Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl

Transkrypt

Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl
Kuferek
Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl
Autor:
GreenHead
Miało być na konkurs, ale przegapiłem termin. Niemniej miłej lektury :)
Przyznam, że jestem mocno podekscytowany. Nie widziałem tego „skurczybyka” już taki
szmat czasu. A może raczej „skurczykangura”. Ile to już lat temu osiadł w Australii? Dwa
tysiące trzeci, może czwarty… czyli z dycha będzie. Początek gimnazjum. Zapowiadało się
na wielką przyjaźń, gdy nagle jego starzy oświadczyli, że jadą na drugi koniec świata.
Niezwykłe jest to, że do dziś udało nam się zachować kontakt. Na początku pisaliśmy listy,
czasem dzwoniliśmy, a ostatnio spotkania w sieci. Fakt, że częściej widzieliśmy się w jednej
z drużyn w CS–ie, niż podczas normalnej rozmowy. Jednak nie wymagajmy cudów.
Większości z moich obecnych kumpli Maciek nawet nie kojarzy z pysków. Ja z kolei imion
tych jego łowców kangurów nawet nie potrafię poprawnie zapisać. Same Majki, Dżejki i inne
„srejki”. No to o czym mamy pisać? O zdrowiu? O pogodzie? Zawsze woleliśmy wspólnie
„ponaparzać” w dobrą grę. Nie powiem oczywiście, że wcale nie gadaliśmy. Znam wszystkie
jego najlepsze akcje i epickie momenty. Wiem, co lubi robić, jakim drużynom kibicuje. Jak to
między kumplami. Nawet na odległość. A ledwie wczoraj zadzwonił do mnie, że jutro będzie
w Milowicach. Jutro... jakby przyjeżdżał z Radomia, a nie z drugiego końca świata. Na pewno
wiedział o tym od dawna. Aż dziw, że się nie wygadał. Chociaż nie... w końcu ma jaja. Jakby
ich nie miał, dawno już bym wiedział o jego przyjeździe. Tyle, że w tajemnicy i z
zastrzeżeniem żeby nikomu nie mówić.
Na spotkanie umówiliśmy się w miejskim parku zwanym przez miejscowych "krzaczorami".
Kilka drzew z odrapaną korą, zardzewiałe wraki ławek i średniej wielkości kamień na środku
z tabliczką upamiętniającą hetmana Chodkiewicza. Pewnie jakby żył to by zaszczał
hajdawery ze śmiechu dla takiego "upamiętnienia". Przy owym "pomniku" stał sobie Maciek,
ubrany w czerwoną koszulę w białe kwiatki i czapkę basebolówkę w kolorach New York
Yankees. Plecami opierał się o kamień i spoglądał w moją stronę z zaciekawieniem.
– Cześć! Co się tak głupkowato uśmiechasz? – zawołał do mnie z daleka. Co za gadzina. Nie
widziałem go dekadę, a on na przywitanie szydzi z mojego uśmiechu.
– A, bo dawno nie widziałem tak brzydkiej gęby! – odparłem wesoło i wyciągnąłem do niego
rękę na przywitanie. Ten chwycił ją mocno i przyciągnął mnie do siebie. Trochę niemrawo
poklepaliśmy się po plecach. Oderwałem się od niego jako pierwszy i rzuciłem szyderczo:
– Dobra, starczy tych czułości, kochasiu. Ooo! Co to za skrzynka?
Strona: 1/6
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Obok Maćka stał mały drewniany kuferek ze stalowymi zbrojeniami, pokrytymi dziwnymi
napisami w jakimś bliżej mi nieznanym alfabecie.
– Po drodze napadłem na piracki statek i zabrałem to pokrwawionemu kapitanowi – odparł
tajemniczo. – A tak po prawdzie to niespodzianka dla Ciebie, ale o niej później.
– Niech i tak będzie. Robimy jakąś flaszeczkę?
– Jedną tylko? – odparł i roześmialiśmy się jak za dawnych lat. Niesamowite było to, że
mimo tak długiej rozłąki potrafiliśmy gadać ze sobą jakbyśmy widzieli się ledwie wczoraj.
Już zbieraliśmy się do sklepu, gdy nagle drogę zastąpił nam patrol policji...
***
– Chodźcie posterunkowy, tamci dwaj stoją bez piwa. Na pewno mają marihuanę – rzuciłem
w stronę Rozedy i szybkim krokiem ruszyliśmy do centrum parku. Przeprowadzaliśmy
właśnie rutynowy patrol parku i okolic. To był mój dziewiąty rok służby. Przełomowy, jednak
niestety w negatywnym znaczeniu. W poprzednich latach moja kariera rozkwitała.
