historia wikliniarstwa w trzcielu - Stowarzyszenie Miłośników Trzciela
Transkrypt
historia wikliniarstwa w trzcielu - Stowarzyszenie Miłośników Trzciela
STOWARZYSZENIE MIŁOŚNIKÓW TRZCIELA HISTORIA WIKLINIARSTWA W TRZCIELU TRZCIEL 2012 1 Stowarzyszenie Miłośników Trzciela składa podziękowanie byłym pracownikom Spółdzielni Pracy Rękodzieła Ludowego i Artystycznego „Obra” w Trzcielu i ich rodzinom, za udostępnienie swoich zdjęć do książki o wikliniarstwie w ramach projektu „Wiklina w Trzcielu”: Bożenie Gularek, Teresie Hajdacz, Janowi Kaczmarkowi, Janowi Korczyńskiemu, Barbarze i Alojzowi Molendom, Janinie Pisarek, Mariannie Przybylskiej, Lubomirze Wawrzyniak, Henrykowi Wąchalskiemu. Zespół redakcyjny Autorzy tekstów: Joanna Zięba, Ryszard Patorski, Grażyna Fedoruk. Korekta i skład graficzny: Izabela Marek, Ilona Biała-Bącler. Niniejsza publikacja nie ma charakteru komercyjnego i jest przeznaczona wyłącznie do rozpowszechniania bezpłatnego Projekt współfinansowany przez Unię Europejską w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego „Wiklina w Trzcielu” 2 WSTĘP Publikacja, którą oddajemy do Państwa rąk powstała z potrzeby utrwalenia historii wikliniarstwa na naszym terenie, nazywanym w całej Polsce kolebką wikliniarstwa. To w Trzcielu powstały pierwsze w Europie plantacje wikliny, zwanej amerykanką. Informacje na ten temat można znaleźć we wszystkich materiałach dotyczących historii wikliniarstwa, a niewielu mieszkańców naszego miasteczka zna te fakty. W czasach, kiedy wszyscy sięgają do korzeni, szukając swojej tożsamości, warto przypomnieć to, co było na naszym terenie przez długie lata ważne, co nas wyróżniało i na dodatek mogło stanowić powód do dumy. Umiejętności wikliniarzy ze Spółdzielni Pracy Rękodzieła Ludowego i Artystycznego „Obra”, która już nie istnieje, były cenione nie tylko w Polsce. Ich wyroby były z powodzeniem sprzedawane w Europie i Stanach Zjednoczonych. Dzisiaj po tej działalności pozostało tylko wspomnienie. Jeszcze kilkanaście lat temu prawie każda rodzina w Trzcielu była w jakiś sposób związana z tą gałęzią gospodarki; czy to z uprawą wikliny, przetwórstwem, czy wyplataniem. Jeszcze pamiętamy czas, kiedy to po godzinie piętnastej sznur rowerów sunął w różne strony miasta, poczynając od ulicy Zbąszyńskiej. Dzisiaj niewiele osób wyplata i niewielkie są szanse na zmianę tego stanu rzeczy. To zawód trudny, w którym nie można wykorzystać maszyn, zatem brakuje chętnych do jego nauki. Kilka małych zakładów, jakie jeszcze zajmują się wikliniarstwem już nie wpływają na wizerunek miasta. Tym bardziej mam nadzieję, że zainteresuje Państwa „Historia wikliniarstwa w Trzcielu”, gdzie poza wiadomościami dotyczącymi uprawy i wykorzystania wikliny, znajdują się wspomnienia byłych pracowników naszego zakładu wikliniarskiego. Materiał powstał w ramach projektu „Wiklina w Trzcielu”, na który Stowarzyszenie Miłośników Trzciela uzyskało środki finansowe z Unii Europejskiej. Aby ocalić od zapomnienia to, co jeszcze można, zorganizowaliśmy warsztaty wikliniarstwa dla dorosłych i młodzieży. Efekty pracy uczestników będą mogli Państwo oglądać w różnych miejscach naszego miasteczka. Jestem przekonana, że wpłyną pozytywnie na wizerunek Trzciela. W tym miejscu pragnę serdecznie podziękować plecionkarzom zatrudnionym w projekcie - paniom: Jadwidze Gorzko i Janinie Pisarek oraz panu Czesławowi Kozicy. Bez ich umiejętności, pomysłów i ogromnego zaangażowania, wykraczającego daleko poza warunki umowy, nie byłoby takich efektów, jakie osiągnęliśmy. Grażyna Fedoruk 3 4 Trzciel, a właściwie jego osadnicze pierwociny w formie niewielkiego grodu, po raz pierwszy źródłowo zostały odnotowane w 1307 roku. Osada założona została nad prawym brzegiem Obry i tam się przez długi czas rozwijała. Prawa miejskie otrzymała po przeszło dwóch stuleciach, tj. ok 1458 roku, kiedy o Trzcielu wspomina się już jako o mieście. Pod koniec XVIII wieku założono po przeciwnej stronie rzeki Nowy Trzciel, z którym związani byli napływający na te ziemie protestanci. Obie miejscowości zespolono administracyjnie dopiero w roku 1888. Państwowa przynależność Trzciela ulegała kilkakrotnym zmianom. Do 1793 roku miejscowość znajdowała się w granicach Królestwa Polskiego. W konsekwencji rozbiorów teren ten wszedł w posiadanie państwa pruskiego. W kolejnych latach przynależał do Księstwa Warszawskiego, Wielkiego Księstwa Poznańskiego, Prowincji Poznańskiej będącej od 1871 roku składową Cesarstwa Niemieckiego. Miejscowość uległa wielokrotnym podziałom, co stało się jej cechą charakterystyczną. Z doniesień prasowych wynika, że często miały one charakter czysto mechaniczny, powodujący liczne niedogodności. Traktat Wersalski zakładał przyznanie Trzciela stronie niemieckiej, niemniej jednak nieduży fragment starej jego części miał należeć do państwa polskiego. Finalny podział na czas trwania okresu wojennego nadała