pionowe trawniki Birkenmajera - International.Mountain.Summit.
Transkrypt
pionowe trawniki Birkenmajera - International.Mountain.Summit.
Tekst i zdjęcia: Grzegorz Folta Nawiesista Turnia pionowe trawniki Birkenmajera Droga Birkenmajera na Nawiesistej Turni z całą pewnością odbiega od dzisiejszych standardów. Nie posiada schematu, nie trzyma trudności, nie ma żadnych stałych punktów asekuracyjnych ani nawet starych haków, piątkowe fragmenty skalne przeplatają się z trawiastym wspinaniem czy też przedzieraniem się przez kosodrzewinę. Można więc śmiało zapytać, co w tej drodze jest tak ciekawego, żeby poświęcać jej oddzielny artykuł? Otóż odpowiedź jest prosta – jej odmienność. Pionowe trawniki Nawiesista Turnia to przedostatnie wzniesienie we wschodniej grani Młynarza. Nie oszukujmy się, jest to szczyt raczej mało znany i odwiedzany niezwykle rzadko. Ma on za to bardzo znanego sąsiada, o którym chyba mało kto nie słyszał, czyli Młynarczyka. Pierwsi zdobywcy wschodniej grani (Świerz, Humpola) nie znali jednak tych nazw. Zauważyli, co prawda, istnienie obu formacji, ale dla nich były to tylko i wyłącznie pierwsza i druga turnia wschodniej grani. Działo się to w 1924 roku, a celem wspinaczy było zdobycie Młynarza 56 GÓRY wrzesień 2010 Mie jsce: Droga: Wycena: Pierwsze przejście letnie: Pierwsze przejście zimowe wprost z dna Doliny Białej Wody. Minęło zaledwie kilka lat, a cele taternickie zmieniły się diametralnie. Zaczęto atakować najbardziej niedostępne ściany tatrzańskie. W ten sposób dostrzeżono ogromną, 300-metrowej wysokości ścianę, jaką zakończona jest wschodnia grań Młynarza. Nie istniała jeszcze wtedy żadna nazwa uściślająca topografię tego rejonu, stąd też nawet w opowiadaniu „Trzy miesiące biwaku w Tatrach” Wincenty Birkenmajer, pierwszy zdobywca omawianej ściany, nie nazywa w jej otoczeniu żadnego obiektu. Wszystko było wtedy wschodnią ścianą Młynarza (notabene : Nawiesista Turnia Birkenmajer V W. Birkenmajer, K. Kupczy k 18.VII.1930 W. Kurtyka, A. Wilusz 14.III .1970 dziś pojęcie to ma znaczenie o wiele bardziej zawężone, gdyż jest to formacja opadająca z grani pomiędzy głównym a północnym wierzchołkiem na stronę Młynarkowego Żlebu). Jednakże już kilkanaście miesięcy później autor w polemice prowadzonej z jego największym ówczesnym wspinaczkowym rywalem Wiesławem Stanisławskim, używa nazwy Nawiesista Turnia – wraz z wytłumaczeniem, jaki obiekt ma na myśli. Najciekawsza wydaje się jednak etymologia tej nazwy. W odróżnieniu od wszystkich tatrzańskich zawieszonych czy zawiesistych turni, w tym przypadku nie chodziło wcale o Kącik Tatromaniaka żadne wybitne przewieszenia. To właśnie za sprawą Birkenmajera powstało żartobliwe w jego odczuciu pojęcie „pionowych trawników”, które pierwotnie dotyczyło takich dróg jak właśnie południowo-wschodnia ściana Nawiesistej czy też wschodnia ściana Rogatej Turni. Nazwa pochodzi zatem wcale nie od przewieszających się ścian, ale od wiszących trawników, które zrobiły najwyraźniej duże wrażenie na autorach pierwszego przejścia. Sąsiedni Młynarczyk czekał na nazwę o wiele dłużej, gdyż dopiero w latach 60. zeszłego stulecia taternicy zmierzyli się z problemem jego wschodniej ściany. Oba te szczyty są jednak związane ze sobą bardziej niż mogłoby się początkowo wydawać. Gdyby