W Moskwie nie wierzę łzom [podpis] Paweł KWAŚNIEWSKI Gazeta

Transkrypt

W Moskwie nie wierzę łzom [podpis] Paweł KWAŚNIEWSKI Gazeta
W Moskwie nie wierzę łzom
[podpis] Paweł KWAŚNIEWSKI
Gazeta Wyborcza nr 49, wydanie z dnia 27/02/1995 REPORTAŻ, str. 11
W piątek odrzutowiec przeniósł do Moskwy 80 polskich biznesmenów; lekko licząc - miliard
dolarów.
- Biznes to zbyt poważna sprawa, by zostawiać go w rękach rządu - prof. Andrzej Zawiślak ze
Stowarzyszenia Współpracy Polska-Wschód strawestował słynne powiedzenie Napoleona o wojnie
i generałach w przemówieniu inaugurującym spotkanie grupy polskich i rosyjskich biznesmenów.
- Do Moskwy przyjechali ludzie poważni i sprawdzeni.
- Nie wątpię - przytaknął Nikołaj Ryżkow, przewodniczący Moskiewskiego Klubu IntelektualnoEkonomicznego, były premier ZSRR. - Sprawdzili ich nasi celnicy na lotnisku.
Ciągnij do góry
W piątek, 24 lutego, tuż przed szóstą rano pod rządowy pawilon lotniska wojskowego na
warszawskim Okęciu podjeżdżają limuzyny. Z tylnych siedzeń wysiadają zaspani jeszcze
bankowcy, przemysłowcy, specjaliści od ubezpieczeń. Same grube ryby: browary wrocławskie i
leżajskie, Bank Handlowy, Wielkopolski Kredytowy, Wschodnioeuropejski, DepozytowoKredytowy, Rozwoju Eksportu. Jest PZU, Warta, Kolmex, Nałęczowianka, Polimex-Cekop, Polfa,
Herbapol, Wawel, przewoźnicy drogowi. Szefowie, właściciele, dyrektorzy. W pawilonie tłok ponad osiemdziesiąt osób czekających na odlot czarterowym samolotem do Moskwy na spotkanie z
rosyjskim światem biznesu. Wopista wrzuca paszporty do tekturowego pudła. Odda je dopiero w
samolocie.
Wnętrze pawilonu rządowego jest skromne: narodowe godło na ścianie, kilka foteli w gierkowskim
stylu. To tu prezydent wita prezydentów. Zaglądam do męskiej toalety, żeby sprawdzić, jakie
wrażenie może odnieść głowa zaprzyjaźnionego państwa na początku oficjalnej wizyty w naszym
kraju. Chyba nie najlepsze: na podłodze woda, papieru toaletowego brak, nad przekrzywionym
plastikowym rezerwuarem ktoś przykleił kartkę z napisaną ręcznie angielską instrukcją "pull up"
(ciągnij do góry).
Miliard w powietrzu
Wzywają do samolotu. TU-154 ma biało-czerwoną szachownicę na ogonie, dwa ośmioosobowe
salony na dziobie i standardową kabinę pasażerską w części tylnej.
Lecimy.
- Spotkanie to efekt wizyty premiera Czernomyrdina w Polsce - mówi Małgorzata GołubowskaKubis, dyrektor firmy Zarządzanie i Finanse, organizatora spotkania.
- Nie spodziewam się konkretnych rozmów - mówi Romuald Szymański, mój sąsiad z prawej
strony, dyrektor Teletry Komtrans zajmującej się telekomunikacją. - To pierwsze spotkanie, na
którym raczej patrzy się w oczy niż rozmawia. Poza tym na liście uczestników strony rosyjskiej nie
ma przedstawicieli mojej branży. To ma być rekonesans.
Za ten rekonesans każdy z uczestników zapłacił 3 tys. złotych.
- Drogo, ale na pewno się zwróci - mówi dyrektor Szymański.
Między szynką a medalionem z indyka rozglądam się po pokładzie. Na niewielkiej przestrzeni
samolotu, jedenaście tysięcy metrów nad ziemią, siedzi lekko licząc miliard dolarów.
Jeśli Wschód, to nie dalej niż do Otwocka
Nikt na nas nie czeka. Obskurne lotnisko wypełnione tłumem Kirgizów, a może Uzbeków. Okazuje
się, że zostaliśmy przewiezieni do portu krajowego. Tu nikt nie jest w stanie nas odprawić. Jakiś
rosyjski wopista popycha biznesmena:
- Paszoł won! Nie przeszkadzaj mi w pracy - wrzeszczy.
- A co, zastrzelisz mnie? - odkrzykuje biznesmen.
- To zemsta za Dworzec Wschodni - komentuje ktoś z boku. - A babcia mi mówiła: Wnusiu, jeśli
musisz na Wschód, to najdalej do Otwocka.
