Konflikt w Ruandzie

Transkrypt

Konflikt w Ruandzie
Konflikt w Ruandzie
sobota, 29 stycznia 2011 16:37
Ruanda to mały kraj, położony w środkowej Afryce. Dla Afryki charakterystyczne są raczej
równiny i płaskowyże, tymczasem Ruanda to góry i wyżyny. Sąsiadami Ruandy jest Zair, Tanz
ania
,
Uganda
i
Burundi
. Kraj zamieszkuje około 7,7 mln mieszkańców (dane z 2000 r.). Ludność państw afrykańskich
jest z reguły wieloplemienna (Kongo zamieszkuje trzysta plemion, Nigerię - dwieście
pięćdziesiąt itd.), w Ruandzie mieszka tylko jedna społeczność, jeden naród - Banyaruanda,
dzielący się tradycyjnie na trzy kasty: kastą właścicieli stad bydła - Tutsi (14 procent ludności),
kastę rolników - Hutu (85 procent) i kastę wyrobników i posługaczy - Twa (1 procent).
Między XIII a XIV w. plemiona Tutsi przybyły na tereny między jeziorami Wiktorii, Tanganika i
Alberta i podporządkowały sobie miejscową ludność Hutu. Krajem rządził monarcha otoczony
grupą arystokratów i rzeszą rodowej szlachty. Chronione przez góry królestwo to było
państwem zamkniętym, nie utrzymującym z nikim stosunków. Banyaruanda nie organizowali
podbojów i - podobnie jak kiedyś Japończycy - nie wpuszczali na swój teren cudzoziemców
(stąd np. nie znali handlu niewolnikami, który był zmorą innych ludów afrykańskich). Pierwszym
Europejczykiem, który dotarł do Ruandy w 1894 r., był Niemiec, podróżnik i oficer, hrabia G.A.
von Goetzen. Warto dodać, że już osiem lat wcześniej mocarstwa kolonialne na konferencji w
Berlinie, dzieląc między siebie Afrykę, przyznały Ruandę właśnie Niemcom, o czym zresztą
żaden Ruandyjczyk, łącznie z królem, nawet nie został powiadomiony. Przez te lata
Banyaruanda żyli jako lud skolonizowany, w ogóle o tym nie wiedząc. Również później Niemcy
mało się tą kolonią interesowali, a po I wojnie światowej utracili ją na rzecz Belgii. Belgowie też
przez długi czas nie przejawiali tu większej aktywności. Do Ruandy było od wybrzeży morskich
daleko, bo ponad 1500 kilometrów, ale przede wszystkim kraj nie przedstawiał większej
wartości, bo nie znaleziono w nim właściwie żadnych ważnych surowców. Dzięki temu
ukształtowany przed wiekami system społeczny Banyaruanda mógł w tej górzystej twierdzy
przetrwać w nie zmienionej postaci do drugiej połowy XX wieku.
Tutsi nie są pasterzami ani koczownikami, nie są nawet hodowcami. Są właścicielami stad,
panującą kastą, arystokracją. Natomiast Hutu to o wiele liczniejsza, podległa im kasta rolników.
Między Tutsi i Hutu istniały stosunki lenne - Tutsi był seniorem, Hutu jego wasalem. Byli
rolnikami żyjącymi z uprawy ziemi. Część zbiorów oddawali swojemu panu w zamian za
opiekę i otrzymaną od niego w użytkowanie krowę. Wszystko jak w feudalizmie - ta sama
zależność, te same zwyczaje, ten sam wyzysk. Stopniowo, w połowie XX wieku, między obu
kastami narasta dramatyczny konflikt. Przedmiotem sporu jest ziemia. Ruanda jest mała,
górzysta i bardzo gęsto zaludniona. Tymczasem stada posiadane przez Tutsi rosną i potrzebują
więcej pastwisk. Te nowe pastwiska można stworzyć tylko w jeden sposób: odbierając ziemię
1/5
Konflikt w Ruandzie
sobota, 29 stycznia 2011 16:37
chłopom. Oto jak wygląda sytuacja w Ruandzie w latach 50., kiedy na scenę wkraczają
Belgowie. Stają się oni teraz bardzo aktywni, bo Afryka przeżywa właśnie moment zapalny,
podnosi się fala niepodległościowa, antykolonialna, trzeba więc działać, podejmować decyzje.
