Pobierz w pdf - Extrastory

Transkrypt

Pobierz w pdf - Extrastory
Catlyn von Larix: Bitwa o VolvulosisProlog
Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl
Autor:
Sampi
Karczma „Pod żelaznym toporem”. Krasnoludzki budynek idealnie wpasował się w liczne pagórki, tworząc pod kopcami
pokoje i korytarze. Gospoda nie miała tylko poziomów pod wzniesieniami, miała też parter, pierwsze piętro i poddasze.
Co dawało jej tytuł najwyższej budowli w całym Righen. Budynek był nieco asymetryczny, lecz to nie ujmowało mu
uroku. Alabastrowe ściany połyskiwały nieco w świetle zachodzącego słońca. Między wzorami z ciemnego drewna
pojawiały się okna. Z czarnej dachówki wznosiły się pojedyncze okienka- pokoje na poddaszu. Podobne wystawały z co
niektórych pagórków. Karczma wyróżniała się nieco od pozostałych budynków wbudowanych we wzgórza. Inne były
parterowe, rzadziej jedno-piętrowe Mimo strachu przed dzikimi zwierzętami na brukowanym placyku rozlegały się
tupoty stóp zabieganych osób. Nie za wysokie drzwi karczmy co jakiś czas otwierały się i zamykały
Nieco pijani goście wychodzili, by przewrócić się tuż przed wejściem.
Jedni im pomagali, a inni machali ręką i wchodzili do karczmy w celu zjedzenia ciepłego posiłku, czy też wypicia
jakiegoś mocniejszego trunku.
Słońce zaszło już niemal całkowicie. Wyszli latarnicy by oświetlić brukowane ulice Righen.
Księżyc wychylił się zza jednej z wież, była dokładnie ósma wieczór. Właśnie teraz placyk nieco opustoszał, zawsze o
tej porze nikogo tu nie było. Gdy nagle wkroczyła wysoka postać w czarnym płaszczu z dwoma nieco niższymi osobami
w ciemnoszarych pelerynach.
Jakiś pijak z wytrzeszczonymi oczami wpatrywał się w obcych z ciekawością i kapką strachu. Trzy tajemnicze postacie
zignorowały krasnoluda, a bynajmniej tak wydawało się obserwatorowi, kryjącemu się w krzakach. Ten w czarnym
płaszczu raptownie odwrócił się ku biedakowi.
- Czemu tu siedzisz ,przyjacielu?- głos nieznajomego brzmiał ,jakby dziewczynka o wysokim głosiku nałykała się heluCzemu nie bawisz sie w karczmie?
Postać mówiła niezwykle cicho, jednak zmysły obserwatora były na tyle czułe by mógł to usłyszeć. Niestety, cień
kaptura skutecznie zasłaniał całą twarz tamtej osoby.
- Usunęli mnie z niej- odparł zapijaczonym głosem krasnolud- Zbyt wiele burd, zbyt dużo piwa.
Szare postacie stanęły po obu bokach pijaczyny, podczas gdy czarna klęknęła przy nim. Wydawało się że patrzyli
sobie prosto w oczy.
-Przepraszam, gdzie moje maniery?- czarna peleryna drgnęła nieco, postać wydawała się być rozbawiona.- Wołają na
mnie Z. A ty kolego?
Przyjacielskość Z była świetną grą aktorską, ale krasnolud najwyraźniej się nie nabrał. Był z natury podejrzliwy
- Z? Tylko jedna litera?- zapytał mężczyzna nieco opryskliwie.
W sumie nie miał się czego bać, w końcu nie był jak inne krasnoludy. Z pewnością był nieco wyższy od pozostałych ze
swojego gatunku, lecz dalej był umięśniony jak inni mieszkańcy Righen. Po prostu nie wydawał się być gruby przez
wcześniej wspomniany wzrost. Włosy krasnoludów zazwyczaj ciemne (lub rude) i pokołtunione, jego były w kolorze tak
jasnym, że przywodziło na myśl słońce. Z koloru jego włosów wzięło się jego imię- Zon Anar. Zon Anar zawsze był
dręczony przez innych przez co ma wiele blizn, ale dzięki temu nauczył się też władać różnymi rodzajami broni.
Powodem prześladowań Anara było jego pochodzenie, ojciec- dumny, szeroki, ciemnowłosy krasnolud- i matkadelikatna, wysoka elfka o białych włosach. Zon Anar był pół Krasnoludem i pół Elfem czyli Ellarfem
Sądząc po postawie Z zirytował się, lecz natychmiast powrócił do dawniej pozycji.
- Jeżeli trudno ci wymówić samo" Z"- powiedział z irytacją w głosie, starając się zamaskować ją pod płaszczykiem
zmęczenia- to mów, tak jak wszyscy inni, Zet!- i ziewnął.