popatrzeć na nie na trochę innym poziomie abstrakcji, to słynna wschodnia ściana Młynarczyka stałaby się częścią południowo-wschodniej ściany Nawiesistej Turni (byłaby ścianą czołową prawego filara). Oba szczyty oddzielone są Młynarczykową Szczerbiną, z której na południowy-wschód opada stroma i niezwykle mało wyraźna depresja, notabene powodująca, że dolne 2/3 lewego filaru Młynarczyka do niego po prostu... nie należy. Dlatego też dla osób patrzących z Doliny Kaczej czy Litworowej ich ściany zlewają się w jedną całość. Myślę, że dokładnie w taki sposób widzieli je taternicy, kiedy wpatrzeni w ściany poszukiwali jak najłatwiejszego, a zarazem pierwszego sposobu ich pokonania. Nawiesista Birkenmajera Był rok 1930. Wielcy mistrzowie prześcigali się w pomysłach na poprowadzenie nowych dróg, a przede wszystkim w ich realizacjach. W czerwcu „padła” zachodnia Łomnicy i wschodnia Mnicha, w lipcu wschodnia Gerlacha. Wśród najważniejszych ówczesnych celów było również odnalezienie drogi przez niezdobytą jeszcze wschodnią ścianę Młynarza. Co prawda istniała już jedna droga prowadząca na jego wierzchołek wschodnią granią, ale omijała ona całkowicie ścianę czołową (dziś zwaną właśnie Nawiesistą Turnią), wyprowadzając na pierwsze od wschodu siodełko w grani (Młynarczykowa Szczerbina) żlebem wprost od północy (Młynarczykowym Żlebem). Ponad 300-metrowe ściany, tak dobrze widoczne z górnych pięter Doliny Białej Wody, nadal pozostawały nietknięte ludzką stopą. Na zmianie tego stanu rzeczy szczególnie zależało Wincentemu Birkenmajerowi, który pierwszą, nieudaną jeszcze próbę odbył z Antonim Kenarem. Wkrótce jednak dołączył do niego jego Z początku górnego zachodu warto podejść na wschodnią grań ze względu na unikalny widok na wierzchołek Młynarczyka stały ówczesny partner wspinaczkowy – Kazimierz Kupczyk. W związku z wcześniejszym niepowodzeniem, nie zastanawiając się zbyt długo, zrezygnowali ze zdobywania Młynarza na rzecz drogi jeszcze wybitniejszej, czyli 750-metrowego (jak wtedy uważano, co wyjaśnię dokładnie w stosowanym artykule) Filara Ganku. Atak przypuścili dnia 15 lipca. Na wierzchołku stanęli dopiero po całodniowej wspinacze, o zachodzie słońca, co przy braku czołówek wybitnie utrudniło im powrót na Polanę pod Wysoką. Po omacku zeszli do Popradzkiego Stawu, skąd dopiero rano przez Wagę wrócili do namiotu. Wyprawa ta mocno dała im się we znaki, gdyż dwa następne dni spędzili odpoczywając. Birkenmajer wspominał nawet, że spał 18 godzin bez przerwy, po czym... „zbudził się niewypoczęty”. Jednakże cóż można robić przez dwa dni na Polanie, jak nie... wpatrywać się w niezdobyte jeszcze ściany? Pewnie dlatego 18 lipca powrócił on do pomysłu „szturmu na pionowe krzesanice Młynarza”. Druga próba zakończyła się pełnym sukcesem. Droga, co prawda, omijała największe urwiska, ale rozwiązywała „problem ściany”, a to było przecież w tamtych czasach najważniejsze. Śladami Birkenmajera Był sierpień, a ja – jak co roku – przyjechałem na tydzień na Polanę pod Wysoką i jak co roku w mojej głowie kłębiły się bardzo klarowne plany. Najważniejszym celem letniego sezonu był Filar Ganku. Droga była długa, więc na wierzchołku zameldowaliśmy się dopiero po zachodzie słońca. Wtedy po raz pierwszy przypomniało mi się, że w podobnej sytuacji byli Birkenmajer