lochner v. New
Y o rk, która w sposób bardzo silny powstrzymała ingerencje legislatorów fede­
ralnych w kształtowanie przepisów rodzącego się prawa pracy. Jeżeli jednak
takie nadzieje w stosunku do Sądu W hite’a były kierowane, to nie spotkały się
one z pozytywną odpowiedzią. Stało się tak nie dlatego, że tworzący Sąd
sędziowie reprezentowali jakieś szczególnie konserwatywne nastawienie. Było
wręcz przeciwnie i nie brakow ało wśród nich czołowych przedstawicieli nurtu,
który można byłoby wręcz określić progresywnym. Nie ulega jednak wątpli­
wości, że kwestia ta, zgodnie z przyjętymi regułami konstytucyjnymi musiała
pozostawać w gestii legislatur stanowych i prawodawca federalny nie miał
upraw nień do wyręczania stanów w tych sprawach. Sąd Najwyższy, niezależnie
od osobistych poglądów sędziów na poszczególne kwestie, nie mógł abstraho­
wać od tych konstytucyjnych pryncypiów i stąd podejmował decyzje, które po
latach kom entatorzy nierzadko uznają - w moim przekonaniu bezpodstawnie za kom prom itujące.
T aką kwestią była niewątpliwie tzw. Child Labor case, czyli sprawa H am ­
mer v. Dagenhart11. Sąd rozważał tu konsekwencji kongresowej regulacji, na
mocy której zakazany został międzystanowy transport artykułów wytworzo27 247 U.S. 251 (1918).
Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych w latach 1910-1931
39
nyeh w fabrykach zatrudniających dzieci. Twórcy tej regulacji w Kongresie
sądzili, że zakazując handlu między stanami takimi produktam i, powstrzymają
rozwój procederu zatrudniania dzieci. Kongres próbował zatem osiągnąć ten
cel, pozornie nie ingerując w kwestie wytwórczości w obrębie poszczególnych
stanów, co regulować mogły wyłącznie władze stanowe, ale uderzając - w myśl
upraw nień wynikających z tzw. commerce clause - w handel między stanami.
Jednak w opinii Sądu także w świetle wcześniejszego orzecznictwa (Sugar Trust
case) taka ingerencja Kongresu w istocie w kom petencje władz stanowych była
niedopuszczalna. Stąd ustawa Kongresu uznana została za nieważną, a problem
ograniczenia zatrudniania dzieci miał być rozwiązywany przez legislatury sta­
nowe.
Inną kwestią, z którą przyszło się zmierzyć Sądowi, było rozwijające się
ustawodawstwo federalne i stanowe wprowadzające maksym alne liczby go­
dzin pracy świadczonej przez różne grupy zawodowe. W 1917 r. Sąd rozpatry­
wał sprawę wynikłą na skutek przyjęcia przez Kongres - dla uniknięcia strajku
na kolei - tzw. Adam son Act. W myśl tej regulacji pracownicy kolei otrzymali
gwarancje 8-godzinnego dnia pracy. Orzeczenie w sprawie Wilson v. New28
utrzymało regulację Kongresu, wykazując, że mieściło się ono w ramach com ­
merce clause, a więc prawa legislatury federalnej do regulacji handlu międzystanowego.
W kilka miesięcy później Sąd rozstrzygał skargę przeciwko stanowi Oregon. Spór w sprawie Bunting v. Oregon29 dotyczył tego, czy prawo tego
stanu, ograniczające czas pracy w fabrykach do 10 godzin dziennie, mieści
się w zakresie tzw. władzy policyjnej władz O regonu. Sąd pozostawał tu
w istocie związany argum entacją, dotyczącą gwarancji dla wolności kontrak­
tów, zaw artą w wyroku w sprawie Lochner, musiał więc szukać nowych
sposobów argum entacji, by sporne przepisy utrzymać. Biorąc pod uwagę
wcześniejsze orzeczenie Sądu z 1908 r. (Muller v. Oregon), w którym uznano
praw o do ograniczenia czasu pracy kobiet z uwagi na ścisły związek długości
ich pracy z ich stanem zdrowia, Sąd w zbliżony sposób podtrzym ał regulacje
Oregonu. W ten sposób Sąd dokonał swoistego odrzucenia skutków orzecze­
nia w sprawie Lochner, choć form alnie w swoim wyroku tego nie uczynił.
Z apew ne jednak wzgląd na zawarte w tam tym orzeczeniu bardzo istotne
gwarancje dla ochrony swobody kontraktów skłaniały sędziów do załatwie­
nia istotnej w tym m om encie kwestii przy wykorzystaniu argum entacji sub
silentio. Rozstrzygnięcie przyjęte w odniesieniu do limitowania długości czasu
pracy przez władze stanowe w sprawie Bunting, w pewnym sensie zam knęło
spory wokół tej kwestii i otworzyło drogę do uregulowania tej m aterii we
wszystkich stanach.
28 243 U.S. 332 (1917).
29 243 U. S. 426 (1917).
40
Grzegorz Górski
3. Sąd Tafta
W maju 1921 r. zmarł Przewodniczący Sądu W hite. Dwa miesiące później
prezydent Harding mianował na wakujące stanowisko osobę, która jeszcze
przy nominacji zmarłego przewodniczącego oświadczyła, iż „zakrawa na ironię
fakt, że ja, który tak bardzo pożądałem tego stanowiska, podpisuję nominację
dla kogoś innego”30. Taft, który stracił prezydenturę na rzecz W ilsona, znalazł
jednak drogę do realizacji swego marzenia. Stał się on jedynym w historii
politykiem, który sprawował te dwa najważniejsze urzędy federalne, przy
czym o ile pamięć o jego prezydenckich dokonaniach nie była zbyt pozytyw­
na, to z pewnością zapisał się bardzo dobrze w pamięci jako przewodniczący
Sądu Najwyższego. W opinii swego biografa, Taft był najwybitniejszym i naj­
bardziej wyrazistym przewodniczącym Sądu od czasów R. Taneya31.
W arto poświęcić kilka słów osobie przewodniczącego. Pochodził ze stanu
Ohio, dokąd przybyli jego przodkowie (najpierw mieszkający w Massachusetts)
z Anglii jeszcze w XV II wieku. Już jego ojciec zaliczał się do amerykańskiej
elity politycznej. Doszedł on do stanowiska sędziego Sądu Najwyższego stanu
Ohio, a następnie był kolejno prokuratorem generalnym i sekretarzem do
spraw wojny w administracji prezydenta G ranta. W końcu służył też jako
am basador U SA w Austro-W ęgrzech i w Rosji. W. Taft ukończył szkołę praw ­
niczą w swoim stanie i rozpoczął pracę w adwokaturze, włączył się również
w prace partii republikańskiej. Mając zaledwie 29 lat, został członkiem stano­
wego Sądu Najwyższego w Ohio, skąd powołany został przez prezydenta Harrisona na stanowisko prokuratora generalnego. Po reformie sądownictwa fe­
deralnego przeszedł na stanowisko sędziego w sądzie okręgowym. Prezydent
McKinley mianował go następnie amerykańskim gubernatorem Filipin, skąd
powrócił do pracy u boku Th. Roosevelta. Stał się jednym z najbliższych jego
współpracowników, obejmując tak jak ojciec funkcję sekretarza wojny. O de­
grał wielką rolę w budowie Kanału Panamskiego, a mając tak bogate i wszech­
stronne doświadczenie, został kandydatem republikanów na prezydenta i wy­
grał wybory w 1907 r. Mimo wielu niewątpliwych sukcesów jego prezydentury
w ew nętrzne tarcia wśród republikanów, będące następstwem rewolty spowo­
dowanej przez Th. Roosevelta i jego współpracowników, doprowadziły Tafta
do porażki w starciu z W. Wilsonem. Gdy republikanie odzyskali prezydenturę,
był ich pierwszym kandydatem na sędziego Sądu Najwyższego. Odmówił jed­
nak nominacji, podkreślając, iż nie może zaakceptować sytuacji, w której
30 H. F. Pringle, The Life and Time o f William Howard Taft, s. 535.
31 Patrz opracow ania A. T. Masona, William H oward Taft: C hief Justice, New Y ork 1965 oraz
The Supreme Court fro m Taft to Burger, B aton Rouge 1979. W podobnym tonie wypowiada się
także na tem at Tafta ostatnio obecna sędzia Sądu Najwyższego (pierwsza w jego składzie w historii)
Sandra Day O ’Connor: William Howard Taft and the Importance o f Unanimity, „Journal of
Suprem e C ourt H istory” W ashington D C 2003, vol. 28, no. 2.
Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych w latach 1910-1931
41
w hierarchii wewnętrznej Sądu znajdowałby się na ostatnim miejscu3". W końcu
jednak, po śmierci przewodniczącego W hite’a, jego nominacja była dla m ają­
cych decydujące zdanie republikanów zupełnie oczywista.
W momencie gdy Taft obejmował urząd, w składzie Sądu znajdowali się
Joseph M cKenna, O. W. Holmes, William R. Day, Willis Van D evanter,
M ahlon Pitney, James C. M cReynolds, Louis D. Brandeis i J. H. Clarke.
W ciągu dziewięcioletniego urzędowania przewodniczącego nastąpiły cztery
zmiany. W 1922 r. wskutek rezygnacji Daya i Clarke’a oraz przejścia na em e­
ryturę Pitneya obsadzone zostały trzy wakujące miejsca. Jeszcze w tym samym
roku mianowani zostali George S utherland'3 i Pierce Butler34, a w 1923 r.
Edw ard T. Stanford35. Wszystkich trzech powołał prezydent Harding, a nominaci reprezentowali bardzo silnie ugruntowane, konserwatywne przekonania.
Czwartej nominacji dokonał prezydent Coolidge w 1925 r. Miejsce zwolnione
wskutek rezygnacji J. McKenny objął Harlan F. Stone36, jedna z najbarwniej­
szych postaci w historii Sądu Najwyższego.
4. N ajw ażn iejsze rozstrzygnięcia Sądu Tafta
Przypomnieć trzeba, iż H. Taft, obejmując urząd prezydenta, wskazywał na
konieczność gruntownego „odświeżenia” linii orzeczniczej Sądu. Tem u miały
32 H ierarchię tę wyznaczała bowiem długość zasiadania w ławie. Taft zatem jako były prezy­
dent byłby ostatnim w hierarchii sędziów, także tych, którzy byli odeń o wiele młodsi.
33 Sutherland pochodził ze stanu U tah i był wyznania mormoriskiego. Było to o tyle istotne, że
zaledwie kilkadziesiąt lat wcześniej właśnie problemy dotyczące wyznawców tej religii były po­
ważnym wyzwaniem dla Sądu. Sutherland ukończył szkołę prawa w Michigan, po czym powrócił do
U tah, gdzie prowadził kancelarię. Po utworzeniu stanu U tah został stanowym senatorem , później
wybrano go do Izby Reprezentantów , w końcu do Senatu i Kongresu. W 1916 r. został przew odni­
czącym A m erican B ar Association. Służy! też w amerykańskiej dyplomacji.
34 B utler urodził się w Minnesocie, ale jego rodzice często zmieniali miejsca zamieszkania. Był
katolikiem, ukończył szkołę w Dublinie, potem uczył się też w Niemczech. Po powrocie do A m e­
ryki ukończył prawo, po czym otworzył swoją kancelarię w Minnesocie. Zasłynął jako reprezentant
wielkich korporacji kolejowych, zwłaszcza w ich potyczkach w Sądzie Najwyższym. Z jego usług
korzystały też korporacje kanadyjskie. Jego wielka sława jako wybitnego praw nika otworzyła mu
drogę do nominacji do Sądu Najwyższego.
35 Stanford pochodził z Tennessee, jednak ukończył szkołę praw a na H arvardzie. Stam tąd
wrócił do swego stanu i tam z powodzeniem prowadził praktykę adwokacką. W 1905 r. został
asystentem ministra sprawiedliwości z zadaniem realizowania Sherm an Act. Prestiż i uznanie,
jakie zdobył w walce z monopolami, zadecydowały o jego późniejszej nominacji.
36 Stone pochodził z rodziny pierwszych angielskich osadników kolonii Massachusetts. Po­
czątkowo kształcił się w zakresie nauk ścisłych i rolniczych, dopiero później ukończył szkołę prawa
uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku. W krótce po rozpoczęciu praktyki adwokackiej prezydent
Coolidge mianował go prokuratorem generalnym. Zasłynął jako pogrom ca korupcji i autor jednej
z najważniejszych decyzji personalnych w dziejach USA - nominacji E. H oovera na stanowisko
szefa FBI. Cieszył się wielkim szacunkiem, co skutkowało powołaniem do Sądu, którego później w 1941 r. - został przewodniczącym.
42
Grzegorz Górski
służyć dokonane przezeń nominacje. Nie ulega wątpliwości, że zwłaszcza
w zakresie opisanej weryfikacji stanowiska Sądu w kwestiach związanych
z rozwojem praw a pracy, takie zmiany się dokonały. Czy oznacza to jednak,
że ówczesne oczekiwania Tafta zostały zrealizowane? I czy on sam jako już
przewodniczący Sądu Najwyższego realizował w praktyce wcześniej sygnalizo­
wane przez siebie postulaty? Prześledźmy teraz ten wątek.
Jeśli Sąd W hite’a dokonał wskazanej wyżej weryfikacji wcześniejszego sta­
nowiska w sprawach dotyczących prawa pracy, to Sąd Tafta powrócił na wyraź­
nie konserwatywne tory w tym zakresie. Najistotniejszym rozstrzygnięciem był
tu werdykt w sprawie Adkins v. Children’s Hospital31. Istota tego rozstrzygnięcia
sprowadzała się do potwierdzenia, zawartej w wyroku w sprawie Lochnera,
nadrzędności zasady swobody kontraktów również w obszarze stosunków pra­
cowniczych. W opinii do werdyktu sędzia Sutherland napisał, że „wolność kon­
traktu jest zasadą generalną i wolną od wyjątków; wykonywanie nad nią upraw­
nień ze strony legislatywy może być usprawiedliwione jedynie istnieniem nad­
zwyczajnych okoliczności”. W ten sposób sporna regulacja Kongresu, gwaran­
tująca kobietom minimalne warunki wykonywania pracy, została unieważniona.
Rozstrzygnięcie w tej sprawie w 1923 r. nie było już specjalnie dziwne, bo
poprzedziły je dwa wcześniejsze orzeczenia, których kierunek w oczywisty
sposób wskazywał przesłanki, jakimi kierować się będzie w tych sprawach
ten Sąd. W 1921 r. w sprawie Truax v. Corrigan38 Sąd unieważnił prawo
uchwalone przez stan Arizona, ograniczające wpływ sądów na akcje podejm o­
wane przez związki zawodowe. W spornej sprawie wskutek akcji pikietującej
związki doprowadziły restauracje niemal do bankructwa. Restauratorzy w swo­
im stanie nie mogli dochodzić od związków stosownych rekom pensat. Roz­
strzygnięcie Sądu otwierało drogę do pociągania związków zawodowych do
odpowiedzialności za skutki podejm owanych przez nie tego typu akcji.
W 1922 r. natom iast rozstrzygnięta została tzw. Child Labor Tax Case39
Mocą tego rozstrzygnięcia unieważniono ustawę Kongresu federalnego, nakła­
dającą specjalny podatek na zyski firm zatrudniających dzieci. Sąd widział
w tym próbę obejścia swojej wcześniejszej decyzji i wyraźnie wskazywał na
brak kom petencji do uchwalania takich podatków. Jednocześnie nie wykluczał
możliwości ich wprowadzania przez legislatury stanowe.
Ten kierunek nadawali przede wszystkim czterej niezwykle konserw atyw­
nie nastawieni członkowie Sądu - M cReynolds, Van D evanter, Sutherland
i Butler - którzy w pełni objawili konsekwencję swoich poglądów w czasie
walki Sądu Najwyższego z F.D. Rooseveltem w latach trzydziestych40, ale
37 261 U. S. 525 (1923).
38 257 U. S. 312 (1921).
39 Bailey v. Drexel Furniture Co., 259 U. S. 20 (1922).
40 Pojawiło się wtedy określenie „Four H orsem en”, a więc czterej jeźdźcy, na wzór apoka­
liptycznej wizji zawartej w nowotestamentowych pismach św. Jana.
Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych w latach 1910-1931
43
i Taft bliski był ich nastawieniom. Znalazło to wyraz w bezprecedensowej, we
wcześniejszej i późniejszej historii Sądu, praktyce wypracowywania jednolitego
stanowiska Sądu w przyjmowanych werdyktach. W skazać to należy jako oso­
bistą zasługę Tafta, który poświęcał wiele starań, by takie jednom yślne stano­
wiska wypracowywać. Jeśli wskazać na fakt, iż oprócz wymienionej konserw a­
tywnej czwórki byli w Sądzie Tafta również Holm es czy Brandeis, których
odrębne uwagi były później punktem zaczepienia dla bardziej liberalnej linii
Sądu Najwyższego po II wojnie światowej, to był to rzeczywiście jego osobisty
sukces i dowód szacunku, jakim go darzono. Sąd Tafta jednom yślnie zaakcep­
tował około 80% swoich wszystkich rozstrzygnięć i takiego wyniku nie osiągnął
żaden inny skład sędziowski. Był to jeden z fundam entów, na których wspierał
się rosnący autorytet Sądu Najwyższego, wobec którego musiał ustąpić nawet
prezydent F. D. Roosevelt41.
Nie mniejszą zasługą Tafta dla przyszłości Sądu Najwyższego, jego znacze­
nia i pozycji, była - będąca w istocie jego osobistą zasługą i efektem jego
osobistych starań w Kongresie - nowelizacja Judiciary A ct z 1925 r. Ta swoista
konstytucja sądownictwa federalnego została zmieniona w zakresie głównie
odnoszącym się do Sądu Najwyższego. Poprzez oddanie w ręce samego Sądu
decydującego głosu w uznawaniu, jakie sprawy mają trafiać przed jego oblicze,
stworzony został mechanizm eliminowania niemal nieskrępowanego autom a­
tyzmu w apelowaniu do Sądu Najwyższego w wielu sprawach. Z tego punktu
widzenia Sąd uzyskiwał niezwykle skuteczny instrum ent decydowania o tym,
czym się zajmuje, a tym samym stworzenia mechanizmu podniesienia efektyw­
ności jego pracy poprzez koncentrację na rzeczywiście najważniejszych zagad­
nieniach prawnych.
W reszcie wskazać należy, że W. H. Taft osobiście zaangażował się w sta­
rania na rzecz uzyskania przez Sąd - po 150 latach funkcjonowania - sam o­
dzielnej, godziwej siedziby. Zabiegał intensywnie o przyznanie przez Kongres
odpowiednich funduszy na ten cel, był bardzo zainteresowany pracami projek­
towymi, którym poprzez prezentację specyficznych potrzeb sędziów nadawał
określony kierunek, czuwał nad postępam i budowy. Niestety, nie było mu dane
doczekać m om entu, kiedy możliwe stało się rozpoczęcie urzędow ania w no­
wym, imponującym gmachu. D o budynku tego Sąd przeprowadził się w pięć lat
po jego śmierci, która nastąpiła w 1930 r.
O kres przewodnictwa sędziów W hite’a i Tafta doprowadził więc nie tylko
do odbudowy zrujnowanej wskutek wojny secesyjnej i wydarzeń, które po niej
nastąpiły, reputacji Sądu. Zasługą obu przewodniczących było przywrócenie
Sądowi jego równorzędnej z legislatywą i egzekutywą pozycji w ramach rządu
federalnego. Sąd uzyskał pozycję samodzielnego czynnika, kształtującego ład
41
Na ten elem ent zwraca uwagę w cytowanym artykule Sandra Day O ’C onnor ( William
H oward Taft).
44
Grzegorz Górski
konstytucyjny, nieulegającego przejściowym prądom i tendencjom , konsek­
wentnie broniącego równowagi i harm onii społecznej i prawnej. Będąc w tym
czasie niemal jednomyślnym, choć przy istotnym wewnętrznym zróżnicowaniu
poglądów, budował w ten sposób autorytet ciała pozostającego ponad bieżą­
cymi konfliktam i partyjnymi. To dawało mu ową niezwykłą siłę, autorytet
i zbudowało pozycję, której przyszłe wydarzenia nie były już w stanie za­
chwiać. M ożna zatem przyjąć, że był to okres w dziejach Sądu Najwyższego
kluczowy, a konsekwencje tego, co wydarzyło się w tym czasie, trwają w istocie
po dzień dzisiejszy.
Czasy Nowożytne, tom XVII/2004
Periodyk p ośw ięcony dziejom polskim i pow szechnym od X V do X X w ieku
L u d w ik S zu b a
(Toruń)
Polityka władz wobec zakonu redemptorystów w Toruniu
w świetle dokumentów partyjnych, sądowych i służby bezpieczeństwa
w latach 1959-1963 (cz. 2)
5. A resztow an ia i przeb ieg śledztw a
Do przeprowadzenia śledztwa i ukarania winnych kom endant wojewódzki
M O powołał rano (7 X 1961 r.) specjalną grupę śledczą pod kierownictwem
Zastępcy Naczelnika Wydziału Śledczego mjr Zajdlera przy współudziale
„dwóch towarzyszy” z biura śledczego1. Sprawie nadano num er Ds. 1888/61.
Pierwsze nakazy pozbawienia wolności prokurator powiatowy w Toruniu
podpisał następnego dnia po wydarzeniach, tj. 7 X 1961 r. Pod zarzutem brania
aktywnego udziału w zajściach i pobiciu aktywistów partyjnych zatrzymano:
A ntoniego Wojciechowskiego (w chwili zatrzymania miał 511.), Edw arda Zasadowskiego (25 1.), W ładysława Króla (39 1.), Józefa Dekowskiego (39 1.)
i Stanisława Kowalskiego (35 1.). W dniu 11 X 1961 r. na podstawie zeznań
E. K[...] zatrzym ano dalsze osoby: Jana Golińskiego (18 1.), H enryka Komuńskiego (18 1.), Alfonsa Śwideckiego (39 1.), Jana Nowaczyka (19 1.), Wacława
Jarzęczkę (34 1. ?), Wiesława Lisa2 (14 1.) [ucznia 7 kl. szkoły podstawowej!]
oraz Jerzego M ałeckiego (20 1.) - pod zarzutem bicia aktywistów partyjnych.
D o wyjaśnienia zatrzym ano także Józefa Bębnistę (30 1.) oraz Czesława Krynieckiego (1. ?) i Jadwigę Pociżnicką (27 1.), którą podejrzew ano o nakłanianie
dzieci do bicia aktywisty partyjnego Depczyriskiego3.
W ykaz osób aresztowanych i zatrzymanych do sprawy [Ds.1888/61]:
1. Władysław Król (39 1.), 2. A ntoni Wojciechowski (51 1.), 3. Edward
Zasadowski (25), 4. Stanisław Kowalski (35 1.), 5. Józef Dekowski (39 1.),
6. Edm und Kowalski (18 1.), 7. Jan Gołiriski (18 1.), 8. H enryk Komuński
(18 1.), 9. Alfons Świdecki (39 1.), 10. Jan Nowaczyk (19 1.), 11. Kazimierz
1 A P Bydgoszcz, KW P Z P R Bydgoszcz Sekretariat KW, M eldunki i informacje na terenie
województwa przesyłane do K C P Z P R 1961, Sygn. 51/VI/79, k. 108.
2 Józefa Lisa po przesłuchaniu w zwolniono.
3 KW M O Bydgoszcz, Telefonogram nr rej. 16498/61 do V-ce D yrektora G abinetu Ministra,
D yrektora D epartam entu III i D yrektora Biura Śledczego MSW w W arszawie, [w:] IPN Byd­
goszcz, Sygn. By 069/1222, t. 11, k. 108.
46
Ludwik Szuba
Mikołajski (41 1.), 12. Wacław Jarzęczka (24 [34] 1.), 13. Jadwiga Pociżnicka
(27 1.), 14. Stefan Tański (18 1.) i 15. Jerzy Małecki (20 1.).
Podczas pierwszych przesłuchań starano się udowodnić zatrzymanym bicie
aktywistów partyjnych oraz ustalić „trzech delegatów”, którzy zmuszali kom i­
sję M RN do zaniechania swych obowiązków służbowych. Podejrzanymi uzna­
no: Władysława Króla, Alfonsa Śwideckiego i Józefa Dekowskiego. Mimo
intensywnego śledztwa podejrzani nie złożyli zeznań, mówiących o inspiracji
kleru do zgrom adzenia się ludności. Jeden z podejrzanych wyjaśnił, że brat
Tomasz [redemptorysta] podczas bicia dzwonów nakłaniał robotników zatrud­
nionych przy budowie kościoła, aby porzucili pracę i udali się do klasztoru
w celu spowodowania odstąpienia komisji M RN od przejmowania lokali na
przyszłą szkołę. Z przesłuchań robotników budowlanych wynikało, że bracia
zakonni Tomasz, Sebastian i Łukasz brali udział w zgromadzeniu ludności, lecz
czy podburzali tłum do wystąpień, tego nie stwierdzili. W śledztwie uzyskano
też kilka niepewnych danych o osobach, które brały udział w biciu aktywistów
partyjnych i funkcjonariuszy M O [?], wśród nich ustalono kilka kobiet i kilku
chuliganów. Osoby te zostały włączone do intensywnego rozpracowania ope­
racyjnego4.
Na 48 godzin zatrzym ano kolejnych 14 osób podejrzanych o bicie aktywis­
tów partyjnych: M aksymiliana Kowalskiego (1. 50), Eugeniusza Kaczkowskie­
go (1. 18), Jerzego Bartoszka (1. 20), H enryka Janatowskiego (1. 20), Jerzego
Wr[...]cę (L. 30), Zygm unta Tablera (1. 14), Andrzeja Przyjemskiego (1. 19),
M ariana Duszyńskiego (1.30), B ernarda Sekulskiego (1.21), Leona Olka (1.54),
Rajm unda M rugowskiego (ł. 28), Feliksa Lisińskiego (1. 42), Czesława Krynieckiego (1. 24) i Józefa Bem bnistę (1. 30).
Dalsze aresztowania przeciwko „sprawcom zajść” przy kościele redem pto­
rystów nastąpiły w dniach 18-19 X 1961 r. W ykaz zatrzymanych5:
Lp.
Nazwisko i imię
Lat
Uwagi
1.
Żuchowski W aldem ar
19
Przyznał się do uruchom ienia dzwonów
2.
Jagielski Jerzy
16
Z atrudniony przy budowie kościoła
3.
Lisiński Feliks
42
Z atrudniony przy budowie kościoła
4.
Piotrowski Stefan
42
Zatrudniony przy budowie kościoła
5.
Chaczyński Franciszek
52
Zatrudniony przy budowie kościoła
6.
W iniarski Marian
28
Zatrudniony przy budowie kościoła
7.
Kołecki Kazimierz
30
Z atrudniony przy budowie kościoła
8.
Lutkiewicz Józef
63
Z atrudniony przy budowie kościoła
W szyscy o trzy m ali san k cje d o 18 X 1961 r.
4 IPN Bydgoszcz, Sygn. By 069/1222, t. 11, k. 116.
5 Tamże, k. 123.
Polityka władz wobec zakonu redemptorystów w Toruniu
47
W ykaz aresztowanych, którzy pozostawali do dyspozycji prokuratora 20 X
1961 r. (na sankcji)6: 1. W ładysław Król, 2. A ntoni Wojciechowski, 3. Edw ard
Zasadowski, 4. Józef Dekowski, 5. Edm und Kowalski, 6. B runo Goliński,
7. H enryk Komuriski, 8. Alfons Swidecki, 9. Jan Nowaczyk, 10. Jerzy M ałec­
ki, 11. Jadwiga Pocieżnicka, 12. Stefan Tański, 13. W acław Jarzęczka,
14. Kazimierz Mikołajski, 15. Jerzy Jagielski, 16. W aldem ar Żuchowski,
17. Feliks Lisiński, 18. Stefan Piotrowski, 19. Franciszek Czaczyński, 20. Kazi­
mierz Kołecki, 21. M arian W iniarski, 22. Józef Dudkiewicz, 23. Luba Pacuch,
24. Józef Bem bnista, 25. Stanisław Kowalski, 26. Zygfryd Rydzyński i 27. M aria
H eckler [z wolnej stopy - pod obserwacją operacyjną],
W ykaz osób zatrzymanych do sprawy „zajścia toruńskie” pozostających na
wolności (częściowo obwinionych i podlegających obserwacji operacyjnej):
1. Stanisław Kowalski, 2. Zygfryd Rydzyński, 3. Henryk Kaniewski, 4. Ryszard
Młodzianowski, 5. Jerzy Nowakowski i 6. Jan Szymański7.
W uzgodnieniu z prokuraturą wojewódzką w dniu 3 X I 1961 r. zatrzym ano
na okres trzech miesięcy: 1. ks. Jana Siemińskiego i brata Szczepana Judke pod
zarzutem popełnienia przestępstwa z art. (dekretu z dn. 5 V I I I 1949 r. o ochro­
nie wolności sumienia [?]). P rokurator przedstawił duchownym następujące
zarzuty o nadużywaniu wolności wyznania:
W celu u d arem n ien ia czynności u rzędników P M R N , szerząc fałszywe w iadom ości o za ­
m iarach organów władzy i ch arak terze czynności dokonyw anych przez u rzędników na teren ie
klasztoru o raz grożąc urzęd n ik o m użyciem przem ocy, naw oływ ali w ierzącą ludność i m iejsco­
wy k le r zakonn y d o zbiorow ego w ystąpienia przeciw ko o rg an o m w ładzy państw ow ej, a w p ro ­
wadziwszy w błąd w iernych spow odow ali szereg zajść przestępczych na teren ie klasztoru
i w jego obrębie. W e w stępnym przesłuchaniu w spom niani nie przyznali się do winy.
W ydział III K W M O w B ydgoszczy
Do
Do
Do
M eld u ję, że w p ro w a d zo n e j sp raw ie śledczej
G a b in e tu M in istra M SW
B iu ra Ś ledczego M SW
W ic e d y re k to ra D e p a rta m e n tu III M SW
a reszto w an o k o lejn y ch p o d ejrzan y ch :
1)
Tadeusza Redlicha
ur. w
1942 r.
- podejrzanego o uruchomienie dzwonów
2)
Franciszka Izdebskiego ur. w
1944 r.
- podejrzanego o uruchom ienie dzwonów
3)
H enryka Piłata
ur. w*
1943 r.
- podejrzanego o bicie aktywistów partyjnych
4)
Ryszarda Rozmuza
ur. w
1943 r.
- podejrzanego o bicie aktywistów partyjnych
D w aj o sta tn i z b ra k u k o n k re tn y c h d o w o d ó w w iny b ę d ą o d p o w ia d a ć z w o lnej sto p y [!]8
Z -ca K o m e n d a n ta W oj. M O
Służby B ezp ieczeń stw a
p płk. L. D ą b ro w sk i9
6
7
8
9
IPN Bydgoszcz, Sygn. By 069/1222 t. 11, k. 133.
Tamże, k. 133.
Podkreślenie autora.
IPN Bydgoszcz, Sygn. By 069/1222 t. 11, k. 248.
48
Ludwik Szuba
6. Finał
Z uwagi na obawy Kom itetu W ojewódzkiego P Z P R w Bydgoszczy, iż
rozprawy sądowe przeprowadzone w Toruniu mogą wywołać kolejne zamiesz­
ki, zdecydowano się przenieść procesy do Bydgoszczy. W Kom endzie W oje­
wódzkiej M O w Bydgoszczy trwały gorączkowe przygotowania do procesu.
Oto charakterystyczna korespondencja między wydziałami KW MO:
K o m e n d a M ilicji O b y w atelsk iej
W ojew ó d ztw a B ydgo sk ieg o
Ldz. 6-01260/930/61
B ydgoszcz dn. 6 X II 1961 r.
T a jn e
egz. 1.
N aczeln ik W ydziału III
K o m en d y W o jew ó d zk iej M O
w B ydgoszczy10.
Z aw iad am iam , że w d niach 14 i 15 g ru d n ia 1961 r. Sąd P ow iatow y w B ydgoszczy
rozp atry w ać będ zie sp raw ę przeciw ko F eliksow i L isinskiem u i 10 innym , p o d ejrza n y m
o udział w zajściach chuligańskich przy k laszto rze o o red e m p to ry stó w w T o ru n iu . Pow yższa
ro zp raw a ro zp o czy n a się w d n iu 14 o godz 9-tej. O d b ęd zie się o n a w je d n e j z sal S ąd u
P ow iatow eg o w B ydgoszczy. R o zp raw ie p rzew odniczyć będ zie sędzia sąd u p o w iato w eg o
J. R aczyński, k tó ry bliżej nie je st n am znanym . Z w ypow iedzi p ro k u ra to ra [R yszarda]
P iotro w sk ieg o w ynika, że ja k zapew nił go p rez e s S ąd u W ojew ó d zk ieg o w B ydgoszczy
O b. K orczyński, że sędzia R aczyński należy d o je d n y c h z tych, k tó ry należycie p o p ro w ad zi
rozpraw ę. N a ław ników sąd w yznaczył T eo fila W . zam ieszk ałeg o w [...] o raz M ak sym ilian a
W . zam ieszk ałeg o w [...] zaś rezerw ow ym ław n ik iem je st Ju lian W. Ł aw nicy ci nie są n am
w ogóle zn an i i d lateg o p ro szę o u stalen ie ich, a szczególnie czy są klery k ałam i, co p o zw o ­
liłoby n a e w en tu a ln e d o k o n a n ie ich zm iany. P oza tym proszę, aby tam tejszy w ydział z o rg a ­
nizow ał zabezp ieczen ie ro zp raw y pow yższej p o d w zględem o p eracy jn y m i p o rząd k o w y m ,
aby ew en tu a ln ie nic doszło d o jak iejś prow o k acji i zak łó c en ia ład u publicznego. W skazanym
jest, aby d o zab ezp ieczen ia fizycznego ro zp raw y w ydział tam tejszy zaan g ażo w ał o d p o w ie d ­
nią ilość fun k cjo n ariu szy m u n d u ro w y ch M O . Pracow nicy tu t. W ydziału nie m ogą w ziąć
udziału w zab ezp ieczen iu ro zp raw y z uw agi tej, że są znani w sądzie, a p o za tym ze w zględu
na szczupłość k a d r nie m ożem y d o teg o celu o d d eleg o w ać k o goś oficerów śledczych.
N aczelnik W ydziału Śledczego
K W M O B ydgoszcz
W ł. Z a jd le r m jr
T ajne:
B ydgoszcz dn. 13. X II 1961 r.
