Pobierz pdf - Prószyński i S-ka

Transkrypt

Pobierz pdf - Prószyński i S-ka
Fragment książki „Generał. Wojciech Jaruzelski w rozmowie
z Janem Osieckim” Jana Osieckiego (Prószyński i S-ka,
Warszawa 2014)
Rozdział 53
AGONIA PRL-u
Los prezydentury generała ważył się do ostatniej chwili; ostatecznie
Sejm kontraktowy wybrał go zaledwie jednym głosem powyżej minimum.
Gdyby nie wsparcie udzielone przez George’a Busha seniora, który wówczas odwiedził Polskę, historia nie tylko naszego kraju mogłaby potoczyć
się inaczej.
ybory 4 czerwca okazały się zimnym prysznicem dla władzy –
„Solidarność” w pierwszej turze obsadziła 92 ze stu mandatów
w Senacie i 160 ze 161 zagwarantowanych miejsc w izbie niższej.
W PZPR nastroje były minorowe – przepadła cała tak zwana lista krajowa,
na której strona rządowa wystawiła swoich najbardziej znanych
i prominentnych działaczy. Dlatego już w dniu ogłoszenia wyników przez
Państwową Komisję Wyborczą (8 czerwca 1989 roku) rozpoczęły się
rozmowy komisji porozumiewawczej (rządzących reprezentował Kiszczak, opozycję Wałęsa) na temat wyborów uzupełniających.
„Strona solidarnościowo-opozycyjna potwierdziła wolę dotrzymania
zawartych
porozumień
i realizacji
ustaleń
Okrągłego
Stołu
z poszanowaniem obowiązującego prawa. Strona koalicyjno-rządowa poinformowała o zamiarze zwrócenia się do Rady Państwa o stworzenie
W
możliwości prawnych dla przeprowadzenia wyborów na wakujące
33 mandaty poselskie w drugiej turze, w dniu 18 czerwca br.”1, donosiła
„Gazeta Wyborcza”.
Cztery dni później (12 czerwca) Rada Państwa wydała dekret zmieniający ordynację wyborczą do Sejmu X kadencji. Znikła lista krajowa, nieobsadzone mandaty przyporządkowano do poszczególnych okręgów wyborczych. „O każdy z tych mandatów w dniu 18 czerwca br. ubiegać się
będzie dwóch nowych kandydatów, zgłoszonych przez organy naczelne
władz organizacji, które zgłaszały listę krajową”2, relacjonowali reporterzy
„GW”.
Wybory uzupełniające wzbudziły znacznie mniejsze zainteresowanie
społeczeństwa, więc 18 czerwca lokale wyborcze świeciły pustkami. Dla
opozycji druga tura była po prostu nieistotna. Udało się obsadzić
w Senacie jeszcze 7 na 8 miejsc (jeden mandat zdobył kandydat niezależny Henryk Stokłosa) i ostatnie wolne miejsce w Sejmie.
W nowym parlamencie rozkład głosów przedstawiał się następująco:
koalicja rządowa – 299 mandatów (w tym PZPR 173, ZSL 76, SD 27 –
z czego blisko 1/3 uważała się za zwolenników „S”, Stowarzyszenie
PAX 10, Unia Chrześcijańsko-Społeczna 8, Polski Związek KatolickoSpołeczny 5), „Solidarność” – 161 posłów. Taki podział mandatów
oznaczał, że koalicja rządowa miała w izbie niższej tak zwaną większość
bezwzględną (powyżej 50 procent), pozwalającą na samodzielne tworzenie prawa, lecz nie posiadała większości kwalifikowanej (2/3 głosów),
niezbędnej na przykład przy zmianie konstytucji. A do tego izbę wyższą
kontrolowała opozycja.
***
Dość szybko rozpoczęły się przymiarki do utworzenia nowego rządu.