Strona: 1/10
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
- Och wybacz mi panie lub panienko Zet- odparł młody Ellarf. Zon Anar nie był pijany, wcześniej tylko udawał.
- Panie... lub panienko?! - Krzyk Z wytrącił z równowagi również szare postacie.
Natomiast Zon śmiał się, obserwując ptaki uciekające z koron drzew spłoszone krzykiem Z. Obserwator musiał zakryć
uszy.
Anar poczekał kilka minut( aż minie gniew Zet) i powiedział:
- No tak, przecież twoją mor... twarz zakrywa ten kaptur- wskazał palcem na ciemny materiał- a taki głos może mieć
każdy kto ma na sobie syntezator głosu. Taki jak twój na lewym nadgarstku.
Nawet obserawor nie zdołał go wcześniej dostrzec, bowiem srebrna bransoletka była skryta pod długim rękawem
bluzki.
Zarówno Zet i szare postacie jak i obserwator byli zdziwieni spostrzegawczością Ellarfa.
- No cóż...- szepnął Z- w takim wypadku pokażę ci.
Nagłym ruchem ręki Zet ściągnął kaptur z pod którego wysypały się ciemne, długie loki. Oprócz loków pod kapturem
było schowane jeszcze coś- szare kocie uszy. Więc Zet jest kotołakiem.
- Więc jednak panienka...- mruknął Zon Anar.
W następnej chwili Z już narzuciła kaptur na głowę chowając swoje loki. Jednak źle założyła kaptur, bo jej uszka
odstawały, tworząc dwie ostro zkończone górki na jej głowie.
- Niech któryś z was mi pomoże!- warknęła do swoich towarzyszy.
Obie szare postacie natychmiastowo doskoczyły do Zet i obydwoje przyklepali po jednym uchu do jej głowy.
- Zadowolony?- zapytała Zona.- Nie zapominaj, że nie odpowiedziałeś mi na pytanie.- Z pomachała mu palcem udając
,że grozi.
Zon nie wiedział co, ale coś kazało mu skłamać. Może to jego instynkt samozachowawczy? W końcu kto zaakceptuje
jakąś hybrydę? W całym Righen nie było innego Ellarfa. Zresztą wszyscy mieszkańcy znali jego imię i straszyli nim
dzieci, przez co Zon Anar nie miał żadnych przyjaciół. No prawie żadnych, kilka lat temu mieszkał tu jasnowłosy
chłopiec-niziołek, który polubił Ellarfa i się z nim zaprzyjaźnił. Na imię miał Thalion, niestety jego rodzina musiała
wyjechać z Righen i słuch o nim zaginął.
Mimo nagłego wspomnienia o Thalionie, Anar zdecydował się skłamać.
- Zet, milady, zowią mnie Zo...theck- odparł z przesadnym " uwielbieniem królewskości" Z.
- Zo theck?- zapytała jedna z szarych postaci, najprawdopodobniej był to mężczyzna, bowiem mówił potężnym basem.
Zon spojrzał w jego stronę.
- Zgadza się,- Anar kiwnął głową, kłamiąc już płynniej - ale wymawia się razem, bez tej przerwy między "Zo" i " theck",
tylko razem-" Zotheck"
- Och, T.- mruknęła Z- przestań zasypywać Zothecka pytaniami.
T? T jak Thalion... nie to nie możliwe, przyjaciel Zona wyjechał z Righen jakieś 6 lat temu?! Może Anar jest po prostu
przemęczony... Ellarf potrząsnął głową dla ocucenia umysłu i spojrzał Z w oczy.
- Więc czego ode mnie chcecie?- spytał nie owijając w bawełnę.
- Tylko złożyć Ci pewną propozycję- odparła kotołaczka wyciągając z rękawa jakiś skrawek pergaminu- Na odpowiedź
masz trzy zachody słońca- dodała wręczając mu liścik.
- Zet, zostaliśmy wysłani w innym celu- mruknął T.
T próbował upomnieć Z, jednak na niewiele to się zdało, bowiem wstała i patrząc mu w twarz syknęła.
- Zostaliście mi przydzieleni na tą misję- każde jej słowo ociekało jadem- Więc słuchajcie się moich rozkazów, panie T.
- Dobrze panienko-mężczyzna burknął ponuro.
Zon, ignorując kompletnie zachowanie T., szybko przeczytał treść wiadomości Z. Po chwili spojrzał na nią i zapytał.
- Mam rozumieć że odpowiedź negatywna nie wchodzi w grę…
Zet zaśmiała się krótko. Podziwiała jego spostrzegawczość, jednak nie miała zamiaru przyznać mu racji.
- Za trzy dni na tym placu.- odparła krótko.
- Czyli mogę odmówić? -dociekał Anar
Kobieta znów się zaśmiała.
