Zbigniewa z Budzisza pamiętnik

Transkrypt

Zbigniewa z Budzisza pamiętnik
Maciej Bartynski
Zbigniewa z Budzisza pamiętniki
(…) z nastaniem wiosny przykrość wzmogła się w kraju. Ksiądz elektor Franciszek, za
bogusławieństwem papieża katolików germańskich, Klemensa biskupa Leipzig, zebrał chorągwie
liczne a zbrojne tą infanterią, której nigdy u nas w wojsku nie stawało; onymi pikinierami. Ciężki
piechotnik potrafił sztuki dokazać dotąd niemożliwej, to jest chorągwi konnej dać odpór; jako też
naszym konnym uczynili. Zresztą jezdnych, tam ritter zwanych, licznych miał elektor a
grzecznych; z całej Rzeszy ściągały do niego niemieckie katoliki. Rycerze tak gorliwie chcieli
pogan bijać, że nawet nie jako zaciężni, ale jako ochotni służyli we wojsku. Oni to uderzyli
Rzeczpospolitą; jeno nie tylko oni.
Ze wschodu insze krucjaty powstały naprzeciw naszemu królowi, bo Jagielony na tron
Koronny wciąż łakomie zerkali; toteż rzekli patriarsze, że święte rozpuszczają wici i bezbożnego
Piastuna zniosą z tegoż tronu. Item Rusowie, widząc Lituanina zapał, a widząc przeto że szansa
zagarnięcia Korony z rąk Ukrainnych może się wymknąć, ogłosili własną krucjatę. One to były trzy
wyprawy krzyżowe przeciw Piastunowi, co sprawiły przykrość królestwu wiosną 1545 roku:
elektorska, Lituańska i Ukrainna. Toteż krew ludu padła na ręce papieża lipskiego i na ręce
patriarsze, choć na patriarsze dwakroć więcej, bo dwakroć dał bogusławieństwo.
W całym ichnim świecie jedyny krześcijan co jawnie turbację królestwu czynił a bożym
imieniem się nie zasłaniał, to był prawosławny Kozak stepowy. Kozactwo nawiedziło ogniem i
nawiedziło mieczem Koronę. A z niemi inakszej sprawy stały niźli z rycerstwem (…)
(…) każden w Rzeszy co zamierzył uciec przed prześladowaniem, do Korony uciekał.
Katolik przed luteranem, luter augsburski przed katolikiem lipskim, rzymski przed ewangelikami
reformowanymi, kalwin przed onymi, odrodzony hus przed kalwinem; wszytki ony podług ich
rozłamów, a każden mówił: „Pokoju krystusowego i zbożnego pobytu na ziemi szukam, a gdzież go
znajdę jeśli nie w Rzeczpospolitej; tam ni taki, ni inszy apostoł nie rządzi i będę mógł wyznawać
swoją wiarę nie doznając żadnych przykrości a drugiemu miru nie burzyć”. I przychodzili w
Piastunowe granice, zarazę krześcijańską przynosząc (…) a że nie stało u nas władzy dla sumień,
bo onych przecie nikt nie jest królem, to rozpanoszyły się takie a inne wyznania i zaczęły własne
porządki czynić. Swoje wojny wnieśli w granice Korony.
Powołali bezprawne sądy, z hiszpańska inquisit zwane, co ścigały, mordowały każdego
innowiernego. Gwałtu zadając sobie wzajem, papiści z reformowanymi i reformowani między sobą,
i różne sekty, także na lud Swetowita podnieśli miecz inkwizytorów. Palili i burzyli, i plądrowali
chramy, i gaje święte wycinali, topili kapłanów, kapłankom odbierali cześć. Dniem a nocą płonęły
stosy w Rzeczpospolitej. Justycjarze króla ni szeryfi wojewodów nie mogli nic poradzić, bo za mało
ich było przeciw ćmie przychodźców. Także woje nie poradzili na przyjezdne banity w bitwach
zaprawione, bo u krześcijan doma jeno miecz i topór, toteż znają oni stal a pokoju nie miłują, i
podjazdem szarpią, kąsają jak wilcy (…)
Poborców wieszali na mostach, mówiąc: „Czy godzi się płacić podatek poganom?”, item
sędziów nabijali na pale wołając: „Oto strażniki miru antykrysta!”, item zagrody zajeżdżali pytając:
„Wy nowe husy czy lutry, czy papiescy, czy augsburgi, czy odrodzone katary, czy proroka Jana, czy
drezdeńscy, czy anabaptysty, czy niemieckie katoliki, czy jeszcze inne?” a gdy Polak odpowiadał:
„Pokój wam, chcemy ziem orać, miejsca tu starczy dla wszytki” to bito go, i żonę, i dzieci, i
krzczono przemocą lub zabijano, lub palono, lub wieszano. I mówiono: „Polsza to nowy Kanaan, a
czyż Izrael nie musiał podbić Kanaanu zbrojną prawicą?” I wydzierali Polszę sobie wzajem (…)
tedy powstały Kozaki ze stepu i weszły w granicę królestwa, by plądrować osłabion kraj. Było ich
dwadzieścia tysiąców wolnych i pięć tysiąców regestru. Sprzymierzyli się z Tatarem (…) spaliły
Kraków i wszytkie miasta, zamki i wsie nad Wisłą, aż do oceanu. Na zimę czambuły zawróciły ku
Bałkanowi, lecz Kozactwo zapadło koszem w Małopolsce, pasąc się krzywdą wsi i miasteczek.