Dotychczas Belgowie rządzili Ruandą rękoma Tutsi, na nich się opierali i nimi wysługiwali. Ale
Tutsi to najlepiej wykształcona i ambitna warstwa Banyaruanda i teraz to oni właśnie żądają
niepodległości. I to natychmiast, na co Belgowie są zupełnie nie przygotowani! Więc Bruksela
gwałtownie zmienia taktykę: porzuca Tutsi i zaczyna popierać bardziej uległych, pojednawczych
Hutu. Ośmieleni, zachęceni Hutu ruszają do walki. W 1959 roku w Ruandzie wybucha chłopskie
powstanie. Właśnie w Ruandzie, jako jedynym kraju afrykańskim, ruch niepodległościowy
przybrał formę społecznej, antyfeudalnej rewolucji. Uzbrojeni w maczety, motyki i dzidy Hutu
ruszyli na swoich panów-władców Tutsi. Zaczęła się wielka rzeź, jakiej Afryka dawno nie
widziała. Chłopi palili gospodarstwa swoich lordów, a im samym podrzynali gardła. Ruanda
spłynęła krwią, stanęła w ogniu. Kraj w tym czasie liczył 2,6 miliona mieszkańców, w tym było
trzysta tysięcy Tutsi. Przyjmuje się, że dwadzieścia tysięcy Tutsi zostało wówczas
zamordowanych, a sto tysięcy uciekło do krajów sąsiednich - Konga, Ugandy, Tanganiki i
Burundi. Monarchia i feudalizm przestały istnieć, a kasta Tutsi utraciła swoją dominującą
pozycję. Władzę przejęło teraz chłopstwo Hutu. Kiedy Ruanda uzyskała niepodległość w 1962
roku, ludzie z tej właśnie kasty utworzyli pierwszy rząd. Na jego czele stanął wówczas młody
dziennikarz Gregoire Kayibanda. Rewolucja 1959 roku podzieliła naród Banyaruandy na dwa
przeciwstawne obozy. Tutsi, którzy rozłożyli się w obozach wzdłuż granic, spiskują i
kontratakują. W roku 1963 uderzają od południa, z sąsiedniego kraju, z Burundi, gdzie ich
pobratymcy, burundyjscy Tutsi, sprawują rządy. Po dwóch latach - nowa inwazja Tutsi. Armia
Hutu powstrzymuje ją i w odwet organizuje w Ruandzie wielką, okrutną rzeź Tutsi. Ginie ich
dwadzieścia tysięcy, inni szacują, że pięćdziesiąt. Z Ruandy uciekają przerażone, poranione
kobiety z dziećmi. Mężczyzn najczęściej zabijano w pierwszej kolejności. Latami trwają
pograniczne walki, pogromy, masakry. Partyzanci Tutsi (zwani przez Hutu - karaluchami) palą
wsie i mordują miejscową ludność. Ta z kolei, wspierana własnym wojskiem, urządza gwałty i
rzezie. Belgowie opuścili tereny objęte wojną w 1961 r.
Bliźniaczym krajem Ruandy jest jej południowy sąsiad - Burundi. Ruanda i Burundi mają
podobną geografię, zbliżony typ społeczeństwa, wspólną, wielowiekową historię. Ich losy
rozeszły się dopiero w 1959 roku: w Ruandzie zwyciężyła chłopska rewolucja Hutu, a jej liderzy
objęli w państwie władzę, natomiast w Burundi Tutsi utrzymali i nawet umocnili swoje
panowanie, rozbudowując armię i tworząc coś w rodzaju feudalnej dyktatury militarnej.
Jednakże istniejący dawniej system naczyń połączonych między obu krajami-bliźniakami działał
nadal i rzeź Tutsi przez Hutu w Ruandzie wywoływała w odwecie rzeź Hutu przez Tutsi w
Burundi i vice versa.
