Którêdy 5 - Albertynki
Transkrypt
Którêdy 5 - Albertynki
PRACA Z TRUDNĄ MŁODZIEŻĄ – PODSUMOWANIE I POLEMIKA Pracując z opisaną grupą, zmieniłem swój pogląd na młodzież, która ma problemy wychowawcze, a w oczach społeczeństwa uważani są za osoby, których należy się bać. Ludzie, jak mówił św. Brat Albert, „są z gruntu dobrzy, a tylko wielkie nieszczęścia i warunki zmieniają ich” (Kaczmarzyk M., Trudna miłość. Święty Brat Albert Chmielowski w służbie najbiedniejszym, Kraków 1990, s. 88). Wybór moralny (dobra czy zła) zależy w dużej części od wychowania w rodzinie. Odpowiednie wychowanie, kiedy dziecko może zaspokoić swoje najprostsze potrzeby emocjonalne, intelektualne, socjalne, w znacznej mierze przyczynia się do prawidłowego zachowania i akceptowania norm społecznych. Jeśli tego nie otrzymuje, szuka innego środowiska, gdzie będzie mogło zaspokoić te potrzeby. Zazwyczaj są to ulica, teren koło swego bloku, gdzie modyfikują normy moralne dla swoich potrzeb. Główne zadania profilaktyczne wobec trudnej młodzieży, to stworzenie im odpowiedniego miejsca z właściwymi zasadami wychowawczymi, gdzie mogliby rozładować swoje emocje poprzez pracę, zabawę, zajęcia sportowe, poprzez rozmowy z osobami, które są dla nich autorytetami. Na zakończenie mam nadzieję, że zainteresowałem niektóre osoby, zarówno wśród braci jak i wśród sióstr, do podjęcia próby pracy z taką młodzieżą, która potrzebuje pomocy. Dla mnie istotnym impulsem do tego rodzaju działania jest fakt, że osobę młodą łatwiej można kształtować, resocjalizować. Natomiast osobę dorosłą trudniej wprowadzić na odpowiednią drogę społeczną. Widząc zagrożenia, jakie mogą wpłynąć na dalszy rozwój tych dzieci (cały czas staram się utrzymywać z nimi kontakty, choćby telefonicznie), obawiam się, że za kilka lat mogę spotkać niektórych z nich w przytulisku, gdzie resocjalizacja będzie znacznie trudniejsza. br. Pio Stróżyński - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -- - - - - - - - - -- - - - - - - - - -- - - - - - - - - -- - - - - - - - - -- - - - - - - - - -- - - - - - - - - -- - - - - - - - - -- - - - - - - - - -- - - - - - - - - --- - - - - - --- - - - - - --- - - - - - --- - - - - - --- - - - - - --- - - - Dziękuję bardzo Bratu za artykuł, który rzeczywiście budzi nadzieję – że potrafimy podprowadzić ludzi do Ewangelii, jeśli naprawdę chcemy i wkładamy w to serce, czas, siły. Jak bardzo cieszy, że jest w Zgromadzeniach miejsce na takie inicjatywy! – W samym zakończeniu jednak znajduje się coś, co każe zapytać: Czy pracę z młodzieżą mamy podjąć dlatego, że daje to większe szanse sukcesu? Czy też raczej pokładamy nadzieję w Bogu, który nas, spadkobierców Brata Alberta, posyła także i przede wszystkim do tych, którzy nie rokują już żadnych nadziei; ale i tak warto angażować swą pomysłowość, serce, czas i siły, po prostu dlatego, że oni naprawdę są tego warci – bo są dziećmi Bożymi, synami w Synu, naszymi braćmi? s. Agnieszka Koteja __________________________________________________________ Pewna Siostra nowicjuszka w Boliwii miewała kłopoty z punktualnością, więc postanowiła się poprawić. Niedługo potem s. mistrzyni Ligoria wyprawiła ją na targ po zakupy, 4 km. od domu, ubogie przykazując, że ma zdążyć na obiad. Siostra niezmiernie przejęta chce środki wracać po zrobieniu sprawunków, a tu strajk! – wszystko stoi. Co tu począć? – przecież muszę zdążyć! O, jedzie ktoś na rowerze... Proszę pana, proszę pana, w którą stronę pan jedzie? – o jak dobrze, to niech mnie pan weźmie na bagażnik, ja naprawdę nie jestem taka ciężka!! – Ależ siostro, woła przerażona s. Ligoria, gdy szczęśliwa siostra nowicjuszka doszła do tego miejsca w zdawaniu relacji (PRZED obiadem!!) – przecież w naszą