podgląd - Beezar.pl

Transkrypt

podgląd - Beezar.pl
© Copyright by Magdalena Marków
[email protected]
opracowanie graficzne: Szymon Marków
korekta : Magdalena Marków
„Mniejsze Zło”
Magdalena Marków
Wydanie 1
Wszelkie prawa zastrzeżone. Rozpowszechnianie i kopiowanie całości lub części
niniejszej publikacji jest zabronione bez pisemnej zgody autora. Zabrania się jej
publicznego udostępniania w Internecie oraz odsprzedaży zgodnie z Regulaminem
Wydaje.pl.
Magdalena Marków
„Cykl opowiadań o Alt'arze”
MNIEJSZE ZŁO
(fragment)
Budynek nie przypominał gospody, już raczej wielki kamienny chlew z dobudowanym
drugim piętrem. Dopiero podjechawszy bliżej Alt'ar zobaczył kołyszący się leniwie drewniany
szyld, a na nim z trudem dający się odczytać napis iż lokal nosi nazwę "Pod Błękitnym
Żaglowcem".
Nijak to do niego nie pasowało. Osada w której się znajdował miała niewiele wspólnego z
morzem. W pobliżu przepływała jedynie mniejsza odnoga Orinu. Rzeka była jednak zbyt wąska by
zmieściło się na niej coś większego od barki, nie było tu zresztą portu.
Była to jednak jedyna gospoda w okolicy i pomimo iż nie wyglądała zachęcająco, Alt'ar nie miał
wyboru. Zatrzymał konia i przywiązał go do drewnianej belki, rejestrując przy okazji iż znajduje się
tam już kilkanaście innych wierzchowców, a w rogu zaraz obok miejsca gdzie mieściły się stajnie,
stoi zaprzężony w dwa muły wóz.
Ten widok mimo wszystko wzbudził w nim dreszcz. Widywał już podobne wozy a na nich
skazańców. Jednak żaden z koni nie nosił królewskiego znaku, a więc musiały należeć do
najemników. Ich obecność tak blisko granicy z Alikorn była niepokojąca i oznaczała kłopoty.
Chłopak wiedział, że musi być ostrożny.
Zanim jednak zdecydował się pchnąć solidne drewniane drzwi sprawdził czy miecz luźno chodzi
w pochwie. Wkraczając do mocno zadymionej i cuchnącej izby Alt'ar miał nadzieje że nikt nie
zwróci na niego uwagi.
Pomylił się.
– Ej ty! – zagrzmiał tubalny głos dobiegający z rogu izby. Stał tam hojnie zastawiony stół, przy
których siedziało kilku rosłych mężczyzn. Wyglądali na takich co to tylko szukają okazji do bitki.
Alt'ar zignorował zaczepkę i skierował się w stronę lady, o którą opierał się brzuchaty gospodarz
łypiąc na niego jednym okiem; drugie zasłaniał kawałek czarnej chusty.
Najwyraźniej widok ubranego w szlachecki strój młodzieńca noszącego u pasa dość drogo
wyglądający miecz budził o wiele większe zainteresowanie niż się spodziewał.
– Do ciebie mówię smarku! – Właściciel tubalnego głosu wyraźnie nie zamierzał zrezygnować.
Młodzieniec niechętnie odwrócił się w jego stronę starając się nie robić tego zbyt gwałtownie
i ...nogi wrosły mu w podłogę.
Patrzał na niego jegomość o posturze górskiego niedźwiedzia, co dodatkowo podkreślała niemal
całkiem zarośnięta twarz. Z gęstwiny brody wyglądały jedynie połyskujące złowrogo czarne oczy i
wielki nos przypominający trochę spłaszczony pomidor. Ale nie tyle jego postura budziła respekt co
fakt iż nosił oficerski mundur. – Ktoś ty? I czego szukasz w Ramagdonie?
Alt'ar nie był tchórzem ale w stosunku do tego mężczyzny czuł słuszny respekt. Nawet z wilkiem
w środku nie byłby w stanie się z nim zmierzyć.
– Jestem Vens, syn barona Dagora z Niden – skłamał. Zarówno imię jak i tytuł wymyślił na
poczekaniu. Wiedział, że żaden najemnik nie odważy się zaatakować baroneta, nawet jeśli ten jest
Antuańczykiem. Nie trudno mu to było udowodnić, bo pod kapturem miał jasne włosy, w dodatku
modą nadmorskiego ludu ścięte na krótko.
– A co Baronet robi tak daleko od rodzinnego domu? – zapytał niedźwiedziowaty, łypiąc na
niego podejrzliwie.
Alt'ar przełknął ślinę. Takiego obrotu sprawy nie przewidział.
Mimo iż minął rok od czasu gdy ojciec wygnał go z rodzinnego domu i zdążył się dorobić swojej
pierwszej brody, nadal wyglądał bardzo młodo.
