1. Angielski język biznesu - Wyższa Szkoła Umiejętności w Kielcach
Transkrypt
1. Angielski język biznesu - Wyższa Szkoła Umiejętności w Kielcach
1. Angielski język biznesu 1.1. Dlaczego i dla kogo ta praca została napisana? Praca niniejsza nie jest i nie ma być teoretyczną analizą komunikacji w biznesie. Jest natomiast wynikiem wieloletnich doświadczeń nauczyciela akademickiego Szkoły Głównej Handlowej i związanych z nimi przemyśleń i wniosków. Jest również wyrazem głębokiego przekonania autorki, że język biznesu i metodyka jego nauczania (teoria i aplikacje praktyczne) powinny znaleźć należne im miejsce w programie studiów lingwistycznych. Każdy taki program (bez względu na język, którego dotyczy) powinien jasno i precyzyjnie określać swój punkt startu i cel ostateczny. Ten zaś nie może się opierać ani na założeniu „to się nie może udać w obecnych realiach”, ani na „bądźmy dobrej myśli – jakoś to będzie”. Bo jeśli realia są złe i nie odpowiadają potrzebom przyszłych absolwentów, to trzeba to wykazać i co błędne zmienić bez względu na to, czy to się podoba czy nie. Twierdzę, że wyposażenie absolwenta studiów lingwistycznych li tylko w kwalifikacje nauczyciela języka ogólnego lub nawet dodatkowo tłumacza, nie wystarcza, aby młody magister – o ile nie jest jednostką wybitnie przebojową – miał zapewniony względnie bezpieczny start w dorosłe życie. Niż demograficzny oznacza zmniejszenie liczby potencjalnych uczniów z wszystkimi tego konsekwencjami, a wyraźna tendencja do ograniczania nakładów finansowych w szkolnictwie ma dodatkowo negatywny wpływ na perspektywy zatrudnienia. Marzenia o błyskawicznej karierze w mediach (a więc już poza specjalizacją wyuczoną) można od razu między bajki włożyć, równie jak sny o natychmiastowym dostępie do tłumaczeń literatury pięknej. Zresztą jedno i drugie – jeśli ma być dobrze wykonane i rokować karierę (a przecież mamy „modę na sukces”) – wymaga specjalnego typu osobowości i zdolności, i nie każdy musi je posiadać. W tej sytuacji wydaje się konieczne wyposażenie absolwenta studiów lingwistycznych w dodatkową umiejętność i opanowanie języka biznesu oraz sztuki komunikowania się w biznesie w takim stopniu, aby mógł pracować jako: – lektor języka biznesu w wyższych uczelniach o profilu ekonomicznym lub biznesowym; – tłumacz tekstów ekonomicznych i biznesowych; – pełnoprawny pracownik w firmach na stanowiskach niekoniecznie wymagających ukończenia gruntownych studiów ekonomicznych (np. w działach reklamy, Public Relations, zasobów ludzkich), oczywiście po ukończeniu dodatkowych kursów i przeszkoleniu praktycznym, np. w marketingu jako merytoryczny pracownik firmy. „Head hunterzy” na studenckich giełdach pracy, z którymi nieraz rozmawiałam w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie, i menedżerowie dużych korporacji międzynarodowych też potwierdzali przytoczone powyżej argumenty, podkreślając, że nieraz lepiej jest zatrudnić lingwistę z bardzo dobrą znajomością języków – ogólnego i biznesowego – i przyuczyć go do pracy w określonym dziale firmy, niż przyjąć absolwenta studiów ekonomicznych bez znajomości języka obcego ogólnego i specjalistycznego (biznesowego). Jeżeli chodzi o potrzebę profesjonalnego przygotowania przyszłych lektorów języka biznesu to jest ona niezaprzeczalna. Mogę to z całą odpowiedzialnością stwierdzić, gdyż przez wiele lat zatrudniałam młodych lektorów w SGH i w prywatnych Wyższych Szkołach Biznesu, i wiem jak bardzo zagubiony czuje się taki młody człowiek, gdy program i hospitanci wymagają realizacji treści biznesowych, i jak wiele musi się nauczyć bez względu na to, jakie inne obowiązki postawiła przed nim dorosłość. A krytykują go na początku wszyscy – oprócz bezpośrednich zwierzchników po (a raczej przede wszystkim) ich studentów, którzy nieraz zadają podchwytliwe pytania, dotyczące nietypowych treści nauczanych terminów. I wtedy następuje rozpaczliwa „wielka improwizacja”, przyjmowana nieraz gromkim śmiechem, albo pada stwierdzenie „jestem filologiem, nie muszę się na tym znać”, które z reguły jest bardzo nieżyczliwie przyjmowane, i trudno się temu dziwić. W tym miejscu trzeba wyraźnie podkreślić, że nie wymagam, żeby lektorzy języka specjalistycznego uczyli teorii ekonomii i biznesu. Ale znajomość elementarnej wiedzy profesjonalnej jest w tym zawodzie niezbędna. I to powinny im zapewnić wykłady i ćwiczenia (w języku obcym) już na studiach. Należy również dodać, że postulowana w niniejszej pracy potrzeba wprowadzenia języka biznesu do programu studiów lingwistycznych nie jest tylko moim pomysłem na uszczęśliwienie studentów. Wcześniej zapytaliśmy studentów I roku anglistyki Wyższej Szkoły Umiejętności w Kielcach, jak zapatrują się na proponowaną ofertę nauczania