magazyn PIĄTEK | w majestacie prawa
Transkrypt
magazyn PIĄTEK | w majestacie prawa
magazyn P I Ą T E K | w majestacie prawa 27.02.2009 Elżbieta Borek, Ewa Kopcik DIAGNOSTYKA ZBRODNI BYŁO GŁOŚNO W CAŁYM KRAJU. Później nastąpiła cisza. W lipcu ub. roku – już bez rozgłosu – wobec 16 podejrzanych prokuratura umorzyła najpoważniejszy zarzut – udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. Prof. Iwona Stelmach, kierownik oddziału Klinicznego Interny Dziecięcej i Alergologii Katedry Pediatrii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, znana w środowisku medycznym m.in. z leczenia dzieci chorych na mukowiscydozę, została zatrzymana 15 września 2007 r. – Pamiętam, jakby to było dzisiaj, wychodziłam około godz. 18 ze szpitala, kiedy podeszło do mnie trzech funkcjonariuszy ABW – opowiada. – Przedstawili się, powiedzieli że jestem zatrzymana i kazali mi wrócić z nimi do mojego gabinetu. Podczas przeszukania zabrano płyty i dyskietki, zawierające rozdziały wydanej przeze mnie książki „Astma dziecięca. Wybrane zagadnienia”, które określono jako „materiał dowodowy zawarty na nośnikach informatycznych”. Następnie przeprowadzono rewizję w domu i zabrano telewizor, który miał stanowić przyjętą korzyść materialną. Zabrano z domu wszystkie pieniądze i o godzinie 23 zamknięto mnie w celi izby zatrzymań. Rano zostałam przesłuchana. Przedstawiono mi zarzut udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, która ustawiała przetargi w szpitalach. Wyjaśniałam, że nigdy nie uczestniczyłam w żadnych procedurach przetargowych, nie znam właścicieli, dyrektorów ani prezesów firmy Diagnostyka i nie miałam z nimi kontaktu. Później potwierdził to materiał dowodowy, ale wtedy nikt nie chciał mnie słuchać. Na posiedzeniu sądu prokurator Adam Gierk przedstawił fikcyjny zarzut mojego udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. Zostałam aresztowana na trzy miesiące. Następnego dnia przewieziono mnie do warszawskiego aresztu i umieszczono w celi dla szczególnie niebezpiecznych osób, z zarzutami udziału w grupach przestępczych. Spędziła tam pięć tygodni. W tym czasie ZOSTAŁ ARESZTOWANY JEJ MĄŻ. wówczas dyrektor łódzkiego Szpitala im M. Kopernika, a wcześniej szef tamtejszego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia. Stawiane Włodzimierzowi Stelmachowi zarzuty dotyczą lat 2003–06. Według prokuratury jako szef funduszu przyjmował łapówki za ustawienie przetargów i wprowadzenie do szpitala w Zgierzu firmy „Diagnostyka” oraz wygrania przez nią przetargów na dostawę sprzętu laboratoryjnego i odczynników medycznych. Później – jako szef „Kopernika” – miał doprowadzić w tej placówce do rozwiązania umowy z jedną z firm, która świadczyła (a raczej miała świadczyć) usługi diagnostyczne w laboratorium i za łapówki zlecił ich wykonywanie „Diagnostyce”. – Przyszli po mnie o 6 rano, trzy tygodnie po zatrzymaniu żony. Nie miałem pojęcia, że do tego dojdzie, bo z przetargami w ogóle nie miałem nic wspólnego. O tym, że odbył się w szpitalu w Zgierzu w ogóle nie wiedziałem. W „Koperniku” ogłosiłem przetarg, ale nie wiedziałem, jakie firmy biorą w nim udział. Zajmowała się tym komisja przetargowa, w której nie uczestniczyłem. Dziś wiem, że przetarg był rozpisany na trzy pakiety badań. D4 Prof. Iwona