Władza liczyła, że uda się wpasować „Solidarność” w obecny układ,
i zapewne dlatego 20 czerwca rzecznik wciąż urzędującej starej Rady Ministrów, profesor Janusz Reykowski, oświadczył w telewizyjnym wystąpieniu, że generał „Jaruzelski proponuje wielką koalicję”. Ale zaznaczył,
1
Wybory uzupełniające?, „Gazeta Wyborcza”, 8–11 czerwca 1989, s. 1.
2
Zamiast listy krajowej, Gazeta Wyborcza, 13 czerwca 1989, s. 1.
że „jej konkretny kształt zależy od przyjęcia tej propozycji”3. Nie przedstawił żadnych szczegółów, zapowiedział jedynie, że wywodzący się
z opozycji szefowie resortów mieliby prawo do własnej polityki personalnej.
Dwudziestego szóstego czerwca na stronie tytułowej „Gazety Wyborczej” pojawiło się pytanie: Jak głosować na prezydenta?
„Jedyną oficjalną wypowiedzią na temat wyborów wyboru prezydenta
jest jak dotychczas deklaracja profesora J. Reykowskiego w telewizji.
Wielu posłów i senatorów określiło swoje stanowisko w tej sprawie
w czasie kampanii wyborczej i będą głosować zgodnie ze swoim sumieniem, wcześniejszymi deklaracjami. Ta sprawa nigdy nie była elementem
programu wyborczego opozycji i posłowie podejmą decyzje indywidualne”4.
Posłowie „Solidarności” zrzeszeni w Obywatelskim Klubie Parlamentarnym byli w kwestii wyborów prezydenckich podzieleni. „Zarysowały
się trzy stanowiska: głosujemy przeciwko Jaruzelskiemu, zgodnie z wolą
wyborców, ale nie manifestujemy przeciwko tej kandydaturze i nie wystawiamy własnego kandydata (L. Wałęsa, B. Geremek, J. Onyszkiewicz),
wystawiamy kontrkandydaturę (m.in. R. Gawlik, J. Hennelowa,
T. Zaskórski), opuszczamy w czasie głosowania salę (Z. Romaszewski).
Na propozycję wysunięcia własnego kandydata zareagował Wałęsa,
mówiąc: za dużo osiągnęliśmy politycznie, a za mało gospodarczo, »nikt
by nam nie wybaczył brawury, głosujemy przeciw, a jeżeli koalicja przeprowadzi swojego kandydata to demokratycznie wygra«. Prowadzący obrady zarządził »orientacyjne głosowanie«. Koncepcję Wałęsy poparła
znaczna część obecnych, za wystawieniem własnego kandydata było kilkanaście osób, a za opuszczeniem sali nie głosował nikt, nawet wnioskodawca”5, relacjonował Krzysztof Leski.
***
W rezultacie tych sporów ówczesny przewodniczący Rady Państwa
3
Koalicja albo chaos, „Gazeta Wyborcza”, 21 czerwca 1989, s. 2.
4
Czy da się ułożyć?, „Gazeta Wyborcza”, 21 czerwca 1989, s. 1.
5
Jak głosować na prezydenta?, „Gazeta Wyborcza”, 26 czerwca 1989, s. 1.
i pierwszy sekretarz KC PZPR, naturalny kandydat władz, oświadczył
podczas XIII plenum (30 czerwca), że nie zamierza ubiegać się o ten
urząd. Uważał, że zbyt wielu Polakom kojarzy się wyłącznie ze stanem
wojennym.
– Mam świadomość, czym dzisiaj naprawdę żyje nasz naród, jakie są
jego troski – zwłaszcza w ostatnich miesiącach – jak wygląda codzienne
życie polskich rodzin – mówił Jaruzelski. – Błędem byłoby uważać, że
wokół fotela prezydenckiego koncentrują się główne zainteresowania społeczeństwa. Życie narodu ulega głębokim przemianom. Tak już bywa, że
mało kto zachowuje w pamięci początek tych przemian, ale niemal każdy
zadaje pytanie, co z nich dzisiaj wynika. Zmęczone społeczeństwo ma
pełne prawo zapytać, kiedy wreszcie zaświeci nad Polską promień słońca.
