Szczęśliwy pech - Nasza Księgarnia

Transkrypt

Szczęśliwy pech - Nasza Księgarnia
Iwona Banach
Szczęśliwy pech
Wydawnictwo
Nasza Księgarnia
Text © copyright by Iwona Banach, 2013
© Copyright by Wydawnictwo „Nasza Księgarnia”, Warszawa 2013
Layout okładki Olga Reszelska
Projekt okładki Karia Korobkiewicz
Zdjęcie autorki Grzegorz Matoryn
Zdjęcia na okładce:
© Elitsa Lambova/Dreamstime.com
© iStockphoto.com/ZoneCreative
Szczęśliwy pech
Prysznic okazał się nieodzowny, bo wylizana przez psa Regi
cuchnęła na odległość. Rafał odprowadził ją do łazienki, a sam
likwidował szkody w spiżarni, niespokojnie nasłuchując odgłosów kąpieli, tak jakby pod prysznicem nie zostawił słabej,
delikatnej dziewczyny, ale co najmniej bombę zegarową. Kto
wie zresztą, co byłoby gorsze?
Regi wykąpała się jednak bez większych kłopotów. Niczego nie wysadziła w powietrze, niczego nawet nie zepsuła.
Przebrana, grzecznie usiadła przy kuchennym stole.
– Co ty właściwie robisz? – spytała, zabierając się do kolacji, którą Rafał przezornie przygotował sam.
– Jem – odpowiedział ze stoickim spokojem – przecież to
chyba widać! Czy w trakcie kąpieli uszkodziłaś sobie wzrok?!
– Pytam ogólnie, jak zarabiasz na życie? – Ciekawość Regi
okazała się silniejsza od przekory.
– Morduję samotne panienki! – odburknął. Nie lubił zbyt
dużo o sobie mówić. – Ale coś mi się zdaje, że tym razem…
Nie dokończył. Ostrzegawcze szczeknięcie Szatana i dzwonek do drzwi oderwały ich od kolacji.
Rafał poszedł otworzyć. W drzwiach stał mężczyzna
w średnim wieku, ubrany dość porządnie, ale niezbyt gustownie.
– Dzień dobry państwu – przywitał się, rozglądając się ciekawie po mieszkaniu i patrząc lustrująco na Regi, na Rafała
i na psa. – Starszy sierżant Malinowski. Obchodzę okoliczne
posiadłości, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku.
45
I wona B anach
Rafał zaniepokojony zerknął na Regi. Po co sierżant zjawił
się u niego? Po chwili w głowie zaświtała mu pewna myśl. Jogurty! Z drugiej strony ten człowiek nie fatygowałby się chy­ba w sprawie głupich jogurtów?!
– Czy coś się stało? – Z trudem powstrzymał śmiech. Regi
zbladła. Rafał odczuł coś w rodzaju satysfakcji. Pewnie nie
wsadzą jej do więzienia z powodu kilku jogurtów, ale nie zaszkodzi, jak się trochę przestraszy!
– Czy może chodzi o kradzież? – zapytała Regi niepewnie,
kuląc się w sobie i nerwowo trąc ręce.
– Widzę, że wiadomości szybko się rozchodzą! – stwierdził
spokojnie sierżant. – Tak, ostatnio zdarzyło się tutaj kilka niewytłumaczalnych kradzieży. Ot, choćby sklep pani Marcinowej czy rozbity automat do kawy na dworcu.
Rafał spojrzał na Regi, jakby chciał ją zabić, ale ona tylko
wzruszyła ramionami. Pomyślał, że powinien poważnie z nią
porozmawiać.
– Ale to jeszcze nie wszystko – ciągnął tajemniczo sierżant.
– Mamy informację, że w okolicy jest morderca! Oczywiście
nie chcemy paniki, ale państwo rozumieją. Morderca, który
planuje co najmniej dwa morderstwa, to nie błahostka, dlatego staramy się ostrzec społeczeństwo.
– Czy kradzieże mają coś wspólnego z tym mordercą…
albo z morderczynią? Bo przecież i tak być może. – Rafał
znów znacząco spojrzał na Regi. Miał ochotę porządnie ją wystraszyć.
46
Szczęśliwy pech
– Ma pan niestety rację! Możliwe, że to prawda. Dotąd nic
takiego się u nas nie zdarzało – Malinowski zawiesił głos – ale
choć to wydaje się nieprawdopodobne, to niestety wygląda na
to, że mamy już jedną ofiarę!