- Oczywiście- odparła- tylko będzie nam bardzo przykro z tego powodu.- dodała takim głosem który nie zwiastował nic
dobrego.
Zet i szare postacie odsunęły się od Zona i skierowały się w kierunku karczmy. Biedny Ellarf mógł tylko się domyślać
co kryło się w ich głowach
W istocie było by im przykro, ale tylko dlatego że musieli by go uśmiercić.
***
Obserwator spokojnie odczekał, aż korowód Zet i spółki wejdzie do karczmy. Dla pewności poleżał jeszcze kilka minut,
gdy nagle tuż za nim rozległ się ledwie słyszalny trzask łamanej gałązki. Obserwator zdążył jedynie odwrócić głowę,
bowiem napastnik przypadł do niego racząc go namiętnym pocałunkiem.
Strona: 2/10
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
- Rose!- syknął, gdy kobieta się na chwilę odkleiła.- Prawie padłem na zawał!
Spróbował wstać ,lecz Rosalie przycisnęła go jeszcze na chwilę do ziemi, ponownie całując.
- Rose!- powiedział mężczyzna wstając, tym razem mu się udało- Rada wysłała nas tu w zupełnie innym celu, teraz nie
mamy na to czasu...
- Och, Sid!- powiedziała złotowłosa wstając z ziemi.- Ja tylko staram się jakoś umilić nam ten wypad- zamruczała mu
do ucha, delikatnie masując ramię mężczyzny.
Rosalie cofnęła się kilka kroków, pozwalając, by księżyc oświetlił jej bladą cerę. Panna Salvatore ukazała się teraz w
pełnej krasie. Złociste loki opadały kaskadą na jej gładkie, białe ramiona. Oczy, również tego koloru, błyszczały w
świetle Luny. Za bladymi wargami tej niezwykłej istoty kryły się śnieżnobiałe zęby i ostra jak brzytwa para kłów. Na jej
palcu błyszczał złoty pierścionek z idelnym szafirem o niezwykle intensywnej barwie. Miała na sobie turkusową bluzkę
na ramiączkach i granatowe szorty. Ubrała się lekko, zważywszy na tę mroźną noc.
Mężczyzna obserwował każdy płynny ruch swojej narzeczonej z nad szkieł swoich okularów. Rose założyła ręce na
biodra i lekko przekrzywiła głowę.
- Dobra, masz rację- mruknęła gdy spojrzenie Sida zrobiło się uciążliwe- w takim razie chodźmy.
Czerwonooki kiwnął lekko głową. Jednak niemal natychmiast się odwrócił.
- Tak sobie pomyślałem-mruknął przesuwając palcami po swojej brodzie- że w Righen raczej nie lubią wampirów...
- Co proponujesz?- spytała złotowłosa.
Sid w zamyśleniu przesunął swoja bladą rękę z brody na głowę mierzwiąc przy tym swoje blond włosy.
-Zmianę koloru oczu- odparł- Po takiej zmianie moglibyśmy uchodzić za mroczne elfy...
- Ale krasnoludy elfów również nie lubią...- wampirzyca dokończyła myśl swojego ukochanego.
- No właśnie- w zamyśleniu potwierdził słowa Rosalie- chyba że...
Wampir spojrzał na Rose z charakterystycznym błyskiem w oku, miał plan. Złotooka wnet pojęła o co chodzi.
- O nie, nie, nie- kręciła głową by podkreślić swoje słowa- i jeszcze raz NIE!
- Tak ,tak, tak – mężczyzna kiwał głową- Tak, Rose.
- Nie! Sid ,nie!- krzyknęła cichutko- I nawet o tym nie myśl.
-Ale czemu?- spojrzał na nią z mina małego szczeniaczka- Będziemy mieli płaszcze i potrzebujemy tylko trochę twoich
kosmetyków na dłonie i twarz.
Rosalie westchnęła cicho. „Czemu na każdej misji szpiegowskiej trzeba używać kosmetyków? I czemu zawsze pada na
moje?” Zapytała się w myślach „No tak... bo Sid się nie maluję. Chyba że...” Spojrzała na swojego narzeczonego dosyć
krzywo „Uff... nie na szczęście nie” Wzdrygnęła się bowiem wyobraziła sobie malującego się pana von Larix. „Za te
kosmetyki to rada powinna płacić. Nawet nie wiedzą jak ciężko jest znaleźć tak jasny podkład...”
- Um... Rose?- spytał czerwonooki przerywając rozmyślania narzeczonej- to jak? Zgadzasz się?
- Ta, niech ci będzie- mruknęła- ale rada ma oddać mi wszystkie pieniądze za te misje- dodała tak cicho, że nawet Sid
niedosłyszał.
- Coś mówiłaś?- spytał.
-Nic, nic- odparła z mina niewiniątka.