miastu aliancka Komisja Delimitacyjna, według której granica przebiegać miała wzdłuż linii kolejowej, w odległości 15 metrów na zachód. Niepraktyczność tego podziału dotknęła szczególnie tych mieszkańców, których posesje ulokowane były na linii stanowiącej nową granicę. Przedwojenny Trzciel na widokówce – arch. K .Magdziarek HISTORIA WIKLINY W TRZCIELU Trzciel ulokowany jest wśród charakterystycznego krajobrazu naturalnego, na obszarze województwa lubuskiego, w powiecie międzyrzeckim. Geograficzne sąsiedztwo z mezoregionem Bruzdy Zbąszyńskiej, która na swoim wschodnim skraju bogata jest w rozciągnięte na linii północ-południe jeziora, jak również umieszczenie miejscowości w regionie dolnego biegu Obry, przyczyniły się do wytworzenia swoistych warunków naturalnych. Mnogość łąk i podmokłych terenów w połączeniu z klimatem, okazały się warunkami niezwykle sprzyjającymi uprawie licznych gatunków roślin. 5 generowania dużej energii cieplnej. Z plantacji o powierzchni jednego hektara pozyskać można do piętnastu ton suchej masy wikliny. To z kolei pozwala na wytworzenie wysokiej wartości opałowej. Biorąc pod uwagę, że przydatność plantacji trwa zazwyczaj od 25 do 30 lat, wierzba okazuje się być atrakcyjną alternatywą dotychczasowych sposobów pozyskiwania energii. Do niedawna wiklina cieszyła się również sporą popularnością w budownictwie. Stosowano ją głównie w konstrukcjach tzw. ścian szachulcowych, czyli ścian szkieletowych drewnianych. Także przemysł chemiczny czerpie z walorów tego surowca. Służy ona głównie do pozyskania bioalkoholi oraz celulozy. W krótkim opisie dotyczącym alternatywnego zastosowania wierzby należy wspomnieć o produkcji ekranów akustycznych oraz mat drogowych. Równie istotne znaczenie ma wiklina w zakresie ochrony gleby. Tam wykorzystywana jest do rekultywacji terenów przemysłowych oraz skarp piaskowni. Za jej pomocą tworzy się strefy ochronne wokół zakładów przemysłowych czy też wysypisk śmieci. Dzięki wierzbie wstrzymuje się erozję wzgórz pozbawionych naturalnie występującej roślinności. Istotną funkcję przypisuje się wiklinie w procesie ochrony wody. Z jej udziałem tworzone są między innymi hydrobiologiczne oczyszczalnie ścieków oraz funkcjonujące wokół nich strefy ochronne. Wykorzystuje się też ją w celu utrwalania i zabezpieczania brzegów zbiorników wodnych. Pomimo wielu zastosowań wikliny jej rola najbardziej rozpropagowana była w plecionkarstwie. Jego rozpowszechnienie i unowocześnienie przypadało na okres nowożytny. Prekursorem w tej dziedzinie okazała się Francja, jednak zaraz po niej prym wiodły kraje niemieckie. WIKLINA NA PRZESTRZENI DZIEJÓW Historia plecionkarstwa sięga początków istnienia człowieka. Na przestrzeni wieków ulegał zmianom proces wytwarzania plecionych wyrobów, jak i surowce z których były wytwarzane. Pierwsze plecionki najprawdopodobniej stanowiły prymitywne bazy pod wyrób naczyń ceramicznych. Wraz z rozwojem percepcji oraz umiejętności manualnych człowieka rozwijała się również zdolność wytwarzania nowych, doskonalszych i bardziej użytecznych wyrobów plecionkarskich. Koszykarstwo związane jest z najdawniejszymi cywilizacjami. Świadczą o tym artefakty, na które natrafić można było w starożytnym Rzymie, Grecji, jak również Egipcie. Jako, że surowiec potrzebny do wyplatania nie wymagał dużych nakładów płatniczych, koszykarstwo zarówno bardziej jak i mniej profesjonalne, prowadzone mogło być indywidualnie, w każdym niemal domostwie. Osoby obdarzone zręcznością, cierpliwością oraz wyobraźnią, tworzyły nowe wyroby oraz ich zastosowania. Efektem pierwszych zmagań ludzkości z wikliną były zazwyczaj proste naczynia oraz meble. Z biegiem czasu zastosowanie wikliny poszerzało swój zakres. Udoskonalane techniki pozyskiwania oraz przetwarzania surowca pozwalały na otrzymywanie coraz lepszych jakościowo wyrobów. W zależności od sytuacji gospodarczo – ekonomicznej, aktualnych zapotrzebowań oraz surowcowych predyspozycji wyroby plecionkarskie zaspokajały głównie potrzeby użytkowe społeczeństw. Niemniej jednak znajdowały również zastosowanie w sztuce, czego przejawem są licznie prezentowane plecionkarskie dzieła eksponowane w muzeach i galeriach. Poznanie nowych technologii pozwoliło na znalezienie dla wikliny innego zastosowania niż plecionkarstwo. Używa się jej również jako energetycznego biopaliwa. Do tak zwanej grupy roślin energetycznych z gamy wierzb zalicza się głównie Salix Viminalis. Cieszy się ona pokaźnym zainteresowaniem ze względu na zdolność 6 Pomyślne funkcjonowanie plantacji wiele zawdzięcza odpowiedniemu rodzajowi gleby. Pod uprawę tego gatunku rośliny zaleca się szczególnie grunty trzeciej, czwartej bądź piątej klasy bonitacji rolniczej. Wymagane jest także odpowiednie spulchnienie terenu, a także jego odchwaszczenie. Plantatorzy w celu osiągnięcia jak największych plonów, już przy sadzeniu wikliny zmuszeni są pamiętać o