Zbyt młodo by nie budzić podejrzeń.
– Przyjechałem tu w interesach – odrzekł, starając się by to zabrzmiało wiarygodnie i
jednocześnie dało do zrozumienia, że nie zamierza nic więcej na ten temat powiedzieć.
– Na gościńcach jest teraz niebezpiecznie... – stwierdził czarno brody w zamyśleniu gładząc
rękojeść zatkniętego za pas kordu. – ...baron nie wysłałby swojego syna tak daleko bez maga lub
choćby zbrojnej eskorty.
Alt'ar dumnie zadarł głowę i odgarnął połę płaszcza odsłaniając mierzący ponad dwie i pół stopy
miecz.
– Umiem walczyć – rzekł starając się, by zabrzmiało to przekonująco.
Niedźwiedziowaty zaśmiał się nieprzyjemnie.
– Patrzcie go! – zagrzmiał kierując te słowa do swoich towarzyszy broni. – Mleko ma jeszcze
pod nosem, a twierdzi że umie walczyć – raptem spoważniał, a jego twarz przybrała wręcz dziki
wyraz. – Lepiej się przyznaj synku komuś zwędził ten miecz, o koniu nie wspominając, bo sądząc
po butach, pieszo żeś tu nie przybył.
Alt'ar poczuł jak krew odpływa mu z twarzy. Więc to tak, mają go za złodzieja. Nie było za
dobrze, za trzy dni znowu pełnia. Musiał się oddalić od ludzkich osad, zaszyć w jakimś lesie albo w
górach. Bez konia i miecza nic nie zdziała, ale walka z tym olbrzymem też mu się nie uśmiechała.
– Nie szukam kłopotów – powiedział pojednawczym tonem, jednak prawa ręka odruchowo
powędrowała do rękojeści miecza.
Niedźwiedziowaty dostrzegł ten ruch i również położył wielką łapę na rękojeści swego korda.
– Nie radzę synku – warknął ruchem głowy wskazując swoich towarzyszy z których niemal
każdy przerastał Alt'ara o głowę. – Liczyć pewnie umiesz? Nas jest siedmiu, a ty tylko jeden. Jak
myślisz kto ma większe szanse?
Alt'ar nie liczył na łut szczęścia. Stawanie do walki z tak dużą liczbą przeciwników kiedyś
byłoby sporym wyzwaniem, ale nie teraz.
Wilk w nim zamruczał z zadowolenia.
Jak dawno temu pozwolił sobie na wypuszczenie bestii z klatki? Zwykle wolał ja trzymać w
ryzach. Jednak dziś nie pozostawiono mu wyboru.
Większość najemników powstawała ze swoich miejsc i również sięgnęła po broń. Przeważały
małe lekkie kusze – ostatni wynalazek rideńskich zbrojmistrzów. Jakby wyczuwając co się święci
gruby gospodarz schował się na zapleczu.
Tylko niedźwiedziowaty pozostał na swoim miejscu obserwując młodzieńca spod krzaczastych
brwi.
Tymczasem Alt'ar przyjął postawę i sięgnął po miecz nie przestając jednak obserwować
otaczających go powoli mężczyzn. Nie przejmował się ewentualnymi ranami, bardziej tym że ktoś
zorientuje się kim jest. Większość ludzi nie pałała sympatią do wilkołaków.
Zanim jednak zdołał choćby do połowy wyciągnąć klingę z pochwy niedźwiedziowaty wstał.
Teraz Alt'ar mógł w pełni podziwiać jego niesamowity wzrost. Gdyby wierzył w stare podania o
olbrzymach byłby w stanie przyznać, że ten mężczyzna jest jednym z nich. Wielkolud uśmiechnął
się prezentując pożółkłe zęby. Zaleciało przetrawionym alkoholem i stęchłym tytoniem.
Młodzieniec cofnął się o krok oceniając swoje szanse. Musiał stwierdzić, że w ludzkiej postaci
ma je marne.
Tymczasem olbrzym skrzyżował ręce na piersi przyglądając mu się spod zmarszczonych brwi:
– Jak cię zwą, wilkołaku? – powiedział to niemal szeptem, mimo to w sali nagle zaległa
nienaturalna cisza, wyraźnie było słychać trzask polan w kominku.
Alt'ar napiął mięśnie czując na sobie spojrzenia wszystkich obecnych.
– Skąd wiesz kim jestem? – mruknął półgębkiem.
– Cuchniesz na milę – odrzekł niedźwiedziowaty, jakby dla potwierdzenia tych słów marszcząc
nos.
Mów za siebie – pomyślał Alt'ar nadal trzymając w ręku miecz i czujnie obserwując olbrzyma. I
nagle dotarła do niego waga tych słów. Tylko drugi wilkołak mógł go wyczuć, żaden człowiek nie
miał tak czułego węchu.
