Najważniejsze słowa Ewangelii, które ilustrują istotę

Transkrypt

Najważniejsze słowa Ewangelii, które ilustrują istotę
Droga modlitwy
Ojcze nasz to najważniejszy tekst Ewangelii dotyczący modlitwy (por. Mt 6,715). Tekst ten powtarzamy codziennie, czasem wiele, wiele razy dziennie. I to jest
wzorcowa modlitwa, ale czy rzeczywiście tym żyjemy, czy są to tylko wypowiadane
przez nas słowa.
Warto przyjrzeć się jaka jest struktura tej modlitwy zalecanej przez samego Pana. „Niech się święci imię Twoje” – „Święć się imię Twoje” – w naszej wersji pacierzowej, „Przyjdź Królestwo Twoje”, „Bądź wola Twoja". To są najważniejsze wezwania tej modlitwy. Ona jest ukierunkowana na to, żeby Bóg mógł sprawować swoją wolę
w naszym życiu. To jest najgłębsza potrzeba człowieka – działanie Boga w naszym życiu, Jego zstępowanie w nasze życie, w nasze czynności, prace. Cóż, często ponad to
przedkładamy swoje potrzeby i mówimy: Panie Boże proszę Cię o to…, to mi doskwiera…, z tym nie mogę wytrzymać i z tym sobie nie radzę.
Prawdziwa modlitwa i droga modlitwy zaczyna się, gdy na pierwszy plan w naszym życiu wybijają się te trzy wezwania :”Święć się imię Twoje”, „Przyjdź Królestwo
Twoje”, „Bądź wola Twoja”. Niezależnie od tego, czy w zdrowiu czy w chorobie, czy
w pomyślności czy w niepowodzeniu, czy w słońcu czy w deszczu, czy wśród prześladowań, czy w czasie wolności – „Bądź wola Twoja, Święć się imię Twoje”. Bo to jest
jedyny sens, prawdziwy sens życia niezależny od sytuacji, niezależny od wszystkiego.
Abyśmy jednak rzeczywiście tak się modlili, by modlitwa „Ojcze nasz”, była nie tylko
naszymi słowami, ale modlitwą serca, to najczęściej trzeba pokonać pewną drogę, odcinek drogi życia chrześcijańskiego.
Do określenia życia chrześcijańskiego używana jest często metafora drogi. Jest
to bardzo dobra ilustracja życia chrześcijańskiego, ponieważ droga ma swój początek,
ma swój cel, droga dzieli się na etapy, odcinki. W drodze można doświadczać trudności,
przeszkód. W drodze można się zatrzymać, z drogi można zawrócić, można kręcić się w
kółko, błądzić. Drogę można zgubić, drogę można odnaleźć, z drogi można zejść. Podobnie jest z drogą życia chrześcijańskiego, jak z każdą inną drogą.
Modlitwa „Ojcze nasz” pokazuje nam jaki jest cel tej drogi. „Święć się imię
Twoje, Bądź wola Twoja” – to jest jej cel. Środki do podążania po tej drodze są dalej
wymienione: to jest nasz chleb powszedni, o który prosimy – ten chleb dla ciała i chleb
eucharystyczny, dla duszy. Innym środkiem jest przebaczenie drugiemu człowiekowi,
ale i przyjęcie Bożego przebaczenia, czyli skrucha. Następnym środkiem jest zmaganie
się z działaniem złego, by Bóg nas zachował od tego działania. I to są środki, a cel to:
„Święć się imię Twoje, Przyjdź Królestwo Twoje, Bądź wola Twoja” – to jest cel naszej modlitwy i to ma się realizować we wszystkim co robimy, w każdym wymiarze
naszego życia.
Życie chrześcijańskie jest drogą i kto rzeczywiście wyrusza w drogę, doświadczy jej trudu. Jeżeli ktoś mówi, że wyrusza w drogę, a tylko wyjdzie ze swojego domu,
obejdzie go dookoła, a potem wróci, to znaczy, że jeszcze nie wyruszył. Jeśli jednak
ktoś wyruszy w drogę, to w tej drodze dozna trudu, zmęczy się, zechce mu się pić,
zgłodnieje, zgubi drogę, będzie jej szukał, odnajdywał. Jeżeli rzeczywiście wyruszy, to
doświadczy trudności tej drogi. Spotka na tej drodze wiele przeszkód.
I tak samo jest z drogą życia chrześcijańskiego. Jeżeli ktoś nie doświadcza trudności na modlitwie, to znaczy, że jeszcze w drogę nie wyruszył. Jeśli ktoś, na przykład
mówi, że nie ma grzechów, to w tę drogę wyrusza w ten sposób, że najwyżej wyjdzie z
klatki schodowej, obejdzie swój dom dookoła i wróci mówiąc: bardzo się zmęczyłem,
wracam do domowych pieleszy.
