więcej - ISP Modzelewski
Transkrypt
więcej - ISP Modzelewski
instytut studiów podatkowych „Kukizowcy”, „nachuiści” i reszta, czyli my Witold modzelewski , prof. Uw z instytutu studiów podatkowych Politycy chcą nas dzielić według swoich wyobrażeń: mamy być albo „platfusami” albo „pisiorami”, względnie ludźmi „zgody” lub „niezgody”, tak jak przedtem przeciwstawiano „solidarnościuchów” „komuchom”. Prosty dychotomiczny podział, gdzie jedni reprezentują krystaliczne DOBRO a ci drudzy nie tylko są ZŁEM, ale również mają być może braki w uzębieniu i przydeptane obuwie. W tym świecie nie wolno stać z boku, tym bardziej „siedzieć okrakiem na barykadzie”. Albo, albo. Przeciwnik jest wstrętny zewnętrznie, głupi umysłowo i z istoty niemoralny, mówiąc wprost świnia. Żądają od nas, aby każdy opowiedział się po czyjej jest stronie. Dla renegatów nie ma i nie będzie litości. Trzeba bowiem dbać o czystość szeregów a każdemu możemy zajrzeć do życiorysu, a zwłaszcza do teczki w IPeeNie. Taki świat prezentują nam zwłaszcza zniewolone polityką media oraz wszyscy celebryci: w prostym jak umysł liberała (nadwiślańskiego) świecie znajdują swoje poczucie bezpieczeństwa. Trzeba to wiedzieć, trzeba być po właściwej stronie: za tym idą zlecenia, pieniądze oraz medialna obecność. A jacy jesteśmy w tzw. realu? Czy podziały te mają obiektywnie jeszcze jakąś treść poznawczą? Do niedawna były żywe przynajmniej na głównych ulicach trzech lub czterech największych miast Polski. Wszystko burzy masowa ucieczka młodego pokolenia za granicę, przyspieszając zachodzące zmiany. Gdyby ci ludzie musieli tu zostać, Majdan byłby w Warszawie, a nie tylko w Kijowie. Mając cztery miliony ludzi bez pracy, lecz tylko połowę na miejscu, można było nie zauważyć radykalnych przeobrażeń zachodzących w naszej świadomości. Jesteśmy już inni. Wyłoniły się spontanicznie nowe grupy, które w okamgnieniu zmieniły naszą rzeczywistość. Pierwszą są „kukizowcy”, czyli późne pierwsze pokolenie klasycznych antysystemowców, zbuntowanych przeciwko pierdołowatym elitom. Być może ich poglądy są dość odległe od myśli ojca tego ruchu. Nie chcą dać się wciągnąć w nierozwiązywalne spory z przeszłością, nie będą wrzeszczeć „precz z komuną”, bo dla nich takim samym próchnem jest „pokomunistyczna lewica”, „styropian” oraz wszystkie odmiany prawicy o solidarnościowych korzonkach. Materia³y prasowe – 2015 instytut studiów podatkowych Wreszcie się ktoś zbuntował i to jest najważniejsze. Późno, bo dopiero po ćwierćwieczu od „wyzerowania” historii. Do nich należy przyszłość, chyba że nie uwierzą w sens buntu i przejdą do drugiej, znacznie większej grupy. A kim oni są? To „nachuiści polscy”*, czyli ludzie, którzy nie wierzą w sens walki o cokolwiek, bo dobrze wiedzą, że nic się zmienić nie da, a to, co mamy, jest i tak darem od losu. To oni głosują za partią władzy, chcą się przynajmniej zewnętrznie dostosować a przede wszystkim oczekują, że władza będzie miała ich gdzieś, podobnie oni władzę. Nie chcą i nie będą się szarpać ani spierać na jakiś tam „ważny temat”, bo przecież to nic nie zmieni. Ich afirmacja otaczającego świata jest dość ograniczona: nic to nas nie obchodzi, bo szkoda na to czasu. Najważniejszą ich tezą jest przekonanie, że „państwo nas okrada, więc my możemy je oszukiwać”. Dzięki nim wybrani przez nas politycy mogą zajmować się sobą, a w ich dobre intencje nie można wierzyć, podobnie jak w ich uczciwość. Nachuistom w sumie żyje się dość dobrze i są twardym elektoratem wszelkiej władzy, bo nie warto zmieniać status quo. Jest jeszcze trzecia grupa, czyli cała reszta. Oni nie umieją się zbuntować, ale nie godzą się z postawą nachuistów. To są ci „frustraci”, których tak nie lubią rządzące elity. Oni ciągle wierzą, że warto coś „poprawić”, że mamy na to szansę, mimo że rzadko coś się nam udaje. Ci ludzie wiedzą, że ciążącą na nas niemoc można pokonać. Im się wciąż „chce chcieć”, mimo że co i rusz opadają im ręce. Ale wstają do walki, kłócą się i naiwnie sądzą, że wystarczy przekonać innych do swoich racji. Nie chcą wszechwładzy „instytucji finansowych”, dla których pisane się u nas ustawy, dyktatu międzynarodowych korporacji, nędznej poprawności i samozadowolenia sytych, ale też nie widzą sensu w jakichś tam „rewolucjach”. Do tych odnoszą się z odrazą, nie chcą również wszelkich „powstań”, bo były i są przecież dość szkodliwe. Wierzą w ewolucję, siłę mądrości i uczciwości. Niedawno dołączyła do nich duża grupa „frankowiczów”, co nie jest bez znaczenia dla czasu obecnego i przyszłego. Cechuje ich sceptyczna ale jednak wiara w demokrację. Mam nadzieję, że kiedyś wygrają. *nachuizm – określenie wprowadził Wiktor Jerofiejew charakteryzując negatywny i obojętny stosunek obywateli jego kraju nie tylko do wartości publicznych, lecz również do władzy, która żyje sama dla siebie, względnie dla związanych z nią oligarchów Prof. Witold Modzelewski Materia³y prasowe – 2015