stronę jest pod górę! – No! – odpowiada siostra z głębokim przekonaniem – a wiesz, jak się z niego lało?! – A czy chociaż zaproponowałaś mu zapłatę? – pyta mistrzyni. – O tak! zapytałam: woli pan żeby mu zapłacić, czy żeby się za niego pomodlić, bo ja się mogę pomodlić... __________________________________________________________________________________________________________ ☺ __________________________________________________________________________________________________________ Odpowiedzialni s. Agnieszka Koteja, [email protected] [0-18/20-125-49] br. Marek Bartoś, [email protected] [0-12/42-95-664] Któredy ? 5 2006 PRACA Z TRUDNĄ MŁODZIEŻĄ... – PRZYWRACA NADZIEJĘ ? Brat Pio pisze o swych spotkaniach z młodzieżą, którą najłatwiej nazwać: „z marginesu” – najłatwiej nazwać „marginesem” i skreślić z listy „rokujących nadzieję”. W roku przywracania nadziei ubogim br. Pio przywraca nadzieję najpierw nam samym, że da się coś zrobić, że warto próbować. Wówczas pytanie o nadzieję pojawia się na nowo, na głębszym poziomie – o jaką nadzieję chodzi w naszej pracy? Podsumowanie artykułu br. Pio drukujemy na ostatniej stronie, wraz z wywołaną przez nie polemiką. br. PIO STRÓŻYŃSKI Praca z „trudną młodzieżą” z dzielnicy Płaszów w Krakowie. Próby profilaktyczno-pedagogiczne podjęte przez Braci Albertynów Przygotowywałem się na to spotkanie kilka miesięcy, zbierając informacje o subkulturach i o przyczynach ich zachowań. Sporządziłem wstępny plan działań w razie powodzenia integracyjnego z tą grupą. W maju 2005 roku, kiedy owoce zaczynały dojrzewać, pojawiała się młodzież. Tym razem przekazałem im oficjalną zgodę na korzystanie z ogrodu, pod warunkiem nie łamania gałęzi i nie przechodzenia przez płot. Przy każdym ich pobycie w ogrodzie starałem się nawiązać z nimi kontakt. Na początku było bardzo ciężko, ich zachowanie było katastrofalne, jakby odrzucili podstawowe normy zachowania a stwarzali nowe – swoje normy. Grupa liczyła ok. 14 osób, w wieku od 14 do 17 lat – prawie sami chłopcy, tylko 3 dziewczyny w wieku 15 lat. Przy każdym spotkaniu informowałem ich, że jestem gotów pomóc pożytecznie zagospodarować im czas wolny, przy czym przypominałem o przestrzeganiu zasad przybywania i korzystania z ogrodu (nie łamanie gałęzi i nie przechodzenia przez płot). Pomimo tego, zasad tych nie przestrzegali. Jednak żadnych drastycznych decyzji typu: zakazu przybywania, nie podejmowałem. Wiedziałem, że jeszcze nie jest na to pora. Aby uzyskać jak najszybciej przychylność z ich strony zastosowałem system wychowawczo–profilaktyczny ks. Guy Gilberta1, polegający na ogólnej akceptacji. Za każdym przybyciem tych młodych osób, przynosiłem im coś do jedzenia, a także przedmioty sportowe, gry planszowe, aby pożytecznie spędzili ten czas. Moim zaskoczeniem było to, że pomimo swojego niewłaściwego zachowania i niecenzuralnych słów, które mogły świadczyć o ich niskim poziomie kulturalnym i umysłowym, większość wybierała takie gry jak Scrabble, Othello, wymagające dużego wysiłku intelektualnego. Po kilku takich spotkaniach zacząłem konsekwentnie wymagać wcześniejszych zasad ogrodowych, włącznie z karą zakazu przybywania w ogrodzie. Grupa powoli się formalizowała, ale jeszcze nie miała odwagi przyjść do domu mieszkalnego 1 Ks.Guy Gilbert - zwany,, Proboszczem Bandytów“, w 1976 r. we Francji założył ośrodek terapeutyczny ,,Owczarnia“. Jest specjalistą w pracy z młodocianymi przestępcami, mającymi za sobą wielokrotne wyroki, narkomanami, z młodymi uważanymi za ,,straconych“. i poprosić o coś. Wybrali inny system zakomunikowania o swoich potrzebach: jeśli żadnego brata nie widzieli w pobliżu, zachowywali się bardzo głośnio (czyli sygnalizowali: „zajmij się mną”). Czereśnie