Stelmach opuściła areszt, zgodnie z ustaleniami, po dwóch tygodniach od aresztowania męża. On sam spędził w nim 6 miesięcy. Najdłużej ze wszystkich zatrzymanych. Cały czas przebywał w więziennych szpitalach – najpierw w Łodzi, później w Poznaniu. Po raz drugi (i ostatni) prokurator przesłuchiwał go w areszcie śledczym tuż przed świętami Bożego Narodzenia 2007 r. Wtedy profesor odwołał swoje poprzednie wyjaśnienia. Stwierdził, że został do nich zmuszony i oświadczył, że do żadnego z zarzutów się nie poczuwa; skutkiem było wystąpienie prokuratora o kolejne 3 miesiące aresztu. W tym czasie do akt śledztwa wpłynęło kilka poręczeń, m.in. od prof. Władysława Bartoszewskiego, który oceniał dr. hab. Włodzimierza Stelmacha jako „wybitnego lekarza i uczciwego człowieka, powszechnie cieszącego się zaufaniem otoczenia”. Ręczył za niego również arcybiskup Ziółek, dr Marek Edelman, rektor i kierownicy klinik Uniwersytetu Medycznego w Łodzi oraz Okręgowa Izba Lekarska. Poręczenia nie poskutkowały. Ostatecznie Stelmach odzyskał wolność dopiero 9 kwietnia ub. roku, kiedy biegli lekarze stwierdzili, że stan zdrowia zagraża jego życiu. Razem z żoną wpłacili kaucję w wysokości 400 tys. zł. Zabezpieczono ich paszporty i samochody. – Od tamtej pory byłem tylko raz przesłuchiwany w prokuratorze, natomiast żona – ani razu. W lipcu ub. roku otrzymaliśmy natomiast Jeden wygrała „Diagnostyka”, dwa pozostałe – firma „Synevo”, która już wcześniej wykonywała badania w „Koperniku”. W obydwu przypadkach o rozstrzygnięciu zdecydowała cena. Do komisji przetargowej prokuratura nie miała żadnych zastrzeżeń, jej członkowie zostali przesłuchani dopiero na przełomie lipca i sierpnia ubiegłego roku – jako świadkowie. Obydwie firmy nadal wykonują badania, bo żaden przetarg nie został unieważniony, a każdy jest niezwykle korzystny dla szpitala i pacjentów. Nikt nie kwestionuje rzetelności badań, laboratorium działa na tych samych zasadach, co dwa lata temu – mówi Włodzimierz Stelmach, dzisiaj już były dyrektor Szpitala im. M. Kopernika w Łodzi, bo po aresztowaniu został odwołany ze stanowiska. W październiku 2007 r. podczas pierwszych przesłuchań w prokuraturze CZĘŚCIOWO PRZYZNAŁ SIĘ DO WINY. Prokurator Adam Gierk stwierdził, że zeznania te są nieprawdopodobne i jest z nich niezadowolony. Oprócz udziału w zorganizowanej grupie przestępczej zarzucono mu przyjęcie korzyści majątkowych w kwocie niemal 180 tys. zł oraz telewizora plazmowego (wartego prawie 25 tys. zł) i specjalistycznych książek medycznych. – Nie znam żadnego z szefów „Diagnostyki” i od nikogo nie wziąłem łapówki, ale przyznałem się, bo to było warunkiem zwolnienia mojej żony z aresztu – mówi dziś Włodzimierz Stelmach. – Całe przesłuchanie trwało 20 minut, jednak negocjacje z prokuratorem, za pośrednictwem adwokatów, na temat warunków uwolnienia żony – zajęły ponad 3 godziny. Nie miałem wyjścia: syn był w klasie maturalnej, w domu mieliśmy teściową po operacji ortopedycznej, która nie wstawała z łóżka. Oboje zostali bez środków do życia, bo funkcjonariusze ABW podczas przeszukania naszego mieszkania zabrali wszystkie pieniądze. Gdyby żona dłużej siedziała w areszcie, to pewnie nie miałaby już do czego wracać. Istniało też zagrożenie, że stworzony przez nią oddział