Pobierz w pdf - CzytajZaFree

Transkrypt

Pobierz w pdf - CzytajZaFree
Terabajt
Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl
Autor:
Dragotrim
I
– Proszę państwa, i w końcu jest! Wreszcie mam przyjemność wypowiedzieć te długo
oczekiwane słowa: Turniej Mistrzów wreszcie jest realizowany na naszych oczach. Uff,
prawdziwa legenda zmierzy się z młodym wilkiem, który zawładnął naszymi sercami. Co za
emocje! Co za emocje!
– Tak, Terry, zgadzam się w zupełności, ale muszę przyznać, że mam pewne obawy i wielu
naszych widzów pewnie również. Tor Protagon 11 to największe wyzwanie naszej galaktyki.
Nie ma innego tak niebezpiecznego toru nawet na drugim końcu planety Nokturn! Terabajt
będzie pierwszym tak młodym zawodnikiem, który zmierzy się z Protagonem i wielu
sceptyków uważa, że może sobie nie poradzić.
– Ale my nie jesteśmy sceptykami, prawda, James?
– Pozostańmy więc neutralni.
– O, to najlepsze rozwiązanie, James. Chyba wszyscy są co do tego zgodni. W tym
pojedynku mierzyli się zazwyczaj zawodnicy nienawidzeni przez publikę jak i kokietowani,
ale chyba nigdy dwóch oponentów nie miało tak równego uwielbienia. Co za emocje!
– Pamiętajmy, że nasz mistrz wszystkich tras, rajdowiec Habrovsky, przez ponad sześć lat
zmasakrował podczas swoich rajdów osiemdziesiąt jeden przeciwników, z czego piętnastu
jedynie wróciło na tor.
– Tak, to postać wzbudzająca kontrowersje, ale z drugiej strony na wizerunek rajdowego
tytana Habrovsky pracował praktycznie połowę swojego życia. Poza tym to Horuvajczyk. To
reprezentant ludu o bardzo tragicznej przeszłości, dlatego dla Horuvajczyków zwycięstwa są
takie ważne.
– Zejdźmy jednak z zależności typowo narodowościowych, a skupmy się na samej
rywalizacji.
– Tak, jasne. Zróbmy to.
Strona: 1/24
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
– Habrovsky w czwartkowym wywiadzie udzielonym „Motor Intergalactic” nazwał Terabajta,
cytuję: „Dzieciakiem psychicznie skupionym tylko na jeździe, nieposiadającym niczego poza
tym; kompletnie wyalienowanym ze społeczeństwa”. I co ty na to, Terry?
– Cóż, nie da się ukryć, że Terabajt podczas publicznych wystąpień jest bardzo roztrzepany i
zdekoncentrowany. To rzuca się w oczy. Myślę jednak, że dzięki temu jest bardzo wyraźną i
realistyczną postacią, nie tylko aktorem wystawionym na deski sceny.
– Mocne słowa, Terry. Nie zapominajmy, że Terabajt już do roku żyje w związku małżeńskim.
O tym ślubie było naprawdę, naprawdę głośno. Habrovsky – warto dodać – też był
zaproszony, jednakże nie przyszedł. Ciekawe czemu?
– Może niech któryś z mikrośmigłowców pokaże nam zbliżenie tej pięknej dziewczyny, która
uwiodła Terabajta choć raz odciągając go od wyścigów? Któryś z was to uchwycił? O,
szesnastka już pięknie uchwyciła.
– Pięknie uchwyciła piękną kobietę.
– Racja, James. Widać zatroskanie na jej twarzy.
– Tak, widać je wyraźnie. W tej potyczce są tylko dwie opcje: albo Terabajt pobije rekord i
sam zostanie czempionem, albo Habrovsky rozbije go swoim samochodowym młotem.
– Ten młot to już rozpoznawalny atrybut Habrovskiego. A właśnie, co się u niego dzieje?
Widzę, już widzę! Habrovsky wytyka czerwony tors, pozdrawiają fanki i pijąc butelkę
oranżady.
– Bardzo w jego stylu, ale gdyby nie wyścig, pewnie piłby w tej chwili drogiego szampana.
W sumie zawsze się zastanawiałem, jak on steruje kierownicą tymi swoimi szczypcami.
– Lata praktyk, James. O, właśnie wkłada swój żelazny kombinezon.
– Możecie nazywać mnie tetrykiem, ale ta sztuczka już nie działa tak, jak działała sześć lat
temu.
