Bartosz Staszczyszyn

Transkrypt

Bartosz Staszczyszyn
Bartosz Staszczyszyn
Zło odbija się w lustrze
Żadna spośród serialowych premier ostatnich miesięcy nie budziła takich nadziei i obaw jak
Fargo. Przenosząc na mały ekran kultowy film braci Coen, twórcy ze stacji FX zmierzyli się
z legendą. Na szczęście podeszli do niej z odwagą i stworzyli jedną z najbardziej
błyskotliwych produkcji sezonu.
Odkąd ogłoszono, że dzieło Coenów doczeka się telewizyjnej wersji, więcej było
pytań niż odpowiedzi. Przez wiele miesięcy nie było jasne, czy słynni bracia włączą się w
produkcję, zastanawiano się, czy Fargo będzie miało kilka sezonów, czy raczej będzie
zamkniętą kilkunastoodcinkową opowieścią. Nie było jasne, czy Noah Hawley, któremu
udało się przekonać Joela i Ethana do swojego pomysłu, dokona telewizyjnej adaptacji ich
filmu, stworzy remake, czy może tylko skorzysta z marki znanej jako „Fargo”, by nakręcić
historię zupełnie osobną.
Hawley wziął natomiast do ręki scenariusz filmowego klasyka i zrealizował jego
telewizyjny sequel. W serialowym Fargo przenosimy się w czasie, z roku 1987 trafiając do
2006, ale pozostajemy w tej samej śnieżnej krainie, w której przed laty rozgrywała się
groteskowa opowieść o zbrodni i karze.
Cena amerykańskiego snu
„Ta historia wydarzyła się naprawdę w Minnesocie w roku 1987. Nazwiska tych, którzy
przeżyli, zostały zmienione, ale z szacunku dla zmarłych całą resztę opowiedziano zgodnie z
prawdą” – każdy z odcinków serialowego Fargo otwierają dziś te same słowa, które
rozpoczynały film Coenów (tylko data uległa zmianie). Obok licznych podobieństw w serialu
znajdujemy też jednak fundamentalne różnice określające jego artystyczną autonomię.
Najważniejszą z nich jest sposób, w jaki twórcy portretują zło. W filmie z 1996 roku
Joel i Ethan Coenowie pytali, ile kosztuje amerykański sen. Nieudacznik grany przez
Williama H. Macy’ego udawał się do sąsiedniego Fargo, by – dogadawszy się z dwoma
miejscowymi bandziorami – zaaranżować porwanie żony. Okup wręczony przez bogatego
teścia miał być szansą na rozkręcenie biznesu życia i dołączenie do szeregu tych, którzy
wyśnili swój amerykański sukces. Później była już tylko nakręcająca się spirala krwawych
nieporozumień. Coenowie opowiadali bowiem o lawinie tragedii, którą poruszyć może jeden
ludzki wybór, i pokazywali nierozerwalną symbiozę zła i głupoty.
Twórcy telewizyjnego Fargo nieco odwracają wektory. W serialu Hawleya zło nie jest
bezosobowe. Ma twarz Billy’ego Boba Thorntona, a Lorne Malvo, w którego wciela się aktor,
jest jak Keyser Söze z Podejrzanych (1995, B. Singer) – zły demiurg pociągający za sznurki,
realny i nierealny zarazem. U Hawleya Malvo jest nie tylko wcielonym złem, ale też
katalizatorem wydobywającym z mieszkańców dwóch prowincjonalnych miasteczek – Duluth
i Bemidji – to, co najgorsze. Jest mistrzem ceremonii w świecie „uporczywie i irytująco
niegościnnym dla etyki”, jak pisał przed laty Zygmunt Bauman.
Jednym z tych, których życie zmienia się po spotkaniu z Malvo, jest Lester Nygaard
(Martin Freeman), niepozorny gryzipiórek z biura ubezpieczeniowego. Lester nie jest
szczęśliwym człowiekiem – żona ciosa mu kołki na głowie, na ulicach miasta nęka go
oprawca z czasów liceum, a młodszy brat wciąż wpędza go w kompleksy. To przez przybysza
znikąd życie Lestera zmienia się w mgnieniu oka – zabójstwo dawnego oprawcy pociąga za
sobą dalszy rozlew krwi, a tropem niepozornego mordercy ruszy niepokorna i tylko na pozór
nieporadna policjantka (Allison Tolman).