alergologii i leczenia mukowiscydozy po prostu padnie. POSTANOWIENIE O UMORZENIU wobec nas śledztwa w zakresie udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. Sęk w tym, że ten zarzut stanowił podstawę naszego aresztowania, czyli że sądy, które ten areszt stosowały, były oszukiwane – mówi Włodzimierz Stelmach. Bogumiła Tarkowska, naczelnik łódzkiego wydziału Prokuratury Krajowej, potwierdza: – Postanowieniem z dnia 14 lipca ub. roku śledztwo częściowo umorzono w zakresie zarzutu z art. 258 § 1 kk, czyli udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, przedstawionego uprzednio 16 podejrzanym. Do winy nie poczuwa się też Jarosław Pinkas, wiceminister zdrowia w rządzie PIS, który został zatrzymany 16 kwietnia ub. roku pod zarzutem przyjęcia korzyści majątkowej w czasie, gdy był zastępcą dyrektora (Zbigniewa Religi) w Instytucie Kardiologii im. Prymasa Tysiąclecia Stefana Kardynała Wyszyńskiego w Warszawie. Jego również miała skorumpować „Diagnostyka”. W 2003 r. Instytut Kardiologii ogłosił przetarg na obsługę szpitalnego laboratorium. – Zdecydowaliśmy się na outsourcing, czyli prowadzenie laboratorium przez firmę zewnętrzną, bo nasze laboratorium było totalnie niewydolne. Nie mieliśmy know–how, więc część badań i tak wykonywano na zewnątrz – mówi dziś Jarosław Pinkas. Do przetargu stanęła „Diagnostyka”. Zdaniem prokuratury, by wesprzeć swoje szanse, posłużyła się „zachętą finansową”. Miała przekazać Pinkasowi 55 tys. zł oraz wieczne pióro o wartości 2920 zł. Wicedyrektor rzekomo dodał do tego jeszcze żądanie pokrycia kosztów remontu gabinetu profesora Zbigniewa Religi. Prokuratura dysponuje fakturą VAT na kwotę 54.995,98 zł za wykonane prace i fakturę tę uważa za FOT. GRZEGORZ ZIEMIAŃSKI Minęło prawie 1,5 roku od pierwszych aresztowań: skala zarzutów zmalała, aktu oskarżenia wciąż nie ma, biegły dotąd nie wyliczył strat. Żaden z zakwestionowanych przez śledczych przetargów nie został unieważniony. Krakowska „Diagnostyka”, która miała kierować zorganizowaną grupą przestępczą, podpisuje nowe umowy i utrwala pozycję lidera na rynku badań laboratoryjnych. Afera wybuchła w połowie września 2007 r. W ciągu dwóch dni funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymali 26 osób, w tym szefów krakowskiej firmy „Diagnostyka” i spółek zależnych – DPC Polska i Diag System – 5 przedstawicieli handlowych tych firm, 14 kierowników i dyrektorów szpitali oraz laboratoriów szpitalnych. 18 z nich trafiło za kraty pod zarzutem udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, która za łapówki ustawiała przetargi na dostawę sprzętu medycznego i odczynników do badań laboratoryjnych. Potem doszły zarzuty dotyczące dzierżawy przyszpitalnych laboratoriów. W następnych miesiącach do aresztu trafili kolejni podejrzani, m.in. Włodzimierz Stelmach, były szef NFZ w Łodzi, i Jarosław Pinkas, były wiceminister zdrowia. Do dzisiaj zarzuty usłyszały już 32 osoby, wobec 19 zastosowano areszt. O aresztowaniach FOT. PAP/CAF To miała być gigantyczna afera korupcyjna. Z komunikatów prokuratury wynikało, że krakowska spółka „Diagnostyka” i dyrektorzy publicznych szpitali tworzyli zorganizowaną grupę przestępczą, która w całym kraju ustawiała przetargi w służbie zdrowia. Budżet państwa miał na tym