link do pracy
Transkrypt
link do pracy
BEZIMIENNE BOHATERKI – LOSY MATEK SYBIRACZEK „Wszystko mi dałeś Mój dobry Boże, Cierpliwość, mękę Z mych młodych lat. Ja nie pamiętam Swojej młodości, Chociaż też miałam Szesnaście lat.” Bohaterką mojej pracy jest należąca od 1992 roku do Związku Sybiraków pani Władysława Karbownik z domu Zawada. Inspiracją do przeprowadzenia tego wywiadu był zbiór jej wierszy z 2013 roku. Twórczość poetycka towarzyszy jej od wczesnego dzieciństwa, lecz trudne czasy sprawiły, że pierwsze wiersze zaczęła spisywać dopiero od 1986 roku. Poetka oświadczyła, że wena przychodzi niespodziewanie i zawsze ma pod ręką długopis, by móc w każdej chwili spisać swoje myśli. Największą inspiracją dla pisarki jest codzienność, najbliższe otoczenie i jej bliscy. Utwory pani Władysławy weszły do dwóch zbiorów wierszy ziemi lubuskiej „Ślad istnienia” (1991) i „W pajęczynie czasu” (1995), w których znalazło się ich aż dziewięć. Często publikowała swoje utwory w kącikach poetyckich lokalnych pism oraz prezentowała je podczas spotkań gminnych. Sama wydała dwa tomiki poezji i jedną książkę. W 2001 roku Pani Władysława została odznaczona „Medalem za zasługi dla Ziemi Sulęcińskiej”. 1 Leży przede mną zbiór jej wierszy, wywiad i „Kobiecy los”. Nie wiem za co najpierw się zabrać. Nie mam pomysłu, jak opisać to, co przyprawia mnie o ciarki. Młodzi ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, co przeżywali zesłańcy, ile ich kosztowała walka o przetrwanie, ile musieli znieść, by powrócić na ziemię ojczystą. Za każdym razem jak tylko przesłuchuję nagrania powstałe podczas wywiadu, łzy same napływają mi do oczu. To nie do pojęcia, jak traktowano naszych rodaków w tamtych czasach. Panią Karbownik odnalazłam poprzez mieszkańców Torzymia. Po długich namysłach i przygotowaniach w końcu zdecydowałam się do niej pojechać. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak będzie wyglądało nasze spotkanie do czasu, gdy drzwi otworzyła mi miła, uśmiechnięta, starsza kobieta. Wiedziałam już wtedy, że będzie to przyjemny i dający dużo do myślenia czas. Poetka na początek pokazała mi swoją dużą kolekcję książek i trochę o nich opowiedziała. Następnie przeczytała mi kilka swoich wierszy. Wśród nich znajdował się utwór „Za Niemen”, od którego chciałabym zacząć opowieść o losach pani Karbownik. „Los mojej młodości Łączył w obcym kraju, Me serce wyrwane Z brzegu twych wód. Z piosenką do ciebie Powracam do dzisiaj, Bo któż by znów Dzisiaj rozłączyć mnie mógł. Ze snem twych rozkoszy Płynąc twoim brzegiem, W głębinach twej wody Kryjąc serca ból.” 13 grudnia 1924 roku był szczęśliwym dniem w domu państwa Zawała w Meluzynie na Kresach (obecnie Białoruś). Urodziła im się wtedy piękna córka o imieniu Władysława. Sielanka rodzinna zakończyła się 10 lutego 1940 roku. Wtedy to rodzina pani Karbownik została zesłana na Sybir. Jak wspomniała moja respondentka, powodem zesłania było to, że jej ojciec służył u księcia Ludwika Czetwertyńskiego. Był leśniczym, ale dzięki pomocy księcia zaliczał się do ludzi majętnych i ówczesnej inteligencji, a takich właśnie wywożono. 