Nie uchylam się – ponieważ nigdy tego nie czynię –
od odpowiedzialności. Nie mam innego świadectwa, poza najlepszą wolą
i ciężką, bardzo ciężką pracą. Muszę jednak brać pod uwagę realia społeczne – zwrócił się rozgoryczony do partyjnych kolegów. – Wiem dobrze,
że opinia publiczna kojarzy mnie (…) dużo rzadziej z linią reform, w tymi
i tak znamiennymi decyzjami X Plenum KC. Wydaje mi się w tym miejscu niecelowe przypominanie i wyjaśnianie, że w ciągu tych trudnych lat
byłem i pozostaję głęboko przekonany zarówno o obowiązku obrony stabilności państwa, jak i o potrzebie głębokich reform, i daleko posuniętej
demokratyzacji. Obecni tu towarzysze dobrze wiedzą, jak często i jak stanowczo wypowiadałem się, a przede wszystkim działałem, na rzecz nowego ładu polityczno-społecznego w Polsce, jak wierność pryncypiom starałem się łączyć z otwartością i śmiałością w konkretnych poszukiwaniach
i rozwiązaniach. Nie jest to argument wystarczający, aby pozyskać rzeczywiste społeczne zrozumienie i poparcie. A jest ono, zwłaszcza
w obecnej sytuacji, niezbędne. Dlatego zarówno poczucie obywatelskiej,
państwowej odpowiedzialności, jak i żołnierskiej, i po prostu ludzkiej
godności nie pozwala mi na korzystanie z politycznych protez i okrężnych
dróg. Zawsze było mi obce dążenie do zaszczytów. Chcę zostać sobą. Dlatego też pragnę poinformować towarzyszy, że po głębokiej rozwadze nie
zamierzam kandydować (…)6 – zakończył, prosząc jednocześnie
6
„Trybuna Ludu”, 1–2 lipca 1989, s. 1.
o rekomendację Komitetu Centralnego dla „żołnierza, polityka-patrioty,
od wielu lat bliskiego mi człowieka, towarzysza Czesława Kiszczaka”.
Przekonywał zebranych, że „generał Kiszczak potrafi sprostać zaszczytnym, lecz jakże odpowiedzialnym obowiązkom urzędu p[rezydenta] Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej”.
Odpowiedź kolegów z klubu poselskiego PZPR była natychmiastowa.
„Po zapoznaniu się z oświadczeniem Wojciecha Jaruzelskiego
i szerokiej dyskusji Klub Poselski PZPR podtrzymuje poparcie i zwraca
się do Wojciecha Jaruzelskiego o ponowne rozważenie jego decyzji
o kandydowaniu na urząd prezydenta”7.
Okazało się jednak, że partia nie może liczyć na koalicjantów. Ludowcy,
zdenerwowani podwyżkami cen środków produkcji rolnej (między innymi
traktorów) przed rozpoczęciem prac polowych, zagrozili odejściem. A to
oznaczałoby, że koalicja rządząca znalazłaby się na skraju utraty sejmowej
większości.
Wybór na prezydenta kogoś z opozycji mógł postawić pod znakiem zapytania realizację ustaleń okrągłego stołu. Sprawa obsady urzędu głowy
państwa nie była nigdy przedmiotem negocjacji, ale podczas obrad wszyscy byli pewni, że przypadnie on koalicji. Nikt nie spodziewał się tak korzystnego dla „Solidarności” wyniku wyborów; zaistniała obawa, że rozmiary porażki sprawią, iż partia wycofa się z zawartych umów. Dlatego
Adam Michnik, ówczesny poseł OKP i redaktor naczelny „Gazety Wyborczej”, 3 lipca na pierwszej stronie swojego dziennika opublikował tekst
będący próbą rozwiązania problemu: Wasz prezydent, nasz premier.
