Jedź łośtrożnie czyli łoś na asfalcie
Transkrypt
Jedź łośtrożnie czyli łoś na asfalcie
Wyprawa wędrowników Pomorskiej Chorągwi Harcerzy ZHR 16-20 lutego 2010 Wstępniak Pięciodniowa wyprawa już za nami. Nowoczesna technologia dała zainteresowanym możliwość śledzenia przygód grupy ośmiu poprzez codzienne wpisy na stronie internetowej. Dziś jednak patrzycie na coś więcej: gazetkę z wyprawy, gdzie oprócz wspomnień znajdziecie też wiele ciekawostek wprost znad Biebrzy. Niemal wszystkie teksty zostały napisane podczas wyprawy przez jej uczestników. czyli łoś na asfalcie Jedź łośtrożnie Nadbiebrzańska przyroda okazała się nader łaskawa i co prawda nie dane nam było ujrzeć wilka (być może dla naszego dobra), to jednak kilkukrotne spotkane łosie, sarny, jelenie i dziki cieszyły nasze oczy. Dobrze, że są jeszcze takie miejsca w naszym kraju, gdzie niezmącona nadmierną ingerencją czło- Ekipa - str. 2-4 Biebrzański Park Narodowy - str. 6 Budy wczoraj i dziś - str. 6 Trzcinowy business - str. 7 Grzędy - Wieś wyklęta - str. 8 J. E. Król Biebrzy - str. 9 Twierdza w Osowcu - str. 11 Kronika z wyprawy - str. 12-16 wieka przyroda stanowi schronienie dla dzikich zwierząt. Historia tego miejsca to też nie lada gratka. Niegdysiejsza granica między Królestwem Polskim, a caratem, linia obrony nad Narwią i Biebrzą podczas II Wojny Światowej i inne wydarzenia potrafią spojrzeć z nieco innego kąta na te podmokłe zakamarki. Ale klimat Biebrzy to nie tylko przyroda i historia. To przede wszystkim ludzie., których dane nam było spotkać na naszej drodze. I o nich poczytacie w tej gazecie. Bo bez nich nie wiedzielibyśmy co jest tu najcenniejsze. Dziękujemy Wam „Biebrznięci”! [MO] EKIPA Tomek „Krzykacz” Łukowicz X Rumska Drużyna Wędrowników „Czarny szlak”. „Krzykacz” od listopada 2009 roku pełni funkcje Drużynowego 8 Rumskiej Gromady Zuchowej. Zanim nim został, doświadczenie zdobywał jako przyboczny zuchowy. Ma również czworo rodzeństwa, co sprawia, że z dziećmi daje sobie radę doskonale. Być może z tego powodu jako kierunek studiów wybrał Pedagogikę resocjalizacyjną na Uniwersytecie Gdańskim :) „Krzykacz” od 4 klasy szkoły podstawowej tańczy w zespołach tanecznych. Przygodę tę rozpoczął od tańca klasycznego który trenował przez 6 lat. Trenował również taniec towarzyski i współczesny. Obecnie Tomek jest członkiem Uniwersyteckiego Zespołu Pieśni i Tańca „Jantar”. Tomasz jest wiernym kibicem Polskiej Reprezentacji Mężczyzn w piłce ręcznej. Niewiele osób zapewne wie, że Mateusz Stromski 36 Gdyńska Drużyna Wędrowników Uczeń trzeciej klasy gimnazjum w Żukowie. Członkiem drużyny jest od ubiegłego roku. Jest szczęśliwym posiadaczem trzech sióstr - oczywiście młodszych. Naukę zamierza kontynuować w 6 LO w Gdyni. Mateusz jest wyśmienitym narciarzem. Swoimi umiejętnościami bez problemu dorównuje zawodnikom z europejskiej czołówki. Spędzając aktywnie czas na stokach Wieżycy, nie zajeżdżajcie mu drogi. W dzieciństwie praktykował także ekstremalne zjazdy na rowerze. Nie brakuje mu odwagi i bystrości umysłu, skoro bierze udział w zimowisku w Biebrzańskim Parku Narodowym, gdzie jesteśmy gośćmi Króla Biebrzy. Zainteresowania? Podobne jak wielu chłopaków - „Młodych Wilków”: gry komputerowe, piłka nożna i zagadnienia z tematu „Wpływ ludności fińskiej na zróżnicowanie etniczne Inflantów w XVIII w.”. Jakub Szewczuk X Rumska Drużyna Wędrowników „Czarny szlak” Jest harcerzem od 6 lat. Należał on 9 Rumskiej Drużyny Harcerskiej, a następnie przeszedł do X RDW. Ma stopień ćwika i pagon z numerem 72. Mieszka w Rumi. Ma dwoje rodzeństwa – o rok młodszą siostrę i 11 lat młodszego brata. Chodzi do II LO w Gdyni. Jest w klasie maturalnej i chce studiować Socjologię w Warszawie. Jego ulubionym sportem jest kick- Str. 2 boxing. Odniósł nawet w tej dyscyplinie pewne sukcesy. Uczy się nieźle i nie lubi się nudzić. Razem z kolegami próbował podpalić szkołę (prawie mu się udało!), a także wsypał koledze po lekcji WF kisiel za koszulkę. Widać więc, że jest to ciekawa osoba. Lubi wyjazdy harcerskie i inne biwaki. Z tym człowiekiem po prostu nie można się nudzić! J E D Ź Ł O Ś T R O Ż NI E EKIPA Łukasz Borchmann X Rumska Drużyna Wędrowników „Czarny szlak”. Harcerz od 11 lat. Dwukrotnie złamał rękę w tym samym miejscu - za pierwszym razem w II klasie podstawówki na lekcji, podczas tego „co dzieje się po wyjściu nauczycielki z lekcji”, drugi raz – w wyniku wypadku na rowerze. włosy, od drugiej gimnazjum znów długie z tym, że w formie bardziej tradycyjnej niż za pierwszym razem. Lubi czytać książki, z literatury „szlachetnej” preferuje Micińskiego, Broniewskiego i Stachurę. Nie przepada za grami zespołowymi. We wczesnym dzieciństwie fryzura „krótko z przodu [w zasadzie jeżyk] długo z tyłu”, w wieku 10 lat krótkie Jest człowiekiem o specyficznym poczuciu humoru, lubi świeże powietrze. Uważa, że kurtka jest mu nie potrzebna. Rafał Małecki 36 Gdyńska Drużyna Wędrowników Osoba związana ze środowiskiem harcerskim od pięciu lat, podczas których przemierzała gdyńskie kanały z 36 GDW. Jest to rzecz o tyle dziwna, że mieszka w Rumi i naturalną wydawałaby się penetracja lokalnej kanalizacji. Ukończył kurs przybocznych zuchowych ale nigdy nie związał się z tym pionem ZHR. Wśród ulubionych sportów króluje gra w unihokeja telefonem komórkowym i koszykówka, zaś wśród dziedzin nauki – biologia. Nie jest jeszcze zdecydowany co do swojej odleglejszej przyszłości, w najbliżej zaś marzy o plackach. Marcin Głąbikowski 28 Gdańska Drużyna Wędrowników Nasz druh ma 21 lat, jest rezolutnym chłopakiem i wesołym kompanem naszych wędrówek oraz zmagań z trudami szlaków Biebrzańskiego Parku Narodowego. Jego życiorys znaczony jest wieloma chwalebnymi i wzniosłymi uczynkami. Jego przygoda z harcerstwem zaczęła się już w 1999 roku w 7 GDH „RANGERS” im. Roberta BadenPowella. Od tego czasu Marcin rozwijał się i doskonalił swoje umiejętności w różnych dziedzinach harcerskich w kilku drużynach, miejscach oraz dzięki wielu znaczącym osobom. Przez ostatnie dwa lata jego przygoda z harcerstwem uległa kilku zmianom. Trafił do wojska. a tam… życie uległo całkowitemu przewrotowi. Dowiedział się, że pory roku tutaj mają inną kolejność niż W Y PR A W A W Ę D R O W NI K Ó W jest to przyjęte w