– Na nas pewnie nie działa, bo patrzymy na wszystko zza okna naszej komentatorskiej
wieży. Ale spotkanie oko w oko z Habrovskym mocno szarga emocje. W historii wyścigów
jeszcze nikt tak długo nie zajmował pierwszego miejsca. No może pomijając Sabourna, ale
za jego życia formuła wyścigów prezentowała się zupełnie inaczej.
– Racja, to odległe czasy. Niektórzy nazywają je mrocznymi i mało kto do nich wraca. Teraz
znowu mamy ujęcie na żonę Terabajta. Terabajt podchodzi do niej w swoim białym kasku,
obejmuje ją i obydwoje szepczą coś sobie na ucho. Nie umiem czytać z ruchu warg, więc nie
wiem, o czym dokładnie rozmawiają.
– Nie bądźmy wścibscy, James. Nawet telewizja na żywo ma swoje granice.
– Racja, wybacz… Ale te emocje! Emocje! To jest to! Tu nie chodzi wyłącznie o ryk silników i
precyzyjne ruchy. To spotkanie dwóch istot o zmiennych charakterach, to rywalizacja na
kosmicznym poziomie! Pracuję jako komentator od trzydziestu lat, podobnie jak ty, lecz
czegoś takiego jeszcze nie oglądałem. A myślałem, że widziałem już wszystko!
– Za trzy minuty robot wystrzeli z moździerza, dając znak, że walka właśnie się rozpoczęła.
Strona: 2/24
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Wtedy dopiero poczujemy prawdziwy smak tych mistrzostw.
***
Terabajt, siedząc w swoim ukochanym aucie Royalu M500, z podnieceniem zaciskał
skórzane rękawiczki na kierownicy. Jego stopa była zaledwie o kilka milimetrów oddalona od
pedała gazu, druga stopa natomiast ocierała się niecierpliwie o sprzęgło. Jego umiłowany
samochód – służył mu przez tyle lat, nigdy go nie zmieniał i nie zamierzał tego robić. W grę
wchodziły jedynie modernizacje i naprawy po kolejnych wyścigach.
Rajdowiec wiedział, że za chwilę zostanie mistrzem całej galaktyki. Przecież trenował
wystarczająco długo, by dać do zrozumienia Habrovskiemu, iż jego czas chwały ustał jak
zażegnana epidemia. Żaden przeciętny rajdowiec nie doszedłby w dwa lata do tak
miażdżącej przeciwników przewagi, jaką on sam zyskał dzięki zaangażowaniu w tę jedyną
rzecz, którą umiał robić najlepiej.
I wtedy spojrzał na trybuny po swojej prawej stronie. Wśród wiwatującej publiki i
kolorowych tkanin z wypisanymi sloganami na jego cześć siedziała ona – Beverly Rutler.
znali się już długi czas, lecz nie potrafił stwierdzić jak długo, ponieważ jedynymi sprawami,
za jakimi naprawdę nadążał, były biegi w jego aucie. Nie wiedział, co Bev w nim tak
naprawdę widzi, ale skoro byli małżeństwem od roku, oznaczało to, że naprawdę musiała
coś do niego czuć. Wykluczone, aby przyciągała ją sława, ponieważ warkot silnika odpychał
ją bardziej niż widok myszy czy karalucha w kuchni. A więc co?
Terabajt wiedział, że ją kocha, ale miłość do swojego Royala M500 powodowała, iż czuł,
jakby żył w małżeńskiej poligamii. Codziennie stawiał sobie te dylematy: krucze, zaplecione
w warkocz włosy Beverly czy zadbana tapicerka samochodu; piwne oczy żony czy jasne
reflektory wyścigówki. To nie należało do łatwych starć.
Beverly spojrzała na niego porozumiewawczo, pokazując na zegarek. Miał jeszcze trochę
czasu, zanim pojedynek rozegra się na dobre, toteż mógł wysiąść z auta i jeszcze chwilę z
nią porozmawiać. Mógł i zrobił to, lecz nie chciał. Ona zagrażała jego ukochanemu autku,
mówiła, że ten wyścig będzie ostatnim wielkim wyścigiem i gdy w końcu stanie się on
mistrzem, jedynie od czasu do czasu jako czempion pokona kilku młokosów. Resztę życia
miał skupić na rodzinie, którą Bev zamierzała powiększyć.
