Blask świętości cichej i wytrwałej

Transkrypt

Blask świętości cichej i wytrwałej
JÓZEF KARDYNAŁ GLEMP
PRYMAS POLSKI
BLASK świętości CICHEJ I WYTRWAŁEJ
Homilia podczas Mszy świętej o beatyfikację sługi Bożej
Matki Wincenty Jadwigi Jaroszewskiej
Założycielki Zgromadzenia Sióstr Benedyktynek - Samarytanek Krzyża Chrystusowego
Niegów, kościół pod wezwaniem Świętej Trójcy
8 sierpnia 1993 r.
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Czcigodny Księże Proboszczu,
Księża Prałaci,
Duszapsterze,
Czcigodna Matko Przełożona Generalna i Czcigodne Siostry,
Panie Wojewodo,
Umiłowani Siostry i Bracia!
1. Moc Boża w cichości i prostocie
Z pierwszych głosów, jakie usłyszeliśmy rozpoczynając dzisiejszą modlitwę i dzisiejszą
uroczystość, dowiedzieliśmy się, że centralnym momentem naszego rozważania jest osoba sługi
Bożej, żyjącej tu niegdyś zakonnicy, założycielki Zgromadzenia Sióstr Samarytanek. Nasza
modlitwa jest ukierunkowana do Boga, aby objawił cały blask tej świętości. Wiemy jednak, że
świętość, która wzrasta pośród codzienności życia, nie od razu jest dostrzegana. Dopiero po jakimś
czasie rozumiemy, w jaki sposób Chrystus żył w ludziach, by pokazać swoją moc. Świętość ludzi
przekracza ich naturalne zdolności, przekracza w ogóle założenia naturalne -musi to być siła,
przychodząca z zewnątrz, uzdalniająca do rzeczy, które są ponad ludzkie siły. Często świętość jest
niedostrzegalna - jeśli można tak powiedzieć -gołym okiem. Żyjemy obok świętych. Ja sam
spotkałem się na pewno z wieloma ludźmi świętymi, ale spotkanie się ze świętością nie jest na
pierwszy rzut oka odczuwalne. Ściska się rękę świętego, patrzy się na niego, słucha, co mówi, i
wszystko to jest normalne. Ale gdzieś w głębi tego człowieka tkwi siła Boża i dopiero z czasem się
pokazuje, jak Bóg w nim działa.
Z osób żyjących, z którymi się spotkałem, na pewno świętą jest Matka Teresa z Kalkuty.
Takim świętym człowiekiem, z którym mogłem na co dzień przebywać był kardynał Prymas
Tysiąclecia. 1 chociaż jego życie codzienne było takie normalne, to w jego duszy było coś
nadprzyrodzonego.
Dostrzegamy, ilu błogosławionych i świętych Polaków ogłosił Papież Jan Paweł II. Wielu z
nich żyło w ubiegłym stuleciu, w czasach niewoli. Kiedy obce mocarstwo narzucało narodowi styl
życia, życie Kościoła płynęło niezwykłym nurtem siły. Wspomnijmy choćby błogosławionego ojca
Honorata, zakonnika kapucyńskiego. Władze moskiewskie pozbawiły go właściwie w ogóle
możności działania: nie mógł głosić kazań, nie mógł tworzyć organizacji, wydawać odezw siedział tylko w konfesjonale. I właśnie z tego konfesjonału - można powiedzieć - rządził duchową
Polską. Arcybiskup warszawski został wypędzony na Syberię. Wszystko było pod kontrolą Rosji. A
z konfesjonału płynął duch, który dawał energię. Do konfesjonału ojca Honorata ciągnęły wybitne
postaci. On zaś dawał dyspozycje, żeby zakładać zakony. W ten sposób założył ponad dwadzieścia
zgromadzeń. Ich członkinie chodząc w stroju świeckim, czyniły niezwykle dużo dobrego. To tylko
jeden przykład. A podobnych marny bardzo wiele.
Oto prosta służąca z Krakowa, błogosławiona Aniela Salawa, żyła niezwykle bogatym
życiem modlitwy. Błogosławiona Karolina Kózkówna - dziewczyna, która potrafiła bronić swej
cnoty. Była pełna ducha Bożego, którego siła przerasta naturalne możliwości dziewczyny w tym
wieku. Biskup Michał Kozal - jak święty Maksymilian Kolbe, także męczennik obozu
koncentracyjnego. Maltretowany i bity, do końca zachował pogodę ducha. 1 dostrzeżono, że obok
biskupa męczennika z Dachau Michała Kozala byli inni, że można ich do niego dołączyć, kiedy
będzie kanonizowany. I zebraliśmy z całej Polski 114 osób: kapłanów, zakonników, świeckich kobiety i mężczyźni, którzy pokazują, jak w warunkach okupacji potrafili żyć życiem Bożym. Są to
rzeczy niezwykłe. Na przykład pewna prosta wiejska kobieta gdzieś spod Łomży, dała swoje życie
za synową. Powiedziała: ty jesteś jeszcze młoda, masz dzieci do wychowania. I kiedy przyszło
rzeczywiście dać życie, ona, tak jak ojciec Maksymilian Kolbe, stawiła się w miejsce swojej
synowej.