realnym świecie, nauczył się wielu wierszy, oraz tego, iż wojsko ÓCZY, WYHOWÓJE I ROZFIJA :) Obecnie pracuje w Adventural Parku „KOLIBKI” gdzie kasa leży pod każdą kępą mchu xD Jeśli więc chcesz przeżyć niesamowita przygodę, poznać tego przystojniaka i doświadczyć wyższej szkoły jazdy to … Ma wiele extremalnych zainteresowań, prowadzi z kolegami Poszukiwawcze Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe, bierze udział w wielu rajdach a także i to chyba najciekawsze, próbuje nawiązywać kontakty interpersonalne z osobami poniżej 175. Sam ma jakieś 2 metry. Str. 3 EKIPA Robert Mogiełka Szef Referatu Wędrowniczego Pomorskiej Chorągwi Harcerzy ZHR Ksiądz katolicki legitymujący się czerwoną książeczką (po prostu takiego koloru jest legitymacja potwierdzająca stan kapłański). Niegdyś - będąc na parafii w Wejherowie - uwielbiał jeździć na rowerze. Dziś częściej chodzi w sutannie niż wówczas, choć na wyjeździe, podczas którego pisany jest ten tekst, jego strój zdradza wytrawnego turystę. Robi bardzo dobre zdjęcia - można je zobaczyć choćby w tej gazetce. I co nie często się zdarza - zdjęcia ks. Roberta nie kończą swego życia na dysku komputerowym, ale można je również dotknąć na papierze. Wśród felerów – popsute kolana. Kilka dni temu napisałbym jeszcze to w liczbie pojedynczej. Czas jednak płynie nieubłaganie – podobnie jak i wiek (również ks. Roberta) i już komplet kolan kwalifikuje się do wymiany. A to wszystko za sprawą tajemniczego kleszcza… Lubi dobrą kawę (co mogą potwierdzić stali bywalcy coniedzielnych spotkań po Mszy harcerskiej), szybkie samochody i dobre aparaty. Z jego twarzy można czytać jak z książki, kiedy z dezaprobatą wypowiada się w duszy na temat kazania swojego kolegi po fachu. Sam – jak mówi – woli pogrzeby od ślubów. W przypadku tych pierwszych uczestnicy uroczystości przynajmniej częściej pokazują swoje szczere emocje. Z podobieństw do św. Jana Viannei – patrona kapłanów - można wyróżnić przynajmniej jedną. Obydwaj mieszkali / mieszkają na strychach. Choć pewnie o nieco innym standardzie... Mariusz Ossowski Przewodniczący Zarządu Okręgu Pomorskiego ZHR Druh Mariusz, jak się okazuje, to nie tylko biurokrata w stopniu podharcmistrza, ojciec swojego jedynego syna i mąż miłej żony, ale to też człowiek, którego do lasu ciągnie, aby pobyć z harcerskimi łosiami wśród łosi z Puszczy Nadbiebrzańkiej. Ma co prawda już swoje lata, a konkretnie 30 i w krótkich spodenkach dawno po lesie nie ganiał, bo na ostatnim obozie był 3 lat temu, to jednak harcerski duch, jak mogliśmy się przekonać, wciąż w nim drzemie. Str. 4 Ten nasz dzielny „łoś” nie tylko potrafi obsłużyć komputer i telefon, ale wciąż pamięta jak zorientować mapę i jak odnaleźć się w zaśnieżonym lesie, gdzie dróg i przetartych szlaków nie widać. Pewnie ten wyjazd jest sposobnością dla niego, aby snuć dalsze plany dotyczące jego harcerskiej służby? Cisza, zaduma… las sprzyja podejmowaniu odważnych decyzji. Liczymy na Ciebie Druhu! J E D Ź Ł O Ś T R O Ż NI E PARK Biebrzański Park Narodowy (BbPN) BbPN został utworzony na podstawie Rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 9 września 1993 roku jako 18-ty z kolei polski park narodowy. Obecnie, spośród 23 polskich parków narodowych BbPN jest największym parkiem narodowym i jednym z większych w Europie. Celem Parku jest ochrona rozległych torfowisk Kotliny Biebrzańskiej oraz niewielkiego fragmentu Wzgórz Sokólskich o łącznej powierzchni 59.223 ha. Otulina Parku obejmuje także nieduże części przylegających do Kotliny Biebrzańskiej mezoregionów: Wzgórz Sokólskich, Wysoczyzny Białostockiej, Wysoczyzny Kolneńskiej i Doliny Górnej Narwi. W granicach Parku znajduje się osiem wyłączonych z niego enklaw, obejmujących głównie wyspy mineralne w obrębie Kotliny Biebrzańskiej, zajęte pod uprawy, łąki i osadnictwo. Najcenniejsze walory Parku to szeroka dolina mającej charakter naturalny silnie meandrującej rzeki Biebrzy, z największym zespołem torfowisk w Polsce, zwanych Bagnami Biebrzańskimi. Wraz z unikatową mozaiką i strefowością siedlisk mokradłowych, a także ekstensywnym rolnictwem zacho- Bagna Biebrzańskie są uznawane za jedną z najważniejszych w kraju i w Europie Środkowej ostoi ptaków wodno-błotnych. Jako niezwykle cenny obszar wodno-błotny Biebrzański Park Narodowy w roku 1995 został wpisany na listę Konwencji Ramsar o obszarach wodnobłotnych mających znaczenie międzynarodowe, zwłaszcza jako środowisko życiowe ptactwa wodnego. O międzynarodowej randze walorów przyrodniczych doliny Biebrzy świadczy również uznanie jej za ostoję ptaków o randze europejskiej, wg klasyfikacji BirdLife International. W 2004 dolinę Biebrzy włączono do sieci Natura 2000. Obecnie jest to obszar specjalnej ochrony ptaków (PLH 200008 Dolina Biebrzy o powierzchni 121.002,6 ha) i obszar specjalnej ochrony siedlisk (PLB 200006 Ostoja Biebrzańska o powierzchni 149.929,1 ha). wały się tu rzadkie, zagrożone i ginące w kraju i Europie gatunki roślin, ptaków i innych zwierząt. Charaktery- STATYSTYKA Biebrzański Park Narodowy jest największy w Polsce – ma 59 233 ha powierzchni i jest otoczony przez liczącą ponad 66 tys. ha otulinę. Park narodowy nad Biebrzą został utworzony w 1993 r. dla ochrony największego i najlepiej zachowanego w Europie kompleksu torfowisk dolinnych. Ich tereny są co roku zatapiane podczas wiosennych powodzi. Szerokość rozlewisk dochodzi wówczas do kilku kilometrów. Łąki, turzycowiska oraz mechowiska zajmują 70 proc. powierzchni parku, a lasy (głównie bagienne) – 26 proc. Na terenie bagien biebrzańskich wyróżniono aż 60 typów zespołów roślinnych. Rozległe obszary bagienne nad Biebrzą są rajem dla ptaków. Odnotowano tu 268 ich gatunków (na 404 stwierdzone w całej Polsce), z czego 194 tutaj gniazduje, a pozostałe głównie zatrzymują się podczas wiosennych lub jesiennych przelotów. W parku występuje 49 gatunków ssaków, w tym największa w Polsce populacja łosi, licząca blisko 400 sztuk. W Y PR A W A W Ę D R O W NI K Ó W styczne dla Biebrzańskiego Parku Narodowego są również rozległe krajobrazy, ekosystemy i siedliska, które gdzie indziej zostały już bezpowrotnie zniszczone, w wyniku melioracji, osuszania bagien i torfowisk. Więcej na: www.biebrza.org.pl Park o światowej sławie