języka biznesu w takim zakresie, aby na zakończenie nauki mogli przystąpić do egzaminu London Chamber of Commerce and Industry I lub II stopnia. Założenie jest śmiałe, ale realne, zważywszy ich stopień znajomości angielskiego języka ogólnego, a ponieważ liczba chętnych wyniosła 95,8% ogółu, ofertę tę realizujemy z ich pełnym i świadomym przyzwoleniem. Popatrzmy teraz na ten postulat nie z pozycji dobra przyszłego absolwenta, lecz jego użyteczności dla wizerunku firm polskich. Jakkolwiek patetycznie to brzmi, to dobry pracownik językowy (np. w agencji PR), kompetentny tłumacz tekstów pisanych i ustnych (na konferencjach i podczas negocjacji), profesjonalnie wyszkolony lektor języka biznesu (który przygotowuje w tym zakresie przyszłych pracowników firm i instytucji) – wszyscy oni mają bezpośredni lub pośredni wpływ na image naszego biznesu. W tym rozdziale będę się zajmować sprawami pozornie oczywistymi. Bo choć są oczywiste nie wszyscy je za takie uważają, i choć w teorii nikt (albo raczej niewiele osób) nie zaprzecza istnieniu języków specjalistycznych, to w praktyce bar8 dzo silne związki języka biznesu z językiem ogólnym i codzienną problematyką gospodarczą pozwalają nieraz osobom nie mającym żadnych powiązań z lingwistyką czy glottodydaktyką ferować wyroki, że język biznesu to tylko terminologia gospodarcza, a więc właściwie jako taki nie istnieje. Ma to swoje bardzo szkodliwe konsekwencje ilościowe (zmniejszanie ilości godzin przeznaczonych na lektoraty) i jakościowe (ograniczenie treści programowych do niezbędnego minimum). I tylko dydaktycy – profesjonaliści wiedzą z praktyki, ile wysiłku kosztuje wtłoczenie maksimum treści w czasie ograniczonym do minimum. 1.2. Język biznesu jako język specjalistyczny – wprowadzenie Badania różnych aspektów języków specjalistycznych dostarczyły wniosków ogólnych i szczegółowych, do których – w miarę potrzeby – będę się odnosić. Oto najbardziej ogólne z nich według „Słownika terminologii przedmiotowej”1: „Język specjalistyczny (to) skonwencjonalizowany system semiotyczny, bazujący na języku naturalnym (w niniejszej pracy będę go nazywać „językiem ogólnym” – M. Neymann) i będącej zasobem wiedzy specjalistycznej”. Język biznesu spełnia to kryterium. „Język specjalistyczny wykorzystywany jest w komunikacji zawodowej do porozumiewania się tylko do określonych tematów specjalistycznych i może być scharakteryzowany jako: 1) narzędzie pracy zawodowej; 2) narzędzie kształcenia zawodowego; 3) wskaźnik poziomu cywilizacyjnego”. Twierdzenie powyższe jest niezwykle ważne dla glottodydaktyki, gdyż pozwala na bardziej precyzyjne wyodrębnienie treści ściśle specjalistycznych na tle leksyki i frazeologii języka zawodowego (np. język reklamy czy Public Relations na tle języka biznesu). Pozwala też na prognozowanie tendencji w zakresie formy i treści komunikatów specjalistycznych (w rozumieniu zawodowym). „Będąc narzędziem kształcenia zawodowego, język specjalistyczny wykorzystywany jest głównie do prowadzenia badań specjalistycznych, nauczania języków obcych do celów zawodowych i kształcenia tłumaczy”. Nic dodać, nić ująć. Języki specjalistyczne nie są jakimiś odmianami języka ogólnego, lecz autonomicznymi systemami, które z językiem ogólnym mają wprawdzie wspólną fonemikę i gramatykę, ale ich słownictwo i frazeologia tylko częściowo jest wspólna gdyż z jednej strony pojawiają się nazwy „quasi-terminy”, „pseudoterminy” i wreszcie właściwie terminy specjalistyczne, z drugiej zaś strony część zasobów leksykalnych i frazeologicznych języka ogólnego w ogóle nie jest w językach specjalistycznych wykorzystywana, gdyż przekaz informacji fachowych ich nie potrzebuje. Potwierdza to literatura przedmiotu. Profesor Franciszek Grucza pisze: „...Podobnie jak większość współczesnych autorów zajmujących się językiem spe1 Słownik terminologii przedmiotowej, Warszawa 2005, s. 40. 9 cjalistycznym, uważam, że języki specjalistyczne należy badać jako języki autonomiczne. Zarazem jednak podzielam pogląd, że nie są one w lingwistycznym znaczeniu wyrazu „język” pełnymi językami (...), że żaden z nich nie jest językiem kompletnym, a każdy z nich jest ściśle związany z jakimś językiem ogólnym czy podstawowym…”2. Podobne zdanie ma również profesor Sambor Grucza, pisząc: „...fonemiki i gramatyki języków specjalistycznych pokrywają się z fonemikami i gramatykami odpowiednich języków ogólnych, a ich składy leksykalne i wzorce tekstowe tylko częściowo się pokrywają…”3. Powyższe twierdzenia dają się w pełni zastosować do języka biznesu z tym, że ma on o wiele silniejsze związki z językiem ogólnym niż inne języki specjalistyczne, i można powiedzieć, że czerpie z niego bez żadnych zahamowań, jeśli potrzeba dyskursu tego wymaga. Teksty