„W najbliższym czasie przesądzony zostanie kształt układu politycznego w Polsce. Dotychczas największe emocje wzbudzała osoba kandydata
do urzędu prezydenta. To źle, że w takiej sytuacji górę bierze pamięć
i retoryka”, ostrzegał, przypominając o katastrofalnym stanie krajowej
gospodarki.
***
Nowo wybrani posłowie zostali zaprzysiężeni 4 lipca. Na ten dzień zaplanowano również ustąpienie rządu Rakowskiego, jednak prowadzący
obrady Sejmu marszałek Mikołaj Kozakiewicz (ZSL) zaproponował, aby
7
„Trybuna Ludu”, 1–2 lipca 1989, s. 1.
tę sprawę odłożyć na czas po wyborach, bo tylko głowa państwa może
wskazać nowego premiera. Wniosek przeszedł.
Tymczasem w PZPR trwały próby przekonania Jaruzelskiego
do zmiany zdania; 5 lipca partyjny klub poselski 172 głosami (na 173)
poparł kandydaturę generała, uznając ją za najlepszą z możliwych.
„Generał Jaruzelski być może wyrazi zgodę, jeśli zaistnieją korzystne
warunki, a wybory będą przebiegały w atmosferze sprzyjającej umocnieniu urzędu prezydenta”8, mówił podczas konferencji prasowej przewodniczący klubu profesor Marian Orzechowski.
Było niemal pewne, że elekcja odbędzie się dopiero po planowanej
na 9–11 lipca wizycie George’a Busha w Polsce. Na razie obowiązek podjęcia amerykańskiego prezydenta spoczywał na przewodniczącym Rady
Państwa.
***
Air Force One wylądował na Okęciu wieczorem 9 lipca, a następnego
ranka o 9.30 w Belwederze, w Sali Pompejańskiej, rozpoczęła się trwająca
blisko dwie i pół godziny rozmowa amerykańskiego prezydenta
z Wojciechem Jaruzelskim. „Gazeta Wyborcza” donosiła9, że spotkanie
trwało pół godziny dłużej, niż zaplanowano.
„Jaruzelski otworzył przede mną serce, pytając, jaką funkcję winien teraz pełnić. Mówił o swojej niechęci do kandydowania na fotel prezydenta
i pragnieniu uniknięcia wewnętrznych konfliktów, tak w Polsce niepotrzebnych. Nie sądził, aby w prezydenckich wyborach »Solidarność«
w wystarczającym stopniu udzieliła mu poparcia, obawiał się, że zostanie
upokorzony, przegrawszy te wybory. Powiedziałem, że jego odmowa kandydowania może mimo woli doprowadzić do groźnego w skutkach braku
stabilności, i nalegałem, aby przemyślał ponownie swoją decyzję. Zakrawało to na ironię, że amerykański prezydent usiłuje skłonić przywódcę
komunistycznego do ubiegania się o urząd publiczny. Byłem jednak przekonany, że doświadczenie, jakie posiadał Jaruzelski, stanowiło najlepszą
nadzieję na sprawne przeprowadzenie zmian okresu przejściowego
w Polsce.
8
Czy się zgodzi?, „Gazeta Wyborcza”, 6 lipca 1989, s. 1.
9
„Gazeta Wyborcza”, 11 lipca 1989 s 3
Jaruzelski sądził, że Polska potrzebuje rządu koalicyjnego
z komunistycznym premierem i wicepremierem reprezentującym opozycję. Problem polegał na tym, że jakikolwiek by powstał rząd – będzie musiał podjąć trudne gospodarcze decyzje, a to stwarzało szczególną trudność
dla »Solidarności«, która była jednocześnie związkiem zawodowym
i partią polityczną”10, napisał we wspomnieniach George Bush.