Biebrzański Park Narodowy jest jednym z ciekawszych parków w Polsce i chętnie odwiedzany przez polskie rodziny i pasjonatów. Podczas naszej wizyty napotkaliśmy ekipę telewizji „Animal Planet”. Ich dziennikarz Ian Maxwell jest szanowanym fachowcem w sprawach reportaży o zwierzętach, jest także jednym z najlepszych tropicieli na świecie. Ekipy telewizyjne bywają w parku często, tym razem kręcili materiał o wilkach, i zapewne powiodło się im, gdyż wtedy ścieżka była pełna wilczych torpów. [JSz] Str. 5 CIEKAWOSTKI dził się ostatni mieszkaniec - Pan Moczarski - którego żona tragicznie zginęła na mokradłach. Teraz Pan Krzysztof zajmuje dwie chaty, ma wiele psów, hoduje konie i krowy oraz urządza atrakcje turystyczna dla dzieci z domów dziecka. Budy wczoraj i dziś… Miejscowość jest uroczym miejscem. Pokryta śniegiem jest jak wioska św. Mikołaja - brakuje tylko elfów, bo Budy świecą pustkami. Od szosy- Drogi Carskiej - można się tu dostać dwiema ponad kilometrowymi drogami. Oczywiście rzadko ktokolwiek je odśnieża aby napotkać oznaki cywilizacji trzeba brnąć przez głęboki śnieg. Budy - mała wieś, ba, drobna osada na terenie Biebrzańskiego P.N.. Ludność ją zamieszkująca była tu od dawien dawna. Utrzymywała się głównie hodowli zwierząt: koni, i krów (tych czerwonych), leśnictwa, gospodarstwa. Były samo wystarczalne. Rodzili się i umierali w swojej społeczności, a gdy czegoś potrzebowali, udawali się do Trzcinna lub Osowca. W Budach mieszkało ok. 10 rodzin. Miały swoje małe folwarki. Domy oddalone od siebie o 100 - 250m. Budownictwo drewniane, ogrodzenia z grubego, suchego drzewa. Mieszkańcy w miarę upływu lat opuszczali swoje Budy. Z różnych względów: albo odchodzili na tamten świat, albo szukali miejsca w „wielkim świecie” - przeważnie młodzi. Ucieczki rozpoczęły się w latach siedemdziesiątych, ale ostatni rdzenny mieszkaniec wyprowadził się z Bud w 1993 r. Ich miejsca zajmowali z kolei „miastowi” chcący odpocząć od zgiełku aglomeracji. Przeważnie gospodarstwa Budzkie wykupywali warszawiacy. Takim nabywcą jest Pan Krzysztof, „Król Biebrzy”. Mieszka już tu od 18 lat, i jest samotny od kiedy wyprowa- Obecni właściciele traktują swoje domostwa, jak ‘dacze’. Odwiedzają je kilka razy w roku, podczas tych zaledwie paru dni, oddają się relaksowi i odpoczynkowi wśród nadbiebrzańskich bagien. Pamięć o Budach nie zaginie dopóki jest ukojeniem dla ludzkich zmysłów. [kszuk] Kupa prawdę Ci powie W Biebrzańskim Parku Narodowym można napotkać wiele gatunków zwierząt. Są tu m.in. łosie, lisy, bobry, jenoty i wilki. Każde ze zwierząt zostawia inne tropy, ślady i odchody. Według wiedzy przewodników, były osoby które wykorzystywały odchody „łosi ‘’do zarobku. Po wysuszeniu i kilku krotnym polakierowaniu nadawały się jako najStr. 6 lepsza pamiątka z Biebrzy. Po śladach guana można określić czy ślady należą do pani Klempy czy do pana Byka. Podobno odchody Klempy są bardziej rozrzucone, ponieważ łosica gdy załatwia swoje sprawy to się rozgląda czy nikt nie podgląda. [RM] J E D Ź Ł O Ś T R O Ż NI E CIEKAWOSTKI Środa Popielcowa w Trzciannem W środę popielcową całą grupą wybraliśmy się do Trzciannego na Mszę Świętą na godzinę 17 . W samej mszy świętej wzięliśmy czynny udział, Prezes koncelebrował wraz z Wikarym Mirosławem z tutejszej parafii, Kuba czytał pierwsze czytanie uprzednio siedząc w stallach ubrany w polar Prezesa, Mariusz zajął się oprawą muzyczną śpiewając psalm i aklamację. Tomek przeczytał drugie czytanie. Pod koniec Mszy odbyło się nabożeństwo Gorzkich Żali. Szczególną uwagę warto zwrócić na charakter liturgii środy popielcowej która rozpoczyna 40 dniowy okres Wielkiego Postu. Jednak według Księdza wikarego trwa on 43+3 dni. Kolejną ciekawostką było stwierdzenie że biznes plan służy do budowania bloków i sklepów. Tego wszystkiego mogliśmy dowiedzieć się podczas kazania. Bardzo ważną tradycją jest posypywanie głów popiołem na znak pokuty. Ale z kąt się bierze popiół? W XI wieku postanowiono, że popiół będzie pochodził z palm poświęconych w Niedzielę Są oni ogromnymi indywidualistami, z odrębnym stylem oprowadzania, odmiennym podejściem do turystów oraz z przeróżnymi pomysłami na zaintereso- [MG] Trzcinowy business Biebrzańscy przewodnicy W Biebrzańskim Parku Narodowym pracuje około 60 przewodników, ale zapisanych jest 44... to tyle statystyk! Ogólnie dzielą się oni na znawców, przewodników z papierem i tych ‘elitarnych’ przewodników pasjonatów.. Palmową z ubiegłego roku. I tu znów natrafiliśmy na bardzo dziwną rzecz. Wierni - oczywiście nie wszyscy - chowali popiół z tacek do pudełek i zawijali w chustki chcąc zabrać popiół ze sobą. Sam popiół sypany podczas nabożeństwa przez Kapłana na głowę wiernego przy jednoczesnym wymawianiem słów: „Pamiętaj, że jesteś prochem i w proch się obrócisz” lub „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” jest zachętą do zerwania z grzechem. Sam popiół nie ma żadnej nadprzyrodzonej siły i nie trzeba go zabierać do domu. wanie odwiedzających. Prawdziwy profesjonalista potrafi przeprowadzić przez szlak wszelkich turystów, inwalidów na wózkach, kilkuletnie dzieci, a nawet gimnazjalistów!! Łączy ich jedno: mają bzika na punkcie przyrody, Parku i zarażania tym innych. [] Na terenie Biebrzańskiego Parku Narodowego od stuleci zbierana jest Trzcina. W dawnych czasach służyła ona do pokrywania dachów. W dzisiejszych czasach trzcina znad Biebrzy eksportowana jest do Skandynawii oraz Niemiec. Koszenie Trzciny ma na celu zachowanie specyficznego ekosystemu który powstał przez setki lat. Za ręczne koszenie hektara pola jest płacone 1500 zł lecz nie jest to wcale łatwe gdyż koszenie i wywożenie trzciny następuje zima gdy bagienne tereny są zamarznięte. Na tere parku do koszenia trzciny używa się również Ratraki, lecz nie jest to już tak dochodowy Interes gdyż trzcina nie nadaje się do zbioru. [MG] W Y PR A W A W Ę D R O W NI K Ó W Str. 7 HISTORIA Podążając szlakiem naszej wyprawy, trafiliśmy w okolice Czerwonego Bagna, jest tam miejsce do którego można dotrzeć tylko jedna drogą przez bagno, jest to wieś Grzędy. Jednakże trudno nazwać ją miejscowością, gdyż od dawna nie widać tam osad ludzkich, a cały obszar wchodzi w skład Biebrzańskiego P.N.. Mogłoby się wydawać ze to opuszczona przez mieszkańców wioska ze względu na trudności zamieszkania i oddalenie od większych aglomeracji, co za tym idzie problemy ze stałym zarobkiem, trudnościami z uprawą roślin (bagno). Takich wiosek na Podlasiu jest wiele, lecz historia Grzęd jest bardziej zawiła, i owiana tajemnicą. Rejon Czerwonego Bagna jest doskonałym miejscem strategicznym jeśli ktoś chce się ukryć i prowadzić skrytą walkę, nic wiec dziwnego że bagna te obrała sobie partyzantka na kwaterę główną. Ale dzieje tej wioski zaczynają się o wiele dalej niż II Wojna Światowa. Ślady buntu są już widoczne od czasów Insurekcji Kościuszkowskiej, ludność Grzęd wspomagała i uczestniczyła w walkach przeciwko zaborcom i Twierdza Powstańców Tereny obecnego rezerwatu przyrody Czerwone Bagno wielokrotnie udzielały schronienia uczestnikom powstań i zrywów narodowych oraz walk partyzanckich. 