W 1973 r. władze w Ruandzie przejął przez zamach stanu, wywodzący się z Hutu, generał
Habyarimana. W 1975 r. założona przez niego partia stała się jedyną legalną, a Habyarimana
został prezydentem państwa. Pokonany prezydent Gregoire Kayibanda reprezentował klan
Hutu z centrum kraju uznawany za umiarkowanie liberalny. Natomiast nowy władca pochodził z
2/5
Konflikt w Ruandzie
sobota, 29 stycznia 2011 16:37
klanu, który stanowił radykalne, szowinistyczne skrzydło Hutu. Nowy prezydent poświecił się
dwóm zadaniom: dyktaturze i prywatyzacji państwa. Przez lata Ruanda stawała się prywatna
własnością klanu, do którego należała cała rodzina prezydenta. Jego żona i bracia mieli własne
pałace, władali wojskiem, policją, bankami i administracją Ruandy.
Przez długi czas nikt nie zwraca uwagi na fakt, że w Ugandzie wyrosła dobrze wyszkolona i
doświadczona w walkach armia mścicieli Tutsi, którzy tylko myślą, jak by tu wziąć odwet za
hańbę i krzywdy wyrządzone ich rodzicom. Na razie odbywają tajne zebrania, powołują
organizację Narodowy Front Ruandy i przygotowują się do ataku. W nocy 30 września 1990
roku znikają z koszar armii ugandyjskiej i z przygranicznych obozów i o świcie wkraczają na
terytorium Ruandy. Habyarimana ma armię słabą i zdemoralizowaną, a od granicy z Ugandą do
Kigali (stolicy Ruandy) jest niewiele ponad 150 kilometrów. Habyariman poprosił prezydenta
Francji Mitterranda o pomoc. Pomoc została udzielona, gdyż - według filozofii francuskiej - jeśli
kraj, w którym mówi się po francusku, jest atakowany, to tak jakby atakowana została Francja .
W Ruandzie wylądowały dwie kompanie francuskie i to powstrzymało mścicieli Tutsi. Zajęli oni
na stałe północno-wschodnie tereny Ruandy. Habyarimana liczył, że z czasem będzie na tyle
silny, iż wyprze partyzantów, ci zaś, że kiedyś Francuzi wycofają się i wówczas reżim razem z
całym klanem Akazu padną następnego dnia. W obozie rządzących Ruandą dochodzi do
gwałtownych sporów między zwolennikami kompromisu i utworzenia koalicyjnego, narodowego
rządu (ludzie Habyarimany plus partyzanci) a fanatycznym, despotycznym klanem Akazu.
Habyarimana nie wie, co robić, i coraz bardziej traci wpływ na rozwój wypadków. Szybko i
niepodzielnie górę bierze szowinistyczna linia klanu Akazu. Obóz Akazu ma swoich ideologów to intelektualiści, uczeni, profesorowie wydziałów historii i filozofii ruandyjskiego uniwersytetu w
Butane. Jeden z nich - Ferdinand Nahiman - głosi, że Tutsi to najzwyczajniej obca rasa. To
Niloci, którzy przyszli do Ruandy gdzieś znad Nilu, podbili rodzimych mieszkańców tej ziemi Hutu, zaczęli ich wyzyskiwać, niewolić i rozkładać od wewnątrz. Tutsi zawładnęli wszystkim, co
jest w Ruandzie cenne: ziemią, bydłem, rynkami, a z czasem i państwem. Hutu zostali
zepchnięci do roli podbitego narodu, który wiekami żył w nędzy, głodzie i poniżeniu. Ale naród
Hutu musi odzyskać swoją tożsamość i godność, jako równy zająć miejsce wśród innych
narodów świata. Profesor uważa, że to ostatni moment, aby ten błąd naprawić. Tutsi muszą
wrócić do swojej prawdziwej ojczyzny, gdzieś nad Nilem. Odeślijmy ich tam, nawołuje, "żywych
albo martwych". Tak więc uczeni z Butare widzą jako jedyne wyjście - ostateczne rozwiązanie:
ktoś musi zginąć, przestać istnieć raz na zawsze.
Armia, która liczyła pięć tysięcy ludzi, została powiększona do 35 tysięcy żołnierzy. Drugą siłą
uderzeniową staje się Gwardia Prezydencka, elitarne, nowocześnie i bogato wyposażone
jednostki (instruktorów przysyła Francja, a broń i sprzęt - Francja, RPA i Egipt). Ale największy
nacisk kładzie się na tworzenie masowej, paramilitarnej organizacji - Interahamwe (tzn.