tracić miliony. KRAKOWSKA „DIAGNOSTYKA”, KTÓRA MIAŁA KIEROWAĆ ZORGANIZOWANĄ GRUPĄ PRZESTĘPCZĄ, PODPISUJE NOWE UMOWY I UTRWALA POZYCJĘ LIDERA NA RYNKU BADAŃ LABORATORYJNYCH MOCNY DOWÓD SPRZEDAJNOŚCI PINKASA. – Nie mam sobie nic do zarzucenia. Nigdy od nikogo nie wziąłem nawet złotówki „korzyści majątkowej”. Zresztą po co mieliby płacić, skoro do przetargu stanęła – jako jedyna – wyłącznie „Diagnostyka”? – pyta J. Pinkas. Co do zarzutu wymuszenia na „Diagnostyce” przeprowadzenia remontu gabinetu prof. Religi, Pinkas uważa go za niedorzeczny: – Już po wygraniu przez „Diagnostykę” przetargu podpisaliśmy umowę, w której zawarliśmy warunki: oni mieli włożyć w instytut pewną kwotę pieniędzy w postaci remontu obiektów, które im oddaliśmy oraz gabinetu prof. Religi. To zostało czarno na białym zapisane w kontrakcie. Jasno i uczciwie, bez żadnych podtekstów, tak, jak to się zwyczajowo robi – tłumaczy Jarosław Pinkas. Diagnostyka potwierdza: – Podpisując umowę na współpracę zawieramy kontrakt, na bazie którego deklarujemy się np. wyremontować pomieszczenia szpitalne. My, po prostu, musimy dostosować zastany poziom techniczny do standardu świadczonych przez nas usług. To nie jest prezent czy łapówka, to jest konieczność. Musimy trzymać ja- 27.02.2009 WICEMINISTER JAROSŁAW PINKAS SPĘDZIŁ W ARESZCIE 5 TYGODNI. NIE MIAŁ KONTAKTU Z RODZINĄ, PIERWSZĄ PACZKĘ OD ŻONY ODEBRAŁ PO 3 TYGODNIACH. JAK SIĘ DOWIADUJEMY, OBCIĄŻAJĄCE GO ZEZNANIA ZŁOŻYLI ZATRZYMANI PREZESI „DIAGNOSTYKI”. – NIE DZIWIĘ SIĘ – MÓWI PINKAS. – JEŚLI ZASTOSOWANO WOBEC NICH TAK RESTRYKCYJNY ARESZT I ŚRODKI NACISKU JAK WOBEC MNIE, MOGLI SIĘ ZŁAMAĆ. kość na odpowiednim poziomie, żeby potem żaden audyt nie przyczepił się do warunków, w jakich pracujemy. Tak działamy wszędzie. Na podobnej zasadzie przeprowadzamy informatyzację szpitala, tworzymy bazę danych elektronicznych, bo jest to częścią naszego systemu komputerowego – tłumaczy Grzegorz Polus, dyrektor działu marketingu „Diagnostyki” spółka z o.o. Były wiceminister Pinkas podkreśla: – Gdy zaczynaliśmy współpracę z „Diagnostyką”, zadłużenie instytutu wynosiło ok. 40 mln zł Już po pierwszym roku współpracy mieliśmy ponad 3 mln zysku. W ubiegłym roku zwiększył się on do 8 mln zł, w tym roku szacowany jest podobny. Zastaliśmy szpital powiatowy, a zostawiliśmy klinikę europejską. Do tej pory uważam, że jest to jeden z największych sukcesów menedżerskich – prof. Religi i mój. Okazało się, że za pomocą prostych metod można doprowadzić do prawdziwego partnerstwa publiczno–prywatnego, z którego obydwie strony mają korzyści, a przede wszystkim zyskali pacjenci. Pinkas spędził w areszcie 5 tygodni. Przez cały ten czas nie miał kontaktu z rodziną, pierwszą paczkę od żony odebrał po 3 tygodniach od chwili zatrzymania. Jak się nieoficjalnie dowiadujemy, obciążające go zeznania złożyli zatrzymani prezesi „Diagnostyki”. – Nie dziwię się. Jeśli zastosowano wobec nich tak restrykcyjny areszt i środki nacisku, jak wobec mnie, mogli się złamać. Ja nie mam do nich żalu. Nie chcę żyć nienawiścią i chęcią zemsty. Sam nie mam sobie niczego do zarzucenia. Gdyby historia się powtórzyła, drugi raz zrobiłbym wszystko dokładnie tak samo. Wierzę, że kiedy przyjdzie do pokazania dokumentów, to ja się zwyczajnie przed sądem