To są przykłady życia Bożego, życia Ewangelii w sercach ludzkich. Możemy zapytać:
dlaczego ci święci nie byli dostrzeżeni od razu? Nie byli dostrzeżeni, bo świętość jest cicha, bo
świętość nie jest hałaśliwa. Słyszeliśmy dzisiaj w pierwszym czytaniu, jak prorok Eliasz schował
się w skale na górze Horeb w oczekiwaniu na przyjście Pana. I nadeszła gwałtowana burza, i
pojawił się ogień, i nastąpiło trzęsienie ziemi i rozległy się grzmoty - ale Boga nie było w
grzmotach i w wichurach. On szedł w łagodnym wietrzyku (por. 1Krl 19, 9a.11-13).
Patrząc na rośliny, patrząc na kwiaty, patrząc na jakieś drobne żyjątka, gołym okiem
niewiele widzimy. Ale gdy przyłożymy szkło powiększające, dostrzeżemy to, czego oko nie
zauważa: bogate życie komórek. Takim mikroskopem jest dla nas czas, pewna odległość, z której
dopiero widzimy zasługi i cnoty, i potrafimy lepiej ocenić bohaterstwo, zmaganie się, wytrwałość w
cierpieniach.
2. Chrystus - naszą świętością
Chcemy w świetle tych zasad i tych myśli spojrzeć na ciche życie sługi Bożej matki
Wincenty. Ono się mieści w tych samych regułach świętości. Z tym większym szacunkiem do niego
podchodzimy, że było takie ciche i spokojne, szare i niezauważalne. Dopiero z perspektywy czasu
widzimy, ile zawierało wytrwałości w cierpieniu, ile miłości dla bliźnich, szczególnie dla ludzi
potrzebujących, cierpiących i biednych, ile światła Bożego i troski, żeby zaradzić i zorganizować
pomoc, ile uśmiechu w cierpieniach, ile radości w smutku.
To są cechy świętych. Jedną z takich cech jaką jest zawierzenie Bogu, przybliża nam także
dzisiaj Ewangelia święta. Opisuje nam ona pewne wydarzenia z życia świętego Piotra, pierwszego z
Apostołów. Było to po cudownym rozmnożeniu chleba. Wszyscy byli entuzjastami Jezusa
Chrystusa, bo nakarmił na pustyni za darmo wielkie tłumy. Chcieli nawet okrzyknąć Go królem.
Entuzjazm był niesłychany: żywi nas za darmo! Nie będziemy potrzebowali pracować! Będzie
chleb za darmo, bo mamy takiego cudotwórcę! Ale Chrystus nie chciał takiej popularności. Po
cudownym rozmnożeniu poszedł na noc samotnie się modlić, a Apostołom kazał przeprawić się na
drugą stronę jeziora i tam Go oczekiwać. Tymczasem na tym wielkim jeziorze Genezaret zerwał się
wiatr, Apostołowie zmagali się z żywiołem. Była może druga, trzecia nad ranem. Nagle ujrzeli
jakąś zjawę, jakby ktoś posuwał się po falach i zmierzał do ich łodzi. Był jeszcze mrok, widoczność
była słaba. I wtedy się zlękli. A Pan Jezus kroczący po falach odezwał się do nich: "Odwagi! Ja
jestem, nie bójcie się" (Mt 14,27). Nastąpiło ożywienie: Pan jest z nami! Idzie po wodzie! Skoro
mógł rozmnożyć chleb i jednym bochenkiem nakarmić tysiące, to przecież może także kroczyć po
falach wody! Ale Piotr, jak zwykle raptowny i pragnący ciągle być blisko Chrystusa zawołał: Panie,
pozwól mi przyjść do Ciebie. I Pan mu pozwolił: Przyjdź do mnie! I święty Piotr idzie. Idzie po
wodzie. Jest to znak, że człowiek może - tak jak Chrystus - nawet iść po wodzie, ale musi Mu
zawierzyć. Tymczasem Piotr po kilku krokach uświadamia sobie, że jest fala, wiatr - i zaczął się
bać. A kiedy się przestraszył, zaczął tonąć, bo zabrakło mu wiary w Chrystusa. W tym krótkim
momencie zawahania się, kiedy nie był całkowicie z Chrystusem, zaczął tonąć. Chrystus wziął go
za rękę, wyciągnął, podniósł, doprowadził do łodzi, usiadł z Apostołami i płynęli już dalej razem.
To jest dobitny przykład na to, ile człowiek może, gdy jest razem z Jezusem Chrystusem.