– Zrewanżuje się tym samym pytaniem – powiedział celowo podnosząc głos. – Czym ty jesteś?
Niedźwiedziowatemu ledwo zauważalnie drgnęła twarz, ale poza tym zachował wręcz kamienny
spokój.
– Lepiej waż słowa szczeniaku, inaczej mogą cię spotkać niezbyt miłe konsekwencję – warknął
przez zaciśnięte. – Na twoim miejscu bym się zamknął i słuchał.
– Ale nie jesteś na moim miejscu – zauważył butnie Alt'ar. – To po pierwsze. Po drugie ja na
twoim nie drażnił bym kogoś mojego pokroju.
Ku jego zaskoczeniu i irytacji niedźwiedziowaty wybuchnął gromkim śmiechem.
– Gdybyś wiedział kim ja jestem wilku, zmykałbyś stąd z podkulonym ogonem – mruknął już
nie próbując zniżać głosu. – Nie jesteś jedynym potworem na ziemi, a teraz rzuć ten scyzoryk nim
spuszczę ci taki łomot, że raz na zawsze nauczysz się szacunku do silniejszych od siebie.
– Zabastuj Rins – mruknął jeden z jego podwładnych.
– Kapitan Rins, łazęgo! – ryknął niedźwiedziowaty, opryskując stół śliną. – A teraz odsuń się z
łaski swojej. Nasz kudłaty przyjaciel właśnie opuszcza to uroczę miejsce. Ale najpierw zostawi nam
całą swoją broń i wszystkie pieniądze.
Na dźwięk tych słów Alt'ar do reszty pozbył się zahamowań. Wyszarpnął miecz i wywinął nim
młyńca. Mógł oddać złoto ale nie zamierzał pozbywać się miecza i karwaszy, to były dary od ojca i
cokolwiek by się nie stało zamierzał ich bronić.
– Odłóż to żelastwo nim się pokaleczysz synku – warknął Rins, postępując o krok naprzód.
Alt'ar cofnął się tanecznym krokiem z mieczem podniesionym na wysokość bioder. Nie bał się
tego olbrzyma. Każdy miał swoją słabość i on nie stanowił wyjątku.
Wielkolud sapnął niczym rozjuszony byk szykujący się do ataku, po czym nagle ku zaskoczeniu
wszystkich obecnych, łącznie z młodzieńcem zaczął ściągać z siebie kolejne elementy zbroi
odrzucając je na podłogę. Robił to dopóki w całości nie odsłonił owłosionego torsu.
Dopiero wówczas Alt'ar uświadomił sobie powagę sytuacji. Popełnił błąd. Jego przeciwnik miał
większą przewagę niż się spodziewał, ale było już za późno by się wycofać.
Oto na jego oczach mężczyzna zaczął się zmieniać. Najpierw rozdęte muskuły ramion i piersi
porosły krótką czarną sierścią, następnie z obu skroni wystrzeliły długie – przypominające bycze –
rogi na koniec twarz wydłużyła się tworząc pysk – nie wilczy tylko byczy!
Miał przed sobą Minotaura – istotę, która do tej pory zamieszkiwała jedynie świat mitów i
legend. Pół człowiek pół byk.
Minęła chwila nim Alt'ar uświadomił sobie, że wpatruje się w monstrum z rozdziawionymi
ustami i wytrzeszczonymi oczami. Ręce zaciśnięte na rękojeści miecza zrobiły mu się śliskie od
potu.
Jak mógł być takim idiotą. Rzucenie wyzwania Minotaurowi równało się samobójstwu. Jako
człowiek nie miał żadnych szans, ale jako wilkołak... szanse przeżycia nieco się zwiększą.
Tylko że nigdy wcześniej nie przemieniał się poza okresami gdy księżyc wydobywał z niego
bestie. To było zbyt ryzykowne. Teraz jednak nie miał wyboru, jeśli się nie przemieni, Rins
rozgniecie go niczym muchę.
– No dalej wilku – mruknął Rins, napinając wyraźnie widoczne pod krótką sierścią muskuły –
Albo pomyślę żeś mocny tylko w gębie.
Wszyscy zamarli wpatrując się wyczekująco w młodzieńca, nawet karczmarz wyściubił nos z
zaplecza żeby popatrzeć. Alt'ar poczuł, że robi mu się gorąco.
Jak u licha miał przywołać bestię? Może wystarczyło się wkurzyć?
Ale w tej chwili czuł jedynie strach i ciężko było mu się rozgniewać na Minotaura, który prawie
dwukrotnie przewyższał go wzrostem i dziesięciokrotnie siłą.
