To było chyba w połowie 1996 roku. Roku, w którym królowała
Transkrypt
To było chyba w połowie 1996 roku. Roku, w którym królowała
To było chyba w połowie 1996 roku. Roku, w którym królowała nieodżałowanej pamięci guma Turbo, korkotrampki, a na kasetach VHS brylował Jean Claude Van Damme ze swoim słynnym kopniakiem-półobrotem z wyskoku. Pewnego dnia przyszła paczka do mojego starszego brata z USA. Paczkę wysłał nasz kolega Daniel, który rok wcześniej zasilił zasilił Polaków w Chicago, gdyż jego mama wygrała Zieloną Kartę. Jak na dobrego kolegę przystało Daniel nie zapomniał o nas i wysłał nam parę potrzebnych rzeczy. Wprawdzie nie było tam kiełbas, mąki, cukierków czy amerykańskiej waluty, ale były ważniejsze rzeczy dla nas - wszystko związane z Chicago Bulls i Michaelem Jordanem. Kubek i bilet z meczu Bullsów, koszulki, gazety meczowe, karty, plakaty z Jordanem, a przede wszystkim kasety VHS z meczami Chicago i najlepszymi zagraniami Jordana. Ciężko opisać stan, w który wpadł mój brat, gdy otworzył paczkę, ekscytacja?radość? Wciąż za mało. Jako 9-letni chłopak byłem wówczas już mocno edukowany przez brata o Jordanie i o tym, "komu mam kibicować", ale nie docierało jeszcze do mnie z jakim prezentem ma mój brat do czynienia. W Polsce w połowie lat 90-tych, gdzie nie było jeszcze Internetu, a wzmianki o NBA, nie mówiąc o dostępie do meczów, były towarem deficytowym, to było naprawdę coś. Michael Jordan to teraz ikona, najwybitniejszy koszykarz w historii tej gry, ale wtedy moją miarą nie były statystyki czy wycinki prasowe, a to, co się działo na boisku. Pół bloku przychodziło do naszego domu, oglądaliśmy przysłane mecze Bullsów do znudzenia, a później każdy chciał być jak Jordan. Każdy, bez wyjątku. Raz lepiej, raz gorzej, często nieudolnie naśladowaliśmy jego grę i zachowanie na szkolnym, asfaltowym boisku. Każdy przy rzucie wysuwał język do przodu, jak nasz idol, a to dla postronnych często było powodem do żartów, ale nie dla nas. Skoro Majkel tak robił, to my też musimy-mysleliśmy. To były też piękne, beztroskie czasy, gdy więzi międzyludzkie nawiązały wokół jednej osoby, i które przetrwały do dnia dzisiejszego. Zatem Jordan jest odpowiedzialny za kilka wieloletnich przyjaźni. Pewnie było i jest tak na całym świecie. Wielu z tych rzeczy już nie ma na tym świecie, czas nie oszczędził gazet, koszulek, a kaseta "zgubiła się" kiedyś przy przeprowadzce, ale na pamiątkę został mi kubek(załącznik). Wartość sentymentalna jest nieoceniona, nie muszę chyba o tym pisać. Jak jeszcze jestem uzależniony od Jordana? Cóż, powiem tylko, że byle kto nie zostałby bohaterem mojego opowiadania, które kiedyś popełniłem, i w którym Michael uratował mi życie. Albo nie naszkicowałbym jego portretu(tak, to mój, żadne kopiuj/wklej z Instagrama). Coś pewnie się jeszcze znajdzie, ale najbardziej czekam na sms o treści:" Twoja paczka czeka na odbiór", żeby móc się wreszcie wziąć za lekturę książki, na którą czekałem ładnych kilka lat.