Do
N aczeln ik a W ydziału Ś ledczego
K W M O w m iejscu
N a p ism o W asze z dn. 6 X II 1961 r. dotyczące z e b ra n ia bliższych d an y ch o ław n ik ach
S ądu m ający ch b ra ć udział w ro zp raw ie sądow ej o d n o śn ie F elik sa L isiń sk ieg o i 10 in nych
osk arżo n y ch w zajściach ch uligańskich poniżej w ym ien io n e dane:
10 IPN Bydgoszcz, Sygn. By 069/1222 t. 11, k. 268.
Polityka władz wobec zakonu redemptorystów w Toruniu
49
T eo fil W [...]. człon ek p artii, uczciwy człow iek, k lery k aln y nie je s t - sąsiedzi p o tw ie r­
dzają, że d o kościoła nie chodzi. W /w y m ien io n y je s t p raco w n ik iem [...]. O sta tn io zm arła m u
teścio w a i był przeciw ny udziału k sięd za n a p o g rzeb ie. Z k o lei M aksy m ilian W [.„] był i jest
członkiem p a rtii, niski p o zio m in te le k tu a ln y , b ra k w y k ształcen ia i w ym ow y. N ie ukończył
szkoły p o w szechnej. S ąd sw ego czasu zw racał się z w n io sk iem o w y cofanie je g o k a n d y d a ­
tu ry ław n ik a - u zasad n iając niski p o zio m in te le k tu aln y . W ed łu g opin ii sąsiad ó w je s t to
człow iek b o g o b o jn y , chodzi co n ied ziele d o kościoła. N a to m ia st c ó rk i i synow ie b ra li śluby
k o ś c ie ln e " .
Tow. Napierała m jr H . D ejew sk i
Rozmawiałem z tow. Wiśniewskim
z K om . W oj. P Z P R - ośw iadczył m i, że
Z -ca N aczeln ik a W ydz. III K W M O
dobrał niewątpliwie ludzi oddanych - gdyż
z p rezesem S ądu rozm aw iał tow . K ra jn ik 12
14 i 15 XII 1961 r. odbyły się pierwsze posiedzenia sądu w sprawie Feliksa
Lisińskiego i dziesięciu innych podejrzanych o udział w zajściach chuligańskich
przy klasztorze redemptorystów. Wszystkich oskarżono z paragrafu 163 i 133 k.k.,
a kilku z paragrafu 154 k.k. [za udział w zbiegowisku publicznym oraz zmuszanie
urzędników MRN do zaniechania zabezpieczania pomieszczeń w gmachu re­
demptorystów], Sprawa odbyła się w sali Sądu Powiatowego w Bydgoszczy. Roz­
prawie przewodniczył sędzia sądu powiatowego J. Raczyński, który według za­
pewnienia Prezesa Sądu Wojewódzkiego w Bydgoszczy [sędziego Korczyńskie­
go] „należał do jednych z tych, którzy należycie poprowadzą sprawę”. W wyniku
sprawdzenia ławników jednego z nich [Maksymiliana W.] usunięto jako bigota
i fideistę. Po rozpatrzeniu sprawy skazane zostały osoby:
1)
Feliks Lisiński
1
rok więzienia
2)
Józef Dutkiewicz
1
rok więzienia
3)
M aria H eckler
1
rok i 3 miesiące więzienia
4)
Zygfryd Rydziński
1
rok i 2 miesiące więzienia
5)
Luba Pacuk
9
miesięcy więzienia
6)
Jerzy Małecki
1
rok więzienia
7)
8)
Jadwiga Pociżnicka
1
rok i 6 miesięcy więzienia
A ntoni Wojciechowski
10
miesięcy więzienia
9)
M arian Winarski
1
rok i 5 miesięcy więzienia
10)
Kazimierz Mikołajski
1
rok więzienia
11)
Stanisław Kowalski
-
Uniewinniony
Wszyscy skazani zostali obciążeni kosztami przewodu sądowego. Przez
3 dniowy proces przewinęło się 57 świadków, z tego 48 świadków oskarże­
11 IPN Bydgoszcz, Sygn. By 069/1222 t. 11, k.268.
12 N otatka odręczna na piśmie z dnia 13 X II 1961 r. do Naczelnika W ydziału Śledczego
w Bydgoszczy, [w:] IPN Bydgoszcz, Sygn. By 069/1222 t. 11, k. 316.
50
Ludwik Szuba
nia! [aktywiści partyjni, członkowie komisji i milicja]. W opinii Służby B ezpie­
czeństwa sędzia J. Raczyński prowadził sprawę „bardzo wnikliwie i nie dawał
wiary świadkom obrony, którzy w swych wypowiedziach byli zbyt dokładni”.
W krzyżowych pytaniach oskarżyciela - prokuratora Ryszarda Piotrowskiego
świadkowie często gubili się w zeznaniach, „lecz mimo wszystko wracali do
obranego przez siebie szablonu wypowiedzi”13.
D o sądu skierowano dwie następne sprawy grupowe, które miały być
rozpatryw ane w styczniu 1962 r. Jednak za najważniejszą uznano sprawę uka­
rania czterech księży: ks. katechety Siemińskiego, ks. Michała Jędryki, ks.
Jerzego Galińskiego i brata Judki. W dniu 29 XII 1961 r. na polecenie proku­
ratora wojewódzkiego aresztowano księdza zakonnego Michała Jędrykę, na­
kładając na niego jednom iesięczną sankcję, natom iast w dniu 9 I 1962 r. na
polecenie w iceprokuratora wojewódzkiego w Bydgoszczy aresztowano ks. Jó ­
zefa Galińskiego. W więzieniu trwało rozpracowanie księdza...
B ydgoszcz dn. 5 II 1962 r.
Tajne
Notatka
W d n iu dzisiejszym u d o stę p n io n o ob. [...] w idzenia z a reszto w an y m d o sp raw y zajść
to ru ń sk ic h re d e m p to ry stą ks. G aliń sk im Jerzy m , p rzeb y w ający m w w ięzieniu przy W ałach
Jagiello ń sk ich .
C el w idzenia:
1) R ozbroić psychicznie ks. G alińskiego J. w ykorzystując fakt choroby je g o ojca (zaw ał
serca).
2) U zysk ać o d n ieg o e w e n tu aln e w yjaśnienie n a n ieo ficjaln ą p o staw ę k iero w n ictw a o o
re d e m p to ry stó w w d n iu zajść.
3) U stalić k to był a u to re m ośw iadczenia, p o d k tó ry m m ieli się p o d p isać członkow ie kom isji.
P rak ty c z n a realizacja teg o p rzedsięw zięcia d o sp raw y nic nie w niosła.
- K siądz G aliń sk i p łak ał, ale n ik o g o n ie obciążył. T w ierdził, że o św iad czen ia nie pisał,
i że grozili m u k a rę tylko 1 ro k u w ięzienia. N ad m ie n ia m , że n a d a jn ik [podsłuchow y]
wydz. I (p o d k rzesłem ) w yłączył się ju ż na w stęp ie ich rozm ow y. S p raw ę w idzenia
załatw ił k p t. L eszkiew icz z W yd ziału Śledczego.
- O b . [...] je s t d alek im k rew n y m żony kpt. [...] z tut. W ydziału. N a uw ag ę zasługuje fakt,
że ob. [...] je s t o so b ą w ierzącą, ale z dru g iej zaś stro n y d o sam ych księży o d n o si się
z w y raźn ą re zerw ą. W sp o m n ian e m u ch o d ziło głów nie o to , aby ks. G a liń sk i zrzucił
część w iny n a k iero w n ictw o zak o n u , d o sw ojej spraw y p o d sz e d ł k ry ty czn ie i w te n
sp o só b po m n iejszy ł sw ą w inę z p ersp ek ty w y rych łego w yjścia z w ięzienia. [...].
St. o ficer o p eracy jn y W ydz. III E . N a p ie ra ła 14
N astępna rozprawa odbyła się w dniu 10 I 1962 r. Z meldunku zastępcy
naczelnika III wydziału KW MO majora L. Pikuły do Inspektoratu Biura Śled­
czego MSW w Warszawie wynika, że Sąd Powiatowy w Bydgoszczy rozpatrywał
13 Informacja z dn. 20 XII 1961 r. Ldz. C-0/7441/42/43/61 do wiceministra MSW A ntoniego
A lstera, [w:] IPN Bydgoszcz, Sygn. By 069/1222 t. 11, k. 248.
14 IPN Bydgoszcz, Sygn. By 069/1222 t. 11, k. 428.
Polityka władz wobec zakonu redemptorystów w Toruniu
51
sprawę z art. 163 i 133 § 1. k.k. przeciwko: Janowi Nowaczykowi, W aldemarowi
Żuchowskiemu, Jerzem u Jagielskiemu, Kazimierzowi Kołeckiemu, Stefanowi
Piotrowskiemu, Franciszkowi Izdebskiemu, Tadeuszowi Redlichowi. R ozpra­
wie przewodniczył znany już z wcześniejszego procesu sędzia J. Raczyński.
Jako oskarżyciel wystąpił w iceprokurator wojewódzki Ryszard Piotrowski. Os­
karżonych bronili adwokaci: Sztukowska, W erner, Czerni i Sobolski15.
W dniu 25 1 1962 r. Sąd ogłosił wyrok, mocą którego otrzymali:
Jan Nowaczyk
8
miesięcy więzienia
2)
W aldem ar Żuchowski
6
miesięcy więzienia z zawieszeniem na 2 lata
3)
Jerzy Jagielski
6
miesięcy z zawieszeniem na rok i dozór
kuratora sądowego
4)
Tadeusz Redlich
6
miesięcy więzienia + koszty sądowe
5)
Stefan Piotrowski
6
miesięcy więzienia + koszty sądowe
6)
Franciszek Izdebski
8
miesięcy więzienia + koszty sądowe
7)
Kazimierz Kołecki
1)
Uniewinniony16
W dniach 7 -17 II 1962 r. w Sądzie W ojewódzkim w Bydgoszczy odbyła się
główna rozpraw a przeciwko 13 oskarżonym „zajść toruńskich”, w tym trzem
ojcom zakonnym i jednem u bratu. Teren przed budynkiem jak i gmach sądu
zabezpieczono cywilnymi pracownikami służby bezpieczeństwa i m undurow y­
mi z MO. Przesłuchano 74 świadków, którzy „bezspornie wykazali, że winę za
zajścia ponoszą oskarżeni ojcowie redem ptoryści, którzy swoją postawą spo­
wodowali zajścia”. W arto przytoczyć notatkę informacyjną z przebiegu procesu
widzianą oczami pracownika trzeciego wydziału:
[...] W rogich w y stąp ień ze stro n y p u bliczności nie zan o to w an o . Z a in te re so w a n ie p ro ­
cesem je st słabe. N a sali ro zp raw p rzeb y w ali p rzew ażn ie członkow ie ro d zin o sk arżo n y ch .
P o za tym d o tychczas z a n o to w a n o o b ec n o ść n a sali ojca M oczulskiego, H o łd y (p ro w in c ja ­
ła), Z ieliń sk ieg o i R o m a n a. O sk a rż e n i ojcow ie d o p ro w o k acy jn y ch w y stąp ień w czasie zajść
nie p rzy zn ają się. W sp o m n ia n i zezn ają, że ich p o sta w a w o b ec czło n k ó w kom isji b y ła p o ­
p raw n a, robili w szystko, ab y tłu m nie uczynił u rz ęd n ik o m żad n ej krzyw dy. O d czasu d o
czasu w yrażali sw e u b o le w a n ie z p o w o d u zlikw idow ania przez w ładzę N iższego S e m in a ­
riu m D u ch o w n eg o i przejęcia p o sem in ary jn y ch pom ieszczeń, co w k o n sek w en cji d o p ro w a ­
dziło d o zm n iejszen ia się p o w o ła ń zak o n n y ch .
O sk arżo n y ojciec S iem iński p o d czas sw ego w y stąp ien ia w dn. 10 II 1962 r. w yraził się,
że fa k t zlikw idow an ia sem in ariu m o ra z z ab ro n ie n ia w ydaw ania „ F ak tó w i m yśli” u w aża za
w alk ą z K ościołem i religią. Z a c h o w a n ie w sp o m n ian eg o b udzi za strzeżen ia, p o n iew aż
zachow uje się pro w o k acy jn ie (szydercze uśm iechy, gesty k u lacja rę k o m a itp.). O sk arżen i
św ieccy ty lk o częściow o p rzy zn ają się d o winy. W iększość z nich o d w o łu je złożone
w śledztw ie zezn a n ia i tłum aczy, że d o ze zn a ń była zm uszona. Z a n o to w a n o szczególnie
15 IPN Bydgoszcz, Sygn. By 069/1222 t. 11, k. 322.
16 Tamże, k. 377.
52
Ludwik Szuba
fakt, że o sk a rż e n i w ycofują szczególnie te z ezn an ia, k tó re obciążały by g łó w n eg o p ro w o ­
dyra K ró la W ładysław a. Sam K ró l W ładysław p rzed staw ił siebie ja k o teg o , k tó ry robił
w szystko by złagodzić zajścia. Z a „ g o d n ą p o staw ę w czasie p rzesłu ch an ia go p rz e z s ą d ” ż o n a w sp o m n ia n eg o o d e b ra ła g ratu lację w czasie p rzerw y o d M oczulskiego.
O sk a rż e n i ojcow ie usiłow ali dow ieść, że w ład za b e z p raw n ie „zap u ściła się w czasie
zab ezp ieczen ia się pom ieszczeń d o części d o m u ściśle k la sz to rn e g o ” o ra z , że p o m ieszcze­
nia p o sem in a ry jn e zlo k alizo w an e były w p io n ie tzn. „istniała część sem in ary jn a i część
k la s z to rn a ” . F ak ty cz n e p o m ieszczen ia te tw orzyły szachow nicę. P o za ty m d ow odzili, że
w ładze zabezpieczyły n aw e t te pom ieszczenia, k tó re nie w chodziły w sk ład b y łego se m in a ­
rium . W skazyw ali ró w n ież n a sw ą d u ch o w ą w ięź z byłym sem in ariu m i je g o p o m ieszcze­
niam i, w k tó ry ch się kształcili. J e d e n z nich o. G aliń sk i su g ero w ał, że nie dzw ony, a fak t
„ b ru ta ln e g o ” ro z p ę d z e n ia p rzez M O dzieci był p o w o d em zbiegow iska. T eg o ro d z a ju w y­
stąp ien ia o sk a rżo n y c h ojców w ynikły w sk u tek sugestii o b ro n y , k tó ra oczyw iście sta ra się
pom niejszy ć ich w inę. S p raw n a tu ry religijnej o b ro n a n ie sta ra ła się p o ru szać. S ąd p rz y ­
chylił się d o w n io sk u o b ro n y w sp raw ie p rzesłu ch an ia w dn. 15 II 1962 r. św iad k a o. Szulca
H en ry k a . W n io se k m o ty w o w an o tym , że ja k o pro b o szcz w niesie sądow i w iele w yjaśnień.
W d n iach 10 i 12 II 1962 r. sąd p rzesłu ch iw ał p o n a d 30 św iadków , k tó rz y w zasad zie
potw ierd zili zło żo n e w śledztw ie z e zn an ia i w te n sp o só b obciążyli w sp o só b d o sta tec z n y
w inę o sk arż o n y c h ojców i części o sk arżo n y ch św ieckich. R e k to r M oczulski n a k ró tk o p rz ed
ro zp raw ą p ro w a d z ił a k ty w n e rozm ow y z ad w o k a ta m i p o d k ą te m w y p raco w an ia sk u teczn ej
tak ty k i o b ro n y . P ro p o n o w a ł n aw e t zo rg an izo w an ie w spólnej n a ra d y w tym w zględzie.
A d w o k a to m d ołączył o pis zajść w w ersji o o re d e m p to ry stó w . R o z p ra w a trw a 17. Z a zg o d ą
K W P Z P R i S ąd u W o jew ó d zk ieg o w B ydgoszczy p ro cesy n ag ry w an o n a taśm ę m a g n e to ­
fonow ą z m ik ro fo n u n a sali i p u n k cie o d b io ru w p o k o ju p ro k u ra tu ry 18.
O praco w ał: St. o ficer o p eracy jn y W ydz. III E . N a p ie ra ła
W dniu 16 II 1962 r. z 3 godzinną mową oskarżycielską wystąpił w icepro­
kurator wojewódzki R. Piotrowski. W odniesieniu do poszczególnych oskarżo­
nych zaproponow ał dla:
1)
Ojca
Siem ińskiego Jana
8 lat
więzienia
2)
Brata
Judki Szczepana
8 lat
więzienia
3)
Ojca
Jędryki Michała
2 lata
więzienia
4)
Ojca
Jerzego G alińskiego
2 lata
więzienia
5)
oskarżonego
Króla W ładysława
6 lat
więzienia
6)
oskarżonego
K owalskiego Edmunda
5 lat
więzienia
7)
8)
oskarżonego
Jarzą[ę]czki Wacława
3 lata
więzienia
oskarżonego
Kom uńskiego Henryka
3 lata
więzienia
9) oskarżonego
10) oskarżonego
D ekow skiego Józefa
3 lata
więzienia
Tańskiego Stefana
powyżej 1 roku
więzienia
11) oskarżonego
12) oskarżonego
Goliriskiego Jana
powyżej 1 roku
więzienia
Z asadow skiego Edwarda
1 roku
więzienia
13) oskarżonego
Św iedeckiego Alfonsa
1 roku
więzienia
17 IPN Bydgoszcz, Sygn. By 069/1222 t. U . k. 384.
18 Tamże, k. 385.
Polityka władz wobec zakonu redemptorystów w Toruniu
53
Po przedstawieniu przez prokuratora propozycji drakońskich kar na sali
dało się zauważyć wśród publiczności, obrońców i oskarżonych konsternację
i zaszokow anie19. W dniu 20 II 1962 r. Sędzia IV Wydziału K arnego Sądu
W ojewódzkiego w Bydgoszczy J. Bartoszewski wymierzył:
1)
ojcu
Janowi Siem ińskiem u
2 lata i 6 m iesięcy więzienia
2)
bratu
Szczepanowi Judce
2 lata i 6 m iesięcy więzienia
3)
ojcu
M ichałowi Jędryce
10 m iesięcy
więzienia
4)
ojcu
Jerzem u Galińskiemu
5 m iesięcy
aresztu
5)
oskarżonem u
W ładysławowi Królowi
3 lata
więzienia
6)
oskarżonem u
Edm undowi K owalskiem u
Lata
więzienia
7)
oskarżonem u
W acławowi Jarzą[ę]czce
1 rok
więzienia
8)
oskarżonem u
H enrykowi Komuńskiemu
1 rok
więzienia
9)
oskarżonem u
Józefowi D ekow skiem u
10 m iesięcy
więzienia
Stefanowi Tańskiemu
10 m iesięcy
więzienia
10) oskarżonem u
oskarżonem u
Janowi G olińskiem u
9 m iesięcy
więzienia
12) oskarżonem u
Edwardowi Zasadowskiem u
10 m iesięcy
więzienia
13) oskarżonem u
A lfonsow i Św iadeckiem u
6 m iesięcy
więzienia
U)
W dniach 1 - 9 III 1962 r. przed kolegium karno-orzekającym PM RN
w Toruniu stanęli pozostali obwinieni: ks. Franciszek Nowakowski, ks. Jan
Pulchny, brat Stanisław Janik, Urszula Król, Klara Goliriska, H enryk Linowski, Jerzy Wrzos, Leon Olers, Zygm unt Tawryl, Czesław Kryniecki, Cecylia
Libera, Stanisław Adamczyk, Andrzej Przyjemski, Jerzy Kluszczyński, Ryszard
Rozmus, Jerzy Lin[cz]kowski, Jan Szlosik, Joachim Lewandowski, Zofia Bielenda, B arbara Zientara, Teresa Duszyńska, Alfred Stachewicz, W anda Dziemecka, Jerzy Bartoszak, H enryk Sokalski, H enryk Salewski. Józek Brożek
i Stanisława Błaszaczak. Wszyscy zostali ukarani grzywną od 150 zł do 2500
zł, a w razie nieuiszczenia grzywny z zamianą do 60 dni aresztu20.
W dniach 28 XI i 14 X II 1962 r. Sąd Najwyższy w Warszawie na posiedze­
niach jawnych rozpoznał sprawy: 1) Jana Siemińskiego, 2) Szczepana Judki,
3) Michała Jędryki, 4) Jerzego Galińskiego, 5) Władysława Króla, 6) Edm unda
Kowalczyka, 7) W acława Jarzęczki, 8) Józefa Dekowskiego i Alfonsa Śwideckiego oskarżonych z art. 29 m.k.k. oraz art. 163, 164, 129 i 133 k.k. w wyniku
rewizji złożonej przez prokuratora do czterech pierwszych oskarżonych oraz
przez wszystkich oskarżonych [od wyroku sądu wojewódzkiego w Bydgoszczy
19 Informacja III Wydziału SB KW M O w Bydgoszczy do wiceministra MSW A ntoniego
A lstera, [w:] IPN Bydgoszcz, Sygn. By 069/1222 t. 11, k. 384.
20 IPN Bydgoszcz, Sygn. By 069/1222 t. 11. k. 426.
Ludwik Szuba
54
z dn. 2 0 I I 1962 r. sygn. IV k. 5/62 na podstawie art. 375,384 p. 2,439 i 444 k.p.k.
oraz art. 9,15 i 17 d.] i 14 XII 1962 r. zmienił zaskarżone wyroki w stosunku do
oskarżonych: Szczepana Judki - uchylając orzeczenie o wymianie kary łącznej,
skazując tego oskarżonego za przestępstwo z art. 29 m.k.k. na karę 1 roku
i 6 miesięcy więzienia. Sąd zmienił także wyrok ojcu Jerzem u Galińskiemu
zawieszając karę 5 miesięcy aresztu na okres 3 lat, oskarżonem u Edm undowi
Kowalskiemu złagodził karę do [...] lat więzienia. Tytułem nowej kary łącznej,
wymierzył bratu Szczepanowi Judce karę 1 roku i 6 miesięcy więzienia.
W pozostałych częściach wyrok sądu wojewódzkiego SN utrzymał w mocy.
Na poczet złagodzonych kar zaliczono także okresy tymczasowego aresztow a­
nia: ojcu Szczepanowi Judce od dn. 14 XI 1961 r., ojcu Jerzem u Galińskiemu,
od 9 1 1962 r. do 28 II 1962 r. oraz oskarżonem u Edm undowi Kowalskiemu od
8 X 1962 r. Ponadto SN zasądził od wszystkich oskarżonych koszty postępo­
wania sądowego21.
*
Kilka miesięcy później władza rozpoczęła kolejne represje wobec zakonu
redem ptorystów w Toruniu. Oto wyciąg doniesienia „TW ” ps. „Lew ” z 27 IX
1962 r. dotyczący toruńskich redemptorystów:
P o sta n o w ie n ie m S ąd u P o w iato w eg o w T o ru n iu z dn. 28 V III 1962 r. zo sta ła n ie ru c h o ­
m ość re d e m p to ry stó w w T o ru n iu o b ciążo n a dalszą h ip o te k ą z ty tu łu zaległości p o d a tk o ­
w ych na k w o tę 7 5 3 .6 1 6 ,6 0 zł ta k , że łączn a ich zaleg ło ść z te g o ty tu łu o b ecn ie n a d zień 1 1 IX
1962 r. w ynosiła 2. 367.844, 52 zł. W w yniku czego w d ro ż o n o p o stę p o w a n ie o p rzyjęcie
części ich n ieru ch o m o śc i w zam ian za zaległe p o d a tk i. N ależy z całą bezw zg lęd n o ścią
zab rać się za sp raw y k la sz to ru 22.
Z inspiracji Służby Bezpieczeństwa Wydział Rolnictwa i Leśnictwa PPRN
w Toruniu wydał w dniu 20 X 1962 r. decyzję o przejęciu bez odszkodowania na
własność państwa tzw. dóbr martwej ręki - wszystkich gruntów należących do
zakonu za wyjątkiem terenu, który zajmował „ściśle” budynek klasztorny oraz
nowo wybudowany kościół. Odwołanie nie zostało uwzględnione i Prezydium
W RN w Bydgoszczy decyzją z dnia 19 X I 1962 r. orzeczenie I instancji zatwier­
dziło23. Nie próżnował również Wydział Finansowy PM RN w Toruniu, który
pilotował sprawę o przejęcie budynków będących własnością redem ptorystów
w zamian za zaległe podatki. Zakonnicy próbowali bronić swojej własności.
I tak 5 II 1963 r., powołując się na art. 182 przepisów o postępow aniu po­
datkowym, złożyli skargę do ministra finansów o uchylenie zaskarżonego na­
21 IPN Bydgoszcz, Sygn. By 069/1222 t. 11, k. 503.
22 Tamże, k. 491.
23 Tamże, k. 491.
Polityka władz wobec zakonu redemptorystów w Toruniu
55
kazu płatniczego jako sprzecznego z prawem. Skarga została odrzucona. Także
23 III 1963 r. wysłali do Sądu Powiatowego w Toruniu pismo procesowe
w sprawie rozstrzygnięcia, czy zajęta przez Skarb Państwa część nieruchom oś­
ci klasztoru da się fizycznie wydzielić z pozostałego kom pleksu24. Z uwagi na
to, że nie wszystkie decyzje administracyjne były prawomocne - sąd zawiesił
postępowanie. Z kolei na wniosek prokuratury wojewódzkiej i wydziału finan­
sowego W RN w Bydgoszczy Sąd Powiatowy w Toruniu podjął zawieszone
postępow anie w sprawie25.
W dniu 31 V I I I 1964 r. do sądu wpłynęło pismo procesowe redem ptorystów
zaskarżające zaległości jako niezgodne z rzeczywistym stanem rzeczy oraz
o bezprawnym przejęciu na własność państwa części klasztoru26. Ponowna
rozpraw a miała się odbyć się 5 XI 1964 r. przed Sądem Powiatowym w T oru­
niu, ale została odroczone z powodu uchybień formalnych, ponieważ nie został
powiadom iony w term inie prokurator wojewódzki. Służba Bezpieczeństwa
podejrzew ała pracowników sekretariatu wydziału niespornego sądu o „wy­
raźną sympatię w kierunku klasztoru” , którzy celowo opóźniali proces27.
Mimo nacisków Służby Bezpieczeństwa sprawa toczyła się w sądzie przez
wiele lat. W reszcie 26 VI 1971 r. Sąd Powiatowy w Toruniu W ydział Cywilny
po rozpoznaniu sprawy wniosku Wydziału Finansowego PM RN w Toruniu
o przejęcie części nieruchomości postanowił:
1) N ad ać w ykazow i zaległości n r SM - 676/62 i innych n a p o d staw ie k tó re g o z g ro m a­
d zen ie re d e m p to ry stó w w T o ru n iu je s t zo b o w iązan e d o z a p ła ty W ydziałow i F in an so w em u
P M R N w T o ru n iu kw oty 3.633.681.51 zł k lau zu lę w y konalności d o k w oty 3.281.361 zł.
2) P rzejąć n a w łasność sk a rb u p a ń stw a je d n ą p ią tą część n ieru ch o m o ści, p o ło żo n ej
w T o ru n iu przy ul. św. Jó z e fa 31 - 35. zap isan ej w k siędze w ieczystej w P ań stw o w y m
B iurze N o tarialn y m w T o ru n iu . B ielan y IV w y k az 1.90. stan o w iącej w łasn o ść z g ro m a d z e ­
nia re d e m p to ry stó w w T o ru n iu .
3) Z asąd zić od z a k o n u re d e m p to ry stó w n a rzecz W ydziału F in an so w eg o P M R N
w T o ru n iu zw ro t kosztó w p o stę p o w an ia w kw ocie 8.100 zł28.
7. P od su m ow an ie
Mimo że w wyniku pracy komisji wspólnej ustalono nowe zasady stosun­
ków państw o-K ościół, a stosowne zarządzenia usunęły wcześniej narzucone
24 Sąd Rejonowy w T oruniu Sygn. akt. I Ns 295/71
25 Sąd Rejonowy w Toruniu, [w:] Sąd Powiatowy w Toruniu Wydział Niesporny, Sygn.akt I,
Ns. I - 122/63.
26 IPN Bydgoszcz, Sygn. By 069/1222 t. 11. k. 645.
27 Wyciąg z doniesienia „TW ” ps. „Lew” z dn. 10 XI 1964r., [w:] IPN Bydgoszcz, Sygn. By
069/1222 t. 11, k. 655.
28 Sąd Rejonowy w T oruniu stwierdził, że niniejsze orzeczenie jest prawomocne. Sygn. akt
I Ns 295/71.
56
Ludwik Szuba
restrykcje, to w praktyce - zwłaszcza po wyborach do sejmu II kadencji (19571961), władze powróciły do starych, wypróbowanych metod walki z Kościołem.
Ograniczano swobodę wyznania, ingerowano w wewnętrzne życie Kościoła,
w dalszym ciągu odmawiano zgody na objęcie stanowisk kościelnych nowym
proboszczom, zaostrzono cenzurę, nie zezwalano na budowę kościołów. Z n a­
mienny był atak Gom ułki na III Zjeździe PZPR w marcu 1959 r., który nie
mógł się pogodzić z jakąkolwiek „reakcyjną” działalnością polityczną ze strony
Kościoła, i stwierdził: „duchowieństwo należało zmusić do w pełni lojalnej
postawy wobec władzy ludowej”29. Gomułce wtórował Józef Cyrankiewicz,
który zarzucał klerowi „zdradziecką działalność antypaństwową”. Antykościel­
na polityka władz nasilała się z dnia na dzień. W ładze uderzyły tam, gdzie
tworzyły się podstawy Kościoła - w seminaria duchowne i szkoły.
Partia starała się rozszerzyć nadzór państwowy nad seminariami duchow­
nymi, prowadziła akcję likwidacji szkół katolickich, zwłaszcza prowadzonych
przez zakony, zmierzała również do całkowitej likwidacji religii w szkołach
państwowych. O rzeczywistych działaniach KC P Z P R świadczą tajne doku­
menty zawierające wytyczne do egzekutyw partyjnych niższego szczebla. I tak
np. wiceminister spraw wewnętrznych A ntoni A lster na posiedzeniu komisji
KC PZ P R ds. kleru [26 VII 1961 r.] stwierdził m.in.
m ło d zież należy z a b ra ć nie ty lk o sp o d w pływ ów zak o n ó w , ale z a b ro n ić d ziałalności
w szystkim o rg an izacjo m k ato lick im [...]. N ależało z a b ra ć te 30 tys. m łodzieży, k tó re w y­
chow ują z ak o n y . Z a k o n y się ro zrastają, b o doty ch czas nic nie zro b io n o , aby ograniczyć ich
rozw ój. N ależy z a b ra ć im b u d y n k i i o d d a ć ludziom n a m ieszkania. T rz e b a o p rac o w a ć p la n
rozw iązan ia sp raw y zak o n ó w 30.
Tak więc w roku 1961 porozum ienia pomiędzy rządem a Episkopatem stały
się fikcją. Nikt nie miał złudzeń co do intencji władz, które nasiliły walkę
z Kościołem. Antykościelne działania partii, administracji państwowej i służby
bezpieczeństwa (zwłaszcza uniemożliwianie budowy kościołów), stały się źród­
łem napięć i w konsekwencji wybuchów społecznych w różnych miejscowoś­
ciach kraju. W likwidacji zajść, a w wielu wypadkach zaciętych walk ulicznych,
władza nie wahała się użyć milicji, ZO M O i wojska, które to za pom ocą gazów
łzawiących, pałek i strumieni wody rozpędzały tłumy wiernych. Tak było rów ­
nież w Toruniu, gdzie w wyniku represyjnych działań władz w stosunku do
zakonu redem ptorystów doszło do wystąpienia mieszkańców w obronie niższe­
go seminarium duchownego i klasztoru. Przez kilka godzin trwały utarczki
uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy z broniącą się kamieniami ludnością.
Na uwagę zasługuje fakt ogromnej mobilizacji sił i środków przymusu w spra­
wie, którą - przy odrobinie dobrej woli - można było rozwiązać bez przemocy.
29 „Nowe D rogi” 1959, nr 4, s. 62.
30 Tajne dokum enty Państwo-Kościół 1960-1980. Londyn 1996, s. 20.
57
Polityka władz wobec zakonu redemptorystów w Toruniu
Zastanaw iać może skala represji, a zwłaszcza żądanie przez SB i prokuraturę
wysokich wyroków w stosunku do „winnych zamieszek”, złagodzonych wpraw­
dzie przez Sąd W ojewódzki i częściowo przez Sąd Najwyższy.
Przedstawione fakty stały się przez długi czas zauważalnym wyrazem oporu
społeczeństwa wobec władzy. Zastosow anie m etod siłowych przez komunistów
wywarło skutki odw rotne od zamierzonych - cementowało wiernych wobec
Kościoła i kom prom itowało ekipę Gomułki.
A n ek sy
K o m e n d a W o jew ó d z k a
M ilicji O b y w atelsk iej
Ldz. C - 0190/61
B ydgoszcz dn. 28 V I I I 1961 r.
Ściśle ta jn e
D o naczeln ik a W ydz. „ B ”
w/m
Z a d a n ie p rz e p ro w a d z e n ia o bserw acji
W ydział III K W M O w B ydgoszczy zw raca się o w zięcie p o d o b serw ację Z g ro m a d z e ­
nia O O R e d e m p to ry stó w w T o ru n iu ul św. Jó ze fa 23 w T o ru n iu w zw iązku z likw idacją
sem in ariu m d u ch o w n eg o n a p rzeciąg 1 d n ia począw szy o d 30 V III 1961 r. o d . G o d z. 8.
O b ie k t zo stan ie p rzy jęty p o d o b serw ację przy p o m o cy M K M O T o ru ń . M ate ria ły z p rz e ­
pro w ad zo n ej obserw acji o d b ie ra ć b ę d zie m jr H . D o je rsk i31 w K M M O T o ru ń 32.
P o d p is n ieczytelny
D o K o m e n d a n ta
W o jew ó d zk ieg o M O SB
W B ydgoszczy
B ydgoszcz 2 X I 1961 r.