Organizatorzy starają się jak mogą, żeby przepchnąć grupę przez granicę. Powołują się na
wczorajsze wystąpienie premiera Czernomyrdina w rosyjskiej telewizji, który zapowiadał nasz
przyjazd. Tłumaczą, że w ambasadzie czeka na nas prawie setka finansistów i przemysłowców. Na
służbie granicznej nie robi to najmniejszego wrażenia.
Mija pół godziny, godzina.
Patrzę na grupę skośnookich, stojących karnie obok naszej gromady. Mam wrażenie, że w Rosji coś
się jednak zmienia. Kolejki wciąż takie same, ale co drugi w niej ma telefon komórkowy. W ogonku
załatwiają interesy.
- Może by pożyczyć od Azji komórkę i zadzwonić do kogoś - pada propozycja.
Po półtorej godzinie sytuacja wyjaśniona - zjawia się kobieta-pogranicznik. Będzie wpuszczać do
Rosji. Miliard dolarów ustawia się gęsiego.
Moda na pepegi
Skośnooki z komórkowcem opuszcza budynek portu chwilę przede mną. Wchodzi między dwóch
facetów w stalowoniebieskich kurtkach o wojskowym kroju. Na nogach mają pepegi, w rękach obrzyny dubeltówek. Taka moda. Wsadzają podopiecznego do wołgi. Ruszają z piskiem opon. Za
nimi odjeżdża druga wołga. Przez jej uchylone okna wystają karabiny.
My odjeżdżamy ikarusem. Kierowca nie bardzo wie, gdzie jest polska ambasada. Błądzimy wśród
smutnych fasad Moskwy.
Za mało czasu na demokrację
W hallu Instytutu Kultury przy ambasadzie RP wystawa fotografii Zofii Nasierowskiej: Jerzy
Waldorff bez śladu siwizny, Olga Lipińska dwadzieścia lat temu, Maryla Rodowicz z czasów
"Małgośki". Między fotografiami krążą biznesmeni. Dwa obowiązujące style: włosy wysoko
zaczesane do tyłu, w dłoniach skórzane teczuszki, szare marynarki opinają lędźwia albo stonowane
ciemne garnitury, błyszczące buty, szyfrowe nesesery, zapachy luksusowych wód Farenheita i CKOne.
W kinoteatrze oficjalne wystąpienia.
Profesor Andrzej Zawiślak, Stowarzyszenie Współpracy Polska-Wschód: - Tak się zdenerwowałem
przejściami na granicy, że na znak protestu nie będę mówił po rosyjsku. Jesteśmy różnorodni w
specjalizacjach, ale jednorodni w poglądach: interesuje nas wspólne robienie interesów. Na razie
nam to nie wychodzi.
Profesor Abałkin, dyrektor Instytutu Ekonomii Rosyjskiej Akademii Nauk: - Najważniejsze, żeby
nasze rządy nam nie szkodziły.
Nikołaj Ryżkow: - W warunkach gospodarki rynkowej rządy nie są w stanie do końca kontrolować
procesy gospodarcze. Stwórzmy pozarządowe struktury współpracy. Czterdzieści lat
funkcjonowaliśmy w takim samym systemie. Nie niszczmy tego, co zostało zrobione.
Zrekonstruujmy to.
Mecenas Edward Kostro z Banku Wschodnieuropejskiego opowiada o nowym prawie dewizowym.
- Teraz podmioty zagraniczne mogą w polskich bankach otwierać rachunki. Nie musimy już do
wspólnych rozliczeń wykorzystywać zachodnich banków.
Joanna Olesińska, dyrektor z Banku Handlowego: - Nasz bank powstał w 1870 r. za zgodą
imperium rosyjskiego. Miał za zadanie obsługiwać jego handel zagraniczny. Przez 125 lat
stworzyliśmy tu bazę do pracy.
Walentin Ganżul reprezentuje grupę małych biznesmenów moskiewskich: - W RWPG zrobiono
dużo. Może byśmy do tego wrócili.
Niezauważalnie trybuna oficjalnych wystąpień zamienia się w trybunę reklamową.
Janusz Leżański z Agroplastu zachęca do współpracy: - Dla tych, którzy z nami zaczną działać,
ufundowaliśmy cztery wycieczki na Majorkę i dziesięć kolorowych telewizorów.
Jewgienij Dobrowolski: - Zajmuję się budową maszyn ciężkich, podaję mój telefon...
Elżbieta Rutkowska z Konsorcjum Południe: - Chcemy w Kędzierzynie-Koźlu zbudować rafinerię i
petrochemię. To gigantyczne zadanie. Szukamy inwestorów. Na propozycje czekam w barku.
Profesor Andrzej Zawiślak przerywa wystąpienia: - Na rozmowy bezpośrednie zapraszamy do
bufetu. Postanowiliśmy założyć Grupę Inicjatywno-Interwencyjną. Za mało się jeszcze znamy i
zbyt mało mamy czasu, żeby wykorzystać demokrację, więc tę grupę założymy ze znajomymi. Ale
chcę tylko zapytać, czy jest na sali na to zgoda?