8 września 1944 roku miała tu miejsce największa partyzancka bitwa na Białostocczyźnie – prowadzona w ramach akcji burza, między 9 Pułkiem Strzelców Konnych AK pod dowództwem rotmistrza Konopki „Groma”, a przeważającymi siłami Niemieckimi . Nie bez znaczenia dla końcowego wyniku (po stronie niemieckiej poległo 1500 ludzi, podczas gdy po partyzanckiej jedynie 110) była znajomość terenu oraz jego unikatowa, nieprzychylna dla obcych forma. Bagna – piekło dla najeźdźcy i raj znających ich tajemnice – uniemożliwiają wprowadzenie ciężkiego sprzętu i są miejscem wręcz stworzonym do prowadzenia ukochanej przez partyzantów walki podjazdowej. [] Str. 8 Wieś wyklęta okupantom. Przez wszystkie powstania i zrywy narodowe i lokalne, Grzędy były jednym z bardziej znaczących punktów oporu na Podlasiu. Mieszkańcy wydawali się mieć radykalno-patriotyczne poglądy, mała grupa społeczna, odcięta od świata która w krwi ma silne pierwiastki tożsamości narodowej nie może robić niczego innego jak sprzeciwianie się przeciwko władzy obcych uzurpatorów: Niemców i Rosjan. Powstanie Listopadowe, styczniowe, walka o niepodległość, wojna polsko-bolszewicka, i działania partyzanckie w czasie II WŚ podczas wszystkich tych wydarzeń Grzędy dały o sobie znać. Miał tam bazę Związek Walki Zbrojnej polskiej Armii Wyzwoleńczej (ZWZ PAW) pod dowództwem Antoniego Pałubińskiego „Pioruna”, ściśle współpracujący z partyzantką ppłk. Dąbrowskiego. Kiedy dowództwo Wehrmachtu postanowiło o pacyfikacji rejonów bagna, wzięli głownie na cel wieś Grzędy, wojska niemieckie wkroczyły na bagna wokół miejscowości nieświadome tego ze partyzantka powita ich ołowiem, kiedy w latach ’90 prowadzono jeszcze wycinkę drzew w tamtych okolicach, wiele razy niszczono łańcuchy od pił na pniach w których utkwiła amunicja. Niewiadomo ilu zginęło żołnierzy obu stron, a ilu pochłonęło bagno. Wieś spalono i wymordowano mieszkańców. Dziś nie ma już śladów zabudowań, ani pozostałości po cywilizacji, oprócz kilku podmurówek i roślin nietypowych dla rejonów bagiennych. Po wojnie tereny te zamieszkiwały ukryte oddziały AK i pozostałości partyzantki, których władze komunistyczne za wszelką cenę chciały się pozbyć. NKWD dokonywało obławy i polowało na polskich patriotów. Wysiedlono resztki ludności, niedobitków pacyfikacji, a wieś Grzędy, jej nazwa, lokalizacja i pamięć o niej owiano państwową tajemnicą, jako gniazdo antyradzieckiej działalności. Nawet po wielu latach nie pozwolono rdzennym mieszkańcom na powrót do ojczystej wioski, argumentując to tym że wieś „nie istnieje”, a wspominanie o niej było karane na równi jak za wspominanie o Katyniu. Czemu wiec nic o niej nie słyszeliście, skoro o Katyniu słyszał każdy? Bo dokładna historia patriotycznej postawy mieszkańców Grząd jest znana ludności Podlasia, ale miejmy nadzieje że wieść o heroicznych wyczynach i postawach tych zwykłych ludzi takich jak my, rozejdzie się dalej. [kszuk] J E D Ź Ł O Ś T R O Ż NI E LUDZIE Jego Ekscelencja Król Biebrzy czyli Pan Krzysztof... idzie o nowinki techniczne pomogliśmy mu nawet w pewnej sprawie… a mianowicie jako absolutnie pierwsi przynieśliśmy tu internet i to z trzech różnych źródeł!!! Kiedy o tym niezwykłym wydarzeniu dowiedział się Król Biebrzy od razu poprosił mu, abyśmy sprawdzili pewną niezwykle ważną dla niego rzecz: aukcje na portalu którego nazwy nie mogę tutaj zawrzeć ze względu iż strona allegro.pl ma i tak zbyt dużą popularność. Pan Krzysztof licytował dwa zdjęcia. Był to niezwykle zażarty bój, dlatego też postanowiliśmy użyczyć swych ramion i wiernie wspieraliśmy go we wszelkich sprawach dotyczących owych licytacji. Oczywiście dzięki nam (może nie tylko, lecz zdecydowanie bez naszej pomocy byłoby to niemożliwe) zwyciężył i już nie długo stanie się posiadaczem owych dwóch niezwykle unikatowych fotografii :) Nasz gospodarz, obecnie jedyny mieszkaniec Bud, człowiek nietuzinkowego poczucia humoru, niesamowitego sposobu bycia i niespotykanego sposobu życia… jest także niegdysiejszym warszawiakiem :) Jaśnie Nam Panujący mieszka w Budach od 1992 roku. Kiedy nasz były Antykwariusz wprowadził się do tej małej miejscowości znajdującej się po środku Biebrzańskiego Parku Narodowego mieszkało tu 10 rodzin. 18 lat temu żył tu jeszcze wraz z ostatnim mieszkańcem Panem Moczarskim. Po roku jednak Pan Krzysztof został sam na włościach. Towarzyszy mu sfora psów, która czego sam nie zauważył systematycznie rokrocznie powiększa się jednego pupila. Jeden z nich Mucha - mieszka razem z nami i jest wiernym towarzyszem naszych eskapad. Hoduje także kilkanaście krów W Y PR A W A W Ę D R O W NI K Ó W odmiany rudej, polskiej, która daje zdecydowanie mniej mleka, ale za to bardziej kaloryczne i potrafi przeżyć na turzycowiskach w przeciwieństwie do popularnych łaciatych :) Pan Krzysztof posiada na swych włościach także kilka koników polskich, znacznie mniejszych i bardziej zarośniętych od tych koni, które kojarzymy z kalendarzy. Jak dowiedzieliśmy się z licznych, długich i niezwykle interesujących konwersacji tj. prywatnych audiencji, Nasz Król Biebrzy pozostawił z ciężkim sercem swą rodzinę w Warszawie..Jego była żona oraz 23 letni już dziś syn, który studiował informatykę, a obecnie zajmuje się komputerami systematycznie, najczęściej w porach wiosennej i letniej, odwiedzają go w Budach. Pan Krzysztof jest zapalonym kolekcjonerem