W n io sek o w y rażen ie zgody n a w y k o n y w an ie czynności zw iązanych z zajęciem k o re s­
p o n d en cji (p rzych o d zącej i w y ch o d zącej) n astęp u jący ch red e m p to ry stó w : p.o. re k to ra
E u g en iu sza [E d m u n d a ] M o czu lsk ieg o , p.o. p ro b o szcza p arafii o. H e n ry k a Szulca. R e k to ra
n ow icjatu o. Jó ze fa Ja ro sz a i o. F ry d e ry k a K o w alczyka
Z -ca N aczeln ik a W ydziału III
m jr H . D o jew sk i33
K ilk a słów p raw d y o to ru ń sk im incydencie
Po z e b ra n iu d o k ład n iejszy ch d a n y ch m o żem y p o in fo rm o w ać czytelników o incydencie,
ja k i p rzed p a ro m a d n iam i m iał m iejsce w T o ru n iu . O tó ż w sw oim czasie u zg o d n io n e zo stało
z w ładzam i za k o n u o o re d e m p to ry stó w p rzejęcie lo k ali p o byłym niższym sem in ariu m
duch o w n y m na in n e cele szk o ln e, m iędzy inn y m i n a p o m ieszczen ie d o m u a k a d e m ic k ie ­
31 W niektórych dokum entach mjr H. Dojerski przedstawiany jest jako mjr H. Dojewski lub
H. Dejewski. W każdym wypadku jest to ta sam a osoba.
32 IPN, By t. 11. Sygn. 069/1222, k. 106.
33 Tamże, k. 191.
58
Ludwik Szuba
go, p rzed tym n a leż ało oczyw iście d o k o n ać p o m iaró w p o m ieszczeń i zab ezpieczyć je ja k to
n o rm aln ie w k ażd ej p o d o b n e j sytuacji byw a. K iedy je d n a k doszło d o zm ierzen ia i z a b e z ­
pieczenia p o m ieszczeń p rzez w ładze lo k alo w e, część z a k o n n ik ó w zam iast działać p o d o b n ie
ja k w ładze m iejsk ie, tj. re sp e k to w ać zasady p raw o rzą d n o ści i e w e n tu aln ie sk o rzy stać
z p raw a o d w o łan ia, k tó re p rzysługuje n aw e t p o z a b ezp ieczen iu lokali, chciała u n iem o żli­
wić ich czynności. Z a c z ę ła zw oływ ać zam ieszk u jącą w sąsiedztw ie lu d n o ść w rezu ltacie
p o w stało zb iegow isko, a w śró d z eb ran y ch ro zp u szczan o kłam liw e p o g ło sk i m .in. o rz e k o ­
m ych z a m ia ra ch ro z e b ra n ia p o b lisk ieg o kościoła. Ż a d n e w ładze oczyw iście ta k ie g o z a m ia ­
ru nie m iały i n ie m ają. C h o ć m ają p re ten sje d o b u dow niczych kościoła, że posługiw ali się
m ateriała m i z n ieleg aln y ch źró d eł, o tej o statn iej sp raw ie z resztą in fo rm o w ały czytelników
w sw oim czasie. K iedy p ro b o szcz p arafii n a w ieczo rn y m k a z a n iu w yjaśnił, o co w istocie
chodziło, z d e z o rie n to w a n a kłam liw ym i i p o d b u rz a jąc y m i p o g ło sk am i lud n o ść, rozeszła się
sp o k o jn ie d o d o m ó w , n a m iejscu zo stała jed y n ie w iększa g ru p a chulig an ó w i tro c h ę szu­
m ow in, ja k zw ykle w p o d o b n y c h sy tuacjach, ż ą d n a w rażeń i n iep o k o ju . P o n iew aż z a c h o ­
w yw ali się p ro w o k a cy jn ie, ro zp ro szy ła ich m ilicja o b y w atelsk a. S pokój w ięc zap an o w a ł
szybko. W k ró tc e p o tym incydencie w ładze z a k o n u ośw iadczyły, że nie m a ją nic w sp ó ln e ­
go, z tym i k tó rz y p ro w o k o w a li zajścia, że p o stęp o w a n ie tych zak o n n ik ó w należy tłum aczyć
ich słabym zd y scy p lin o w an iem , że w reszcie w ładze za k o n u nie b ę d ą staw iały żad n y ch
p rzeszk ó d przy p rzejęciu lo k ali p o sem in ary jn y ch n a cele szkolne. O ko liczn i m ieszkańcy,
n aw et ci, k tó rzy b rali u d ział w zbiegow isku w ro zm o w ach z nim i stw ierd zają, że byli
z d ezo rien to w a n i p o g ło sk am i, o co w g runcie rzeczy chodzi, że p ociągali ich sąsiedzi i bicie
dzw onu, że gdyby znali sp raw ę, nie b ralib y udziału w zbiegow isku. T ru d n o je d n a k p rzejść
do p o rz ą d k u n a d tym , że w całym tym incydencie b rali udział ludzie, k tó ry c h „słab e
z dyscyplin o w an ie” szło w p a rz e z p ro w o k o w a n ie m zajść. Ś led ztw o w o b ec sp raw có w incy­
d e n tu je s t w to k u 34.
W yciąg z n o ta tk i służbow ej N r 76/61/5 ze sp o tk an ia z „T W ” ps. [ K am iński] w dn. 18 X 1961 r.
K ilka d n i p o p o ża rz e b a ra k u stu d en ck ieg o p rzyszła k o m isja zajm ow ać b u d y n k i klasz­
to rn e. L u d n o ść w ied ząc o zam iarze w ładz p iln o w ała b u d y n k ó w . U d e rz o n o w dzw ony, biły
o n e ta k p rzeraźliw ie, że dziś lu d n o ść je w uszach słyszy. P rzybiegł m ilicjant i w szedł p o
d rab in ie w yłączyć m ech an izm dzw onów . W tym czasie dzieci p rzew ró ciły m u d ra b in ę .
P o d staw io n o m u ją , k ied y p o n o w n ie sam w łączył m ech an izm dzw onów . P óźn iej zeb rały
się n a odg ło s dzw on ó w tłu m y w iernych. P rzy jech ała m ilicja, setk i ludzi. M im o n aw o ły w ań
lud nie ustąpił. C z e k a n o d o w ieczora. K iedy lu d n o ść n ie ro zeszła się, m ilicja zaata k o w a ła.
B ito p ałk a m i dzieci i k o b iety . W iern i nie ustępow ali. Z a c z ęła się w alka w ręcz. Je st d u żo
po b ity ch i ra n n y ch ...35.
W yciąg z d o n ie sie n ia ze sp o tk a n ia z „ T W ” [ps. S iedem ] z d n ia 27 X 1961 r.
Są tylk o p e w n e uw agi i głosy, że realizu jąc się zajęcia tych lo k ali m iejscow e w ładze
m oże nie p o stą p iły w łaściw ie i tak to w n ie, co d o p ro w a d z iło d o z ab u rzeń . W teg o ro d zaju
sp raw ach n ależ y z d an ie m w y pow iadających się zach o w ać p ew ien u m ia r i d y p lo m ację,
a sp raw a n a p e w n o b y łab y b ez szum u z ała tw io n a p ozytyw nie, gdyż k sięża nie m ieliby
34 A P Bydgoszcz, KW PZ PR Bydgoszcz Sekretariat KW, Meldunki i informacje przesyłane
do KC P Z P R 1961, sygn. 5 W I/7 9 . k. 24.
35 IPN Bydgoszcz, Komisja Ścigania Z brodni Przeciwko Narodowi Polskiemu. D elegatura
w Bydgoszczy, teczka: By 069/1222 t. 11. k. 189.
Polityka władz wobec zakonu redemptorystów w Toruniu
59
a rg u m en tó w d o staw ian ia o p o ru , a jeśli by tak i zaistn iał to m o ra ln e g o w sp arcia k le r by nie
m iał. Z tych w ypow iedzi w ynika, że in telig en cja w ini za te n in cy d en t m iejscow ą w ładzę.
W yciąg z d o n iesie n ia n r 47/61 z dn. 12 X 1961 r. ze sp o tk a n ia z „T W " [ps. W ad im ]36
W y d arzen ia, k tó re m iały m iejsce w T o ru n iu przy k laszto rz e re d e m p to ry stó w odb iły się
dość głośnym ech e m w śród spo łeczeń stw a. W ięcej d y sk u tu ją o so b y starsze niż studenci.
W iększość uw aża, że k la sz to re k (część w o ln a) jeż e li je s t zam ieszk ała p o w in n a być o d d a n a
ze w zględu n a zaistn iałe tru d n o śc i m ieszk an io w e w śró d stu d en tó w . N a te n te m a t i p o d o b n e
ro z m aw iałem w czoraj ze stu d e n ta m i [Szym czakiem i S pućkiem ], W /w tw ierdzili, ze jeże li
byłyby lepsze w aru n k i niż o b e c n e w D S z ch ęcią by tam zam ieszkali. Je d y n ie D o ro ż y ń sk i
i G o łu ń sk i zastan aw iali się, a raczej m ów ili, iż p o tak iej ro zró b ie nie poszli b y ta m m ieszkać.
W /w stu d e n c i ja k i o so b y starsze tw ierd zą, że sam m o m e n t z ajm o w a n ia i m e to d y p rzem ocy
nie były najlep szy m w yjściem z sytuacji. I z tej racji duży cięż ar za zaistn iałe w y p ad k i
p o n o sz ą w ładze p a rty jn e , m iejsk ie o ra z zb y t o stra in terw en cja milicji. S am n ie b y łem n a
te re n ie w czasie w yp ad k ó w . S tą d bliżej tru d n o m i op isać p rz eb ieg zajść o ra z w ym ienić
uczestników . M ów i się p o w szech n ie, że w chw ili n ad ejścia w ładz (o d b y w a ła się religia
ok. godz. 14 - 15) k a te c h e c i - ojcow ie n a ro b ili szum u, a ro zp u szczo n e p rz e z nich dzieci
p o d n io sły w d o m ac h w rzask, co z k o le i sp o w o d o w ało p a n ik ę w śró d m a te k - d ew o tek . T e
z k o lei ch ó rem rzuciły się n a „ p o m o c ” k lasztorow i. M ów i się, że je d e n z p raco w n ik ó w K M
P Z P R został solidnie p o tu rb o w a n y , a kilk u z o b u stro n zo stało p o ran io n y ch . N a m iejsce d o
T o ru n ia przybyły o d d ziały M ilicji o ra z tow . M iśkiew icz i A le k sa n d e r S chm idt. K ażdy
z n iecierpliw ością o czek u je ro zw iązan ia zaistn iałeg o k o n flik tu 37.
W yciąg z n o ta tk i służbow ej n r 76/61/5 ze sp o tk a n ia z „ T W ” K am iń sk i w dn. 18 X 1961 r.
W d n iu 11 X 1961 r. w p ara fii F a ra w P o z n a n iu odbyw ały się uro czy sto ści k o ro n acji
o b ra z u M atk i B oskiej. B yło ta m o k o ło 300 księży, w śró d nich ok. 20 b isk u p ó w . W o b ec teg o ,
że d ziało się to k ró tk o p o zajściach to ru ń sk ich w ielu księży p y ta ło re d e m p to ry stó w co się
stało w T o ru n iu . J e d e n z nich (n azw isk a nie u sta lo n o ) o p o w iad ał, iż sp o łeczeń stw o i z a ­
k o n n icy z T o ru n ia dzieln ie staw iali o p ó r w ładzy i b ro n ili z a b ra n ie k lasz to ru . Z a k o n n ik
in fo rm o w ał m .in. „S w ego czasu z a b ra n o re d e m p to ry sto m skrzy d ło b u d y n k u k la s z to rn e ­
go. W ład ze p lan o w ały z a b ra ć dalsze p o m ieszczen ia. Ja k o p re te k s t d o te g o m ia ł być p o ż a r
b a ra k u stu d en ck ieg o . B a ra k się spalił, choć m o żn a go było urato w ać. N ik t go je d n a k nie
gasił i n a p ew n o m iał się spalić. K ilk a d n i p o p o żarze przyszła k o m isja zajm o w a ć b u d y n k i
k laszto rn e . L u d n o ść w iedząc o zam iarze w ładz p iln o w ała b u d y n k ó w . U d e rz o n o w dzw ony,
biły ta k p rzeraźliw ie, że d o dziś lu d n o ść jeszcze je słyszy. P rzybiegł m ilicjan t i w szedł p o
d ra b in ie w yłączyć m ec h a n iz m dzw onów . W ty m czasie dzieci w yw róciły m u d ra b in ę . P o ­
staw io n o m u ją d o p ie ro , k ied y sam p o n o w n ie w łączył m ech a n izm dzw onów . P óźniej ze ­
b rały się na odgło s dzw onów tłu m y w iernych. P rzy jech ała milicja - setk i ludzi. M im o
n aw o ły w ań lu d nie ustąpił. C ze k a n o d o w ieczora. K ied y lu d n o ść n ie ro zeszła się, m ilicja
z a a tak o w ała. B ito p ałk a m i dzieci i k o b iety . W iern i n ie u stąpili, zaczęła się w alk a w ręcz. Je st
d u żo p o b ity ch i ra n n y c h ” . - S łuchało go w ielu księży. T ajn y w sp ó łp raco w n ik n ie w idział
je d n a k nik o g o zn ajo m eg o 38.
36 IPN Bydgoszcz Sygn. By 069/1222 t. 11. k. 186.
37 A P Bydgoszcz, KW P Z P R Bydgoszcz Sekretariat KW, M eldunki i informacje na terenie
województwa przesyłane do KC P Z P R 1961, sygn. 51/VI/79. k. 186.
38 IPN Bydgoszcz, Sygn. By 069/1222 t. 11, k. 188.
60
Ludwik Szuba
W yciąg z d o n iesien ia „ T W ” [ps. G aw ro ń sk i] n r 77/61/22 z dn. 19 X 1961 r.
N a te n te m a t ro zm aw iałem kilka dni później z re d a k to re m IK P d r P iechackim . M ów ił
mi, że w ładze p a rty jn e przy zn ają się d o p o p ełn ie n ia b łę d u p rzez to, że użyli m eto d ę
zaskoczen ia i trz e b a było p o d ejść d o re d e m p to ry stó w z rzeczow ą a rg u m e n ta cją i p rzy g o ­
tow ać ich d o tej k o n ieczn o ści - b o , że to b y ło k o n iecz n e nie ulega w ątpliw ości. U n ik n ę ło by
się tych gorszących zajść39.
Do
Z -cy N aczeln ik a W ydz. III K W M O w B ydgoszczy m jr H . D ejew sk ieg o
N aczeln ik a W ydziału I K W M O w B ydgoszczy m jr K. Szlifierza
K iero w n ik a Sekcji I W ydziału „ T ” K W M O k p t. Fr. E lim in o w sk ieg o
U zasad n ien ie: w w yniku ro zp raw y głów nej S ąd ustalił n a stę p u jąc e fakty:
D ecyzją K u ra to riu m B ydgo sk ieg o O k rę g u S zk o ln eg o za tw ie rd zo n ą n a stę p n ie p rzez
M inisterstw o O św iaty zo stało w 1961 r. z am k n ię te N iższe S em in ariu m D u c h o w n e o o
R e d e m p to ry stó w w T o ru n iu , n ato m ia st zajm o w a n e p rzez n ie d otychczas pom ieszczenie
P rezydiu m M R N w T o ru n iu p rzydzieliło K u ra to riu m n a cele ośw iatow e. P o n ie w a ż p rz e ­
łożeni za k o n u o o re d e m p to ry stó w zgłaszali p o p rz e d n io d la celów p o d atk o w y ch , iż niższe
sem in ariu m zajm u je łącznie lo k ale o p o w ierzch n i 1284 m 2, p rz e to z tak im sam y m ja k w tym
zgłoszeniu w yszczególnieniem p o m ieszczeń w y d an o decyzję W yd ziału S p raw L o k alo w y ch
P rezy d iu m M R N w T o ru n iu z dn. 4 X 1961 r. D ecy zja ta nie b y ła jeszcze p ra w o m o c n a i oo
re d e m p to ry sto m przysługiw ało p raw o o d w o łan ia się o d niej, je d n a k ż e w o p a rc iu o p rzep isy
p ra w a lo k alo w eg o P rezy d iu m M R N p o stan o w iło d o k o n a ć w y m ierzen ia i zab ezp ie cz e n ia
pom ieszczeń, o b ję ty c h w/w decyzją zw łaszcza, że z uw agi n a d o d a tk o w e zam e ld o w a n ie się
w o k resie 8 IX 1961 r. d o 25 IX 1961 r., aż 17 k lery k ó w - m ogła zachodzić o b aw a zajęcia
p o m ieszczeń p o sem in ary jn y ch n a cele k laszto rn e .
W o b e c teg o , że w dn. 5 X 1961 r. u d ała się d o k la sz to ru trzy o so b o w a kom isja p o d
p rzew o d n ictw em k ie ro w n ik a w ydziału ds. lo k alo w y ch św iad k a S ied leck ieg o celem o b e j­
rzenia, w y m ierzen ia i za b ezp ieczen ia p o m ieszczeń p o sem in ary jn y ch . P rzeło żo n y re d e m p ­
to ry stó w św iad ek M oczulski o d m ó w ił je d n a k w puszczenia tej kom isji n a te re n niższego
sem in ariu m tw ierd ząc, że je s t to część k laszto ru , sta n o w iąceg o w łasność o o re d e m p to ry s­
tów i w ładze p ań stw o w e nie m a ją p ra w a in g ero w ać w te spraw y. W zw iązku z tym n a s tę p ­
n eg o d n ia 6 X 1961 r. w ładze m iejskie w y delegow ały liczniejszą, b o 8 o so b o w ą d eleg a cję,
dla asysty k tó re j w ezw ano 4 fu n k cjo n ariu szy M O i g ru p a ta w raz z p ro k u ra to re m p o w ia ­
tow ym u d a ła się d o k laszto ru , w zyw ając fu rtia n a d o w puszczenia ich d o w n ętrza. F u rtia n
k laszto rn y w yszedł p rzed drzw i, z atrzasn ął je za so b ą i tw ierdził, że nie m o że w puścić
kom isji, b o nie m a kluczy. P o dłuższym o czek iw an iu i p o w o ły w an iu się p rz e z fu rtia n a , że
przeło żo n y ch nie m a itp. W reszcie d o p o k o ju przyjęć p rzybyli trzej p rz e ło ż en i k la sz to ru tj.
Św iadek M oczulski, Ja ro sz i Szulc. P ro k u ra to r P o w iatow y p o p rz ed staw ie n iu się w yjaśnił
cel w izyty kom isji, n ad m ien iając, że czynności jej są zu p ełn ie zgodne z obow iązu jący m
praw em . W zyw ając p rzy tym d o n ie u tru d n ia n ia kom isji jej p racy p o czym odszedł. P o
je g o od ejściu p o w stał s p ó r o to czy d o w n ę trz a m a w ejść ty lk o 3 - 4 czło n k ó w kom isji,
czy też k o m isja w raz z asystą m ilicyjną w całym składzie. W efek cie - w o b ec stanow czej
postaw y K iero w n ik a W yd ziału S praw L okalo w y ch P rezy d iu m M R N św iad k a S telm aszyka.
39
A P Bydgoszcz, KW PZPR Bydgoszcz Sekretariat KW, Meldunki i informacje na terenie
województwa przesyłane do KC P Z P R 1961. Sygn. 51/YI/79. k. 190.
Polityka władz wobec zakonu redemptorystów w Toruniu
61
w puszczono całą kom isję, k tó ra p rzy stąp iła d o w y k o n an ia sw ych czynności. P o leg ały o n e
n a tym , że w sk azan e przez p rzeło żo n y ch z a k o n u p o m ieszczen ia p o niższym sem in ariu m
w y m ierzo n o i o p isan o , a n a drzw iach tych p o m ieszczeń p rzy k lejan o n a k le jk i z a b e zp iecza­
jące. B yły o n e n a k le ja n e na śro d k u drzw i i um ożliw iały k o rzy stan ie z tych p o m ieszczeń do
czasu u p raw o m o cn ien ia się decyzji.
N a sk u te k d łu g o trw ałe g o b icia dzw onów i k rążący ch ju ż w śró d m ieszk ańcó w w p o b liżu
ludności różnych p lo te k o rzek o m y m z ab ie ra n iu k la sz to ru czy kościoła, d o czego przyczy­
niły się głów nie dzieci, w ok ó ł k lasz to ru zaczęły się g ro m ad zić się co raz w iększe g ru p y w ro g o
u sp o so b io n y ch d o u rzęd n ik ó w ludzi. W zw iązku z tym w iększość czło n k ó w kom isji o ra z
asysta m ilicyjna w ycofali się z te re n u k la sz to rn e g o w ew n ątrz, zaś p o zo stali je d y n ie trzej
członkow ie kom isji św iad ek Siedlew ski, M o d rzy ń sk i i W n u k o ra z przy słan y d o pom o cy
K ow alkow ski.. P o d w pływ em k u rsu jący ch w śró d tłu m u niep raw d ziw y ch p lo te k p rz e d s ta ­
w iających rzeczyw iste czynności w ładze w fałszyw ym św ietle, p o w stała w śró d w ielu u czest­
n ik ó w teg o ż zbiegow iska, (czy to że ru jąc e n a u czuciach religijnych, czy p rz e d e w szystkim
w ynikająca z p o b u d e k ch u lig ań sk ich ) p sychoza o b u rz e n ia i nienaw iści w sto su n k u do
w szystkich o só b zachow ujący ch się b ie rn ie , a p o d ejrz an y c h p rzez tych ak ty w n y ch u czest­
ników zbiegow iska iż m o g ą być o n e o so b am i u rzędow ym i, działaczam i społeczn y m i czy
politycznym itp .40
W o b ec zaś teg o , że isto tn ie w ład za m iejsk a i in stan cje p a rty jn e w idząc, iż w y tw arza się
p o w ażn e zbiegow isko w o k ó ł k laszto ru , p o d w pływ em fałszyw ych p lo tek , w ydelegow ały
działaczy społecznych dla ew e n tu a ln e g o w yjaśnienia i p rz e k o n a n ia ludzi o rzeczyw istych
czynnościach w ładz, p rz e to w łaśnie przeciw nim głów nie o ra z p rzeciw k o kilk u ro z p o z n a ­
nym p rzez tłu m fu n k cjo n ariu szo m M O p o cyw ilnem u sk iero w ały sw e ag resy w n e w y stąp ie­
nia, ow e n ajb ard ziej aktyw n e w zb iegow isku jed n o stk i, przy p ełn y m p o p a rc iu tłum u. W y ­
stąp ien ia te p rzejaw iały się najczęściej w lżeniu [o b u rzen iu m ieszkańców ], biciu, czy k o p a ­
n iu tych osó b , o b rzu can iu ich k am ien ia m i czy piask iem , g o n ien iu i w ygrażaniu. B a rd zo
często w stęp em do późniejszeg o z a a ta k o w a n ia d an ej o soby p rz e z tłu m b y ło u p rz ed n ie
zw rócenie uw agi tłu m u n a d a n ą o so b ę p rz ez n azw an ie jej szpiclem , ta jn ia k ie m czy k o m u ­
nistą o ra z o p u szczenie przez n ią zbieg o w isk a, p o czym tłu m z aa ta k o w a ł d a n ą o so b ę. G d y
chodzi jeszcze o zach o w an ie się zbiegow iska, tra k to w a n e g o o g ó ln ie ja k o p e w n ą całość, to
p rzejaw iało się o n o n a d to n a w zn o szen iu o k rzyków , zatrzy m y w an iu sa m o ch o d ó w i legity­
m o w an iu ich kierow ców , o ra z p rzeszu k iw an iu czy nie ja d ą w nich fu n k cjo n ariu sze M O ,
a w reszcie najściu n a p ry w a tn e m ieszk an ie św iad k a H erm an o w icza, w k tó ry m w ybito
k am ien iam i w szystkie w szyby41.
W efek cie działania zbieg o w isk a k ilk an aście o só b zo stało p o b ity ch , p rzy czym n ie k tó re
z nich od niosły ciężkie o b ra ż e n ia ciała:.
D ziałacze społeczni: L igocki, P arad o w sk i, D e p czy ń sk i - (d y re k to r M Z B M ), O rsztynow icz
- se k re ta rz P M R N
K om isja: R u tz, S tanisław K ow alski, Jach o w sk i, K am iński,
P o tu rb o w an i: W ierzbicki, Ira, N ow ajski, G ab ry szew sk i, H e rm an o w icz Z ygfryd, B ru n o n
Jan k o w sk i, B a n aszak , K o lan k o w sk i
W reszcie ok. 21-szej, gdy p rzybył zm o to ry zo w an y o d w ó d m ilicji o b y w atelsk iej [Z O M O ] na m iejsce zajść i w ezw ał tłum d o ro zejścia się, a w o d p o w ied zi n a to zaczęto z tłu m u
ob rzu cać funkcjonariuszy k am ien iam i, krzyczeć i gw izdać42.
40 IPN Bydgoszcz, Sygn. By 069/1222 t. 11, k. 469.
41 Tamże, k. 469.
62
Ludwik Szuba
W yk az czło n k ó w kom isji p o w o łan ej przez P rzew o d n icząceg o P rezy d iu m M iejskiej
R a d y N a ro d o w e j w T o ru n iu w dn. 5 X 1961 r d la p rz e p ro w a d z e n ia zajęcia p o m ieszczeń
p o byłym niższym se m in a riu m d u ch o w ny m 43.
Lp.
Nazwisko i imię
Funkcja
1.
Siedlewski Jerzy
- Kierownik wydziału spraw lokalowych MRN
2.
Modrzyński
- R eferent wydziału spraw lokalowych M RN
3.
inż. Rutecki
- Pracownik wydziału architektury M RN
4.
W nuk Andrzej
- Kierownik referatu planowania MRN
5.
Kolowca Franciszek
- St. instruktor wydziału zatrudnienia M RN
6.
Stelmaszyk Stanisław
- Kierownik Spraw W ewnętrznych MRN
7.
Wiśniewski Zbigniew
- Inspektor komisji miejskiej T O PL
8.
R utz Tadeusz
- Kierownik referatu nadzoru budowlanego M RN
9.
Kowalski Wacław
- Kierowca mechanik KM Straży Pożarnej
10.
Surowski
- Prokurator
11.
por. M atejko Lucjan
- Funkcjonariusz KM MO
12.
Kazaniecki Czesław
- Funkcjonariusz. KM MO
13.
Jachowski H ieronim
- Funkcjonariusz KM MO
42 IPN Bydgoszcz, Sygn. By 069/1222 1 .11, k. 472.
43 Tamże, k. 141.
Czasy Nowożytne, tom XVII/2004
Periodyk p ośw ięcony dziejom polskim i pow szechnym od X V do X X w ieku
W o jc ie c h S ła w iń sk i
(Lublin - Toruń)
Zapiski na marginesie A k t synodów różnowierczych,
t. 4
W roku 1997 ukazał się kolejny, czwarty tom A k t synodów różnowierczych
w Polsce\ W spółpracownicy nieżyjącej już wówczas Marii Sipayłło doprow a­
dzili do wydania przygotowanego przez nią tomu zawierającego akta synodów
wielkopolskich z lat 1569-1632. Redakcję naukową nad wydawnictwem spra­
wowała współpracująca ze Zm arłą od lat Halina Juszczakowa a w opracowanie
tekstów czeskich i niemieckich zaangażowali się M arta Bećkova i Tadeusz
Naumowicz. Dzięki długo oczekiwanemu wydawnictwu (tom 3 A k t obejm ują­
cy synodalia małopolskie z lat 1571-1632 ukazał się w roku 1983, a tom 1
rozpoczynający serię w roku 1966!) historycy polskiej reformacji dostali do
ręki cenny m ateriał, który znakomicie ułatwi im pracę nad badaniam i dziejów
polskiego protestantyzm u XVI i pierwszej połowy XV II wieku.
Recenzje wszystkich czterech tomów opublikowała już w swoim czasie
niestety już nieżyjąca H. Kowalska2, omawiając w nich zarówno zawartość
poszczególnych tomów, jak też prostując dostrzeżone przez siebie usterki
(których w tym obszernym dziele nie sposób chyba uniknąć). Próbując po­
dążyć śladem krakowskiej uczonej, pozwoliliśmy sobie na przygotowanie paru
uwag, które nasunęły się w trakcie prac z dziełem M. Sipayłło i własnych
badań.
1.
Zgodnie z przyjętym przez M. Sipayłło założeniem we wszystkich czte­
rech tomach wydawnictwa zostały pom inięte zupełnie „akta zboru augsbur­
skiego”. Uzasadnienie było w zasadzie dwojakie: synodalia z terenów W ielko­
polski i Pom orza miały być „już zasadniczo opracow ane i wydane przez
G. Sm enda3, wyznanie to szybko straciło rząd dusz w Rzeczypospolitej, jego
1 A kta synodów różnowierczych w Polsce, wyd. M. Sipayłło, t. 4: W ielkopolska 1569-1632,
W arszawa 1997 (cyt. dalej: A S R , t. 4)
2 „O drodzenie i Reform acja w Polsce” 13 (1968), s. 219-223; tamże, 19 (1974), s. 207-211;
tamże, 29 (1984), s. 221-226 i ostatnia recenzja tamże, 38 (1999), s. 264-268.
3 Chodzi o Die Synoden der Kirche Augsburgischer Konfession in Grosspolem im 16., 17. und
18. Jahrhundert, wyd. G. Smend, Poznań 1930 (cyt. dalej: G. Smend, Die Synoden).
66
Wojciech Sławiński
członkami byli głównie mieszczanie, co znacznie ograniczyło i tak skrom ne
wpływy luteranów w Polsce”4.
Zostawiając na boku dyskusyjną tezę o małym wpływie na życie polityczne
i kulturalne wyznawców Konfesji Augsburskiej (wystarczyć wspomnieć ród
Górków, najpotężniejszy chyba w W ielkopolsce), tu poświęćmy chwilę uwagi
wspomnianej pracy G. Smenda. W brew stwierdzeniu M. Sipayłło wydawnictwo
to jest bardzo ubogie w XVI-wieczne synodalia luterańskie. Prawda, zawiera
protokoły synodów z lat 1565 (Gostyń), 1566 (Poznań) oraz list z synodu
poznańskiego, reszta to jednak protokoły wspólnych synodów lutersko-braterskich (niektóre niekom plente), co zresztą odnotowuje sama M. Sipayłło5
i przedruki akt synodów generalnych ewangelików polskich z oficjalnych pro­
testanckich wydawnictw, które A utorka w odpowiednich tomach swej pracy
umieściła, opatrując je w przeciwieństwie do superintendenta Kościoła ewangelicko-unijnego bogatym aparatem naukowym. Tak jak wcześniejsze - skąd­
inąd bardzo cenne! - prace wydawnicze T. W otschkego, publikacje G. Sm enda
są pod tym względem bardzo ubogie. Na dodatek Smend, jak się zdaje, wcale
nie porównywał ze sobą różnych wersji przedrukowywanych przez siebie do­
kum entów, a jeśli to czynił, to żadnych oboczności tekstu nie zaznaczał, nawet
o tym nie wspominał. Nam samym są znane trzy wersje dodatku do protokołu
obrad synodu w Gostyniu. Jedną podaje B. M orgenstern, drugą z małymi
zmianami umieszcza za nim K. H artknoch i trzecią G. Smend, choć on właśnie
jako źródło podaje pracę B. M orgensterna6. Czy równie wiernie obchodził się
z innymi m ateriałam i? Dzięki swej erudycji i olbrzymiej wiedzy M. Sipayłło
ustaliłaby to bez większego trudu. Jej uwagi rozsiane w przypisach wszystkich
tomów A k t prostują wiele ustalonych na przykład przez T. W otschkego „fak­
tów ”. Krytyczne wydanie protokółów tylko trzech wymienionych synodów
byłoby tym zasadniejsze, że na nich to ustalono ostateczną formę organizacyj­
ną zboru luterańskiego w W ielkopolsce i nadano mu wyraźnie wyznaniowe
oblicze (oparto się na Confessio Augustana Invariata). Szkoda, że nie wyko­
rzystano nadarzającej się okazji.
2.
W spomniawszy już Konfesję Augsburską, trzeba sprostować błęd
uwagę dotyczącą synodu generalnego Jednoty braci czeskich w Przerowie
z 14 II 1572 r. Na nim to bracia czescy rozpatrywali uderzającą w Ugodę
Sandom ierską propozycję luteranów wielkopolskich podjęcia rokowań nad
wspólnym wyznaniem wiary. Wydawcy A k t synodów przypuszczają, że wymie­
4 A kta synodów różnowierczych w Polsce, wyd. M. Sipayłło, t. 1 :1550-1559, W arszawa 1966
(cyt. dalej: A S R , t. 1), s. XIV.
5 A S R , t. 4, s. 73.
6 B. M rogenstern, Tractatus de ecclesia dom ini nostri Iesu Christi vera et catholica, Frankfurt
1598, s. 75-76; K. H artknoch, Preussiche Kirchen Historia, Frankfurt-Lipsk 1686, s. 898; Smend,
Die Synoden, s. 53.
Zapiski na marginesie A k t syn odów różnowierczych
67
niony w dokum encie „corpus doctrinae pruske” to Confessio Augnstanae fidei
w tłumaczeniu M arcina Kwiatkowskiego7. Jest to jednak założenie całkowicie
błędne z paru powodów. Po pierwsze, z dwóch wydanych w tym roku Konfesji
Augsburskich, tylko ta w tłumaczeniu Jana Radom skiego ukazała się „na­
kładem I. M. Xiążęcia Pruskiego”8, druk zaś Konfesji w tłumaczeniu M arcina
Kwiatkowskiego został dwukrotnie wstrzymany wskutek interwencji U niw er­
sytetu Królewieckiego z powodu dużych odstępstw od oryginału. Zresztą
term in „corpus doctrine pruske” nie pozostawia wątpliwości, że może chodzić
tylko o polskie tłumaczenie Repetitio Corporis doctrinae Ecclesiasticae, wyda­
nej w Królewcu w roku 1567, a przetłumaczonej (i wydrukowanej) m.in. przez
wspom nianego J. Radom skiego9. Jest to o tyle ważne, że wskazanie tłum acze­
nia M. Kwiatkowskiego oznaczałoby spory doktrynalny przew rót u wielkopol­
skich luteranów. Trudno jednak sobie wyobrazić, by oni, po uchwałach synodu
gostyńskiego, zaproponowali jako podstawę do dyskusji druk, w którym arty­
kuł o wieczerzy Pańskiej jest wiernym tłumaczeniem z Confessio Augustana
Variata z roku 154010. Powielanie błędu wydawców A k t synodów może do­
prowadzić do wniosku, że w W ielkopolskim Zborze luterańskim dokonał się
mały filipistyczny przewrót! Tymczasem właśnie od synodu w Gostyniu cały
zbór twardo stał na gruncie nie zmienionej Konfesji Augsburskiej. Również
supcrintendent tego Kościoła Erazm Gliczner filipistą (wbrew opinii H. Barycza) nie był11.