Ciąg dalszy nastąpił
Realizując serialową wersję Fargo, Hawley doskonale wiedział, że „wiele musi się zmienić,
żeby wszystko zostało po staremu”, jak pisał w Lamparcie Giuseppe Tomasi di Lampedusa.
Stworzył więc opowieść bardzo bliską oryginałowi Coenów, zarazem zmieniając w niej
niemal wszystko. Serialowe Fargo okazało się twórczą zdradą: część wątków została
zmodyfikowana, pojawiły się nowe postacie, a stare doczekały się reinterpretacji. Wokół
historii o nieudaczniku mierzącym się z konsekwencjami popełnionego przez siebie zła
autorzy serialu zbudowali całą pajęczynę intrygujących relacji i fascynujących ciągów
dalszych.
Miłośnicy filmu Coenów, których interesowało, co stało się z milionem dolarów
ukrytym w przydrożnej zaspie przez Carla Showaltera (Steve Buscemi), w serialu Hawleya
otrzymają odpowiedź na nurtujące ich pytanie. Scenarzyści umiejętnie łączą starą i nową
opowieść, puszczają oko do fanów pierwowzoru, a jednocześnie budują własne uniwersum.
Nawet wtedy, gdy odchodzą daleko od oryginału, wciąż opowiadają tę samą historię o
mieście, w którym pod warstwą śniegu kryją się małe ludzkie grzeszki.
Autorzy raz po raz cytują dzieło Coenów i przepisują na nowo stworzone przez nich
postaci. Tymi, którzy doczekali się nowych wcieleń, są na przykład pamiętni gangsterzy –
śmieszni i straszni zarazem. Mr. Wrench (Russell Harvard) i Mr. Numbers (Adam Goldberg),
tak jak ich filmowi poprzednicy, przybywają do małej mieściny w Minnesocie, ale tym razem
nie po to, by kogokolwiek porywać, lecz po to, by pomścić śmierć kumpla. Wysoki niemowa
i jego brodaty kompan w serialu Hawleya stają się częścią wielopiętrowej intrygi, a
jednocześnie są żywym hołdem dla słynnych bandziorów granych przed laty przez Steve’a
Buscemiego i Petera Stormare’a. I choć są dużo inteligentniejsi od tamtych przygłupich
brutali, wnoszą do serialowej opowieści ten sam ton makabry.
Wielkim walorem serialowego Fargo jest jego polifoniczność. Łączy ono w sobie
komedię, kryminał i dramat, a Hawley nieustannie żongluje tonacjami i konwencjami
filmowymi. Telewizyjne Fargo balansuje na granicy groteski i mroku, między czarnym
humorem i czarną rozpaczą. Nie ma tu ostentacyjnych komediowych grepsów, lecz
nieoczywisty, często absurdalny humor.
Ten ton jest osiągany dzięki największej sile serialu, jaką są aktorzy – nieopatrzeni,
znakomicie dobrani, potrafiący w sekundę przejść od śmiertelnej powagi do farsy. O ile
filmowe Fargo opierało się głównie na talentach Williama H. Macy’ego i Frances
McDormand, serialowa wersja została rozpisana na wielu bohaterów. Przede wszystkim
mamy więc Billy’ego Boba Thorntona, który w roli diabolicznego Lorne’a Malvo jest
szelmowski i tajemniczy, oraz Martina Freemana, doktora Watsona z serialowego Sherlocka
(2010–), którego bohater musi konfrontować się z odkrytym w sobie złem. Na dalszym planie
pojawiają się inni świetni aktorzy: zupełnie dotąd nieznana Allison Tolman, Bob Odenkirk
(pamiętny Saul z Breaking Bad [2009–2013]), w swych szarżach łączący komediowy żywioł i
dyscyplinę, Oliver Platt znów pokazujący, że lepiej odnajduje się w serialu niż w kinie, oraz
Colin Hanks, który po raz kolejny wciela się w ciamajdowatego i nieporadnego poczciwca.