i Kupczyk niemal 80 lat wcześniej. Oni jednak bez światła dreptali przez Złomiska do Popradzkiego Stawu. A my? Wylegiwaliśmy się, patrząc w gwiazdy na Gankowej Przełęczy, po czym bez zbędnego pośpiechu ruszyliśmy przy światłach czołówek przez Wschodnie Żelazne Wrota prosto na Polanę pod Wysoką. Oni dotarli na nocleg pewnie koło południa dnia następnego. A my? Sporo wcześniej, bo niewiele po wschodzie słońca. Oni po powrocie spali 18 godzin pod rząd. A my? Nas obudził warkot traktora już koło 9, czyli zaledwie po kilku godzinach snu (to chłopaki z TANAP-u wpadli na genialny pomysł remontu wiaty w samym środku sezonu letniego...). Kolejnego dnia Birkenmajer dalej odpoczywał na Polanie, my natomiast włóczyliśmy się po Litworowych Ogrodach i Niżniej Wysokiej Gerlachowskiej. Jak widać, począwszy od Filara Ganku, nasze historie były pod pewnym względem podobne. Trzeciego dnia znów wszystko miało zgrać się w czasie. Ruszyliśmy zatem śladami Birkenmajera i Kupczyka na... zdobyte już tak wiele razy wschodnie urwiska Młynarza, jak to mieli w zwyczaju mawiać ówcześni taternicy. Droga Birkenmajera współcześnie Była to jedna z najdziwniejszych dróg, jaką przyszło mi do tej pory robić w Tatrach. Gdy pomyślę sobie o letnim wspinaniu w trawach, to od razu nachodzą mnie najgorsze skojarzenia, choćby ze środkową częścią drogi Stanisławskiego na północno-zachodniej ścianie Małej Śnieżnej Turni. Letnie trawy to najczęściej kruszyzna, wszechobecna wilgoć czy zupełny brak należytej asekuracji. W tym przypadku jest jednak inaczej. Wschodnia wystawa powoduje, że wspinanie można zacząć przy pierwszych promieniach słońca, nawet jeśli dnia wcześniejszego padał deszcz. Kruszyzna na samej drodze jest niewielka, a asekuracja z bujnej roślinności (związanej z małą wysokością bezwzględną ściany) czy też miejscami bardzo litej skały – należyta. Poniższy opis nie będzie typowym opisem przewodnikowym (można je odnaleźć w przewodnikach WHP i WC), a raczej zapisem moich przemyśleń związanych z przejściem rozpatrywanej drogi. Z dzisiejszej perspektywy droga rozpoczyna się nie pod właściwą ścianą Nawiesistej Turni, ale pod wschodnią ścianą Młynarczyka na tzw. Zachodzie Birkenmajera (z którego to startują wszystkie współczesne drogi na Młynarczyku). Wejście na początkową (pn.) część zachodu stanowi w moim odczuciu najbardziej niemiły fragment całej drogi. Co prawda to zaledwie około 20 metrów kruchego trawiasto-skalistego terenu (o różnych potencjalnych wariantach od II w górę), ale możliwości asekuracji są tam raczej niewielkie. Po dotarciu na zachód wąskimi trawiastymi półkami podążamy nim skośnie w górę, przechodząc w ten sposób pod całą podstawą wschodniej ściany Młynarczyka. Gdy zachód się skończy, krótki trawiasty żlebek doprowadza nas do trawiastego kociołka głęboko wciętego w otaczające go ściany. Tu zaczyna się właściwe wspinanie. Po pokonaniu kilkunastometrowej piątkowej ścianki otwiera się przed nami trawiasty świat Nawiesistej, który w rzeczywistości jest bardziej skalisty i bardziej przyjazny, niż wydaje się Depresja Młynarczykowej Szczerbiny w górnej części jest wyraźna, jednakże niżej zatraca się w ścianie, przecinając jednocześnie lewy filar Młynarczyka Kącik Tatromaniaka początkowo. Kilka wyciągów trawiasto-skalistych zacięć (maks. IV) doprowadza do trawiastego kociołka znajdującego się niewiele poniżej wierzchołka Młynarczyka (niestety stamtąd niewidocznego). Tu znajduje się jedno z bardziej mylnych miejsc drogi. Po lewej stronie zaczyna się z początku niewidoczny kosówkowy zachód. Jest to jednak dopiero dolny z dwóch kosówkowych zachodów przecinających w poprzek górną połać ściany Nawiesistej Turni, droga natomiast prowadzi górnym z nich. Dlatego też należy udać się ze wspomnianego kociołka w prawo i jednym wyciągiem (V) dostać się na wysokość górnego zachodu (cztery wyciągi od V ścianki). Jego początek znajduje się zaledwie kilkanaście metrów poniżej wschodniej grani Młynarza, na którą warto podejść ze względu na unikalny widok na wierzchołek Młynarczyka. Warto również przyjrzeć się, jak w dole, o czym już wspominałem, depresja Młynarczykowej Szczerbiny przecina lewy filar Młynarczyka. Wracając do samego zachodu – następuje teraz najbardziej abstrakcyjna część drogi. Już na pierwszy rzut oka widać, że wspominane w literaturze przesmyki między kosówką a kopułą szczytową Nawiesistej, raczej już nie istnieją. Zapewne po części z lenistwa, a po części z obawy przed potencjalnymi przerwami w zachodzie postanowiliśmy nie chować sprzętu do plecaków. Powiem szczerze – wrażenia z przeciągania 50-metrowej liny przez kosodrzewinową dżunglę – bezcenne, nie wspominając już o zahaczaniu o wszystko całym sprzętem wiszącym w szpejarkach. Przez ten krótki czas byłem wściekły na siebie (który to już raz...), że znów mój wybór drogi wspinaczkowej był co najmniej dziwny, ale złość szybko minęła, gdyż wymyśliłem ciekawy sposób na ułatwienie sobie życia. Mniej więcej w połowie zachodu podarowałem sobie dalsze przedzieranie i rozpocząłem trawersowanie po skale znajdującej się bezpośrednio ponad opuszczonym zachodem. Zajęcie to było do tego stopnia zajmujące, że udało mi się również przegapić miejsce, z którego droga skręca wprost w górę w kopułę szczytową. Na szczęście udało mi się wrócić na właściwą drogę z pominięciem dopiero co pokonanej części zachodu. Jednoznacznym drogowskazem był duży odpęknięty blok, z którego zgodnie z opisem zaczyna się ostatni wyciąg. Postanowiliśmy więc kierować się wprost do niego. Drogę zagradzały nam jednak, tym razem o wiele bardziej spionizowane, kosówki. Miałem ich już powoli dość. Jakżeż wielkie było więc moje zaskoczenie, gdy dotarłem do kilkunastometrowej wysokości tunelu w kosodrzewinie! Nigdy wcześniej (ani później) czegoś takiego nie widziałem. Od strony ekspozycji gałęzie skrzętnie zasłaniały niebo, pod nogami pełno było stopni z korzeni, które stawały się swoistą drabiną. W ten oto niezwykle specyficzny sposób dotarliśmy do wspomnianego bloku. Z niego do grani, którą osiąga się nieco na wschód od wierzchołka, jest zaledwie około 20 metrów, ale za to bardzo pięknego i eksponowanego piątkowego wspinania. Zejścia Stara prawda mówi, że nie sztuką jest wejść na szczyt, ale z niego zejść. W przypadku Nawiesistej Turni słowa te pasują wręcz idealnie. Nie istnieje z niej łatwiejszy wariant zejściowy niż „dość trudny”, wszystkie natomiast prowadzą stromym, głównie trawiastym terenem. Perspektywa ta może dla niektórych być na tyle zniechęcająca, że decydują się na zjazdy przez całą wschodnią ścianę Młynarczyka. Jeśli natomiast