– Kto to?! – wykrzyknęli oboje, choć Regi kierowała czysta
ciekawość – nie znała przecież nikogo w miasteczku.
– Ciała nie odnaleziono. Tylko pewne rzeczy osobiste. To
kobieta, ale na razie nie zgłoszono żadnego zaginięcia. Możliwe, że to ktoś przyjezdny.
– Mówi pan, że ciała nie odnaleziono, nie zgłoszono zaginięcia… Więc skąd ma pan pewność, że w ogóle dzieje się
coś dziwnego? – Rafał nie bardzo rozumiał, o co właściwie
chodzi.
– Są rzeczy, których się nie ujawnia dla dobra śledztwa, ale
proszę mi wierzyć. Wiem, co mówię – rzucił sierżant na pożegnanie, zostawiając ich w niepewności. Ledwo zamknęły się za
nim drzwi, Rafał dopadł Regi w kuchni, gdzie się przezornie
schowała. Wszystko wskazywało na to, że ma coś wspólnego
z tą sprawą.
– Co to za numer z automatem? – zapytał od progu, patrząc złowrogo na dziewczynę.
– Dlaczego od razu mnie obwiniasz? – Regi udała oburzenie i przybrała niewinny wyraz twarzy.
– Regi! – krzyknął Rafał pewny, że dziewczyna coś przed
nim ukrywa. – Mów prawdę!
47
I wona B anach
– No dobrze – westchnęła zrezygnowana. – Nie chciało lecieć i pożarło mi pół dolara… – Cnotliwie spuściła oczy.
– To nie działa na dolary, tylko na złotówki! Zapomniałaś?
Tu jest Polska. I co, do cholery, nie chciało lecieć?
– Kawa! Kawa nie chciała lecieć, a jeżeli chodzi o złotówki,
to po prostu się pomyliłam… Byłam świeżo po podróży! Miałam w portfelu kilka monet, wzięłam pierwszą lepszą.
– I co dalej? – naciskał wciąż wściekły Rafał. – Walnęłaś
pięścią?
– Nie! No coś ty! Nie jestem chuliganem – odparła z godnością. – Leżał tam śrubokręt, to wsadziłam z tyłu… tylko
trochę pogrzebałam. Najpierw poleciał rosół. Jak pogrzebałam jeszcze trochę, to zaczęła lecieć kawa i… monety… Napiłam się i tyle!
– Zaraz, zaraz, ale potem go wyłączyłaś? – Wyczekująco
popatrzył na jej nerwowo splecione ręce.
– A ty co? Z policji jesteś?! – przeszła do ofensywy. – Nie
dało się wyłączyć! Wypiłam sześć kaw, więcej nie dałam ra­
dy… – Regi była naprawdę szczerze oburzona.
– A o co chodzi z morderstwem? Przynajmniej w tym, mam
nadzieję, nie maczałaś palców?
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko z wyraźną ulgą.
– Nie wygłupiaj się! Nie morduję… przynajmniej nie fizycznie!
48
Szczęśliwy pech
– Że mordujesz psychicznie, to już wiem! I chyba wiem
też, kto będzie twoją następną ofiarą! Ale mówmy poważnie.
Topolowe Wzgórze to odludne miejsce, może czaić się tu jakiś psychopata czy co… Lepiej nie wychodź sama do lasu,
dobrze?
Zdziwiony zauważył, że jednak się o nią martwi. Dziewczyna niestety nie wydawała się tym poruszona.
– W porządku, ale męczy mnie coś gorszego. Nie jestem
tym mordercą, choć cała reszta to moja sprawka. Więc co będzie, jak do mnie dotrą? No, wiesz: jogurty, kawa… oni to
połączą w jedną sprawę! Jeżeli znajdą torebkę i wezmą psa
tropiącego, to skończę w więzieniu!
– Daj spokój! Jak mogą do ciebie trafić? W torebce nie
było adresów ani dokumentów, a z tego, co mówiłaś, komórkę
zgubiłaś, jeszcze zanim straciłaś torebkę. Poza tym widział cię
tylko pies – pocieszył ją. – A za same jogurty nic ci nie zrobią! Jedzmy tę kolację i czas spać! Im szybciej zaśniesz, tym
szybciej będę miał odrobinę spokoju! – powiedział na koniec,
trochę rozdrażniony.
Od lat w miasteczku nie zdarzyło się nic ciekawego.
Owszem, było kilka ślubów, jakieś pogrzeby, czasami bójka
w knajpie, ale morderca? Nigdy! Najwyraźniej wraz z Regi do
Dębogóry zawitał wielki świat i spokój oraz ciszę szlag trafił!