Wkrótce obaj politycy spotkali się ponownie, tym razem w rezydencji
ambasadora Stanów Zjednoczonych, gdzie prezydent Bush podjął lunchem
przedstawicieli polskich władz, opozycji oraz gości amerykańskich. Spotkanie miało zabawny początek.
– To był gorący dzień, więc w pewnym momencie prezydent Bush
wstał i jak to dżentelmen, zapytał pań, czy panowie mogą zdjąć marynarki.
Generał jęknął: „Mam szelki!” – wspomina z uśmiechem uczestnik lunchu
Janusz Onyszkiewicz, ówczesny poseł OKP i rzecznik prasowy „Solidarności”.
Wojciech Jaruzelski zniknął gdzieś na chwilę i po chwili pojawił się
w koszuli. Szelek nie było widać. Jak napisał w Świecie przekształconym
Bush, generał wygłosił bardzo krótki toast, obawiając się, że jeśli będzie
stał zbyt długo, mogą opaść mu spodnie11.
Spotkanie w ambasadzie nie skończyło się na wzniesieniu toastu
za Polskę i za działania polskich przywódców.
Wspomnienia amerykańskiego prezydenta sugerują, że doszło wówczas
do dyskusji na temat prezydentury generała Jaruzelskiego. Przy stoliku
siedzieli obok siebie Bush, profesor Bronisław Geremek i Lech Wałęsa.
Dziś nikt już nie potrafi odtworzyć przebiegu tamtej rozmowy.
– Amerykanie już przed tym spotkaniem prosili nas, żebyśmy, mówiąc
kolokwialnie, za bardzo nie kołysali tą łódką. Apelowali o ograniczanie się
w radykalizmie pomysłów. Oni po prostu się bali, że jeśli posuniemy się
za daleko w Polsce, to wówczas proces demokratycznych zmian może się
załamać w Rosji. A im bardzo zależało, żeby Gorbaczow kontynuował
swoje działania. Dlatego tak bardzo chcieli, żeby generał został prezydentem – tłumaczy Janusz Onyszkiewicz zaangażowanie Stanów Zjednoczo10
George Bush, Świat przekształcony, Politeja, Warszawa 2000, s. 127.
11
George Bush, Świat przekształcony, Politeja, Warszawa 2000, s. 129.
nych, choć samej rozmowy nie pamięta. – Tymczasem już z prostego rachunku matematycznego wynikało, że koalicji może zabraknąć głosów, bo
część jej parlamentarzystów się waha w kwestii poparcia dla kandydatury
Jaruzelskiego. Wtedy u pewnych osób z naszego kręgu pojawiła się myśl,
żeby metodą uników doprowadzić do wyboru przez oddanie głosu nieważnego albo wstrzymania się od głosu. I tak się stało – dodaje.
***
Po 23 latach od tamtych wydarzeń prezydent Bush senior został poproszony przez autora o uchylenie rąbka tajemnicy.
Jak 10 lipca zachowywał się generał? Czy rzeczywiście radził się
w sprawie wyborów?
– Istotnie, przypominam sobie niepokój, z jakim musiał się zmierzyć
generał Jaruzelski przed wyborami – wspomina tamten dzień były amerykański prezydent.
Przyznaje, że zgodnie z informacjami, które doń trafiały, obawa generała była rzeczą naturalną. Dlaczego postanowił wesprzeć Jaruzelskiego?
– Jeszcze jako wiceprezydent byłem w Polsce z wizytą, więc odczuwałem sporo empatii dla skomplikowanej osobowości generała, rozumiałem jego oddanie sprawie pokojowych reform – tłumaczy George Bush.
– Poza tym Stany Zjednoczone były za Polską zjednoczoną (niepodzieloną). Uważaliśmy, że jeśli Polsce powiedzie się wyzwolenie spod rządów Moskwy, sąsiednie kraje mogą pójść jej śladem. Dałem
do zrozumienia Jaruzelskiemu, że naród polski czeka ogrom ciężkiej
pracy, trudny czas, dokuczliwe oszczędności. Generał wykazywał się
rozsądkiem w politycznych ocenach, więc wiedziałem, że będzie w tym
trudnym okresie przywódcą odważnym – dodaje.