Wampir kiwnął głową, po czym zamknął na chwilę oczy i w skupieniu milczał. W miedzy czasie Rosalie skoczyła po
kosmetyczkę.
Gdy wróciła, Sid dalej stał w tym samym miejscu niczym posąg.
- Ekhem... Sid?- mruknęła Rosalie- wróciłam
Strona: 3/10
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Wampirzyca potrząsnęła skórzaną walizeczką. Hrabia von Larix kiwnął głową w milczeniu. Panienka Salvatore nie
tracąc czasu wzięła się za rozpakowywanie ciemnej skrzyneczki.
- Chodź- powiedziała poważnie Rose- Czas zrobić z nas elfy- charakterystycznie zatarła dłonie.
Tym razem Sid otworzył oczy, lecz nie były one już czerwone- zmieniły barwę na morską.
- Szkoda ,że nie jesteś jak Akadi- powiedziała wampirzyca- to oszczędziło by nam roboty.
- Jeden mimik w rodzie wystarczy- odparł z uśmiechem.- Nawet nie wiesz jak ciężko było naszej mamie wychować
zmiennokształtną.
- Opowiadałeś mi czasem- odparła Salvatorówna.
- A mówiłem ci jak się bawiłem z siostrami w chowanego?- zapytał Sid, gdy Rose pokręciła głową, natychmiast
pośpieszył z odpowiedzią- Cat było łatwo znaleźć bo wytwarzała dookoła siebie gęstą mgłę.- Rosalie wyciągając waciki
ze skrzynki kiwnęła głową- z Akadi było o wiele trudniej, raz zamieniała się w drzwi, innym razem udawała mamę...
Wiesz jak ciężko było ją znaleźć?
- Wiem, wiem- Złotowłosa zaśmiała się krótko. - a teraz siadaj, muszę cię zrobić na bóstwo.
Sid z uśmiechem zajął miejsce na przeciwko swej narzeczonej, która swoimi dokładnymi acz delikatnymi ruchami
"kolorowała" marmurową skórę ukochanego. Nie minęło pięć minut, a Sid wyglądał jak najprawdziwszy elf. Chwilę
późnej sama zajęła się swoim wyglądem. Jednak gdy sięgała po kosmetyki z tyłu jej głowy pojawił się pulsujący ból.
Automatycznie chwyciła się w źródło migreny. Sęk w tym, że wampiry nie miewają migren, no prawie wszystkie...
talent Rosalie należy do najrzadszych, dziewczyna jest Sarissem. Te wampiry widzą przyszłość... Rosalie widziała
urywki przyszłości przez lazurową, pół-przeźroczystą zasłonę. Jeżeli wampirzyca by ćwiczyła widziała by wyraźniej
jakąś logiczną całość. Niestety, zbyt duża ilość wizji mogła by trwale uszkodzić jej umysł albo gorzej... Dlatego też Sid
zadbał o to by dziewczyna nie miewała ich zbyt często. Tak czy inaczej wizje co jakiś czas ją nawiedzały. Tym razem
widziała jak udają się do karczmy, zamazane postacie rozmawiały ze sobą, widziała jakąś walkę, jak dwie postacie
uciekały,
ostatnim urywkiem jaki zapamiętała było to jak ktoś zostaje wciągnięty przez jakiś kamienny łuk z różnymi
inskrypcjami. Nagle wszystkie te rozmyte obrazy zniknęły, a nad Rosalie wisiał Sid z zatroskaną miną.
- Portal... to był portal...- wyszeptała.
- Co widziałaś?- głos wampira był mieszanką zatroskania i powagi.
Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem. Nie chciała go tracić i nie chciała żeby sie martwił.
- Wydaje mi się, że wszystko pójdzie zgodnie z planem- odparła poważnie aczkolwiek nieco niepewnie.
Sid był wyraźnie zadowolony takim obrotem spraw. Mężczyzna pomógł jej wstać, bowiem w trakcie wizji kobieta
mocno uderzyła o ziemię. Poprowadził ją i usadził na pniu. Wampir zabrał przy okazji kuferek swojej narzeczonej.
Dziewczyna zamknęła oczy i ,podobnie jak przed kilkoma chwilami Sid, zmieniła się w żywy posąg. Mężczyzna kopiując
ruchy Rose zrobił z niej elfa, zrobił to nieco gorzej niż operacja złotookiej, ale musiało starczyć. Gdy Sid skończył swoje
dzieło spakował kosmetyki Salvatore i zamknął kuferek.
- Gotowa?- spytał Sid
Rosalie kiwnęła głową i otworzyła oczy, lazurowe oczy.
- Łał...- szepnął z podziwem von Larix- myślałem, że nie możesz być już piękniejsza.
Wampirzyca gdyby mogła teraz była by czerwona jak burak, na szczęście nie widać tego na jej skórze. Kobieta
odchrząknęła.