49
I wona B anach
Regi piła kawę, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Rafał poszedł otworzyć, a po chwili wpadł jak burza do kuchni. Wymachiwał kawałkiem papieru.
– Co za krowa! Spójrz! – krzyczał z furią.
Regi była więcej niż pewna, że znów coś narozrabiała. Zrobiła więc, jak zwykle, niewinną minę, ale tym razem naprawdę nie wiedziała, o co może chodzić.
– Namalowałeś krowę? Czy to zamiast „dzień dobry”?
Rafał podał jej umowę najmu, taką samą, jaką miała i ona.
Widniało na niej dziwnie brzmiące nazwisko.
– To nie moje – skwitowała z uczuciem ulgi. – Nic mnie
nie obchodzi!
– Popatrz uważnie!
Spojrzała, ale nie zobaczyła niczego, co mogłoby ją zaciekawić.
– Umowa jak umowa – stwierdziła, ziewając.
– Nie rozumiesz? – Rafał zachłysnął się z wściekłości i nie
wiadomo dlaczego wskazał Regi. – Mamy nowego lokatora!
Moja była żona przysłała następną ofiarę!
Ta uwaga trochę zdziwiła Regi.
– Nie łapię, jaką ofiarę?
– Lokator! Następny lokator! Rozumiesz?! Przyjechał. Stoi
na ganku z bagażami. Wprowadza się!
Wreszcie dotarła do niej cała potworność sytuacji. Jeszcze
jeden lokator! Co prawda gotowanie wypadnie co trzy dni,
ale na trzy osoby… A przez te dwa tygodnie już zdążyła się
50
Szczęśliwy pech
przyzwyczaić, że mieszka tu z Rafałem sama. Nagle zaświtała
jej myśl.
– Może nie jest tak uparty jak ja i da się go wyrzucić? –
podsunęła z miną niewiniątka. – A tak na marginesie… ile ty
masz tu sypialni?!
– O co ci chodzi? Cztery! Ty chyba nie myślisz… Jezu, nie
zniosę jeszcze jednego!
– No, a rozmawiałeś z tym tutaj? – Kiwnęła głową w stronę drzwi. – Co mówił?
Z zaskoczeniem zobaczyła, że Rafał się uśmiechnął.
– Hmm, trudno powiedzieć.
– Co, do cholery? Nie wiesz, czy z nim rozmawiałeś, czy
nie wiesz, co mówił?! – Westchnęła z rozdrażnieniem. Dotychczas Rafał wyglądał na bardziej rozgarniętego. – Powiedz
mu, żeby się wynosił, i tyle!
– To nie będzie takie proste! – Rafał przestępował z nogi
na nogę.
– Chodź! Ja to załatwię! – oznajmiła pewnie i ciągnąc opierającego się Rafała, wyszła na ganek. Najpierw zobaczyła walizkę, dopiero potem zwróciła uwagę na opartego o balustradę
młodego, przystojnego mężczyznę.
Wyglądał naprawdę wspaniale. Miał pięknie skrojony
garnitur i białą koszulę, która podkreślała jego śniadą cerę
i ciemne włosy. Regi uznała, że szkoda go wyganiać. Takich
przystojniaków nie spotyka się przecież codzienne. Już miała
zacząć przekonywać Rafała, że jakoś się przecież pomieszczą,
51
I wona B anach
kiedy mężczyzna uśmiechnął się i przemówił grzecznie z dziwnym, obco brzmiącym akcentem:
– Jestem Carlo Antonio. A jak pani wymię?
Regi mimowolnie dotknęła biustu. Najpierw krowa, a teraz wymię? Co tu się, do cholery, dzieje?
– Całkiem dobrze! – odparła i pomyślała, że to dość dziwne powitanie.
Rafał popatrzył na nią w osłupieniu.
– Regi. To jest Regi… a ja jestem Rafał – odpowiedział za
nią, dobitnie akcentując każdą sylabę. Miał nadzieję, że zostanie zrozumiany.
– Bardzo mi mydło! – Carlo się uśmiechnął. – Przybyłem
na wakacje. Nie mówię dobrze waszym narzeczem. Będziecie
mogli mnie powłóczyć?
Regi patrzyła, nic nie rozumiejąc. A tak dobrze się zapowiadał! Elegancki, przystojny i pewnie bogaty, a tu co? Przystojny, ale kretyn niemówiący ludzkim językiem!
