Tym razem się uda! Tym razem będzie inaczej. Przygotuje sobie
Transkrypt
Tym razem się uda! Tym razem będzie inaczej. Przygotuje sobie
Tym razem się uda! Tym razem będzie inaczej. Przygotuje sobie wszystko wcześniej, skończy kilka dni przed terminem zwycięską pracę. Wie, że musi dzisiaj zacząć pisać, chociaż mu się nie chce. Będzie miał czas na zapisanie każdej rozświetlającej, lecz szybko gasnącej myśli w głowie. Tym razem oszuka los, uniknie chaosu ostatniej nocy przed. Tym razem się uda. Nie ma łatwego zadania. Ma kilka dni na napisanie wielostronicowego opowiadania. Jednak nie zwykłego opowiadania. Ma to być praca najlepsza w Polsce. Lecz najgorsze jest to, że ma pisać na dowolny temat. Na świecie są miliony rzeczy, o których można napisać świetne teksty. W głowie ma jednak pustkę. Zwraca się do najbliższych z prośbą o pomoc. Po wysłuchaniu serii banalnych odpowiedzi, wyrażeniu o nich opinii (zrażeniu do siebie rodziny) stwierdza, że proste pomysły są zawsze najlepsze. Opisze więc jak jego alter ego szuka pomysłu na opowiadanie. Och, cóż to za oryginalny pomysł! Już widzi uniesione brwi, zduszone okrzyki pełne niedowierzania, ręce członków jury same składają się do oklasków. Niezależnie od tego, jak będzie wyglądać dalsza część pracy, przynajmniej wyróżnienie ma w garści. Inspiracji wypatruje wszędzie: w gazetach, książkach, radiu, telewizji i Internecie, poczcie pantoflowej, pchlim targu, oku cyklonu i kilku innych miejscach. Szkice każdej fabuły rozwiewają się, zagoszczą w dalszej części tekstu. Pchany desperackimi myślami zwraca się do Istoty Najwyższej z prośbą o zbawienne błogosławieństwo. Jak na ogół w tych sprawach bywa, nie stało się nic szczególnego. Najprawdopodobniej został poddany próbie, dzięki której stanie się o wiele silniejszy. Cały czas ma uczucie, że powinien pisać. Oczyma wyobraźni widzi siebie siedzącego przy biurku, uparcie notującego. Te wizje sprawiają, że się płoszy, a w jego głowie narasta chaos. Wie, co powinien robić, ale nie chce mu się. Denerwuje się swoją postawą, teraz na myśl o biurku czuje ból. Coś pomiędzy pieczeniem, a wciskaniem gwoździa za paznokieć. Chce odwrócić myśli od pisania. Szuka więc rozrywek, w które zaangażuje się szybko i bez wysiłku. A czas płynie, jak na złość płynie coraz szybciej w miarę zbliżania się terminu. Czas, co to za drań, nie było go wtedy, kiedy go najbardziej potrzebował. Był za to zawsze, kiedy się nudził. Powtarzał sobie, że praca pod presją będzie kiedyś wartościową umiejętnością. Tym, czego nie potrafią inni. Teraz nie przynosi dobrych efektów. Powinien już nauczyć się, że czas trzeba mocno złapać za rogi i jak najlepiej wykorzystać, bez względu na to, jak dziwnie to brzmi. Ileż to razy marzył o tym, że potrafi cofać czas tak łatwo jak piosenki w przenośnym odtwarzaczu. Ile oszczędziłby sobie bólu i posuchy, kim innym mógłby teraz być, czegoś dokonać. Oto zapiski z jego notatnika, kiedy jeszcze nie musiał walczyć o życie z czasem. „...Obudziłem się i rozejrzałem, okazało się, że jestem pasażerem pociągu. Obok mnie spała bliska mi osoba. Wiedziałem jednak, że pałam do niej płytkim uczuciem. Wstałem, aby rozprostować zdrętwiałe nogi. Okazało się, że w naszym wagonie nie ma dużo ludzi. W łazience przemyłem twarz zimną wodą. Chciałem uprzątnąć sobie wszystko w głowie. Z okien w korytarzu wystawały jasne słupy światła ukazujące ile kurzu dostaje się do płuc z każdym wdechem, to nie był nowy pociąg. Kątem oka za plecami zauważyłem cień, poczułem ukłucie. Nim zdążyłem się odwrócić, ogarnęła mnie ogromna senność, spięte mięśnie rozluźniają się. Czuję się zrelaksowany, aż za bardzo, na zakręcie upadam na podłogę chmury kurzu. Śnią mi się owce, tysiące owiec na zielonych pastwiskach. Beczą na czarne jagnię pośrodku stada. Hałas nasila się coraz bardziej, wiele głosów nakłada się na siebie. W końcu przeistacza się w płacz dziecka...” Nie! Gatunek sensacyjny jest oklepany i zbyt pospolity jak na ten konkurs. Spróbuje subtelniej. „...Szedł środkiem pustej ulicy z oczami zwróconymi ku księżycowi. Prowadziło go miękkie światło emitowane przez latarnie. Chociaż mróz łapał za uszy, on czuł jak ciepło od środka promieniuje na całe ciało. Właściwie nie czuł nic oprócz ciepła, on lewitował, płynął. Jakaś siła sprawiała, że oddalał się coraz bardziej od miejsca spotkania. Poddał się jej i pozwolił, aby go przeniknęła. Nie był pijany, lecz zakochany. Księżyc w jakiś niewyjaśniony sposób przypominał mu twarz ukochanej, tak jak wcześniej skrzynka pocztowa oraz studzienka kanalizacyjna. Przez chwilę chciał zapytać się nawet jej, dlaczego leży na drodze, musi przecież wracać do domu. Wtem wokół nóg chłopaka poczęły pełzać dwa żółte węże. Z początku spokojne, teraz szczelnie obwijały jego postać swoimi cielskami. Tylko ostry cień jego postaci wydłużał się szybko na asfalcie, zbyt szybko....” Jeżeli mężczyzna w XXI w. pisze próbuje pisać romans, musi się tak skończyć. Klapa! Nie poddaje się i próbuje inaczej... „...Za to bardziej męskie są wystrzały. Słychać je było aż tutaj, 10 km na wschód od miejsca walk. Major Tom wiedział, że jego ludzie giną. Był stale informowany o sytuacji, przynajmniej do momentu, w którym łączność została całkowicie zerwana…” Mógłby dokończyć historię dowódcy, który podejmuję trudną decyzję o skazaniu swoich żołnierzy na śmierć. Mógłby przytoczyć jeszcze kilka innych opowiadań, nie ułożyłyby się one jednak w sensowną całość. Liczy jednak, że tym razem się uda... i zostanie dostrzeżony przez jury! W końcu mu się uda! Jakub Marjankowski, uczeń kl. III a