***
Również 10 lipca 1989 roku doszło do trzeciego już podczas wizyty
Busha w Warszawie spotkania na szczycie. Wieczorem przewodniczący
Rady Państwa wydał uroczystą kolację na cześć gościa w Pałacu Radziwiłłowskim.
Następnego dnia prezydent USA odwiedził Trójmiasto, gdzie gościł
u Lecha Wałęsy.
Tymczasem w stolicy posłowie koalicji rządzącej debatowali nad kan-
dydaturą Wojciecha Jaruzelskiego na urząd prezydenta. Klub parlamentarny PZPR popierał go bezwarunkowo, natomiast w ZSL i SD opinie były
podzielone.
***
Termin Zgromadzenia Narodowego zbliżał się wielkimi krokami,
a wciąż nie zgłoszono oficjalnie nawet jednego kandydata.
Wreszcie 14 lipca Lech Wałęsa przesłał do Polskiej Agencji Prasowej
oświadczenie, w którym dawał do zrozumienia, że „Solidarność” zaakceptuje każdą kandydaturę zgłoszoną przez koalicję rządzącą.
„Wyboru prezydenta należy dokonać bezzwłocznie. W wyniku procesów
zachodzących w Polsce na przestrzeni ostatnich miesięcy nasz kraj stoi
przed wielką szansą, ale równocześnie mamy do czynienia z kryzysem konstytucyjnym związanym z opóźnieniem w obsadzeniu urzędu (…). Przeciąganie tej sytuacji powoduje dodatkowe zagrożenia. Prezydentem może zostać jedynie osoba spośród koalicji partyjno-rządowej. Wynika to
z wewnętrznej i międzynarodowej sytuacji Polski. Oświadczam, że
z każdym prezydentem wybranym na tę kadencję – bez względu na to, czy
będzie nim generał Wojciech Jaruzelski, czy generał Czesław Kiszczak, czy
też inny przedstawiciel koalicji – będziemy starali się współpracować
w celu rozwiązania polskich problemów, zmierzając do zapewnienia Polakom godniejszego życia”12.
***
Dzień przed posiedzeniem połączonych izb parlamentu generał Wojciech Jaruzelski spotkał się z posłami OKP, a następnie z klubem parlamentarnym PZPR. Podczas tego ostatniego spotkania oświadczył, że mając poparcie ZSL, SD, Stowarzyszenia PAX, UCh-S, PZK-S, Rady Konsultacyjnej przy Przewodniczącym Rady Państwa oraz Rady Wojskowej
MON, zdecydował się ubiegać o prezydenturę.
– Wśród argumentów, którymi skłaniano mnie do zmiany decyzji, przeważają takie, których trudno mi nie wziąć pod uwag. Wskazano na potrzebę zachowania ciągłości w funkcjonowaniu państwa, wyrażano troskę o jego stabilność. Znalazły silny wyraz aspekty międzynarodowe. Powszechnie akcentowano, że uchylanie się od odpowiedzialności w tak szczególnym momencie
12
„Trybuna Ludu”, 15–16 lipca 1989, s. 1.
byłoby sprzeczne z powinnością polityka i żołnierza, z logiką mojej służby
społecznej ostatnich lat – oświadczył13. – Z różnych względów nie jest to decyzja dla mnie łatwa. Postanowiłem jednak – po wszechstronnym rozważeniu
wszystkich faktów i okoliczności oraz kierując się wyłącznie poczuciem obowiązku – przyjąć propozycję wszystkich ugrupowań koalicyjnych i wyrazić
zgodę na kandydowanie na urząd Prezydenta Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Informuję też, że jeśli Zgromadzenie Narodowe powierzy mi tę wielce
zobowiązującą i zaszczytną funkcję, to na jej spełnieniu skupię swą działalność – dodał.