specjalistyczne (pisemne i ustne) mają swoje określone cechy które odnoszą się również do języka biznesu, o czym się zaraz przekonamy, porównując spostrzeżenia profesora Jerzego Lukszyna z realiami interesującego nas języka4. „Cechami uniwersalnymi” tekstów specjalistycznych są: – na poziomie syntaktycznym – hipotaksa, tj. łączenie odrębnych struktur syntaktycznych na bazie stosunków koordynacji i/lub subestymacji logicznej w ramach złożonych konstrukcji syntaktycznych; – na poziomie semantycznym – monosemia, tj. jednoznaczność konwencjonalnych znaków werbalnych stanowiących podstawę zasobu leksykalnego. Język biznesu spełnia to kryterium jednakże z wyjątkiem pseudoterminów, terminów-homonimów i polisemów (co stanowi wyjątek od reguły monosemiczności terminów); – na poziomie morfologicznym – symplikacja, tj. mniej lub bardziej wyczuwalne wyróżnienie systemów gramatycznych względem bazowego języka naturalnego. To kryterium w języku biznesu nie zawsze jest w pełni respektowane na poziomie tekstów akademickich ustnych i pisemnych, jest natomiast nadużywane w krótkich tekstach e-mailowych, krótkich notatkach służbowych (memo), dokumentach spedycyjnych, w znakowaniu i instrukcjach na opakowaniach; – na poziomie stylistycznym – neutralność, tj. brak konotacji ekspresywnych u jednostek funkcjonalnych. To kryterium jest prawdziwe dla tekstów akademickich, poważnych artykułów w czasopismach specjalistycznych, tekstów logistycznych, bankowych i finansowych, prawnej obsługi biznesu itp. 2 3 4 F. Grucza, Języki specjalistyczne – indykatory i/lub determinanty rozwoju cywilizacyjnego, w: Języki specjalistyczne, Tom II, Warszawa 2002, s. 15. S. Grucza, Od lingwistyki tekstu do lingwistyki tekstu specjalistycznego, Warszawa 2004, s. 37. J. Lukszyn, Uniwersalia tekstów specjalistycznych, w: Języki specjalistyczne, Warszawa 2002, s. 43. 10 Natomiast teksty biznesowe ustne i pisemne właściwe dla prezentacji i materiałów Public Relations oraz zebrań i negocjacji, nie mówiąc już o prasie codziennej, reklamach, tekstach promocyjnych i wszelkich tekstach utrzymanych w stylu perswazyjnym lub w stylu rozwiązywania problemów (the problem solving style), są dalekie od neutralności. Wynikają stąd liczne wnioski ogólne i szczegółowe oraz bardzo specyficzne aplikacje glottodydaktyczne, o których dalej bardziej obszernie. Język biznesu jest znacznie bardziej uzależniony od uwarunkowań kulturowych niż inne języki specjalistyczne. Formułując komunikat biznesowy ustny czy pisemny musimy pamiętać nie tylko o poszczególnym, indywidualnym odbiorcy, ale i o odbiorcy lub grupie odbiorców, przedstawicielach określonej kultury. Takie czynniki, jak mono- i polichroniczność, orientacje propartnerskie i protransakcyjne, wysoka lub niska kontekstowość, ceremonialność lub jej brak, muszą być zawsze brane pod uwagę. Staropolska maksyma wojskowa głosiła, że „...w bitwie trzeba pamiętać o szabli, o cięciu i pchnięciu, o pistoletach, o koniu swoim i nieprzyjaciela, o wietrze i słońcu czy go nie masz w oczy”. Tak jest również w języku biznesu – trzeba pamiętać o wszystkim na raz! Jak już pisałam, praca niniejsza nie ma na celu teoretycznej analizy języka biznesu jako języka specjalistycznego. Zrobiło to w odniesieniu do LSP bardzo wielu badaczy. Przetarli oni szlak, po którym teraz pewniej się poruszamy. Dlatego uważam, że adresaci moich rozważań – lektorzy i ambitni studenci anglistyki – powinni poznać wybrane pozycje w tym zakresie (patrz bibliografia). Poniżej podaję również (zwłaszcza na użytek studentów) kilka uściśleń odnośnie nazewnictwa, które będę dalej stosować, aby uniknąć ewentualnych nieporozumień. Przez pojęcie „tekst specjalistyczny” rozumiem każdy tekst ustny i pisemny zawierający specjalistyczną treść wyrażaną przy pomocy specjalistycznej leksyki i frazeologii, przekazywany określonemu odbiorcy w określonym celu, ale na różny sposób, czyli przy użyciu różnych, odpowiednich stylów. Przez pojęcie „dyskurs” rozumiem komunikat ustny lub pisemny osadzony w kontekście5. Przez pojęcie „genre” rozumiem określoną odmianę języka i odpowiednio przez pojęcie „subgenre” rozumiem odmianę języka podporządkowaną genrowi głównemu6. Przez „uwarunkowania kulturowe biznesu” rozumiem („tu i teraz”, a nie „zawsze”) 5 6 A. Duszak, Tekst, dyskurs, komunikacja międzykulturowa, Warszawa 1998. A. Duszak, Tekst, dyskurs..., op. cit., s. 214 i dalej o pojęciu genre s. 213-227 – „…Niewątpliwie genre (gatunek) często kojarzył się z podziałami tekstów o charakterze literackim… Dzisiaj uprzedzenia względem genru zdają się zanikać, tak że funkcjonuje on właściwie jako odpowiednik typu dyskursu związanego z odpowiednim typem działania. Generalnie rzecz ujmując, można przyjąć, że genre odsyła do klasy zdarzeń komunikacyjnych, która postrzegana jest jako otwarty zbiór cech typowych dla określonej sytuacji społecznej i komunikacyjnej”. 