3.
Szkoda także, że M. Sipayłło nie zdecydowała się na umieszczenie w tak
zwanych Dodatkach dwóch dokum entów pochodzących z archiwum parafii
ewangelickiej św. Krzyża w Poznaniu1", dotyczących odkupienia od rodziny
Czarnkowskich pałacu Górków przy ul. W odnej. Po trzydziestu latach odpra­
wiania w nim nabożeństw luteranie musieli go opuścić na życzenie katolickich
spadkobierców starosty generalnego Wielkopolski. Mogli go co praw da odku­
pić za sumę 20 tysięcy złotych, ale przekraczało to ich możliwości finansowe.
Potrzebni byli również wpływowi szlacheccy patroni, gdyż budynek, jako włas­
ność G órków a potem Czarnkowskich, do tej pory wyłączony spod miejskiej
jurysdykcji, po przejściu na własność gminy wyznaniowej zacząłby miastu pod­
7 ASR, t. 4, s. 10.
8 J. L ehm ann, Konfesja Sandomierska na ile innych konfesji w Polsce X V I w., W arszawa 1937,
(cyt. dalej: J. L ehm ann, Konfesja), s. 41.
9 T. W ojak, Ustawy kościelne w Prusach Książęcych w X V I wieku, W arszawa 1993, s. 144.
Zob. również, Bibliografia polskich druków ewangelickich ziem zachodnich i północnych 15301939, wyd. W. Chojnacki, W arszawa 1966, poz. 1 0 5 4 ,1054a.
10 J. L ehm ann, Konfesja, s. 48. Zob. również tamże, s. 247; 250-251.
11 H. Barycz, Gliczner Erazm , w: Polski słownik biograficzny, t. 8, s. 51. Zob. W. Sławiński,
E razm Gliczner wobec Z gody Sandomierskiej. P rzyczynek do biografii, „Czasy N owożytne”, 1 .15
(2003), s. 29, 35.
12 Archiwum Państwowe w Poznaniu, zespół 1268, nr 49, dok. 2 i 3.
68
Wojciech Sławiński
legać. W sparcia więc poznańskim luteranom udzielili obok współwyznawców
także bracia czescy. 2 I 1595 r. jako świadkowie stawili się m.in. wojewoda
brzeski Andrzej Leszczyński (wyłożył część potrzebnej kwoty), Jan Rozrażewski (kasztelan poznański), Jan Gajewski (sędzia ziemski poznański). W ydanie
drukiem tych dokum entów byłoby bardzo pożądane13.
4. Nie odnotowane zostały również przez A kta dwa bratersko czeskie syno­
dy. Mamy co prawda o nich skąpe wiadomości, jednak zgodnie z przyjętą zasadą
w Aktach wymienia się wszystkie synody, nawet jeśli informacja o nich miałaby
ograniczyć się tylko do podania daty rocznej! Osoby przygotowujące tom 4 do
druku przeoczyły informacje podane przez L. Jarm ińskiego14. Odbyły się one
w drugiej połowie 1593 r. w Poznaniu i Kaliszu. Zwołano je w związku z plano­
wanym na rok następny generalnym synodem ewangelickim w Radomiu (osta­
tecznie nie doszedł on do skutku). Dokładna data synodu poznańskiego nie jest
znana, z kaliskiego zgromadzenia 14 XII 1593 r. wystosowano zaproszenie na
synod do Radom ia, które posłano do Gdańska, Elbląga i Torunia. Podpisali je
nie tylko bracia czescy Andrzej Leszczyński i Jan Rozrażewski, ale także lute­
ranin Jan Zborowski. Do A k t należy więc wprowadzić małą korektę i dopisać
między poz. 30 (synod w Szamotułach 24 IX 1592 r.) a poz. 31 (synod w Przerowie 14 VII 1594 r.), dwa dodatkowe punkty: 30 a - synod w Poznaniu - 2 poł.
1593 r. i 30 b. synod w Kaliszu 14 XII 1593 (wspólny? z luteranami). Leszek
Jarmiński o tych zjazdach informacje znalazł w Archiwum Gdańskim 15. Jest to
ważna sugestia dla wszystkich badaczy, że właśnie tam należy pilnie poszukiwać
nowych, nieznanych źródeł do dziejów różnowierców w Rzeczypospolitej. Niżej
podpisanemu udało się tam odnaleźć komplet dokumentów synodu generalnego
toruńskiego z 1595 r. sporządzonych dla Gdańska przez D. Mikołajewskiego,
w tym oryginalną kopię protokołu, odpisy korespondencji do i od synodu,
„Kanony” synodu, listy - bieżące relacje burmistrza Gdańska B randesa16.
5. Poważne zastrzeżenia budzi sposób wydania części „Zasad zgody
w głównych artykułach wiary”, w Aktach synodów na stronach 348-352, orygi­
nalnie Rkps. Racz. 46, k.16 v - 20. W e fragmencie De Persona Christi (art. 4)
13 Sprawę najdokładniej opisał J. H auptm ann, Z przeszłości polskiego zboru ewangelicko-augsburskiego w P oznaniu, Poznań 1924, s. 39-40. Zob. również Bidlo, Jednola Bratrskd v prvnim
vyhnanstv, t. 4, Praga 1932, s. 130; L. Jarmiński, Bez użycia siły. Działalność polityczna protestan­
tów w Rzeczypospolitej u schyłku X V I wieku, W arszawa 1992 (cyt. dalej: L. Jarmiński, B ez użycia
siły), s. 106; W. Sławiński, Toruński synod generalny 1595 ro ku , Warszawa 2002, s. 106-107.
14 L. Jarmiński, Bez użycia siły, s. 58.
15 Archiwum Państwowe w Gdańsku, 300, 29/55 „Recesy stanów Prus K rólew skich", podaję
sygnatury za L. Jarmiński. Bez użycia siły, s. 58-59 z przypisami. Nakład tej interesującej książki
jest już wyczerpany a fatalna jakość klejenia sprawia, że wiele bibliotecznych egzemplarzy jest
zaczytanych do szczętu.
16 A rchiwum Państwowe w G dańsku, 300, 53/435, „Acta Synodalia”.
Zapiski na marginesie A k t syn odów różnow ierczych
69
tekstu S. T. Turnowskiego, wprowadzili poprawki, które budzić musza poważ­
ne zastrzeżenia.
W oryginale - rękopisie - tekst wygląda tak:
4. P er harte p erso n a lem a n io n e m et earn seq u en tem exaltationem ac in ccielos ascensionem , C hristum se cu n d u m carnem a d d exteram D ei collocatum , accepisse o m n e m potestatem
in caelo et in terra, particip em etiam divinae m aiestatis, gloriae, potentiae, su blim itatis et
h o n o ris fa c tu m esse, se cu n d u m ean d em h u m a n a m naturam , sine tam en a b d itio n e essentialium p ro p ieta lu m naturae eins h um ana, a " corpori gloriaficato co m p eten tiu m .
Na marginesie karty zaś umieszczony jest dopisek, dokonany zupełnie inną
ręką, który wstawić należy w oznaczone miejsce (tu a a).
Cały fragm ent wygląda wówczas tak:
4. Per hanc personalem unionem et eam sequentem exaltationem ac in caelos ascensionem,
C hristum secundum carnem a d dexteram Dei collocatum , accepisse o m n em potestatem in caelo
et in terra, participem etiam divinae maiestatis, gloriae, potentiae, sublim itatis et honoris fa ctu m
esse, secundum eandem h u m anam naturam, sine tam en abditione essentialium propietatum
naturae eius hum ana, acui tam en in statu exaltationis et glorificationis duas illas proprietates
am plius non tribuendas esse agnoscimus, q u o d possit p a ti et mori. Uti q uidem eae proprietates,
ceteris annum eratae in proposita sua reperiunturi' corpori gloriaficato co m p eten tiu m ".
Jednak w Aktach synodów punkt 4 wydrukowano inaczej (zmiany tu wytłusz­
czono)
Per hanc personalem unionem et eam sequentem exaltationem ac in caelos ascensionem,
C hristum secundum carnem ad dexteram D ei collocatum , accepisse o m n em potestatem in caelo
et in terra, participem etiam divinae maiestatis, gloriae, potentiae, sublim itatis et honoris fa ctu m
esse, sive secundum eandem humanam naturam. Tamen abolitione essentialium propietatum
naturae eius humanae, cui tamen in statu exaltationis et glorificationis duas illas proprie­
tates amplius non tribuendas esse agnoscimus, quod possit pati et mori. Uti quidem eae
proprietates, ceteris annum eratae sententia reperiuntur corpori gloriaficato com petentium ".
O
ile brak oznaczenia marginaliów czy zastąpienie in proposita sua słowem
sententia nie niesie za sobą niebezpieczeństwa zasadniczej zmiany znaczenia
tekstu S. T. Turnowskiego, to przerobienie sine na sive i przeniesienie tego
wyrazu w inne miejsce tekstu superintendenta braci czeskich wypacza jego
pogląd na prezentow ane zagadnienie. Chrystus i „ciałem ” zasiada po prawicy
Ojca, bez zniesienia właściwości jego ludzkiej natury a nie jak można tekst
wydawcy (zresztą niepoprawny gramatycznie) tłumaczyć poprzez zniesienie
ich! Gdyby faktycznie S. T. Turnowski wyznawał i głosił to, co w Aktach
synodów możemy przeczytać (sprzeczne z poglądami braci czeskich)17, błyska­
17
Por. z zapisami Confessio, to jest W yznanie wiary, nauki y nabożeństwa Krześciańskiego [...]
iednoty Braciey Z akonu Kristusowego [...], [b.m.], (1564), k. E2 i Fv. Z a pom oc w pracy nad
łacińskim tekstem serdecznie dziękuję panu M. Zagórskiemu z K atedry Filologii Klasycznej
UM K w Toruniu.
70
Wojciech Sławiński
wicznie zostałby ogłoszony heretykiem i złożony z urzędu jako ten, który
popadł w herezję podobną do błędów E utychesa18! A tak przecież nie było.
6. W tymże samym dokumencie Wydawcy, objaśniając określenie Capharnaiticum, odesłali do dwóch fragmentów Pisma Świętego: Mt 11, 23 i Łk 10, 15,
przypominając, iż chodzi o ostrzeżenia Chrystusa skierowane do mieszkańców
Kafarnaum, którzy okazali zadziwiający brak wiary mimo licznych świadectw,
które widzieli i powinni rozpoznać. Choć określenie sensum Capernaiticum (tak
występuje w oryginale, rkps Racz. 46, k,18v) ma związek z wspomnianym mias­
tem, odnosi się do zupełnie innego wydarzenia, wspomnianego przez św. Jana
w rozdziale 6, najściślej; 6, 53-66. Chrystus, głosząc w Kafarnaum: „Zaprawdę,
zaprawdę powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowiecze­
go i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa
moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne [...]”, utracił wielu dotychczaso­
wych uczniów, którzy Jego słowa pojmując dosłownie, opuścili Go. Zestawienie
sensum Capernaiticum i papisticum, wiązało się oczywiście z odrzucaną przez
protestantów katolicką zasadą transsubstancjacji. Podobnych argumentów użył
S. T. Turnowski w swym rękopisie: Sarmata Simeonis Th. Tarnovii servi Jesu de
sacramento Coene Domini, „de Coena Domini semipapisticum et Caphernaiticum sensum”19 i D. Mikołajewski, O Sakramencie, pisząc o doktrynie kalwinistów
polskich: „pośrednią a prawą drogą idą, którzy nie sam tylko skutek a pożytek
ciała niebieskiego, ani też samo ciało jako iest w sobie ciało cielesnym obyczaiem
w Sakramencie być, y onego cieleśnie iako Capernaitowie pożywać chcą [...]”2°.
Pogląd braci czeskich, według S. T. Turnowskiego i kalwinistów kujawskich (tam
bowiem D. Mikołajewski pełnił posługę, byli oni złączeni z Jednotą od roku 1565
unią z Liszkowa21), miał być najlepszy, bo odrzucający obie „skrajności”.
Na zakończenie pozwalamy zamieścić małą korektę, której po prostu
M. Sipayłło nie mogła już niestety zrobić osobiście oraz podsunąć praw dopo­
dobne wyjaśnienie niektórych wątpliwości Wydawcy zaznaczonych przez niego
w przypiskach.
7. M ylone bywają, jak już wspomnieliśmy, num ery kart rękopisów będą­
cych podstaw ą druku, na przykład synod w Poznaniu 1 - 3 X 1579 r. (A SR , t. 4,
s. 58) oparty na rękopisie z Biblioteki Raczyńskich (cyt. dalej: rps Racz.) nr 46,
jest wpisana k. 52 a powinno być k. 44;
18 H. Masson, Słow nik herezji w Kościele katolickim , Katowice 1993, s. 120-122; J. M isiurek,
Eutyches, w: E ncyklopedia katolicka, t. 4, Lulblin 1989, kol. 1347; J. Lehmann, Konfesja, s. 180-184.
Tam też czytelnik znajdzie cenne uwagi o subtelnych dogmatycznych różnicach na ludzką i boska
naturę Chrystusa pomiędzy M. Lutrem , J. Kalwinem a braćmi czeskimi.
19 Biblioteka Raczyńskich, R kps 49, k. 65.
20 D. Mikołajewski, O Sakramencie ciała y krwie Panskiey, [...], b.m., 1590, k. D2v.
21 A SR, t. 2, W arszawa 1972, s. 195-196.
Zapiski na marginesie A k t synodów różnowierczych
71
- synod w Poznaniu 14-16 II 1582 r. (ASR, t. 4, s. 73) rps Racz. kk. 13-16,
w rzeczywistości tekst pochodzi z kart 6 - 10, ASR, t. 4, s. 76 przyp. a podają
„Na marginesie dopisano tą samą ręką: Na tośmy m y nie zezwolili cum protestatione” - nam tego dopisku na rękopisie nie udało się dostrzec, zamiast tego
zaś ASR, t. 4, s. 77, przyp. 3 „W rpsie Racz. 219 brak nazwiska Jakuba Niem ojewskiego”, a ono się jednak tam znajduje - na k. 10;
- ASR, t. 4, s. 109 - Synod w Lipniku rękopis M uzeum Narodowego
w Pradze (cyt. dalej rkps Muz. Praskie) IX E 51 k. 15-20 (powinno być 13),
pom inięto spis imion przełożonych Jednoty22,
- ASR, t. 4, s. 153 - wymieniony a nie zidentyfikowany „N iechorów”
w protokole konwokacji w Koźminku 13 IX 1598 r. - dokładnie „w Łagiewni­
kach, w Niechorow ie”, być może nie jest nazwą miejscowości, lecz biernikiem
od nazwiska ministra Macieja Nachora, który był pastorem w Łagiewnikach od
roku 1600;
- ASR, t. 4, s. 181 - synod w Żerawicach 26 IX - 7 X 1604 r. jest tylko
wymieniony. Na kartach rękopisu Muz. Praskie IX E 51, k. 194-194v wyliczone
są nazwiska seniorów biorących udział w tym zgromadzeniu;
- ASR, t. 4, s. 242, konwokacja w Koźminku 25 I 1612 r. - protokół jest
urwany w połowie pkt. 19 - tekstu w Rkps. Muz. Praskie IX E 51, k. 234 miało
dalej nie być. Jest, ale bardzo nieczytelny. Nam udało się odczytać tylko na­
zwisko „B. Turnovio” - chodzi praw dopodobnie o Baltazara Turnowskiego,
syna Szymona Teofila;
- ASR, t. 4, s. 328, inspekcja senioralna Pawła Paliura w Lesznie 27 VIII
1631 r. Chochlik drukarski wstawił tu opis źródła ze strony 323. W rzeczywis­
tości nie jest to autograf P. Paliura, ale Jana Cyrilliusa, Rkps. Muz. Praskie IX
E 51, k. 270;
- ASR, t. 4, s. 352-354, nie wiedzieć dlaczego, drukując dekret synodu
toruńskiego na Pawła Gericke, z rkps. Racz. 46, k. 7v-8v (błędnie wpisano
tylko k. 8), pom inięto wstęp z k. 7v: „X. Paweł Gerisius na Synodzie T oruń­
skim będąc confusus o uporne bez słusznych przyczyn Konsensowi się sprze­
ciwianie, nie dostał placu, ale nieodpowienie z Synodu uciekł. Zaczym data est
in eum solemniter sententia excbmmunicationis, i Decret napisany, a od przednieyszych osób nomine totius Synodi pieczęciami i podpisami utwierdzony.
Executia tego JM P wojewodzie brzeskiem u zlecona. I listy o tym od Synodu
do zboru Poznańskiego są napisane a deputowanym na to posłom ku oddaniu
zlecone”. Dalej tekst jak w Aktach.
- ASR, t. 4, s. 436 (indeks osobowy) Jan Piegelius minister w Żelechninie,
Ostrogu a na koniec w Końskich odnotowany jest bez podania przynależności
wyznaniowej (A kta braterskiego synodu w Gołuchowie 27-30I V 1600 r., s. 164)
22
O piekę w trakcie pobytu w bibliotekach i archiwach, za którą chcieliśmy tu serdecznie
podziękować, roztoczyli nad nami d r M. Bećkova i dr V. U rbanek.
72
Wojciech Sławiński
piszą o nim „ B r Jan Pigelius, do nas się garnący”). W spomniany minister pod
aktam i synodu generalnego toruńskiego z 1595 r. podpis złożył jeszcze jako
kalwinista23;
Pomylona jest num eracja kart Kroniki wydarzeń październik 1595 r. czerwiec 1596 r., ASR, t. 4, s. 360-363. W rkps. Racz. 46 znajdują się one na
k. 15-16v i k. 20-22v.
Jak łatwo zauważyć, nasze rozważania, choć koncentrujące się na zauwa­
żonych niedostatkach wydawnictwa, mają charakter kom entarza, dopisków na
marginaliach, jakie często można dostrzec na kartach cennych dzieł rozsianych
w bibliotekach. Prostują one dostrzeżone błędy bądź nietrafne uwagi wydawcy
(w naszym konkretnym przypadku nieliczne). Ponieważ z owoców pracy
M. Sipayłło niejedna osoba będzie jeszcze korzystać, autorowi poniższych
wydaje się zasadne podzielenie tymi parom a uwagami na tem at tej niezwykle
wartościowej dla każdego historyka reformacji publikacji.
23 Acta et conclusiones synodi generalis Thoruniensis, T oruń 1596, k.8v.
Czasy Nowożytne, tom XVII/2004
P eriodyk p ośw ięcony dziejom polskim i pow szechnym od X V do X X w ieku
W ła d y sła w Z a je w sk i
(Gdańsk)
Michał Kleofas Ogiński - spór o biografię
Biografia znanego powszechnie kompozytora polonezów przełomu XVIII
i XIX wieku Michała Kleofasa Ogińskiego (1765-1833) pióra Andrzeja Załuskie­
go stawia historyków w kłopotliwej sytuacji1. Nie tylko dlatego, że autor (ur.
w 1929 r.) absolwent Royal College of Music oraz Uniwersytetu Londyńskiego
stawia niewygodne pytania historykom profesjonalnym (Jerzy Łojek, Zofia Libiszowska, Juliusz Willaume), lecz także podejmuje z nimi polemikę merytoryczną.
Biografia A. Załuskiego nie naśladuje psychologicznych biografii Lyttona
Stracheya czy A ndre M aurois'a, bliżej jej do tego typu, jaki uprawiał w Polsce
M arian Brandys (Kozietulski i inni, Iskry 1967), choć z innym poczuciem sensu
historii. Paul Valery ongi napisał, że historii nie da się oddzielić od historyka,
a ten, niestety, jest przywiązany do swego bohatera, swoich poglądów, do
swego dzieła. Tadeusz Korzon, wytykając młodszemu odeń Szymonowi Askenazem u nadm ierne przywiązanie do swoich bohaterów (Książę Józef, W alerian
Łukasiński), napisał pełen sarkazmu, że historyk w trakcie pisania biografii
powinien zostawić swego bohatera za drzwiami swojej pracowni i siadać do
pisania zaopatrzony tylko w narzędzia surowej krytyki. Postulat piękny, lecz
bardzo teoretyczny, wyjątkowo rzadki w praktycznej biografistyce.
Bardzo często biografie zawierają nie tylko treść merytoryczną, lecz także
pewną treść m oralną, pewne przesłanie nad wyraz delikatne, lecz dla wrażli­
wego czytelnika uchwytne. Michał Kleofas Ogiński wywodził się ze starej
arystokracji, jego przodkowie mieli pełne prawo do tytułu książęcego, jak też
hrabiowskiego - pisze autor. I nie były to tytuły urojone, jak wyszydzał pamiętnikarz z X V III wieku, Johann J. Kausch, iż w Polsce więcej hrabiów niż
w Niemczech i we Francji razem wziętych.
Ogiński odebrał bardzo staranne wykształcenie ogólne i muzyczne, władał
bardzo dobrze kilkoma językami (polskim, łaciną, francuskim i niemieckim).
M ożna powiedzieć, iż prezentow ał w najlepszym tego słowa znaczeniu oświe­
1
A. Załuski, Michał Kleofas Ogiński. Życie, działalność i twórczość, Londyn 2003, Polska
Fundacja K ulturalna, ss. 135.
74
Władysław Zajewski
coną arystokrację polską, bo tylko ta klasa, „pisał francuski podróżnik, H ubert
V autrin”, jest jedyną w Polsce klasą wykształconą i myślącą. Ogiński znako­
micie nadawał się na parlam entarzystę i dyplomatę. D o sejmu polskiego wszedł
w 1786 r. mając 21 lat, a do Hagi wyjechał jako dyplomata z ram ienia Sejmu
Wielkiego w lipcu 1790. A utor tej biografii broni swego bohatera przed zarzu­
tami Jerzego Łojka, że Ogiński nic popierał w istocie „potrójnej koalicji” (Prus,
Anglii i Holandii) przeciw Rosji, gdyż w H adze wszedł w układy poufne
z am basadorem rosyjskim Kołyczewem i zatroskany o swoje i rodziny majątki
na Litwie miał jakoby złożyć przysięgę lojalności wobec Katarzyny II. Andrzej
Załuski odrzuca tezę J. Łojka, że Ogiński działał później w Londynie na prze­
łomie 1791/1792 „jako rzecznik interesów rosyjskich” (s. 27). W edług autora,
Ogiński w dyplomatycznych rozmowach z prem ierem W. Pittem tłumaczył
tylko trudności z pozyskaniem zgody sejmu na cesję G dańska i Torunia na
rzecz Prus. Jednakże w konkluzji tych negocjacji „uzyskał poparcie Pitta dla
udziału Polski w przyszłej konferencji w Sistowie” (s. 31).
Natomiast nie sądzę, aby autor podważył opinię prof. Zofii Libiszowskiej, iż
Ogiński był sceptycznie nastawiony do Konstytucji 3 Maja, bo to samo pisze
w gruncie rzeczy autor (s. 68), dowodząc, iż zdaniem Ogińskiego ogłoszenie
Konstytucji było decyzją „nie przezorną” z uwagi na zmieniony i pogarszający
się kontekst stosunków międzynarodowych na niekorzyść Polski (uwolnienie
się Rosji od wojny z Turcją i Szwecją).
Faktem jest, iż po przegranej wojnie 1792 r., Ogiński zagrożony sekwestrem
swoich dóbr na Litwie złożył akces do konfederacji targowickiej. Ale tak samo
postąpiło wielu polityków Sejmu Wielkiego, poczynając od monarchy, kończąc
na Hugonie Kołłątaju i Józefie Wybickim. Sejm grodzieński, na którym musiał
się pokazać także Ogiński, odbywał się w warunkach skandalicznej presji
militarnej Rosji. Zam ek, gdzie obradowano, otoczony był batalionam i rosyj­
skiej piechoty, na sali poselskiej zasiadali w cywilnych ubraniach rosyjscy
oficerowie, którzy porywali z sali opozycyjnych mówców2.
Rosyjski am basador Sievers, którego zadaniem było zmusić sejm do uzna­
nia drugiego rozbioru terytorialnego Polski na rzecz Rosji i Prus, darzył wszak­
że sporym zaufaniem Ogińskiego, widział w nim polityka i męża zaufania, który
wraz z Fryderykiem Moszyńskim i biskupem Ignacym Massalskim doprowadzi
do uzdrowienia sytuacji finansowej Litwy. Ogiński został członkiem prorosyjskiej Rady Nieustającej oraz podskarbim litewskim w 1793 r. Co więcej, Sievers
poważnie rozważał jego kandydaturę na am basadora okrojonej Polski przy
dworze rosyjskim z okazji uregulowania spraw granicznych i nowego przym ie­
2
Lew Mikołajewicz Engelhardt, Pamiętniki, [w:] C udzoziem cy o Polsce. Relacje i opinie,
opracował Jan Gintel, t. II, Kraków: Wydawnictwo Literackie 1971, s. 178; H. Kocój, Targowica
i sejm grodzieński w relacjach posła pruskiego Ludwiga Buchholtza, Kraków: W ydawnictwo UJ
2004, s. 27-28.
Michał Kleofas Ogiński - spór o biografię
75
rza z Rosją3. Ostatecznie na skutek oporów Ogińskiego do Petersburga poje­
chał hr. Tyszkiewicz. A. Załuski pisze, że w G rodnie Ogiński doznał „nieprzy­
jemności i upokorzeń” (s. 41-42). W każdym razie nie ma nazwiska Ogińskiego
na liście tych posłów, co otrzymali dodatkow e wynagrodzenie za zasługi przy
forsowaniu traktatów drugiego rozbioru.
Zgodzić się trzeba z autorem , że Ogiński doskonale rozumiał sytuację
polityczną Polski, w jakiej się ona znalazła po wojnie w 1792 r. i jeszcze lepiej
zdawał sobie sprawę, że opór garstki, nawet dużej, posłów w G rodnie nie
uchroni Polski przed rozbiorem , jest oporem heroicznym, lecz bezskutecz­
nym. Nie można mieć wątpliwości, iż sejm grodzieński był trudnym do udźwig­
nięcia upokorzeniem dla Ogińskiego.
Zaskakująco szybko znalazł się Ogiński w szeregu najbardziej zagorzałych
insurekcjonistów w Wilnie w 1794 r.; wspierał insurekcję moralnie, finansowo,
organizacyjnie i intelektualnie. Czy decydował o tym zaangażowaniu strach, że
spotka go los taki sam, jak hetm ana Szymona Kossakowskiego w Wilnie?
A utor słusznie odrzuca takie rozumowanie. Po prostu Ogiński w głębi serca
nigdy nie był targowiczaninem. Był pragm atykiem i dyplomatą. Ustępował
dość łatwo przed siłą, ale w momencie krytycznym stanął po stronie insurgentów. Te stronice biografii Ogińskiego, mówiące o jego zaangażowaniu w insu­
rekcji wileńskiej, są napisane przez autora z dużą wnikliwością, dobrym roze­
znaniem faktów i źródeł. Przy tej okazji autor trafnie koryguje moją mylna
opinię i zgodnie z faktami udowadnia, że Ogiński nie miał wpływu i nie za­
biegał u Kościuszki o odwołanie gen. Jasińskiego z funkcji głównodowodzące­
go na Litwie. Właściwie działalność Ogińskiego w Wilnie i na wileńszczyźnie aż
do Mińska Białoruskiego kryje jeszcze strony nieznane i zasługuje na dalsze
badania historyków. Myślę, że zasadne było moje przypuszczenie, które także
podtrzym uje autor tej biografii, że Ogiński był głównym autorem nader rew o­
lucyjnej odezwy: Do Rosjan kraj polski rabującychZ4.
A utor słusznie - moim zdaniem - odrzuca zarzuty sekretarza Ogińskiego,
niejakiego M ateusza Nielubowicza, iż Ogiński, członek Rady Najwyższej Tym ­
czasowej Litewskiej, chciał w maju 1794 r. uciec z Litwy. Faktycznie, dowodzi
autor, Ogiński pomógł tylko swej małżonce Izabeli z Lasockich schronić się
w Siedlcach u hetmanowej Ogińskiej (s. 46).
Po powrocie do Wilna Ogiński zorganizował rajd partyzancki na ziemie
drugiego i pierwszego rozbioru. Gdyby ta wyprawa w okolice Mińska i Dyneburga była lepiej przemyślana, uzbrojona i wzmocniona personalnie, losy woj­
ny na Litwie mogłyby potoczyć się inaczej...
3 H. Kocój, Targowica, s. 209 (relacja posła Buchholtza z 14 X 1793 z G rodna).
4 Zob. W. Zajewski, Michała Ogińskiego odezwa do Rosjan z 1794 roku, w: Ludzie, kontakty,
kultura XVI-X V 1I1 w. Prace ofiarowne Profesor Marii Boguckiej, Warszawa: Sem per 1997, s. 253257. Pan A. Załuski korzystał w sposób merytoryczny i krytyczny z tego artykułu.
76
Władysław Zajewski
O kres emigracyjnej tułaczki Ogińskiego od Konstantynopola przez W ene­
cję do Paryża i Brukseli w latach 1795-1799 to bodaj najbardziej barwny,
dramatyczny okres jego życia, znakomicie nadający się na świetny scenariusz
filmowy. A utor tej biografii twierdzi, że Ogiński był pierwszym politykiem
emigracyjnym, który „sporządził konkretny projekt Legionów” już w 1795 r.
i co więcej - czynił jako pierwszy kroki w Paryżu, aby powołać Legiony. To dla
autora recenzowanej książki, który ustawicznie polemizuje z emigracyjnymi
wywodami Leonarda Chodźki krzywdzącymi Ogińskiego na korzyść Józefa
Wybickiego, jest oczywiste.
Czy tak było w istocie - to już inna sprawa. T o Ogiński, zdaniem autora,
posiadał kontakty, znajomości i poruszał się swobodnie po Paryżu, „był dyplo­
m atą, świetnie znał język francuski i oczywiście świetnie do zrealizowania
takiego projektu nadaw ał” (s. 58). A utor prezentuje tutaj odm ienny sposób
interpretacji tekstów oraz nieznanej dotąd korespondencji Ogińskiego z L eo­
nardem Chodźką z roku 1829, pełnej różnych niuansów i półsłówek, by uzyskać
właściwą ocenę roli Ogińskiego w powstaniu Legionów Dąbrowskiego, tak
bardzo niedocenioną - jego zdaniem - przez monografistów Legionów.
Bardzo skrupulatnie Załuski przedstawił współpracę Ogińskiego z Józefem
Wybickim w kwietniu 1797 r. w Paryżu, kiedy to obaj działacze emigracyjni,
ściśle współdziałając z D yrektoriatem i gen. Bonaparte, przygotowywali plan
inwazji na Galicję oraz odezwę polityczną do mieszkańców tej ziemi.
To w tym czasie - według autora - w kwietniu 1797 r. powstała słynna pieśń
Jeszcze Polska nie zginęła (s. 71). Tutaj do głosu dochodzi już nie miłośnik
historii i sagi rodzinnej, lecz kom petentny muzyk, wybornie znający m aterię,
o której pisze. Załuski zwraca uwagę na fakt, że Ogiński zakupił pianino
w Paryżu i muzykował w towarzystwie Alzatczyka Jean Louisa A dam a oraz
klarnecisty Lefevre’a. Z relacji pamiętnikarskiej Ogińskiego wiadomo, że da­
wał on publiczne popisy w salonach am bitnego bankiera Jean Barthlem ey
Lecouteulx de Canteleu (1746-1818). W salonach tych bywał także gen. B ona­
parte i miał tam wyrazić swoje uznanie dla Ogińskiego, który zagrał również
swój Marsz dla Legionów Polskich.
Główna teza książki A. Załuskiego polega nie tylko na próbie wyjas'nienia
bardziej zawiłych wątków biografii swego bohatera. Dzieło to wyraża najgłęb­
sze przekonanie autora, że M azurek Dąbrowskiego narodził się w kwietniu
1797 r. w trakcie bliskiej współpracy Ogińskiego z Wybickim nad inwazyjnym
planem wyzwolenia Polski uderzeniem Legionów przez Galicję. Dodajmy
w tym miejscu, że nie jest to całkowicie nowy pogląd, bo o innej dacie narodzin
M azurka Dąbrowskiego pisali dużo wcześniej. Zarów no Tadeusz Korzon, jak
też Szymon A skenazy5. Ale wymienieni byli historykami, a nie muzykami.
5
W. Zajewski, J ó ze f Wybicki (Konfederat - organizator Legionów - m ą t stanu w dobie Na­
poleona - senator Królestwa Polskiego), Toruń: Centrum Edukacji Europejskiej. 2003, s. 312-314.
Michał Kleofas Ogiński - spór o biografię
77
Andrzej Załuski operuje argum entam i kom petentnego muzyka i konstatuje:
„Argum enty muzykologiczne wskazują na Ogińskiego jako kom pozytora M a­
zurka D ąbrow skiego” (s. 109). Jakie to są argumenty?
Ogiński był kom pozytorem M azurka G-dur i staje się całkiem praw dopo­
dobne, iż kom pozytor tego M azurka „jest też kom pozytorem M azurka D ą­
browskiego” (str. 107) A w innej swej książce tenże autor napisał bardzo
dobitnie i jasno: „Ogiński miał pianino w swoim pokoju i był muzycznie nader
aktywny w tym czasie, gdy Wybicki był miłośnikiem muzyki”6.
Zarów no Ogiński, jak i Wybicki byli w tym czasie zapalonymi zwolennika­
mi generała Bonapartego. Obaj też przeżyli bardzo głębokie rozczarowanie
jego postępowaniem . U Wybickiego ten kryzys trwał od 1802 do 1806 r.,
natom iast Ogiński w sensie politycznym całkowicie zerwał z Napoleonem .
Przyjął rosyjską amnestię, odzyskał w 1804 r. majątki po dalekim krewnym
hetm anie Ogińskim oraz stryju Franciszku Kazimierzu. Co więcej, został
w 1810 r. rosyjskim senatorem i tajnym radcą przy A leksandrze I. Moim
zdaniem, łudził się głęboko, jeśli sądził, że zdoła uzyskać od A leksandra I
konstytucyjną autonom ię dla Litwy w latach 1811-1812. Tworzył takowe pro­
jekty konstytucyjne z grupą przyjaciół, ale w gruncie rzeczy był narzędziem
w zręcznej grze A leksandra I i próbach odciągnięcia Polaków od Napoleona.