starych fotografii gwardii imperialnej. Będąc niejako pionierami jeśli [] Nasza przewodniczka Nieprzypadkowo tuż obok tekstu o Krzysztofie pojawia się tekst o naszej przewodniczce. Witrażystka, plastyczka, dekoratorka. W domu Króla Biebrzy można znaleźć kompozycje kwiatowe Agnieszki. Kto wie, co jeszcze się tam kryje... Dla nas przede wszystkim to przewodniczka po Podlasiu oraz Biebrzańskim Parku Narodowym. Jej konikiem jest nadwiślańska przyroda - a szczególnie fauna. Agnieszka - a właściwie Janina Agnieszka zwana również Wiedźmą - pochodzi spod Łomży. Wraz z trójką dzieci (5, 10 i 12 lat) mieszka w Trzciannem. Agnieszka związana jest również - jako instruktor - ze Związkiem Harcerstwa Polskiego. To dlatego dowiedziawszy się, ż w Budach zagościła grupa harcerzy bez chwili wahania postanowiła podzielić się z nami swoim czasem i wiedzą o tej ziemi. [MO] Str. 9 HISTORIA / MIEJSCA Tykocin – Żydzi – Synagoga W 1622 roku Olgierd Gasztołd sprowadził Żydów do Tykocina. 22 lata później zbudowano tam synagogę oraz Kirkut – żydowski cmentarz. Żydzi byli bardzo dobrymi kupcami. Olgierd chciał więc, aby rozkręcili oni gospodarkę w tej miejscowości. Udało mu się to. Dzięki nim Tykocin się rozwinął. Jednakże był jeden kłopot. Żydzi byli zbyt dobrymi handlarzami. Potrafili oni wykończyć cały rynek tak, że mieli monopol na handel w Tykocinie. Polacy musieli zapożyczać się u nich tak, że stawali się coraz biedniejsi i biedniejsi. Tak narastał konflikt między Polakami i Żydami. Potem nadeszły I i II Wojna Światowa. Już przed II Wojną Światową zaczęły się kłopoty i prześladowania Żydów. Wtedy, mimo że i Polacy byli prześladowani, znalazła się okazja do zemsty. Po II wojnie światowej w Tykocinie z 1500 Żydów zostało 22, którzy i tak zaraz wyjechali do Izraela. Teraz nie został tam ani jeden. Synagoga służy za muzeum, a Kirkuk uległ zapomnieniu. [MS] Z wizytą u Króla Biebrzy Str. 10 J E D Ź Ł O Ś T R O Ż NI E HISTORIA Twierdza Osowiec Rosyjska twierdza z drugiej połowy XIX wieku, znajdująca się w gminie Goniądz w powiecie monieckim, znana z 6,5-miesięcznej obrony podczas I wojny światowej. Nigdy nie została zdobyta - stąd jej późniejsze obiegowe określanie "rosyjskie Verdun". Jest to typowa twierdza zaporowa, zbudowana w latach 1882-1892 (pierwsze prace projektowe prowadzone były już od 1873). Zmodernizowana po wojnie rosyjsko-japońskiej (1904-1905). Uzupełniona elementami fortyfikacji polowej na początku I wojny światowej, a także fortyfikacjami stałymi przed II wojną światową. Z założenia twierdza usytuowana w zwężeniu bagien biebrzańskich miała stanowić osłonę kolei i szlaku komunikacyjnego Białystok - Królewiec. Twierdza składała się z 4 fortów: "Centralny" - fort nr 1, "Zarzeczny" - fort nr 2, "Szwedzki" - fort nr 3 i "Nowy” fort nr 4. Pierwsze trzy forty projektował inż. woj. ppłk. R. Krasowski, natomiast fort IV inż. woj. kpt. szt. Nestor Bujnicki – ten sam który projektował Twierdzę Modlin. Fort IV był pierwszym i jedynym fortem w Imperium Rosyjskim, którego obiekty w całości wylewano jako betonowe monolity. Główną pozycję obroną z cytadelą stanowił fort "Centralny". Przedmoście na prawym brzegu rzeki Biebrzy składało się z tzw. "Pozycji za rzeką" z fortem Nr 2 oraz pozycji wysuniętych "Sośnieńskiej" i "Las Białoszewski". Twierdza Osowiec stanowiła prototyp współczesnego rejonu umocnione go o raz przykład skutecznego połączenia elementów fortyfikacji stałej i polowej. Fort I był obiektem o niespotykanej wielkości (2,6 km w obwodzie), na terenie którego oprócz zwyczajowych zabudowań bojowych znalazły się też baraki magazynowe, zespół ceglanych i drewnianych domów, a nawet cerkiew. Garnizon twierdzy stanowiło około ? dywizji piechoty, 12 szwadronów kawalerii, 69 dział fortecznych oraz 24 działa polowe kalibru 107 i 152 mm). Garnizon prowadził walki obronne od 20 września 1914 roku, wytrzymując ogień najcięższej artylerii moździerzowej (moździerze 420 mm). Pod Osowcem 6 sierpnia 1915 roku Armia Pruska Osowiec, Carska Droga i Kreml Kreml, jak wiemy był najdroższym i najlepiej ufortyfikowanym punktem w Rosji. Okazuje się jednak, że na Carską Drogę i twierdzę w Osowcu wydano więcej pieniędzy, niż na cały wielki, pałac władców Rosji. Carska Droga została zbudowana do lepszej komunikacji między fortami cara m.in. twierdzą w Osowcu i Modlinie, a także do szybkiego przerzucania wojsk carskich do Warszawy gdzie często wybuchały bunty. Ta linia fortów była granicą między Rosją, a Niemcami. Jej głównym punktem była twierdza w Grodnie. Te dwa państwa były raczej w zgodzie, ale car wolał się zabezpieczyć… Twierdza w Osowcu W Y PR A W A W Ę D R O W NI K Ó W była jednak inna od wszystkich, bo budowa była bardzo skomplikowana. Najpierw trzeba było wydobyć cały torf, bo inaczej nie dałoby się tutaj zrobić fortecy. Następnie musiano nasypać innego materiału (np. piasku lub żwiru), który trzeba było przywozić z bardzo daleka i dopiero wtedy można zacząć właściwą budowę. Podczas wznoszenia tej twierdzy na bagnach życie straciło wielu ludzi. Podobnie działo się przy robieniu Carskiej Drogi. Na te carskie pomysły wydano dwa wagony złota! Teraz widać dlaczego i jak drogie były te budowle. do zdobycia twierdzy użyła broni gazowej (chloru). Twierdza ewakuowana na rozkaz dowództwa 23 sierpnia 1915 roku. Przed ewakuacją Rosjanie zdołali zniszczyć część budowli (prawie w całości fort II „Zarzeczny”). 23 lutego 1919 roku twierdzę przejęła armia polska. W okresie międzywojennym na terenie twierdzy stacjonował 42 pułk piechoty oraz funkcjonowała Centralna Szkoła Podoficerska Korpusu Ochrony Pogranicza (CSP KOP). W czasie II wojny światowej twierdza nie odegrała większego znaczenia. W kampanii wrześniowej Niemcy obeszli twierdzę pokonując umocnienia w rejonie Wizny. 