9 listopada 2016 PLAN:Przylot do Santiago de Chile. Stolica Chile
Transkrypt
9 listopada 2016 PLAN:Przylot do Santiago de Chile. Stolica Chile
9 listopada 2016 PLAN:Przylot do Santiago de Chile. Stolica Chile to miasto pełne kontrastów - drapacze chmur przeplatają się tutaj z kolonialnymi zabytkami. Santiago jest uznawane za jeden z najważniejszych ośrodków gospodarczych i kulturalnych całej Ameryki Południowej. Przejazd główną arterią miasta, Alameda. Na placu Plaza de Armas zobaczymy piękną katedrę. Na głównym rynku Mercado Central, jednym z najstarszych i największych w Chile, będzie czas na skosztowanie miejscowych specjałów. Następnie udamy się na drugą stronę rzeki Mapocho do dzielnicy Bellavista. Zwiedzanie zakończymy na wzgórzu San Cristobal, z którego rozciąga się przepiękna panorama miasta. Zakwaterowanie w hotelu, obiadokolacja i nocleg. (Trasa ok. 80 km). Długo oczekiwana, pełna tajemnic i wątpliwości wycieczka rozpoczęła się. Przejechaliśmy szybciutko autostradę A2 i zaparkowaliśmy samochód na pobliskim lotnisku parkingu. Stamtąd przewieziono nas na lotnisko im. Chopina i spotkaliśmy się z przewodnikiem. Nasza wycieczka była pierwszą w roku na tamtą trasę, stąd mieliśmy „nianię”. Już w Warszawie pan Tomek, młody chłopak z ekscentryczną fryzurą i luzackim podejściem do życia, jak się zdawało powiedział, że wycieczka będzie ciężka. Poza problemami z wysokością, sama w sobie będzie ciężka, bo sporo razy będziemy dużo jeździć, czasem chodzić i mało spać. Miłym zaskoczeniem jest, że liczba uczestników wynosiła zaledwie 17-tu uczestników. Samolot do Paryża to pryszczyk. Lot do Santiago był najdłuższym moim lotem, około 14-to godzinnym, ale przeżyłem go lepiej niż 11,5 h lot do Mexico City. Wylądowaliśmy po 10-tej czasu miejscowego (-4h do czasu warszawskiego), owszem zmęczeni, ale pełni werwy do zwiedzania. Do „szlaku piękna” daleko jeszcze nam, ale wylądowaliśmy w tak odległym miejscu na półkuli południowej, na szerokości geograficznej większej niż Zwrotnik Koziorożca, bo samoloty międzynarodowe latają najczęściej do stolic. Tak też i było z naszym Air France. Wsiedliśmy do autobusu, wiozła nas młoda dziewczyna. Zwiedziliśmy starówkę z pałacem prezydenckim i plac główny Santiago. Katedra rzeczywiście była bardzo ładna, szczególnie wewnątrz. Zwiedzanie zakończyliśmy na innym wzgórzu, Santa Lucia, na które się trzeba było wspiąć. Widok z niego był doskonały. Zwiedzanie Santiago było, bo było, bo jak się przyjechało, to trzeba coś zobaczyć. Miało nas nie zachwycać. Mi się podobało. Byliśmy przy La Moneda, który to pałac był zbombardowany w 1973 roku przez zawiązującą się juntę woskową Augusto Pinocheta, a zabito wówczas prezydenta Salvatore Allende. Podobały mi się chilijskie dziewczyny. Ulice tego dnia były pełne strajkujących grup. Było bardzo ciepło. Po zwiedzeniu udaliśmy się do hotelu Montecarlo, w centrum Santiago. Wcale nie chciało mi się spać. Zrobiliśmy jeszcze zakupy za wymienione wcześniej pieniądze. Co zauważyłem, po ulicach kręciło się sporo bezpańskich psów. Przez całą podróż było tak samo. We wspomnieniach Santiago de Chile okaże się najbardziej europejskie. Zobaczenie Chile było mym marzeniem od wielu lat. Potwierdzam słuszność nazwy – Szwajcaria Ameryki Południowej.