oczyszczę. Czas jest ojcem prawdy. Od 16 kwietnia ubiegłego roku, to znaczy od dnia zatrzymania, nikt ze mną nie rozmawiał, choć mam status podejrzanego w sprawie. Jestem zawieszony w próżni. Aktu oskarżenia w tej sprawie wciąż jednak nie ma. Kiedy będzie? Nie wiadomo. Prokuratura wycofała się tylko z części zarzutów. Pozostałe podtrzymuje. Według niej łapówki przyjmowali przede wszystkim kierownicy laboratoriów i dyrektorzy szpitali, którzy ustalali takie warunki przetargu, że spełniała je tylko jedna firma – „Diagnostyka”. Łapówką miały być pieniądze (od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych), wyjazdy zagraniczne na tzw. kongresy diagnostów laboratoryjnych, telewizory plazmowe, wyposażenie gabinetów szpitalnych. – Osoby odpowiedzialne za wybór teoretycznie najkorzystniejszej oferty przetargowej lub konkursowej w szpitalach lub mające wpływ na takie rozstrzygnięcie, wybierały jedynie towary bądź usługi świadczone przez spółki powiązane z Diagnostyką. Dotychczasowe śledztwo wykazało, iż przypadków tego rodzaju przestępstw było co najmniej kilkadziesiąt, obejmowały one szpitale na terenie całego kraju i dotyczyły przetargów, których limity wielokrotnie przekraczały kilkaset tysięcy złotych – twierdzi prok. Bogumiła Tarkowska. Do korupcji miało dojść podczas przetargów w Zgierzu, Łodzi, Bełchatowie, Gliwicach, Starachowicach, Białymstoku, Częstochowie, Legnicy, Poznaniu, Krakowie, Wrocławiu, Chrzanowie, Katowicach, Dąbrowie Górniczej, w Sosnowcu i w Warszawie. Problem w tym, że dopiero pod koniec grudnia ubiegłego roku został powołany biegły, który ma ocenić prawidłowość procedury przetargowej oraz wyliczyć straty, jakie miały ponieść szpitale w wyniku zawartych kontraktów. – Kwestia ta będzie dopiero przedmiotem badania przez biegłych – przyznaje prok. Tarkowska. Skoro nikt dotychczas nie policzył strat, na jakiej podstawie o nich mówiono? I o co w tej sprawie tak naprawdę chodzi? Tuż po aresztowaniu swych prezesów, „DIAGNOSTYKA” WYDAŁA KOMUNIKAT, w którym zawarła deklarację współpracy z prokuraturą oraz sugestię, że cała ta sprawa może być robotą konkurencji, zalegającej z płatnościami. – Ta deklaracja, to był wyraz naszego kompletnego zaskoczenia. Firma działa dobrze i rozwija się od 10 lat, pracuje na markę rzetelnego wykonawcy badań laboratoryjnych w wielu miejscach w Polsce i nagle grom z jasnego nieba – mówi dziś Grzegorz Polus, dyrektor działu marketingu „Diagnostyki”. – Oświadczenie, to był wyraz naszego zaskoczenia. Staraliśmy się w racjonalny sposób wytłumaczyć sobie, o co chodzi i co się stało. To była jedna z hi- Miasta, w których rzekomo miało dochodzić do korupcji ze strony Diagnostyki Białystok Poznań Łódź Wrocław Legnica Bełchatów Starachowice Częstochowa Sosnowiec Katowice Dąbrowa Górnicza Gliwice Kraków 26 W ciągu dwóch dni 2007 roku funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymali 26 osób, w tym szefów krakowskiej firmy „Diagnostyka” i spółek zależnych – DPC Polska i Diag System – 5 przedstawicieli handlowych tych firm, 14 kierowników i dyrektorów szpitali oraz laboratoriów szpitalnych. 