Świat bez zasad
Nie mniej istotnym bohaterem serialu Hawleya pozostaje Minnesota. Kraina śniegu i krwi z
Coenowskiego Fargo także tutaj okazuje się wdzięczną i symboliczną scenerią. Na pozór
idylliczny stan jest kotłem, w którym buzują niespełnienie i ludzka głupota.
Fargo wpisuje się w nurt odbrązawiający i demistyfikujący prowincję. Przez lata
twórcy seriali widzieli w niej uosobienie tego, co w Ameryce najlepsze. Być może
wyfiokowane panny z Nowego Jorku prowadziły bardziej pikantne rozmowy, a chłopcy z Los
Angeles i San Francisco przeżywali ciekawsze przygody, ale to gdzieś w Kansas bądź Iowa
biło serce Ameryki zdrowo myślącej, patriotycznej i szlachetnej. Przez lata telewizja
kultywowała mit środka Stanów Zjednoczonych (pisze o tym np. Victoria E. Johnson w
książce Heartland TV) jako miejsca, w którym przechowywane są najszlachetniejsze wzorce
jankeskiej kultury.
Fargo, podobnie jak wcześniejsze Justified: Bez przebaczenia (2010–) lub Detektyw
(2014–), podważa ten mit i pokazuje, że także tu czai się zło, a amerykańska prowincja jest
raczej krainą z powieści Cormaca McCarthy’ego niż z komedii familijnych. „Twój problem
polega na tym, że wierzysz w istnienie zasad. A ich po prostu nie ma. Byliśmy kiedyś
gorylami. Braliśmy, co się da, i broniliśmy tego” – tłumaczy Lesterowi demoniczny Malvo.
Podobne słowa mogliby wypowiedzieć także bohaterowie Krwawego południka czy
adaptowanej przez Coenów powieści To nie jest kraj dla starych ludzi McCarthy’ego.
Czekając na nowego widza
Fargo jest jednym z najciekawszych seriali na amerykańskim rynku nie tylko ze względu na
walory fabularne, ale też z powodu recepcji. W praktyce pokazuje, jak zmieniają się dziś
praktyki odbiorcze. Podczas gdy w dniu telewizyjnej emisji serial Hawleya obejrzały
niespełna dwa miliony widzów, w rzeczywistości każdy odcinek ma ponad trzykrotnie
liczniejszą publiczność. Większość ogląda go bowiem za pośrednictwem urządzeń DVR,
poprzez platformy VOD i jako emisje powtórkowe. Niemal 70% widzów śledzi przygody
Lestera Nygaarda dzięki nagrywarkom, czyniąc serial Hawleya jednym z najczęściej
oglądanych za pośrednictwem tego typu urządzeń. Co interesujące, na podium w tej
konkurencji znajdują się także dwie inne produkcje stacji FX: The Bridge: Na granicy (2013–
) i Zawód: Amerykanin (2013–).
John Landgraf, szef stacji, doskonale rozumie, że walka o widza toczy się dziś na
wielu frontach i wymaga sprytu. O sukcesie lub porażce nie przesądza jedynie udział w rynku
bądź słupki oglądalności. Ważne jest nie tylko, ilu widzów ogląda serial, ale też to, kim oni
są. FX to jeden z najpopularniejszych producentów wśród publiczności wyrobionej,
docierający do młodych, wykształconych i nieźle sytuowanych widzów. Ci ostatni są
zmęczeni sztywną telewizyjną ramówką oraz ciągnącymi się w nieskończoność
proceduralami i serialami dramatycznymi trwającymi głównie dzięki przyzwyczajeniu
wiernych fanów. Sukces Fargo, ale też innych seriali antologicznych (charakteryzujących się
niewielką ilością odcinków rozgrywających się w określonym serialowym uniwersum) –
Detektywa i American Horror Story (2011–), pokazuje, że także na małym ekranie czasem
mniej znaczy więcej, a o sukcesie nie przesądza jedynie to, ile odcinków uda się wyemitować
na antenie, ale również to, kogo uda się przyciągnąć przed telewizyjne i komputerowe ekrany.

Podobne dokumenty