zachowaniu odpowiedniej gęstości sadzenia, o utrzymaniu odpowiedniej szerokości więźby, o najbardziej efektywnym plantowaniu sadzonek. Zebrana wiklina zostaje poddana przetwórstwu, bowiem w swojej naturalnej postaci posłużyć może do wykonania jedynie niewyszukanych wyrobów. Zadaniem uszlachetniania wikliny jest nadanie jej bardziej użytecznych cech, przekładających się głównie na trwałość i estetykę powstałych z niej wyrobów. W zależności od rodzaju wikliny zostaje ona poddana różnym procesom. I tak np. zieloną wiklinę, którą stanowią młode, roczne pręty przeznacza się głównie na produkcję wikliny białej lub czerwonej. W celu uzyskania białej, zielone pręty poddaje się procesowi moczarkowania. Polega on na wstawieniu wiązek wikliny zielonej do niegłębokich zbiorników wodnych (sztucznych bądź naturalnych – rozlewisk, stawów, jezior itp.). Robi się to zwykle w okresie wczesnej wiosny, aby już w okolicach maja (okres odpowiedni dla polskiego klimatu), po pojawieniu się młodych listków można było przystąpić do korowania wikliny. Proces ten oznacza oddzielenie substancji właściwej od okalającej ją kory. Zanim zaczęto stosować korowanie mechaniczne, hydrauliczne czy ciśnieniowe wiklina pozbawiana była kory za pomocą pracy rąk ludzkich. Wiklinę czerwoną otrzymuje się w wyniku gotowania. Drewno rośliny, będące wcześniej białe zyskuje w tym procesie barwę ceglastobrązową. Sam proces polega na umieszczeniu surowca w specjalistycznych wannach z wodą. Za pomocą instalacji ogrzewania lub płomienia ciecz doprowadzana jest do wrzenia. Czas, w którym wiklina jest gotowana, jest zależny od zamiaru jej późniejszego korowania. Jeśli planuje się mechaniczne oddzielanie kory, czas przetrzymywania prętów we wrzącej wodzie jest znacznie krótszy, niż jak gdyby korowanie miało PROCES PRZETWÓRSTWA Historia Trzciela splata się z historią wikliny już od długiego czasu. Tradycje plecionkarskie istniały w Trzcielu zanim jeszcze pojawili się w nim polscy mieszkańcy. Wikliniarstwo jest to swoistego rodzaju proces, który według niektórych definicji swój początek ma w prowadzeniu uprawy wierzby wikliniarskiej. Z całej szerokiej, bo około trzystugatunkowej gamy wierzb najbardziej użytecznymi w wikliniarstwie jest zaledwie kilka rodzajów. Zalicza się do nich Salix Americana , zwaną potocznie „amerykanką”, Salix Viminalis, nazywaną inaczej „konopianką”, Salix Purpurea, określaną mianem „purpurowej” oraz Salix Amigdalina, którą zwykło się nazwać „migdałową”. W warunkach klimatycznych występujących na obszarze Polski za niekwestionowanie najlepszy gatunek wierzby przeznaczonej na potrzeby plecionkarskie uchodzi Salix Americana. Osiąga ona wysokość 2,5 metra. Charakteryzuje się estetycznym połyskiem i soczystą barwą uzyskaną na skutek procesu korowania. Sam proces oddzielenia kory od drewna również przebiega bez trudności. Surowiec pozyskany z tego gatunku wierzby przeznaczony jest do produkcji wszelkiego rodzaju wyrobów. Mankamentem gatunku Salix Americana jest dość duża podatność na działanie szkodliwych grzybów oraz owadów. Druga z wymienionych wcześniej wierzb – „konopianka” znacznie odbiega jakością od „amerykanki”. Osiąga wprawdzie wysokość aż do 4 metrów, niemniej cechuje ją ograniczona ze względu na budowę prętów przydatność. Używana bywa zwykle do wyrobów obręczy i kijów, ewentualnie znajduje zastosowanie w mało szlachetnych wyrobach koszykarskich zielonych. 7 przebiegać ręcznie. Po wyjęciu z gotującej się wody, wiklina przetransportowywana jest w celu ostudzenia do zbiorników z wodą zimną, gdzie oczekuje na przystąpienie do korowania. Zabarwione w trakcie gotowania pręty mogą cechować się różnoraką tonacją kolorytu. Jest to kwestia zależna od gatunku wykorzystywanej rośliny. Następnym elementem procesu jest suszenie okorowanej wikliny. Jest to etap niezbędny, bowiem w wyniku wcześniejszego moczarkowania czy gotowania pręty wikliny nabierają od 100 do 150% wilgotności, która bez odpowiedniej niwelacji w szybkim tempie doprowadziłaby do pleśnienia i butwienia surowca. Zabieg suszenia umożliwia natomiast długotrwałe magazynowanie wikliny bez ryzyka jej zepsucia. zawdzięcza nowy, niespotykany do tej pory na tym terenie rodzaj wikliny. Hoedt był we wspomnianym powyżej roku w Stanach Zjednoczonych. Celem jego wizyty były odwiedziny krewnych. Jako specjalista w dziedzinie wikliniarstwa zwrócił uwagę na niespotkaną dotychczas jakość amerykańskich wyrobów z wikliny. Zainteresowany nowym gatunkiem wierzby chciał zabrać ze sobą do rodzinnej miejscowości jej pęczki. Napotkał się jednak na stanowczy protest ze strony amerykańskich służb celnych. Wynikła sytuacja najprawdopodobniej podyktowana była troską o dobro amerykańskiego wikliniarstwa, które straciłoby na konkurencyjności z ulepszonymi jakościowo wyrobami niemieckimi. Ernst Hoedt nie zrezygnował z planów. Postanowił obejść dyrektywy prawne. Korzystając