- Przestań się podlizywać- próbowała udawać oburzoną, niestety jakoś słabo jej to wyszło.- Mamy misję do wypełnienia.
Strona: 4/10
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
- I pomyśleć ,że przed chwilą to ja pouczałem ciebie- westchnął Sid.
Wampirzyca tylko się roześmiała, a blondyn jej zawtórował. Ruszyli w stronę karczmy.
***
Righeńska karczma "Pod żelaznym toporem" zawsze o tej porze była pełna. Stojący za ladą Rohtir, właściciel gospody,
właśnie wycierał jeden z kuflów. Goście odwiedzający jego przybytek byli zazwyczaj stałymi bywalcami, jednak trójka
zakapturzonych przybyszów była nowa. Stary Rohtir wiedział że na takich typków trzeba uważać.
- Coś długo wybierają- zamruczał pod nosem- muszą coś knuć.
- Ojcze- rzucił krasnolud z długawą brodą, będący jednocześnie kucharzem- czy nasi goście na coś się zdecydowali?
-Jeszcze nie ,Thoirze- odparł- twoja siostra idzie sprawdzić.
W istocie tęga rudowłosa kobieta, dziarskim krokiem przekroczyła salę stając przy stoliku zakapturzonych.
- Co podać?- spytała hardo Cynthia.
W czarnym kapturze szeptał, a kobieta kiwała głową zapisując w notesie. Po chwili odwróciła się na pięcie i podała
kartkę Rothirowi. Dziwne ,że dała ją ojcu a nie bratu. Nieco zdziwiony krasnolud chwycił kartkę. Skrawek pergaminu
zawierał: Dziczyzna z ziemniakami
Omlet po Righeńsku
Placek dyniowy
Ostrygi w sosie śmietanowo-czosnkowym
Rabarbarowy sok
Tyron, piwo
Arging ( taka większa kura z nogami strusia) w sosie własnym
Lambasy
Ugleta z truskawek
Rosół z arginga
Oliwka Gerandeiska
Herbata rumiankowa
Tatarak z dzika Kvetanskiego
Iriatanskie pierożki
Rolada owocowa
Zupa rybna
Elloriańskie jajka na twardo
Dosyć duże zamówienie jak na tak mało osób. Wzruszył ramionami zamówienie jak zamówienie. Mimo wszystko
spojrzał jeszcze raz, lecz tym razem zrozumiał przesłanie zakodowanej wiadomości, brzmiała "Do portalu, Rohtirze"
Krasnolud podszedł do tego stolika.
Strona: 5/10
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
- Czy chcecie się posilić? - spytał.
Czarny kaptur spojrzał po towarzyszach.
- Chętnie spożyjemy posiłek w tym uroczym przybytku- odparła Zet- potem skoczymy na małą wycieczkę, przyjacielu.
Rohtir kiwnął głową i nieco podenerwowany zaniósł swemu synowi zamówienie. Po czym powrócił na swoje miejsce.
Wiedział, że posiadanie portalu jest zakazane, a co dopiero korzystanie z niego! "Jeszcze ktoś z zewnątrz wpadnie i co
wtedy?" Rozmyślał szarowłosy krasnolud. " Trzeba by było go zabić... " Pomyślał smutno. "Z niektórymi z zewnątrz
można było dobrze popić" uśmiechnął się na wspomnienie ostatniej wizyty jednego z Tamtych.
Krasnolud wycierał szklankę tak długo i intensywnie, że omal nie pękła. Natychmiast odstawił naczynie, sięgając po
kolejne które według niego było brudne.
Nagle drzwi otworzyły się, a do wielkiej acz gościnnej izby wkroczyła para osób, roznosząc zapach ziół i kwiatów.
Kobieta i mężczyzna, mniej więcej mieli po 20 lat. Obydwoje mieli blond włosy. I nagle ktoś zakrzyknął.
-Na brodę mojej matki! Toż to elfy!
W tej chwili wybuchł szyderczy śmiech, pomieszany z obelgami. Rohtir dopiero teraz zauważył, że lazurowooka elfka
wyraźnie chowa się za mężczyzną o morskich oczach.
- Facet jest gotowy ją obronić nawet gdyby cała karczma rzuciła się na nich z toporami.- zamruczał pod nosem.
Mimo wszystko nie wkroczył do akcji. Odziany na czarno elf czekał aż gwar ucichnie, a gdy to się stało przemówił
dźwięcznym głosem.
- Przyjaciele!- zaczął- Ja i moja narzeczona nie należymy już do poddanych Olvanium II my tam nie mieszkamy. W
trakcie jednej z wojen między naszymi rasami obroniliśmy małą krasnoludzką dziewczynkę przed żołnierzami D'hanira,
przez co zostaliśmy uznani za renegatów i skrócono nam uszy- obydwoje odwrócili głowy i rzeczywiście szpiczaste
ucho nie było szpiczaste ,ale lekko kanciaste.