Uderzmy Razem). Należą do niej i odbywają w niej szkolenia wojskowe i ideologiczne ludzie ze
wsi i miasteczek, bezrobotna młodzież i biedne chłopstwo, uczniowie, studenci i urzędnicy.
3/5
Konflikt w Ruandzie
sobota, 29 stycznia 2011 16:37
W połowie roku 1993 państwa afrykańskie wymusiły na Habyarimanie zawarcie porozumienia z
Frontem Narodowym Ruandy (FNR). Partyzanci mieli wejść w skład rządu i parlamentu oraz
stanowić 40 proc. armii. Ale taki kompromis był nie do przyjęcia dla klanu Akazu. Traciliby
monopol władzy, a na to nie chcieli się zgodzić. Uznali, że wybiła godzina ostatecznego
rozwiązania. 6 kwietnia 1994 roku "nieznani sprawcy" zestrzelili rakietą w Kigali podchodzący
do lądowania samolot, w którym leciał wracający z zagranicy prezydent Habyariman, zhańbiony
podpisaniem kompromisu z wrogami. Było to hasłem do rozpoczęcia rzezi przeciwników reżimu
- Tutsi przede wszystkim, ale także licznej opozycji Hutu. Kierowana przez ów reżim masakra
bezbronnej ludności trwała trzy miesiące, a więc do momentu, kiedy wojska FNR opanowały
cały kraj, zmuszając przeciwnika do ucieczki.
Różnie szacują liczbę ofiar. Jedni podają - pół miliona, inni - milion. Tego dokładnie nikt nie
obliczy. To oczywiście tragicznie dużo. Ale z drugiej strony, znając piekielną siłę rażenia armii
Habyarimany, jej helikoptery, cekaemy, artylerię i wozy pancerne, można było w ciągu trzech
miesięcy systematycznego strzelania zgładzić o wiele więcej ludzi. Jednak w większości ginęli
oni nie od bomb i cekaemów, lecz padali rozsiekani i zatłuczeni bronią najbardziej prymitywną maczetami, młotami, dzidami i kijami.
Do Zairu uciekło około 2 miliony uchodźców, głównie z plemienia Hutu. W czerwcu 1994 r. w
Tunisie podczas spotkania państw Organizacji Jedności Afrykańskiej zostało podpisane
zawieszenie broni. Walki trwały jednak nadal. Pod koniec czerwca 1994 r. ONZ wyraziło zgodę
na wkroczenie na obszary zajęte walkami wojsk francuskich w celu obrony ludności cywilnej. W
sierpniu 1994 r. Front Patriotyczny Ruandy opanował cały kraj, ogłosił zakończenie wojny i
zawieszenie broni. Został powołany premier i prezydent, obaj wywodzący się z plemienia Hutu,
co miało być dowodem, że Tutsi nie planują wprowadzenia swojego reżimu. Utworzony rząd
składał się z ludzi plemienia Tutsi oraz Hutu. W 1995 r. władze Zairu, obawiając się zamieszek,
postanowiły wydalić wszystkich uchodźców przybyłych z Ruandy. Sytuacja w Ruandzie do dziś
pozostała niestabilna.
Pomimo wszelkich danych, jakie udało się zebrać przed wybuchem konfliktu i pomimo
aktualnych relacji w mediach, gdy ludobójstwo już się rozpoczęło, państwa zachodnie (w
szczególności USA, Francja, Belgia i Wielka Brytania ) w żaden sposób nie zainterweniowały,
aby mu zapobiec. Pamięć ludobójstwa i nienawiść etniczna rozlała się na obszar Kongo,
wywołując pierwszą i drugą wojnę domową w Kongo. Wpłynęła też na rozwój wojny domowej w
Burundi. Ludobójstwo to, wyróżniające się niespotykaną liczbą ludzi zamordowanych w tak
krótkim czasie, stało się prawdopodobnie największą porażką
ONZ
w historii jej istnienia.
4/5
Konflikt w Ruandzie
sobota, 29 stycznia 2011 16:37
Bibliografia:
1. R. Kapuściński, Heban, Wyd. Czytelnik, Warszawa 2003.
2. Nowa Encyklopedia Powszechna, Tom 7, Wyd. PWN, Warszawa 2004.
3. R. Wojciech, Półwiecze: historia polityczna świata po 1945 roku, Warszawa 2003.
5/5

Podobne dokumenty