Od 1814 został faktycznie odsunięty od wszelkich wpływów politycznych
w Petersburgu. Litwa była jedną z najcenniejszych zdobyczy Rosji w rozbiorach
i m rzonki deklarow ane przez A leksandra I zarówno w latach 1811-1812, jak
i później na sejmach Królestwa Polskiego w 1818 i 1820, służyły wyłącznie do
podsycania iluzji mających uzasadniać lojalność Polaków w stosunku do Rosji.
Stracił - niestety - Ogiński swój autorytet, „był skomprom itowany przez swoją
wyraźnie prorosyjską politykę w 1812 roku” (str. 84). Zam ieszkał w swoim
ukochanym, urokliwym Zalesiu i w Wilnie. Pędził spokojny żywot urlopow a­
nego polityka bez wizji pow rotu do czynnego życia politycznego ani w K róle­
stwie Polskim, ani na Litwie, gdzie jego nieśmiałe próby aktywności skończyły
się niepowodzeniem.
Jego wyjazd do Florencji w 1822 r. motywowany oficjalnie w względami
zdrowotnymi miał w istocie rzeczy - moim zdaniem - motywy czysto politycz­
ne. Na Litwie zaczynała się wielka aw antura polityczna wywołana donosami
Nowosilcowa na litewską młodzież uniwersytecką w Wilnie. Na fali później­
szych represji politycznych doszło nie tylko do aresztowań i zsyłki młodzieży
w głąb Rosji, lecz także do dymisji księcia A dam a Czartorskicgo jako kuratora
Uniwersytetu W ileńskiego.
Ogiński, człowiek Oświecenia, wszechstronnie wykształcony, zdolny
w młodości do poświęceń (insurekcja 1794, okres legionowej tułaczki), ale
6
Por. A. Załuski, The Time and Music o f Michał Kleofas O giński (1765-1833), London: New
Millenium 1997, s. 78.
78
Władysław Zajewski
i w znacznym stopniu sybaryta, skłonny był do rezygnacji, wycofania się
z aktywności politycznej w złych i niepomyślnych warunkach. Do końca życia
pozostał w m entalności wieku Oświecenia i nie był zdolny do zrozumienia
i zaaprobow ania czynu młodzieży Szkoły Podchorążych Piechoty 29 listopada
1830 r.
Książka Andrzeja Załuskiego ładnie napisana, pełna dyskretnego ciepła do
swego bohatera, choć nieukrywająca jego potknięć, nie jest w chwili obecnej
zdolna do zrewidowania dominującego w polskiej historiografii przekonania,
że to Józef Wybicki jest twórcą słów i muzyki M azurka Dąbrowskiego. A le ta
praca przynosi nowe, niebagatelne argum enty i stawia wysoce kłopotliwe py­
tania profesjonalnym historykom. Andrzej Załuski nie ma bowiem wątpliwoś­
ci, że kom pozytorem muzyki M azurka Dąbrowskiego jest jego przodek Michał Kleofas Ogiński.
Czasy Nowożytne, tom X VIl/2004
Periodyk p ośw ięcony dziejom polskim i pow szechnym od X V do X X w ieku
S tan isław S a lm o n o w ic z
(Toruń)
Walczymy z okupantem czy między sobą?
Emigracyjnych swarów dzieje niewesołe
(N a m arginesie pracy: J. P iotrow ski, Pitsudczycy bez lidera po 1 września
1939, Toruń 2003, ss. 426, ilustracje)
Zacznijmy od stwierdzenie wręcz banalnego, iż zazwyczaj żadna tragiczna
sytuacja kraju czy narodu (nie tylko polskiego) bynajmniej nic łagodzi sporów
wewnętrznych, ambicji jednostki i partyjek. Tak było w czasie Powstania Lis­
topadowego. Swary - nazwanej przecież W ielką - emigracji popowstaniowej
w Paryżu zapełniają przecież wiele tomów pamiętników, utworów literackich
rozpraw historycznych. M ożna jednak powiedzieć, iż spory m erytoryczne,
ideowe, strategiczne czy taktyczne, są koniecznością i nie sposób z nich rezyg­
nować, one określają wybór drogi i właśnie spór o owe drogi działania politykę społeczną i ustrój, o kierunek polityki zagraniczne - winien określać
owe spory narodu, który znalazł się w trudnej sytuacji. Gorzej przecież, gdy
spór merytoryczny, nieraz dość iluzoryczny i jego konsekwencje personalne
(w pewnej mierze zrozumiałe i nieuniknione), przeobrażą się w politykę za­
spokajania takich czy innych resentymentów, frustracji, w politykę niszczenia
ludzi odmiennych poglądów, odmawiania im prawa do miana patrioty i wresz­
cie likwidowania z areny publicznej przeciwników nie tyle z uwagi na ich
odm ienne poglądy na rzeczywistość czy brak kwalifikacji, co na fakt, iż są
ewentualnymi konkurentam i do stanowisk (przyszłych), zaszczytów niepew­
nych czy dostojeństw. Jednym słowem, czyż nie jest tak, że często, jak pisał
doświadczony obrazem „potępieńczych swarów” na paryskim bruku Cyprian
Kamil Norwid - „nie umiemy się różnić pięknie i m ocno”? Historyk nie może
być, niestety, naiwnym lekkoduchem , dzieje każdego niemal narodu nie są
sielanką kreow aną przez grono idealistów. Trudno także aprobow ać jako
niezbitą konieczność historyczną pogląd, iż wszelkie spory polityczne (nawet
w obliczu wroga, który zagraża bytowi narodu) winny rozstrzygać zasady
zbliżone do tzw. społecznego darwinizmu, że nie istnieje w żadnej sytuacji
nadrzędna racja stanu, która winna dominować nad frustracjami personalnymi
czy pragnieniam i zemsty za dawne krzywdy. Inaczej mówiąc, problem polega
na tym, czy w sytuacjach tragicznych nie należy raczej łączyć, niż dzielić,
widzieć nadrzędność spraw wspólnych.
80
Stanisław Salmonowicz
Kiedy spoglądam y na dzieje polskie wieku XX, to do m om entu pełnego
opanow ania na długie lata władzy przez reżim komunistyczny swego rodzaju
podstawowym sporem nie tylko programowym, ale w dużej m ierze personal­
nym, był spór między obozem R om ana Dm owskiego i Józefa Piłsudskiego.
Z pewnej perspektywy zadziwia ostrość tego sporu już w latach 1918-1922,
kiedy wydawałoby się, iż obie te siły polityczne winny identycznie oceniać
podstawowe interesy narodu odzyskującego niepodległość. Owa zaciekłość
sporów z obozem piłsudczyków otworzyła drogę do zam achu majowego,
jego konsekwencje w postaci rządów sanacji rozszerzyły obóz przeciwników
daleko poza granice obozu zwolenników Dmowskiego. Nie będziemy tu
wchodzić w bilans II RP, który na pewno jest złożony i to nie tylko dla
okresu lat 1926-1939, ale i dla okresu poprzedniego do roku 1926, w którym
przecież trudno zapom nieć o symbolicznym znaczeniu m ordu na prezyden­
cie G abrielu Narutowiczu. Należę do tych historyków, którzy uważają, iż
m ord na Narutowiczu w dużej mierze określił wybory polityczne lat następ­
nych. D la spraw przecież II wojny światowej i sytuacji w polskich dziejach
politycznych tej epoki obozu piłsudczyków najistotniejsze będą następujące
stwierdzenia:
1. G łęboka frustracja opozycji legalnej, która w ram ach przepisów Konsty­
tucji kwietniowej i ąuasi-autorytarnych rządów sanacji nie miała możliwości
swobodnego działania a jej przywódcy byli w różny sposób dyskryminowani.
2. Dem oralizacja m oralna części elit sanacyjnych, zwłaszcza w okresie po
śmierci m arszałka Piłsudskiego. Każda władza w jakiś sposób skłania do jej
nadużywania, władza praktycznie niekontrolow ana rzadko może uchronić się
od pokus z tym faktem związanych.
3. Nie tylko kraj i armia nie zostały właściwie przygotowane - wedle po­
siadanych możliwości, ale co także miało fatalne skutki psychologiczne, taktyka
informacyjna i propagandow a rządu w 1939 r. rozminęła się jaskrawo z rzeczy­
wistością kam panii wrześniowej. Dziś oczywiście wiemy, iż żadne nasze dzia­
łania w obliczu siły dwóch agresorów przegranej kampanii zmienić nie mogły,
ale przecież - i to nie pozostało bez fundam entalnego znaczenia dla dziejów
piłsudczyków w czasie wojny i po wojnie - mogła ona zostać przegraną, na­
zwijmy to z braku lepszego słowa - „znacznie przyzwoiciej”.
Na tle sporu o wyniki i skutki zarówno kampanii wrześniowej, jak i bilansu
II RP, rozpoczyna się w toku II wojny światowej zarówno na emigracji, jak
i w krajowym podziemiu, wielki spór między środowiskami piłsudczyków i ich
przeciwnikami. W ofensywie są oczywiście wówczas przeciwnicy piłsudczyków,
jednakże wkrótce, z niejednego punktu widzenia, sprawa nabiera charakteru
walki dwóch stron. I właśnie te sprawy, a pośrednio wiele podstawowych
problemów polskich okresu 1939-1945 stało się przedm iotem obszernej roz­
prawy Jacka Piotrkowskiego, historyka młodszego pokolenia. Zacznijmy jed­
nak od stwierdzenia, iż problem atyka ma bardzo długą już historię nie tyle
Walczymy z okupantem czy między sobą?
81
może w historiografii, co publicystyce i mcmuarystyce tych lat, a warto przy­
pom nieć w tej kwestii kilka podstawowych faktów.
W okresie II wojny panował w społeczeństwie polskim, zwłaszcza w kraju,
ale i na emigracji (choć tu nieraz bardziej oficjalnie szerzony niż rzeczywisty)
kult generała Władysława Sikorskiego, a równocześnie obóz piłsudczyków
(utożsamiany z pewnym uproszczeniem z sanacją) był zdecydowanie krytyko­
wany i zwalczany. Ten nurt przyjęła - z różnych przyczyn - historiografia
krajowa PR L spod znaku komunistycznego (ale i nie tylko). Komuniści
wprawdzie wytykali Sikorskiemu błędy w stosunku do Związku Radzieckie­
go, ale byli skłonni traktować go o wiele lepiej niż emigrację poltyczną spod
znaku Kazimierza Sosnkowskiego, Augusta Zaleskiego a zwłaszcza spod zna­
ku generała Władysława A ndersa, o którym wiedzieli, iż nie miał co do ko­
munistów żadnych złudzeń'. Publicystyka i historiografia emigracyjna była siłą
rzeczy zróżnicowana, jednakże długi czas mimo wszystko utrzymywał się dość
powszechnie kult gen. Sikorskiego i krytyczne spojrzenie na rządy sanacyjne.
To dopiero po jakimś czasie wysiłki pisarskie m.in. Władysława Pobóg-Malinowskiego, W acława Jędrzejewicza, liczne teksty wspomnieniowe krytykujące
zwłaszcza Stanisława Kota, jak i wypowiedzi drukow ane na łamach „K ultury”
paryskiej zaczęły zmieniać proporcje. W PR L pod rządami cenzury nadal
jednak i po roku 1956 najtrudniej było pisywać rzetelnie o Piłsudskim i dzie­
jach jego obozu. D rukow ano natom iast żenujące niekiedy teksty mające ten
obóz kom prom itować (tzw. pamiętniki gen. Rybaka, pamiętniki gen. Berbeckiego, teksty dziwaczne Stanisława Strumpha-W ojtkiewicza2 itd.), a także do­
puszczono do głosu autorów wylewających swe frustracje wojenne czy powo­
jenne - gen. Rommcl, gen. Kirchmayer, pam iętnik M ariana Romeyki, teksty
gen. Kuropieski. Tak więc dopiero po roku 1989 sytuacja zmieniła się zdecy­
dowanie, nie było już tem atów tabu, ogłaszano nowe teksty i stare rękopisy,
opracow ano różne aspekty dziejów piłsudczyków. Do głosu doszło także mło­
de pokolenie historyków, które generalnie nie miało już emocjonalnej antysanacyjnej fobii i podjęło liczne badania źródłowe na takie tematy, jak zagadki
tzw. pułapki rumuńskiej, problem y polityki personalnej rządu gen. Sikorskie­
go, działania dyskryminujące obóz piłsudczyków zarówno w okresie francu­
skim, jak i londyńskim 3. Równocześnie ostatnie lat trzydzieści ogromnie zmie­
1 Przywołać tu trzeba koncesjonowane przez cenzurę PRL książki Stanisława Strumpha-Wojtkiewicza, autora wielu mitów historycznych, jak i słynne ąuasi-pam iętniki rotmistrza Jerzego
Klimkowskiego, w istocie agenta radzieckich służb specjalnych.
2 Teksty Stanisława Strumpha-W ojtkiewicza krytykował ostro O. Terlecki, por. także moje
uwagi ogłoszone pod pseudonim em Stanisława Szaszora, Urodzaj na sikorszczyków , „W ięź”
3 (1960) z. 1, s. 117-122.
3 Tu m.in. prace M. Pestkowskiej, U chodźcze pasje, Paris 1991, oraz artykuły takich autorów
jak: A. Adamczyka, L. Brzozy, A. Grzywacza i M. Kwietnia, J. Malinowskiego a na emigracji
T. Wyrwy.
82
Stanisław Salmonowicz
niło obraz polskiej sprawy na arenie międzynarodowej w czasie II wojny.
Z badana została dość dokładnie cała polityka naszych sojuszników wobec
władz emigracyjnych polskich, jak i wobec ZSR R. Spojrzano na nowo kry­
tycznie na różne aspekty polityki Sikorskiego a potem M ikołajczyka4. Tak
więc krok po kroku, także dzięki badaniom historyków krajowych, uzyskaliś­
my coraz bardziej adekwatny obraz tych lat w polityce polskiej5. Nie da się
jednak zaprzeczyć, iż choć wiele publikacji m ocno zmieniło (niekiedy na
niekorzyść gen. Sikorskiego i jego ludzi) obraz sporów na emigracji i w pod­
ziemiu krajowym, to także, rzec można siłą rzeczy, dochodziło niekiedy do
nazbyt jednostronnego spojrzenia na te sprawy, tyle że tym razem na korzyść
obozu piłsudczyków6. W tej sytuacji niewolnej ciągle od emocjonalnych pole­
mik, kontynuujących dziś już anachroniczne spory Dmowskiego z Piłsudskim7,
ukazuje się monografia dra Piotrkowskiego, która stanowi próbę całościowego
ujęcia dziejów - nazwijmy to - środowisk sanacyjno-piłsudczykowskich, i to
nie tylko w latach 1939-1945, ale i ich późniejszych losów, zarówno na emig­
racji, jak i pod rządami komunistycznymi. A utor narrację doprowadził wręcz
do naszych czasów (formalnie do roku 1993). Nie negując, że dla wielu kwestii
lat 1945-1993 także zebrał wiele interesujących informacji, to przecież ciężar
gatunkowy książki, moim zdaniem, to nadal próba ujęcia wydarzeń lat 19391945 oparta na tak bogatej kwerendzie archiwalnej i bibliotecznej, jakiej dotąd
w tej kwestii nie było.
Omawiana rozprawa dzieli się na trzy części: I. Pod presją opinii publicznej
(wrzesień 1939 - czerwiec 1940J została poprzedzona uwagami wstępnymi
{Prolog, s. 10-16) i stanowi wprowadzanie do sytuacji obozu piłsudczyków
w szerokim rozum ieniu tego słowa bezpośrednio po klęsce wrześniowej. Część
II pt. W walce z rządem gen. Sikorskiego (lipiec 1940 - czerwiec 1943, s. 167278) stanowi moim zdaniem zasadniczą i najważniejszą część monografii mimo
istnienia już obszernej literatury dotykającej wielu kwestii. Część III pt. Próby
odbudowy hierarchicznego przyw ództw a (lipiec 1943 - listopad 1993) łączy
więc w narracji, moim zdaniem - niezupełnie słusznie, lata 1943-1945 z epoką
późniejszą, którą stanowią dwa rozdziały: rozdział III tej części pt. Spory
4 Wspomnijmy uwzględnione przez autora opracowanie: Y. Beauvois, Les relatione francopolonaises pendant la „drôle du guerre”, Paris 1989; liczne nowsze opracowania poświęcone poli­
tyce R oosevelta wobec Polski. J. Tebinki, Polityka brytyjska wobec problemu granicy polsko-radzieckiej 1939-1945, W arszawa 1998.
5 Por. zwłaszcza E. Duraczyńki, R ząd polski na uchodźstwie wrzesień 1939 - lipiec 1943,
W arszawa 1996, M. Hułas, Goście czy intruzi? R ząd polski na uchodźstwie wrzesień 1939 - lipiec
1943, W arszawa 1996.
6 Por. polem iki m.in. między A. Grzywaczem i M. Kwietniem a T.P. Rutkowskim oraz kolejne
artykuły M. Kwietnia i A. Grzywacza: „Zeszyty H istoryczne” nr 129 i 131 oraz 143.
7 Dziś, stwierdzamy to kategorycznie, kontynuowanie linii tendencyjnej historiografii czy to
piłsudczykowskiej, czy to endeckiej uznać należy za anachronizm. Historyk działający w XXI
wieku ma dostateczny dystans do spraw lat 1939-1945.
Walczymy z okupantem czy między sobą?
83
o prezydenturę na emigracji i represje stalinowskie w kraju, oraz rozdział IV
pt. Strażnicy pamięci8.
Przechodząc do omawiania głównych wątków pracy, należy wskazać, iż
autor przede wszystkim rozważa stosunki wewnętrzne (spory o przywództwo)
w obozie piłsudczykowskim, a dopiero na tym tle problem stosunku do piłsudczyków nowych władz IIR P po wrześniu 1939 i wreszcie - reakcje różnych grup
piłsudczykowskich na tę politykę.
Co do uwag wstępnych autora o sytuacji sprzed września 1939 r. mocniej
nawet niż autor akcentowałbym dekompozycję obozu piłsudczykowskiego
w ostatnich latach przed rokiem 1939. Można powiedzieć, iż choć stare więzi
personalne, towarzysko-kombatanckic, wiele rzeczy łagodziły, to przecież ścis­
ła grupa rządząca wokół Śmigłego-Rydza, Mościckiego i Becka9 miała w sze­
rokim spektrum piłsudczyków, szerszym niż to, co nazywalibyśmy po roku 1935
sanacją, liczne grupy kontestujące bądź wprawdzie milczące (dotyczyło to
zwłaszcza zawodowych oficerów), ale przeżuwające różne frustracje, nieko­
niecznie tylko personalne. To nie tylko spora grupa ścisłych zwolenników
Sławka, to odsunięci bądź uważający się za odsuniętych na boczny tor, ludzie
tacy jak sam K. Sosnkowski10, jak August Zaleski, jak wielu ludzi „Napraw y”
czy tzw. lewicy legionowej szukającej nowych, demokratycznych sposobów
rządzenia. Nie brakow ało wreszcie w obozie piłsudczyków (jak choćby S.
Cat-Mickiewicz) ludzi realistyczniej widzących polską sytuacje w 1939 r. Wielu
także generałów, wyższych oficerów, polityką raczej się niezajmujących, bardzo
krytycznie patrzyło na sprawy obronności kraju i politykę zagraniczną ostat­
nich la t" . Dodajmy, iż klęska wrześniowa powodowała, iż wielu piłsudczyków,
zwłaszcza młodszego pokolenia, zdecydowanie odcinało się od tych, którzy
uważali za winnych nie tyle przegranej kampanii, co „stylu” tej przegranej:
Śmigłego i Becka, Stachiewicza i Kasprzyckiego, Rayskiego i Sławoja-Składkowskiego, Kostka Biernackiego, D ąba Biernackiego i wielu innych genera­
łów. Rodziło to niewątpliwie możliwość stworzenia szerokiego frontu narodo­
wego i ówcześnie tacy ludzie, jak: W. Raczkiewicz, K. Sosnkowski, August
Zaleski czy Tytus Filipowicz, nawet W ieniawa, byli gotowi do lojalnej współ­
pracy z gen. Sikorskim. Nieszczęście - moim zdaniem - polegało na tym, że
w Rum unii i następnie siłą rzeczy w Paryżu gros wojskowych i polityków vel
8 Praca została zaopatrzona w m ateriał ilustracyjny, bogaty wykaz wykorzystanych źródeł
archiwalnych, bibliografię oraz indeks osobowy.
9 Nb. jak wiemy tych trzech członków grupy rządzącej także nie można jednoznacznie iden­
tyfikować, a w okresie rum uńskim rozbieżności między Beckiem a Śmigłym uległy pogłębieniu.
10 D o sylwetki tak ważnej postaci generała K. Sosnkowskiego jeszcze wrócimy. A utor ukazał
w toku książki, iż z różnych złożonych przyczyn nie stał się on nigdy „liderem ” piłsudczyków w tym
okresie, choć formalnie był może do tego najbardziej predestynowany.
11 Można tu wymienić M. Karaszewicza-Tokarzewskiego, S. Roweckiego, Bronisława Ducha
i wielu innych, zwłaszcza oficerów dyplomowanych.
84
Stanisław Salmonowicz
urzędników było proweniencji sanacyjnej. Przedw ojenna opozycja, która prze­
jęła władzę, miała na emigracji niewielki garnitur ludzi. Nie było polityków
z autorytetem na m iarę Mieczysława Niedziałkowskiego, W incentego W itosa
a zwłaszcza męża stanu tej miary co Maciej Rataj. Także Ignacy Paderewski,
choć był poza krajem, ze względu na stan zdrowia, roli czynnej odegrać nie
mógł.
Dla dalszych rozważań stwierdźmy za autorem rzecz istotną: obóz sanacyjno-piłsudczykowski był głęboko zróżnicowany po klęsce wrześniowej. Z abrak­
ło mi jednak może jednego stwierdzenia, które w poważnej mierze określiło
postawy Polaków w kraju i części emigracji wobec tej klęski: w oczy rzucała się
nie tylko i może nawet nie tyle klęska naszych armii, tak zaskakująca dla ludzi,
którzy wierzyli mocno w mit polskiej siły militarnej, ale przede wszystkim
widoczna gołym okiem natychmiastowa degrengolada polskiej administracji
w najszerszym tego słowa znaczeniu. Całe zaplecze uległo już po tygodniu
walk kom pletnej dezorganizacji i trudno widzieć w tym tylko przyczyny obiek­
tywne: kraj nie został przygotowany do wojny, paniczna, chaotyczna, częściowo
zupełnie niepotrzebna ewakuacja bądź ucieczka urzędów, władz, policji, straży
pożarnej (!), ludności cywilnej - wszystko to poważnie obciąża ówczesny rząd,
który nie dokonał we właściwym czasie (co pośrednio obciąża i ministra Becka,
jego nadm ierny optymizm jeszcze do marca 1939) realnych przygotowań do
wojny totalnej12. Stąd nie podzielam niekiedy może nadm iernie pełnych współ­
czucia opisów perypetii „odw rotu” dygnitarzy sanacyjnych w drodze do Z ale­
szczyk (s. 30-43). G eneralnie analizy autora wielu spraw mają charakter obiek­
tywny, nie ukrywają różnych cieni na obrazie elit sanacyjnych. Czasami jednak
- być może ulegając nadm iernie wymowie źródeł określonej proweniencji autor okazuje, moim zdaniem nadm ierne, zrozum ienie dla postaw, które ja
osobiście oceniałbym ostrzej13.
Sprawa „pułapki rum uńskiej”, roli Sikorskiego, R. Raczyńskigo - czy
a może zwłaszcza am basadora Noela to są kwestie dziś w zasadzie dokładnie
znane. A utor uzupełnił niektóre szczegóły, obraz ogólny tych dramatycznych
dni na linii Paryż - Bukareszt nie budzi wątpliwości. Także nie budzi wątpli­
wości fakt historyczny fali oburzenia wobec rządzącej elity sanacyjnej, fali
oburzenia, która, jak już podkreśliłem, ogarniała także liczne kręgi piłsudczy­
kowskie. W rezultacie nowe władze IIR P , w których wobec ustępliwej postawy
W. Raczkiewicza, bezdyskusyjnie rolę decydującą odgrywał W. Sikorski, mog­
ły, eliminując wąskie grono personalne skompromitowanych politycznie dzia12 Kwestie te poruszył dobitnie G. Górski, Wrzesień 1939. Rozw ażania alternatywne, W ar­
szawa 2000, s. 95 n., s. 111-115.
13 Swego rodzaju kontrapunktem dla książki Piotrkowskiego jest w zakresie tylko spraw
rumuńskich książka T. Dubickiego, S. J. Roztworowskiego, Senatorzy kontra pilsudczycy, czyli
walka o władzę na uchodźstwie w Rum unii 1939-1940, W arszawa 1939, której autorzy nazbyt często
ulegają informacjom wątpliwym z kręgu Stanisława Kota.
Walczymy z okupantem czy między sobą?
85
łączy sanacji (rząd, główni politycy, dygnitarzy administracji, część wyższych
dowódców skomprom itowanych we wrześniu) i opierając rząd na przedw ojen­
nych partiach politycznych, prowadzić przecież politykę swego rodzaju jednoś­
ci narodow ej14. Tak się jednak nie stało, gen. Sikorski bowiem osobiście,
a zwłaszcza część wpływowa jego otoczenia (S. Kot, S. Stroiński, K. Popiel,
gen. Modelski, Stańczyk i in.) zainaugurowali politykę bezwzględnej walki
personalnej z ogółem piłsudczyków, którzy znaleźli się poza krajem, a także
podjęli następnie wyeliminowanie piłsudczyków z kierownictwa podziemia
kraju. Oczywiście byłoby uproszczeniem przypisać całą winę osobie Sikorskie­
go i jego otoczenia. Rzecz w tym, iż wystąpienie Śmigłego, który nie chciał się
pogodzić z politycznym niebytem, i działania niektórych działaczy w Paryżu
stwarzały atm osferę wzajemnej nieufności: powstawał circulus vitosus. Działa­
cze sanacyjni już od początku nie bez pewnych podstaw byli uważani za szkod­
liwych dla nowych władz, ale równocześnie pozbawiona rozróżnień polityka
„walki z sanacją” odpychała te szeregi piłsudczyków czy nawet sanatorów,
które początkowo były w pełni gotowe do lojalnej służby (zwłaszcza w woj­
sku) u boku nowych w ładz15. Najgorzej to właśnie wyglądało na odcinku ściśle
wojskowym, ponieważ w Paryżu nie brakow ało generałów i pułkowników,
niektórzy z nich nazbyt pośpiesznie opuścili Polskę w końcowej fazie kampanii
wrześniowej, a z trudem odtwarzana armia polska we Francji cierpiała najwyżej
na brak oficerów najniższego stopnia: etatów dla generałów nie było.
Cała ta sytuacja w Rumunii i w Paryżu, o której autor obszernie pisze,
cytując wiele nieznanych źródeł, doprowadziła do ostrej wojny politycznej
między piłsudczykami różnej maści a obozem gen. Sikorskiego z drugiej stro­
ny. Piłsudczykom zabrakło przecież, autor to usilnie stale podkreśla, jedności,
autorytetu uznawanego przez wszystkich. Być może w pewnych granicach
wojna ta była nieunikniona a jej zaostrzenie było winą obu stron, jednakże
14 Nie brakow ało w młodej generacji elit sanacyjnych poglądów głęboko krytycznych. Jerzy
Giedroyć był zdecydowanym krytykiem Śmigłego i całej polityki wewnętrznej, to on podkreśla!
korupcję i demoralizację elit a zwłaszcza brak praworządności. Działał jednak wewnątrz systemu,
ale retrospektyw nie ostro ocenił ostatnie lata przedwojenne: „W sumie, w Polsce panow ał bałagan
i bezhołow ie” - J. Giedryoć, Autobiografia na cztery ręce, opr. K. Pomian, W arszawa 1994, s. 49.
Tej ważnej książki autor nie wykorzystał. Tenże G iedroyć wówczas popierał R. Raczyńskiego dla
ratowania ciągłości państwa polskiego i był gotów do współpracy z nowymi władzami, ale szybko
się rozczarował: „D o Sikorskiego zraziła mnie jego małostkowość i mściwość. Był człowiekiem, dla
którego decydujące były porachunki za przeszłość. Bezpośrednio po klęsce obóz sanacyjny był
całkowicie załamany i chciał lojalnie współpracować, ale propozycje współpracy były bezwzględnie
odrzucane”, tamże, s. 86. O politycznej ewolucji Giedroycia, który sam się określał jako „m argi­
nesowy piłsudczyk” . Por. S Salmonowicz, Pasje polityczne Jerzego Giedroycia, „Przegląd A rtys­
tyczny i L iteracki”, 2 (1995), nr 6, s. 36-37. Nb. autor nazbyt pomija istotną rolę pow ojenną
Giedroycia, także dla spraw historycznych.
15 Sam jednak autor (s. 4), podkreślił: „Niekiedy trudno do końca jednoznacznie rozstrzyg­
nąć, czy i na ile zapew nienia lojalności ze strony piłsudczyków były szczere”. T o rzeczywiście
problem natury podstawowej.
86
Stanisław Salmonowicz
dla mnie nie ulega wątpliwości, iż gdyby tej wojny nie kontynuow ano z obu
stron w Paryżu a potem w Londynie z zaciekłością, wiele spraw polskich
wyglądałoby inaczej16.
Prawdą jednak jest, i autor tego jakoś wyraźnie nie zaznacza, że m arszałek
Smigły-Rydz, o czym świadczy cała jego późniejsza działalność konspiracyjna
i podróż do okupowanej Warszawy, nie umiał zejść ze sceny politycznej
z godnością, nie potrafił postąpić tak, jak prezydent Ignacy Mościcki. Nie mógł
zrozumieć, iż wódz przegranej kampanii, człowiek, którego ogólna odpowie­
dzialność polityczna była także ogromna, raczej większa niż form alna prezy­
denta Mościckiego, bez względu na takie czy inne okoliczności podnoszone
w jego obronie, nie mógł jako marszałek Polski wrócić do jakiejkolwiek czyn­
nej działalności, bo w legalnym systemie władz R P na Uchodźstwie żadna
forma jego działalności nie była możliwa do pomyślenia. Fakt, iż wraz ze
swoim najbliższym otoczeniem tego nie zrozumiał, że pozostał nielojalnym
wobec Rządu w Paryżu, określa - moim zdaniem - jego wielką osobistą od­
powiedzialność za zaostrzanie sporów obozu piłsudczyków z „sikorszczykami”.
Moim zdaniem, które autor dokum entuje, obóz sanacyjny jako całość nie
stanowił żadnego, w każdym razie do lipca 1940, zagrożenia dla nowych władz
w Paryżu. Tak było na emigracji a w kraju szybko narastająca legenda i mit
Sikorskiego, wręcz niezwykle. Niestety, polityka generała i jego akolitów,
niekiedy fatalnych w swej nadgorliwości personalnej, spowodowała pewne
skonsolidowanie się dyskryminowanych piłsudczyków na emigracji, co ponow ­
nie w sposób wyraźny zaostrzyło stosunki w latach od lipca 1940. Po w ydarze­
niach roku 1941 piłsudczyków łączyło nie tylko poczucie generalnie niesłusznej
dyskryminacji, niekiedy żenującej, lecz także mieli możność zarzucania nowym
rządzącym błędy francuskie, a zwłaszcza politykę ustępliwości generała Sikor­
skiego wobec aliantów i wobec Związku Radzieckiego. Nawet wtedy, w okresie
aż po śmierć G enerała, kraj podziemny oficjalnie i społecznie nie widział żadnej
alternatywy dla Sikorskiego, a - wbrew pewnym akcjom dygnitarzy sanacji
w Londynie - pozycja Sikorskiego, z wyjątkiem krótkiego kryzysu lipcowego,
nigdy nie była aż do jego śmierci poważnie zagrożona. O braz obu stron kon­
fliktu daleki jest od budującego: Sikorki i jego ludzie bądź odrzucają lojalne
oferty wielu piłsudczyków, bądź konsekwentnie spychają ich na margines
(Raczkiewicz, Sosnkowski, A. Zaleski), choć ścisłe porozum ienie czas jakiś
było możliwe. Z abrakło niestety Sikorskiemu i jego otoczeniu mądrości poli­
16
Por. uwagi autora, s. 129. O trudnościach Państwa Podziem nego wywołanych polit
rządu Sikorskiego swego czasu sam pisałem podkreślając, iż minister Stanisław K ot prowadził
raczej walkę z sanacją niż z okupantem , por. S. Salmonowicz, Polskie Państwo Podziem ne
(PPP) 1939-1945, w: Walka podziem na na Pom orzu w latach 1939-1945. W 50 rocznicę powstania
Służby Zwycięstwu Polski, pod. red. J. Szilinga, T oruń 1990, zwłaszcza s. 22, 24-20. Por. także mój
artykuł pt. R o zm o w y ze Stanisławem Kotem, w: Szkice z dziejów ustroju i prawa poświęcone
pom ięci Ireny M alinowskiej-Kwiatkowskiej, Kraków 1997, s. 143-151.
Walczymy z okupantem czy między sobą?
87
tycznej, owego dogm atu polityki, iż najbardziej pożądani są ci, którzy przycho­
dzą ostatni: wierni od dawna pozostaną wiernymi, nowo pozyskanych należy
hołubić, nie tylko z uwagi na przypowieść ewangeliczną o robotnikach w win­
nicy. W Paryżu taka polityka była możliwa, lecz po klapie francuskiej mit
generała Sikorskiego utrzymał się tylko w kraju (w którym niewiele wiedziano
0 kulisach spraw na emigracji) oraz w armii A ndersa, gdzie pam iętano, kto ich
uratow ał z sowieckich łagrów...
Była przecież grupa sanacyjna, której klęska niczego nie nauczyła i która na
odm ianę swym nieodpowiedzialnym postępow aniem kom prom itowała cały
obóz polityczny. A utor zgodnie z tytułem książki kładzie stale nacisk szczegól­
ny na fakt, iż nie istniała żadna jednolita postawa piłsudczyków ani w kraju, ani
na emigracji. D la jednych autorytetem - liderem pozostał Śmigły-Rydz, który
żył, jak się okazało, w naiwnym przekonaniu, iż jego autorytet w Warszawie
postawi go autom atycznie na czele krajowej konspiracji, inni najczęściej zawo­
dzili się, szukając twardego autorytetu w Raczkiewiczu (który w życiu nigdy
twardym nie był) bądź w generale Sosnkowskim, którego paraliżowała zbyt
wysoka inteligencja17. W istocie ani do końca wojny, ani po jej zakończeniu,
nigdy nie doszło do generalnego skonsolidowania obozu piłsudczyków, choć
w jednej kwestii byli z czasem zgodni: odrzucali politykę Sikorskiego, zarówno
zagraniczną, jak krajową i personalną, także jego następców a bieg stosunków
polsko-radzieckich i upadek polskiej roli w obozie alianckim w jakiejś mierze
uwiarygodniał stanowisko czołowych piłsudczyków, ale bez żadnej szansy na
końcowy sukces.