Nawet krasnoludy wiedziały jaką jest skrócenie ucha elfowi, to prawie tak samo poniżające jak ogolenie krasnoluda na
łyso razem z brodą. Nieliczni pokiwali głowami.
- Czy pozwolicie nam zatrzymać się w tym przybytku?- zapytała głosem podobnym do dzwonków.
Rozległo się nieśmiałe "tak".
-świetnie!- powiedział elf- piwa dla wszystkich!
To małe tak zmieniło się w chór aprobaty. Dziewczyna poszła zająć stolik, a chłopak podszedł do lady Rohtira.
- Nazywam się Elovin, a moja narzeczona to Fay, chcieliśmy poprosić o jeden pokój z dwoma łóżkami.- powiedział
szybko elf.
- Dobrze, to będzie 3 srebrne monety za dobę- odparł Rohtir- coś podać?
- Co będziemy jedli nie zbyt zależy ode mnie- zażartował, a krasnoludzie siedzący najbliżej musieli skryć uśmiech.- Jak
tylko Fay coś wybierze złoże zamówienie.
Elovin chciał już odejść od lady gdy nagle przypomniał sobie.
- Proszę to za pokój- elf wyciągnął z sakiewki trzy monety.
- Przecież możesz zapłacić później- odparł zaskoczony krasnolud.
- Później mogę nie być w stanie samodzielnie wejść- odparł z uśmiechem.
Co niektórzy goście sie zaśmiali. Chłopak potwierdził nie tylko że nie nadaje się do elfiego wojska, ale że ma w sobie
Strona: 6/10
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
coś z krasnoluda. Elovin odsunął się od lady i ruszył w kierunku lazurowookiej.
-I jak?- spytała blondynka- mamy ten pokój, Sid?
Mężczyzna odchrząknął.
- Elovin...-mruknął-a ty nie jesteś Rosalie Salvatore, tylko Fay z Kveten. Wampirzyca opadła na krzesło.
- Tyle razy mówiłam ci ,że nie znoszę tego imienia!- syknęła- Twoje też jest genialne...
Kobieta westchnęła, a hrabia von Larix wzruszył tylko ramionami.
- Wymyślałem na szybko...
Rose spojrzała na niego ze wzrokiem mordercy.
- Omawialiśmy wszystko jak szliśmy do karczmy- wycedziła
- Ale Elovin i Fay są bardziej elfie...- mruknął
Rosalie machnęła ręką i pogrążyła się w przeglądaniu menu. Sid poszedł w jej ślady. Nim się spostrzegli gruba Cynthia
podeszła by przyjąć zamówienie.
-Co podać?- spytała krótko.
Fay zmierzyła ją wzrokiem.
- Dwie porcje steku z jednorożca-powiedziała poważnie- krwiste i do tego dwa kufle Tyrionu ziołowego.
Rudowłosa spojrzała z zaskoczeniem na smukłą elfkę. W tym samym czasie Sid miażdżył stopę Rose, a jego spojrzenie
mówiło „Nie zbyt elfie danie wymyśliłaś" Dziewczyna wzruszyła ramionami „Jak być elfami-dezerterami to na 100%”
- Przepraszam- powiedział Elovin- Fay lubi zaskakiwać kelnerów takimi interesującymi potrawami- ostatnie dwa słowa
zwrócił do Rose- naprawdę starczy nam kawałek świeżego chleba Lambas, nieco dżemu z owoców i Tyrionu ziołowego.
Ruda pokiwała głową i odeszła. Rosalie spojrzała na swojego narzeczonego. Ten wzrok nie należał do " Kocham cię,
misio!", ale bardziej do " jak tylko wyjdziemy z karczmy to cię wypatroszę"
-Czemu zmieniłeś zamówienie?- spytała pozornie spokojnym głosem- Dobrze wiesz że od dziecka marzyłam o takim
lekko podpieczonym steku z nutką magii.
Sid uśmiechnął się, lecz za tym uśmieszkiem krył się cień strachu.
-To dla dobra misji- odparł- jak wrócimy z misji to sam ci upoluje jednorożca
Dziewczyna kiwnęła głową i zamruczała coś w stylu " nareszcie się przydasz" Mimo wszystko Sid wiedział, że Rosalie
go kocha, a ona wiedziała że von Larix ją uwielbia, tak po prostu się przekomarzali. Potem jednak "elfka" zwróciła
uwagę na cele misji - Zet i spółkę.
- Szybko gotuje ten krasnolud- mruknęła
Sid podążył za jej wzrokiem. Kaptury dostały już całość dania, a niemal połowa była już zjedzona.
- Apetyt to oni mają- potwierdził
Cynthia podeszła z zamówieniem pary dalej krzywo się patrząc na Rosalie. Sid z uśmiechem podziękował i wzięli się za
jedzenie, na które Fay spojrzała z żalem.