11 taki zbiór informacji, który, odwołując się do podstawowych cech kulturowych danego kraju lub obszaru (np. Europa, Azja), prezentuje obyczaje, uznawane wartości i obowiązujące reguły postępowania. Tekst biznesowy mówiony może być wykładem akademickim adresowanym do studentów lub naukowców tej samej specjalności, może to być również wykład na użytek zawodowego doskonalenia kadry zarządzającej. Za każdym razem treść i styl wykładu są modyfikowane odpowiednio do konwencjonalnych oczekiwań lub specjalistycznych zainteresowań odbiorców. Studenci pragną wykładu „atrakcyjnego”, czyli takiego, który ma ich nie tylko uczyć, ale i bawić. Biznesmeni – wykładu wysoce profesjonalnego, bez marnowania czasu na dygresje, bo chcą mieć „good value for their money” – dobrą jakość za swoje (firmy) pieniądze. Ale tekstem wiodącym są również wszelkiego rodzaju prezentacje. Od wysoko wyspecjalizowanych prezentacji „z górnej półki” wygłaszanych przeważnie przez liderów biznesu do odpowiednio wykształconego audytorium po prezentacje dla klientów na targach, wystawach, konferencjach prasowych czy innych wydarzeniach handlowych lub prościutką prezentację produktu wygłaszaną przez akwizytora w domu klienta o różnym poziomie wykształcenia, inteligencji, zainteresowań. Te prezentacje (po odpowiedniej obróbce redakcyjnej w myśl oczekiwań odbiorcy) stają się tekstem pisanym. W ten sposób powstają materiały ze zjazdów i do czasopism specjalistycznych, skrypty akademickie oraz bardziej ogólne informacje w katalogach, prospektach, ulotkach. 1.3. Terminologia angielskiego języka biznesu 1.3.1. Wprowadzenie Angielskie terminy biznesowe nie różnią się niczym od wyrazów języka ogólnego pod względem fonologicznym czy morfologicznym (jak w innych językach specjalistycznych), nie mają też więcej afiksów greckich czy łacińskich a ilość zapożyczeń z języków obcych (zanglizowanych, np. decapitalization, czy w formie pierwotnej, np. entrepreneur – przedsiębiorca) nie jest większa niż w języku ogólnym. Terminy te (tak jak w innych językach specjalistycznych) można podzielić na: – terminy podstawowe (proste), – terminy pochodne, – terminy złożone, – terminy bazowe (pochodzące z nauk podstawowych), – terminy zapożyczone (przyjęte z dyscyplin pokrewnych bądź języków obcych), – terminy ogólnonaukowe7. 7 W. Lejczyk, L. Biesiekierska, Charakterystyka lingwistyczna terminu w języku specjalistycznym, w: Języki specjalistyczne, tom II, Warszawa 2002. 12 Terminy pierwszych trzech grup decydują o specjalistycznym charakterze języka biznesu, a im większa będzie częstotliwość ich występowania, tym wyższa specjalizacja tekstu. Terminy bazowe pochodzące z nauk podstawowych pojawiają się wszędzie tam, gdzie wymaga tego treść przekazu (np. przy zastosowaniu modeli matematycznych do nauk ekonomicznych). Podobnie zapożyczenie z dyscyplin pokrewnych i terminy ogólnonaukowe pojawiają się w tekstach o średnim i wyższym poziomie trudności i określonej specjalizacji. Analizując różne rodzaje terminów, będę podawać ich polskie odpowiedniki wszędzie tam, gdzie mogą powstać jakiekolwiek wątpliwości co do ich znaczenia. Natomiast tam, gdzie dany termin ma znaczenie międzynarodowe (np. capital, market, credit, crisis) poprzestanę tylko na wersji angielskiej. Tym bardziej, iż występują one tak często w języku ogólnym, że ich znaczenie jest powszechnie znane. Tak samo odniosę się do terminów, które dla Polaków są doskonale znane, tak w języku angielskim, jak i polskim np. money, shop czy business (w tym ostatnim będę stosować polską pisownię biznes). Studenci anglistyki, którzy niejako z urzędu muszą znać język przynajmniej na roboczo (working knowledge of English), nie będą mieli trudności z dekodowaniem znaczeń większości terminów podstawowych. Stąd też wynika błędne przekonanie, że język biznesu to właściwie język ogólny plus trochę specjalistycznej terminologii, którą zawsze można znaleźć w słowniku. Prawda jest jednak inna. Po pierwsze, słownik nie zawsze ma się pod ręką i trudno z niego stale korzystać. Po drugie, pozornie zrozumiałe znaczenie w języku ogólnym może się w języku biznesu zdecydowanie różnić, np. whistle flower (ten, który gwiżdże, używa gwizdka) to nie zawiadowca stacji ani sędzia na meczu czy instruktor na treningu, lecz osoba szczególnie wyczulona na zagrożenia dla firmy i dająca ostrzegawczy sygnał w razie potrzeby. Tax holiday to nie „taksa klimatyczna”, jak wydedukowali pewni studenci anglistyki, lecz okresowe zwolnienie od podatków. Zdarzyło się też w mojej praktyce, że student oszołomiony Internetem, zrozumiał prosty stosunkowo termin