się skończyły, a młodzież nadal przychodziła po szkole. Powstała więc potrzeba podniesienia wymagań wychowawczych i zorganizowania nowych zajęć. Zaproponowałem im korzystanie z pomieszczenia naszego domu, gdzie znajduje się stół pingpongowy, a także uczestnictwo jak dotychczas w zabawach rekreacyjno–sportowych w ogrodzie. W zamian za to postawiłem zakaz używania niecenzuralnych słów, palenia papierosów, picia alkoholu, a ponadto mieli obowiązek dbania o czystość w pomieszczeniach, w których będą przybywać. Młodzież zaakceptowała te warunki, ale nie zawsze je przestrzegała. W tej grupie jeszcze górował taki trend: czym ktoś silniejszy, sprytniejszy, z szalonymi pomysłami, nie etycznymi zachowaniami, tym wyżej był w hierarchii grupowej. W trakcie zajęć rekreacyjno–sportowych przeprowadziłem z nimi mini-wywiad kwestionariuszowy o hierarchii wartości. Wyniki były zaskakujące. Po ich zachowaniu można było sądzić, że będą górowały takie wartości jak: siła, wygląd, rzeczy materialne, przyjemność, szeroko pojęta konsumpcja. Natomiast w kwestionariuszu opowiadali się za rodziną, miłością, szacunkiem. Materialnych i konsumpcyjnych elementów było niewiele. Zapytałem więc wprost, dlaczego tak się zachowują, jakby tych wartości nie znali? Nie umieli na to jednoznacznie odpowiedzieć. Odpowiedzieć znalazłem dopiero w okresie wakacyjnym. Otóż cała grupa w trakcie ankiety wypowiadała się o szkole negatywnie, nawet agresywnie. Trzy osoby z tego grona miały wyniki nauczania na poziomie dobrym, reszta na niskim albo kompromitującym poziomie (rekordzista grupy nie został dopuszczony do następnej klasy z 13 przedmiotów). W szkole czują się niepewnie, posiadają duże braki programowe, ale to nie świadczy o ich niskim intelekcie. To warunki domowe, sytuacja rodzinna uniemożliwiają im osiągnięcie prawidłowego rozwoju. Nie mając możliwości zaimponowania w środowisku szkolnym sukcesami w nauce, nadrabiają tę zaległość złym zachowaniem. Nudząc się na lekcjach wymyślają różne ,,ciekawe” pomysły, typu – zapalenie papierosa na lekcji religii, odbezpieczenie gaśnic i wypróżnienie ich zawartości na korytarzu. Za te i inne wybryki niektórzy z nich mają przyznanego kuratora sądowego (cztery osoby z tej grupy). Młodzież, która przychodziła do naszego domu bezpośrednio ze środowiska szkolnego lub blokowego, nie mogła od razu się przestawić, dlatego łamali normy, które przecież wcześniej zaakceptowali. Dopiero w czasie wakacji, kiedy dłuższy czas przebywali w naszym domu, kierowanie nimi i przestrzeganie pewnych zasad stało się o wiele łatwiejsze i efektywniejsze. Podstawową metodą profilaktyczno-wychowawczą, jaką obrałem dla tej grupy, były systemy wychowawcze św. ks. Jana Bosko i bł. ks. Bronisława Markiewicza2, oparte na trzech fundamentach: 1. Zajęcia sportowe, które uczą zdrowej rywalizacji i dyscypliny oraz pozwalają rozładować emocje. Dzięki niektórym działaczom sportowych została nam udzielona nieodpłatnie możliwość korzystania z obiektów sportowych, takich jak: siłownie, hale sportowe, boiska do piłki nożnej. W trakcie tych zajęć można było zauważyć wielką ambicję, umiejętności oraz zdolność do podejmowania nawet dużego wysiłku przez młodzież. Trzy osoby zostały przyjęte do amatorskiego klubu piłkarskiego. 2 Bł. ks. Bronisław Markiewicz - twórca zakładów wychowawczych w miastach Galicji w XVIII wieku. Część metod pracy przyjął od ks. Jana Bosko, część wyprowadzał samodzielnie dostosowując je do warunków, w których funkcjonowały zakłady. Podstawową metodą w systemie markiewiczowskim była praca – źródło rozwoju osobowości człowieka. 