Bev uściskała go. Terabajt nie czuł się zbyt swobodnie, obserwując kaperujący go
mikrośmigłowiec, który niczym natrętna osa nie ustawał w bzyczeniu i rozpraszaniu. Do
jego policzka przyssało się coś obślizgłego i śmierdzącego szminką. Nienawidził tego. Wolał
już spędzić godzinę, wdychając spaliny z jakiegoś rozklekotanego, przedpotopowego
samochodu. Beverly uniosła nogę w połowie i wyszeptała tak, by nikt nie usłyszał:
– Rozumiem, to twoja pasja. Żyjesz tym od dziecka, wdychasz szosę całą powierzchnią
swojego ciała, ale przysięgnij, Tera, że wywiążesz się z umowy.
– Nie zmienię zdania – obiecał, choć w rzeczywistości wiele by dał, by je zmienić. – Jeszcze
ten wyścig i ograniczę rajdy. Pamiętaj jednak: robię to dla ciebie, nie dla twojej mamy, nie
dla nikogo innego, tylko dla ciebie.
Strona: 3/24
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
– Cieszę się. – Ucałowała go raz jeszcze, gładząc mu kark umalowanymi na czerwono
paznokciami.
– Nie oszukam się. Gdybym cię oszukał, wyszedłbym na sukinsyna, a uwierz mi, że nim nie
jestem.
– Wierzę ci.
Terabajt nie pamiętał, kiedy wyplątał się z objęć i z powrotem zasiadł za kierownicą.
Wszystko działo się w niespotykanym tempie, które rajdowiec ubóstwiał wyłącznie, gdy
pobijał rekordy. Ale szybkie zmiany wiązały się z wyrzeczeniem.
Royal M500 stanowił olbrzymią kartę historii. Jego historii. Samochód znajdował się
zawsze tam, gdzie działo się coś naprawdę ważnego, dobrego lub złego, lecz
wzbudzającego sentyment.
Młodzieniec pamiętał, jak ojciec potrząsnął przed nim kluczykami, pytając: „To co,
ruszamy w drogę?”. Ta pierwsza przygoda z jazdą autem odcisnęła na nim piętno,
wyrzeźbiła mu mózg na kształt czterech kółek. I tak zostało po dziś dzień. Każdy element
M500 wiązał się z czymś ważnym. Na tylnim siedzeniu, na brązowej skórze fotela w jednym
miejscu wychodziła wata – ubytek ten przypominał o pierwszej przewózce Beverly.
Panował wtedy sierpień, a Terabajt namiętnie tłumaczył swojej wybrance serca, jak
umiejętnie ruszać na jedynce i dlaczego zaciąganie ręcznego na wniesieniu jest takie ważne.
Ona gubiła się w tym wszystkim, ale starała się słuchać jego wskazówek. A później pojechali
na ślepy szlak przy jakimś jeziorze, ona włożyła mu dłoń w spodnie i krok po kroku całe to
zajście przerodziło się w namiętny, pierwszy w życiu Terabajta stosunek seksualny. Beverly
z emocji zadrapała siedzenie i Tera postanowił nigdy już nie zszywać zrobionej przez nią
dziury.
Tylni bieg Terabajt utożsamiał z wyścigiem na trasie Monte Raiton, gdzie oponent celnie
poraził jego wóz prądem, dezaktywując częściowo skrzynię biegów. Jedynym sposobem na
zwycięstwo okazała się jazda tyłem, co też zostało wprowadzone w życie. Tylko tym
zabiegiem udało się ukończyć wyścig i uratować honor.
Było jeszcze więcej wspomnień, lecz nie starczyło czasu na rozpamiętywanie sobie ich
wszystkich. Po przyciśnięciu czarnego guzika nad głową pojawiła się pancerna powłoka
zabezpieczająca. Prostokątny robot wystrzelił z moździerza w powietrze. Rajd się rozpoczął.
***
– Na pewno trzeba przyznać, że ci, którzy nazywają Protagon 11 Torem Szatana, na bank
się nie mylą. Ruchome skały, wijące się zakręty, falujące wzniesienia i błotniste szlaki są
kwintesencją naturalnych zagrożeń.
– Owszem, James, ale nie wspomniałeś o utrudnieniach zapewnionych przez twórców toru.
Pod zgniatarkami zginął już niejeden niedoświadczony rajdowiec. Na większości tras są one
oznaczone na mapie, jednak tutaj przy każdym wyścigu generuje się je losowo.
