Od 1 kwietnia Disneyland rozpoczyna obchody swoich 20 urodzin

Transkrypt

Od 1 kwietnia Disneyland rozpoczyna obchody swoich 20 urodzin
Miesięcznik
czerwiec 2012r.nr10
Od 1 kwietnia Disneyland rozpoczyna obchody
swoich 20 urodzin. Nie zabraknie nowych wydarzeń
i niespodzianek. Park przygotował także promocyjne
ceny biletów.
Disneyland pod Paryżem jest drugim parkiem Walta
Disneya otwartym poza Stanami Zjednoczony(pierwszym
był Disneyland w Tokio). Pierwsi goście odwiedzili francuski park 12 kwietnia 1992 roku. Od tego czasu Disneyland Paryż jest najchętniej odwiedzanym parkiem rozrywki
w Europie.
W związku z okrągłą
rocznicą w parku zaplanowano dużo nowych atrakcji. W okresie wiosna-lato Disneyland będzie między
innymi czynny o kilka
godzin dłuzej niż zazwyczaj. Pojawi się
Parada Disney Magic zupełnie nowa odsłona
parady najpopularniejszych i najbardziej lubianych bohaterów
Disneya. Nie zabrajnie
więc Piotrusia Pana,
Alladyna,
Nemo
czy Kopciuszka.
Z okazji 20. urodzin będzie też możnaa spotkać się
z Myszką Mickey za kulisami, w nowej atrakcji Meet Mickey Mouse. A na deser park przygotował Disney Dreams
czyli wieczorny pokaz świateł, dźwięków, muzyki, efektów
specjalnych, laserów i technologii 3D. Każdego dnia
od 1 kwietnia do 30 września Central Plaza, Pałac Śpiącej
Królewny oraz Main Street będą miejscem spektakularnych wydarzeń.
Z okazji urodzin Disneyland przygotował nową promocję. Specjalny bilet z okazji 20-lecia parku, upoważniający do odwiedzenia w jednym dniu 2 parków można kupić
teraz w cenie 59 Euro (osoba dorosła), oraz 52 Euro
(dziecko w wieku 3-11 lat). Dzięki temu oszczędza się
do 20% w porównaniu z ceną biletu Disneyland 1 dzień,
2 parki. Bilety można kupić w internetowym sklepie
na stronie Parkmania.pl.Oto jak Paryski Disneyland świętuje swoje 20. urodziny. W uroczystościach udział wzięli
m.in. Salma Hayek i Zinedine Zidane. Aktorka oraz były
piłkarz poprowadzili cały szereg zabaw. Organizatorzy
przygotowali parady oraz specjalne pokazy postaci znanych ze świata stworzonego przez Walta Disneya. Całość
ubarwiły pokazy sztucznych ogni i wodnych atrakcji.
Kompleks, który w 40 procentach należy do koncernu
Walta Disneya, cieszy się uznaniem jako jedna z największych atrakcji w Europie. Przez lata jednak nie przynosił
dochodów, przez chwilę groziło mu nawet zamknięcie,
a Francuzi nazywali go "kulturowym Czarnobylem". Sytuacja zmieniła się w 2008 roku, gdy Disneyland stał się najczęściej odwiedzanym miejscem na Starym Kontynencie.
Park zatrudnia 15 tysięcy pracowników.
(JD)■
Disneyland Resort Paris to czwarty otwarty na świecie park rozrywki Walta Disneya
Otwarty 12 kwietnia 1992 roku pod nazwą Euro Disney Resort. Nazwę zmieniono w 1994 roku, by pasowała
do romantycznego obrazu związanego z Paryżem, także
ze względu na złą reputację, jaka przylgnęła do starej marki. Kompleks położony jest na przedmieściach Paryża
w miejscowości Marne-la-Vallée - 30 km na wschód
od stolicy Francji. Zarządzany jest przez spółkę Euro Disney SCA, w której udziały posiada The Walt Disney
Company. W 2011 park odwiedziło 16 milionów gości,
a od 1992 250 milionów gości. Oblicza się, że Disneyland
Paris przyniósł gospodarce Francji 50 miliardów euro wartości dodanej.