z nabytych umiejętności sam wyplótł kilka sztuk wiklinowych koszy, stworzył je jednak ze świeżych pędów wikliny różnego rodzaju. Następnie udał się z nimi na statek płynący ze Stanów Zjednoczonych do Niemiec. Władze celne kontrolujące przewożone na statku towary nie zorientowały się, że jeden z pasażerów przewozi zakamuflowane pod postacią koszy świeże pęczki amerykańskiej wikliny. Podczas rejsu Hoedt odseparował splecione uprzednio ze sobą pędy amerykańskiej wierzby. Zapobiegając zasuszeniu umieścił je w zbiornikach z wodą. Po przybyciu do Trzciela posadził wszystkie nowo nabyte szczepy. Sprawdziły się wówczas jego podejrzenia – nie wszystkie gatunki nadawały się do uprawy w miejscowym mikroklimacie. Niemniej jednak te odmiany, które się przyjęły, odpowiednio dostosowały się do nowych warunków. Wyrosłe z nich rośliny okazały się dorodnymi i obiecującymi materiałami w produkcji. Cechowało je solidne drewno, które było przy tym bardzo elastyczne i giętkie. W procesie gotowania lub parzenia wiklina nabywała również charakterystycznego białego połysku, nadającego jej szlachetności. Sprowadzona do Trzciela „amerykanka” w szybkim tempie stała się najbardziej pożądaną spośród wszystkich gatunków i odmian wikliny. Wyroby z niej wyplatane zawładnęły zachodnim rynkiem zbytu. Region obejmujący zarówno Trzciel, jak i Nowy Tomyśl, nie służył WIKLINIA NA ZACHODNIM POGRANICZU WIELKOPOLSKI Z dzisiejszego punktu widzenia istotnym dla współczesnego obszaru państwa polskiego był rozwój wikliniarstwa obserwowalny w wieku XVIII. Występował on głównie na obszarze Westfalii, Bawarii i Saksonii, skąd też z wolna zawędrował między innymi w okolice Trzciela. Występujące w tym obszarze geograficznym warunki sprzyjały potrzebom wikliniarstwa. W okolicach koryta Obry znajdowała się duża ilość bagnistych terenów. Również występujący w tym rejonie mikroklimat okazał się być doskonałym uzupełnieniem potrzeb do uprawy wikliny. Istniejące tu wcześniej tradycje plecionkarskie zostały w owym okresie mocno rozpowszechnione i spopularyzowane. Momentem przełomowym dla Trzciela i jego okolic był rok 1885. Znaczenia tej dacie nadał mieszkaniec Trzciela Ernst Hoedt. Źródła różnie określają pełnioną przez niego profesję. Był on albo wikliniarskim plantatorem lub też mistrzem koszykarskim. Pewnym jest natomiast, że to właśnie jemu trzcielski przemysł koszykarski 8 Niemcom jako koszykarsko-plecionkarskie centrum. Przemysł tego rodzaju rozwijany był np. w Galicji. Te tereny natomiast uważane były za jeden z najbardziej zasobnych magazynów samego surowca. Nie oznacza to jednak, że w Trzcielu ograniczano się jedynie do uprawy wikliny. Trzcielscy koszykarze aktywnie funkcjonowali, jednak nie jako przemysłowcy, ale jako rzemieślnicy ludowi. Sytuacja ta ulegała powolnym przeobrażeniom. Na skutek pojawienia się mody na wyplatanie wiklinowych mebli, wzrósł popyt na dobrze wyszkolonych koszykarzy. Deficyty w kadrach wyeliminować miały zakładane ośrodki szkolące w fachu. Specjaliści wyrośli na gruncie długoletnich tradycji plecionkarskich wzbogacali asortyment regionalnych wyrobów m. in. o fotele bujane oraz kołyski, które znajdowały zbyt głównie w kręgach francuskich i rosyjskich arystokratów. Dużym zainteresowaniem cieszyły się także tworzone z wikliny elementy do powozów. Według źródeł traktujących o historii wikliniarstwa, wśród lokalnych koszykarzy znajdowały się osoby szczególnie utalentowane, które reprezentowały region na międzynarodowych wystawach. Wzory z katalogu wyrobów z wikliny sprzed 1945 r. 9 DZIEJE TRZCIELSKIEGO WIKLINIARSTWA PO II WOJNIE ŚWIATOWEJ Po zakończeniu działań związanych z II wojną światową na teren Trzciela przybyli nowi osadnicy. Trudności ekonomicznogospodarcze będące pokłosiem wojny przekładały się na życie codzienne trzcielan. Miasto potrzebowało ekonomicznej machiny napędowej. Biorąc pod uwagę występujące w regionie walory geograficzno-naturalne, a także pozostałe po wcześniejszych mieszkańcach tradycje związane z uprawą wikliny i plecionkarstwem, powojenni mieszkańcy Trzciela zdecydowali o stworzeniu organizacji umożliwiającej powołanie do życia zakładu specjalizującego się w przemyśle wikliniarsko - koszykarskim. Sprzyjającymi okazały się obiekty przystosowane do wytwórstwa wikliny, które pozostały w Trzcielu po jego przedwojennych mieszkańcach. Bogactwo informacji dotyczących losów powstałego w Trzcielu zakładu podał Albin Kłosowski, który opracowując Historię Spółdzielni, opierał się najprawdopodobniej na samej kronice. 12 czerwca 1947 odbyło się Walne Zgromadzenie organizacyjne, reprezentowane składem jedenastu członków założycieli (Wojciech Szarata, Florian Molenda, Józef Ramieniak, Alojzy Molenda, Stefan Ciążyński, Zofia Molenda, Franciszek Ramieniak, Piotr Halczuk, Eweryst Namysł, Teodor Przewoźny, Konstanty Przewoźny). Podjęto wówczas decyzję o powołaniu do życia Spółdzielni Pracy „Obra”. Podczas spotkania wybrano Radę Nadzorczą oraz Zarząd. W składzie Rady znaleźli się Wojciech Szarata, Jozef Ramieniak, Zofia Molenda, natomiast grono Zarządu tworzyli Eweryst Namysł, Stefan Ciążyński oraz Florian Molenda. 