Awansowałem, dostawałem wyróżniania i czułem się doceniany. Sytuacja zmieniła się
niecały miesiąc temu. Niezupełnie z mojej winy, ale na skutek nieszczęśliwego splotu
wypadków dostałem chyba najgorszy z możliwych przydział...
– Posterunkowy Bączyński to jest normalnie Sherlock. Ja myślałem, że oni tam modły do
Boga zanoszą – odparł Janusz Rozeda. Nienawidziłem gnoja. Jak mało kogo na świecie.
Szczyl nie miał o niczym pojęcia i cechował go kompletny brak doświadczenia. Można by to
było wybaczyć każdemu, gdyby zachowywał choć trochę pokory. Pokory i szacunku. Jestem
w końcu wyższy stopniem, mądrzejszy i bardziej rozgarnięty od niego. Niestety, nie mam
ojca komendanta... tak jak on.
– Dzień dobry, panowie – przywitałem się standardowo. – Rutynowa kontrola policji. Czy
mają panowie jakiś otwarty alkohol?
– Nie, nie mamy – odparli niemal jednogłośnie. Obaj byli pewnie świeżo po studiach, albo
właśnie je kończyli. Ubrani raczej młodzieżowo, jakby wybierali się na plażę, ale kto widział
plażę w Milowicach?
– A jakieś narkotyki, substancje zakazane?
– Nie, nie. My od takich rzeczy trzymamy się z daleka – powiedział wyższy z nich, ubrany w
szary t–shirt i krótkie dżinsowe spodnie.
– A to im chyba Heniu nic nie sprzedasz – wtrącił Rozeda i krótko zarechotał. Kontrolowani
lekko parknęli, ale zdołali zachować poważne miny. Ich szczęście, bo nie mam litości dla
braku szacunku ze strony obywateli. Niestety zdążyłem już poznać tego gada i wiem, że to
dopiero początek...
– No dobrze, w takim razie proszę zrobić słoniki z kieszonek.
– Co, proszę? – spytał niższy z nich, w kolorowej koszuli, ale drugi pokazał mu wyciągnięte
na zewnątrz kieszenie. W środku mieli niewiele: portfele, papierosy, jakieś drobne, zużyty
bilet PKS, zapalniczkę i jakieś papierki.
– Tylko nie pokażcie panu aspirantowi trąby! – rzucił mój partner i znowu się zaśmiał.
Strona: 2/6
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
– Posterunkowy, proszę zachować powagę – przywołałem go do porządku. – Proszę wziąć od
nich dowody i spisać dane osobowe.
– Się robi, aspirancie Bączyński. W końcu sztuka pisania nie jest mi obca – odparł i dam
głowę, że mrugnął w ich stronę. Aj... dlaczego życie mnie tak pokarał? Skąd mogłem
wiedzieć, że tamta zarzygana pijaczka śpiąca na chodniku to żona komendanta. Nawet
początkowo chciałem ją odwieźć do domu zamiast na izbę wytrzeźwień, ale po tym jak dała
mi w mordę i nazwała "żałosnym śmieciem" nie mogłem postąpić inaczej. "To cię nauczy
szacunku dla naszej rodziny!" – wydzierał się potem czerwony jak pomidor komendant i tak
oto zostałem partnerem tego gnojka...
– Zrobione! – zawołał z dumą w głosie. – Czy jaśnie pan Bączyński ma jeszcze jakieś
życzenie?
– Nie – odparłem sucho. – To będzie wszystko panowie. Życzę miłego... – urwałem, gdy mój
wzrok zatrzymał się na dziwnym przedmiocie, leżącym koło wyższego z chłopaków.
***
Ależ ta polska policja jest upierdliwa. Na szczęście to już koniec, życzenia miłego i...
– A co to jest? – zapytał ten normalniejszy i poważniejszy z policjantów, wskazując na
skrzynkę Maćka. Ten z dziwnym uśmiechem zapytał:
– Co jest? Aaa... to. To taka skrzynka... – dokończył z wahaniem, po czym zwrócił głowę do
mnie i wyszeptał z lekką paniką:
– Oni nie mogą jej otworzyć...
Hmm... niespodzianka mojego przyjaciela nabierała nowych kształtów. Co on tam mógł
mieć? Broń? Narkotyki? Lewe dokumenty? Cholera wie, ale skoro to coś nie jest
przeznaczone dla wścibskich oczek tej dziwnej pary to musiałem o to zadbać.
– Panowie, aspirant Bączyński, co by o nim nie powiedzieć, potrafi rozróżnić skrzynkę od
zlewozmywaka – rzucił groźnie niższy stopniem policjant.
– Pewnie, że potrafię – obruszył się tamten.