I dlatego, jeśli spotykam kogoś, kto mówi o trudnościach na modlitwie, mówi o
trudnościach wiary, to się bardzo cieszę. To znaczy, że on już wyruszył, już odszedł od
swych domowych pieleszy przynajmniej sto czy dwieście metrów, a może kilometr i już
19
doświadcza pewnego trudu.
Jakie są to trudności?
Przede wszystkim, jeśli ktoś rozpoczyna drogę modlitwy, a jak mówiliśmy sobie
na pierwszym naszym spotkaniu, właściwie rozpoczyna się ona od myślenia o Bogu, to
pierwsza trudność, którą napotka, to doświadczy rozproszeń. Okaże się, że nie potrafi
zbyt długo myśleć o Bogu. Inne myśli cisną się do głowy. I muszą się cisnąć, bo do
głowy przychodzi to, co jest w sercu, czym człowiek faktycznie żyje.
Gdy podejmujemy trud modlitwy, to z reguły doświadczymy przeglądu naszych
idoli, bożków; tego wszystkiego, co zajmuje nasze serce, czego pragniemy, czego szukamy, w co jesteśmy uwikłani. I to jest cenna informacja, bo odsłania nam różnorodne
przywiązania, uwikłania i jest okazją – nie tyle żeby użalać się nad tym, jaki jestem
uwikłany, przywiązany, ale jest okazją do skruchy: Panie Boże, przepraszam Cię, że
moje serce lgnie do wszystkiego oprócz Ciebie. O Tobie myślę tylko z największym trudem i natychmiast przychodzi jakaś inna myśl. Przychodzi do głowy cokolwiek. I warto,
byśmy zrobili sobie eksperyment: gdy rozpoczynamy jakąkolwiek modlitwę, weźmy
kartkę, długopis i po tej modlitwie od razu spiszmy sobie, o czym myśleliśmy oprócz
Pana Boga. I w ten sposób powstanie lista podstawowych naszych bożków. Ta lista to
będzie konkret, na którym można oprzeć akt skruchy. Mamy konkret, za co Boga przepraszać – z czym cudzołoży nasze serce. Bo to jest cudzołóstwo serca, jeśli na modlitwie to serce adoruje cokolwiek innego niż samego Boga.
Z jednej strony rozproszenia odciągają nas od modlitwy, ale z drugiej strony dają nam cenną informację, czym faktycznie żyjemy. Ktoś może uważać: „Ja żyję już tylko dla Pana Boga”. Jeśli tak sądzisz, to weź sobie karteczkę kiedy idziesz na modlitwę,
lub na adorację i po niej, nie w jej trakcie, napisz sobie na karteczce to, co zapamiętasz i
zapisz, o czym myślałeś oprócz Pana Boga. I wtedy jeszcze raz zapytaj siebie: czy już
całym sercem Boga wybrałem? Z reguły odpowiedź będzie jednoznaczna. Rozproszenia
dają nam więc cenną informację – że mamy za co Boga przepraszać, że jesteśmy
grzesznikami i stąd konkretna rada: nie trzeba tak bardzo martwić się tymi rozproszeniami, trzeba je wykorzystać do modlitwy, od razu jak się pojawiają najlepiej zamieniać
je w akt skruchy i od razu Boga przepraszać. Jeśli w ten sposób moja modlitwa, z powodu nawały rozproszeń, stanie się ciągłym przepraszaniem Boga za moje cudzołóstwo
serca, za to czym pasjonuję się poza Bogiem, za to że Bóg jest dla mnie tak mało ważny, to będzie to dobra modlitwa.
Mówiliśmy sobie poprzednio, jak bardzo ważne jest, aby na drodze rozmyślania
uwewnętrznić Ewangelię, aby uwewnętrznić myślenie ewangeliczne, które z natury jest
nam obce, aby to myślenie, które przedstawia nam Bóg, Jezus w Ewangelii, stało się
choć trochę nasze. W różnych szkołach rozmyślania, ze względu na te rozproszenia,
które kiedyś nazywane były roztargnieniami, radzi się włączenie w to rozmyślanie zmysłów. Jesteśmy ludźmi zmysłowymi i dlatego różni mistrzowie radzą, aby gdy rozmyślamy jakiś tekst z Ewangelii, zadbać o to, by zająć zmysły czymś, co będzie związane
z treścią Ewangelii. Na przykład możemy wyobrazić sobie scenę, którą medytujemy,
wyobrazić ją sobie nawet ze szczegółami, wyobrazić sobie kolory, głosy, dźwięki. Chodzi o to aby zająć nasze zmysły, które łatwo nas rozpraszają, które kierują się do jakichś
innych wyobrażeń, o ile nie zajmiemy ich wyobrażeniami związanymi z przedmiotem
rozmyślania. I to jest prawdziwe zmaganie.