Jeno Krakowa nie dobywali wtóry, bo król już powrócił na stolicę z drużyną i wojskiem zaciężnym
a rycerstwem. Umocnił ją i zapasami okrasił. Ostatki z Rzeczpospolitej takie były zimą 1545 roku:
miasto Kraka na południu i miasto Warsa ku północy, i Dancyg portowy wydarty krzyżackiej
potędze. A po inszej ziemi jeno śmierć hulała, niesiona przez proroków Jezukrysta, których raczej
jezdnymi apokalipsy wypadałoby nazwać (…)
(…) radzili co czynić, aż orzekł Sambor z Wrocimia, chorąży królewski: „Był czas krzest
przyjąć za Mieszka, był czas i za Bolesława. Może był przez pięć razy po sto lat, ale teraz już nie
czas; teraz już pokoju to nie wróci, bo we granicach za wiele ichnich kościołów. Jeśli Jezukrysta
przyjmiem z Rzeszy, przyjdą tu elektory mir zaprowadzać, jeśli z Lituy – przyjdą Jagielony, a jeśli
Ukrainny, to trzeba nam będzie całować but cara. Jeśli nie przyjmiem żadnego, rozniosą nas
przychodźce albo Czechowie, albo krucjaty. Kozaka nie przepędzim w żadnym z onych wypadków,
Normana także. Za późno nam krzcić lud, kiedy ludu już nie ma. Teraz jeno ordy piekielne u nas
hulają, a z Polszy zostały tylko wierne drużyny po grodach, ze sztandarem Swetowita i imieniem
Piastuna na wargach”. Rację miał (…) ale w jednym się senatory omyliły, bo lud siedział we lasach
i krzywd nie przepomniał. A wiosny nie czekał, jeno ruchawki jął czynić w ichnie święto powicia
Krysta. Powstały chłopy i ruszyły rabować świątynie papistów, a że nie odróżniali kościoła od
zboru, to każdy krześcijan szedł pod miecz, aż śniegi Wielkopolski i Mazowsza zabarwiły się
czerwienią (…) i wołali jedni drugich urągliwie: „Teraz my są inkwizycja, wierzysz w Swetowita?”
a gdy nie wierzył, krzcili szubienicą, item dla chwały Perkuna krzcili stosem, item z czaszek
odbudowywali chramy, item nowe gaje święcili krwią dzieci krześcijańskich, wołając: „Wasze
dzieci już w waszych niebiesiech” (…) aż sława o tem rozeszła się śród Germanów i doszła uszu
cesarza (…)
Wiosną 1546 roku nadciągnął wezyr i jął dobywać zamków małopolskich (…) nie tylko
jasyr brał, ale zachciał kraj rzucić na kolana aż po ocean Bałtyjski, by przypodobać się sułtanowi.
Najsamprzód zgniótł kosze Kozackie w Małopolsce a odciął im drogę powrotu w step, tak że
musieli cofać się ku północy i przymierze zawrzeć z Piastunem (…) wezyr wygniatał plugawe
krześcijany jak psy (…) Polaków na powrót osadzał po wsiach i piętnował jak niewolników, i
chełpił się, że Lachowie zginają przed nim karki i noszą bliznę z szahadą (…) dopiero Kraków
stanął jak kamień naprzeciw morskiej fali; fala ta naparła na mury. Turek począł go oblegać bez
pośpiechu, pewny rychłej wiktorii (…)
(…) Habsburg pisał do Rzymu: „Gminy katolickie w Polszy cierpią pod batem Allaha i od
swawoli heretyka, i od pogańskich Polaków. Czy nikt śród sług Krysta nie pomoże owcom Pana?”