Jagoda Dyzia ■
-Ile świata zwiedziłaś?
-Mało i ciągle mam niedosyt. Byłam na wszystkich kontynentach, w sumie w ponad 70 krajach. Ale tak naprawdę
jest to tylko mikroskopijna część tego, co można jeszcze
zobaczyć! Myślę, że całego życia człowiekowi by nie wystarczyło, aby każde miejsce na Ziemi poznać chociaż pobieżnie.
-Co robi kobieta na krańcu świata?
-„Kobieta na krańcu świata” to program, w którym jakobieta pokazuję różne miejsca na Ziemi oczami kobietbohaterek mojego programu, którym przyszło żyć w danym
zakątku globu. Pokazywanie wyłącznie krajobrazów i architektury jest już chyba mało atrakcyjne dla widzów, którzy sami coraz częściej zapuszczają się w dalekie zakątki
świata. Wychodzę z założenia, że to ludzie są najciekawsi!
Stojąc pod piramidami w Egipcie nie fascynuje nas przecież wyłącznie sterta kamieni, lecz zastanawiamy się
nad potęgą ludzkiego umysłu i pracy włożonej w tworzenie
takiej budowli kilka tysięcy lat temu. Staram się więc pokazać konkretne miejsce poprzez ludzkie historie.
-Która z wielu bohaterek programu zrobiła na tobie
największe wrażenie?
-Historia boliwijskiej zapaśniczki, która raz w tygodniu
za równowartość 10 dolarów walczy na ringu, bijąc się
z kobietami i mężczyznami. Jadąc do Boliwii byłam przekonana, że walki, w których bierze udział bohaterka programu, Carmen Rojas, są całkowicie wyreżyserowane. Niestety, w każdej potyczce musi być kozioł ofiarny i element zaskoczenia. Tak się złożyło, że ofiarą została właśnie Carmen. Kobieta odeszła od męża, który ją bił. Aby utrzymać
swoich dwóch synów, została zapaśniczką i o ironio, nadal
jest bita, tyle że za pieniądze. Bardzo mnie poruszyła
jej historia.
Drugą osobą, która została w mojej pamięci, jest 33-letnia
filigranowa kobieta, matka trójki dzieci, wdowa, która pracuje na polach minowych w Kambodży, jako saper.
Ona tak bardzo mi nie pasowała do tego brutalnego świata, w którym się znalazła, że nadal nie mogę przestać o niej
myśleć…
-W jaki sposób wpłynęły na ciebie historie tych kobiet,
z których wiele musi walczyć o przetrwanie?
-Powinnam powiedzieć, że przewartościowałam całe swoje
życie. Jednak to nie do końca prawda… Problem polega
na tym, że wracając do domu, bardzo szybko wtapiamy się
w nasze realia i zapominamy o tym, co ważne. Zapominamy, że w czasie podróży obiecywaliśmy sobie,
że teraz będziemy doceniać najprostsze rzeczy w naszym
życiu, bo zetknęliśmy się z ludźmi, którzy po prostu walczą
o przetrwanie każdego dnia. Taka już jest ludzka natura…
Z pewnością jestem bardzo zachłanna na życie. Poprzez
swoje podróże i powroty do domu uczę się jednak nie tylko
dystansu i tolerancji, ale również staram się doceniać to,
co mam. Kiedy mam ochotę zacząć narzekać, że nie mam
siły, nie dam rady… to przed oczami stają mi moje boha-
terki z programu – Carmen z Boliwii, So Tonh z Kambodży
i… robi mi się wstyd przed samą sobą.
-Często robimy wielki problem z niczego…
-Człowiek wiecznie chce więcej. Z jednej strony to dobrze,
bo w przeciwnym razie nadal mieszkalibyśmy w jaskiniach!
