wypowiedzi twórców o filmie
Transkrypt
wypowiedzi twórców o filmie
WERONIKA SOCHA - reżyser i scenarzysta Weronika od początku, kiedy ją poznałam, wydawała mi się młodą gniewną osobą, która poszukuje własnej przestrzeni. Była indywidualistką, lubiła swoje pomysły i realizowała je z boku klasy, dbając o to, by zadziwiały nauczycieli. Pamiętam jej kreację inżyniera Mamonia w Filmowej Grze Miejskiej. Ukryta w starym wartburgu, przebrana w kaszkiet i marynarkę, stała na posterunku i do końca odgrywała swoją rolę. I z tego, co pamiętam, sama wpadła na pomysł, by wzbogacić ten przystanek kreacją aktorską. Pamiętam też, jak zaperzyła się na jedną z pierwszych prac domowych, którą zadałam wtedy w jej klasie. Moje spotkanie ze śmiercią- interpretacja Rozmowy Mistrza Polikarpa ze śmiercią. Weronika nie chciała jej napisać. Nie pozostawało mi nic innego, jak zmusić ją do napisania twardymi argumentami. Napisała i wbiła wszystkich w klasie w krzesła. Jej opowieść o dziewczynie ryzykującej życie na jezdni między nadjeżdżającymi samochodami i ten moment zawahania. Śmierć przed oczami okazała się być skomplikowaną zasłoną uczuć jej bohaterki. Zamarliśmy wtedy wszyscy ze wzruszenia i podziwu. Była sobie więc pewna dziewczyna, pewna uczennica, która buntowała się przed okazaniem swojego talentu. Chowała go w ukryciu, do pewnego momentu. Inni patrzyli na nią z podziwem, że nie chce chwalić się tym , co posiada. I gdy nadszedł czas tworzenia filmu, to właśnie Weroniki pomysł okazał się najlepszy. Wyjęła wtedy z zanadrza pewną historię. Do teraz twierdzi, że miała to być zwykła, niczym nie podszyta historia, a okazało się inaczej. Weronika wydobyła w filmie drugie dno, pokazała prawdziwość uczuć młodych ludzi i w sposób nienachalny uwidoczniła morał. Jest on subtelny i prawie niewidoczny. Niewinność można stracić tylko raz, a z nią radość życia i złudzenia. Możesz być młodym chłopakiem a mówić jak starzec. Możesz iść na imprezę nie po to, by się bawić, ale by przeżywać udrękę. Na moich oczach Weronika przeobraziła się w dojrzałą artystkę, odpowiedzialną i dumną kobietę. Nie świadczy o tym tylko wymagający scenariusz, ale pełna determinacji praca nad filmem. Od początku ten film należał do Weroniki. Walczyła o niego każdego dnia. Dzieliła zadania, nanosiła poprawki w scenariusz, mobilizowała ekipę filmową. Negocjowała terminy zdjęć, wreszcie ponownie przemontowała film, bo nie wyobrażał on jej koncepcji. Wielokrotnie szukała sposobu, by w filmie coś zmienić. Dogrywała sceny, zmieniała kolejność scen, pilnowała detali. W tak młodym wieku profesjonalizm i perfekcyjność jest rzadko spotykana. Weronika wzięła na siebie ciężar produkcji filmu. To był pierwszy film, zrealizowany w naszej szkole, zupełnie bez mojego udziału. Nie byłam na żadnym planie filmowym ani na castingu. Nie wiem, co działo się w domu Pawła. Nie pomogłam przy montażu ani nie doradzałam niczego, jeśli chodzi o muzykę czy ostateczny kształt filmu. Film został mi podany na tacy. Można powiedzieć, że zostawiłam tę ekipę zupełnie samą sobie. Weronika jednak nie narzekała i krok po kroku dopinała swego. Nadeszły wakacje, a Weronika zgłosiła kandydaturę filmu „ Żartowniś” na Międzynarodowy Festiwal Up to 21. Dopilnowała wszystkiego, wreszcie rozpoczęła pracę nad promocją filmu. Weronika Socha to odkryty talent, niespotykana osobowość, wrażliwa, pracowita i ambitna osoba, która potrafi dążyć do celu. Chciałabym postawić ją za przykład innym, bo udowodniła, że praca i cierpliwość przynoszą sukces. Wioletta Mrozek - nauczyciel edukacji filmowej Być reżyserem - wspomnienia Weroniki Bycie autorem scenariusza i jednocześnie reżyserem nie jest takie, jakie mogłoby się wydawać. Patrząc na to wszystko, kiedy już Żartowniś został przyjęty do konkursu, zmontowany i gotowy do premiery, jest to bardzo dziwne uczucie i jednocześnie rozpiera mnie duma. Być reżyserem to nie tylko mówienie innym, co mają robić, trzeba się w to wszystko wczuć. Najpierw trzeba napisać scenariusz, jeśli już to zrobimy, połowa sukcesu za nami. Scenariusz (chcąc nie chcąc) ewoluuje, pojawią się zmiany i wtedy odkrywa się też drugie dno historii, która z początku w ogóle nie była zauważalna. Gdy już scenariusz mamy w pełni gotowy, pozostaje tylko znaleźć aktora, aby mógł unieść ciężar, jaki ciągnie za sobą rola. Było to w tym przypadku (jak i zapewne w wielu innych) trudne. Po kilku castingach (jeden nawet w toalecie), dopiero za czwartym przesłuchaniem było widomo, kto zagra główną rolę. Jak widać Michałfilmowy Sebastian, świetnie dał sobie radę. Następny krok to zdjęcia do filmu. Pomocny był bardzo Paweł, który użyczył nam swoje mieszkanie na czas kręcenia filmu, jak i zapewnił nam napoje oraz jedzenie. Z kręceniem filmu było bardzo dużo problemów. Niedoświadczeni próbowaliśmy się zmagać z problemami, które na początku były nieuniknione, np. cień ręki czy źle nagrany kadr. Nie zabrakło również śmiechów i żartów podczas kręcenia. Jak już mieliśmy nagrane sceny, trzeba było je jakoś zmontować, zajęło to bardzo dużo czasu i sprawdziło naszą cierpliwość. Największym koszmarem montażysty to skasowane pliki. Przeszliśmy przez wiele niespodziewanych sytuacji, ale poradziliśmy sobie. Oficjalnie film jest w pełni skończony oraz posiada nawet angielskie napisy. Teraz, gdy na to wszystko patrzę, mogę śmiało stwierdzić, że bycie reżyserem jest nadzwyczajne. Kiedy widzi się, jak inni doceniają twoją pracę, jak niektórzy chcą ci pomóc i jak wspólnymi siłami powstaje film, (a przecież jesteśmy amatorami) jest to wspaniałe uczucie. Na sam koniec mogę śmiało stwierdzić, że jestem dumna z tego filmu i przy tworzeniu go zdobyłam bogate doświadczenie i wiele niezapomnianych wspomnień. To jest mój punt widzenia- praca reżysera zmienia wiele rzeczy w życiu. Pozostaje mi tylko zaprosić Was na mój film, który jest kawałkiem mojej pracy, dumy i radości. Weronika Socha - reżyser Wywiad z Weroniką Sochą – reżyserem filmu „Żartowniś” - Skąd wziął się pomysł na film? - Pomysł wziął się tak naprawdę znikąd, mieliśmy napisać samodzielnie przykładowy scenariusz. Na koniec lekcji nie czułam satysfakcji z tego, co powstało, więc w domu po małej burzy mózgów napisałam to, co zostało podstawą dla filmu. I tak podchwycono mój pomysł. - Jak oceniasz pracę nad scenariuszem? - Praca nad scenariuszem poszła szybko, poprawek było dużo i myślałam, że zajmie to więcej czasu. Aż tu nagle scenariusz był gotowy do realizacji i należało stworzyć ekipę odpowiedzialnych ludzi do pomocy. - W kim miałaś wsparcie? - Wsparcie miałam od samego początku w rodzicach i pani Wioli. To były osoby, które uwierzyły w sukces tego filmu. Na planie filmowym i kolejnych etapach powstawania filmu mogłam liczyć na Asię Myszko oraz Olę Bińkę. Dzięki nim panował porządek na planie filmowym i atmosfera dobrej współpracy. - Czy trudno było wybrać głównego bohatera? - Tak, było bardzo trudno, główny aktor musiał pasować wizualnie i dobrze wszystko akcentować. Mieliśmy wiele kłopotów ze znalezieniem odpowiedniej osoby, ale wybór Michała okazał się trafionym pomysłem. Zależało nam, żeby Sebastiana zagrała osoba odpowiedzialna, która skupi się na roli. I choć Michał nie jest z natury zbuntowanym nastolatkiem, zdecydował się na tę metamorfozę. - Jak podoba ci się efekt pracy? - Podoba mi się bardzo. Jak na film amatorski wyszedł moim zdaniem bardzo dobrze. Nie spełnił w stu procentach założeń scenariusza, ale jest ok. Ale ktoś przecież powiedział, że film rodzi się trzy razy. Mój film rodził się wiele razy… - Co film miał przekazać widzom? - Tak naprawdę?