2. Praca, która uczy samodzielności, szacunku do siebie i do innych osób, a także odpowiedzialności. Na początku trzeba było przyzwyczaić wychowanków do sumiennego wykonywania wszystkich czynności, począwszy od najprostszych zadań takich jak wytarcie kurzu, aż do trudniejszych, jak murowanie słupków na boisko do piłki siatkowej. Grupa udzielała także pomocy innym (pomogliśmy w przeprowadzce osobie niepełnosprawnej). Taka pomoc wzmacniała u nich poczucie samoakceptacji. 3. Sfera duchowa, która jest niezbędna do prawidłowego rozwoju człowieka. Ta sfera była u nich bardzo zaniedbana. Nie akceptowali grupy ministrantów z parafii, kiedy czasami się z nimi spotkali na obiektach sportowych. Było widać wielką niechęć do tych, którzy byli w ich oczach uważani za zbyt „sztywnych”. Można też było dostrzec negatywny stosunek do duchowieństwa. Widząc ten bunt, agresję, chciałem powoli zmienić ich nastawienie. Pierwszym krokiem, który podjąłem były organizowanie wycieczek do ciekawych miejsc sakralnych (Łagiewniki, opactwo benedyktyńskie w Tyńcu, klasztor kamedułów na Bielanach). Wycieczki te były dla nich wielkim przeżyciem i bardzo pozytywnym doświadczeniem. Kiedy już troszeczkę się obyli ze środowiskiem „kościelnym”, postanowiliśmy zorganizować specjalnie dla nich w naszej kaplicy niedzielną Mszę św. Grupa stopniowo zaczęła w niej czynnie uczestniczyć. Ci, którzy sprawiali największe kłopoty wychowawcze, mieli za zadanie zaangażować się w liturgię: jedni służyli do Mszy św., inni śpiewali psalmy, czytali teksty liturgicznie. Na początku wyglądało to trochę komicznie, kiedy ubrani w swoje zwykłe codzienne stroje brali udział w nabożeństwie. Dopiero, kiedy doświadczyli sami, że nie są stosownie do sytuacji ubrani (w trakcie wycieczki do eremu kamedulskiego brat kameduła nie wpuścił niektórych z nich z powodu nieodpowiedniego ubioru), dresy zmienili na białe koszule i spodnie dżinsowe. Dzięki tej Mszy św. młodzież powoli doświadczała, że niedziela jest innym dniem niż reszta dni w tygodniu. Powoli zmieniała swoje poglądy w kwestii Kościoła i wiary. Następnym krokiem bardzo pomocnym, były rozmowy z rodzicami (z mamami) tej młodzieży. Dzięki temu mogłem poznać przyczyny ich zachowań. Prawie cała grupa (z wyjątkiem jednej osoby) pochodzi z rodzin, gdzie nadużywa się alkoholu. 4 osoby wychowywały się w rozbitych rodzinach, gdzie przyczyną rozbicia był alkoholizm ojca. Mając takie informacje, chciałem spróbować stworzyć grupę wsparcia Al-Atin (dzieci z rodzin alkoholików wspierają się nawzajem w czasie spotkań). Wiedząc, że ten problem jest zbyt krępujący, aby publicznie się o nim wypowiedzieć, zaprosiłem Pana Wacława T. z grupy AA na ognisko, aby w trakcie wspólnych zabaw i śpiewów przekazał swoje doświadczenie związane z chorobą alkoholową (miał on pewne doświadczenie w tego typu spotkaniach, był zapraszany do szkół, kościołów). To było bardzo dobre posunięcie. Osoby, które doświadczyły problemu alkoholizmu w swoich rodzinach, uważnie słuchały przekazywanych im informacji. Po raz pierwszy młodzież publicznie próbowała dyskutować na poważne tematy, rozładowując swoje emocje i niezadowolenie. Aby jeszcze bardziej się zintegrować z grupą, zacząłem przychodzić na ich teren. Okazało się, że „nasza” grupa dzieli się tam na 3 mniejsze grupy po 3-4 osoby. Każda z nich miała swój teren wokół ,,swego” bloku. Często wynikało z tego wiele konfliktów, które rozwiązywali na terenie zakonnym, gdzie obowiązywały inne normy. Ważne także było poznać ich język, który utworzyli dla własnych potrzeb. Oto niektóre z wyrażeń tego swoistego języka: żydzi – kibice Cracovii; bydło – często używana odpowiedź na pytanie: Co robisz?; wżut (robić wżuta) – malować graffiti; psy – policja; przerzuty – kibice, którzy zmieniają barwy klubowe; bezel – duchowieństwo; mamy ferie – nic nie mamy do roboty.