Z drugiej strony – zazwyczaj, kiedy nasze podstawowe potrzeby są zaspokojone, to znów czegoś chcemy – a to kolejnego samochodu, a to nowego ubrania, inwestujemy
w swój wygląd… Prawda jest jednak taka, że prawdziwym
problemem jest choroba i zagrożenie życia, a cała reszta –
jakoś się zawsze w końcu układa. To właśnie zrozumiałam
podczas moich podróży „na krańce świata”.
-Czego jeszcze nauczyły cię podróże?
-Najważniejsza lekcja to tolerancja! Poza tym nauczyłam
się cierpliwości, wytrwałości, drążenia tematów
do samego końca oraz dystansu do siebie i świata. W dalekich zakątkach Afryki nie ma czegoś takiego jak pośpiech.
Jest takie abisyńskie przysłowie, że „Bóg dał Europejczykom zegarek, a Afrykańczykom czas”. My, Europejczycy,
jesteśmy stale w biegu. Kiedy zderzamy się z realiami
np. Nairobi, pytając, o której odjedzie autobus, uzyskamy
prostą odpowiedź: „Odjedzie, jak się ludzie zbiorą”.
Jakie ma znaczenie, że autobus spóźni się o kilka minut,
kiedy nie jest się więźniem czasu? Ale ja też nie potrafię żyć
na takim „luzie”, choć czasami bym chciała (śmiech).
-Jest coś, czego się boisz?
-Najbardziej boję się oczywiście o swoją córkę. Boję się
również samotności, bo często potrzebuję ludzi dookoła
siebie. Jeśli natomiast chodzi o strach podczas moich wypraw, to… chyba po prostu nigdy się nad tym nie zastanawiam. Nie można zakładać, że coś się złego wydarzy,
bo w takim układzie należałoby nie wychodzić z domu.
Choć mówi się, że większość wypadków zdarza nam się
właśnie we własnym mieszkaniu. Przy zachowaniu środków
bezpieczeństwa ryzyko można jednak minimalizować.
Prawdę mówiąc, bardziej boję się jeździć trasą katowicką,
niż wspinać w wysokich górach.
2
-A propos wysokich gór. Krótko po urodzeniu Marysi
wybrałaś się na wyprawę na Mount Vinson na Antarktydzie. Dlaczego właśnie wtedy?
-Marysia miała osiem miesięcy, gdy wyjechałam
na wyprawę. Jej narodziny były dla mnie całkiem nowym
doświadczeniem. Rozpędzony pociąg, którym było moje
życie, nagle musiał wyhamować. Pewnego dnia poczułam,
że muszę się przekonać, czy nadal jestem w stanie ten pociąg z powrotem rozpędzić. Było mi to potrzebne dla mojego zdrowia i równowagi psychicznej. Chciałam, aby Marysia miała matkę, która jest szczęśliwa i spełniona. Bardzo
szybko podjęłam decyzję, zorganizowałam wyprawę i wyjechałam najszybciej, jak się tylko dało, aby nie mieć czasu
na przemyślenia.
-Nie tęskniłaś?
-Refleksja przyszła, gdy byłam już na miejscu, a planowana
na trzy tygodnie wyprawa zaczęła się przedłużać. Bardzo
tęskniłam, ale nie było już odwrotu. Dziś uważam, że była
to dobra decyzja. Marysia była pod świetną opieką swojego taty i babci. Ja zdobyłam górę, nabrałam wiatru
w żagle. Dobrze poczułam się sama ze sobą i mogłam
jej dać więcej z siebie. Po tym doświadczeniu głęboko wierzę w to, że nie warto rezygnować z siebie, że nie wolno
rezygnować z pasji, że szczęśliwa mama, to także szczęśliwe dziecko.
-Co zobaczyłaś obserwując matki i dzieci w innych kulturach?
-Tamtejsze kobiety odwołują się do bardzo pierwotnych
sposobów wychowywania. Kierują się instynktem i bardzo
jasno stawiają granice. My żyjemy w zupełnie innej kulturze. Każda z nas dokonuje w życiu innych wyborów, często
podyktowanych właśnie wymogami miejsca, w którym przyszło nam mieszkać. Ale jedno jest pewne – matki na całym
świecie są w stanie zrobić wszystko dla swoich dzieci.
-Czy córka odziedziczyła ciekawość i odwagę
po swojej mamie?
-Marysia przypomina mi młodszą wersję mnie samej,
choć ja w dzieciństwie byłam podobno bardzo grzeczna
i nic nie zapowiadało, że wyrośnie ze mnie taki zakapior.
Marysia jest raczej moją miniaturką. Próbuje wszystkiego,
nie boi się, gdy się przewróci, wstaje, otrzepuje i biegnie
dalej. Jest radosnym i otwartym dzieckiem, które bardzo
lubi kontakt z innymi.
-Z wszystkich miejsc, które widziałaś, jakie chciałabyś
pokazać swojej Marysi?
-Gdy byłam w trzecim miesiącu ciąży, wspinałam się
na Elbrus. Chciałabym kiedyś móc zdobyć tę górę razem
z moją córką. Kiedy dorośnie, zabiorę ją do krajów, w których 14-letnie dziewczynki wydaje się za mąż bez ich wiedzy i woli. Chciałabym, aby wiedziała, jak ciężkie życie
mają kobiety w Kambodży, Boliwii czy Namibii. Chcę,
aby wiedziała, jak smakuje życie i mam nadzieję, że wyrośnie na stanowczą, mądrą i silną kobietę. To jej zadedykowałam moją najnowszą książkę „Kobieta na krańcu świata”.
-Czy podczas podróży często spotykasz Polaków?
-Nie ma takiego miejsca na świecie, do którego bym pojechała i nie natknęła się na Polaka. Drzemie w nas wielki
potencjał podróżniczy, badawczy i eksploracyjny. Znam
wielu Polaków, którzy bez grosza przy duszy przejechali
cały świat. I to jest ich sposób na życie.
-Chciałbyś mieszkać za granicą?
-Kocham Polskę! Nie mogłabym stąd wyjechać na zawsze
i zostawić moich znajomych i bliskich. Ale gdyby wszyscy
chcieli się ze mną przeprowadzić, to chętnie przeniosłabym
się do Afryki, np. do Kapsztadu. Klimat, widoki, ludzie,
zwierzęta… Można nurkować, wspinać się. Choć tak naprawdę to nie wyobrażam sobie życia poza Polską.
Tu jest mój dom, moja przystań i to miejsce kocham najbardziej.
(JD)■
WYPRAWA NA MOUNT EVEREST
właśc. Marta Eliza Wojciechowska (ur. 28 września
1974 w Warszawie) – polska prezenterka telewizyjna,
dziennikarka, podróżniczka i pisarka. Z wykształcenia
ekonomistka. Absolwentka XXII Liceum Ogólnokształcącego im. Jose Marti w Warszawie, jako druga Polka
zdobyła Koronę Ziemi w trudniejszej wersji Reinholda
Messnera. Praca zawodowa
Pracuje w telewizji TVN, gdzie prowadziła programy Dzieciaki z klasą, Big Brother, Misja Martyna,
oraz z Maxem Cegielskim Studio Złote Tarasy. W TVN
Turbo przygotowywała i prowadziła magazyn Automaniak.
Od września 2009 roku prowadzi program Kobieta
na krańcu świata.
Współpracowała m.in. z takimi miesięcznikami jak Świat
Motocykli, Auto Moto, Playboy czy Voyage. Od lutego
2007 jest redaktor naczelną polskiej edycji magazynów
National Geographic oraz National Geographic Traveler.
Jest też współwłaścicielem biura turystycznego Martyna
Adventure oraz kierowcą rajdowym. Brała udział
m.in. w rajdzie Paryż-Dakar.
(JD)■
7 tamaryn cesarskich, małp z rodziny pazurkowców, zniknęło w nocy z opolskiego zoo. Brak zwierząt
zgłosili w niedzielę rano pracownicy ogrodu. Jak się
okazało, ktoś wyłamał drzwi małpiarni i poprzecinał
siatkę ogrodzeniową.
Jak poinformował rzecznik opolskiej policji Maciej
Milewski, do kradzieży lub uwolnienia zwierząt miało
dojść między godz. 15 w sobotę a godz. 7 rano w niedzielę.
Policjanci, którzy przyjechali na miejsce, stwierdzili,
że drzwi do małpiarni, w której przebywały tamaryny,
są wyłamane, a siatka otaczająca wolierę, po której biegały
zwierzęta poprzecinana.
Najbardziej prawdopodobna wydaje się obecnie hipoteza kradzieży. Policjanci zabezpieczają ślady i przesłuchują pracowników - powiedział Milewski. Przekazał też,
że funkcjonariusze będą oglądać nagrania z monitoringu
w zoo, choć nie obejmował on małpiarni, w której znajdowały się tamaryny cesarskie.
Małpy nie stanowią zagrożenia dla ludzi
Dyżurny wojewódzki poinformował, że pracownicy
ogrodu zoologicznego zapewnili, że małpy te nie są niebezpieczne dla ludzi i były pod stałą opieką weterynaryjną,
w związku z czym nie stanowią zagrożenia epidemiologicznego.
Tamaryn cesarski to małpa z rodziny pazurkowców.
Jest zagrożona wyginięciem, występuje głównie w tropikalnych lasach Ameryki Południowej. Nazwę zawdzięcza
długim, jasnym wąsom - zwierzę nazwano tak na cześć
cesarza Franciszka Józefa.
(JD)■
Wszystkie media nieustannie atakują nas danymi
o kryzysie i negatywnych skutkach, które przyniesie
on dla każdej praktycznie branży.
Niewątpliwie kryzys dotknął też branżę turystyczną.
Dlatego Polacy zmieniają stronę swoich podróży. Obecnie
najchętniej z krajów zagranicznych odwiedzani są najbliżsi
sąsiedzi a to znaczy Niemcy i Francja, a biorąc pod uwagę
kraje śródziemnomorskie nasi mieszańcy Polski często wyjeżdżają do Włoch. Nie da się jednak ukryć, że na tą chwilę
Polacy najchętniej wakacje spędzają w Polsce.
Biorąc pod uwagę Niemcy, Polacy najchętniej wyjeżdżają
do Berlina. Jeżdżą tam nie tylko w celach turystycznych
ale również do hipermarketów. Nocleg w Berlinie nie jest
niesamowicie drogi i przez to nasi rodacy gustują w tym
miejscu.Biorąc pod uwagę Francję, duża ilość Polaków
uwielbia Paryż. Polacy ubóstwiają wieżę Eiffla, pola Elizejskie, Luwr czy lasek Buloński. Hotele Paryż
nie są na każdą kieszeń i z tego powodu Polacy chętnie
wybierają pensjonaty, hotele i motele. Ostatnim już miejscem, o którym chciałabym wspomnieć są Włoch. Żaden
Polak będąc w tym miejscu nie zapomni o Rzymie. Stolica
Włoch jest bardzo urokliwa, cudowne koloseum, Forum
Romanum czy Panteon, sprawiają, że nasi rodacy uwielbiają to miejsce. Biorąc pod uwagę noclegi, bardzo piękne
i stylowe są Rzym hotele. Są one jednak bardzo drogie.
Wakacje w Rzymie za niewielką cenę można spędzić
w hostelu lub motelu.Wakacje w Berlinie, Rzymie czy Paryżu obecnie jeszcze są na kieszenie Polaków. Miejsca
te są nietuzinkowe i ciekawe, dzięki czemu Polacy pragną
je oglądać.
(JD)■
PROMOCJA!
Grecja już za 1299zł.
Sprawdź ofertę na stronie:
www.wakacje.pl
4

Podobne dokumenty