Widząc jego wahanie Rins prychnął, a z jego szerokich nozdrzy wydobył się kłąb pary, po czym
bez ostrzeżenia zaatakował zniżając rogaty łeb. Alt'ar zdążył w ostatniej chwili uskoczyć, tak iż
ostre jak szable rogi minęły go o cal. Minotaur wyhamował tuż przed ladą, a z jego gardła wydobył
się przepełniony wściekłością ryk.
Teraz albo nigdy – pomyślał Alt'ar i skoczył.
Nawet nie wiedział jak to się stało. Gdy tylko zdecydował się walczyć, w jego żyłach zawrzała
krew, zmysły wyostrzyły się, a ciało zaczęło porastać srebrzystobiałym futrem. Przemienił się
jeszcze nim miękko opadł na podłogę, tuż za plecami ogromnej bestii.
Rins obrócił się ku niemu. Zdecydowanie za szybko jak na tak wielką masę mięśni i ponowił
atak. Tym razem Alt'ar zamiast wykonać unik rzucił mu się do gardła, zanim jednak wczepił się w
miękkie podgardle dosięgła go olbrzymia pięść. Poleciał parę stóp dalej lądując na jednym ze
stołów, który złamał się z donośnym trzaskiem.
Teraz już serio rozwścieczony potwór nie czekał aż się podniesie, tylko runął na niego po drodze
roztrącając na boki swoich podwładnych.
Alt'ar podniósł się spomiędzy zgliszczy stołu i zobaczywszy lecącą ku niemu pięść wielkości
sporej szynki. Wykonał unik i jak strzała pomknął na czterech łapach. Celował nisko, w samą
słabiznę. Istniało wysokie prawdopodobieństwo, że jedynie rozsierdzi tym swojego przeciwnika,
ale musiał chociaż spróbować.
Chwilę później całą izbą wstrząsnął pełen bólu i wściekłości ryk. Alt'ar wczepiony zębami w
pachwinę potwora, szarpnął raz drugi i trzeci. Nagle wokół szyi niczym imadło zacisnęła mu się
para ramion, przed oczami zatańczyły kolorowe plamy ale nie puścił. Jeśli szczęście mu dopisze to
rana co najmniej osłabi jego przeciwnika zanim ten zrobi miazgę z jego tchawicy albo co gorsza
skręci kark.
Nadal wydając z siebie donośne ryki Minotaur zatoczył się na jeden ze stołów, uścisk na gardle
młodego wilkołaka nieco zelżał. Alt'ar puścił przeciwnika w chwilę przed tym gdy obaj runęli
pomiędzy zaskoczonych najemników. Potwór puścił młodzieńca i dysząc ciężko chwycił się za
ranę.
Była głęboka i silnie krwawiła, lecz nie śmiertelna.
Chwila przerwy pozwoliła podwładnym Rinsa na otoczenie zasapanego Alt'ara, Młody wilkołak
leżał płasko na podłodze chciwie łapiąc powietrze. Spomiędzy szeroko rozwartych szczęk zwisał
mu szkarłatny jęzor z którego skapywała jasnoróżowa krew rogatej bestii.
Wreszcie po bardzo długiej chwili Rins wstał i spojrzał na dyszącego głośno wilkołaka.
– Widzę żeś nieźle wyszkolony – stwierdził, odrywając ze swojej koszuli spory kawał materiału
i owijając nim ranę. – Niestety źle trafiłeś wilku. Nadal mamy nad tobą liczebną przewagę, a każdy
z wycelowanych w ciebie bełtów posiada srebrny grot. – mówiąc to pochylił się nad bezwiednie
szczerzącym kły Alt'arem. – Bo widzisz my jesteśmy brygadą zwalczającą takie jak ty szumowiny.
Łapiemy wilkołaki, wiedźmy, i inne tego typu plugastwo a później wieziemy do zamku Garozog.
Jesteśmy pod rozkazami tamtejszego czarownika. Właśnie on osądzi co z tobą zrobić.
Nie było szans na ucieczkę, na walkę tym bardziej. Każdy z zuchów Rinsa rzeczywiście trzymał
kuszę, a niektórzy mieli i w garści worek w którym jak podejrzewał znajdują się srebrne opiłki.
Wyczerpany krótkim pojedynkiem nie byłby w stanie się obronić, więc leżał, spokojnie
obserwując Rinsa powoli odzyskującymi zwykłą niebieską barwę oczami. Wkrótce opadło i futro,
głowa przybrała dawny ludzki kształt, a z gardła miast niezrozumiałego warkotu dobyły się słowa:
– Skoro polujesz na potwory sam będąc potworem to jesteś najzwyklejszym w świecie
hipokrytą.
To były jego ostatnie słowa bo chwilę później ktoś grzmotnął go mocno w tył głowy, a sądząc po
odgłosie który zarejestrowała gasnąca świadomość Alt'ara, była to ułamana noga od stołu.

Podobne dokumenty