Strona: 4/24
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
– O, co za piękny piruet nad fosą! Habrovsky świetnie wyskoczył z rampy. Terabajt go
dogania.
– Idą łeb w łeb!
– Przed nimi szeroki asfaltowy fragment, zwany Placem Boju. Wiesz, co to oznacza, Terry?
– Tak, to idealna okazja do otwartego ataku. Ponad pięć kilometrów czystej bitwy. Młot
Habrovskiego kontra panele świetlne Terabajta.
– Było blisko! Terabajt stracił lewe lusterko, ale udało mu się ominąć cios. Wystawia panele
i… Ciosy Habrovskiego nie ustają. I pomyśleć, że kiedyś można było posiadać do trzech
broni w jednym wehikule!
– Oj, wtedy zniszczenie osiągnęłoby apogeum! Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać, tak
przechodzą mnie dreszcze! Panele stopiły dwie opony naszego dzielnego Horuvajczyka, ale
zaraz, zaraz…
– Wymienił je dzięki nanorobotom. Terabajt chyba nie dysponuje taką technologią…
– Teraz obydwoje mają dylemat. Z jednej strony los kusi i każdy chce się wzajemnie zatłuc,
jednak za moment wkroczą na moczary, a tam tylko prowadzenie gwarantuje bezpieczny
przejazd.
– Racja, atak w obu przypadkach najlepiej sprawdza się, gdy atakujący siedzi na ogonie
atakowanego. Na bagnach żądzą kładki znikające kilka sekund po najechaniu. Jazda przez
wodę bywa ociężała bez odpowiedniego asortymentu. Znowu idą łeb w łeb!
– Ja cię pieprzę!
– Lecimy na żywo, wyrażaj się, Terry…
– To już czwarta kładka, a oni jadą, jakby ich boki przyciągała jakaś magnetyczna siła. Oho,
na ostrym zakręcie zacznie się bombardowanie!
– Tak, tubylcy zrzucają na nich siarkowe bomby. Słyszałem, że kiedy tor dopiero powstawał,
tutejsze plemię nie chciało oddać swoich ziem.
– Też coś o tym słyszałem. Ale gdy dano im możliwość bombardowana samochodów w
ramach ofiary dla ich bogów, udało się uzyskać kompromis.
– Skupmy się jednak na rajdzie. Habrovski prowadzi. Terabajt nie zdołał ominąć jednej z
bomb i to znacznie go opóźniło.
– Przed nimi ostatnie dwa ostre zakręty i bazaltowy fragment trasy. Tutaj panuje już pełna
samowolka, nawet większa niż na Placu Boju. Nierówny teren przy dobrym użyciu broni
potrafi na stałe zablokować przeciwnika na torze.
– Terabajt atakuje Habrovskiego panelem. Wygląda na to, że przypala mu bagażnik.
Wysuwa się na prowadzenie i… Młot! Zwinne odparowanie i…
– O, jasna cholera! Habrovsky całkowicie zmasakrował tył samochodu naszego młodzika!
– Kolejny cios!
Strona: 5/24
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
– Wygląda na to, że wynik jest przesądzony!
– Publika trzyma kciuki i dopinguje, ale to chyba koniec. Auto ledwo co trzyma się na
kółkach. Na dodatek Habrovsky cały czas napiera żelaznym zderzakiem! Nie mogę na to
patrzeć…
– Habrovsky za moment przekroczy linię mety i… Jasny piorun, coś niesamowitego! Terabajt
w ostatniej chwili zręcznym ruchem samochodu, który według naszych prognoz nie
powinien jeździć, odwrócił się razem ze złączonym ze sobą Megacraftem Habrovskiego o
180 stopni.
– Nasz czerwony czempion próbuje ratować sytuację, lecz panele świetlne go oślepiają.
Czyżby Terabajt miał wygrać? Co za emocje, co za emocje…
– Tak! Tak! Mamy nowego czempiona. Proszę państwa, co się dzieje… Nasz były czempion
kopie swoje auto w akcie nieopisanego gniewu. Trochę go rozumiem.
– Natomiast Terabajt jest noszony przez uszczęśliwioną publikę. Brawa dla bohatera, brawa
dla Terabajta. Myślę, że materiał filmowy z tych mistrzostw za piętnaście lat spokojnie
będziemy mogli nazwać legendarnym!