net profit (zysk netto) jako „uzysk w sieci”. Takie mechaniczne przenoszenia znaczeń z języka ogólnego do specjalistycznego (w naszym przypadku do języka biznesu) są zmorą wykładowców i poważnym kłopotem dla studentów. Sięgnijmy teraz do teorii terminu, aby lepiej zrozumieć jego naturę i celowość wprowadzonych podziałów. Termin to „znak językowy (wyraz lub połączenie wyrazowe), wchodzący w skład słownictwa specjalistycznego i przeciwstawiany wyrazom i połączeniom wyrazowym języka ogólnego”8. Terminy mają określone cechy odróżniające je od wyrazów i połączeń wyrazowych w języku ogólnym: „...specjalizacja terminu przejawia się w tym, że jest on używany przez specyficznych użytkowników, w specyficznych sytuacjach i w odniesieniu do specyficznych obiektów (pojęć teorii określonej dziedziny wiedzy lub działalności profesjonal8 Słownik terminologii..., op. cit., s. 131. 13 nej)...”9. Ta cecha jest niewątpliwie respektowana w odniesieniu do podstawowych terminów biznesu (np. price, money, profit, loss). Niemniej jednak te same wyrazy funkcjonują na co dzień w języku ogólnym i stosowane są przez każdego, a nie tylko specyficznego użytkownika, a specyficzność sytuacji nie jest jednoznaczna z czysto fachową treścią tekstu specjalistycznego. Stąd wniosek: wyrazy języka ogólnego związane z pojęciami i czynnościami gospodarczymi życia codziennego mogą być – i są – również terminami specjalistycznymi (biznesowymi). I to jest bardzo ważne dla glottodydaktyki. „...Konwencjonalność terminu wynika z tego, że nie powstaje on w sposób naturalny, lecz w wyniku celowej działalności określonej grupy zawodowej…”10. Terminy biznesowe spełniają to kryterium, nawet jeśli funkcjonują w języku codziennym, bo rzeczywiście wymyślili je najpierw zawodowcy w praktyce, a dopiero później rozwinęli i pogłębili teoretycy ekonomii i biznesu, tworząc przy okazji szereg nowych terminów dla nowo powstałych pojęć i czynności. Ale kolebką terminów biznesowych był targ, port czy warsztat rzemieślniczy. Używał ich przewoźnik towarów, kupiec, wreszcie bankier, ten właśnie, który siedział na „banco”, czyli ławce na ulicy, i tam załatwiał interesy, a później wzbogacił się, miał już swój kantor i w nim świadczył usługi bankowe. Miał on zresztą wzory w starożytności, jeśli nawet nie językowe, to na pewno tradycja ustna przekazała mu zasady określonych banking operations. I tak powstał – i pewnie pozostanie na zawsze – wyraz – termin „bank”. Wróćmy jednak do określonych cech terminu: „...Systemowość terminu przejawia się w tym, że każdy termin zawsze stanowi cześć określonego systemu terminologicznego...”11. Terminy biznesowe ściśle merytoryczne kryterium to spełniają. „...Ścisłość i jednoznaczność terminu wynika z tego, że w ramach określonej teorii i określonej dziedziny wiedzy lub działalności profesjonalnej każdy termin ma określoną definicję oraz określoną wartość systemową (miejsce w systemie terminologicznym)...”12. Terminy biznesowe spełniają to kryterium o ile potraktujemy terminy homonimy i polisemy jako odrębne terminy, a nie jeden o wielorakim znaczeniu, np. Board: 1) pokład, 2) burta, 3) tablica, 4) rada, 5) komisja, 6) zarząd, 9 Tamże. Tamże. 11 Tamże. 12 Tamże. 10 14 7) ministerstwo (Board of Trade) (wybrałam tylko najczęściej występujące znaczenia biznesowe). I tu powstaje problem glottodydaktyczny: teoretycznie należałoby uczyć tego i jemu podobnych terminów jako jednostek odrębnych (i to trzeba studentom uprzytomnić). Ale praktyczniej jest przedstawić to jako jeden termin o kilku znaczeniach, które wolno stosować tylko w określonym kontekście (np. Board of Trade ale Ministry of… – inne ministerstwa). Doświadczenie wykazuje słuszność takiego postępowania, z tym, że właściwe zastosowanie tych różnych znaczeń wymaga długiego ćwiczenia w kontekście. Wreszcie ostatnia cecha terminu: „…neutralne nacechowanie emocjonalne i stylistyczne wynika z jego funkcji jako narzędzia pracy poznawczej i praktycznej...”13. Terminy biznesowe jednowyrazowe proste i złożone na pewno spełniają to kryterium. Terminy w związkach frazeologicznych niekoniecznie są emocjonalnie neutralne, np. breadwinner – żywiciel (np. rodziny), ale kolokacja sole breadwinner – jedyny żywiciel rodziny, ma już wyraźnie dramatyczną konotację. O czym dalej bardziej szczegółowo. W świetle powyższych rozważań widać wyraźnie, że pojęcie „termin” w odniesieniu do języka biznesu nie jest tak jednoznaczne jak w przypadku nauk ścisłych. Potwierdza to również literatura przedmiotu. Cytuję: „…właściwe określenie „termin” powinno się stosować wyłącznie względem leksykalnych elementów jakiegoś języka, określone jednoznacznie i które wszyscy posługujący się użytkownicy używają wyłącznie w ich jednoznacznie określonym