Zebrał chorążych, rotmistrzów, pułkowników, hetmanów, książąt po wszytkich włościach i uprosił
papieża Pawła o bogusławieństwo by wnijść w Polszę na ratowanie krześcijanom rzymskim. Potem
ruszył na Kraków (…) zniósł wojska tych elektorów, co jemu nie przysięgli wierności i na łono
papieża nie wrócili (…) rozgniótł zagony (…) tedy wszytkie one wyznania co papistów
nienawidziły, wyrozumiały, że albo Habsburg, albo Soliman zagarnie Koronę. Przyszedli do miasta
Oleśnica, bo tam Piastun z ostatkiem drużyny bawił i o ratunek jęli prosić króla, którego rękę dotąd
kąsali (…) uchwalono tedy rozdział powiatów podług wyznań; mieli mieszkać i gusła odprawiać
jeno w tych powiatach, które przypisano do takiego a takiego krześcijaństwa (…) Polak jako
hospodar mógł wzywać bogi gdzie chce, a gościom krzywdy nie czynić (…)
(…) wojsko Piastuna, liczne a dobrze zbrojne, jęło odzyskiwać ziemie Koronne i precz
Habsburga odpychać. Najsamprzód onego, potem miecz przeciw Solimanowi. Lecz póki wiktoria,
póty zgoda śród ludu. A gdy trudności, krucha przyjaźń się załamuje a stare nienawiści jako żywe
imaginują się żołnierzom. Tak też było pod Grotnikami, gdzie w bitewnej potrzebie zawiodły
sojusze (…)
(…) rzuciły się Tatary Solimana przez groblę ku naszemu brzegowi, choć sypaliśmy
strzałami, a flamandzkie arkebuziery kładły ich, jak żniwiarz kładzie zboże na polu. Aż psy wezyra
pokryły groblę własnymi ciałami i stała się szeroka niby przeprawa z krwawych worków. Janczary
zaś natarły wskroś brodu Grotnickiego, toteż wody spłynęły czerwienią. Tu i tu daliśmy im przejść,
po czem odrzuciliśmy nazad do rzeki i wycięliśmy stłoczonego wroga w pień. Tak uczyniliśmy raz i
wtóry, i trzeci, i kolejne, ale na wschodnim brzegu wciąż mrowiły się zastępy Allaha. Myślałem
tedy, że przyjdzie nam cały dzień wpuszczać i wytracać, i znów. Ale doniosły zwiadowce, że oto
nadchodzi Maksymilian. Zafrasowały się u nas zwłaszcza niemieckie katoliki, ale nie tylko one, bo
cesarz słynął jako niezwyciężony i okrutny wódz, nieprzyjaciel wszelkiej herezji (…) Stanął
Habsburg na wzgórzu Grotnickim i obserwował nasze zmagania z Turkami, a nie zaczepiał ni
jednej, ni drugiej strony (…) tedy pomyślał ataman Piotr Nestorowicz: „Polak przegra w tej
potrzebie, a Habsburg wytraci także i Kozaki. Mus Solimana wspomóc przeciw królowi i przeciw
cesarzowi, a potem ułożym się z Tatarem jak to przez wieki bywało i doma na step zbiegniem.”
Pozwolił więc ataman przejść Tatarowi przez groblę i sam dobył szabli przeciw nam. (…) gdy
bitwa przeniosła się na naszą stronę rzeki, podstępny Maksymilian skierował bombardy i
moździerze, i wszytkie puszki w oba brzegi, i ogień prowadził ze wzgórza. Wszelki żołnierz padał
od tego ognia: stłoczona ciżba Tatarska, Turecka, Polska, Kozacka, Holenderska, Flamandzka,
Niemiecka, Szwajcarska i każda, jaka tam się przepychała. Habsburga na tem pagórze Grotnickim
nie szło tknąć, choć niektóry mameluk próbował, pchany gniewem wezyra.
(…) Habsburg odzierżył bród, Soliman wciąż trzymał groblę (…) Gdy wyparli nas na
mokradła, katolik niemiecki jął błagać cesarskich o żywot; by pokazać wierność Rzymowi, zwrócił
broń na wszelkie chorągwie krześcijan reformowanych, z którymi dotąd ramię przy ramieniu stał
(…) zdrajce nowe husy podały tył, ognia zadając gwardii Piastowica, królewicza naszego (…) w
godzinę każdy bił Piastunowych albo w bagna uciekał (…) jeno drużyna i regimenta królewskie
wierne zostały Koronie; cofnęli się w mokradła drogą zawczasu przygotowaną, a jam był w tem
pułku co odwrót osłaniał, póki wszelki czworobok królewski nie uszedł w moczary – tedy i my,
drogę za sobą zrywając.
(…) wszytko stracone, miasta, zamki, wsie, chorągwie, król i linia Piastowiców, święte
kamienie i słupy Swetowita, i gaje wycięte. Tam po Polszy hulały jeno krucjaty; siebie wzajem
tłukły lub Kozaka tłukły, lub wezyra, lub inszych najemnych, bo Polaka już tam nie uświadczyłeś
by z nim wojować – każden padł. Ostaliśmy się w Dancyg: mała drużyna i dwóch wojewodów.
Oblężeni jeno temu, że Jagielon chciał ubić spadkobiornego Korony a nie znał, że Piastowic już
zabit. I mieliśmy te cztery statki skradnięte w Oliwie, tedy co nam wypadało czynić? (…)
(…) ocean wielki, a burzy się, huczy. Szyper to Angielczyk; nazwał statek Majflawer.
Kwiecie majowe, oto jak nazwał okręt i oby bogi umiłowały to nazwanie, bo inakszej pochłoną nas
wody, ciemne wody, groźne wody (…) Angielczyk prawi, że Hiszpany już jechały morzem do
Indyj. Indowie gościnni są (…) Takoż i my kiedyś byliśmy gościnni. Czy przeklnie nas Indyjczyk,
gdy swe przywary i cnoty przywieziem? Czy powstaniem przeciw hospodarom, jako i przeciw nam
ongi przychodźce? Co im przywieziem, zbrojną prawicę czy prawicę o dłoni otwartej?
Doma Swetowit nie wojny był panem, lecz miru; azali w Nowych Indiach takim pozostanie?