30 grudnia 1947 roku nowo powstała organizacja została wpisana do rejestru, czego skutkiem było zyskanie przez nią osobowości prawnej. Protokół Walnego Zgromadzenia Organizacyjnego Spółdzielni Pracy „Obra”, z dnia 12 czerwca 1947 r. 10 Fotokopia pierwszej i ostatniej strony Statutu Spółdzielni Pracy „Obra” w Trzcielu, 1948 r. 11 Pomysł reaktywowania trzcielskiego wytwórstwa plecionkarskiego okazał się być w tym czasie niezwykle trafny. Rynek krajowy, wskutek towarowego nienasycenia spowodowanego wojennym spustoszeniem, zapewniał utrzymany na wysokim poziomie zbyt. Pierwsze nabyte przez Zarząd Spółdzielni pomieszczenia, przeznaczone na użytek zakładu, mieściły się w Trzcielu przy ulicy Poznańskiej 2. W wyniku rosnącego zapotrzebowania, spółdzielnia stanęła przed koniecznością zatrudnienia większej ilości osób. W konsekwencji stało się to determinantem rozwoju szkoleń, przygotowujących do plecionkarskiego zawodu młodych ludzi. Szeroko pojęty rozwój spółdzielni wymagał pozyskania nowych pomieszczeń, w których można było wykonywać pracę oraz przechowywać wytworzone produkty. W sierpniu 1951 roku Zarząd, po podpisaniu umowy, stał się dzierżawcą wyznaczonej części budynku w Zębowie, pow. Nowy Tomyśl. Pozyskanie nowych pomieszczeń umożliwiło powstanie kolejnej części zakładu, zatrudniającego pracowników i chałupników. Pracownicy Poznańskich Zakładów Wikliniarskich „Społem”: Basiński, Chytry, Kazimierz Jokiel, Jan Kudlak, Alojzy Molenda, Michał Szułcik i inni, ok.1951 r. Dobrze prosperujący zakład stanął na początku lat pięćdziesiątych przed poważnym problemem. Była nim wyłączność na skup i przetwarzanie wikliny objęta przez zakłady państwowe. Spółdzielnie, a wśród nich „Obra” , musiały zadowolić się jedynie tym, co odstąpiło państwo – a był to zwykle podrzędny surowiec gorszej kategorii. Taki stan rzeczy mocno hamował rozwój młodej spółdzielni. Przełomowym okazał się być rok 1956. Wówczas zakład otrzymał pozwolenie umożliwiające dzierżawę terenów, przeznaczonych na uprawę wikliny. Równie istotną dla sprawnego funkcjonowania produkcji była otrzymana w tym samym czasie koncesja na prowadzenie skupu surowca. Zaistniałe zmiany przyczyniły się w dużej mierze do prężnego rozwoju zakładu. Pracownicy stolarni, lata 50. 12 Transport towaru i surowca odbywał się dwuetapowo: za pomocą zaprzęgu konnego, dostarczającego ładunek do i ze stacji PKP Lewice oraz za pomocą linii kolejowej. W kolejnych latach funkcjonowania spółdzielni pozyskiwano kolejne pomieszczenia i tereny. W roku 1958 w jej posiadanie weszły pomieszczenia mieszczące się przy ulicy Zbąszyńskiej. Nabytek okazał się czynnikiem umożliwiającym poszerzenie i rozbudowę dotychczasowej działalności. Zaledwie w rok później spółdzielnia uruchomiła stolarską halę produkcyjną, bowiem zachęcająco dobrze prosperująca produkcja wyrobów plecionkarskich zmobilizowała „Obrę” do poszerzenia produkcyjnego asortymentu o elementy drewniane. Zakład stolarski wytwarzał podzespoły, będące później składową wytworów wiklinowych. Były to między innymi denka, nóżki, naprężacze, narożniki. Stolarski asortyment produkcyjny nie ograniczał się do elementów jedynie składowych. Produkowane były również gotowe meble, np. szafy czy stoły. Popularne w owym czasie były również skrzynki na owoce. Wkrótce po uruchomieniu stolarni pojawił się także plan budowy kolejnej hali – przeznaczonej na potrzeby produkcji plecionkarskiej. W ramach usprawnienia działalności, w roku 1961 poszczególne partie zakładu produkcyjnego Spółdzielni „Obra” zostały skupione w jednym miejscu, przy ulicy Zbąszyńskiej 21. Mieściły się tam zarówno pomieszczenia produkcyjne, magazyny, jak i biura. Sukcesywnie zwiększana ilość zatrudnianych osób, eksploatowanych pomieszczeń, a co za tym idzie wytwarzanych towarów, przyczyniła się do poszukiwania kolejnych rynków zbytu. „Obra” rozpoczęła pozyskiwać odbiorców poza granicami kraju. Dobrze prosperująca od lat spółdzielnia w roku 1968 wchłonęła Poznańskie Zakłady Płyt Trzcinowych i Wyrobów z Wikliny, zmieniła również nazwę na Spółdzielnia Pracy WikliniarskoTrzciniarskiej „Obra”. Niedługo trwała kooperacja zakładowa, bowiem już dwa lata później doszło do zrzeczenia się przez spółdzielnię prędzej nabytego zakładu. Pracownicy Spółdzielni na wycieczce w Sudetach, lata 50. Wycieczka pracowników z rodzinami w góry, lata 50. 