2 W wywiadzie Sybiraczka opisała całą sytuację – „02.00 w nocy, 40 stopni mrozu, przyszło siedmiu Ruskich i dwóch Białorusinów jako tłumaczy, aby wyjaśnić ojcu, co mówią Ruscy, a im, co mówi ojciec. Powiedzieli, że zostaniemy wywiezieni w głąb Rosji dla polepszenia warunków, ale my mieliśmy tyle dobra … ojciec zasłabł, bo właśnie zawalił mu się cały świat, a my z matką byłyśmy zrozpaczone”. Możemy sobie tylko wyobrazić, co czuła w tym momencie ta rodzina. Ból? Smutek? Rozpacz? Tego nikt z nas dobrze nie zrozumie… Rodzina pani Karbownik została wywieziona do Kazachstanu, gdzie przebywała pięć lat. Transport był gorszy niż mogli się tego spodziewać. Wsadzono ich do bydlęcego wagonu, w którym okna były zabite, a na drzwiach była duża żelazna klamra. O jedzeniu lepiej było nie myśleć. W czasie wywożenia dawali tylko jedną kromkę chleba i wodę. Kiedy dojechali na miejsce, wszystkie ubrania musieli złożyć do bani, a samemu szli do łaźni. Była to tzw. dezynfekcja. Po tym wszystkim następowała zbiórka i przydzielanie do roboty. Pani Karbownik jak na swój wiek była bardzo wyrośnięta i dobrze odżywiona, dlatego też wyznaczyli ją do kopalni węgla. Pracowała tam przez pięć lat. „Tam podjeżdżały wózki i szpadlem trzeba było wsypywać, i tak cały czas narzucaliśmy węgiel do tych wózków, a potem one odjeżdżały. Tam pracowałam osiem godzin, a nieraz nawet i dwanaście. Nie interesowało 3 ich to, że człowiek w młodym wieku. A nie daj Boże nachyl się, żeby się wyprostować, bo plecy bolą, to zaraz czymś dostaniesz od wartownika. Ja moją bliznę nadal czuję i za każdym razem przypominam sobie ten ból.” Pani Karbownik dobrze pamięta głód, strach i cierpienia, które towarzyszyły jej na co dzień, ale nie poddała się, była silna. Opisała to w jednym ze swych wierszy: „Kajdany brzęczą U nóg twoich, Ty nie znasz losu Swoich dni. Rzucasz się w głębię Bystrej wody, By wolność swą odzyskać tu.” Warunki, w jakich żyła, głód spowodowały, że musiała kraść. Potem przesłuchiwało ją przez dwa tygodnie NKWD. Do dziś pamięta, jak stawiano ją pod ścianę, grożono pistoletem „Ojciec mówił, żebym się do niczego nie przyznawała, bo już więcej się nie zobaczymy, innych z łapanki wsadzano do łagrów...albo od razu skazywano na śmierć.” W tym samym czasie poznała dwie dziewczynki z Leningradu - Wierę i Nadię. Z opowiadania wynika, że to szczęście, że właśnie wtedy je spotkała. „One były w kinie, gdy my kradliśmy ziemniaki. Kiedy dowiedziały się, że łapią Polaków, wzięły mi bilet i kazały mówić, że byłam z nimi. Przez dwa tygodnie ciągali nas pod ścianę, oni się nie przyznali i ja się nie przyznałam i mnie wypuścili. Jaka ja wtedy byłam szczęśliwa. Uciekłam stamtąd jak najszybciej, jeszcze w biegu obróciłam się, żeby sprawdzić, czy nikt mnie nie goni. Na koniec usłyszałam tylko słowa – Przeklęta Polka” Niedługo potem wybuchła epidemia szkarlatyny. Zachorował brat i siostra pani Karbownik. Przewieziono ich do szpitala oddalonego o 25 km. Aby zobaczyć swoje rodzeństwo, pani Władysława musiała pokonać tę odległość na piechotę. Pani Zawada (matka), martwiąc się o córkę, ubrała ją w najcieplejsze ubranie jakie posiadała. Jej nogi owinęła z trudem zdobytymi materiałami, a potem założyła ciepłe buty. Moja respondentka wspomina, jak podczas tej drogi zatrzymało się auto - „Nie każdy Ruski jest zły, on był obcy i zawiózł mnie, opowiedział o wszystkim lekarzowi.” Dowiedziała się tam, że z rodzeństwem jest już lepiej. Brat i siostra pani Karbownik spędzili w szpitalu 42 dni, po czym obcy człowiek przywiózł ich do domu, ale zabronił im