Czy choroby skóry mogą wywoływać depresję?
Transkrypt
Czy choroby skóry mogą wywoływać depresję?
Czy choroby skóry mogą wywoływać depresję? Agata Wilska, psycholog, SP ZOZ MSW w Łodzi, Centrum Rozwoju Holis Łuszczyca, atopowe zapalnie skóry, łojotokowe zapalenie skóry, trądzik, łupież, pokrzywka, opryszczka, świąd, liszaje, bielactwo, łysienie plackowate i inne – to rozpoznania, które lekarze dermatolodzy stawiają każdego dnia. Czasem skuteczność leczenia powyższych schorzeń pozostawia jednak wiele do życzenia, ponieważ w trakcie medycznych procedur pomijane są aspekty psychologiczne, które często są przyczyną schorzenia lub utrudniają jego leczenie. Gdyby w procesie leczenia uwzględnić przyczyny problemów zdrowotnych natury także pozamedycznej oraz gdyby zastosować względem pacjenta podejście holistyczne, efektywność leczenia mogłaby się znacznie podnieść. Mówiąc o przyczynach pozamedycznych, mam na myśli te natury psychologicznej. Badania i obserwacje wskazują, iż podłożem schorzeń dermatologicznych mogą być czynniki związane z emocjami oraz stresem. Psychologowie chorującą skórę nazywają skórą, która ma depresję. Traktują ją też jako przekaźnik, poprzez który coś z wewnątrz pragnie wydostania się, zauważenia. Według psychologów „ciało zna odpowiedź”, co oznacza, iż czasem tylko w taki sposób jesteśmy w stanie zwrócić uwagę na coś, od czego z braku gotowości odwracaliśmy wzrok. Chorującym ciałem trudno się nie zająć w związku z czym ono daje głos w naszej sprawie. Bardzo często właśnie poprzez skórę. Wszelkie nasze traumy, lęki, zaburzenia nastroju, kłopoty z samooceną, niezałatwione sprawy ze sobą i bliskimi, zależności, nałogi, kompulsje widać w postaci zmian na skórze. Z kolei schorzenia skórne negatywnie odbijają się na samopoczuciu pacjenta. Dlaczego tak się dzieje? Stan zapalny skóry powoduje swędzenie, pieczenie, pękanie, ból. Dodatkowo nawet prozaiczne czynności takie jak prysznic czy ubieranie się potrafią ją dotkliwie podrażniać. To wywołuje silny dyskomfort i rozdrażnienie u chorującego. Przymus drapania i próby powstrzymywania się powodują, że choroba stale o sobie przypomina. Pacjent nie może złapać od niej nawet chwili wytchnienia. Ból i swędzenie nie pozwalają zasnąć. Brak snu jest dla organizmu dodatkowym obciążeniem wpływającym na samopoczucie chorego. Samo leczenie również bywa uciążliwe. Częste wizyty u lekarza, wydatki, poświęcanie czasu na zabiegi, chemia dostarczana organizmowi w postaci leków, konieczność zmiany diety - z pewnością nie poprawiają samopoczucia chorego. Schorzenia skóry z reguły widać. Czasem widoczne bywa też leczenie (maści, kremy). Szczególnie, gdy dotyka to części ciała, których nie można w żaden sposób zakryć jak twarz i dłonie. To powoduje, że choroba nie daje o sobie zapomnieć. Dodatkowo takiemu chorującemu towarzyszy permanentny wstyd, stres i napięcie. Może to prowadzić do zachowań wręcz quasi paranoicznych zgodnie z zasadą „na złodzieju czapka gore”, a więc przekonanie, że „jeśli się śmieją, to ze mnie”, „jeśli mnie ignorują, to przez mój wygląd”. Relacje z otoczeniem Przez wstyd powodowany wyglądem, chorujący unikają ludzi. To rodzi samotność, poczucie izolacji, braku wsparcia, koncentrację głównie na chorobie. A stąd już krok do poważniejszych schorzeń jak depresja. Nawet jeśli chory stara się nie izolować, bywa wykluczany z grupy. Lęk innych przed zarażeniem (często nieuzasadniony i wynikający z niewiedzy) czy obrzydzenie mogą doprowadzić do stygmatyzacji chorego oraz jego odrzucenia. Chory musi lub też decyduje się (z powodu wstydu) unikać pewnych czynności, często poprawiających nastrój, m.in. sportu, basenu, masaży. A więc ma ograniczone możliwości samopomocy. Lekarz - pacjent Czynniki natury psychologicznej uaktywniają powstawanie chorób skóry. Z kolei natura dolegliwości skórnych oraz przebieg leczenia podnoszą poziom stresu i lęku u pacjentów. To znów wpływa na brak efektywności leczenia i pojawianie się nawrotów. Tym sposobem tworzy się błędne koło, w którego samym środku znajduje się chorujący. Stąd też bardzo ważne, aby lekarze byli świadomi ścisłego związku stanu psychicznego oraz kondycji skóry, nie bagatelizowali go i byli gotowi potraktować pacjenta całościowo. Co to oznacza w praktyce? Po pierwsze zachęcam lekarzy, aby nawiązali z pacjentem więź. Liczne badania wskazują, iż postawa lekarza i kontakt, jaki nawiązuje z chorym ma znaczenie dla przebiegu leczenia. Po drugie aby uwzględnili w przebiegu leczenia także jakość życia pacjenta. Im ona wyższa, tym większa szansa, iż leczenie przyniesie pożądany skutek. Po trzecie aby zaprosili pacjenta do skorzystania także z pomocy psychologa, a czasem również lekarza psychiatry. Lekarz psychiatra może chorego wesprzeć lekami po to, aby ten mógł lepiej znosić przebieg choroby, a zmniejszone napięcie podczas leczenia może korzystnie wpłynąć na jego efekt. Z kolei gabinet psychologa czy psychoterapeuty stanie się miejscem, w którym pacjent będzie mógł dać wyraz trudnym emocjom, otrzyma pomoc przy szukaniu sposobów na poradzenie sobie z sytuacją (zadbanie o wypoczynek, wsparcie), zajmie się możliwymi przyczynami natury psychologicznej powstałego schorzenia, skorzysta z dodatkowych metod psychoterapeutycznych jak arteterapia czy muzykoterapia oraz wypracuje cenne umiejętności sprzyjające skuteczności leczenia np. umiejętność wizualizacji pozytywnych efektów leczenia, nauka prawidłowego i kojącego oddychania także w celu dotlenienia skóry, by szybciej się goiła, umiejętność konstruktywnego radzenia sobie ze stresem i emocjami. Holistyczne i interdyscyplinarne podejście do dolegliwości pacjenta oraz świadomość wzajemnego wpływu emocji i skóry mogą ułatwić, przyspieszyć, a czasem wręcz umożliwić proces jego leczenia. Mogą także zapobiegać nawrotom. Dlatego zachęcam lekarzy do pogłębiania wiedzy dotyczącej zależności między ciałem a umysłem oraz z jej korzystania w celu zwiększenia skuteczności swoich terapeutycznych zaleceń.