– Nigdzie nie będę go włóczyć! To wykluczone! – jęknęła
zrozpaczona i spojrzała na Rafała.
– Teraz rozumiesz?
Jedno spojrzenie na Regi wystarczyło za odpowiedź. Rozumiała aż za dobrze!
Mężczyzna powtarzał w kółko, że przyjechał na wakacje,
i nic nie dało się zrobić. Niechętnie zaprowadzili gościa do
sypialni. Po kilku minutach zszedł do salonu, więc zaproponowali mu kawę. Trochę z musu, a trochę, żeby się zorientować,
52
Szczęśliwy pech
kto to taki. Trzeba w końcu się czegoś dowiedzieć o nowym
lokatorze.
– Co jadasz na śniadanie? – Pytanie było zbędne, bo na
śniadanie była zawsze kawa i tosty – no, ewentualnie rogaliki
albo kanapki – ale Regi nie wiedziała, jak zagaić rozmowę.
Cudzoziemiec długo się zastanawiał, szukał odpowiedniego
słowa i nagle jego twarz się rozjaśniła.
– Bebechy! – wykrzyknął triumfalnie. Zdziwione spojrzenie Regi trochę go zaniepokoiło.
– Chyba nie rozumiem – powiedział powoli Rafał. – Co
masz na myśli?
– No wiesz, na przykład trupka – wyjaśnił spokojnie Carlo
Antonio, pewien, że tym razem zostanie właściwie zrozumiany. Rafał pokręcił niechętnie głową. Nie miał pojęcia, o co
chodziło.
– Będą problemy – zauważyła Regi, potrząsając z obrzydzeniem głową. – Nie mamy żadnego trupka w spiżarni!
– Może być też inne – zapewnił cudzoziemiec. – Nie jestem brzydzący. Jem wszystko! Czasami jem też wątpia.
– Nie wątpię! – Rafał zgryźliwe wpadł mu w słowo. – Tfu,
to chyba flaki. Polskiego to on się musiał uczyć od swojej prababki.
Rafał zastanawiał się, jak, u licha, dogada się z nowym lokatorem. Z niechęcią pomyślał o czekających go kłopotach.
– A kawa? – drążyła temat Regi, niezniechęcona porażką.
– Lubię, jak jest lepka!
53
I wona B anach
To przynajmniej Regi zrozumiała i bez namysłu podała
cukier.
– Poproszę o trzech kostek! – zażądał Carlo Antonio i po
namyśle dodał: – We Polska jest dużo trupka. Znam trochę
języki, to jeżdżę. Jesteście myli. Imię jak dla znajomków… No
moje zbrodnie to Tonino. Możecie tak mówić.
Rafał i Regi popatrzyli na siebie z niedowierzaniem, które nagle zmieniło się w całkowitą pewność. Włochy, mafia,
zbrodnie, to imię… to musiał być morderca! Morderca, który
mógł chcieć ich zabić. Mógł też zresztą nie chcieć. Nawet mordercy muszą u kogoś wynajmować pokoje, gdzieś spać, jeść…
a dopiero potem pozbyć się niewygodnych świadków.
W odruchu paniki Regi rzuciła się do telefonu, ale Rafał
dyskretnie popukał się w czoło i wymownym gestem przejechał ręką po szyi, wskazując obcokrajowca. Regi powoli odłożyła słuchawkę. Wiadomo, co mafia robi z donosicielami!
(...)
Wydawnictwo NASZA KSIĘGARNIA Sp. z o.o.
02-868 Warszawa, ul. Sarabandy 24c
tel. 22 643 93 89, 22 331 91 49,
faks 22 643 70 28
e-mail: [email protected]
Dział Handlowy
tel. 22 331 91 55, tel./faks 22 643 64 42
Sprzedaż wysyłkowa: tel. 22 641 56 32
e-mail: [email protected]
www.wnk.com.pl
Książkę wydrukowano na papierze
Creamy Hi Bulk 60 g/m2 wol. 2,4.
Redaktor prowadzący Joanna Wajs
Opieka merytoryczna Magdalena Korobkiewicz
Redakcja Magdalena Adamska
Korekta Jolanta Karaś, Katarzyna Sobiepanek-Szczęsna
Opracowanie DTP, redakcja techniczna Joanna Piotrowska
ISBN 978-83-10-12542-2
PRINTED IN POLAND
Wydawnictwo „Nasza Księgarnia”, Warszawa 2013 r.
Wydanie pierwsze
Druk: Opolgraf SA ???

Podobne dokumenty