Tyle byłoby uwag na marginesie pierwszej części książki. W arto przecież
osobno skoncentrować się na kilku kwestiach dotyczących głównie części dru­
giej, a przez autora nazbyt skrótowo czy enigmatycznie potraktowanych. Są to
kwestie takie, jak: próba oskarżeń różnych grup piłsudczykowskich o próby
rozmów z Niemcami, sprawę niejasną, ale wymagającą jakiegoś rozważenia,
a to przyczyn katastrofy gibraltarskiej w związku z tzw. tropem polskim
1 wreszcie problem stosunku generała Sosnkowskiego do kwestii powstania
w W arszawie. D odajm y jeszcze pragnienie kilku uwag, zarówno o „H am le­
cie” polskiej polityki, jak nazwano kiedyś generała Sosnkowskiego, jak i uwag
o generalne Sikorskim, choćby pod wrażeniem publikacji ostatnich lat.
Część druga pracy obrazuje naprzód nieudany atak piłsudczyków na rząd
Sikorskiego po upadku Francji, a następnie zmienne losy walki obu obozów.
M ożna zauważyć, iż do kryzysu lipcowego 1940 r. może by nie doszło, gdyby
generał Sikorki zdobył się na rzetelną współpracę z prezydentem Raczkiewi17
Twardzi piłsudczycy szybko się do Sosnkowskiego rozczarowywali. Ignacy Matuszewski już
pod koniec 1939 r. pisał, iż Sosnkowskim wykazuje „[...] tę samą niepotrzebną, głupią i rycerską
lojalność z górą”, cytat wedle J. Piotrowski, s. 115. Może jednak generał Sosnkowski był w rze­
czywistości zbyt dla nich wszystkich prostolinijny, nie chciał reprezentow ać żadnych interesów
partyjnych?
88
Stanisław Salmonowicz
czem i gdyby nie szukał stale okazji do zepchnięcia Sosnkowskiego na m argi­
nes. Słabość Raczkiewicza, ale i wahania Sosnkowskiego przyniosły sukces
generałowi Sikorskiemu, ale nie bez poważnych strat. Cały kryzys nie pozostał
bez wpływu (po pierwsze) na kolejne uzależnienie ekipy Sikorskiego od ob­
cego mocarstwa: po zależności niezwykle daleko sięgającej od francuskich
decydentów, Sikorski zbyt szybko podporządkow ał się żądaniom angielskim,
a (po drugie) kryzys lipcowy zaostrzył walkę między obu obozami w Londynie,
która, co autor wykazał, wbrew niektórym sądom, trwała w pełni aż do śmierci
Sikorskiego. Kolejny kryzys związany z polityką wobec Związku Radzieckiego
przyniósł, można powiedzieć, pyrrusowe zwycięstwo Sikorskiemu, ale od tej
pory piłsudczycy nie byli już osamotnieni w opozycji wobec polityki zagranicz­
nej Sikorskiego. Dodajmy rzecz, którą już parokrotnie miałem okazję podkreś­
lać: od tej pory zaznaczył się w działaniach (a zwłaszcza wypowiedziach) gene­
rała Sikorskiego niebezpieczny trend politycznego oszukiwania polityków
i polskiej opinii publicznej, zarówno w Londynie, jak i w kraju, jego rzekom y­
mi sukcesami i silną pozycją w obozie aliantów. Czy Sikorski także sam siebie
oszukiwał - to pytanie pozostaje bez odpowiedzi. Faktem jest, iż ten mit,
niezgodny z faktam i (zwłaszcza w odniesieniu do polityki Roosevelta), spowo­
dował, iż od Teheranu po Jałtę polscy decydenci ulegali różnym złudzeniom,
a głównym autorem tych złudzeń był generał Sikorski, skrzętnie ukrywający
niepowodzenia merytoryczne a nagłaśniający różne rzekom e sukcesy naszej
polityki zagranicznej.
A utor także obszernie omówił działania piłsudczyków w kraju, a zwłaszcza
pow rót Śmigłego do W arszawy i związane z nim spory nawet w obozie piłsud­
czyków. Chciałbym w tej kwestii przy tej okazji zająć stanowisko generalne
historyka oceniającego sprawy nie z punktu widzenia interesów danego obozu
politycznego, ale z punktu widzenia ówczesnego interesu narodowego. W moim
głębokim przekonaniu, opartym także na przesłankach swego rodzaju legaliz­
mu państwowego (który był fundam entem działania Państwa Podziemnego
w kraju), uważam, iż piłsudczycy mieli, oczywiście, wszelkie prawo organizo­
wać się politycznie w kraju czy w Londynie, publikować swe krytyki wobec
rządu gen. Sikorskiego czy rządu Stanisława Mikołajczyka. W inni byli jednak
zawsze uznawać legalność tego rządu i władz Państwa Podziemnego i m.in. nie
organizować jakichkolwiek działań podziemnych, sprzecznych z dyrektywami
legalnych władz. Jak wiadomo, wiele partii chciało mieć „własne wojsko”,
naw et PSL, podpora rządu gen. Sikorskiego. Tak postępowała skrajna praw i­
ca. A rgum entem było m.in. traktowanie Z W Z - A K jako instytucji opanow a­
nej przez sanatorów. Sprawa ta jest dziś dobrze znana18. Powrót Śmigłego do
18
Por. moje uwagi, Polskie Państwo Podziemne. Z dziejów walki cywilnej 1939-1945, W
szawa 1994, zwłaszcza s. 22-24, 34-36. A utor słusznie podkreślił, iż piłsudczycy (zawodowi oficero­
wie) w kraju stanęli u podstaw budowy Państwa Podziemnego, bo „wbrew późniejszej legendzie,
Walczymy z okupantem czy między sobą?
89
W arszawy właśnie budził zewsząd różne obawy, wykraczał poza upraw nione
działania polityczne piłsudczyków - Hem pla, Lipieńskiego czy Józew skiego19.
Był praw dopodobnie próbą pochwycenia władzy w podziemiu a w każdym
razie można było to za taką próbę uznać. T rudno się dziwić zaniepokojeniu
władz w Londynie: Śmigły-Rydz nie mógł być zwykłym konspiratorem , jego
działalność musiała mieć charakter rozłamowy, takiego niebezpieczeństwa nie
stanowił po jego śmierci Obóz Polski Walczącej. Powrót Rydza do Warszawy
stawiał wysokich oficerów KG A K w trudnej sytuacji: byli podkom endnym i
Śmigłego przez długie lata, wielu z nich było jego zaufanymi żołnierzami, jego
przyjazd wystawiał ich lojalność wobec „Londynu” na próbę. Nie da się za­
przeczyć, iż niektórzy oficerowie KG A K sympatyzowali z Piaseckim czy in­
nymi politycznymi działaczami piłsudczykowskimi20, ale odrzucili - jak się
zdaje - ew entualną możliwość podporządkow ania się Śmigłemu a swych sym­
patii politycznych nie łączyli z żadną próbą nielojalności wobec legalnych
władz, którym byli podporządkowani. Śmierć Śmigłego, ciągle przedm iot róż­
nych pozbawionych jakichkolwiek wiarygodnych źródeł historycznych speku­
lacji (D. Baliszewski), rozwiązała ten, być może trudny, problem. Dziś dane
autora o obozie piłsudczykowskim w Warszawie można dodatkow o skonfron­
tować z nowymi m ateriałam i źródłowymi21. M ateriały autora i raport krajowy
z 1942 r. pozwalają na stwierdzenie, iż nawet w okresie lat 1942-1943 nie doszło
do żadnej konsolidacji różnych odłamów obozu piłsudczykowsko-sanacyjnego,
choć wspólnie krytykow ano rząd w Londynie a zwłaszcza politykę wobec
Stalina. Tymczasem w Londynie polityka walki z piłsudczykami, stale podsy­
cana rewelacjami personalnym i Stanisława Kota, trwała bez zmian aż po klęskę
gibraltarską22.
jesienią 1939 roku wcale nie było przesadnie wielu chętnych do tego rodzaju pracy” ; Piotrkowski,
s. 159. Faktem jest, iż do służby u boku Karaszewicza-Tokarzewskiego w tym początkowym okresie
nie zgłosił się żaden generał a wyżsi oficerowie proweniencji austriackiej czy rosyjskiej woleli iść do
niewoli... Por. także m oje uwagi o składzie personalnym KG Z W Z-A K w art. Z dziejów struktur
Polskiego Państwa Podziem nego (1939-1945), „Czasopismo Praw no-H istoryczne” 44 (1992) z. 1-2,
s. 179-187.
19 Z arów no Z. H em pel, jak i H. Józewski byli zdecydowanie przeciwni powrotowi Śmigłego
do Warszawy.
20 W arto tu dodać, iż Piasecki początkowo dysponował sporymi funduszami dostarczonymi
przez Śmigłego, które to fundusze - formalnie rzecz biorąc - Śmigły bezprawnie zatrzymał do swej
dyspozycji. D odam dla prawdy historycznej, iż wiadomo mi (z relacji ustnej zainteresowanego), iż
„B enedykt” - szef „Teczki” - Ludwik Muzyczka pozostawał w luźnych kontaktach z Piaseckim
pod koniec okupacji a nawet miał finansować w jakiejś mierze jego działalność prasową.
21 A utor już nie zdążył wykorzystać ciekawego raportu D epartam entu Spraw W ewnętrznych
D elegatury Rządu R P w W arszawie z 15 grudnia 1942 r. o politycznej działalności piłsudczyków
w kraju, por. M. Gałęzewski, Raport specjalny. Sanacja, „Zeszyty Historyczne” 2003, nr 143,
s. 150-168. R aport pióra ludzi dalekich od sanacji ma jednak charakter rzeczowej informacji
i subtelnie relacjonuje zróżnicowanie obozu sanacyjno-piłsudczykowskiego.
22 W marcu 1943 r. (J. Piotrkowski, s. 273) S. Kot potrafił oświadczyć publicznie, iż wedle
90
Stanisław Salmonowicz
Po burzliwych latach 1944-1945 przyszły gorzkie czasy emigracji pow ojen­
nej i jeszcze trudniejsze dzieje piłsudczyków w kraju. W swoim czasie zwró­
ciłem uwagę na fakt, iż reżim komunistyczny szczególnie ostro zwalczał pił­
sudczyków oraz niepodległościowych działaczy podziemia PPS rodowodem
z byłej Kongresówki, w nich upatrując, nic bez racji, głównych przeciwników
dobrze znających Rosję i komunizm2'. Spora część prawicy spod znaku
Dmowskiego czy część ludowców, po różnych perypetiach, znajdowała jednak
modus vivendi z reżimem, by wspomnieć choćby działaczy ludowych (Niecko,
Wydech, Kiernik itd.)24. Na emigracji, jak to autor obszernie udokum entował,
okres powojenny bynajmniej piłsudczyków nie zjednoczył, być może wręcz
ożywił podziały sięgające jeszcze lat trzydziestych. Tu zapewne główną rolę
odegrała polityka prezydencka (Raczkiewicz, Zaleski), która uniemożliwiła
dążenie Kazimierza Sosnkowskiego do złagodzenia sporów i konsolidacji ca­
łej emigracji. W brew gromkiej retoryce z różnych stron o koniecznej jedności,
właśnie spór między piłsudczykami (Zaleski, Karaszewicz-Tokarzewski czy
Cat-Mackiewicz kontra Sosnkowski) spowodował podważenie legalności
władz RP na Uchodźstwie i wieloletnie, dość wątpliwe spory wewnętrzne.
Podzielony na wiele obozów polityczny świat emigracji londyńskiej tracił
stopniowo autorytet. W rezultacie - patrząc z perspektywy krajowej - dwa
ośrodki, niemal twory jednostkow e - Jerzego Giedroycia paryska „K ultura”
i Jan Nowak-Jeziorański z polską redakcją RW E (zwalczaną przez gros sił
emigracji...) więcej znaczyły dla kraju w walce z komunizmem niż cała oficjal­
na emigracja polityczna.
Na zakończenie uwag z lektury monografii niewątpliwie cennej kilka kwes­
tii szczegółowych, ale niebagatelnych dla spraw polskich lat 1939-1945.
Kwestia pierwsza, którą autor wprawdzie porusza, ale nie w pełni rozważył,
to problem oskarżania pewnych środowisk piłsudczykowskich o próby kolabo­
racji politycznej z Niemcami. Oskarżenia te - nie bez powodów - były trwałe
przez niemal cały czas okupacji, o czym świadczą chociażby uwagi na ten tem at
w Raporcie D elegatury Rządu z 15 grudnia 1942 r. W zmiankuje się w nim, iż
ugrupowania podziem ne piłsudczyków w Warszawie zdecydowanie odrzucają
jakiekolwiek „ukłony” wobec Niemców, co wywoływało oskarżenia związane
niego w kraju sanacja jest bardziej znienawidzona niż okupant niemiecki. Tego typu oświadczenie
dyskwalifikuje go jako polityka, dowodziło nie tylko zaślepienia w walce z przeciwnikami politycz­
nymi, ale i nieumiejętności poznania realiów okupacji hitlerowskiej, co sam zresztą mogłem stwier­
dzić w czasie moich rozmów ze Stanisławem Kotem na wiosnę 1961 r. we Francji.
23 Por. S. Salmonowicz, Postawy inteligencji polskiej wobec stalinizmu 1944-1956. Refleksje
historyka, „Czasy N ow ożytne”, t. VI, 1999, s. 217.
24 A utor wspomina podjęcie pracy nad odbudową kraju Eugeniusza Kwiatkowskiego i casus
byłego ministra A ntoniego Romana. Dołączyłbym casus bardziej jaskrawy byłego wojewody
i żandarm a osławionego Stefana Kirtiklisa, który w Rumunii stał się działaczem Związku P atrio­
tów Polskich i wrócił do kraju, gdzie mimo jego wątpliwej przeszłości nie spotkały go żadne
represje.
Walczymy z okupantem czy między sobą?
91
z tzw. sprawą L eona Kozłowskiego25, czy wypowiedzi A leksandra Bocheńskie­
go26. Wiemy dziś o pewnych próbach sondaży, czy nawet współpracy z N ie­
mcami, znany jest casus program owego germanofila, Władysława Studnickiego. We wspomnieniach Jerzego Giedroycia, który sam - na inicjatywę niem iec­
kiego przedstawicielstwa w Bukareszcie - nie uchylił się od rozmowy, traktując
ją jednak wyłącznie jako sondaż dyplomatyczny stanowiska niemieckiego,
znajdujemy także istotną wzmiankę o Aleksandrze Bocheńskim, późniejszym
ideologu PAX-u Bolesławie Piaseckim, człowieku zawsze uważającym się za
realistę politycznego, co można przecież rozumieć dość krytycznie na tle jego
drogi życiowej. Otóż Giedroyć napisał dosłownie o nim, notabene człowieku
mu bliskim przed wojną: „[...] był programowym kolaborantem skłonnym
współpracować nawet z Niemcami po przegranej wojnie. Ale tym się różnił
od Studnickiego, że rozszerzył to na Polskę Ludow ą”27. Faktem jest, iż właśnie
z osobą Bocheńskiego i Janusza Radziwiłła, z pewnymi kręgami piłsudczyków
w W arszawie łączono tzw. próbę utworzenia kolaboracyjnego rządu w W ar­
szawie na jesieni 1939 r.2S U Jacka Piotrkowskiego brak rozważań na ten tem at,
podobnie niem al całkowicie pomija sprawę prób kolaboracji z Niemcami
w Libourne (i w Lizbonie) latem 1940 r., które wychodziły jednak głównie
od piłsudczyków i która to sprawa była ostatnio przedm iotem rozważań
i polem ik29. Stwierdźmy krótko, iż w momencie klęski Francji różni politycy
na czele ze Stanisławem Catem-M ackiewiczem i Tadeuszem Bieleckim lanso­
wali pogląd o konieczności „dołączenia do P etaina” i szukania porozum ienia
z Niemcami. Stanisław Cat-Mackiewicz, nie bez racji, podobnie jak i jego brat,
Józef Mackiewicz, byli uważani przed 1939 r. za germanofilów i zdecydowanych
antykom unistów. Dalszy ciąg akcji z Libourne stanowił tzw. m em oriał z Lizbo­
ny złożony w imieniu grupy polskich polityków w ambasadzie niemieckiej
w Lizbonie. W spółdziałał z tą inicjatywą były wiceminister Szembek, a jako
negocjator występował płk. Kowalewski, który już w Rumunii szukał kontak­
tów z Niemcami30. Szeroko porusza te kwestie w swoich publikacjach B ernard
25 Byty prem ier L. Kozłowski uwolniony z więzienia sowieckiego i przebywający w armii gen.
A ndersa z niej zdezerterow ał i przeszedł na stronę niem iecką i następnie do s'mierci przebywał
w Berlinie.
26 A leksander Bocheński był kolejno konserwatystą sanacyjnym, człowiekiem bliskim jednak
B. Piaseckiego, potem podejm ował próby rozmów z Niemcami. Po wojnie stał się swego rodzaju
ideologiem grupy PA X -u o wyraźnie rusofilskim stanowisku.
27 J. Giedroyć, Autobiografia na cztery ręce, s. 69.
2X Tamże, s. 84, wspomina, iż odebrał w Rumunii na jesieni 1939 r. kartkę z Warszawy od
A. Bocheńskiego, który pisał dosłownie: „ Nie bądź głupi, wracaj, robimy rząd”.
29 Por. S. Salmonowicz, J. Serczyk, Z problem ów kolaboracji w Polsce w latach 1939-1941,
„Czasy N owożytne”, t. XIV, 2003, s. 43-66.
30 J. G iedroyć (Autobiografia na cztery ręce, s. 51-52) wysoko cenił Kowalewskiego, o sprawie
Libourne nie wspomina. O kontaktach Kowalewskiego z obcymi am basadami piszą natom iast
T. Dubicki, S.J. Rostworowski, Sanatorzy kontra piłsudczycy, s. 57-58.
92
Stanisław Salmonowicz
W iaderny, którego autor jednak nie cytuje31, a wzmianka na s. 167 o Libourne
nie satysfakcjonuje32. Sprawa Leona Kozłowskiego, byłego prem iera II RP,
miała ewidentnie znamiona zdrady stanu i była próbą kolaboracji z Niem ca­
mi, stąd trudno przyjąć uwagi autora na ten tem at (s. 264-266), który szuka dla
Kozłowskiego okoliczności łagodzących, jakich nie było. Takich okoliczności
osobiście nie widzę także dla Józefa Mackiewicza, ale kwestia ta wykracza poza
tem at, bo nie był on piłsudczykiem. Ten wielki pisarz polski, co trudno nego­
wać, był przecież tak zajadłym antykomunistą, iż gotów był popierać zwycię­
stwo Niemiec hitlerowskich, co wyraźnie wynika z jego artykułów publikow a­
nych po wejściu Niemiec do Wilna w koncesjonowanym piśmie okupacyjnym.
Jak wiadomo, wydała nań wówczas wyrok Polska Podziem na, który, dla dobra
literatury polskiej, szczęśliwie nie został wykonany. M ożna bardzo pozytywnie
oceniać losy powojenne J. Mackiewicza i wielu (nie wszystkie) jego publikacji,
ale nie sposób nie zauważyć, iż - rebus sic stantibus - w Wilnie 1941 r. istniały
wszelkie podstawy do uznania go za kolaboranta33. Konkludujmy, że na m ar­
ginesach obozu piłsudczykowskiego istaniały pewne tendencje do szukania
porozum ienia z Niemcami. Nie miały skutków poważniejszych także i dlate­
go, że H itler takiej kolaboracji sobie nie życzył, ale nie sposób tego faktu
pomijać, bo i on wpływał na politykę sikorszczyków, w których obozie istniały
wyolbrzymione obawy jakiejś akcji grup sanacyjnych porozum ienia się z Nic31 Por. B. W iaderny, Der Polnische Untergrundstaat und der deutsche Widerstand, Berlin
2002, s. 91-97, który w kontekście wskazuje na wiele nazwisk piłsudczyków jako ewentualnych
rozmówców w sprawach jakiegoś m odus vivendi z Niemcami. W brew krytykom W iadernego
uważam jego informacje za istotne.
32 D o dziś pozostaje niejasnym, dlaczego wystąpienie Cata-Mickiewicza w Libourne i jego
niewątpliwy współudział w sprawie Lizbony nie znalazły poważniejszego epilogu w Londynie.
Sprawa przecież była znana w otocznieu gen. Sikorskiego, o czym świadczą ówczesne notatki
Karola Estreichera jra, por. S. Salmonowicz, O D ziennikach Karola Estreichera Jra (1906-1984),
„Czasy Nowożytne” t. XV, 2003, s. 288.
33 Historycy literatury broniący J. Mackiewicza zazwyczaj nie znali tekstów, które wywołały
wyrok podziemia. W ystarczy jeden cytat z artykułów Mackiewicza w „Gońcu C odziennym ”,
piśmie koncesjonowanym przez Niemców w Wilnie. W num erze z 10 sierpnia (nr 10) pisał M ac­
kiewicz w kilka tygodni po wkroczeniu do Wilna: „Jakiż ratunek? Jakież wyjście z tej sytuacji? Jedno tylko: Sowiety należy rozbić, zanim zakończy się wojna. Zanim z tą wojną nie ruszą same na
Europę. Już grom adzą siły, już jest za minutę dwunasta! Któż miał tego dzieła dokonać? W sytuacji
z roku 1941 czyli ostatecznego term inu dla ratowania Europy przed zarazą bolszewicką mogły tego
dokonać tylko i wyłącznie Niemcy. O to się chyba absolutnie nikt spierać nie będzie. A fakt, że tego
dokonały, ośmieliłbym się policzyć im nie jako zasługę wobec całego świata kulturalnego, lecz jako
spełnienie świętej misji [...]. Anglia dla własnych celów stanęła po przeciwnej stronie, zawarła
z bolszewikami sojusz. Przez to pogłębiła tylko poprzednie nieszczęście, które pozwoliłem sobie
nazwać powyżej: nieszczęście II w ieku”. Polska miała dwóch wrogów, to fakt, ale nawoływanie do
współpracy z Niemcami, twierdzenie, że zwycięstwo koalicji będzie większym nieszczęściem dla
E uropy zupełnie pomijało fakt, że cała Polska była wówczas pod krwawą okupacją niem iecką
H itlera, który nb. żadnej polskiej kolaboracji politycznej sobie nie życzył, bo w dalszej kolejności
po Holocauście naród polski był przeznaczony do likwidacji.
Walczymy z okupantem czy między sobą?
93
mcami. Ludzie, którzy, tak jak W. Studnicki, myśleli o jakimś kompromisie
z Niemcami po wrześniu 1939 r., byli w tym sensie anachroniczni, iż w czasie
II wojny nie były to Niemcy II Rzeszy, lecz Niemcy nazistowskie, z którymi
żadna ugoda ze strony polskiej nie była możliwa: naziści potrzebowali agentów
intelektualnych typu Skiwskiego, czy Burdeckiego, a zwłaszcza agentów G es­
tapo typu Kalksteina, ale nie mieli zamiaru prowadzić jakichkolwiek p ertrak­
tacji politycznych, które by uznawały praw a drugiej strony.
Kwestia następna, którą mocno żałuję, że autor nie rozwikłał przy swej
znajomości źródeł - to problem niejasny, czy z obozu piłsudczyków rzeczywiś­
cie wychodziły jakieś próby lub zamiary godzenia na życie gen. Sikorskiego. Od
dawna osobiście stoję na stanowisku, iż katastrofa gibraltarska była raczej
awarią sam olotu bądź błędem pilotów, ale wykluczyć sabotażu nadal nie m oż­
na. Brak natom iast godnych zaufania źródeł mogących potwierdzać sabotaż
kogokolwiek. Obracam y się tu w kręgu plotek szerzonych przez bzdurne rela­
cje (S. Strumph-W ojtkiewicz, D. Irwing, D. Baliszewski), które zazwyczaj ob­
ciążają podejrzeniam i Anglików, co o tyle jest dziwne, że z całą pewnością
śmierć Sikorskiego, uważanego przez nich za człowieka słabego, była w ich
dążeniach do pogodzenia Polaków z dyktatem Stalina bardzo niewygodna.
Pozostaje przecież problem czy i wówczas nie było wcześniej polskich prób
zamachu? U autora jedyna wzmianka na ten tem at (s. 265-266) niczego nie
wyjaśnia. Pytanie zaś brzmi: czy można obciążać jakiekolwiek środowisko
piłsudczykowskie, zwłaszcza ludzi II Oddziału Sztabu, odsuniętych na bok,
jakimikolwiek podejrzeniami? Osobiście w to nie wierzę, ale faktem jest, iż
sikorszczycy na czele ze Stanisławem Kotem zawsze głosili, że katastrofę gibraltarską spowodowali „dwójkarze”34. Przyjmuję, że autor też uważa te po­
głoski za bezzasadne, ale lepiej byłoby się do nich ustosunkować.
Przechodzę do dwóch ostatnich kwestii. Pierwsza to problem spojrzenia na
dwie kluczowe postacie epoki: Sikorskiego i Sosnkowskiego. Takiej uwagi
bilansującej autor nam nie przedstawił, choć o samym Sosnkowskim napisał
bardzo dużo. Problem oceny globalnej Sikorskiego wykracza oczywiście poza
ścisłe ramy tem atu.
G enerał Sikorski przeszedł do legendy narodowej. W pewnej mierze, nie
jest to uwaga bynajmniej złośliwa, jego śmierć w 1943 r. tę legendę podtrzym ała
i kanonizowała. Dziś, kiedy znamy dość dokładnie dalszy bieg wydarzeń, kiedy
znamy dyplomatyczne akta tajne am erykańskie czy brytyjskie (kłopot tylko
z tajnymi aktam i sowieckimi), sylwetka tego wybitnego męża stanu i genera­
ła, człowieka, który odegrał już wielką rolę w latach 1918-1926, rysować się
34
W czasie moich rozmów ze S. K otem w 1961 r., K ot uporczywie to powtarzał, ale żadnych
dowodów nie przytoczył. J. G iedroyc (Autobiografia na cztery ręce, s. 93) tak napisał o Kocie po
1947 r.: „[...] bardzo się zaprzyjaźnilis'my, co nie przeszkadzało mu nadal żywić różnych manii. M.in.
twierdził uporczywie, że zamach na Sikorskiego zrobili Polacy”.
94
Stanisław Salmonowicz
poczyna, podobnie jak i Józefa Piłsudskiego w cały jego długim życiorysie,
niejednoznacznie i wszelkie oceny globalne są trudne. Faktem jednak jest, iż
bardzo trudna rola historyczna generała Sikorskiego w latach 1939-1943 nie
może być - jak wiele razy bywało - traktow ana jedynie apologetycznie. Pod­
niósł sztandar sprawy polskiej w momencie klęski, reprezentow ał Polskę b ar­
dzo godnie na arenie międzynarodowej, miał poparcie francuskie, potem an­
gielskie, pozornie i am erykańskie, a przecież - z biegiem spraw wojennych sprawa polska wyglądała coraz gorzej. Czy można mu choć częściowo przypisać
winę za bieg wydarzeń, zwłaszcza za wiele decyzji polskich lat 1944-1945, które
przecież nieraz mocno wiązały się z nadziejami, jakie rozbudzał? O wiele gorzej
będzie wyglądało nasze spojrzenie na politykę wewnętrzną, krajową i em igra­
cyjną Sikorskiego, na co omawiana książka dostarcza wiele dowodów potw ier­
dzających ostrą ocenę Jerzego Giedroycia. Nie da się dziś zaprzeczyć, iż błędów
Sikorskiego (i otoczenia, które firmował) było wiele: zależność, jak i nadm ierna
wiara we Francję, co mocno zaszkodziło sprawie polskiej w 1940 r., niewłaści­
wa, bo m ałostkowa polityka wobec przeciwników czy krytyków, próżność
i frustracje G enerała, które mu nakazywały działania nieraz wręcz nieładne
a szkodliwe. Wiemy, jak wyglądały stosunki szefa skromnej początkowo ekipy
Wolnych Francuzów de G aulle’a z sojusznikami. D e Gaulle jednak w ielokrot­
nie wygrywał z arogancją Roosevelta, z protekcjonalnym stanowiskiem C hur­
chilla. Sikorski zbyt szukał poklasku u obcych i ten poklask iluzoryczny przed­
stawiał rodakom jako wyraz naszej mocnej pozycji w obozie alianckim. Zw ła­
szcza szkodliwy był mit (którem u uległ później i Mikołajczyk) o rzekom o
silnym poparciu am erykańskim polskich racji. Najgorszym problem em była
oczywiście sprawa stosunków ze Związkiem Radzieckim. Czy Sikorski mógł
prowadzić politykę dającą tu lepsze rezultaty? - Jak wiadomo, właśnie ta
polityka Sikorskiego i Mikołajczyka była najmocniej przez piłsudczyków kry­
tykowana nie bez racji. Rzecz jednak w tym, że nie wiemy do dziś czy jakakol­
wiek polska polityka w latach 1943-1944 przyniosłaby lepsze rezultaty.
Czy generał Sosnkowskim reprezentow ał tu rzeczywistą alternatywę? Ustalenia autora potwierdzają generalnie wiele już poglądów wypowiedzia­
nych o Sosnkowskim, także w kręgu jego najbliższych współpracowników.
Jerzy Giedroyć, którego zdania nie sposób lekceważyć, sam pisał o nim, iż
„[...] był wyjątkową, rzeczywiście wyjątkową inteligencją. Był chyba inteligent­
niejszy od Piłsudskiego. Ale Piłsudski umiał podejm ować decyzje [...]”35. P o­
dobne zdanie sam już kiedyś wypowiedziałem. Dziś jesteśmy dość zgodni
w widzeniu Sosnkowskiego jako wybitnego męża stanu i szefa sztabu o wybit­
nym umyśle koncepcyjnym. Nikt nie może mu zarzucić prywaty czy działań
wątpliwych etycznie. Jego inteligencja nakazywała mu w każdej sytuacji roz­
ważyć wiele scenariuszy, z najbardziej dramatycznymi na czele i to go w pew ­
35 J. Giedroyć, Autobiografia na cztery ręce, s.39.
Walczymy z okupantem czy między sobą?
95
nym momencie paraliżowało. Jego poczucie odpowiedzialności, zmysł politycz­
ny, wszystko to razem powodowało, iż bądź zwlekał z każdą decyzją ryzykow­
ną, bądź podejm ował decyzje raczej kompromisowe, czy odwlekające sprawę,
a najczęściej, niestety, uchylał się od podjęcia jakiejkolwiek decyzji. Tu nawią­
zać trzeba do sprawy Powstania Warszawskiego. Udział Sosnkowskiego
w procesie decyzyjnym, który doprowadził do wybuchu w Warszawie o „G o­
dzinie W ”, autor ujął dość mgliście (s. 303-305), a powinien był ustosunkować
się choćby do moich publikacji na ten tem at, w których wskazywałem, iż
generał Sosnkowskim jako Naczelny W ódz był zobowiązany do podjęcia jed ­
noznacznej decyzji opartej na przesłankach militarnych (problem ryzyka)36.
Taką decyzję, uwzględniającą także pro i contra polityczne, musiałby otwarcie
przedstawić Rządowi RP do akceptacji. Tego, niestety, nic uczynił, a przecież
gdyby Rząd R P nie akceptował tej decyzji, mógł się podać do dymisji i kraj
zawiadomić o jej przesłankach. W istocie widział w pełni ryzyko akcji w W ar­
szawie, miał wątpliwości także co do jej sensu politycznego, ale żadnej decyzji
w formie rozkazu nie wydał, a do W arszawy (także przez Okulickiego) wysyłał
sygnały niejednoznaczne, a następnie wyjechawszy do Włoch, przestał mieć
wpływ na bieg wydarzeń, wysyłając depesze raczej dla przyszłych historyków,
niż dla decydentów w Warszawie. W rezultacie oficerowie KG AK, którzy
podejmowali definitywne decyzje, także wprowadzeni w błąd przez generała
T atara, byli przekonani, iż ich decyzja nie stoi w sprzeczności ani ze stanowis­
kiem Rządu RP, ani z poglądem Naczelnego W odza37.
Ostatni rozdział pracy pt. Strażnicy pamięci dotyczy lat późnych w kraju i na
emigracji, śledzi losy czarnej czy złotej legendy piłsudczyków niemal po rok
wydania książki. Słusznie m.in. autor przypom niał też niewesołe dywagacje
Jadwigi Sosnkowskiej (s. 396). W wielu kwestiach warto tu zaznaczyć, jej
uwagi, szerzej nie skom entowane, w pełni są zrozumiałe tylko dla znawców
epoki. M łode pokolenie badaczy praw dopodobnie nie słyszało słynnych czas
krótki audycji Jadwigi Sosnkowskiej, a przecież pomijając problem manipulacji
autora tych audycji (W. T. Kowalski), ukazywały one rozmiary frustracji żony
„Szefa” (a więc pośrednio i jego samego), który po roku 1926 był ciągle na
uboczu i ostro oceniał rządzących zwłaszcza od roku 1935. Może w arto byłoby
dla historyka wydać teksty tych audycji z odpowiednim fachowym kom enta­
rzem? Słusznie także autor odnotował krytyczne relacje czy reakcje piłsudczy­
ków wobec innych manipulacji historycznych, jak wobec znanych audycji
D. Baliszewskiego o Śmigłym i jego śmierci, co Wacław Jędrzejewicz, najwyż36 Por. moja książka naprzód wydana w II obiegu pt. Powstanie Warszawskie. Próba upo­
rządkowania problem ów genezy i oceny ogólnej, Warszawa, wyd. Krąg 1981, pod pseudonim em
A ntoni Nowosielski, II wyd. pod moim nazwiskiem, T oruń 1990, oraz moje uwagi Polityczna
geneza Powstania Warszawskiego, w: Powstanie Warszawskie z perspektywy półwiecza, Warszawa
1995, s. 29-42.
37 Por. moje uwagi Polityczna geneza Powstania, s. 38-42.
BIBLIOTEK* INSTYTUTU HISTORYCZNEGO
Uniwersytetu W a c ła w s k ie g o
96
Stanisław Salmonowicz
szy autorytet historyczny obozu piłsudczyków osądził jednoznacznie (s. 400).