Przedstawił także wariant na wypadek przegranej.
– Jednocześnie – mając świadomość, że wynik głosowania w Zgromadzeniu
Narodowym może być dla mnie niekorzystny – proszę, aby w razie powstania
takiej sytuacji znalazła niezbędne poparcie kandydatura generała Czesława
Kiszczaka.
***
Posiedzenie rozpoczęło się 19 lipca o 15.10.
Walka o wynik trwała do ostatniej chwili, zwłaszcza że władze OKP
zdecydowały o niewprowadzaniu dyscypliny. Każdy poseł oraz senator
„S” mógł głosować tak, jak uzna za stosowne.
Po oddaniu głosów senator Andrzej Wielowieyski, wiceprzewodniczący klubu OKP, opowiedział, jak wyglądał ostatni kwadrans przed głosowaniem.
„Dowiedziałem się od przedstawiciela klubu poselskiego ZSL, że wbrew
wcześniejszym jego prognozom co najmniej kilkanaście osób z ZSL będzie
głosować przeciwko gen. Jaruzelskiemu. W kuluarach można było się dowiedzieć, że podobnie będzie w SD. Arytmetyka pozwalała przypuszczać,
że kandydat »odpadnie«. Następny wystawiony przez koalicję –
gen. Czesław Kiszczak – miałby jeszcze mniej szans. Sprawa pozostała
w naszych rękach”14.
Część członków OKP oddała, z premedytacją, głosy nieważne.
***
13
„Trybuna Ludu”, 19 lipca 1989, s. 1.
14
Jeszcze o prezydencie. Czy tworzyć rząd?, „Gazeta Wyborcza”, 21–23 lipca 1989, s. 1.
W wyborach prezydenckich wzięło udział 544 posłów i senatorów.
Z tej grupy 537 osób oddało głosy ważne. To oznaczało, że aby objąć
urząd prezydenta, Wojciech Jaruzelski musiałby otrzymać poparcie
od minimum 269 parlamentarzystów.
Dostał zaledwie jeden głos więcej – za było 270, przeciw 233, a 34
wstrzymało się od głosu. Przeciwko Jaruzelskiemu głosowało aż 11 posłów koalicji rządowej. Od głosu wstrzymało się 16.
***
Chwilę po ogłoszeniu wyników generał został zaprzysiężony, stając się
drugim prezydentem w historii PRL-u.
Zaczął ostatni etap swojej politycznej kariery i wreszcie zmienił nieco
język, którym posługiwał się przez lata. Choć odzwyczajanie się
od partyjnej nowomowy przychodziło mu z trudem.
– Obywatelu Marszałku Sejmu! Obywatelu Marszałku Senatu! Szanowni członkowie Zgromadzenia Narodowego! – zaczął15. – Obejmując
urząd Prezydenta Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, zwracam się
do narodu polskiego, do wszystkich obywateli, którzy swą myślą i pracą
tworzą nasz wspólny i państwowy byt. Zwracam się do was, obywatele
posłowie i senatorowie, którzy stanowić będziecie prawa naszej Ojczyzny.
Żyjemy w czasie przełomowym. Stanęły przed Polską wielkie wyzwania.
Musimy przebudować gospodarkę. Musimy ukształtować nowy demokratyczny ład. To zadanie niezwykle trudne – ciągnął. – Deklaruję gotowość
rzetelnej współpracy z Sejmem i Senatem, z klubami parlamentarnymi,
wolę uważnego wysłuchiwania opinii społecznej, zamiar wspierania każdej, służącej interesom kraju, obywatelskiej inicjatywy.
15
Sprawozdanie stenograficzne z posiedzenia Zgromadzenia Narodowego Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej w dniu 19 lipca 1989 r., Warszawa 1989, Wydawnictwo Sejmowe, s. 63–64.