– No, to powiedzcie mu, co trzymacie w tym zlewozmywaku – rzucił Rozeda i zaśmiał się
klepiąc przełożonego po ramieniu. Mina drugiego mówiła bardzo wiele. Miał ochotę wypruć
mu flaki, ale chyba, z jakiegoś powodu, nie mógł mu nawet odpyskować.
– Nic w niej nie ma – zacząłem nieśmiało. – To pamiątka z Egiptu.
– Tak, dokładnie to pamiątka i jest pusta – potwierdził Maciek. Po czym nerwowym ruchem
poprawił czapkę na jasnej czuprynie.
– Pusta, jak gło...
– Rozeda! – przerwał mu ostro aspirant Bączyński. – Przywołuję was do porządku!
– Chciałem powiedzieć "pusta jak głosi legenda o trumnie Churchila" – wyjaśnił spokojnie i
demonstracyjnie prychnął na koniec.
Strona: 3/6
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
– Nie słyszałem tej legendy... – powiedział Maciek. Uznałem, że to dobry motyw na
odwrócenie uwagi i również podjąłem temat:
– Ja również. Może pan policjant nam ją przybliży – uśmiechnąłem się przymilnie. – Zawsze
wiedziałem, że od policji można się wiele nauczyć.
– Yyy... legenda głosi...
– Rozeda, nie mamy czasu na głupoty – przerwał mu przełożony. – Otwórz tą skrzynkę i
wracamy na posterunek.
– Ale panie władzo to antyk – zaczął nieśmiało Maciek. – Niedoświadczone ręce mogą go
uszkodzić, a był bardzo drogi.
– To może lepiej nie ryzykować...
– Rozeda, otwórz to małe ustrojstwo, do cholery! – wykrzyknął czerwony za złości aspirant.
Widać jego cierpliwość do niepokornego podwładnego powoli się kończyła, a to nie wróżyło
nic dobrego. I tak posterunkowy leniwie ziewnął, demonstracyjnie się przeciągnął i ruszył w
stronę pudełka mrucząc pod nosem:
– Nerwy to w konserwy i na eksport...
Rozeda powoli sięgnął w stronę skrzynki, Maciek, lekko spanikowany, patrzył na mnie
wymownie, a aspirant Bączyński aż zacierał ręce z ciekawości...
***
– Nie otwieraj tego, to zabija! – wykrzyknął Michał Młynarczyk, ciemnowłosy chłopak bez
czapki. Posterunkowy Rozeda odskoczył do tyłu jak oparzony i potykając się o krawężnik, z
przerażoną miną, wylądował na plecach. Dla mnie to była chyba pierwsza chwila uśmiechu
odkąd dziś rano przekroczyłem próg komisariatu. Cholera wie, co te młode cwaniaczki tam
trzymają, ale co by to nie było, postaram się dla nich o łagodny wymiar kary. Co ja bym dał
żeby tam na trawie leżało gówno...
– Jak to, kurde faja, zabija?!
– Rozeda, co strach was obleciał? – zakpiłem z wyrazem triumfu na twarzy. – Proszę
schować tą broń, to tylko młodzi chłopcy i natychmiast to otworzyć.
– Ale...
– To polecenie służbowe – dodałem z naciskiem.
– Ale panie aspirancie, kochany... – zaczął przymilnym głosem posterunkowy. – Przecież
chłopak mówił, że to niebezpieczne.
– Rozeda, prawdziwy policjant wychodzi niebezpieczeństwu na przeciw, a nie chowa się pod
spódnicą jak baba – z niemałą satysfakcją kontynuowałem. – Co wy tam w ogóle macie, że
to niby zabija? Tarantulę?
– Nie, nie zupełnie... – podjął temat blondyn z wahaniem w głosie. – Michał, może lepiej ty
wytłumaczysz?
Strona: 4/6
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
***
Pustka. To jedyne co miałem w głowie. Pieprzona pustka i brak pomysłów. Myśl, Michał,
myśl! Hmm... Egipt... Zakaz otwierania... Wiem!
***
– Niech panowie posłuchają – rozpoczął pewnym i spokojnym głosem. – Mój przyjaciel
przywiózł tą skrzynkę z Egiptu. Czy słyszeli panowie o Cheopsie dwunastym?
– Coś mi się o uszy obiło – zaczął niepewnie Rozeda. – No, ale co to ma do rzeczy?
Obiło o uszy... Jedyne, co się o ten tępy czerep obiło, to grube łapsko twojego ojczulka. Jaka,
cholerna szkoda, że nie mogę tego powiedzieć na głos. Tymczasem brunet kontynuował:
– Już tłumaczę. Skrzynka ta pochodzi z jego grobowca i jest rodową pamiątką rodziny
Wilkockich, prawda Maciek?
– Tak, tak – potwierdził skwapliwie drugi z chłopaków.
– Dobra, dobra – ponagliłem go nieco już zniecierpliwiony. – Powiedz lepiej, dlaczego (ona)
rzekomo zabija.