Sam autor (s. 249-251) także przekreślił jako niepoważne naukowo wszelkie
rewelacje redaktora D. Baliszewskiego na tem at śmierci Śmigłego.
Zwięzłe „Zakończenie” autora nieco rozczarowuje, jest chyba zbyt pate­
tyczne. Dla mnie jako historyka zawsze pozostaje istotnym pytanie, dlaczego
tak wielu piłsudczyków w dobie sanacji uległo politycznej i moralnej dem ora­
lizacji, zaraziło się „sprawowaniem władzy”, wolnym nieraz od hamulców
etycznych. Obóz byłych piłsudczyków był od dawna niejednolity. Już w 1939 r.
jednym było bliżej do „Falangi” i ideologii narodow ej, inni czuli zawsze pewną
więź z kołami, ludźmi PPS. Także i później szacunek dla W acława Jędrzejewicza czy ideowej postawy, ale nie taktyki, Sosnkowskiego czy W acława Lipieńskiego nie może przesłaniać całkiem sądu historycznego o wielu innych lu­
dziach sanacji, o generale Dąbie-Biernackim, Kasprzyckim czy losach niejas­
nych i m eandrach politycznych Klaudiusza H rabyka czy Stanisława Cata-Mackiewicza.
Czasy Nowożytne, tom XVII/2004
Periodyk pośw ięcony dziejom polskim i pow szechnym od X V do X X w ieku
Bogdan Chrzanowski
(Toruń)
Piotr Matusak, Wywiad Związku Walki Zbrojnej - Armii Krajowej 1939-1945, Warszawa 2002, s. 781, ilustracje
Literatura dotycząca wywiadu zawsze cieszyła się dużą popularnością. O t­
warcie archiwów polskich i zagranicznych, chociaż jeszcze nie w pełnym wy­
miarze, umożliwia podjęcie, już bez żadnych ograniczeń, badań nad historią
działań wywiadowczych. Towarzyszyła im przy tym atm osfera tajemniczości
i „obszaru nieznanego”. Dotyczy to zarówno początkowego szpiegowania
w latach nieraz bardzo odległych, jak i profesjonalnego już wywiadu prow a­
dzonego w dobie dziejów najnowszych, w w arunkach pokoju lub wojny. Szcze­
gólnie ciekawa i nie do końca znana jest praca wywiadów walczących stron
podczas II wojny światowej. Dużą rolę odgrywały tutaj wywiady zdobywające
informacje w zakresie walki podziemnej, a więc konspiracyjny wywiad wojsko­
wy i cywilny. Takim był właśnie wywiad Polskiego Państwa Podziem nego
(PPP), czyli Służby Zwycięstwu Polski (SZP), Związku Walki Zbrojnej - A r­
mii Krajowej (ZW Z-A K ) i Delegatury Rządu R P na Kraj. W swojej publikacji
P. M atusak starał się przybliżyć właśnie dzieje wywiadu wojskowego: SZP,
ZW Z-A K na terenach okupowanego kraju, a także na terenach Rzeszy. A utor
słusznie zwrócił uwagę na skrom ną literaturę w tym zakresie. W ymienił tutaj
podstawowe prace: A. Pepłońskiego1, P. M. Lisiewicza2 i inne. M ożna dodać,
że jest ich nieco więcej3.
Dla szerszego zobrazowania pracy wywiadowczej Polskiego Państwa P o­
dziemnego w arto przytoczyć publikacje traktujące o działalności przedw ojen­
1 Zob. A. Pepłoński, W ywiad Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie 1939-1945, W arszawa
1995.
2 P. M. Lisiewicz, Bezimienni. Z dziejów wywiadu A rm ii Krajowej, W arszawa 1987.
3 Zob. np. Z biór dokum entów ppłk. E dm unda Charaszkiewicza, Opr., wstęp i przypisy:
A. Grzywacz, M. Kwiecień, G. Mazur, Kraków 2000. W tym miejscu zabrakło także pracy
L. G ondka. Na tropach tajemnic III R zeszy, W arszawa 1987 i M. Ney-Krwawicza. Komenda
Główna A rm ii Krajowej 1939-1945, W arszawa 1990, s. 85-109 (rozdział dotyczący struktury wy­
wiadu; obydwie pozycje są wymienione, ale w bibliografii). Zob. też ogólne rozważania na tem at
wywiadu: M. H erm an, Potęga wywiadu, przekład J. Kozłowski. W arszawa 2002 (do ostatniej
pozycji A utor nie zdążył już dotrzeć).
98
Bogdan Chrzanowski
nego Oddziału II Sztabu W ojska Polskiego (W P), ponieważ część jego kadry
nadal pozostawała w służbie, tyle że w w arunkach podziem nych4.
W szerszym stopniu można było uwzględnić niepublikow ane wspomnienia,
które mimo naturalnej dla każdego człowieka subiektywności rzucają jednak
światło na zagadnienia wywiadu i kontrwywiadu Kom endy Głównej (KG)
Z W Z -A K \ Powyższa uwaga odnosi się również do całej bazy źródłowej. Jest
ona obszerna, ale dla tak szeroko ujętego tem atu większa byłaby korzyść,
gdyby baza ta została poszerzona np. o archiwa Instytutu Pamięci Narodowej
(IPN) - Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko narodowi Polskiemu, archiwa
byłych D elegatur U rzędu Ochrony Państwa (D U O P, obecnie zbiory IPN),
Archiwa Sądów Wojewódzkich, IH PAN w Warszawie gromadzącego zarów­
no dokum entację, jak i wspomnienia, Archiwum Polski Podziemnej w W arsza­
wie czy Fundacji „Archiwum i Muzeum Pom orskie Arm ii Krajowej oraz W oj­
skowej Służby Polek” w Toruniu (trzy ostatnie archiwa nie zostały w ogóle
wymienione w wykazie źródeł, nie mówiąc już o zagranicznych: niemieckich
i rosyjskich). Głównie bazowano na zbiorach C entralnego Archiwum W ojsko­
wego i W ojskowego Instytutu Historycznego, natom iast w o wiele mniejszym
stopniu odwoływano się do Archiwum A kt Nowych (A A N ), gdzie znajdują się
także akta KG Z W Z -A K (w tym bardzo obszerne II Oddziału), wywiadu NSZ
i innych organizacji oraz dokum enty gestapo. Nie wiadomo, czy w Studium
Polski Podziemnej (SPP) w Londynie została przeprow adzona kwerenda, czy
też archiwalia te tylko zostały udostępnione przez Panią M. W iecheć (por.
s. 217, przyp. 16 i s. 478, przyp. 195-200). W łaśnie w SPP znajduje się ogromna
dokum entacja dotycząca wywiadu ZW Z-AK.
4 Por. np. W. Jastrzębski, M ajor Żychoń i bydgoska ekspozytura wywiadu, Bydgoszcz 1994;
W. Baliński, Człowiek w cieniu. Tadeusz Pełczyński. Zarys biografii, Kraków 1994; A. Misiuk,
Służby specjalne II Rzeczypospolitej, W arszawa 1998; T. Grabarczyk, Struktura, organizacja
i m etody działania bydgoskiej ekspozytury polskiego wywiadu w latach 1930-1939, T oruń 2001;
H. Ćwięk, Przeciw A bw ehrze, W arszawa 2001; A. Peploński, Kontrwywiad II Rzeczypospolitej,
Warszawa 2002.
5 Zob. m.in. B. Zakrzewski, Formy organizacji i relacja o działalności O ddziału InformacyjnoWywiadowczego K om endy Głównej A K w okresie okupacji, Instytut Historii PA N (dalej; IH PA N )
w Warszawie, mps, sygn. A 68/59; tegoż, Problem bezpieczeństwa w K G A K , mps, W arszawa 1976,
tam że, sygn. A 659/76; tenże, W ywiad Z W Z -A K . Współdziałanie wywiadu ofensywnego Z W Z -A K
z innym i organizacjami. Materiał pom ocniczy do syntezy Polski w latach II wojny światowej, mps,
W arszawa 1972 (fragm. w zbiorach autora [dalej: w zb. aut.]); tenże, Kontrwywiad w walce
Z organami represyjnymi okupanta, mps, Warszawa 1973 (fragm. w zb. aut.). A utor wymienił
wprawdzie relację B. Zakrzew skiego (s. 560, przyp. 16 i n.) znajdującą się w Archiwum W ojsko­
wego Instytutu Historycznego A kadem ii O brony N arodowej (dalej: A W IH obecnie [ob.] W ojsko­
we Biuro Badań Historycznych [dalej: W BBH]), nie podał jednak tytułu. Być może jest to włas'nie
któreś z przytoczonych tutaj wspomnień. Zob. także niewykorzystane wspomnienia: A. Potyrała,
W spomnienia dotyczące spraw M arynarki Wojennej, mps, Gdynia 1960, Archiwum M uzeum M a­
rynarki W ojennej w Gdyni; S. Ignaszak, Ekspozytura „ L om bard” (mps w zb. aut.); tenże, Sieci
„Lom bardu” na Pom orzu (mps w zb. aut.).
Wywiad Związku Walki Zbrojnej - Armii Krajowej 1939-1945
99
Przy tak dużej liczbie przypisów mogą zdarzyć się niedopatrzenia. Ale
w m iarę możliwości należy je eliminować i stosować jednolitą formę zapisu6.
W niektórych wypadkach raz podaw ana jest nazwa archiwum (niekiedy pełna
po uprzednim zastosowaniu skrótu) i sygnatura, innym razem tytuł dokum entu,
potem archiwum. Nie zawsze podaw ano nazwę zespołu, z którego pochodziły
dokum enty (np. w stosunku do A W IH , gdzie chodziło o akta Arm ii Krajowej) . N iektóre sygnatury podaw ane były niedokładnie .
Książka W ywiad Zw iązku Walki Zbrojnej-Armii Krajowej 1939-1945 zos­
tała podzielona na 10 rozdziałów. Omówiono w nich tworzenie wywiadu pod­
ziemnego po zakończeniu walk jesiennych 1939 r., strukturę wywiadu ZW ZAK, w tym wywiadu ofensywnego, wywiadu na szczeblu obszaru i okręgu,
efekty najważniejszych działań wywiadowczych, kontrwywiadowczych, pracę
Oddziału II KG A K po upadku Powstania W arszawskiego oraz współpracę
z wywiadami: państw koalicji antyhitlerowskiej i państw „Osi”. D odatkow o
przedstawione zostały sprawy związane z wzajemnym przenikaniem sieci wy­
wiadu Polskiego Państwa Podziemnego i Trzeciej Rzeszy.
M ożna zastanowić się, czy nie lepsza byłaby nieco inna konstrukcja, np.
połączenie rozdziału III z V lub umieszczenie ich obok siebie tak, aby sprawy
organizacyjne znalazły się w jednym miejscu. To samo dotyczy organizacji
kontrwywiadu (rozdział VII). Może korzystniejsze byłoby też zestawienie roz­
działu VI (odnoszącego się do rozpoznawania aparatu okupanta przez wywiad
ZW Z-A K ) i rozdziału IX dotyczącego z kolei zwalczania wywiadu Związku
Walki Zbrojnej-A rm ii Krajowej przez władze niemieckie. Rozdziały te są
bowiem zbliżone do siebie tematycznie. Przyjęcie takiego lub innego kryte­
rium jest sprawą dyskusyjną.
Na początku Wydawca skierował do Czytelnika kilka uwag w prowadzają­
cych w tem at i kulisy powstania książki, którą przygotowano w ram ach prac
prowadzonych w Instytucie Historii Akadem ii Podlaskiej w Siedlcach. Jednak
już tutaj zakradł się błąd. Powołanie Związku Walki Zbrojnej nastąpiło bo­
wiem nie 11 a 13.11.1939 r. i nie była to bynajmniej akceptacja Służby Zwycię­
stwu Polski utworzonej 26/27.09.1939 r., lecz przeciwnie spowodowane zostało
nieufnością i niechęcią gen. Władysława Sikorskiego do tej organizacji.
W e wstępie P. M atusak nakreślił istotę i cele wywiadu ZW Z-A K , przyta­
czając też wcześniejsze osiągnięcia przedwojennego Oddziału II Sztabu WP,
jakim było niewątpliwie rozszyfrowanie „Enigmy”, a podczas toczącej się woj­
6 W spisie treści brak jest wyszczególnienia stron, na których znajdują się przypisy zam ie­
szczone na końcu każdego rozdziału. Czytelnik będzie miał problemy z szybkim odnalezieniem
odsyłaczy.
7 Por. s. 78, przyp. 25, s. 132, przyp. 34, s. 217, przyp. 18, 33, 44, s. 367, przyp. 53, s. 369,
przyp. 160.
8 Zob. np. zapis: A AN , A kta KG AK, sygn. 203/9. Istotnie akta te oznakow ane są sygnaturą
203, ale zapis powinien wyglądać nieco inaczej: 203/III-9.
100
Bogdan Chrzanowski
ny - broni „V ” . Słuszna jest tutaj uwaga, że do wszelkich akcji sabotażowych,
dywersyjnych czy likwidacyjnych konieczne było właściwe rozpoznanie. Każdy
żołnierz ZW Z-A K był więc jednocześnie wywiadowcą. Jednak likwidacja do­
wódcy SS i policji dystryktu warszawskiego SS-Brigadenfiihrera Franza Kutschery miała miejsce nie 2 a 1.02.1944 r.
Pełne odtworzenie pracy wywiadu ZW Z-A K jest rzeczą bardzo trudną. Na
przeszkodzie stoi niepełna dokum entacja, co dostrzeżono w niniejszej pracy.
Mimo to na podstawie m eldunków wywiadowczych i relacji częściowo można
zrekonstruow ać niektóre sieci wywiadowcze wraz z kryptonimam i oraz tzw.
drogę służbową na linii Kom enda Okręgu - K om enda Obszaru - Kom enda
Główna (np. Obszaru Zachodniego). Ma rację A utor, stwierdzając, iż zacho­
wane archiwalia i relacje muszą zostać poddane krytycznej analizie. Konieczna
jest też konfrontacja z dokum entam i niemieckimi9.
Rozdział I dotyczy tworzenia wywiadu SZP, ZW Z-A K oraz udziału
w pracach wywiadu innych organizacji i grup środowiskowych. Tak jak inne,
został podzielony na podrozdziały, co ułatwia prześledzenie całości m ateriału.
W prowadzając Czytelnika we właściwy tem at, P. M atusak odniósł się do pracy
przedw ojennego Oddziału II 10. W ymieniona prze A utora placówka wywiadu
głębokiego „Bom baj” usytuowana była nie w Berlinie a w Szczecinie. Owszem
placówka berlińska używała kryptonimu „Bombaj II”, ale tylko przez krótki
czas.
Rzeczywiście struktury Polskiego Państwa Podziem nego powstawały na
bazie inicjatyw podejm owanych przez przedw ojenne władze RP. Działaniom
tym patronow ał Oddział II Sztabu WP. W pracach tych brało udział wielu
oficerów w różny sposób powiązanych z „dwójką”, np. późniejszy Kom endant
Główny ZW Z-A K gen. Stefan Rowecki („G ro t”) 11. Natom iast jego poprzed­
nik gen. Michał Karaszewicz-Tokarzewski był Dowódcą Głównym Służby
Zwycięstwu Polski a nie K om endantem Głównym. W SZP nie było Kom endy
Głównej tylko Dowództwo Główne. Błąd ten pow tórzono na dalszych kartach
książki (s. 299).
Wiele ciekawych informacji dotyczy „M uszkieterów”. Trzeba tu dodać, że
po wojnie wielu jej członków nie chciało się przyznawać do członkostwa w tej
organizacji. Organizacja ta miała w Warszawie skrzynki kontaktow e dla wy­
9 Np. A u tor wspomniał o braku potwierdzenia zdrady Szefa R eferatu Zachodniego „Stra­
ganu” KG A K mjr. Karola Trojanow skiego („R adw an”) (s. 17). W innym zaś miejscu pisał o jego
współpracy z Niemcami (s. 152).
10 Nie wykorzystano tu ciekawych materiałów dotyczących Ekspozytury N r 3 w Bydgoszczy
przechowywanych w D elegaturze b. U O P w Bydgoszczy: Rozpracowanie Obiektowe (RO ) p o d
kryptonim em „ Targowica” (odpisy w zb. aut.).
11 Nie tylko brał on bezpośredni udział w pracach \ \ u indu, ale trzeba uzupełnić, interesował
się fachową literaturą na ten tem at. Zob. F. Touchy , >ie szpiegostwa podczas wojny światowej
1914-1918. z przedm ow ą majora Szt. Gen. Stefana Roweckiego, W arszawa 1923.
Wywiad Związku Walki Zbrojnej - Armii Krajowej 1939-1945
101
wiadu portowego: „Pom orzanin 1” (ul. Kossaka 15), „Pom orzanin 2” (ul. C ho­
pina) i przy ul. Natolińskiej 5.
Inną organizacją, mającą silnie rozbudow ane kom órki wywiadu, był „Miecz
i Pług” (Zjednoczone Organizacje Ruchu „Miecz i Pług” - „M iP”). Dobrze się
stało, że wspom niano tutaj o ich udziale w rozpracowaniu broni „V ”, chociaż
trzeba sprostować, że plany te zdobył nie Augustyn Träger („Sęk”) - „G ene­
ralny Starosta Pom orski”, ale jego syn - Rom an, który powołany do W ehr­
m achtu znalazł się na Peneem iinde12.
W spomnieć też trzeba, że wywiad prowadziła również N arodowa O rga­
nizacja W ojskowa (NOW ). Zachowało się jednak bardzo mało m eldunków
Oddziału II NOW . Jeden z nich z kwietnia 1942 r. dotyczył sytuacji na
ziemiach zachodnich. Natomiast bardzo prężny wywiad stworzyła wspom nia­
na przez A utora Organizacja Wojskowa Związek Jaszczurczy (OW ZJ). T e ­
reny zachodnie penetrow ała Ekspozytura „Z achód” („Z ”), mająca swoje
placówki nie tylko na terenach zachodnich, ale i w samej Rzeszy. Sprostować
należy, iż placówką w Berlinie kierował nie Bonifacy Wojciechowski a Bogu­
sław Świętopełk Wojciechowski z Torunia, podczas okupacji przebywający
w W arszawie13.
Omawiając udział poszczególnych grup zawodowych w wywiadzie, w tym
pracowników poczty na terenach okupowanej Polski, pom inięto inne tereny,
w tym Pomorze, gdzie np. w Toruniu wykradano donosy kierowane do gestapo.
Główną uwagę skupiono tylko na Warszawie.
W rozdziale II przedstawiono rozwój organizacyjny wywiadu ZW Z-AK .
Przybliżono tutaj początkowe inicjatywy Rządu RP we Francji starającego się
jak najszybciej odbudow ać sprawny aparat wywiadowczy tak na zachodzie, jak
i w okupowanym kraju, gdzie Komendanci Okupacji Niemieckiej i Sowieckiej
(a nie dowódcy okupacji) także czynili starania w tym zakresie. Jednak Oddział
Informacyjno-W ywiadowczy Sztabu Naczelnego W odza był bardziej rozbudo­
wany niż podano w recenzowanej książce. Istniał bowiem Wydział Ogólny,
Wywiadowczy, Ewidencji i Studiów, Finansowy, Lotniczy Wydział W ywiado­
wczy i Wydział Wywiadowczy Kierownictwa M arynarki W ojennej14.
W dalszej części rozdziału przedstawiono strukturę wywiadu ofensywnego
KG Z W Z -A K wraz z wykresami, które różnią się nieco od zamieszczonych we
12 Szerzej: B. Chrzanowski, „Miecz i Pług" (Zjednoczone Organizacje Ruchu „Miecz i Pług")
na P om orzu w lalach okupacji niemieckiej 1939-1945, T oruń 1997, passim.
13 Szerzej: B. Chrzanowski, Zw iązek Jaszczurczy i N arodowe Siły Zbrojne na P om orzu 19391947. Nieznane karty pom orskiej konspiracji, T oruń 1997, passim.
14 Zob. A. Peploński, W ywiad, s. 57 i n. W korespondencji Oddziału II zachowanej w SPP
w Londynie niektóre nazwy brzmiały inaczej: Oddział Wywiadowczy, Wydział O bronny (1943 r.),
Oddział Informacyjno-Wywiadowczy Sztabu Naczelnego W odza (NW ), Oddział Wywiadowczy
Sztabu N W (1944 r.), a w przypadku wywiadu morskiego: W ydział Wywiadowczy M arynarki
W ojennej lub Wywiad Morski (1944 r.) itp.
102
Bogdan Chrzanowski
wcześniejszej literaturze. Brak odniesienia do wcześniejszych ustaleń utrudnia
wyciągnięcie ostatecznych wniosków15.
R eferat „Z achód” („201” [a nie „207”], „A W ” - Agencja Wywiadowcza),
obejmujący O środek Wywiadowczy „51 K K ” - Rzesza, centralnych sieci wy­
wiadowczych „Stragan” KG ZW Z-A K , rzeczywiście dzielił się na trzy grupy:
„W ybrzeże”, „Środek” i „Południe”. Jednak pełne nazwy, których nie podano,
brzmiały: „WO-3 - W ybrzeże” (Wywiad Ofensywny lub „W est-O st”, czyli
„W schód-Zachód”), „W O-2” - „Środek” i „W O-1” - „Południe”. Jest to rzecz
istotna, gdyż na dalszych kartach książki wspom inano o siatce „W O-3”, nie
wyjaśniając tego skrótu16.
Obsada Biura Studiów Wojskowych i Biura Studiów Wywiadu G ospodar­
czego (Przemysłowego) omówiona została nie tylko w tym rozdziale, ale
i w piątym, gdzie scharakteryzow ano główne działy pracy wywiadu ZW ZA K (podrozdział: Biura Studiów, s. 119-121, 371-375).
W ymieniany tutaj Ludwik Kalkstein, kierujący wywiadem lotniczym, który
po aresztowaniu w 1942 r. podjął współpracę z gestapo i brał udział w rozpra­
cowywaniu K om endanta Głównego A K gen. S. Roweckiego, miał również
swoją siatkę na Pom orzu17.
Opisywany przez A utora Dział Łączności z Zagranicą („Z agroda”) pod­
legał Oddziałowi V (Łączności) KG ZW Z-AK . Istotnie pracował za pomocą
Oddziału II, ale organizował własne szlaki. Jedna z czołowych postaci „Z a­
grody” - obecnie płk Elżbieta Zawacka, używała pseudonim u „Z o ”, a nie
„Z oo”, zaś „kpt. Jan Nowak «Zych»” - to Zdzisław Jeziorański - obecnie
Jan Nowak-Jeziorański. Natom iast Hildegarda Bigocka podczas okupacji p ra­
cowała w „Zagrodzie”, a nie w wywiadzie (s. 314). Owszem, tak jak każdy
żołnierz ZW Z-A K rejestrowała wszelkie spostrzeżenia, które mogły okazać
się przydatne dla wywiadu. O „Zagrodzie” pisano też w innych miejscach
(s. 93, 453). Sprostować trzeba, że szlak kurierski przebiegał z W arszawy przez
Gdynię do Szwecji. Natom iast wymieniany Gdańsk stanowił w minimalnym
tylko stopniu punkt kontaktowy „Zagrody”. A resztowania wśród członków
gdyńskiej placówki „Zagrody” w marcu 1944 r. były skutkiem tzw. wsypy
„Jaracha” a nie „Jarachy” (R udolf Zażdel vel Zasdel). Kryptonim „D anu­
sia” nosiła placówka w Gdyni, a nie w Gdańsku.
15 Por. m.in. J. Tucholski, Cichociemni, wyd. II uzupełnione, W arszawa 1983, s. 522;
A. Pepioński, W ywiad, s. 312; P. M atusak, W ywiad, s. 126-128. Jako pierwszy schem at ten o p ra­
cował Andrzej Chmielarz. Stanowił on punkt wyjścia do dalszych badań i uzupełnień zamieszczo­
nych w przytoczonych pozycjach. Jednak jedynie J. Tucholski powołał się na to opracowanie.
16 Por. O . Guziur, M. Starczewski, „ L id o ” i „Stragan”. Ślązacy w wywiadzie A rm ii Krajowej
Czeski Cieszyn 1992, s. 54 i n. O samej strukturze R eferatu „Z achód” pisano w kilku miejscach
np. s. 108,145, 150, 372.
17 Zob. B. Chrzanowski, Wywiad Z w iązku Walki Zbrojnej-A rm ii Krajowej na Pom orzu
w latach okupacji niemieckiej, referat wygłoszony na sesji w Polskiej A kadem ii Umiejętności
Krakowie w 2002 r. (w druku).
,
Wywiad Związku Walki Zbrojnej - Armii Krajowej 1939-1945
103
Rozdział III poświęcony został wywiadowi ofensywnemu ZW Z-A K . Ma
rację A utor, pisząc, że Brytyjczycy bardzo pozytywnie oceniali m eldunki nad­
syłane z Polski. Jak wiadomo, północne tereny Rzeszy i obszarów zaanektow a­
nych penetrow ała grupa „W ybrzeże”. Działali tam m.in. G erard Derengowski
(„G erw azy”) i Stefan Kamiński. Jednak osoby te umieszczono w różnych
pionach organizacyjnych (ZJ, AK), a niekiedy można odnieść wrażenie jakby
przedstawiano je po raz pierwszy, chociaż była już o nich mowa wcześniej
(s. 101, 139, 143, 145, 315). Należy więc sprostować, że w skład grupy „W y­
brzeże” wchodziły różne sieci: „A ”, „C ”, „D ”, „F ” , „J”, „K ” i inne. Tworząc je,
w niektórych wypadkach bazowano na kontaktach innych organizacji. I tak np.
sieć „A ” działającą na odcinku warszawsko-pomorskim budowali, m.in. człon­
kowie Organizacji Wojskowej Związek Jaszczurczy. D o nich należał właśnie
S. Kamiński pochodzący z Tczewa, a podczas okupacji przebywający w W ar­
szawie. Z zadaniami wywiadowczymi wysłał go na Pom orze i do Królewca,
także mieszkający w stolicy, p.o. K om endanta Z J na obszarze pom orskim
Mieczysław Dukalski („Mieczysław Pom orski”, „Plam ka”) 18. Jedną z grup
o kryptonimie „Kolej” kierował Alfred Blum a nie Bum. W Gdyni wywiadem
OW ZJ kierował Andrzej Eliaszewicz („A la”, przybrane nazwisko „W aszkie­
wicz”, „Iwaszkiewicz” a nie „Stary”) współpracujący z kpt. rez. A ntonim Wiśniewskim-W iensem z wywiadu ZW Z-AK . G rupa A. W iśniewskiego-Wiensa
(„G rubski”, krypt. „A-14”) wchodziła w skład sieci „A ” Kom endy Głównej
Związku W alki Zbrojnej-A rm ii Krajowej. Sam A. Wiśniewski-Wiens nigdy nie
kierował wywiadem ZJ w Gdyni. Po prostu w sieci „A ” grupy „W ybrzeże”
krzyżowały się struktury wywiadu ZW Z-A K i Z J 19. Tak samo nie istniała sieć
„A la” (od ps. A. Eliaszewicza), tylko ośrodek gdyński Ekspozytury „ Z ” O r­
ganizacji W ojskowej Związek Jaszczurczy. Ośrodek ten utrzymywał później
łączność z Brodnicą i wywiadem ZJ oznaczonym kryptonim em „M are”. E ks­
pozytura „M are” nie wchodziła w skład Wydziału M arynarki W ojennej „A lfa”
KG AK, o czym będzie mowa w dalszej części recenzji. W spomniany S. K a­
miński zmarł w W arszawie na białaczkę, a nie wskutek wyczerpania nerw owe­
go. W swoich relacjach G. Derengowski, jak i niektórzy inni „jaszczurkowcy”,
nie przyznawali się początkowo do udziału w pracach w OW ZJ. Relacja Jego
wymaga więc weryfikacji.
W ydaje się, że zamieszczenie informacji o tworzeniu sieci „W O -3” m.in.
przez N orberta G ołuńskiego w zestawieniu z informacjami odnoszącymi się
do lat 1940-1941 jest nieporozum ieniem , gdyż ppor. N. Gołuński - „cicho­
ciem ny” został zrzucony do kraju dopiero 16/17.09.1943 r. Posługiwał się
pseudonim em „B om bram ” i „W itold”, a „M iś” to pseudonim innego „ci­
18 Przed wojną mieszkał w Gdyni. Na stronie 143 nazwisko to figuruje aż w trzech wersjach:
Duhalski, D ukalski i Buhalski.
19 Szerzej: B. Chrzanowski, Zw iązek Jaszczurczy.
104
Bogdan Chrzanowski
chociem nego” - W ładysława Maksysia. Obaj pracowali w wywiadzie m or­
skim „L om bardu”.
W ymieniona M onika Dymska to instruktorka Przysposobienia W ojskowe­
go K obiet (PW K) w Toruniu, od 1939 r. zaangażowana w dywersji pozafrontowej „G runw ald”, w ram ach której przechodziła szkolenie dywersyjne (m.in.
w lipcu 1939 r. w Puszczy Kampinoskiej), co nie jest równoznaczne z rolą
agenta wywiadu WP, jaką jej przypisano w książce. Od jesieni 1940 r. działała
w wywiadzie OW ZJ i w ram ach Ekspozytury „Z achód” współpracowała ze
„Straganem ” KG ZW Z-A K . D o wywiadu zwerbował ją A rnold Nierzwicki
(„Krzysztof”, „K onrad”, „M arta”), kierujący Eskpozyturą „ Z ”20.
T rudno też uznać za pracującego w ram ach „Straganu” - Zygm unta Grochockiego, harcerza i członka ZJ w Starogardzie, który wprawdzie założył
kom órkę Związku Jaszczurczego we Francji, ale miał tylko luźne powiązania
z ogólnopolskim Z J21.
Z wywiadem Związku Jaszczurczego współpracował ppor. rez. Klemens
Wieki (a nie Walicki), stojący na czele jednej z sieci wywiadu dalekiego zasię­
gu KG ZW Z-AK . Na tym terenie uwagę koncentrow ano przede wszystkim na
zagadnieniach dotyczących przemysłu morskiego. Informacje te zbierała głów­
nie sieć „C ”. Analizą m eldunków wywiadowczych zajmowało się Biuro Stu­
diów Wojskowych (BSW), gdzie praw dopodobnie od drugiej połowy 1941 r.
istniał R eferat Morski. W spółpracował on z R eferatem M orskim Biura Stu­
diów Wywiadu Przemysłowego. Nie było natom iast żadnego „okrętowego
Biura Studiów W ojskowych” (s. 146)22.
Inną, wymienioną w książce P. M atusaka, siatką wywiadu ofensywnego KG
Z W Z -A K na Pom orzu kierował Edm und W elz z Gdyni. Jej członkowie po­
sługiwali się kryptonimam i zaczynającymi się od litery „J”. Jednym z kierow­
ników tej siatki był Stanisław Karczm arek mający do pomocy m.in. W alburgę
Kłosek a nie Skwiercz (s. 148)23.
Z kolei na czele wywiadu w Podokręgu Południowo-W schodniego stał - ale
praw dopodobnie - T eodor Bieganowski (nie podano jego imienia). Struktury
wywiadu w Toruniu organizował Piotr Jaźwiecki („Schm idt”) a nie Jaźwiński.
Z. Szatkowki pełnił funkcję inspektora Inspektoratu Rejonowego Bydgoszcz,
a nie wywiadu w Podokręgu M orskim AK. Poza tym kom órki wywiadu zaczęto
tworzyć w tym podokręgu w drugiej połowie 1941 r. a nie w 1940 r. Jeden
z ważniejszych punktów kontaktowych mieścił się w zakładzie ślusarskim B er­
narda Badziąga w Gdyni (a nie Baciąga, s. 148). W spółpracowano tu także
20 Nazwisko to kilkakrotnie zniekształcono: Nieszwiński, Nierzwiński, Mierzwicki (s. 143,144,
155).
21 Szerzej na ten tem at: B. Chrzanowski, Z w iązek Jaszczurczy, s. 50-53 n.
22 Szerzej na ten temat: B. Chrzanowski, A. Gąsiorowski, W ydział M arynarki Wojennej
„ A lfa” Kom endy Głównej A rm ii Krajowej, T oruń 2001, s. 126-128 n.
23 O grupie E. W elza pisano dwukrotnie: na s. 148 i 313.
Wywiad Związku Walki Zbrojnej - Armii Krajowej 1939-1945
105
z K om endantem Pomorskiej Chorągwi Szarych Szeregów B ernardem Myśliwkiem 24 i W ładysławem Drapiewskim (a nie Drapiejew skim )25.
Szkoda, żc A utor prezentując strukturę „L om bardu” KG AK, nieco od­
m ienną od podawanej w literaturze przedm iotu, nie podał źródła informacji,
zwłaszcza że przykładowo poznańska Ekspozytura Wojskowej Służby Kobiet
(WSK) nie wchodziła w skład tej sieci, natom iast ściśle z nią współpracowała.
Z kolei strukturę grupy „Bałtyk” wywiadu „Lom bard” niepotrzebnie przed­
stawiono kilka razy (np. s. 155, 160, 163, 313).
Sprostować również trzeba, że punkt kontaktowy dr. M ayhófera mieścił się
w jego przychodni lekarskiej w M alborku a nie w Królewcu. Pracowała tam
Polka zaangażowana w wywiadzie o pseudonim ie „A ldona” (NN), ale punkt
ten nie nosił jej imienia (pseudonimu). Rzeczywiście dostarczono tam m ikro­
filmy dotyczące obozów koncentracyjnych, które następnie przerzucono do
Szwecji. Pom oc okazywał tu pastor szwedzki, ale miał on pseudonim „W a­
za”, a nie „X-10” (to był kryptonim m aklera gdyńskiego pracującego w wywia­
dzie szwedzkim - imię i nazwisko ustalone). Należało zaznaczyć, że działająca
w Szwecji Ekspozytura „Północ” Oddziału II Sztabu Naczelnego W odza funk­
cjonowała nieoficjalnie przy Poselstwie RP w Sztokholmie.
W spomniany przez A utora oddział bydgoski „Zagralin” wiosną 1943 r.
spalił paszę i słomę na linii kolejowej Bydgoszcz-Gdańsk, a nie wysadził pociąg
pod Gdańskiem.