cokolwiek powiedzieć -„Twierdzili, że nie ma dobrych ludzi, ale 4 zawsze się jakiś znajdzie. Trzeba każdemu o tym mówić. Zawsze będę przypominać, że nie każdy Ruski jest straszny, obce nam pomagali.” Gdyby nie ten Rosjanin, nie wiadomo, co by się stało. Pani Karbownik do tego czasu pamięta o nim i opowiada, że nie wszyscy traktowali ich tam źle. W końcu myśleli, że mogą już opuścić Rosję, ale niestety, okazało się, że wyjechać może tylko ojciec, ponieważ miał służyć w wojsku. Zostali sami z matką. Na szczęście przez krótki czasu. Po pięciu latach pobytu w Kazachstanie przesiedlili ich na rok w kołchoz, do wioski Trudowoj. Tam pracowali na polu. Mama pani Władysławy starała się jak tylko mogła, żeby jej dzieciom niczego nie brakowało. Pomagała jej sąsiadka, która dawała im ziarna i niezbędne produkty. Dzięki temu pani Zawada mogła wyżywić swoje dzieci. Po powrocie do Polski ojciec pani Władysławy znalazł mieszkanie w Malutkowie niedaleko Sulęcina. Kupił wszystko, co było mu potrzebne do normalnego funkcjonowania. Ich życie zaczynało się zmieniać na lepsze. Pani Władysława wraz ze swoją matką zajęła się gospodarstwem. Dobrze im szło. Rodzina miała nadzieję, że już tak zostanie. Wtedy ogłoszono, że cała ta okolica pójdzie pod poligon, a wszyscy mają szukać sobie nowych domów. Jako 5 rekompensatę dano im 15 tysięcy. Po zamianie pieniędzy stracili jednak wszystko. Mimo to starali się być silni i znaleźli mieszkanie w Żelichowie. Po pewnym czasie pani Karbownik spotkała mężczyznę, z którym wzięła ślub, ale nigdy nie zapomniała o swojej matce i tym, co dla niej zrobiła. Często odwiedzała oboje rodziców. Przeprowadziła się do Torzymia, znalazła pracę w szpitalu i zajęła się wychowywaniem dzieci. Jej małżeństwo rozpadło się, została sama z sześciorgiem dzieci. Starała się być dla nich taka, jak jej mama była dla niej. Doświadczenia z młodości spowodowały, że pani Karbownik i tym razem znalazła w sobie siłę, by stawić czoło przeciwnościom losu. Do tej pory jest bardzo opiekuńcza i choć teraz to ona potrzebuje pomocy, to zawsze myśli o swoich dzieciach. „ Dopóki sił starcza” mówi. To, co przeżyła pani Władysława jest niewyobrażalne dla ludzi w moim wieku, a jednak te doświadczenia nie zmieniły jej nastawienia do życia. Pani Karbownik wciąż jest radosną i w pełni wierzącą w Boga kobietą, bo jak mówi … 6 „Jaki piękny świat Dałeś mój Panie Bo wszystko przecie Od ciebie zależy. I ziemia matka Dla nas jest jednaka Nie gardzi dłońmi Mozołem ich pracy. (…) Nie płacz ma matko Zaczniemy od nowa Z piersią do przodu Pójdziem w imię Boga.” Choć do Polski wróciła w 1946 roku, o członkostwo w Związku Sybiraków zaczęła się ubiegać dopiero od 1991 roku. Wysłała wtedy dokumenty do Warszawy, które uprawniały ją do otrzymywania ulg kombatanckich. 7 Pani Władysława Karbownik chętnie opisuje przeżycia swoje i swojej rodziny. Chce, żeby wszyscy poznali prawdę o historii wprost ze Syberii… Najważniejsza dla niej jest rodzina - a szczególnie matka, która opiekowała się nią i dbała o to, by mogła spokojnie powrócić do kraju. Nazywa ją swoją bohaterką…Uważa, że to właśnie dzięki jej poświęceniu i bożej opatrzności może dziś razem z nami usiąść przy stole. „Nazajutrz wszystko budzi się dokoła Ja znów cię proszę Boże Wysłuchaj mnie chciej Bo na tej ziemi Tak pięknie Bo na tej ziemi Pozwól Jeszcze Żyć.” 8