18 z nich trafiło za kraty pod zarzutem udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, która za łapówki ustawiała przetargi. potez, która nam przyszła do głowy. Ale tak naprawdę do dziś nie wiemy, o co chodzi? Dodaje, że zatrzymani półtora roku temu prezesi „Diagnostyki” nie kierują już spółką. Zapewnia też, że ich aresztowania nie miały wpływu na działalność firmy. – Wszystkie kontrakty nadal są realizowane. Wywiązujemy się z umów, które mamy podpisane, bierzemy udział w przetargach. W ciągu minionego roku zawarliśmy wiele następnych kontraktów, rozwinęliśmy działalność o 20 proc. – mówi. Wkrótce po zatrzymaniu prezesów „Diagnostyka” wygrała przetarg w szpitalu w Sosnowcu. Dyrekcja nie przestraszyła się, że zostanie oskarżona o łapówki. Potem był Tarnobrzeg, otwarli też nowe laboratorium w Myślenicach, przejęli outsorcing laboratorium szpitalnego w Brzezinach itd. Dzisiaj „Diagnostyka” jest największą prywatną firmą diagnostyczną w Polsce. W sieci działa 8 oddziałów, 5 spółek–córek, które korzystają z know–how spółki–matki. W 2008 r. wykonali 15 mln badań dla ponad 5 mln pacjentów. – Firma, która ma trochę oleju w głowie – a za taką się uważamy – przy takiej skali działania nie może sobie pozwolić na żaden błąd – powiada Grzegorz Polus. Na pytanie, czy to niskie ceny powodują, że tak łatwo wchodzą do dużych szpitali, dyrektor tylko się uśmiecha. – Jesteśmy firmą na tyle dużą, że korzystamy z efektu skali. Staramy się działać w oparciu o zdrowe zasady konkurencji rynkowej, ale nie przez niskie ceny – nie jesteśmy instytucją charytatywną – tylko przez ilość badań, a nade wszystko jakość. Stawiamy na jakość – serwisu i obsługi. Z naszych usług korzystają nie tylko duże jednostki szpitalne w Polsce (jesteśmy w kilkunastu), ale także firmy prywatne. W KRAKOWIE „Diagnostyka” współpracuje z dwoma szpitalami: MSWiA i im. S. Żeromskiego. Andrzej Ślęzak, dyr. Szpitala im. Żeromskiego mówi: – „Diagnostyka” weszła do naszego szpitala kilka lat temu. Startowała do przetargu pośród innych firm i wygrała. Zaproponowali dość ekspansywny sposób rozwoju. Prawdę mówiąc, nie pamiętam, czy miałem obawy z tym związane, ale na pewno istniała potrzeba, aby oddać te usługi w ręce firmy zewnętrznej. Oczywiście, ludzie na początku buntowali się – ze strachu przed nowością. Mieli obawy, że nowy właściciel wszystkich pozwalnia. Ale dzisiaj, po kilku latach funkcjonowania, wszyscy jesteśmy zadowoleni. Osobiście muszę się przyznać, że nie wiem, czy oni działają dobrze, czy źle. Ponieważ jednak diagnostyka laboratoryjna nie stwarza dla szpitala żadnych problemów, mogę być pewny, że działają dobrze. – Sukces bliźniego solą w oku drugiego. Gdy ta afera wybuchła, przeczytałem na jakimś portalu, że więcej od nas ma tylko ZUS. Nie wiem, kto ma więcej. My nie jesteśmy monopolistą na rynku, ale jesteśmy dużą, rozwijającą się i dobrze prosperującą firmą. Może to komuś przeszkadza? – zastanawia się Grzegorz Polus. O INNYCH PRZYCZYNACH AFERY 15 „Diagnostyka” jest największą prywatną firmą tego typu w Polsce. W sieci działa 8 oddziałów, 5 spółek-córek, które korzystają z know-how spółki-matki. W 2008 r. wykonała 15 mln badań dla ponad 5 mln pacjentów. Para znanych łódzkich lekarzy – Iwona i Włodzimierz Stelmachowie – twierdzi wprost, że aresztowano ich tylko po to, by przed wyborami w 2007 r. dostarczyli władzy haków. – W czasie negocjacji przed formalnym przesłuchaniem w