Sala się zgadza.
Jesteśmy księgą zwyczaju
Sale restauracji "U Hawełka" na tyłach ambasady. Na stołach zimny bufet: wędliny, szczupak
faszerowany, sałatki. Stół wieńczy kolorowy lajkonik. Niejadalny, bo z drewna. Obok alkohole.
- Potrzebne mi są konkrety. Może nowe prawo dewizowe to jakaś furtka - mówi Michaił Bazaria,
który z niejednego banku chleb jadł. Teraz jest prezesem Asocjacji Banków Rosyjskich.
- Mam wrażenie, że nie jesteśmy przez Rosjan traktowani jako poważni partnerzy. Oni raczej patrzą
na Stany, na Niemców. My jesteśmy tylko odskocznią - mówi prezes jednej z polskich firm. - Z
drugiej strony, jak prowadzić interesy na tym rynku, gdy praktycznie nikt nie chce ubezpieczać
transakcji. Ja umoczyłem tu 200 tysięcy dolarów. Obiecują, że forsę zwrócą, płaczą, żeby chwilę
odczekać. Ja już w Moskwie nie wierzę łzom.
Powoli ze stołów znikają zakąski. Coraz więcej pustych kieliszków.
- Wiemy, co się dzieje z ciężarówkami wjeżdżającymi do Rosji - opowiada Robert Kearney, delegat
Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych. - Nas interesuje wiarygodny system
bezpieczeństwa towaru, kierowców i samochodów. Takie spotkanie ma sens, niech ubezpieczalnie i
banki z obu stron sobie przegadają problemy. Trzeba się spotkać twarzą w twarz; interesy
załatwiane faksem to dopiero następny etap.
Krzysztof Sztąpka, szef Krispolu (plastik, meble): - Z kim tu rozmawiać, jak zostali sami Polacy.
Rzeczywiście, rosyjscy przedsiębiorcy gdzieś znikli. Polscy bawią się w najlepsze.
- Jesteśmy pogrobowcami tego systemu. W odróżnieniu od Zachodu wiemy, jak z nimi rozmawiać,
jak się zachowywać. Jesteśmy księgą zwyczaju - mówi Tadeusz Kucharuk, wiceprezes Wolnego
Obszaru Celnego Małaszewicze. - Przeszkodą jest nasza pycha. Turkom czy Niemcom nie chcemy
narzucać naszej mody, a Rosjan chcemy wychowywać.
- Ja podchodzę do tego rynku bardzo ostrożnie, ale to tu są surowce, które mnie interesują - mówi
Janusz Przybyła, prezes Fametu, firmy zajmującej się wytwarzaniem aparatury chemicznej i
przerobem metali. - Rosyjskie deklaracje były mało czytelne, ale za to pobyt w Moskwie
wynagrodziłem sobie poznaniem kilku Polaków, z którymi chętnie zrobię interes.
Określone pieniądze
Zbliża się osiemnasta. Stoły wyglądają jak po przejściu huraganu.
Aktywni w kuluarach przedstawiciele tajemniczej Grupy Inwestycyjnej ROHA nie są skłonni do
zwierzeń: - Żadnej prasy, żadnych nazwisk - mówi jeden z nich. - Lepiej porozmawiajmy o
polowaniach na zające.
- To organizujecie tu polowania? - pytam.
- Nie będzie odpowiedzi.
Zadaję jeszcze kilka pytań z tym samym skutkiem. Jedyne, co udaje mi się dowiedzieć, to to, że są
ze Ślaska, mają pieniądze od "określonych udziałowców" i chętnie by je zainwestowali w
"określone przedsięwzięcia".
Powoli przedsiębiorcy odbierają płaszcze z szatni. Kierują się do autobusów. Liczymy grupę.
Brakuje dwóch z branży spożywczej. Poszukiwania. Po kilkunastu minutach odnajdują się na
zapleczu kuchennym.
Ćwierć miliarda śpi
Jednostajnie szumią silniki samolotu. Mamy spóźnienie - tym razem rosyjscy pogranicznicy nie
chcieli nas wypuścić ze swojego kraju. Potem nie było zgody na start. Część pasażerów zasnęła.
Szacunkowo ćwierć miliarda dolarów nie wytrzymało trudów bankietu i podróży.
- Czy udało się Panu coś dzisiaj załatwić? - pytam Romualda Szymańskiego, z którym
sąsiadowałem w drodze do Moskwy.
- Patrzyłem, jak rozmawiają ze sobą i serce mi rosło - odpowiada. - Zaczną robić wspólne interesy,
to będą musieli sobie przesyłać informacje. Zajmuję się telekomunikacją. To ja ich połączę.
Paweł KWAŚNIEWSKI