13 Zakładane finansowe wartości produkcji miały być pomyślnie przekraczane. Wyroby koszykarskie trafiały nie tylko do Ameryki, ale także do państw europejskich, między innymi Holandii i Szwecji. Wobec poprawiającej się sytuacji zaczęły pojawiać się pierwsze plany modernizacji i rozbudowy zakładu. Spółdzielnia planowała na najbliższe lata dynamiczny rozwój „Obry”, poszukując jednocześnie kolejnych odbiorców towaru, dzięki którym miano upłynnić zalegające stutonowe zapasy wikliny. W roku 1972 aż 63% wytwarzanego z wikliny towaru wysyłane było za granicę. W kilka lat później „Obra” niemal całość produkowanego przez siebie asortymentu była w stanie przeznaczyć na eksport. Dzięki przybierającemu imponujących rozmiarów eksportowi spółdzielnia przystąpiła do rywalizacji o miano najlepszego eksportera. Rezultatem zmagań było dwukrotne osiągnięcie drugiego miejsca w konkursie Wojewódzkiego Związku Spółdzielczości Pracy. Koszykarki prezentują wiklinowe torebki, lata 60. (od lewej) H. Hamarczuk, T. Basińska, T. Hajdacz, H. Hajdas, J. Chomik. Z początkiem lat sześćdziesiątych, to jest po blisko piętnastu latach funkcjonowania, zakład otrzymał pierwsze zlecenie produkcji towaru na eksport. Odbiorca pochodził ze Stanów Zjednoczonych i zainteresowany był kupnem wiklinowych koszy przeznaczonych do magli. Zlecenie z USA okazało się być dobrym omenem, bowiem zaraz po nim przyszła kolej na następne. Zamówień przybywało, niemniej jednak ubywało wyspecjalizowanych w wyplataniu osób. Wykruszający się koszykarze oraz pojawiający się często problem braku komponentów stanowiły przeszkodę w realizacji narastającej ilości zleceń. Co więcej, już w roku 1968 odnotowano największy dotychczasowy spadek produkcji przeznaczonej na eksport. Okres stagnacji nie trwał jednak zbyt długo, bowiem już w dwa lata później produkcja eksportowa zaczęła na nowo rozkwitać. Artykuły pojawiające się w prasie pod koniec 1969 roku dostarczały informacji o poprawiającej się kondycji zakładu. Wyplatanie torebek, lata 60. (od lewej) T. Hajdacz, W. Moskwa i M. Przybylska. 14 Według prasowych doniesień posada koszykarza nie cieszyła się w tym okresie popularnością. Uważano ją za pracę zbyt ciężką i mało opłacalną. Potencjalni pracownicy entuzjastyczniej podchodzili do możliwości zatrudnienia się w obszarze stolarni, w której praca miała być znacznie łatwiejsza i bardziej dochodowa. W ramach niwelowania braków w personelu rozpoczęto systematycznie prowadzone zatrudnienia. Popularna stała się forma chałupniczego wytwarzania towarów, o czym świadczy licznie nawiązywana współpraca pomiędzy zakładem a chałupnikami z Ośna Lubuskiego, Zbąszynka oraz Zębowa. W 1972 roku zatrudnieni w systemie klasycznym, jak i chałupniczym stanowili liczbę 340 pracujących w „Obrze” osób. Tego samego roku spółdzielnia weszła w posiadanie nowych terenów. Urząd Miasta Ośna Lubuskiego zdecydował się przekazać „Obrze” młyn w stanie ruiny. Podjęto wówczas inicjatywę wzniesienia na tym miejscu nowego budynku. Praca przy warsztatach wikliniarskich (od lewej) J. Piosik i T. Hajdacz Pomimo tego, że początek lat siedemdziesiątych był dla spółdzielni okresem prosperity, niezwykle sprzyjającym eksportowi towarów, to jednak nie wykluczyło to innych trudności. Jednym z najistotniejszych problemów był wówczas odpływ pracowników zatrudnionych do wyplatania wikliny. Pomimo corocznego zasilania pracowniczych szeregów absolwentami Zasadniczej Szkoły Wikliniarskiej mieszczącej się w Skwierzynie, problem systematycznie narastał. Za główną przyczynę tego zjawiska prasa podawała niskie zarobki. Miały one być nieadekwatną formą wynagrodzenia w stosunku do trudu wykonywanej pracy. Rozczarowani pracownicy opuszczali „Obrę”, stawiając ją przed przymusem pozyskania nowej kadry. Kłopotem dla spółdzielni było wówczas nie tylko znalezienie nowego pracownika, lecz również znalezienie pracownika doświadczonego, cechującego się umiejętnością wytwarzania dobrego jakościowo produktu. Przy snopkach wikliny - (od lewej) Jan Przystaniak, Jan Kaczmarek i Henryk Wąchalski. 15 W efekcie powstał tam dwupiętrowy zakład skupiający w sobie około czterdziestu koszykarzy oraz nadzorujący pracę zatrudnionych w okolicach chałupników. Wobec rozwijającej się wciąż produkcji spowodowanej rosnącymi potrzebami rynku, zarówno rodzimego jak i zagranicznego, spółdzielnia stanęła przed koniecznością rozwiązania problemu związanego z dostarczaniem zakładowi odpowiedniej ilości surowca. Właściciele plantacji, dostarczający do tej pory wiklinę, okazali się być źródłem niewystarczającym do pokrycia całkowitych potrzeb produkcji. Wobec narastającego problemu „Obra” zdecydowała się na zorganizowanie własnych zasobów plantacyjnych. Wiązało się to ściśle z nabyciem odpowiedniej ilości gruntów. W rezultacie zakupiono blisko 5 hektarów gruntów rolnych, na których założono spółdzielczą plantację wikliny. Do utrzymania plantacji w należytym porządku powołano zespół pracowników odpowiedzialnych za szereg zajęć związanych z plantowaniem, skupem oraz przetwarzaniem wikliny. Na potrzeby związane z poszerzeniem działalności zakładu zakupiono usprawniający pracę sprzęt. Pojawiły się ciągniki oraz maszyny rolnicze. Na fali