z góry znaczeniu (np. capital, money, credit ale i transhipment, i forwarding, i shipping – od najprostszych po wąsko-wyspecjalizowane – przyp. M. Neymann). Jednakże w praktyce określenie „termin” używa się względem wszystkich elementów leksykalnych uznanych za specyficzne elementy leksykalne języka danej specjalności...”14. W języku biznesu, jak w innych językach specjalistycznych, rodowód terminologiczny przebiega według układu nomen → quasi-termin → pseudotermin → termin. S. Grucza wyróżnia dodatkowo „terminy ornamentowe”, które nie zawierają w sobie treści specjalistycznych, lecz służą głównie sztucznemu „unaukowieniu” tekstu15. Częstotliwość zdobienia, a w moim odczuciu – zaśmiecania, tekstu tego rodzaju terminami zależy od osobowości autora. My natomiast, nauczając języka biznesu, mamy i będziemy mieli zawsze problem z quasi-terminami, czyli z takimi specjalistycznymi leksemami bądź frazesami, które już są, już funkcjonują w komunikacji, a jeszcze na rangę terminów nie zasłużyły i być może nigdy nie zasłużą, jako że system terminologiczny jest otwarty, nowe potrzeby rodzą nowe quasi-terminy, a te 13 Słownik terminologii..., op. cit., s. 131 S. Grucza, Od lingwistyki tekstu..., op. cit., s. 129. 15 Tamże, s. 130. 14 15 dawniejsze albo przestają być aktualne i giną, albo zostają uznane za pełnowartościowe i na stałe, a przynajmniej na dłuższy czas, wchodzą do zbioru. Teoria terminu obejmuje znacznie obszerniejsze badania niż te, których fragment przedstawiłam wcześniej, odnosząc się do nich z pozycji terminologii biznesu. Jednakże cel i zakres tej pracy nie pozwalają na szersze rozwijanie tego tematu. Zainteresowanych odsyłam do literatury uzupełniającej (Bibliografia), która pozwoli na wzbogacenie swoich wiadomości i rozbudowanie ich o nowe, interesujące treści. Na część tych badań będę się powoływać dalej w zależności od tematów poszczególnych rozdziałów. 1.3.2. Terminy biznesowe proste Terminy podstawowe, jednowyrazowe, proste mogą występować jako rzeczowniki, czasowniki i przymiotniki. Najliczniejsza jest grupa rzeczowników, najmniej liczna przymiotników16. Będziemy mieli do czynienia głównie z terminami i pseudoterminami. Quasi-terminy nie są częstym zjawiskiem w komunikacji stricte biznesowej, natomiast mogą się pojawić w tekstach akademickich i pseudoakademickich oraz w popularnych tekstach fachowych. Terminy biznesowe proste są przeważnie jednoznaczne, ale mają też swoje pozorne synonimy (np. company, firm, house, corporation), które jednakże nie tylko oznaczają to samo pojęcie (firma), ale każde z nich zawiera również pewien niuans językowy (np. company to tylko firma, a house to znana, stara firma o doskonałej reputacji), mają też odpowiednio antonimy o bardzo zróżnicowanych przedrostkach. Antonimy mogą również występować w wyrazach rdzennych (np. profit-loss, gross-net – zysk-strata, brutto-netto). Terminy – pozorne homonimy mogą mieć kilka zupełnie innych znaczeń (np. freight – fracht i opłata za przewóz; bill to ustawa, weksel, trata), a cytowany już Board jest przykładem polisemii. Tworzenie rodzin terminów czy terminów pochodnych odbywa się tak samo jak w języku ogólnym (przy pomocy dodawania odpowiednich afiksów), np. pay, payer, payment, to pay, payable. 1.3.3. Terminy złożone Terminy złożone mogą mieć różną strukturę17: – złożenia z interfiksem zerowym np. shareholder – akcjonariusz, stakeholder – interesariusz, taxpayer – podatnik, wageearner – pracownik zarobkowy, 16 Tak przynajmniej wykazały badania frekwencyjne, które w przeszłości prowadziłam. Jednakże korpus tekstów obejmował akademickie teksty ekonomiczne, prasowe, gospodarcze i biznesowe. Dlatego obecnie i dla języka biznesu dane te należy traktować tylko w przybliżeniu, choć nie sądzę, by nastąpiły tam duże zmiany oprócz dalszej tendencji do nominalizacji. 17 Szerzej o tym w: M. Woytowicz-Neymann, Angielski język ekonomii w szkole wyższej, w: Monografie i opracowania, tom 67, Warszawa 1980. 16 – – – – – – – – – breadwinner – żywiciel (np. rodziny), payroll – lista płac, deadline – termin ostateczny; złożenia ze spójką: cash and carry – klient płaci bez dostawy towaru do domu, door-to-door trade – handel obwoźny; zestawienia: hire-purchase – zakup na raty, bargain sale – wyprzedaż okazyjna, tax-free – zwolniony od podatku; złożenia z przyrostkami –er i –or, określające osobę wykonującą jakąś czynność lub zawód, np. shop lifter – złodziej sklepowy, bill-broker – makler wekslowy, counsellor – doradca. złożenia bez tych przyrostków, ale o tym samym znaczeniu, np. businessman, businessperson; złożenia określające posiadanie: shareholder – akcjonariusz, shipowner – armator; złożenia określające stan lub sytuację: standstill – zastój, deadlock – impas; złożenia oznaczające zaprzeczenie: non-interest – nieoprocentowany, nonnegotiable – niezbywalny (np. papier wartościowy), non-profit – nie przynoszący zysku; złożenia oznaczające przedmiot lub czynność o charakterze ubocznym: byproduct – produkt uboczny, by-law – statut (np. spółki); złożenia określające cechę przedmiotu: gilt-edged (bonds) – pierwszorzędne (papiery wartościowe), blue-chip (company) – (firma) o pierwszorzędnej reputacji. 