chodzi o zejścia, to w moim odczuciu istnieje jeden praktyczny wariant, a jest nim Młynarczykowy Żleb. Młynarczykowy Żleb Z wierzchołka Nawiesistej możliwe jest zejście dość niemiłą trawiastą rynną (I) wprost w dół do lewej orograficznie odnogi Młynarczykowego Żlebu, bądź też na lewo od grani w dół (0+) na Niżnią Białowodzką Przełączkę, skąd w prawo w dół do miejsca, gdzie oba warianty się łączą. Następnie po trawach w dół samym żlebem do miejsca, gdzie przekształca się on w komin. Stąd po prawej stronie, lawirując po płytach (I) do łatwiejszego „Powiem szczerze – wrażenia z przeciągania 50 metrowej liny przez kosodrzewinową dżunglę – bezcenne”. Widok ze wschodniej grani na górny zachód. ogromnego trawnika. Nim skośnie w prawo w dół ponad widły Młynarczkowego Żlebu (dopiero co opuszczonego) i Młynarkowego Żlebu (spadającego spod Młynarki). Stąd możliwe są dwa warianty: albo dwójkowe zejście po płytach (często mokrych), raczej nieewidentne dla osób podążających z góry, albo też pojedynczy zjazd wprost do miejsca połączenia wspomnianych żlebów. Należy jednak założyć go z możliwie najniżej położonych drzew, gdyż w przeciwnym przypadku 50-metrowa lina może nie być wystarczająca (z autopsji potwierdzam, że jest to możliwe, chociaż trzeba zakończyć zjazd w samych widłach żlebów). Po ponownym osiągnięciu dna żlebu pozostaje jeszcze około 200 metrów zejścia łatwym już terenem na dno Doliny Białej Wody, osiągając ją u wylotu Doliny Rówienki. Refleksja końcowa Po przeczytaniu niniejszego artykułu zapewne część osób nie jest przekonana, czy droga ta jest warta zachodu. Powiem więc zupełnie szczerze – wszystko zależy od oczekiwań. Jeśli ktoś chce się porządnie powspinać, choćby na podobnym piątkowym poziomie, to lepiej niech pójdzie na pobliską Galerię Gankową. Jeśli jednak ktoś chce odbyć niezbyt trudną technicznie wspinaczkę w niezwykłej scenerii, kończącą się na rzadko odwiedzanym tatrzańskim szczycie o niebanalnym zejściu, to w moim odczuciu droga Birkenmajera na Nawiesistej Turni spełni jego oczekiwania. Widok na Nawiesistą z Hrubego Rogu z zaznaczonym przebiegiem drogi Birkenmajera 58 GÓRY wrzesień 2010 Najpopularniejszy wariant zejściowy – Młynarczykowy Żleb widziany z dna Doliny Białej Wody MŁ MT MŻ NT PT ZB Młynarczyk Młynarzowa Turnia Młynarczykowy Żleb Nawiesista Turnia Przeziorowa Turnia Zachód Birkenmajera International. Mountain. Summit. Reinhold Messner (Italy) 5 Nov. 2010, 8.30 pm Foto: IMS / Manuel Ferrigato Photography 30 Oct. - 7 Nov. 2010 The mountain festival Brixen / Bressanone - Dolomites (I) Oh Eun Sun (Corea) Queen of the 14 Eight-Thousanders Foto: Oh Eun Sun For the first time in Europe after her success. IMS Congress: Women and mountaineering 6 Nov. 2010 Forum Brixen / Bressanone - Dolomites (I) REGIONE AUTONOMA TRENTINO-ALTO ADIGE AUTONOME REGION TRENTINO-SÜDTIROL REGION AUTONÓMA TRENTIN-SÜDTIROL Krzysztof Wielicki (PL) Polish winter himalaya exploration 04 Nov. 2010 - 4 pm AUTONOME PROVINZ BOZEN SÜDTIROL PROVINCIA AUTONOMA DI BOLZANO ALTO ADIGE Nives Meroi (IT) Il dritto e il rovescio. L‘altalena del Karakorum 03 Nov. 2010 - 4 pm Hans Kammerlander (IT) 03 Nov. 2010 - 8.30 pm Denis Urubko (KZ) 03 Nov. 2010 - 6 pm Jerry Moffatt (GB) A life on the rocks 06 Nov. 2010 - 4.30 pm Info & Tickets www.IMS.bz