Tylko Chrystus jest naszą świętością. Poza Nim nie ma żadnej innej doskonałości. My na
naszej drodze uświęcania się, ciągłego zbliżania się do Boga, mamy niezwykłą pomoc. Jest nią
Matka Najświętsza. Ona nas nie odgradza od Jezusa Chrystusa, lecz ciągle do Niego przybliża. Tak
jak w Kanie Galilejskiej potrafiła powiedzieć: Słuchajcie, co Syn mój powie (por. J 2,5), tak jak
stała pod krzyżem, tak ciągle jest z Kościołem i w Kościele, i nam ułatwia drogę do Chrystusa.
3. Maryi zawierzamy naszą rzeczywistość
W tym tygodniu pożegnałem pielgrzymki: studencką z kościoła Świętej Anny, cztery i pół
tysiąca osób i prowadzoną przez Ojców Paulinów - już 282 raz wyruszającą tradycyjnym szlakiem.
Na trasie witałem pielgrzymkę rodzin "Totus Tuus" z Warszawy-Pragi. Tak oto tysiące ludzi idzie
na Jasną Górę. Idą, ażeby przemienić coś w swoim życiu, aby zaczerpnąć z tego, co jest świętością,
potrzebną nam w naszym życiu codziennym i w życiu publicznym.
Jesteśmy jako katolicy zaniepokojeni tym, co się dzieje w życiu publicznym, społecznym,
narodowym. Tyle w nim nieszczęść, tyle zgorszenia, tyle niezgody, tyle posądzeń. Ludzie nie
potrafią oprzeć się na zasadach chrześcijańskich. Nawet nie potrafią się bawić. A i zabawa może
być bardzo uczciwa, bo człowiek powinien umieć się uśmiechnąć, odpocząć. Nie jest jednak
zabawą to, co miało miejsce w Jarocinie, gdy ktoś gra i bluźni czasem, gdy napada się, bije, a
rezultatem jest dwudziestu dotkliwie pobitych. To nie jest zabawa. A przecież to są chrześcijanie.
Moglibyśmy wymieniać bardzo wiele niepokojów, różnych napadów, rabunków i innych
nieszczęść. Czasem wydaje się, że na te nieszczęścia już sił ludzkich nie starcza. Policja też nie
zdoła wszystkiego zrobić, bo nie na tym rzecz polega, żeby nad wszystkim czuwał policjant. To w
sercu ludzkim musi być zasada poszanowania godności drugiego człowieka, jego prawa do
godności, do własności, do szacunku. To musi być w sercu człowieka. Stąd nasze gorące
pragnienie, by tę nową rzeczywistość zawierzyć Matce Najświętszej.
W trudnych czasach tuż po wojnie kardynał Hlond ślubował razem z narodem na Jasnej
Górze Matce Najświętszej. Kardynał Wyszyński te śluby powtórzył. Oddał Matce Bożej całą naszą
polską rzeczywistość. Dzisiaj czasy są inne - czasy wolności, w których nie ma już ograniczeń,
jakie były przedtem. Ale te nowe czasy każą nam tak ustawić naszą pracę, żeby w wolności
wybierać dobro, a nie wybierać zła. Musimy się więc uczyć, a w tym potrzebne są nam pomoce
Boże. Potrzebni nam są święci i potrzebni są ludzie, którzy potrafią uświęcić swoje życie.
Uświęcenie dokonuje się i w zgromadzeniach zakonnych, i w ruchach świeckich. Czy to będzie
ruch Światło-Życie - oazy, czy ruch charyzmatyczny, czy ruch odnowy w Duchu Świętym, czy ruch
rodzin katolickich - wszystkie one mają pomóc odrodzić nasze społeczeństwo na zasadach, które są
trwałe. Stąd zrodziła się też idea ponowienia zawierzenia Matce Najświętszej. Dokonamy tego dnia
26 sierpnia na Jasnej Górze, gdzie zbierze się cały Episkopat.
Matka Najświętsza jest wypróbowaną pomocą naszego narodu. Ona na Jasnej Górze nas
strzeże. Wypowiemy Jej wszystkie nasze myśli i tęsknoty. Powiemy, kim my dzisiaj jesteśmy, że
zdajemy sobie sprawę z naszych słabości i jak potrafimy dostrzegać także dobro i łaski. To bowiem,
o co prosiliśmy Matkę Najświętszą przez kardynała Wyszyńskiego, zostało nam dane. Teraz trzeba
za to podziękować i prosić o siły na przyszłość
Myśl o tym, aby świątobliwą matkę Wincentę ukazać światu w jej pracy i w jej działaniu,
jest bardzo ważna dla całej naszej Ojczyzny. Musimy pokazywać ludzi świętych, którzy są solą
ziemi, którzy są światłością dla świata, którzy nam wskazują drogę i dają przykład, jak należy
czynić dobrze. Z całą ufnością chcemy iść drogą, którą szła Matka Najświętsza, prosić Ją o pomoc i
ufać, tak jak Piotr, że możemy dużo zrobić, że możemy dokonać rzeczy wielkich i niezwykłych, ale
tylko w łączności z Chrystusem. Amen.