rozbudowy powstała również warzelnia. W zmodernizowanym wówczas budynku przeprowadzano proces gotowania wikliny. Również zabieg korowania został usprawniony - w miejsce przeprowadzanego do tej pory procesu ręcznego wprowadzone zostały odpowiednie maszyny. Wspominany wcześniej wciąż rosnący popyt, wzmożona ilość zatrudnień, a także modernizacja zakładu przyczyniły się do dalszego poszerzania upraw. W niedługim czasie rozrosło się ono do rozmiaru 45 hektarów. Pieczę nad plantacjami wikliny sprawował poznański Ośrodek Badawczo-Rozwojowy, w którego gestii leżało przeprowadzanie badań i doświadczeń związanych z wprowadzaniem nowych gatunków wikliny, jak i usprawnianiem ochrony przed zachwaszczeniem pól. Przy wyrobach wikliniarskich - (od lewej) Jan Przystaniak, Józef Adamczak i Henryk Wąchalski. Toruń, lata 60.- wycieczka pracowników 16 W roku 1977 miały miejsce znaczące dla spółdzielni zmiany. Działająca do tej pory w strukturach Centralnego Związku Spółdzielczości Pracy, podlegająca bezpośrednio pod mający swoją siedzibę w Zielonej Górze Wojewódzki Związek Spółdzielni Pracy weszła pod kuratelę Centrali Przemysłu Ludowego i Artystycznego – „Cepelii”. Jednym z rezultatów tych przeobrażeń była zmiana nazwy spółdzielni. Funkcjonująca do tej pory, jako Spółdzielnia Pracy Wikliniarsko – Trzciniarska „Obra” przyjęła nazwę Spółdzielni Pracy Rękodzieła Ludowego i Artystycznego „Obra”. Największą niedogodnością wynikającą z przemian roku 1977, okazała się zmiana bezpośredniego zwierzchnika. Wspomniany wcześniej WZSP mieścił się w Zielonej Górze, nowy natomiast miał swój oddział w Rzeszowie. Zwiększona odległość pomiędzy spółdzielnią a jej nadrzędnym zwierzchnikiem okazała się niepomyślna dla współpracy. Wobec niesprzyjających warunków kooperacji, szczęśliwymi były zmiany zachodzące w roku 1978. To właśnie wtedy – 30 czerwca spółdzielnia przeszła pod zwierzchnictwo „Cepelii” w Warszawie. Zmiana ta zaowocowała prowadzeniem współpracy na znacznie wyższym poziomie. Jeszcze w roku następnym, tj. w listopadzie 1979, lokalna prasa informowała o sprawnym funkcjonowaniu „Obry”. Szczególnie podkreślano związki spółdzielni z rynkiem zachodnim. Gazeta Lubuska w dniu 20 listopada tegoż roku zawiadamiała o istniejącym stuprocentowym eksporcie. Za największych odbiorców obrzańskich produktów uchodziła w tym czasie Holandia, RFN, Szwecja, Dania oraz USA. Spośród szerokiego asortymentu wytwarzanych przez zakład produktów Holendrzy na przykład lubowali się w koszach rowerowych, które w tym czasie były popularyzowane jako środek służący przewozowi mniejszych zakupów. Co ciekawe, dużym zainteresowaniem cieszyły się wtedy także kosze dla gołębi. Szczególnie pożądanym wyrobem były jednak wiklinowe meble. Wyplatane w różnych wzorach krzesła, stoliki i im podobne odnajdywały zastosowanie nie tylko w domach i mieszkaniach, ale również stanowiły ozdobę werand, altan i ogrodów. Spółdzielnia nie Wzory wyrobów z wikliny Spółdzielni „Obra”, ok. 1964 r. 17 ograniczała się do wysyłania za granicę jedynie wyrobów plecionkarskich. Znaczącą część eksportu stanowiły elementy drewniane, do których należały głównie okna, drzwi, drabiny i półki. Czynnikami zakłócającymi sprawny przebieg produkcji, na które niejednokrotnie skarżył się u progu lat osiemdziesiątych ówczesny Prezes Zarządu Spółki Henryk Wąchalski, były szeroko pojęte braki. W pierwszej kolejności odnosiły się one do personelu „Obry”. W ostatnich miesiącach roku 1979 do normatywnego zatrudnienia brakowało aż 28 osób. Biorąc pod uwagę sumę wszystkich pracowników zakładu, która oscylowała w granicach 220, okazuje się, że deficyt osobowy stanowił bisko 13%. Nie lepiej prezentowała się sytuacja w obszarze dostaw surowca i innych niezbędnych do produkcji elementów. Odnotowano duże braki tarcicy, wikliny, papieru ściernego oraz pokostu. Sytuacja wydawała się o tyle groźna, że na zaopatrzeniowym horyzoncie nie było widać oznak jakiejkolwiek poprawy. Indywidualne gospodarstwa, które do tej pory stanowiły największy odsetek wikliniarskiej aprowizacji nie pokrywały istniejącego zapotrzebowania na surowiec. Nie było też chętnych rolników, którzy podjęliby się zakładania nowych plantacji. Wynikało to najprawdopodobniej z wysokich kosztów takich inwestycji, które nawet gdyby się zwróciły to prawdopodobnie nie wcześniej niż po pierwszych pięciu latach. Znaczące informacje o kondycji zakładu opublikował na łamach Gazety Lubuskiej w roku 1991 Jan Kaczmarek - długoletni członek Zarządu. Relacja dotyczy okresu, w którym spółdzielnia popadła w coraz większe zadłużenie. Za szczególnie ciężkie chwile dla zakładu uchodził okres transformacji z gospodarki planowosocjalistycznej do gospodarki wolnorynkowej. W tym okresie spółdzielnia traciła sukcesywnie możliwości efektywnego inwestowania. Jubileusz Spółdzielni Pracy „Obra” (od lewej) Stanisław Molenda, Ludwik Korczyński, Raminiak i Jan Merda. 