Nieco inaczej wyglądała też sprawa przekazania do Londynu m eldunku
o w'yrzutniach „V ” w Peenem ünde. Nie mogła go przewieźć emisariuszka
Władysława Macieszyna („Sława”), ponieważ została aresztowana w W iedniu
8.04.1943 r.26
Rozdział IV dotyczy struktur wywiadu funkcjonujących w poszczególnych
okręgach. W ydaje się jednak, że brakuje tutaj bardziej precyzyjnego wyjaśnie­
nia relacji wywiadu Kom endy Głównej z Kom endami Okręgów. Czytelnik
24 Właściwe nazwisko brzmi B. Myśliwek a nie Myśliwak. Szerzej zob. A. Gąsiorowski, Szare
Szeregi na P om orzu 1939-1945, T oruń 1998. ‘
25 Podobnych zniekształceń nazwisk jest bardzo dużo i nie sposób wychwycić wszystkie. Zob.
np.: płk W. B erka a nie B erke (s. 27 i n.), M aria Kacprzyk a nie Kacprzak (ob. Tabeau, s. 152),
Aleksy Jędryczka, nie Jędryczko, Augustyn a nie August T räger (s. 51 i n.), Stefan Ignaszak, nie
Ignaczak (s. 154), Ferdynand Słomiriski, nie Słomieński (s. 166), płk. Emil Macieliński, nie Mycieliński (s. 171), gen. Friedrich Paulus, nie von Paulus (s. 207, 381 i n.), A niela i M arian Przygodzcy,
nie Przygoccy (s. 314), Józef Rzeźniczak, nie Rzeźniczek (s. 452), Edm und Śmierzchalski, nie
Smirzcholski (s. 453), Emilia Malessa, nie Melassa (s. 665), R udolf O strihansky nie Ostrihański
(s. 670) i wiele innych. Z ob. też nazwy geograficzne np. Łęgno - chodzi o Łęgnowo, obecną
dzielnicę Bydgoszczy (s. 155, 159, 163).
26 Szerzej o tym zob. B. Chrzanowski, „Miecz i P ług”, s. 312-313, 462-474 i n. W książce
P. M atusaka mocniej należało zaakcentować wkład organizacji „Miecz i Pług” w wykrycie broni
„V ”. Por. też niewykorzystaną tutaj pozycję M. M iddlebrooka, Nalot na Penneemiinde, przełożył
M. Duryasz, W arszawa 1987.
106
Bogdan Chrzanowski
może się zgubić w „gąszczu” nadmiernej liczby problem ów i faktów. Podobnie
jak w rozdziałach poprzednich, tak i teraz zdarzają się zbytnie powtórzenia bez
odpowiedniego odsyłacza lub uzasadnienia konieczności takiego „zabiegu”.
Dobrze, że omówiono wszystkie obszary i okręgi ZW Z-A K . W ten sposób
uzyskano możliwie pełny obraz działań wywiadu wojskowego Polskiego P ań­
stwa Podziemnego. Tytułem uzupełnienia można zaznaczyć, iż niektóre okręgi
położone w Polsce centralnej także zbierały informacje o przemyśle morskim,
jak np. Okręg Śląski czy Lubelski. Okręgi te wykorzystywały mieszkańców
Pom orza znajdujących się na ich terenie do zadań wywiadowczych w miejs­
cach przez nich zamieszkałych przed wojną. Przykładowo O kręg Lubelski
uzyskiwał w ten sposób informacje z Elbląga, M alborka, Królewca, Gdańska
i Gdyni. W arto też wspomnieć, że meldunki organizacji „O dra”, działającej
głównie na Pom orzu Zachodnim , trafiały do W arszawy m.in. poprzez Wydział
II O kręgu Krakowskiego AK.
Jeżeli chodzi o Okręg Poznański ZW Z-AK , to trzeba sprostować, że kpt.
L. Km iotek („D ołęga”, „Pom ian”) organizował w W ielkopolsce struktury
Wojskowej Organizacji Ziem Zachodnich (W O ZZ) a nie Organizacji Orła
Białego (OOB). Istotnie jednym ze współpracowników mjr. Stefana Łukowicza („Szczepan”) - członka przedwojennej Tajnej Organizacji Konspiracyjnej
w W ielkopolsce - był por. F. Pawela („Jarociński”)27. Pisząc o wywiadzie V III
Okręgu PN, A utor miał chyba na myśli organizację Polska Niepodległa, wy­
jaśnienia tej nazwy zabrakło w wykazie skrótów. Znalazła się tam za to błędna
nazwa W O Z Z - W ojsko Ochotnicze Ziem Zachodnich, podczas gdy popraw na
nazwa brzmi: W ojskowa Organizacja Ziem Zachodnich. Z wymienianych osób
stojących na czele Wydziału II Okręgu Poznańskiego zabrakło ppor. Zygm unta
Giżyckiego („Z ąb ”), mimo iż nie miał on pełnomocnictwa ze strony Kom endy
Okręgu.
Słuszne jest stwierdzenie A utora, że na Pom orzu dominował wywiad m or­
ski, chociaż penetrow ano tam również inne gałęzie przemysłu pracującego na
potrzeby wojenne, np. przemysł lotniczy. Pewne krytyczne uwagi nasuwają się
podczas czytania całego podrozdziału o Okręgu Pom orskim ZW -AK. I tak nie
było O kręgu Pom orskiego Służby Zwycięstwu Polski, gdyż w statucie SZP
przewidywano Dowództwa W ojewódzkie a nie Kom endy Okręgów. Pomimo
usilnych prób, jesienią 1939 r. nie zdołano zorganizować Dowództwa W oje­
wódzkiego na Pomorzu. M jr Józef Ratajczak („K arolczak”) był p.o. Dowódcy
27
Skierowano więc tam F. Pawelę, a nie F. Pawela. Z kolei na s. 300 T. Grygier figuruje jako
Rygiel. W tym miejscu można było wykorzystać materiały z sesji toruńskiej z 1989 r. Zob. T. Grygier,
Rola majora Szczepana (Stefana) Łukow icza w organizowaniu konspiracji pomorskiej, w: Walka
podziem na na Pom orzu w latach 1939-1945. w 50 rocznicę powstania Służby Zwycięstwu Polski.
Materiały sesji w Toruniu 27-28 I X 1989 r., red. J. Sziling, Toruń 1990, s. 390-392. Zob. także:
M. W oźniak, Geneza i początki organizacyjne Służby Zwycięstwu Polski-Zw iązku Walki Zbrojnej
w obszarze poznańsko-pom orskim (październik 1939-wrzesień 1940), tamże, s. 67-91
Wywiad Związku Walki Zbrojnej - Armii Krajowej 1939-1945
107
SZP i K om endanta Okręgu Pom orskiego ZW Z. W spółdziałający w tworzeniu
pomorskiej SZP płk Michał Gnoiński nie używał pseudonim ów „Irena”,
„W ojna”, „M ajewski”. To są pseudonim y por. Franciszka W łodarczyka
z „G runw aldu”, który zaczął nawiązywać pierwsze kontakty na Pom orzu jesienią 1939 r. Pełnił też funkcję pierwszego szefa wywiadu tzw. pierwszej pom or­
skiej ekipy SZP. Józef Gruss („Stanisław”) włączył się w struktury pom orskie
trochę później. Szefem sztabu początkowo był chor. Edw ard Schneider
(„Czaszka”), a od połowy 1940 r. do końca okupacji kpt/mjr Józef Chyliński
(„K am ień” , „R ekin”, „W icher”).
Skorygować i uzupełnić trzeba znane już z literatury niektóre imiona
i nazwiska: Kazimiera Rogozińska, a nie K. Rogozińska (podczas okupacji
Bartel), Ludwika Stencel a nie L. Stenzel, M aria Biegoń-Buczkowska a nie
Irena Buczkowska, Felicja Jettka a nie F. Jettke, Katarzyna Borzyszkowska
a nie K. Borzyszko (s. 311), Jan Kieruj a nie Jan Kierujem (s. 313) i inne. Okręg
Pomorski początkowo dzielił się na 3 Podokręgi: Kujawski (Południowy),
Środkowy i M orski (Północny). W połowie 1943 r. dokonano reorganizacji,
dzieląc go na 2 Podokręgi: Północno-Zachodni i Południowo-W schodni. Do
tego doszły dwa tzw. Podokręgi Zewnętrzne: Północno-W schodni (Królewiec)
i Północno-Zachodni (Szczecin).
Gdyński punkt „Fela” zorganizowane w ram ach wywiadu dalekiego zasię­
gu KG ZW Z-A K . W spółpracowano tutaj z wywiadem OW ZJ, ale nie był to
punkt tej organizacji. Pastor szwedzki w Gdyni, także mający kontakt z tym
punktem , sprawował opiekę duszpasterską nad obywatelami szwedzkimi, zwła­
szcza marynarzami, a nie nad wszystkimi ewangelikami zamieszkującymi w tym
mieście bądź okolicy.
W spom niana Zofia Gołębiowska (a nie Gołębiewska) istotnie pracowała
przed wojną dla Oddziału II WP. Została jednak aresztow ana w Toruniu
w końcu 1939 r., skazana na śmierć i stracona, więc nie mogła działać w po­
dziemiu w 1942 r.
Cytowany fragm ent „Sprawozdania «Pawła»” z jesieni 1944 r. pochodzi ze
sprawozdania kpt. Alojzego Suszka („Paw eł”) - inspektora Inspektoratu R e­
jonowego Bydgoszcz, publikowanego bez błędów i z przypisami w publikacji
Okręg P om orze A rm ii Krajowej w dokumentach 1939-1945zs.
Z kolei wymieniony „Bruno Jasieński” to Brunon Jasiński - inspektor
bydgoski ZW Z-A K , który aresztowany w czerwcu 1942 r. rzeczywiście zała­
mał się w śledztwie. Sprawa ta znalazła swój tragiczny finał po wojnie, kiedy to
5.06.1945 r. został zastrzelony w swoim mieszkaniu w Bydgoszczy.
28
Wyd. B. Chrzanowski, A. Gąsiorowski, J. Sziling, T oruń 1991, s. 94-95. Zob. także: Fun­
dacja Archiwum i M uzeum Pomorskie Armii Krajowej oraz Wojskowej Służby Polek (dalej:
FA PA K ) w Toruniu, A kta Pom orskiego O kręgu AK, sygn. 5.
108
Bogdan Chrzanowski
Należy także sprecyzować poszczególne falc aresztowań wśród pracowni­
ków wywiadu na Pomorzu. I tak np. S. Hensel został aresztowany 11.04.1942 r.,
K. Wieki - 26.06.1942 r. a F. Bendig - 6.08.1944 r. Aresztowania objęły również
gdyńską kom órkę „Z agrody”, nazywaną niesłusznie przez P. M atusaka „grupą
przerzutow ą Franciszka Szwarca” (winno być Schwarza).
Wywiad Armii Krajowej nic współpracował z A rm ią Czerwoną, a akcja
„B-2” (do dziś budząca kontrow ersje i nie do końca wyjaśniona) polegająca
na przekazaniu Rosjanom planów obrony Gdyni przez harcerzy z Tajnego
Hufca Harcerzy, stanowiła wyłącznie ich inicjatywę, mimo utrzymywania kon­
taktów z W ydziałem II Kom endy Okręgu.
Omawiając Okręg Śląski, Obszar i Okręg Lwowski czy O kręg Wileński
można było w tym miejscu sięgnąć do prac O. Guziura i M. Starczewskie­
go29, Z. W altera-Janke30, G. M azura i J. W ęgierskiego31, R. K oraba-Żebryka32 i innych.
W rozdziale V przedstawiono działy wywiadu ZW Z-AK . Dużo uwagi po­
święcono tutaj funkcjonowaniu Biur Studiów Oddziału II KG ZW Z-A K
(kwestie te - jak wiadomo - omówiono też w rozdziale III). W Biurze Studiów
Wojskowych działał m.in. R eferat Morski, którym kierował kpt/km dr ppor.
Józef Woźnicki („W ałek” a nie „W aldek”). Natom iast w Biurze Studiów Wy­
wiadu Przemysłowego na czele Referatu M orskiego stał mgr Benedykt Krzywiec („Jakub”), a po nim ppor. rez. mar. woj. inż. (nie km dr) A leksander
Potyrała („Tarnow ski”).
Z ebrane informacje ujmowano w m eldunkach według następującego sche­
matu: I. Przemysł hutniczo-mechaniczny, II. Przemysł motorowy, III. Przemysł
morski, IV. Przemysł chemiczny, V. Surowce, VI. Praca, VII. Zaopatrzenie,
VIII. Organizacja przemysłu niemieckiego, IX. K oniunktura.
Trzeba również dodać, że wywiad wojskowy zbierał także informacje do­
tyczące nastrojów ludności polskiej, litewskiej, białoruskiej, ukraińskiej, ży­
dowskiej i niemieckiej. Tego typu wiadomości gromadził zasadniczo aparat
D elegatury Rządu RP na Kraj, ale w m eldunkach „Straganu” wprowadzono
specjalny dział „N astroje” . W mniejszym stopniu sprawami tymi interesował
się „Lom bard” KG AK.
W niniejszej publikacji zwrócono uwagę na rolę tzw. Tajnych Instrukcji
Wywiadowczych. Uzupełnić należy, że wymieniana w książce Ekspozytura
„M are” OW Z J posługiwała się kilkustronicową instrukcją odnoszącą się do
zagadnień transportu kołowego i kolejowego. W łaśnie w tym miejscu należało
29 O. Guiziur, M. Starczewski, „ L ido" i „Stragan". Ślązacy w wywiadzie A rm ii Krajowej.
30 Z. W alter-Janke, W A rm ii Krajowej na Śląsku, Katowice 1986.
31 G. Mazur, J. Węgierski, Konspiracja lwowska 1939-1944. Słow nik biograficzny, Kraków
1997. Jest też wiele innych prac J. W ęgierskiego wymienionych w bibliografii, których zabrakło
właśnie w tym miejscu.
12 R. K orab-Żebryk, Operacja wileńska A K , W arszawa 1985.
Wywiad Związku Walki Zbrojnej - Armii Krajowej 1939-1945
109
opisać działalnos'ć grupy wywiadowczej „Kolej” a nie na s. 139. Zachowało się
bardzo dużo m eldunków obrazujących ruch transportów wojskowych, chyba
zbyt mało wykorzystanych w tej pracy.
W brew tem u. co pisał A utor, nie ma dowodów, że Konspiracyjna Szkoła
M ałoletnich Lotnictwa, nazywana też grupą „Lotnisko” w Bydgoszczy, podle­
gała Referatowi Informacyjno-W ywiadowczemu Oddziału II KG AK. Mimo
kontrowersji na tem at tej grupy ślady prowadzą raczej do bydgoskiego „Miecza
i Pługa”.
Podrozdział odnoszący się do wywiadu morskiego nic został odpowiednio
oznaczony (s. 452). W ogóle sprawami morskimi w okupowanym kraju zajm o­
wał się Wydział M arynarki W ojennej „A lfa” KG Armii Krajowej współpracu­
jący z Wydziałem M orskim Wojskowego Biura Przemysłu i Handlu Szefostwa
Biur Wojskowych i W ydziałem Morskim D epartam entu Przemysłu i Handlu
Delegatury Rządu RP na Kraj33. Podrozdział ten wymaga pewnych uzupełnień
i sprostowań. Wybrzeże Gdańskie stanowiło agendę „Alfy” i nosiło nazwę
Komendy W ybrzeża M orskiego (kryptonim „Polana”). Szefem Sztabu „Po­
lany” rzeczywiście był „D ąbrow a”. Jest to pseudonim kpt. Feliksa Rostkowskiego. Natom iast Witold Bublewski („W ybicki”) początkowo pełnił funkcję
oficera ds. m arynarki handlowej i spraw cywilno-administracyjnych. D opiero
w m arcu 1943 r. został oficerem „zleceń przy Komendzie «Alfy»”. Podczas
okupacji nigdy nic przebywał na W ybrzeżu Gdańskim. Przytłaczająca więk­
szość prac „Alfy” prow adzona była w Warszawie.
W spominając po raz kolejny „Lom bard” i grupę „Bałtyk”, podano błędnie,
iż działał on na W ybrzeżu od 1941 r. Działalność „Bałtyku” datuje się od roku
1943.
Z kolei opisywana już wcześniej jako „grupa z G dańska” w składzie: Jan
Śleszyński, M aria Spyrłak (wówczas Pyttel) i Franciszek Schwarz, to nie grupa
wywiadowcza, a gdyńska „Zagroda”, o czym już pisano w recenzji.
Nie ma racji A utor, pisząc o wywiadzie „Alfy”. Z zachowanych dokum en­
tów Wydziału M arynarki, jak i m eldunków kierowanych do Londynu wynika,
że „A lfa” wywiadu nie prowadziła, o czym informował władze zwierzchnie
K om endant Główny A K gen. T. Bór-Komorowski w depeszy nr 177
z 3.02.1944 r. („«Alfa» wywiadu nie prowadzi, współpracuje z O .II w sprawach
morskich i portow ych”)34. Na ten tem at zachowała się korespondencja pom ię­
dzy K om endantem „Alfy” kmdr. Antonim Gnieweckim („W itold”) a szefem
Oddziału II KG A K ppłk. M arianem Drobikiem („Dzięcioł”). Do wywiadu
delegowano wymienionego już B. Krzywca, J. Woźnickiego i A. Potyrałę.
A utor zacytował depeszę z kraju nr 3182 z 28.06.1943 r., w której napisano:
33 Szerzej: B. Chrzanowski, A. Gąsiorowski, W ydział M arynarki Wojennej „Alfa".
34 Archiwum M uzeum Stutthof (dalej: AMS), A kta „Alfy” , sygn. Z-II-45 (kopia z C entral­
nego Archiwum M inisterstwa Spraw W ewnętrznych i Administracji, ob. zb. IPN w W arszawie).
110
Bogdan Chrzanowski
„«Alfa» obejmuje całość organizacyjnych zagadnień w kraju, jest moim orga­
nem planowania na okres powstania i OSZ [Odtwarznia Sił Zbrojnych - B.Ch.]
[...]. «Alfa» dzieli się na dwa odcinki” . Dalej następuje konkluzja: „Były to
odcinki: organizacyjny i wywiadu m orkiego” (s. 453). Tymczasem nie wiado­
mo, dlaczego A utor faktycznie zacytował nie depeszę nr 3182 z 25.06.1943 r.
a M eldunek nr 1268 z 27.07.1943 r. gen. T. Bora-Komorowskiego, gdzie wy­
raźnie napisano, iż jest on odpowiedzią właśnie na: „3182 z 26.06.1943 r.”
K om endant Główny pisał w niej m.in.: „«Alfa» dzieli się na dwa odcinki:
1) kierownik wybrzeża m orskiego (kryptonim «Polana» i z-ca K dta «Alfy»
[...]; 2) kierownik O.S.Z. (kryptonim «Gołąb»)” . Nic tu nie ma o wywiadzie,
co więcej, w tym samym m eldunku gen. „B ór” pisał: „wywiad morski kiero­
wany jest centralnie przez Szefa O .II mego Sztabu przy współudziale «Al­
fy»”35. Ten współudział to właśnie delegowanie fachowców z Wydziału M ary­
narki do Oddziału II KG AK.
Przedstawiając kulisy wykrycia wyrzutni i broni „V ”, w szerszym stopniu
należało wykorzystać dostępną literaturę36. Prace nad rozszyfrowywaniem
broni rakietowej prow adzone były w Polsce już w 1932 r. O tym, że zagadnie­
nia te znane były polskim specjalistom, świadczy opinia B iura Studiów, w której
odwoływano się do eksperym entów przeprowadzanych jeszcze przed wybu­
chem II wojny światowej37. Szkoda, że nie próbow ano ustalić, kiedy wywiad
AK zdobył pierwsze dane o broni „V ” . Na ten tem at do dziś trwają spory: majczerwiec 1942, jesień 1942 r., początki 1943 r.38 W iadomo, iż jesienią 1942 r.
szef wiedeńskiej grupy „Straganu” Jan M rozek przywiózł do W arszawy mel­
dunek o wyrzutniach w Peneem iinde. Nakładanie się i dublowanie poszczegól­
nych sieci wywiadu: Kom endy Głównej, Kom endy O kręgu Pomorskiego,
„Miecza i Pługa”, nieraz powoduje posądzenie o przypisywanie sobie zasług
w zdobyciu tych informacji39. Próby na Peneem iinde kontynuow ano także po
zbom bardowaniu poligonu doświadczalnego w sierpniu 1943 r. Dlatego, o czym
nie pisał A utor, w dalszym ciągu wywiad KG i O kręgu Pom orskiego Armii
Krajowej rozpracowywał te tereny. Również członkowie „Miecza i Pługa”
35 Tamże.
36 Zob. np. J. Ciechanowski, Polsko-brytyjska współpraca wywiadowcza w czasie II wojny
światowej. Churchill nakazał, cz. 1, „Tydzień Polski” 18.12.1999, cz. 2, tamże, 25.12.1999, cz. 3,
tam że, 1.01.2000; M. Kledzik, Biała księga V-1, V-2, tamże, 27.05.2000; B. Chrzanowski, A. Gąsiorowski, O ddział II A rm ii Krajowej w walce z bronią „ V ” świetle zachowanych dokum entów z lat
1943-1944, „Zapiski H istoryczne” 1988, z. 1-2, s. 101-113. A u to r nie mógł już dotrzeć do m ateria­
łów pokonferencyjnych: Polacy w walce z bronią V-1 i V-2, red. W. Zawadzki, Bydgoszcz 2003.
37 A W IZ, A kta Komendy Głównej AK, sygn. III/22/113.
38 Zob. polemikę pomiędzy prof. A. Garlińskim a płk. K. Irankiem -Osm ecki prow adzoną na
łamach „Tygodnia Polskiego” w 1978 r.
39 Por. O. Guziur, M. Starczewski, „L ido" i „Stragan”. Ślązacy w wywiadzie A rm ii Krajowej,
s. 57-58, 71-76 n.
Wywiad Związku Walki Zbrojnej - Armii Krajowej 1939-1945
111
angażowani byli w rozpracowywanie tej broni i to na obszarze G eneralnego
G ubernatorstw a40.
O tzw. cudownej broni H itlera pisała też prasa podziemna. A utor przyto­
czył tutaj nieznany artykuł opublikowany 10.09.1943 r. w gazetce „Z ałoga”.
M ożna tylko dodać, że w piśmie „Polska Żyje” z 29.06.1944 r. także opubliko­
wano artykuł na ten sam tem at pt. Nowa broń niemiecka.
W rozdziale VI omówiono rozpracowywanie przez wywiad ZW Z-A K apa­
ratu wojskowego i policyjnego władz okupacyjnych. W iadomo, żc w tym wzglę­
dzie wywiad Polskiego Państwa Podziemnego miał dość ograniczone możliwoś­
ci działania, jednak i tutaj można odnotować osiągnięcia, co dostrzeżono
w niniejszej publikacji. W Generalnym G ubernatorstw ie szczególną rolę
w zwalczaniu polskiej konspiracji odegrało gestapo radomskie. W rozdziale
tym zabrakło kilku znanych pozycji podejmujących ten tem at, jak np.
W. Borodzieja41, S. Biernackiego42 i A. K. K unerta43. Nawet pobieżna lektura
akt gestapo radom skiego i innych jego placówek wykazuje, iż stan wiedzy
policji niemieckiej o Polsce Podziemnej był znaczny, co należało bardziej pod­
kreślić w tym rozdziale.
A utor dwukrotnie wspomina o rozpoznaniu przez wywiad ZW Z-AK „Akcji
A B ” i „Noc i Mgła” (s. 493 i 630). Pomijając fakt, iż wielu szczegółów „Akcji
A B ” nie zdołano rozpracować, sprostować trzeba błędne stwierdzenie dotyczące
„Nocy i mgły” („Nacht und N ebel”). Akcja ta uruchomiona na mocy tajnego
zarządzenia Hitlera i podpisana przez Szefa Oberkom m ando der W ehrmacht
(OKW ) gen. Wilhelma Kcitla 7.12.1941 r. odnosiła się do podejmowania kroków
represyjnych przeciwko ruchowi oporu w Europie Zachodniej, a nie na ziemiach
wcielonych do Rzeszy. Właśnie z tej akcji został wyłączony obszar Polski i Bał­
kany. Być może pomylono tę akcję z „Akcją T annenberg” na Pomorzu połą­
czoną od 7.09.1939 r. z „Intelligenzaktion” na terenach inkorporowanych.
Przedstawiając działalność wywiadu Armii Krajowej w obozach koncentra­
cyjnych, w arto było odwołać się do książki K. Dunina-W ąsowicza Ruch oporu
w hitlerowskich obozach koncentracyjnych (1939-1945) (W arszawa 1979). W y­
40 B. Chrzanowski, „Miecz i P ług”, s. 177-178. Przytoczony w książce M eldunek specjalny l/R
nr 242. Pociski rakietowe, znajduje się w SPP w Londynie. Zob. SPP, O VI. Krajowe władze
wojskowe. Wywiad, sygn. 3.7.2.1.3.
41 W. Borodziej, Terror i polityka. Policja niemiecka a polski ruch oporu w G G 1939-1944,
W arszawa 1985.
42 S. Biernacki, O kupant a polski ruch oporu. Władze hitlerowskie w walce z ruchem oporu
w dystrykcie warszawskim 1939-1944. Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce.
Instytut Pamięci Narodowej. Informacja wewnętrzna nr 104, Warszawa 1989. Mimo różnego ro ­
dzaju zastrzeżeń nie można przemilczeć książek J. Wilamowskiego np. Honor, zdrada, kaźń... Afery
Polski Podziemnej 1939-1945, W arszawa 1999, czy Pętla zdrady. Konspiracja - wróg - polityka. Za
kulisami Polski Podziemnej. W arszawa 2003 (ostatniej pozycji A utor nie mógł już wykorzystać).
43 A. K. K unert, Z dziejów konspiracyjnego kontrwywiadu, „K ierunki” 1993, nr 42-48,50-51,
1994, nr 14 (w wykazie bibliografii figuruje tylko jeden artykuł opublikowany w numerze 43).
112
Bogdan Chrzanowski
maga też sprostowania twierdzenie, jakoby obóz Stutthof został utworzony
jeszcze przed wojną. Przed rozpoczęciem działań wojennych w lipcu i sierpniu
1939 r. rozpoczęto dopiero budowę obozu. Pierwszy transport do tego prowi­
zorycznego jeszcze miejsca odosobnienia przybył 2.09.1939 r. Ludzie ci konty­
nuowali prace budowlane, gdyż dalsza budowa obozu trwała do 1941 r. Pisząc
o zorganizowaniu sam oobrony w 1939 r. i utrzymywaniu kontaktów z wywia­
dem ZW Z-A K poprzez kom anda pracy, zastosowano zbytni skrót myślowy.
Istotnie jesienią i zimą 1939/1940 r. organizowano tu wzajemną pomoc. U w a­
żano, że wojna szybko się skończy. Dużą rolę w podtrzymywaniu nastrojów
odgrywało duchowieństwo. Sytuacja uległa zmianie po odejściu transportów do
Sachsenhausen w kwietniu 1940 r. Wówczas do głosu zaczęli dochodzić nie­
mieccy kryminaliści. Z samego obozu uciekło nie 71 a 79 więźniów. Najwięcej
informacji o Stutthofie zawierają dokum enty D elegatury Rządu R P na Kraj,
konkretnie Sekcji Zachodniej D epartam entu Informacji i Prasy (są tam m.in.
elaboraty napisane przez byłego więźnia W łodzimierza W nuka).
Rozdział V II dotyczy zagadnień kontrwywiadu. D la bezpieczeństwa kon­
spiracji rzeczywiście stosowano kryptonimy liczbowe i słowne. Także na P o ­
morzu czyniono wysiłki mające na celu zapewnienie maksimum bezpieczeń­
stwa tutejszej konspiracji. Jedną z czołowych postaci był kpt. Tadeusz Lipecki,
„wtyczka” w policji niemieckiej m.in. w Toruniu.
Wspominany w kilku miejscach Ronald Jeffray „B ronek”, Bronek vel Jeffrey (stosowano różną pisownię, s. 154, 329), współpracujący z wywiadem AK,
to starszy szeregowiec R onald C. Jeffrey z Królewskiego Pułku Piechoty Z a ­
chodniego Kentu (nr 634 729, ur. 6.09.1917 r.), zbiegły jeniec brytyjski, wzięty
do niewoli podczas kampanii na zachodzie 23.05.1940 r. Pracował dla R eferatu
Zachodniego „Stragan”, a potem dla „Lom bardu”. Po wojnie wojskowe władze
brytyjskie prowadziły w jego sprawie śledztwo w związku z kontaktam i ze
wspomnianym tu gen. Borysem Smysłowskim. R. C. Jeffrey przebywał w W ar­
szawie od 25.01.1942 r. Być może właśnie z nim miał kontakt wywiad NSZ, ale
sprawa pozostaje otwarta. Natomiast Oddział II Narodowych Sił Zbrojnych
dotarł do otoczenia gen. Smysłowskiego z R O A przez ucznia Szkoły Morskiej
Stanisława [? B.Ch.] Mancewicza („A pollo”), który był w jego obstawie.
Pisząc o stratach poniesionych przez Polskę Podziem ną, A utor popełnił
błąd, twierdząc, iż p.o. K om endanta Okręgu Pom orskiego ZW Z - mjr. R ataj­
czaka (nie Ratajczyk, s. 756) aresztowano wiosną 1941 r. D ata i miejsce jego
zatrzymania zostały już dawno ustalone - 23/24.11.1940 r. w Rem bertowie.
Poza tym chodzi o aresztow anego mjr. M arcelego Cerklewicza z „G runw al­
du” a nie Juliusza Cyrklewicza.
Przy omawianiu zagadnienia legalizacji opuszczono znaną publikację
S. Lewandowskiej, opisującej działalność tego wydziału44.
44 Zob. S. Lewandowska, Kryptonim „Legalizacja” 1939-1945, W arszawa 1984.
Wywiad Związku Walki Zbrojnej - Armii Krajowej 1939-1945
113
W ostatnich trzech rozdziałach (VIII, IX, X) naświetlono pracę wywiadu
A K po upadku Powstania W arszawskiego, zwalczanie pionu wywiadowczego
przez władze niem ieckie oraz współpracę wywiadu Armii Krajowej z wywia­
dami innych państw. Należało tutaj uwzględnić publikację J. M arszalca doty­
czącą spraw ochrony porządku i bezpieczeństwa w Powstaniu W arszawskim43,
wymienione wyżej artykuły A. K. K unerta o kontrwywiadzie (zob. uwagi do­
tyczące rozdziału VI) i inne46.
Poza tym kwestia zdrady czy rzekomej zdrady przywódców „Miecza i Płu­
ga” nie została jeszcze definitywnie rozstrzygnięta, tak jak do końca nie została
wyjaśniona rola agenta sowieckiego w „M iP” - Bogusława Hrynkiewicza47.
Analizując pracę A bw ehry także zwalczającej polską konspirację, można
dodać, że w likwidacji sieci „Straganu” i wywiadu Podokręgu M orskiego AK
brało udział nie tylko gestapo, ale i kontrwywiad niemiecki. Niemcy byli zo­
rientowani w zaangażowaniu oficerów przedwojennego wywiadu polskiego
w tworzeniu sieci wywiadowczych w okupowanym kraju, jak również w ich
pracy m.in. na terenie Szwecji. Posiadali także rozeznanie o strukturach wy­
wiadu na Pomorzu.
Omawiając pracę polskiego wywiadu we Francji, pom inięto publikację
Szefa Sztabu N SZ - płk. Stanisława Żochowskiego48.
Ewidentnym zaś niedopatrzeniem jest umieszczenie W atykanu na liście
państw Osi na równi z państwem włoskim (s. 670)49.
Książka P. M atusaka jest pierwszą pozycją całościowo ujmującą problem a­
tykę wywiadu ZW Z-A K . Tem at bardzo obszerny, podobnie jak zakres teryto­
rialny. Tem atyka niezm iernie ciekawa, ale jej opracow anie nie jest wolne od
licznych, niekiedy merytorycznych błędów i niedopatrzeń. Zdarzają się liczne
powtórzenia i można odnieść wrażenie, że tekst powstawał w bardzo dużym
przedziale czasowym. W ystępują braki w korekcie, a przy tego typu pracy
powinna być ona szczególnie precyzyjna. Oczywiście przy takiej masie faktów
45 J. Marszalec, Ochrona p orządku i bezpieczeństwa publicznego w Powstaniu W arszawskim ,
W arszawa 1999.
46 Zob. np. A. Ruszkiewicz-Litwinowiczowa, Trudne decyzje. Kontrwywiad O kręgu War­
szawskiego A K 1943-1944. Więzienie 1948-1954, W arszawa 1991; I. H orodecka, Ocalone od nie­
pam ięci, Sopot 1992; I. H orodecka „T eresa”, R o zka z zabić (akcje 993/W), „W ięź” 1976, nr 4;
R. Kielecki, J. Klesza, Przeciw konfidentom i czołgom. O ddział 993/W Kontrwywiadu K om endy
Głównej A K i batalionu A K „Pięść" w konspiracji i Powstaniu Warszawskim 1944 ro ku , W arszawa
1996.
47 Zob. B. Chrzanowski, „Miecz i Pług”, s. 67-95 n.; A. Tokarz, Szkice i materiały z dziejów
„Miecza i Pługa”, W arszawa 2001.
48 S. Zochowski (były Szef Sztabu NSZ), Wywiad polski we Francji 1940-1945, Lublin 1994.
49 Podobnym niedopatrzeniem jest zamieszczenie informacji o ewakuacji do Francji m.in.
gen. G. O rlicz-Dreszera (s. 672), podczas gdy wiadomo, iż gen. Gustaw O rlicz-Dreszer zginął
w katastrofie lotniczej nad Gdynią-O rłowem w dniu 16.07.1936 r. Został pochowany na C m enta­
rzu Oksywskim 20.07.1936 r.
114
Bogdan Chrzanowski
i nazwisk, naw et najbardziej doświadczony fachowiec może się pomylić, ale
tutaj tych pomyłek jest zbyt dużo. Należy uporządkow ać num erację podroz­
działów (np. s. 436, 452) i innych mniejszych grup problemowych (np. s. 504,
666) oraz ujednolicić przypisy. M ożna też zastanowić się nad pewnymi zmia­
nami w konstrukcji.
W recenzji wychwycono tylko najważniejsze usterki. Wyliczanie wszystkich
przekroczyłoby dopuszczalną objętość tekstu. Poza tym główną uwagę skupio­
no na sprawach ogólnych i pomorskich najbliższych autorowi tych krótkich
rozważań. D okładnego przestudiowania wymagają z całą pewnością inne ob­
szary kraju ujęte w publikacji. Oznacza to, iż z recenzowanego opracowania
należy korzystać z dużą ostrożnością.