13 września 1939 roku twierdzę przejęły wojska niemieckie, które 26 września 1939 przekazały ją Armii Czerwonej. Obecnie spośród czterech fortów Twierdzy Osowiec, tylko dwa są w stanie "używalności" (Fort I i Fort III). Fort II (Zarzeczny) zniszczony podczas działań wojennych jest pod nadzorem Starostwa Powiatowego w Mońkach i wejście na teren fortu jest niebezpieczne. Fort IV (Nowy) jest również zniszczony, jednak znajduje się na terenie Biebrzańskiego Parku Narodowego i przez jego teren została wytyczona turystyczna trasa historycznoprzyrodnicza. Fort I (centralny) i Fort III (Szwedzki) są własnością wojska, jednak o ile Fort III jest niedostępny to Fort I (Centralny) dzięki działaniom OTF (Osowieckie Towarzystwo Fortyfikacyjne) w chwili obecnej jest częściowo udostępniony dla turystów. Na terenie Fortu Centralnego znajduje się muzeum Twierdzy Osowiec i zostały wytyczono trasy do zwiedzania. Twierdzą opiekuje się Osowieckie Towarzystwo Fortyfikacyjne. Warto też zauważyć, że twierdza jest jednym z największych zimowych skupisk nietoperzy w kraju. [Marcin poszedł na łatwiznę i ściągnął ten tekst z Wikipedii…] [MS] Str. 11 KRONIKA W 8 osobowej grupie (Prezes, Komandos, Rafał i Mateusz z 36 GDW , Tomek , Kuba i Łukasz z X RDW oraz ja czyli Marcin z 28 GDW „Wilki”) wyruszyliśmy o 7 rano spod siedziby Okręgu na Czarnej w Gdańsku . Naszym pierwszym przystankiem było Makro w Przejazdo- wie za Gdańskiem, gdzie razem z Prezesem i Kubą, który został mianowany kwatermistrzem, wybraliśmy się na zakupy. Reszta ekipy zajęła się w tym czasie dopracowywaniem planu podróży. Po zakupach wyruszyliśmy w dalszą podróż odnawiając Jutrznie. Po drodze przejeżdżaliśmy przez Olsztyn gdzie wzięło mnie na wspomnienia gdyż w zeszłym roku w tutejszej Jednostce Wojskowej rozpoczynałem swą przygodę z wojskiem. Wtorek — 16 lutego 2010 Wyruszyliśmy z Gdańska ok. godz. 7.00. Zapakowaliśmy się w Volkswagena Transportera po tuningu przednich reflektorów. Po zakupach w Makro, które podobno istnieje dłużej niż Marko w Gdyni (jest to nieprawdą - przyp. red.), odmówiliśmy Jutrznię i pełni zapału i gotowi do nowych wyzwań wyruszyliśmy nad Biebrzę. Upychając nogi pomiędzy zapasami trwoniliśmy czas na przeróżne czynności: otwarcie Ligi Samochodowej Pokera (niewinna gra na wyimaginowane waluty), śpiewanie wspaniałych hitów z repertuaru zespołu „Maniana” i „Beatles”, spanie, i wyrafinowaną grę w słowa. Dotarliśmy do siedziby Biebrzańskiego Parku Narodowego, gdzie zaczerpnęliśmy garść niezbędnych informacji. Po przyjeździe na miejsce przywitał nas Pan Krzysztof „Król Biebrzy”. Wyglądał oszałamiająco. Miał biały skórzany płaszcz i niebieską koszulę na której miał zawieszone medaliony. Samochód musieliśmy zostawić przy drodze Carskiej, gdyż droga do Bud okazała się nie przejezdna. Cały sprzęt musieliśmy przenieść na naszych „plecach” do chaty - lecz to okazało się dopiero początkiem naszych prac. Podzieliliśmy się bowiem na małe grupy, które były odpowiedzialne miedzy innymi za przyniesienie drewna na opał, wody pitnej i przygotowanie obiadu. Wieczorem odwiedził nas „Król” który opowiadał nam o historii Biebrzy i swego życia. Zjadł z nami pyszną kolację, którą był ryż z sosem słodko kwaśnym. Pan Krzysztof jest on wielkim fanem historii. Skorzystał z możliwości użycia laptopa z dostępem do Internetu i zalicytował zdjęcia na portalu Allegro. Przed północą odmówiliśmy Nieszpory i poszliśmy spać. Do Bud musieliśmy dotrzeć na piechotę razem z całym dobytkiem, gdyż nasz Transporter ugiął się przed grubą warstwą śniegu. Przywitał nas na miejscu Król Biebrz:, osoba nietypowa, pojawiająca się znikąd, w wielkim futrze z upolowanych zwierząt. Towarzyszy mu stary, lecz groźnie wyglądający pies, którego ze względów bezpieczeństwa musiał trzymać na łańcuchu. Król - Pan Krzysztof - wydał się poczciwym człowiekiem, o bogatym życiowym dobytku. Mieszka w jednej z chat i posiada 18 wilczurów (pokaźna sfora…). Nie musieliśmy zwracać się do niego „Wasza Wysokość”. Ale nikt nie śmiał zwrócić się do niego bez należytego szacunku. Zjadł z nami obiad, i wydał się normalnym człowiekiem - takim jam My. [] [MG] Str. 12 J E D Ź Ł O Ś T R O Ż NI E KRONIKA Środa — 17 lutego 2010 Pobudka zgodnie z planem, szybkie śniadanie, przedwczesna - jak się później okazało - konsumpcja przydzielonego przez kwatermistrza „Grześka” i wyruszyliśmy w poszukiwaniu przygody, niezapomnianych przeżyć, łosi, jeleni, wilków, bobrów i innych dzikich zwierząt. Po dotarciu znalezionym przypadkowo skrótem do punktu obserwacyjnego, wykonaniu pamiątkowej fotografii, ruszyliśmy dalej w stronę wieży widokowej, odnajdując po drodze setki śladów zwierząt – i nie mam w tym miejscu na myśli jedynie ich tropów. Krótka obserwacja i obraliśmy kurs na „Lisie Nory”, doświadczając po drodze spotkania z dzikiem poddaliśmy się poszukiwaniu śladów życia na wyżej wspomnianym obszarze. Po półgodzinnych poszukiwaniach skierowaliśmy się na dalszą część trasy, która była równie nieprzychylna piechurowi i dziewicza jak dotychczasowa – bo torowanie ścieżki z nogami pod śniegiem do najłatwiejszych zadań nie należy, a nie było ono jedyną przeszkodą. Przepełnieni uczuciami wyczerpania i głodu (które wyraźnie podzielał niespodziewany towarzysz naszej podróży: Mucha, pies Jego Królewskiej Mości, Pana Biebrzy etc.) powróciliśmy po ponad sześciu godzinach intensywnego marszu do chaty, z której po pół godziny uzupełniania kalorii i ciepła wybraliśmy się do Trzciannego. Godzinna Msza Św. - podczas której można było dowiedzieć się iż do budowy bloku albo hali niezbędne jest sporządzenie „biznesplanu”, przez który to termin rozumiemy ustalenie listy niezbędnych elementów konstrukcyjnych – poprzedzona zakupami i wyruszaliśmy z powrotem do chaty w celu spożycia obiadu. Nim posiłek dobiegł końca pojawiła się Pani Agnieszka, umilając nam czas przez ponad dwie godziny, opowiadając o rejonie oraz swoim bujnym życiorysie oraz deklarując swoje przewodnictwo w jutrzejszej wyprawie na Czerwone Bagno. Zmywanie, rozbicie namiotu przez trójkę wędrowników, którzy postanowili spełnić w nim noc, zapowiedź wcześniejszej pobudki, kąpiel przed chatą i prace nad gazetką przypieczętowały całodzienne zmagania z naturą i samym sobą. Tak upłynął wieczór i poranek dzień drugi. [] W dniu dzisiejszym wyruszyliśmy na pieszą wędrówkę po Parku Biebrzańskim, a dokładnie podążaliśmy czerwonym szlakiem w poszukiwaniu łosi i lisich nor. Dzień zaczęliśmy standardowo od odmówienia Jutrzni, i zjedzenia smacznego śniadanka. Po tym ubraliśmy się i ruszyliśmy na szlak… Po 20 min marszu w kilkunastu centymetrowym śniegu, ujrzeliśmy w oddali łosia! Lecz ten nas usłyszał i niestety uciekł. Później natrafiliśmy na wieżę