pKamil Puścian Dyrektor gimnazjum w Manowie, beneficjent
Transkrypt
pKamil Puścian Dyrektor gimnazjum w Manowie, beneficjent
p Kamil Puścian Dyrektor gimnazjum w Manowie, beneficjent programów edukacyjnych Europejskiego Funduszu Rozwoju Wsi Polskiej. Kiedy po raz pierwszy usłyszał Pan o Europejskim Funduszu Rozwoju Wsi Polskiej? Dokładnie osiem lat temu. Moje gimnazjum uczestniczyło w pilotażowej edycji funkcjonującego do dziś programu „Youngster”, polegającego na wspieraniu nauki języka angielskiego wśród uczniów trzeciej klasy gimnazjum z terenów wiejskich. Dzięki temu programowi dzieci mogły otrzymać trzy dodatkowe godziny angielskiego w tygodniu, po lekcjach. Fundusz zapewnia wynagrodzenie dla nauczycieli, szkolenia i podręczniki. Uczniowie od początku rwali się do nauki? Od początku byli chętni. Moi uczniowie zakwalifikowali się do wojewódzkiego i ogólnopolskiego finału olimpiady z języka angielskiego, wielu zdało na anglistykę, powiem tylko, że zdążyłem wykształcić pięciu nauczycieli języka angielskiego. Proszę sobie wyobrazić, że w małej wiejskiej szkółce miałem zawsze dwie grupy po piętnaścioro dzieci uczestniczących regularnie w zajęciach, przez trzy godziny lekcyjne w tygodniu. Przeciętnie było to zawsze 50–60% uczniów trzecich klas. Efekty są wymierne, średnia „youngsterowców” z egzaminu gimnazjalnego to około 70–80%, podczas gdy uczniowie nieuczestniczący w programie osiągają przeciętnie 50–60%. No, ale „youngsterowcy” mają w tygodniu łącznie 6 godzin angielskiego – praktycznie za darmo. Żadna szkoła w Koszalinie nie może się czymś podobnym pochwalić. Nasza współpraca z Funduszem to nie tylko program „Youngster”. Uczestniczyliśmy też w programie „Na własne konto”. To naprawdę znakomity pomysł, taka ekonomia dla gimnazjalistów. Uczestnicy uczą się zasad ekonomii i zarządzania. W ubiegłym roku szkolnym zadaniem było stworzenie spółdzielni uczniowskiej – moi uczniowie stworzyli projekt sklepiku szkolnego. Dzieciaki pojechały do banku, nauczyły się obsługiwać własne konto bankowe. Moje gimnazjum uczestniczy też w programie „Zielone Szkoły w Parkach Narodowych”. Uczniowie wyjeżdżają na tydzień na zieloną szkołę do najbliższego parku narodowego – wszystkie koszty pokrywa Fundusz. Manowo leży w województwie zachodniopomorskim, więc w tym roku odwiedziliśmy Woliński Park Narodowy. Fantastyczne to było – oby ten program funkcjonował jak najdłużej. Czy Pańscy uczniowie zmienili się jakoś na przestrzeni ostatnich lat? Na pewno. Nie wiem, w jakim stopniu zawdzięczają to akurat nauce angielskiego, ale mam wrażenie, że młodzież robi się coraz bardziej śmiała. Są bardziej pewni siebie, odważni. Manowo leży tylko dziesięć kilometrów od Koszalina, można powiedzieć, że to taka podmiejska wieś, ale jeszcze 10 lat temu wielu z moich uczniów nie było nigdy w kinie, w teatrze. Dziś wiejskie dzieci nie mają już takich kompleksów wobec swoich miejskich rówieśników. W pewnej mierze jest to zasługa Internetu, ale myślę, że intensywna nauka angielskiego też odgrywa tu dużą rolę. Wielu uczniów rozważa emigrację, ma za granicą starsze rodzeństwo, kuzynów, czasem rodziców. Niekiedy ma to złe skutki, ale z drugiej strony sprawia, że dzieci są o wiele bardziej otwarte na świat. A jak jest z Internetem w wiejskiej szkole? W mojej – bardzo dobrze. Niedawno wprowadziliśmy dziennik online. Rodzice mogą sprawdzić stopnie, uwagi, nieobecności dziecka w czasie rzeczywistym, logując się przez Internet. Na przerwach udostępniamy dzieciom wi-fi. Internet w ogromnej mierze przybliżył dzieciom kulturę współczesną i wiedzę o świecie. Lepiej uczą się angielskiego chłopcy, czy dziewczynki? Dziewczynki są na pewno pilniejsze. Bardziej się przykładają, lepiej przygotowują się do lekcji, sumienniej odrabiają prace domowe. Z drugiej strony, większość moich olimpijczyków oraz zwycięzców na festiwalach artystycznych i laureatów konkursów to chłopcy. Być może dziewczynkom ze wsi bardziej nieco niż chłopcom brakuje pewności siebie? To też się jednak zmienia, tak jak szybko, wręcz błyskawicznie, zmienia się polska wieś.