1.3.4. Akronimy W terminologii biznesowej występują różnego rodzaju akronimy18. Jedne mają charakter trwały (np. skróty miar, wag, nazw poszczególnych walut lub stanowiska w firmie, np. C.E.O. Chief Executive Officer – prezes zarządu), inne istnieją tak długo jak nazwy organizacji czy statusu państw przez nie określonych. I o ile np. zdecydowanie trwały jest skrót UN (United Nations), USA czy OPEC, tak jeszcze niedawno wszechobecne USSR (ZSRR) znikło wraz ze swą rozwiniętą formą. W tekstach pisanych pojawiają się coraz to nowe akronimy, nieraz tworzone ad hoc przez autora, tak że czytelnik musi się cofnąć w trakcie lektury, starając się wychwycić pełną nazwę pojęcia, które ten akronim oznacza. Akronimy dzielą się na: – literowe, powstałe z pierwszych liter wyrazów wchodzących w ich skład, np. GNP – Gross National Produkt – Produkt Narodowy Brutto; – głoskowe, wymawiane jako samodzielne wyrazy np. OPEC – Organization of Petrol Exporting Countries – Organizacja Krajów Eksportujących Ropę, czy UNCTAD – United Nations Conference on Trade and Development – Konferencja Narodów Zjednoczonych do Spraw Handlu i Rozwoju; 18 Tamże. 17 – sylabowe, tworzące nowy wyraz z sylab jego poszczególnych wyrazów, np. INCOTERMS – International Commercial Terms – Międzynarodowe Terminy Handlowe; – mieszane, powstałe z pierwszych liter lub sylab wyrazów wyjściowych, np. Q-mark (znak jakości), B2B (business to business – „firma do firmy konsumenta”), B2C (business to consumer – „firma do konsumenta”)19. 1.3.5. Terminy w związkach frazeologicznych Terminy proste i złożone są podstawowym, ale i ograniczonym źródłem informacji. Termin Cash, poza tym, że chodzi o gotówkę, jeszcze nam niewiele mówi, pieniądze, ale paid strictly cash – „płatne tylko gotówką”, mówi nam o wiele więcej. Wyrażenia i zwroty biznesowe mogą być traktowane jako pełnowartościowe jednostki terminologiczne lub jako wyrażenie, które dopiero nabiera cech terminu. Szerzej o tym w literaturze przedmiotu (patrz Bibliografia). Granica między tym co jest , a co nie jest naprawdę terminem w związku frazeologicznym jest cienka i nieprecyzyjna. O ile bowiem nikt nie zakwestionuje fachowości terminu Bill of Exchange – weksel, trata albo Letter of Credit – akredytywa, czy proforma invoice – faktura proforma, to np. wyrażenie sky-rocketing prices – niebotyczne, gwałtownie zwyżkujące ceny, może już budzić pewne wątpliwości, choćby z tego względu, że ma celowo eksponowany ładunek emocjonalny, a neutralność jest jedną z charakterystycznych cech terminu. Ponadto można go bez żadnego uszczerbku dla jego znaczenia i znaczenia komunikatu, w którym może się pojawić, zastąpić synonimem „exorbitant price” – także niebotyczna cena prawie wychodząca na orbitę. Oczywiście są to wyrażenia przesadne, wymyślone przez media, a długość ich życia jest nieprzewidywalna. Jakie wynikają stąd wnioski dla praktyki glottodydaktycznej? Załóżmy na roboczo, że terminy jednowyrazowe są – przynajmniej w ogromnej większości – pełnowartościowymi terminami. Podobnie terminy złożone, choć tu liczba quasiterminów jest na pewno znacznie większa. Piszę „na pewno”, ale nie daję głowy, czy tak jest, bo o ile wiem, nikt tego jeszcze nie badał. I nie jest ważne dla glottodydaktyki, czy złożenie taxpayer jest już terminem, pseudoterminem, quasiterminem czy jeszcze wyrazem języka ogólnego. Ale trzeba się go nauczyć, bo często występuje w tekstach biznesowych. Natomiast zalecam wielką czujność przy takich wyrażeniach jak exorbitant proces, bo mogą szybko wyjść z obiegu, a używając ich będziemy przesadni i śmieszni. Można je zresztą zastąpić niewątpliwym terminem excessive price – cena nadmiernie wygórowana, który jako bar- 19 Uwagi o skrótach i skrótowcach (akronimach) stanowią wybór z: M. WoytowiczNeymann, Angielski język ekonomii..., op. cit. Oczywiście po 26 latach tekst musiał zostać zaktualizowany. Dokonał tego specjalista w tym zakresie prof. dr hab. Stanisław Szadyko za co Mu bardzo dziękuję. 