To jest właśnie pierwszy sposób modlitwy, o którym mówi św. Teresa od Jezusa; walka ze zmysłami, które są źródłem rozproszeń. Św. Teresa od Jezusa opisuje drogę do Boga właśnie jako drogę modlitwy i mówi o czterech sposobach modlitwy. Modlitwę porównuje do pracy ogrodnika, który podlewa ogród i pierwszy sposób, wg tej
metafory, polega na tym, że ogrodnik wyciąga wodę ze studni i podlewa rośliny. Jest to
ciężka praca i bardzo mało skuteczna. Kto kiedyś podlewał ogródek to wie dobrze, że
człowiek się napracuje, wyciągnie tak wiele wody, tylko po to żeby okazało się jak ma-
20
ło wilgoci zostaje w ziemi. Takie podlewanie ma niewielkie znaczenie dla roślin.
Jest to pierwszy sposób modlitwy i ważny, bo ważne jest żeby podjąć to zmaganie.
Drugi sposób modlitwy jest zobrazowany ciągnięciem wody przy pomocy jakiegoś urządzenia technicznego i kanału, który ją potem dalej rozlewa. Ten obraz odpowiada sytuacji, gdy po trudach dusza doznaje modlitwy odpocznienia, kiedy władze
duszy już skupiają się na Bogu, a rozproszenia nie są tak intensywne. Trzeci sposób
modlitwy to, jak mówi: gdy władze duszy („rozum”, „wola” i „pamięć” według tradycyjnego ujęcia) są uśpione, a Bóg przejmuje obowiązek nawadniania. Św. Teresa obrazuje to ciągnięciem wody ze strumienia albo ze źródła, kiedy płynie już ona własnym
napędem i podlewa ogród.
Czwarty sposób modlitwy to jest woda z nieba, czyli deszcz, kiedy Bóg sam porywa duszę, jakby omdlałą, do nieba, to znaczy przejmuje aktywność tej duszy i objawia jej siebie, a nawet w końcu całkowicie się z nią jednoczy.
Widzimy dwa czynniki na modlitwie: nasz trud i łaskę Bożą. Bo widzimy, że te
cztery sposoby modlitwy to są cztery sposoby działania Bożego w czasie modlitwy.
Ona zależy od Pana Boga, zależy od łaski, którą Pan Bóg daje. I nie da się tego zaplanować: „od tej chwili będę się modlić tylko czwartym sposobem modlitwy”. Nie. Trzeba tylko wiedzieć, że modlitwa jest też łaską, jest działaniem Boga. Do tego jednak,
żeby Bóg działał, trzeba, aby człowiek wcześniej się solidnie natrudził, aby umęczyły
go rozproszenia, aby zobaczył, jak jest trudno, jak jest uwikłany, jak jego serce jest
uwikłane w bożki. I wtedy dopiero nabiera troszeczkę pokory i Pan Bóg może bardziej
działać.
Pan Bóg wie, że nie jesteśmy skorzy do wysiłku i pociąga nas, daje nam pociągnięcia, czyli pozytywne doświadczenia na modlitwie. Robi to po to, żebyśmy podjęli
trud drogi modlitwy. Wtedy, kiedy Pan Bóg nas pociąga, to mamy wrażenie, że już coś
wychodzi z naszej modlitwy i przywiązujemy się do tego, co wychodzi, bo jeszcze dusza nie żyje wiarą, nie żyje Bogiem i przywiązuje się. Pan Bóg pociągnie i człowiek
przywiązuje się do tego pociągnięcia, a potem szuka pociągnięcia, a nie szuka Boga. I
przychodzi, na przykład, doświadczenie zniechęcenia modlitwą, przychodzi doświadczenie bezsensu modlitwy. Tradycyjnie nazywa się to oschłością lub oziębłością.
Oziębłość jest wtedy, kiedy człowiek przyzwyczajony do pociągnięć już ich nie
otrzymuje i się zniechęca, uznaje, że nie warto się modlić; porzuca modlitwę.
Natomiast oschłość jest wtedy, kiedy uczucia już nie pociągają, kiedy egoizm
nie pociąga do modlitwy, ale jednak człowiek dalej na niej trwa, doznając pewnej suchości, nie przeżywając niczego szczególnego, kiedy modlitwa nie jest żadnym pozytywnym przeżyciem.