- Kapturzaki skończyły- mruknęła smarując kanapkę.
Strona: 7/10
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Elovin spojrzał nań z pełnymi ustami.
-My też zaraz skończymy- rzucił pochłaniając resztki jedzenia.
Sid odliczył odpowiednią kwotę i zostawił na stoliku, następnie wraz z Rose ruszył za Z, która wraz z Rohtirem zniknęła
w korytarzu.
-Sid- syknęła- nie możemy działać pochopnie.
- Nie działamy pochopnie-odparł- tylko szybko.
W tym momencie złapał dziewczynę za nadgarstek i pociągnął ją do zejścia na niższe poziomy karczmy.
–Jeszcze zrobisz coś głupiego- westchnęła- i będę miała wyrzuty.
Wampir tylko się uśmiechnął. Para schodziła schodami długo ,aż trafili do wąskiego korytarza wykonanego z piaskowca,
mającego wiele kolumn. Na jego końcu znajdowała się półokrągła kamienna budowla z wieloma przeróżnymi wzorami.
Przy owej budowli stali poszukiwani przez parę. Rose zakryła dłonią.
-To portal między wymiarowy- szepnęła.
Sid kiwnął tylko głową.
-Podejdźmy bliżej.- mruknął
Podeszli do nieco bliższej kolumny.
-Czujesz to?- spytał, a Rose kiwnęła głową- Krasnoludy i to dużo.
Dziewczyna nie zdążyła odpowiedzieć, bowiem jakaś silna dłoń ściągnęła ją i Sida na środek korytarza. Nim się
obejrzeli otoczył ich krąg krasnoludów.
-Czy to zawsze musi być pułapka? -warknęła.
-Najwyraźniej tak-odparł Sid. Obydwoje stanęli w pozycjach obronnych. Nagle któryś z wojowników uderzył Rose w
kark, a ta padła na ziemię. Mimo kryzysowej sytuacji dalej musieli grać elfy.
-Fay!- krzyknął Sid.
Chciał się odwrócić, by zaatakować tamtego krasnoluda. Nie zdążył- inny woj zdążył wyprowadzić cios, a Elovin padł na
ziemię.
-Przepraszam za utrudnienia Zet- powiedział Rohtir.
-To nic takiego- odparła- jednak streszczajmy się, mogą mieć posiłki.
Starzec pokiwał głową i wyciągnął kryształową butlę, w której była nieokreślona ciecz. Z natomiast wyciągnęła z
kieszeni tajemniczą kulę wypełnioną ciemnoniebieskim gazem.
-Pójdźże, kiń tę chmurność w głąb flaszy!- wykrzyknął Rohtir.
-Słucham?- spytała Zet.
Krasnolud westchnął. Zabrał jej kulę i ostrożnie wrzucił ją do butli. Opakowanie się rozpuściło, a gaz połączył się z
cieczą. Kryształowa flasza rozbłysła mrocznym światłem. Rohtir pędem wylał jej zawartość na konstrukcje portalu.
Ciecz, zamiast spłynąć po kamieniu, wypełniła starą budowlę otwierając przejście między wymiarami. Z spojrzała na
elfy, ciekawe odzyskały przytomność akurat wtedy, gdy strażnicy skończyli ich wiązać. Zet uśmiechnęła się do siebie,
wszystko idzie zgodnie z planem.
- Fay, Elovin- zwróciła się doń- spóźniliście się. Już nikt mnie nie powstrzyma a ja wypełnię wolę Wielkiego.
Strona: 8/10
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Towarzysze Z ruszyli do portalu. Kobieta dała wojownikom znak zaciskając pięść. Krasnoludy zmniejszyły krąg.
-Idziesz?- spytał T
-Zaraz do was dołączę- odparła Z- lubię patrzeć jak giną moi wrogowie.
T tylko kiwnął głową i zniknął w portalu.
***
-Hej, czy mi się wydaje czy oni się przybliżają- spytała Rose
-Raczej tak- odparł Sid Mężczyzna spróbował rozwiązać linę, ale nic z tego.
-Cholera! -syknął- czemu musieli znać się na węzłach.
Dziewczyna nie odpowiedziała mu bowiem sama szamotała się z więzami. Sid kątem oka zauważył, że jeden z
krasnolud znalazł się niebezpiecznie blisko Rosalie. „Jak ją spróbuje uderzyć to go skrzywdzę” stwierdził von Larix „
Kogo ja oszukuję? I tak go skrzywdzę” Krasnolud nienawidził elfów dlatego też wykonał lekki zamach by wbić topór w
dziewczynę. Fay pisnęła.
-NIE!- wykrzyknął Elovin.