widokową z której można było oglądać różne rodzaje ptactwa (istny raj dla ornitologów ;D). Po dłuższym marszu dotarliśmy do kolejnej wieży, jednakże ta była o wiele wyższa i górowała nad okolicą. Spożyliśmy tam drugie śniadanie (niech Was nie zmyli ów fakt, „młode wilki” nie potrzebują pokarmu aby egzystować). Zrobiliśmy to wyłącznie z wyrachowania, aby poczuć się jak normalni ludzie. Natrafiliśmy na wiele zwierzęcych tropów, jednakże duże wrażenie zrobił ogromny dzik, który przebiegł tuż przed nami. Kiedy wróciliśmy z trasy spożyliśmy szybki i pożywny posiłek, po czym udaliśmy się odkopac nasze auto którym pojechaliśmy na Mszę Św. w Trzciannem, gdzie kilku z nas podjęło się służby liturgicznej i gdzie oczywiście Prezes współprowadził Mszę. Potem nadszedł czas na konkretniejszy obiad, i odwiedziny bardzo miłego i ciekawego gościa. Pani Agnieszka która będzie nas oprowadzała po Czerwonych Bagnach, to prawdziwy survivalowiec z pewnością potrafiąca wykonać więcej przydatnych wynalazków z zapalniczki niż McGywer. Jej pieszczotliwe kłótnie z Jego Wysokością o prawdziwy przebieg dawnych podróży umilały nam wieczór. Także trójka Rumskich Wędroli nie zamierzała się nudzić, i postanowili rozbić na dworze namiot w którym będą spali stwierdzając że w chacie jest ciasno! Dzień zakończyliśmy Nieszporami. [kszuk] W Y PR A W A W Ę D R O W NI K Ó W Str. 13 KRONIKA Dzisiaj wstaliśmy o wiele wcześniej niż zazwyczaj, co nie spotkało się z aprobatą lwiej części naszej „wesołej kompanii”. Jednakże wstaliśmy w dobrych humorach. „Młode wilki” z namiotu wydawały się wyjątkowo radosne, być może dlatego iż postanowili zahartować się z samego rana i przybyć z miejsca swego noclegu do chaty na boso. Prawie jak Wojciech Cejrowski - „Boso przez świat”. Obowiązkowo Jutrznia, śniadanko i w drogę. Ubrani i zwarci siedzieliśmy w automobilu czekając na naszą przewodniczkę Agnieszkę, i towarzyszkę Asię. Po godzinnej trasie do „Czerwonego Bagna” opuściliśmy ciepłe autko i weszliśmy w głąb nieprzyjaznego Parku Narodowego. Oczywiście byliśmy podekscytowani wieloma tropami zwierząt, a szczególnie wilków. Liczyliśmy ze ujrzymy akt brutalnego wypełniania łańcucha pokarmowego, cytując kolegę: „może jakiś wilk skoczy do gardła małemu Bambi”, albo „na pewno znajdziemy jakiś niepotrzebny kieł”. Agnieszka posiada ogromną wiedzę nt. zwierząt zamieszkujących park. W sposób empiryczny ukazała nam jak określić, kiedy zwierze przebywało w danym miejscu. Trasa która w zamyśle miała być „hard core’owa” i którą mieli przejść tylko najsilniejsi, okazała się w miarę spokojna i przyjemna… albo to my się tak wyrobiliśmy, w co szczerze wierzę. Wieża widokowa i małe ognisko w oczekiwaniu na Mariusza i Prezesa umiliły nam koniec wycieczki. W chatce uczyniliśmy małą burze mózgów i spożyliśmy obiad na słodko. Czwartek — 18 lutego 2010 Pobudka wcześniejsza niż zwykle. Spotkanie w chacie ekip śpiącej w niej oraz tej, która noc spędziła w namiocie (tzw. „Młode Wilki”) i wyruszyliśmy na spotkanie z Agnieszką – naszą przewodniczką. Godzina jazdy samochodem doprowadziła nas do miejscowości Grzędy, skąd, mimo ostrzeżeń leśnictwa nazywającego nas „szaleńcami”, obraliśmy kurs na Dęby. Tam podjęliśmy decyzje o kontynuowaniu wędrówki, przedtem zapoznając się z drzewami i biogramami osób po których przyjęły imiona. Od tej pory nie było już odwrotu. Trasa prowadziła przez stanowiska lokalnych bartników i „Wilczą Górę” do punktu końcowego – Kopytkowa, gdzie po wejściu na prywatną wieżę widokową niejakiego „Rumcajsa” rozpaliliśmy ogień w kominku jego wiaty, oczekując na przybycie transportu do punktu wyjściowego. W drodze powrotnej zahaczyliśmy o zabudowania o charakterze obronnym zlokalizowane na trasie Kopytkowo - Budy oraz poddaliśmy się konsumpcji wydanych przez kwatermistrza ciastek marki „Jeżyki”. [] [kszuk] W czwartkowy poranek, jadąc zwiedzać Czerwone Bagna, na carskiej drodze spotkałam grupę harcerzy, którzy jak się okazało też tam zmierzają. Dołączyłam się do ich grupy. Już po drodze dopisywało nam szczęście - spotkaliśmy łosia, na którego "poluję", aby go zobaczyć z tak bliska już ponad rok :) Dotarliśmy do Biebrzańskiego Parku Narodowego, a następnie wyruszyliśmy na wyprawę. Jako, że niespecjalnie niestety byłam do niej przygotowana - brak odpowiedniego obuwia - musiałam założyć śmieszne, gumowe osłony na buty. Chłopaki z harcerstwa natomiast nie dość, że byli dobrze ubrani to jeszcze bardzo rozgrzani, wcześniejszym wypychaniem samochodu ze śniegu. Niektórzy nawet twardo, bez kurtek w samych swetrach świetnie sobie radzili, gdzie ja w tym Str. 14 czasie w kurtce, czapce i rękawiczkach na gorąco nie mogłam narzekać :) O 10.00 wraz z naszym przewodnikiem Agnieszką udaliśmy się na wyprawę. Przed nami trasa o długości 15 km w śniegu po kolana. Lekko nie było, przede wszystkim mi w śliskich, za dużych "butach - osłonach", ale harcerzom humor dopisywał, z zainteresowaniem i ciekawością szliśmy przez śnieg. Po drodze spotkaliśmy dwa łosie i dzika. I w tym momencie niestety moja przygoda się już skończyła - poddałam się - za duży śnieg i te śliskie buty jak również brak kondycji niestety. Wróciłam do bazy, a harcerze nie poddając się ruszyli dalej. Bardzo miło wspominam to spotkanie na szlaku. Asia *Asia jest studentką Filologii Ukraińskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, gdzie w tym roku będzie bronić dyplom. Pochodzi z Sanoka. Jej siostra - Greta - prowadzi nad Biebrzą hodowlę psów zaprzęgowych. J E D Ź Ł O Ś T R O Ż NI E KRONIKA Piątek — 19 lutego 2010 Dziś przespałem pobudkę, w związku z czym opuściła mnie Jutrznia - które bardzo lubię. Śniadanie jak zwykle było pyszne: oliwki nadziewane chilli, kiełbaski i inne specjały. O 9.00 wyruszyliśmy do Trzciannego, skąd zabraliśmy Agnieszkę i jej 5-letnią córkę Darię. Pojechaliśmy do Tykocina - miasta z najstarszym świeckim pomnikiem (pomnik Stefana Czarnieckiego) oraz najstarszą synagogą. Zwiedzanie synagogi było o dziwo płatne, co było dziwne jak na kulturę żydowska, wiedząc ze byli to bezinteresowni, asymilujący się z otoczeniem, spokojni i lubiani sąsiedzi. Jedynie Prezes wysupłał 6 zł za wstęp, aby porobić kilka fotek, skąd inąd dobrze zachowanego domu modlitwy. Pani „pilnująca” nieomieszkana go jednak poinformować, że należy dodatkowo uiścić opłatę za robienie zdjęć - 25 zł, czyli normalka. Dobrze że toalety nie były płatne… Po pobudce i standardowych porannych czynnościach udaliśmy się w podróż drogą przy której zlokalizowane były Karawaki, czyli tzw. „krzyże choleryczne” zapobiegające wielu nieszczęściom i chorobom, stanowiące domniemane życiowe panaceum. Przemieszczając się między etnograficznymi atrakcjami dotarliśmy do Tykocina gdzie zwiedziliśmy Synagogę oraz miejscowy kirkut. Udaliśmy się w dalszą podróż, która niespodziewanie doprowadziła nas do Wizny – miejsca bohaterskiej walki września 1939 roku, gdzie 720 żołnierzy polskich pod dowództwem Władysława Raginisa broniło kraju przed ponad 42 tysiącami najeźdźców niemieckich. Następnie udaliśmy się do jednego z zabudowań o charakterze obronnym w pobliżu Biebrzy i po niedługim zwiedzaniu, wędrując wzdłuż rzeki trafiliśmy, do gospodarstwa nadleśniczego Edka Komendy gdzie doświadczyliśmy interesującej rozmowy, połączonej ze zwiedzaniem posiadłości i podziwianiem wspaniałych okazów koni polskich. Wróciliśmy do punktu wyjściowego gdzie trzy osoby podjęły się dalszej wędrówki po okolicy. [] Zobaczyliśmy także kirkut - cmentarz żydowski, gdzie ekipa z Rumi dokonała wnikliwej analizy dialektycznej napisów w hebrajskim znajdujących się na nagrobkach. Po powrocie na Carską Drogę obejrzeliśmy żeremia bobrów, dotarliśmy do Biebrzy, oraz poznaliśmy bardzo szanowaną osobę - nadleśniczego Edka Komendę, który pokazał nam swoje konie rasy polskiej i uraczył nas ciekawymi opowieściami. Wróciliśmy do Bud. O dziwo droga była odśnieżona! Grupka śmiałków odbyła jeszcze godzinna przechadzkę po bagnach, czyli to, co lubimy najbardziej. Na obiad było nasze ulubione spaghetti. Marcin czekał na nie od początku wyprawy. Faktycznie było smaczne, i wiele makaronu zostało… Wieczorem agapa. Słodyczy było od groma. [] W Y PR A W A W Ę D R O W NI K Ó W Str. 15 KRONIKA Sobota to dzień niezwykły… Zaczęło się od tego że ciutek zaspaliśmy. Godzinę. A był to dzień wyjazdu. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Częściowo spakowani zasiedliśmy do śniadania, nie było czasu na Jutrznie, czego całą podróż powrotną żałowaliśmy. Wędrole z Rumi złożyli swój namiot, a reszta się pakowała. Musieliśmy się spieszyć, bo obiecaliśmy Władcy Biebrzy że odwiedzimy jego posiadłość. Auto - którym dzień wcześniej podjechaliśmy pod jego chatę - ugrzęzło, bo w nocy przyszły roztopy. Musieliśmy dopomóc mu w wyjeździe do samej Carskiej, czyli jakiś kilometr, ale co to dla Młodych Wilków! Ruszyliśmy do twierdzy Osowiec, gdzie powitał nas bardzo charyzmatyczny przewodnik, a zarazem prezes Osowieckiego Towarzystwa Fortyfikacyjnego i członek grupy rekonstrukcyjnej z XVII w. Sobota — 20 lutego 2010 W następnej izbie jeszcze więcej nagromadzonych rzeczy, niczym tajemniczy strych dziadków, wszędzie kolorowo malowane figurki zwierząt i ludzi wykonane przez zaprzyjaźnionych rzeźbiarzy, pełno obrazów i kolejny gramofon, dużo kontrastów ponieważ gdzieniegdzie pojawiają przedmioty bardziej współczesne jak telewizor, lecz raczej niedziałający, stara kamera i wiele innych. W oknie witraż z Matką Boską. Pan Krzysztof pokazuje nam swoje konie i czerwone krowy, wszędzie biegają jego psy, za które dostał mandat ale nie zamierza go płacić licząc na opieszałość i lenistwo urzędników. Idziemy do miejsca gdzie rozpala nie ogniska, pod wielka strzechą, Pan Antek niczym afrykański tubylec próbuje nawiązać rozmowę, ale nie udaje mu się to bo mówi niezrozumiałym dla nas dialekcie, udało mi się tylko rozszyfrować że ma rodzinę w Szczecinie… Idziemy do kolejnej chaty, jak można się domyślić w podobnym klimacie, tylko że urządził tam muzeum, wiec znajdziemy tam wzór dawnej wiejskiej izby i pełno starych przyrządów rolniczych, takich jak ręcznie robione brony. Opuszczamy jego folwark „Sucha Barć”, podarowując mu książkę Strzembosza i Wnuka „Czerwone Bagno” z naszą dedykacją. Pokazał nam 1/5 fortu centralnego (twierdza ma obwód ok. 30 km). Było to ciekawe miejsce pełne eksponatów które można było dotykać! Więc zrobiliśmy sobie kilka fotek. Potem wędrowaliśmy tajnymi podziemnymi przejściami i tunelami, oraz oglądaliśmy ufortyfikowania. Następnie w ekspresowym czasie dojechaliśmy do Bud, i odwiedziliśmy Pana Krzysztofa, i niewiadomo skąd się pojawiającego P. Antka, który był w stanie świadczyć każda pomoc. Dom Króla jest miejscem niezwykłym. Zaraz po wejściu czuje się lekki zapach staroci, potem naszym oczom ukazuje się pierwsza izba. Z sekretarzykiem ma którym jest wiele notesów i kalendarzy w których Władca spisywał każdy ciekawy element dnia m.in. „23.00- upolowałem szczura (dalej podaje imię szczura i jego numer z kolei)”. Jest tam duzo rupieci, tak że pośrodku jest tylko wąskie przejście, oczywiście na komodzie stoją zdjęcia Gwardii Imperialnej które Krzysztof kolekcjonuje, tak jak wiele rzeczy związanych z Rosja Carską. Dalej niczym nie odgrodzona jest jego sypialnia i łóżko ułożone z wielu futer, dookoła porozrzucane książki w wielu egzemplarzach, na parapecie zdjęcia kobiet, „to moje bliskie przyjaciółki” mówi Pan Krzysiu, obok okna stoi gramofon, nakręca go, kładzie igłę na płycie i po kilku głuchych trzaskach słyszymy muzykę, hymn Biebrzy! Centralnym punktem tych dwóch pomieszczeń jest piec kaflowo-kuchenny, u góry suszą się na nim buty, na ścianach wiszą dzieła lokalnych malarzy, i różne rzeczy z wielu epok, futrzane czapki, rosyjskie pamiątki, i muszkiet. Str. 16 Krzysztof nalega abyśmy zabrali ze sobą Antka, ale mu odpowiadamy ze potrzebny byłby nam tłumacz, żegnamy się w wesołej atmosferze i jedziemy do domu. Wracając nie byliśmy świadomi jakie wypadki losowe nas czekają, ale o dziwo wychodziliśmy z nich szczęśliwie. Zsunęliśmy się lekko do rowu na poboczu, co uniemożliwiało nam wyjazd - pojawił się pan z półciężarówką i wyciągnął nas bez problemu na szosę jednym pociągnięciem, co za wóz! Potem liczyliśmy że rezerwy starczy na dłużej, przeliczyliśmy się i benzyny zabrakło gdzieś na drodze, Lizus złapał „stopa” i wrócił z baniakiem po 7 min. Dojechaliśmy w końcu do Gdańska ok. 23, pożegnaliśmy się i każdy ruszył w swoją stronę. [kszuk] J E D Ź Ł O Ś T R O Ż NI E