Oziębłość jest to stan zawiniony. Oziębłość może też brać się z uwikłania człowieka w jakieś grzechy, w skutki tych grzechów. Bo jeden grzech formuje człowieka do
następnego. Każdy grzech rodzi jakąś łatwość grzeszenia, kształtuje duszę człowieka i
wypacza obraz Boga. Każdy grzech powoduje, że dusza robi się ociężała. Wtedy oziębłość może być spowodowana właśnie grzechem.
Natomiast oschłość jest naturalną konsekwencją wypalania się uczuć, bo nasze
przeżywanie nie może trwać zbyt długo. Nasze uczucia nie mogą zbyt długo nas ożywiać. Psychologowie twierdzą np., że stan zakochania, w normalnej sytuacji nie może
trwać dłużej niż dwa lata, w czasie których działają silne uczucia, które motywują
człowieka. Potem, po dwóch latach, człowiek musi już zobaczyć coś z prawdy, czym
jest to jego zakochanie, musi doznać zawodu.
W każdym razie oschłość wynika z tego, że żadne nasze przeżycie nie może
trwać zbyt długo. Nawet jeśli Pan Bóg je daje, pociąga nas przez jakieś pozytywne
przeżycia, nie może to trwać zbyt długo. Po prostu się to wypala.
Jest wiele innych trudności i one są wielką łaską. Trudność powinna nas zachę-
21
cać do tego, by odnajdywać jej sens, by iść dalej, by podjąć trud dalszej drogi, a nie
żeby z niej zawracać. Trudność jest łaską, jest jakby potwierdzeniem, że jednak jakoś tą
drogą idziemy. I na tej drodze, może pojawić się na przykład, doświadczenie pustki.
Jest to inaczej nazwana oschłość. Może być pustka, w której człowiek nie szuka Boga.
Bierze się ona z przywiązania do grzechu i obojętności na sprawy Boże. Każdy grzech
w końcu prowadzi do pustki, bo jest tylko pozornym dobrem.
Ale może być też inna pustka. Człowiek szukając Boga doświadcza jej i dalej
chce Boga poszukiwać, i dalej chce do Niego zmierzać. Taka pustka jest szczególną
łaską. Taka pustka świadczy o tym, że Pan Bóg zbliża się do człowieka. Bo Boga nie
możemy zrozumieć. Bóg, który naprawdę się do nas przybliża, już nie tylko daje pociągnięcia, już nie tylko daje pozytywne odczucia, zapał, ale jeśli naprawdę się do nas
przybliża, to odczuwamy Go jako pustkę. Zgodnie z tym, co powtarza Benedykt XVI, a
powiedział św. Augustyn: Si comprehendis, non est Deus – Jeśli Go rozumiesz, to nie
jest Bóg.
I dlatego właśnie ta głębsza droga zaczyna się wtedy, kiedy doświadczamy
pustki, a jednak dalej chcemy iść tą drogą.
To są tylko niektóre myśli, niektóre przykłady różnych trudności, których musimy doświadczyć na naszej drodze i obyśmy doświadczyli ich jak najszybciej . Ja bym
się bardzo cieszył, gdyby wszyscy zaczęli przeżywać kryzys modlitwy, jakby ich wyganiało z adoracji, a jednak nie chcieliby z Boga zrezygnować. Ja bym się bardzo cieszył,
bo to by udowadniało, że Pan Bóg się przybliża i pozwala im doświadczyć, że w głębi
serca jeszcze Go nie wybrali, że trzeba jeszcze więcej, że trzeba bardziej radykalnego
wyboru. A może wielu już doświadczyło różnych trudności i napotykają nieco inne. W
każdym razie, jeśli one są, to Bogu dzięki. Bo ktoś, kto nie doświadcza trudności, to jest
ten, który jeszcze z domu nie wyruszył i doświadcza ich tylko teoretycznie. Spojrzy na
przykład przez okno i powie: „jest mróz, może zmarznę”, „deszcz pada, może zmoknę”,
ale nie marznie i nie moknie, bo nie wyszedł jeszcze z domu. Doświadcza trudności
teoretycznie: ma miejsce w ciepłym kątku, nic mu się nie dzieje, nic mu się na głowę
nie pada, niczego mu nie brakuje, a jeszcze jeśli inni troszczą się o niego, to ma co jeść,
ma na czym wypocząć.
Gdy zaczynają się rzeczywiste trudności i przestają być teoretyczne, to znaczy,
że ten człowiek opuścił domowe pielesze i wyruszył w drogę. I na tej drodze Pan Bóg
będzie chciał mu się objawić.
22