– Komentowali dla was: Terry Handle…
– I James Nolan. A teraz szybko na dół, bo też chciałbym uścisnąć bohatera...
***
Młodzieniec, nim zdążył zdjąć choćby kask, już pływał po fali uniesionych rąk. Ich palce
niczym fale muskały go i przesuwały na drugi koniec. Wyczuwalny był także lekki sztorm,
kiedy raz po raz ktoś postanowił nim podrzucić. Wygrana nie była dla niego zaskoczeniem,
ale prawdę powiedziawszy ostatni skrawek trasy nie okazał się tak prosty, jak przypuszczał.
Z czego wynikała ta chwilowa słabość tuż przy samym końcu trasy?
Chyba wpadł na rozwiązanie tej zagadki. Wtedy, kiedy piąty bieg nakazywał jego
Royalowi mknąć jak strzała… Wówczas w mózgu rajdowca pojawił się przeszywający ból.
Towarzyszyła mu wizja Beverly machającej wskazującym palcem. „Przysięgnij, Tera, że
wywiążesz się z umowy… umowy… mowy… wy…”.
To diabelne echo ściskało mu łeb jak gąbkę. Odnosił wrażenie, że z metra na metr tracił
największą pasję, jaką przyszło mu uprawiać. Nie mylił się i nawet zastanawiało go, czy nie
warto by umyślnie przegrać. Jednak nie – przekreśliłby swój własny honor, a to zbyt duży
grzech, w jego dekalogu bardzo śmiertelny.
Terabajt stanął na podium. I znowu zapomniał, jak w ogóle dostał się w to miejsce.
Jeszcze mocniej zadziwił go fakt, że podnosi do góry mieniący się złotem puchar. Kiedy
właściwie zdążył go odebrać? Ach, te luki w pamięci pojawiały się coraz częściej. Może
Beverly ma rację i rzeczywiście powinien ograniczyć ten rajdowy nałóg? Nieważne, jak dużą
przyjemność mu on sprawia, skoro odbiera mu koncentrację.
Strona: 6/24
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
– Pora otworzyć symbolicznego szampana – odrzekł jeden z pracowników ubrany w
czapkę z daszkiem, podając Terabajtowi butelkę. Korek wystrzelił z hukiem. Złapała go
jakaś wierna fanka.
Habrovsky usunął się z widoków reporterów, klnąc pod nosem we własnym wymarłym już
prawie języku. Szczypce i ogon drgały mu jak galareta. Wydaje się, że wolałby zginąć w
wypadku na Protagonie, niż dać się tak perfidnie podejść.
Terabajt znów spoglądał na emanujący emocjami tłum. Splecione w warkocz włosy
wyznaczały punkt, którego nie potrafił ominąć wzrokiem. Bev czekała na oświadczenie
sugerujące, iż ich umowa została przypieczętowana. „Boże, to prawie jak cyrograf”
pomyślał Terabajt, rozumiejąc swoje niewesołe położenie. Musiał oznajmić wszech i wobec,
jak prezentują się jego własne – a tak naprawdę wymuszone – plany na przyszłość.
Puknął w mikrofon, gdy już mu go podano. Głośniki działały aż za dobrze.
– Dziękuję za te piękne owacje – wycedził, zastanawiając się, co powinien powiedzieć dalej.
Przypomniał sobie o żółtej karteczce, włożonej do kombinezonu dzień wcześniej. Miał
nadzieję, iż tekst nie zdążył się na niej w pełni zamazać. Na szczęście był on czytelny.
– W wyścigach osiągnąłem już niemal wszystko – wydukał, ścierając pot z czoła. – He,
he… Tutaj źle napisałem, bo w sumie osiągnąłem już wszystko, a nie „niemal wszystko”…
Wywalczyłem ten tytuł w uczciwej konfrontacji i mam nadzieję, że utrzymam go równie
długo co pan Habrovsky. Te dwa lata wymagały ciężkiej harówki, dlatego teraz chciałbym
odpocząć i zająć się życiem osobistym. To bardzo ważne… – wpis na karteczce kończył się
właśnie w tym miejscu.
Odwrócił ją.
– Kup mleko? – zastanowił się przez moment nad sensem tych słów, gdy uświadomił sobie,
że oto znów walnął potężną gafę. W pewnej chwili przypomniał sobie, jak zapisywał listę
produktów w poprzedni czwartek. Niby tylko mleko, ale można zapomnieć. Terabajt cenił
sobie oszczędność, w końcu lasy nie rosną tak szybko, jak produkuje się papier.