prokuraturze usłyszałem, że w ogóle nie będzie żadnej sprawy, jeśli powiem coś na polityków – mówi Włodzimierz Stelmach. mówią sami podejrzani. Były wiceminister Jarosław Pinkas uważa, że jego zatrzymanie było tylko pretekstem. – Analizując dokumenty myślę, że takie było zapotrzebowanie społeczne. To nie o mnie chodziło, ja byłem jedynie przypadkową ofiarą. Sięgano wyżej, ale ja nic nie miałem do powiedzenia – mówi. Para znanych łódzkich lekarzy – Iwona i Włodzimierz Stelmachowie – twierdzą wprost, że aresztowano ich tylko po to, by przed wyborami w 2007 r. dostarczyli haków na polityków. Już kilka miesięcy temu zwrócili się do ministra sprawiedliwości, aby śledztwo zostało objęte nadzorem prokuratora generalnego. – W czasie negocjacji przed formalnym przesłuchaniem w prokuraturze, usłyszałem, że w ogóle nie będzie żadnej sprawy, jeśli powiem coś na polityków. Podano mi nawet nazwisko posła PSL obecnej kadencji. Oczywiście, nie przystałem na tę propozycję – mówi Włodzimierz Stelmach. W wyjaśnienie sprawy zaangażował się Maciej Grubski, łódzki senator PO. W jego oświadczeniu skierowanym do prokuratora generalnego czytamy m.in.: „W czasie przesłuchania pana Włodzimierza S. prokurator Adam Gierk (...) uzależnił uwolnienie jego żony od przyznania się do zarzucanych mu czynów, nawet jeśli ich nie popełnił (...). Prokurator, poprzez mecenasa Wojciecha W., w obecności mecenasa Mariana K. (...), przekazał również informację, że oczekuje zeznań obciążających polityków będących posłami obecnej kadencji Sejmu RP. W połowie listopada zaś, po opuszczeniu aresztu przez panią profesor Iwonę S., prokurator Adam Gierk poprzez mecenasa Wojciecha W. przekazał jej informację, że jedynym warunkiem uwolnienia męża z aresztu jest złożenie przez niego prawdziwych lub nieprawdziwych zeznań, obciążających osoby, które wskaże prokurator. Jeśli tego nie uczyni, będzie uwięziony przez długie lata”. – Jeśli w śledztwie stosuje się takie metody, koniecznie trzeba to wyjaśnić. A że mogło tak być, wiem nie tylko od zainteresowanych małżonków – twierdzi senator Grubski. Potwierdzeniem, że „mogło tak być”, jest zapis rozmowy nagranej z osobą, która miała pośredniczyć w negocjacjach na temat zwolnienia z aresztu Włodzimierza Stelmacha. To nagranie otrzymała niedawno łódzka prokuratura, która poddała je badaniom fonoskopijnym. Wyników jeszcze nie ma, ale Prokuratura Generalna odpowiedziała już senatorowi, że twierdzenia małżonków Stelmachów należy uznać za przyjętą linię obrony. – W naszym przypadku najpierw postawiono zarzuty, dokonano aresztowania, zabezpieczenia mienia, a następnie próbowano znaleźć obciążające nas dowody. Udostępniono mi już akta śledztwa, które jednoznacznie potwierdzają naszą niewinność. Chciałabym opowiedzieć przed komisją śledczą na temat, jak u nas pracuje wymiar sprawiedliwości. Choć pewnie nikt by w to nie uwierzył. Sama nie uwierzyłabym, gdybym tego nie doświadczyła na własnej skórze – mówi prof. Iwona Stelmach. Warto dodać, że prokurator Gierk nie pracuje już w Prokuraturze Krajowej, prokurator Agnieszka Kubicka, która również zajmowała się tą sprawą, została odsunięta od śledztwa, a prokurator Wojciech Górski, ówczesny naczelnik Prokuratury Krajowej w Łodzi, zrezygnował z pracy w prokuraturze. D5