18 dziej powściągliwy nikogo nie urazi, a brzmi bardziej profesjonalnie niż medialne fajerwerki. Natomiast sprawdzonym i pewnym sposobem jest podzielić terminy i quasiterminy na: – takie, których poszczególne elementy (poza samym rdzeniem terminologicznym oczywiście) można wymieniać, wzbogacając w ten sposób zasób wiedzy studenta, np. fair price – uczciwa cena, reasonable price – rozsądna cena, adequate price – odpowiednia cena; – takie, których znaczenie jest sumą znaczeń poszczególnych wymienialnych elementów, np. black market – czarny rynek; – takie, których poszczególnych elementów nie można wymieniać lub wymieniając trzeba mieć pewną wiedzę merytoryczną, żeby nie zniekształcić znaczenia całości np. floating rate bond – obligacja o zmiennym oprocentowaniu, face value – wartość nominalna; – takie, których znaczenia nie da się dekodować przy nawet bardzo dobrej znajomości języka ogólnego, np. accommodation payment – łapówka dla potencjalnego prawodawcy. Terminy biznesowe w związkach frazeologicznych mogą mieć różną strukturę gramatyczną. Podaję tylko najbardziej typowe: – przymiotnik + rzeczownik: bright market – ożywiony rynek; – czasownik + rzeczownik: to pay cash – płacić gotówką; – rzeczownik + spójnik + czasownik: cash and carry – płatne gotówką bez dostawy towaru do domu; – rzeczownik + przyimek + rzeczownik: cash on delivery – płatne przy odbiorze; – przyimek + rzeczownik: in stock – na składzie; – rzeczownik + przyimek: cash down – płatne gotówką natychmiast; – przysłówek + przymiotnik: adversely proportional – odwrotnie proporcjonalny; – czasownik + przymiotnik: to be insolvent – być niewypłacalnym20. 1.3.6. Rozwarstwienie semantyczne terminów Wspominałam już o pozornych homonimach i polisemach terminologicznych. Gdybyśmy to tego podeszli rygorystycznie, należałoby powiedzieć „nie ma takich terminów, bo cechą terminu jest monosemiczność”. A jednak! Cytowałam już termin-wyraz board, który nie jest terminem, lecz wyrazem języka angielskiego. I tu i tam może mieć kilka odmiennych znaczeń. Przyjrzyjmy się teraz dwom terminom: trade – handel, zawód, fach i commerce – handel. Trade ma konotacje bardziej praktyczną, commerce – bardziej abstrakcyjną. Ale konia z rzędem temu, kto logicznie wyjaśni, dlaczego Chamber of Commerce – Izba Handlowa, ale Board of 20 M. Woytowicz-Neymann, Angielski język ekonomii..., op. cit. 19 Trade – Ministerstwo Handlu? Dlaczego home/foreign trade – handel wewnętrzny/zagraniczny, ale commercial law – prawo handlowe? Dlaczego commercial correspondence – korespondencja handlowa, ale trade paper – 1) gazeta handlowa, 2) weksel kupiecki? Takich przykładów można by mnożyć w nieskończoność, a nawet jeśli puryści językowi odrzuciliby połowę z nich jako niegodnych rangi terminu, to dlaczego Chamber of Commerce a nie Chamber of Trade? Klucz do tych pytań leży w kontekstualizacji terminu. To kontekst, w jakim termin ten występuje, i ustalony zwyczaj określają, dlaczego jest tak a nie inaczej. I, niestety, tych sztywno ustalonych kolokacji i idiomów trzeba się nauczyć na pamięć. Nie ma na to rady. Terminy mogą również wchodzić w różne związki semantyczne, tworząc jednostki umowne o znaczeniu trochę zakamuflowanym (jeśli biznes nie jest zbyt legalny albo chronimy tajemnicę zawodową, albo jeśli chce się szczególnie zaakcentować jakąś cechę danego terminu lub nadać mu specjalne znaczenie przenośne, którego treści można i należy odczytać „między wierszami”). Oto kilka przykładów: – blue chip company – firma o pierwszorzędnej reputacji, kolor niebieski (blue) jest w biznesie symbolem rzetelności i solidności; – to be in the red – mieć poważne kłopoty finansowe, ponosić poważne straty, zapala nam się czerwone światło; – giltedged bonds – pierwszorzędne papiery wartościowe, mają „złocone brzegi”; – black market – czarny rynek, tu mają miejsce różne nielegalne transakcje, niekoniecznie w pełnym świetle; – grey zone – szara strefa, obszar ciemnych machinacji; – white collar worker – pracownik umysłowy, urzędnik, pracownik w białym kołnierzyku; – blue collar worker – pracownik fizyczny, przeważnie w niebieskim kombinezonie; – wind fall profit – zyski które „z nieba spadły”, ale też może znaczyć zyski niewiadomego pochodzenia. Kolejne wyrażenie o przenośnym znaczeniu to money lundering – pranie pieniędzy, tax heaven – raj podatkowy, tax holiday – okresowe zwolnienie od podatków, bear market – bessa na giełdzie, bull market – hossa na giełdzie, Bricks and Mortar – cegły i zaprawa i Clicks and Mortar – kliknięcia i zaprawa. Pierwsze to firma prowadzone tradycyjnie, drugie – skomputeryzowana, nowoczesna firma, snailmail – poczta ślimacza (korespondencja tradycyjna, przeciwieństwo do email). Wspomniałam już o postępującej hermetyzacji terminów w obrębie branży, a czasem nawet firmy. Stąd B2B – business to business – firma do firmy, i B2C business to consumer – firma do konsumenta, i liczne terminy związane z Internetem, których tu nie cytuję, bo dla części moich odbiorców będzie to czarna magia, a dla części – chleb powszedni. 20