– No właśnie – dodał posterunkowy. – Pan aspirant może i ma cierpliwość osła, ale ja wam
mogę zaraz wypisać blankiecik za, dajmy na to, zakłócanie porządku, jak się dobrze nie
wytłumaczycie.
Osła? Zaraz chyba każę tej gnidzie otworzyć ją zębami. I mam nadzieję, że tam będzie
bomba pułapka...
– Wedle rodzinnej legendy kuferek ten przynosi szczęście jej posiadaczowi dopóty, dopóki
pozostaje zamknięta – tłumaczył z poważną miną. – A ten, kto ją otworzy zostanie dotknięty
klątwą, która powoduje nagłą śmierć w przeciągu kilku dni.
– Klątwa? – spytałem z niemałym zdziwieniem. – Myślicie, że wykształconych ludzi
nabierzecie na coś takiego?
– Właśnie – rzucił Rozeda z parszywym uśmieszkiem. – A to pan aspirant im uwierzył?
– Ja panom nie zabronię otwarcia, ale uczciwie ostrzegam – kontynuował chłopak. – Dziadek
Maćka tydzień po otwarciu zginął kopnięty przez krowę.
– No, a mój ojciec dostał zawału trzy dni po tym, jak zobaczył, co jest środku – wtrącił ten w
hawajskiej koszuli.
– Ciekawe... – wyszeptałem coraz bardziej zaintrygowany dziwnym przedmiotem. Chyba
wolałbym nie ryzykować, ale wiem, co należałoby zrobić.
– Posterunkowy, proszę natychmiast otworzyć skrzynkę!
– Ani mi się śni! – rzucił tamten i założył ręce na ramiona.
– Odmawiacie wykonania rozkazu?
Strona: 5/6
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
– Nie odmawiam... ale nie otworzę – odparł hardo. – Możecie to zrobić samemu– aspirancie
Bączyński.
– Rozeda, czy chcecie abym napisał na was...
– A czy ty chcesz – przerwał mi z parszywym uśmieszkiem – abym ja napisał do wiadomej
nam osoby?
Co za parszywiec. Będzie mnie straszył ojczólkiem i to jeszcze przy osobach postronnych. Z
resztą, pal licho, już raz nadgorliwość wpędziła mnie w kłopoty. Czasem trzeba wiedzieć,
kiedy odpuścić.
***
– Genialne stary, po prostu genialne! – zaśmiewał się Maciek. – I jeszcze ten dziadek,
którego zabiła krowa.
– Dobra, dobra – przerwałem mu lekko jeszcze drżąc z emocji. – Powiedz lepiej co jest w tej
skrzynce. Blanta tam schowałeś?
– Nie... Dowiesz się za chwilę – odparł wciąż się uśmiechając. – Nie ma tam nic nielegalnego.
Ta cała akcja to, tak po prawdzie, był test czy po latach nadal mogę ci zaufać.
– Żartujesz? – spytałem unosząc brwi niemal pod samo niebo. – To chyba zdałem?
– Zdałeś, zdałeś – odparł puszczając do mnie oko. – A blanta schowałem pod czapką.
– He he, to odpalaj, bo nie mogę się już doczekać tej niespodzianki.
***
Przyjemnie rozluźnieni zasiedliśmy na dwóch spróchniałych deskach, które udawały ławkę.
Maciek opowiedział mi niesamowitą historię. Miesiąc temu zmarł jego dziadek, którego nie
widział od lat. Co prawda nie zabiła go krowa, tylko umarł ze starości, ale nie to jest istotne.
Mój przyjaciel otrzymał od niego w spadku posiadłość na wyspie na Pacyfiku.
– Stary wyobraź sobie: gorąca plaża, drinki z palemką, małe poletkto marihuany i gorący
seks każdego ranka.
– Ty to masz w życiu szczęście... – odparłem rozmarzony.
– No dobra, to możesz teraz otworzyć pudełeczko.
Bez wahania sięgnąłem po nie i odchyliłem wieczko. W tym momencie z wnętrza
rozbrzmiała hawajska muzyczka. Na środku szklanej tafli tańczyła egzotyczna tancerka w
palmowej spódniczce, trzymając w rękach niedużą złożoną karteczkę z literką "M". Z lekkim
wahaniem sięgnąłem po zawiniątko. W środku był napis "Czy pojedziesz tam ze mną?"
Szok, pomieszany z radością. To w tym momencie mnie zalało. Nie siliłem się na wyszukane
słowa. Zamiast tego rzuciłem się mu w ramiona i przywarłem do niego ciągle niepewnymi
swego ustami. Na szczęście pocałunek został odwzajemniony!
Strona: 6/6
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl

Podobne dokumenty