… Nie wiem… Film z początku miał być tylko komedią satyryczną, zabawną opowieścią. Z krótkiej, niewinnej próby fabularnej powstało coś więcej. Czytałam kiedyś dramat Szekspira Hamlet. Pani Wiola zobaczyła w moim scenariuszu trochę tego Hamleta. Sprowokowała mnie, bym włożyła w usta Sebastiana trochę monologu- poważnych słów. I to zmieniło ostatecznie ten scenariusz. - Czy myślisz, że dzięki niemu problemy nastolatków zostały zauważone? - Szczerze mówiąc to nie wiem, bo problem narkotyków, czy życie nastolatków z daleka od rodziców nie jest mi znany. Jest to jednak temat interesujący, bo zawsze istnieje ryzyko, że popełnimy głupotę, przynależną do naszego wieku. I ryzyko tej głupoty to jest ta prawda, którą chciałam w filmie pokazać. Jest taka granica, która niszczy wszystko i zabiera niewinność i wtedy rodzice nie są w stanie już pomóc. Tej granicy nie widać. Kryje się ona bardzo blisko niewinnej i zabawnej imprezy, na którą ktoś nas może zaprosić. Joanna Myszko, Aleksandra Bińka Joanna Myszko - asystent reżysera Pewnego pięknego dnia nasza ukochana Pani Wiola Mrozek na lekcji edukacji filmowej poinformowała nas, że film „Żartowniś” zostanie przez nas zrealizowany w najbliższych tygodniach roku szkolnego. Na wszystkich padł blady strach, a w głowie był mnóstwo pytań i obaw. Scenariusz napisała nasza klasowa koleżanka Weronika Socha. Wszyscy byliśmy z niej bardzo dumni, nie spodziewaliśmy się, że posiada tak ogromny talent reżyserski. Na początku trzeba było rozdzielić zadania dla nas wszystkich. Ja zgłosiłam się do organizacji castingu i tak stałam się kierowniczką planu razem z Olą Bińką. Miałyśmy dużo spraw do załatwienia. Zorganizowałyśmy kilka castingów i dopiero za czwartym razem udało nam się wybrać głównego bohatera, a został nim Michał Chrzanowski. Następnie szykowałyśmy plan filmowy, a został nim dom Pawła Burskiego. Naszym zadaniem była również opieka nad aktorami oraz wyznaczanie terminów nagrań. Praca na planie trwała około dwóch tygodni. Miło razem spędzaliśmy czas. Było dużo pracy, ale również śmiechu. Przez te dni zżyliśmy się ze sobą oraz bardziej zaprzyjaźnialiśmy. Efekt był niespodziewany. Dzięki montażowi, którego dokonał Krzysiek Nowik, film ukazał się już po kilku dniach. Gdy zabrzmiała pierwsza muzyka, a ktoś w sali zgasił światło, serca zabiły nam mocniej. I znowu w głowie pojawiały się kolejne pytania Czy udało nam się? Jak wypadliśmy?... Oglądaliśmy film z wypiekami na twarzy. Uczucia były nie do opisania, jak jedna wielka rodzina rozumieliśmy się bez słów i wiedzieliśmy już, że wszystko wyszło bardzo dobrze. Wiadomość o tym, że nasz film trafił do ,, Festiwalu Filmowego Up to 21 – Dozwolone do 21 stworzył pokłady nowej energii i zapału do kolejnych produkcji filmowych. Uważam, że praca na planie okazała się bardzo miłym przeżyciem. Wyniosłam z niego nowe doświadczenia, które mam nadzieję wykorzystam w przyszłości. Joasia Myszko Moje wrażenia– kierownik planu Aleksandra Bińka Rola kierownika planu filmu „Żartowniś” z pozoru wydawała się bardzo łatwa, ale… w miarę upływu czasu, okazała się trudniejsza niż myślałam. Aby stanąć na wysokości zadania, musiałam wykazać się dużą cierpliwością w stosunku do aktorów. Moim zadaniem było wsparcie kolegów i koleżanek oraz pomaganie reżyserowi filmu. W trudnych chwilach starałam się motywować aktorów, jak również samą siebie. Wierzyłam, że nam się uda. I udało się! Dzisiaj jestem bardzo zadowolona, że mogłam uczestniczyć przy realizacji tego projektu z Edukacji Filmowej. Praca przy filmie jest bardzo odpowiedzialna, trochę stresująca, ale dała mi dużo satysfakcji. To naprawdę wspaniałe uczucie, jeśli wiesz, że jesteś komuś potrzebny, ktoś ci ufa i słucha twoich rad… Aleksandra Bińka Casting zza kamery Na kilka dni przed rozpoczęciem zdjęć do filmu ,,Żartowniś'', odbyły się dwa castingi. Na każdym z nich byłem kamerzystą, co pozwoliło mi zobaczyć umiejętności aktorskie moich rówieśników. Na początku z całą klasą stworzyliśmy plakat zachęcający do wzięcia udziału w naszej produkcji. Następnie powiesiliśmy go na korytarzu licząc na tłumy zainteresowanych młodych aktorów. Liczyliśmy na udany casting, a także na mnóstwo uczniów chcących zagrać główne role. Niestety, tak się nie stało. Musiał odbyć się w łazience, ponieważ klasy były w tym czasie sprzątane. Nie mogąc znaleźć kamery, byliśmy zmuszeni nagrywać telefonem. Zawiodła także frekwencja. Z reżyserem i mną były nas trzy osoby, w tym jeden chłopak chcący zagrać główną rolę. Tak więc casting okazał się fiaskiem. Przed kolejnym próbą znalezienia aktorów przeszliśmy się po salach lekcyjnych i osobiście zapraszaliśmy do udziału w castingu, który miał się odbyć następnego dnia. Teraz dopięliśmy wszystko na ostatni guzik. Na drugi dzień przyszło około dwudziestu chętnych, z czego byliśmy bardzo zadowoleni. Mając już normalną kamerę, zaczęliśmy przesłuchiwać uczestników. Po nagraniu wszystkich, osoby odpowiedzialne za casting zaczęły dobierać role. Po kilku dniach mogliśmy ruszyć z produkcją. Stanie za kamerą i nagrywanie moich rówieśników, którzy odznaczyli się wspaniałą grą aktorską, było świetnym przeżyciem. Dzięki nim nasz film wyszedł wspaniale i mamy nadzieję, że wszystkim przypadnie do gustu. Dla mnie, pomoc przy tym filmie było czymś wspaniałym i na pewno nie zapomnę tego do końca życia. Krzysztof Rudnicki Historia pewnego aktora Na początku, gdy usłyszałem, że drugie klasy robią casting do filmu, przeraziłem się, ale nie ewentualnym uczestnictwem w filmie, lecz tym, iż za rok będziemy musieli robić to samo. Z początku nie chciałem brać udziału w kręceniu filmu, więc niespecjalnie się zainteresowałem plakatem, lecz moje koleżanki przekonały mnie, żebym spróbował. Kilka dni później na trzęsących się nogach wszedłem do sali, w której odbywało się przesłuchanie. Okazało się, że kilka dziewczyn z klasy równoległej też przyszło sprawdzić swoje siły. W kolejce byłem czwarty. Gdy doczekałem mojej chwili, niepewnie podszedłem i wypowiedziałem porównywaną kwestię. Okazało się, że to trudniejsze niż się wydaje-patrzeć to w kamerę, to w kartkę i jeszcze w dodatku mówić. Oczywiście się pomyliłem i roześmiałem. O wynikach zostałem poinformowany przez te same koleżanki, z którymi brałem udział w przesłuchaniu - dostałem główną rolę. Z początku nie chciałem w to uwierzyć, lecz Pani Wiola potwierdziła to słowami „Bardzo podobałeś mi się na castingu”. Dumny jak paw pochwaliłem się kolegom z klasy, a w domu rodzicom. Przez kilka dni byłem tak zajęty szkołą, że zupełnie zapomniałem o roli. I właśnie wtedy reżyser- Weronika dała mi ponownie scenariusz. W wolnym czasie poznawałem rolę. Umówiliśmy się, że plan będzie trwał mniej więcej tydzień. Byłem bardzo ciekaw, jak to będzie wyglądać. Pierwsze nagrywane sceny miały mieć miejsce w domu. Pierwszego dnia planu po kilku lekcjach poszliśmy do domu Pawła, filmowego Karola. Czułem się trochę nieswojo z głównie drugą klasą u boku, ale otuchy dodawały mi koleżanki. Szybko zostałem przygotowany do nagrania, we włosy został mi wtarty żel, oraz zostały spryskane lakierem. Pierwszego dnia ciężko było mi powiedzieć swoją kwestię, ale na szczęście jakoś ją wyjąkałem. W następne dni było już znacznie łatwiej. Bardzo dobrze bawiliśmy się w przerwach między nagraniami-jedliśmy galaretkę, żartowaliśmy, słuchaliśmy muzyki, natomiast podczas scen staraliśmy się zachowywać powagę, choć było ciężko, bo mieliśmy intrygujące rekwizyty między innymi: marihuanę w postaci oregano oraz kokainę w formie mąki i cukru. Gdy skończyliśmy sceny w domu, przyszła kolej na sekwencje odbywające się w szkole. Tu było trudniej, mieliśmy do dyspozycji tylko godzinę wychowawczą i czas po lekcjach. Oczywiście nikt nie chciał po nich zostawać, więc staraliśmy się zrobić wszystko na jednej godzinie. Nie udało się, co łatwo było przewidzieć. Martwiłem się ,że w szkole będzie mnie źle słychać i miałem rację. Musieliśmy powtarzać każde ujęcie od kilku do kilkunastu razy. Myślałem, że skończyliśmy nagrywać, bo nikt nie powiedział, że jeszcze coś zrobimy w tym temacie. Na następnej lekcji edukacji filmowej zobaczyłem film „Żartowniś”. Moim zdaniem wyszedł całkiem nieźle. Byłem bardzo zdziwiony, gdy tydzień po nagraniu Pani reżyser powiedziała mi o jej planach co do filmu. Dowiedziałem się, iż musimy dograć jeszcze jedną scenę i jeden dialog. Film z dodanymi fragmentami bardzo mi się spodobał. Niezwykle cieszę się, że mogłem wziąć udział w tworzeniu go. Michał Chrzanowski - aktor pierwszoplanowy ( Sebastian) Wywiad z Michałem Chrzanowskim – głównym bohaterem filmu „Żartowniś” - Jak przyjąłeś wiadomość o tym, że wygrałeś casting? - Byłem bardzo szczęśliwy i czułem się wyróżniony. - Dlaczego wziąłeś udział w naszym castingu? - Zaintrygował mnie scenariusz i stwierdziłem, że dobrze byłoby zagrać w takim filmie. Postać bohatera była mi zupełnie obca, wymagała więc całkowitego oswojenia z postacią. Można powiedzieć, ze wszystko musiałem stworzyć od początku. Podobały mi się monologi głównego bohatera- dawały możliwości dramatyczne, pozwoliły na rozwinięcie roli. - Jak, gdzie i kiedy uczyłeś się tekstu? - Bardzo szybko opanowałem tekst. Uczyłem się go tuż przed nagraniem, aby jak najlepiej wypaść przed kamerą. - Jak pracowało Ci się na planie? - Na planie filmowym było głośno, zabawnie, panowała sprzyjająca atmosfera. To dawało, nam aktorom pewną swobodę. W momentach kluczowych ekipa potrafiła wypracować spokój i twórczą ciszę. Zawsze mogłem też liczyć na Weronikę- reżyserkę, która wiele mi pomagała. - Jak podoba Ci się efekt pracy? - Film bardzo mi się podoba. Uważam, że niesie za sobą głębokie przesłanie, które powinno trafić do młodzieży. Nie wiem, czy jest ono całkiem wyraziste i czy zostanie odczytane przez publiczność, ale bardzo chcieliśmy, by wybrzmiała z tego filmu pewna mądrość. - Jak oceniasz swój udział w produkcji? - Bez aktora pierwszoplanowego film by nie powstał. To, że mogłem być odpowiedzialny za tę rolę, sprawiło, że czułem się wśród ekipy filmowej ważnym jej członkiem. Wszyscy na mnie liczyli. Nie chciałem ich zawieść. - Czego życzysz twórcom filmu? - Sukcesów w przyszłości, jeszcze lepszych produkcji filmowych i powodzenia w życiu prywatnym. - Dziękujemy za wywiad. A Tobie życzymy dalszego udziału w filmach! - Dziękuję. Aleksandra Bińka, Joanna Myszko "U mnie w domu" Pewnego dnia przy ulicy Sokołowskiej odbyło się nagranie filmu pod tytułem "Żartowniś". Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby to nie był mój własny dom. Pod nieobecność rodziców, z daleka od szkolnej tablicy grupka osób oczekiwała na resztę kolegów i koleżanek, którzy mieli zakupić rekwizyty do filmu. Jedna z nich zajęła się charakteryzacją aktorów. Wszędzie unosił się zapach lakieru do włosów. Następnie na stole zostały rozsypane zioła: majeranek, oregano. Była też żelatyna i galaretka w proszku, puste butelki po piwie zostały napełnione wodą, proszek do pieczenia miał przypominać narkotyki. Proszki i zioła zostały rozsypane na stoliku. I nastąpił moment, kiedy moje mieszkanie zamieniło się w spelunkę, gdzie młodzi udawali, że palą trawkę. Część młodzieży szkolnej siedziało, część leżało na fotelach i sofie kilka osób leżało na dywanie. Wszyscy sprawiali wrażenie naćpanych. Reżyserka przyniosła swojego żółwia, który miał na imię Donia. Stanowił atrakcję dla nastolatków. Została nagrana scena z leżącą na podłodze Olą, po której chodził żółw. Był to niecodzienny widok. Po nakręceniu wszystkich epizodów posprzątaliśmy pokój rodziców i kuchnię. Nie przyznaliśmy się do tego, że w czasie sprzątania zdarzył się incydent, zbiła się szklanka. W przerwach było bardzo wesoło, żartowaliśmy i śmialiśmy się. Żartowaliśmy? Kto zatem jest największym Żartownisiem? Zadowolony jestem, że u mnie w domu został nagrany nasz film, często wracam myślami do tamtych dni. Paweł Burski Montaż od ręki Moim zadaniem był montaż filmu. Ostateczny czas, kiedy można coś zmienić, to właśnie ten moment. Dostałem od Weroniki w tej sprawie wolną rękę. Skleiłem więc ten film według własnego pomysłu. Sprawa nie była prosta, bo surowy materiał wymaga wiele pracy. Były kłopoty z dźwiękiem. W jednej ze scen ekipa zagłuszyła dialogi muzyką ze smartfona. I tego ekstrawanckiego pomysłu nie umiałem usunąć z filmu. Pomimo trudności dobrze się bawiłem, wiedziałem, że przyczyniam się do wspólnego dzieła, które przyniesie innym wiele radości. Krzysztof Nowik - montaż Moje wrażenia z planu To jest jedno z miłych wspomnień…. Gdy szliśmy do domu Pawła – filmowego Karola, byłem troszeczkę zestresowany, ponieważ nigdy wcześniej nie występowałem w jakimkolwiek filmie. Nie wiedziałem, co mnie tam spotka? Trzeba było podejść do tego profesjonalnie i zrealizować nasz plan. Brzmiało więc wszystko bardzo poważnie. Na szczęście nie byłem osamotniony w moich przeżyciach. Nagle twarze ekipy filmowej nieoczekiwanie zmieniły się, pojawił się na nich uśmiech, pragnienie przygody. Okazało się, że idealnie do siebie pasujemy. Czemu wcześniej nie wpadliśmy na taki pomysł? Zjawić się w domu Pawła z kilogramem narkotyków? Pozostało wspomnienie niezłej zabawy, a jednocześnie wzruszające uczucie, że zrobiliśmy wspólnie coś naprawdę prawdziwego. Kuba Cieśla - aktor drugoplanowy Plan filmu „Żartowniś” moimi oczami Maj 2015 roku był pracowity dla wszystkich uczniów i nauczycieli. Jednak ja wspominam ten okres nie tylko przez pryzmat ostatnich poprawek i wystawiania ocen. To wtedy klasa IIa kręciła film. Pamiętam castingi, przeprowadzane na przerwach, po lekcjach. Moi koledzy i koleżanki, zazwyczaj swobodni, byli wtedy tacy opanowani i profesjonalni. Czułam się, jakbym szła na casting do roli w filmie z Piotrem Adamczykiem. Można nawet powiedzieć, że byłam lekko zestresowana. Mimo najwyższej wagi zadania, jakie powierzono reżyserowi i osobom prowadzącym castingi i bardzo poważnego podejścia do tematu, atmosfera była bardzo miła. Trzymali nas w napięciu do ostatniej chwili, ale finalnie chyba każdy dostał jakieś zadanie. Ja zostałam statystką. Nagrywaliśmy w trakcie lub po lekcjach, w domu Pawła i na szkolnym korytarzu. Spędzaliśmy na planie wiele godzin. Nieraz musieliśmy powtarzać ujęcia kilka razy, bo coś nie wyszło, ktoś się pomylił. Praca szła dobrze, atmosfera była przyjemna... Choć, prawdę powiedziawszy, zaobserwowałam wiele niespotykanych dla mnie rzeczy. Chłopcy posłusznie leżeli bez ruchu, nie chichotali... Byłam przekonana, że to możliwe tylko wtedy, kiedy śpią. Marika często roześmiana i rozkojarzona, doskonale opanowywała sytuację, poprawiała nas i pomagała. Weronika, jako reżyser czuwała nad wszystkim, zarażając nas swoją wizją. W końcu scenariusz wyszedł spod jej pióra. Asia i Ola co jakiś czas kazały nam zmieniać miejsce, dbały o scenografię i rekwizyty, a Michał doskonale wcielał się w rolę Sebastiana. Tylko podczas przerw wszystko wracało do normy. Dziwnie było zobaczyć ich wszystkich takich zabieganych, zajętych, sporadycznie pochylających się nad scenariuszem, majstrujących przy kamerze. Myślę, że to film tak na nas wpłynął. Dostaliśmy poważne zadanie. Realizowanie scenariusza nie należało do najłatwiejszych. Nasze interpretacje różniły się od siebie, zdarzało się, że aktor pomylił tekst, statysta zachichotał albo kichnął (przyznaję, mi też się zdarzyło). Mimo komplikacji, nie kłóciliśmy się. Każdą niejasność udało się szybko rozwiązać. Może fakt, że jesteśmy kolegami sprawił, że rozumiemy się bez słów? Po całym dniu nagrań, miło było obserwować znajome twarze; zmęczone, ale uśmiechnięte i dumne. Kiedy już na dobre zamknęliśmy pracę nad filmem, Weronika pokazała mi na kamerze kilka fragmentów. Na nagraniu widziałam siebie i byłam zadowolona z tego, co zobaczyłam. Wierzę, że praca, którą wszyscy wykonaliśmy przyniesie oczekiwane owoce. Nie mogę się doczekać pierwszej projekcji! W końcu to mój debiut na dużym ekranie, prawda? Aleksandra Jagoda, aktorka drugoplanowa Po obejrzeniu krótkometrażowego filmu ,,Żartowniś'' autorstwa Weroniki Sochy i uczniów klasy klasy 2a i młodszych kolegów Gimnazjum Integracyjnego nr 52, przyznam, że pozytywnie mnie on zaskoczył. Sama byłam obecna przy pisaniu scenariusza, lecz nie spodziewałam się tak dobrego efektu. W filmie powstało wiele nieoczekiwanych i nowych dla mnie wątków jak i powodów do rozmyśleń. Jak najbardziej zachęcam do jego obejrzenia. Ola Konieczna Po obejrzeniu filmu pt. ''Żartowniś'' produkcji mojej klasy, uważam, że jak na amatorską produkcję, twórcy osiągnęli nieoczekiwany efekt. Główny bohater, Sebastian, próbuje udowodnić ojcu, że zmiana otoczenia go nie uzdrowi i ponownie wpędza się w narkotykowe problemy. Upór młodego człowieka, ciągnie go w kierunku smutnych przemyśleń. Dlatego warto obejrzeć film, bo dla młodego widza może być bardzo aktualny. Wiktoria Sobczyńska Film opowiada o nastolatku który przynosi na imprezę narkotyki, a nieświadomi tego koledzy padają ofiarą jego „żartu”. Przeżywają pewien koszmar, a Sebastian tymczasem się uśmiecha i przekornie szuka odpowiedzi na pytanie: Czy życie to melanż? Film wprowadza aktualny temat – łatwo jest wpaść w złe towarzystwo. Moim zdaniem ten film jest warty uwagi. Krystian Tomasz Wardzichowski