18 Wycieczka pracowników „Obry” do Wieliczki – 1957 r. Uczestnicy pleneru koszykarskiego w Brodach pod Warszawą, lata 60. Pracownicy „Obry” na wycieczce w Krakowie, lata 60. Pracownicy na wycieczce w Warszawie, lata 70. 19 Wycieczka w Sudety, lata 70. Pracownicy na wycieczce w górach, lata 60. 20 Sytuacja finansowa, w jakiej się znalazła, zmusiła Zarząd Spółki do podjęcia decyzji o zaciągnięciu kredytu. Z relacji Prezesa Kaczmarka wynika, że pożyczka obciążona była wysoką, 84-procentową stopą. Konsekwencje regulowania należności wobec banku odczuli pracownicy zakładu, których pensje zaczęto określać mianem skromnych. W parze ze spłatą długu szły inne problemy. Drożały ceny drewna, prądu, transportu oraz surowców. Prezes Zarządu Spółdzielni chciał uniknąć podwyższenia cen gotowych wyrobów. Obawiał się, że w przypadku wzrostu finansowej wartości obrzańskich produktów stali klienci zakładu zrezygnują ze współpracy z „Obrą” na rzecz producentów chińskich, rumuńskich, węgierskich czy jugosłowiańskich, mogących zaproponować bardziej konkurencyjne ceny. Walne Zgromadzenie pracowników Spółdzielni Pracy Rękodzieła Ludowego i Artystycznego „Obra” - (od lewej) Ludwik Korczyński, Stanisław Plura, Kazimierz Jokiel, Franciszek Kabat i Roch Rusiecki, przy stole prezydialnym – Jan Kaczmarek, Henryk Wąchalski (stoi). Równie mało optymistyczne perspektywy malowały się przed stolarską częścią zakładu. Dobrze prosperująca dawniej sprzedaż została znacząco ograniczona. Najlepiej definiują to liczby - przed okresem transformacji produkcja sosnowych łóżek, cieszących się popularnością na zachodzie Europy, oscylowała w rocznym rozrachunku na poziomie około 6 tysięcy, zaś drewnianych mebli kuchennych wynosiła blisko tysiąc kompletów. W roku 1991 można było już mówić zaledwie o połowie ówczesnego nakładu. Festyn 20-lecia Spółdzielni Pracy „Obra” – Międzyrzecz, 1967 r. 21 Przewodnicząca Rady Nadzorczej Bronisława Olejnik, (z tylu od lewej)Walenty Suchora i Jan Drzazga. Prezes Spółdzielni „Obra” Henryk Wąchalski. 22 Narzędzia- szydło i noże do wycinania wikliny na plantacjach. (zbiory Muzeum w Międzyrzeczu) Żelazka do ubijania wikliny w czasie wyplatania oraz prostowania i łamania kija przy produkcji mebli. Klamra do ręcznego korowania wikliny (zbiory Muzeum w Międzyrzeczu). 23 Warszawa, lata 70.- pracownicy na wycieczce. Kraków- Barbakan, pracownicy na wycieczce, lata 70. Plener koszykarski w Brodach, pierwszy z prawej majster Zygmunt Przybylski. 24 Pracownicy w pochodzie 1 Majowym 1979 r. Pracownicy biura Spółdzielni „Obra” (od lewej) na dole: Czesława Grabowska, Krystyna Klorek i Irena Drozdowska, rząd pierwszy Kazimierz Zubel, Henryk Wąchalski, Albin Kłosowski, Filinski, Walenty Suchora, Halina Kitlas, Halina Wąchalska, Kazimiera Przygodzka, Bronisława Olejnik, Janina Gursz, Alfons Jadwiżak i Henryk Łubkowski, rząd drugi od lewej Henryk Kaczmarek i Jan Kaczmarek, lata 70. Pracownicy Spółdzielni w pochodzie 1 Majowym, lata 70. 25 Stanisław Wawrzyniak Lubomira Wawrzyniak 26 Świadectwo koszykarza Janiny Pisarek z 1970 r. Janina Pisarek 27 Wyplatanie fotela przez Ryszarda Mikołajczyka, 1984 r. Sortowanie wikliny Wyplatanie fotela przez Kazimierza Hajdacza, 1984 r. Warzelnia- gotowanie wikliny, ok. 1984 r. 28 Czesław Kozica Jadwiga Gorzko 29 ZMIERZCH TRZCIELSKIEJ SPÓŁDZIELNI Pomimo dokonywanych przeobrażeń i przekształceń zakład zaczął stopniowo upadać. Nawarstwianiu problemów spółdzielni przysłużył się w największej mierze wzrost kosztów realizacji produkcji wikliny. To w prostej kalkulacji przekładało się na powiększanie cen wyrobów gotowych, które z kolei wpływały bezpośrednio na utratę klientów. Sprawdzał się czarny scenariusz Jana Kaczmarka. Rynek zagraniczny wobec wzmożonych kosztów tracił z wolna zainteresowanie polskimi produktami, rynek zaś rodzimy od dłuższego już czasu nie mógł stanowić odbiorcy na tyle dużego, aby móc zapewnić wystarczający do sprawnego funkcjonowania zakładu zbyt. W efekcie ograniczonych możliwości sprzedaży spółdzielnia zaczęła borykać się z problemem magazynowania zwiększonych ilości zapasów oraz poszukiwaniem nowych odbiorców. Utrzymujący się przez dłuższy czas brak możliwości zbytu towaru zaczął grozić płynności finansowej zakładu. Spółdzielnia straciła możliwość systematycznego regulowania należności wobec dostawców półproduktów. Rosło też zadłużenie względem Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, Urzędu Skarbowego i innych. Zakład konsekwentnie pogrążał się w regresie finansowym i tym samym produkcyjnym. Brak perspektyw, dających nadzieję na zmianę obrotu sytuacji zdeterminował dalsze działania. 10 sierpnia 1997 roku zebrało się Walne Zgromadzenie Spółdzielni, które podjęło uchwałę przesądzającą losy zakładu. Decyzją Zgromadzenia spółdzielnię przeznaczono do likwidacji. Pożegnanie pracowników koszykarni - likwidacja zakładu w 1993 r. 30