Topór krasnoluda zatrzymał się tuż nad głową dziewczyny, po czym ominął ją i rozciął więzy. Rose wstając przyjrzała
się krasnoludowi- tego się obawiała- jego oczy były zamglone. Spojrzała na Sida, klęczał. Gdy Rosalie podnosiła von
Larixa, "sojusznik" zaatakował krąg. Rozpętał się chaos.
Zet obserwowała wszystko z oddali. Zachowanie jednego z wojowników ją z początku zdziwiło, gdy nagle...
-O nie...-szepnęła- Cholera jasna! Jeden z nich to Vaarhan!
-Słucham?!- spytał Rohtir- przecież Vaarhan to...
-Jeden z najrzadszych rodzajów wampirów- dokończyła za niego- to ci którzy kontrolują cudze umysły- po czym
zwróciła się do krasnoludów- uważajcie na nich to wampiry! Dziewczyna jest niebezpieczna!
Krasnoludy pokiwały głowami próbując obezwładnić swego towarzysza nie zabijając go przy tym.
-Sid!- rzuciła Rose- zostaw go musimy uciekać!
Nagle "sojusznik" upadł bezwładnie na ziemię.
- Dobrze chodźmy- odparł odzyskując kontrolę nad sobą.
Przyjęli pozycję obronną. Co jakiś czas odrzucali ciała krasnoludów, a czasem sami upadali.
- Cholera!- syknęła Rosalie -za dużo ich.
Nagle gdzieś od strony wejścia rozległ się dźwięk, dźwięk kręconego topora. W sam środek kręgu wskoczyła
tajemnicza postać. W prawej dłoni dzierżyła potężny żelazny topór z wieloma runami. Jasnooki mężczyzna był ubrany
w lnianą koszulę i skórzane spodnie. Jego jasne, długie włosy, podobnie jak jego broda, były związane w kitkę. Przed
nimi stał Ellarf Zon Anar.
-Widzę, że macie problemy z tą kocicą- mruknął.
-Tak z grubsza- odparł von Larix.
Natychmiastowo powrócili do walki, Zon ciął, siekł i rąbał krasnoludy, wampiry nie pozostawały w tyle, jednak
krasnoludy jakby się mnożyły cały czas było ich więcej. Zon oberwał, z głębokiej ciętej rany sączyła się jasnoczerwona
krew.
Strona: 9/10
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
-Cholera!- syknął Ellarf- Długo nie wytrzymam! Czas się zwijać.
-Zgadzam się-mruknęła Rose, jej ręce nie były zbyt czyste.
-Dobra- rzekł Sid, a jego ubranie było mocno podarte.
Przerzucił jakiegoś topornika, po czym złapał Rosalie w pasie i rzucił nią w stronę wyjścia.
-Nie oto mi chodziło!- krzyknęła jeszcze w powietrzu.
Oczywiście, jak na wampira przystało, dziewczyna wylądowała gładko za linią krasnoludów. Sid zwrócił się do Anara.
-Zadbaj by trafiła do wampirzej stolicy, musi przekazać wiadomość radzie. Zon spojrzał na blondyna.
-Nie zamierzasz wracać?
Chłopak podrapał się po głowie.
-Zwolnię ich, a później was dogonię- odparł-Obiecuję.
Ellarf kiwnął głową, przykucnął i wyskoczył przeskakując nad napastnikami. Sid odprowadził go wzrokiem i kiwnął
głową, po czym powrócił do walki.
***
Anar zamortyzował upadek przewrotem i trafił tuż pod stopy Rosalie. Natychmiastowo wstał i złapał dziewczynę za
rękę.
-Musimy jak najszybciej dotrzeć do Mirindelen -rzucił.
Rose stała dalej w miejscu.
-A Sid?!- zawarczała
-Powiedział, że ich zatrzyma- Anar szarpnął ją za rękę- Obiecał mi, że nas dogoni.
-Rosalie! Posłuchaj go!- krzyknął Sid- Uciekajcie! On się tobą chwilowo zaopiekuje!
Sid podskoczył. Rose ocena strat zajęła ułamek sekundy, bowiem później znowu zniknął za krasnoludami. Jego płaszcz
był podarty, a ubranie postrzępione. Miał rozcięty łuk brwiowy, niestety w jego plecach sterczało złamane ostrze
topora.
-Musimy iść!- nalegał Ellarf
Salvatore tym razem posłuchała pobiegła za hybrydą dławiąc łzy.
-Sid!- krzyknęła próbując cały smutek załadować w to jedno słowo- SID!
Nagle usłyszeli maniakalny śmiech Z. Nie musiała się odwracać by wiedzieć co się stało, ona już to widziała- Sid został
zabrany przez portal. Delikatny dźwięk musnął jej ucho, to był głos von Larixa. Ostatnimi słowami jakie usłyszała z jego
ust było "Kocham cię, Rosalie"
Strona: 10/10
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl