ROSS-WAŻANIA NA TEMAT…
Transkrypt
ROSS-WAŻANIA NA TEMAT…
ROSS-WAŻANIA NA TEMAT… Dziś recenzja ze spektaklu „MOJA MAMA JANIS” Teatr Polonia. Na scenie Jolanta Litwin-Sarzyńska. Jednoosobowy spektakl. Trudny, wymagający profesjonalizmu i wewnętrznej pasji. Nie łatwo jest pokazać kogoś, kto był uznany za jedną z najlepszych wokalistek jazzowych XX wieku. Janis Joplin bowiem, amerykańska gwiazda, została sklasyfikowana na 46-ym miejscu przez magazyn Rolling Stone w rankingu 100 Największych Artystów Wszech Czasów. Był czas – mówi Jolanta Litwin-Sarzyńska – kiedy piosenki miały tekst, a rock and roll był odbiciem zwykłego życia. – I właśnie ten czas przywołuje do XXI wieku artystka w monodramie „Moja Mama Janis”. Utwory muzyczne z tego spektaklu, ukazały się w wersji płytowej na początku 2010 roku. Jolanta Litwin-Sarzyńska zawsze robiła niezwykłe wrażenie wyrazistością uczuć zawartych w prostej historii dziewczyny, która nie chce prowadzić zwykłego życia w małym miasteczku, ale mimo pięcia się po szczeblach sławy, nie umie znaleźć spełnienia w miłości ani zrozumienia u rodziców. Cierpi i walczy. Ma w sobie niezwykłą moc, jaką ma aktorska pasja i tekst przedstawiony przez aktorkę. Wraz z zawodowymi muzykami tworzy niezwykły monodram, niezwykły wieczór. Na widowni widzę wiele znanych postaci ze świata aktorskiego i muzycznego. Słyszeli o spektaklu, przyszli posłuchać. Z ich reakcji widać, że spektakl się podoba. Publiczność też bije brawo. Trudno nie docenić profesjonalizmu i niezwykłego głosu, którym dysponuje artystka. Z początku lekkie rozczarowanie. Byłem przekonany, że spektakl jest odbiciem tamtych czasów, że wszystko dzieje się w Stanach i że na scenie zobaczymy artystkę, która gra Janis Joplin. I tak w pewnym stopniu jest. Jolanta Litwin jest Janis. Ale akcja toczy się w Polsce. Inna konwencja, ale z biegiem akcji logiczna i spójna. Artystka śpiewa doskonale. Głos o wielkich możliwościach, z którym robi co chce. Już po pierwszej piosence ma za sobą widownię. I tak jest do końca spektaklu. Dobre aktorstwo uzupełnia całość widowiska. No ale… jest jedna rzecz, która nie przylega do dramatycznej historii amerykańskiej piosenkarki. Jolanta Litwin-Sarzyńska robi coś, co w innym spektaklu byłoby zupełnie oczywiste i wciągające publiczność w zabawę, a mianowicie schodzi na widownię, rozmawia z ludźmi, szczególnie z panami, zachęca do śpiewania poszczególne osoby, niektórych częstuje udawanym alkoholem, jednym słowem stosuje stary, wyświechtany chwyt estradowy (znam go dobrze z własnego doświadczenia, że prawie zawsze działa!). To łamie szlachetną konwencję spektaklu, robi się zabiegiem pod publiczkę, zupełnie niepotrzebną w tak pięknie skonstruowanym zamyśle. Życie Janis Joplin, choć krótkie, było tyle ciekawe co dramatyczne. Spektakl o tak wielkim ładunku prawdziwej emocji i szczerego zaangażowania, powinien być spójny od początku do końca. Bieganie po widowni jest w tym wypadku czymś sztucznym i tanim. Ale być może to tylko czepianie się starego wygi, któremu marzy się ideał. Tak czy inaczej, jeśli ktoś chce jeszcze zobaczyć dobre rzemiosło, warto iść. Nawet dwa razy.