– Przepraszam – odrzekł. – To bardzo ważne, aby wychować dzieci i spełnić się jako ojciec.
Dlatego ograniczam swoją działalność do jednego, góra dwóch wyścigów rocznie – publika
zamarła, lecz zaczęła skandować wyuczone kwestie. – Uwierzcie mi, że to ciężka decyzja,
aczkolwiek wierzę, że robię dobrze. Rodzina jest najważniejsza.
Beverly poczuła się usatysfakcjonowana. Teraz była przekonana, że Terabajt ją kocha. A
właściwie Jack Rutler.
II
Kiedy małżonkowie wrócili do swojego domu, zbliżał się już wieczór, a niebo powoli
ciemniało. Terabajt zarabiał za wyścigi ogromne sumy, dzięki którym jego życie było
ułożone na ponad dwadzieścia kolejnych lat. Ponadto w stanie uważano go za czołowego
reprezentanta sportu – wyścigi stały się więc dumą narodową, wypierając popularny dotąd
baseball.
Strona: 7/24
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Dom miał żółty tynk i niewiele brakowało mu do apartamentu. Rutlerowie jednak nie
chcieli żyć po królewsku, tylko być kolejną niewyróżniającą się rodzinką z dzielnicy:
pomocną, radosną, życzliwą, ale pod żadnym pozorem niezwiązaną ze sławą. To oczywiście
były tylko pozory, ale bardzo przekonujące. Przy budynku stał ogromny, blaszany garaż
wypełniony dokładnie osiemnastoma autami z różnych stron świata. Niektórzy rajdowcy
zachowywali się bardzo godnie i hojnie obdarowywali tych, którzy pobili ich w wyścigu. Nie
mniej Terabajt każdym z wygranych aut przejechał się maksymalnie trzy, cztery razy. W
jego sercu mieszkał wyłącznie Royal M500, stary i dobry, przez znawców nazywany
motoryzacyjnych wykopaliskiem.
Dzisiaj jego największy zaraz po Beverly skarb musiał zostać odholowany przez lawetę na
solidny przegląd i wymianę części. Mechanicy często wspominali Terabajtowi, że wkładając
pieniądze w naprawę tego, jak stwierdzali, gruchota tylko wyrzuca je w błoto. Lecz on
wiedział swoje – to nie było tylko i wyłącznie auto, a skoro wygrywał dotąd każdy wyścig, to
przecież Royal musiał coś znaczyć.
– Po co chcesz, żeby go naprawiono? – spytała Beverly podejrzliwie.
– Nie, Bev, nie jest tak, jak myślisz. Nie zamierzam startować w żadnych wyścigach. To po
prostu pamiątka po ojcu i nawet jeśli ma do końca mojego życia stać w garażu, niech
chociaż dobrze wygląda.
– Dobrze, mój czempionie. – Beverly pocałowała go w usta.
– Dzwonił do mnie Qualzec. Chce opić moje zwycięstwo. Ale nie martw się, wrócę przed
północą.
– Zgoda, tylko nie pij za dużo. Wiem, że teraz już możesz, ale nie warto rzucać jednego
nałogu dla drugiego. Pa!
– Pa, kochanie. Myśl o swoim czempionie.
***
Terabajt doszedł na główną ulicę miasteczka. Była ona zawiła i znajdowało się na niej
wszystko, co pozwalało nagminnie wydawać pieniądze, pomijając takie placówki jak
świątynie kultu Czcigodnego Huuva, gdzie daniny były grzechem, oraz stoisko, gdzie klaun
rozdawał darmowe balony. Największą powierzchnię zajmowały puby i bary szybkiej obsługi
serwujące głównie smażone guanaby na patyku. I pomyśleć, że jeszcze całą dekadę temu
ludzie patrzyliby z obrzydzeniem na tego typu posiłek, uznając jego wygląd za niemoralny.
Cóż, obce kultury nauczyły tutejszą ludność spożywać zwierzątka futerkowe.
Nad głowami unosiła się dodatkowa platforma zasilana energią solarną, która
podtrzymywała resztę dostępnych atrakcji. By znaleźć się na górze należało udać się do
jednej z latających wind. Tera już nieraz z nich korzystał i doskonale pamiętał, jakie atrakcje
się tam znajdują. Do jednej z nich zaliczały się gokarty. Jakże cieszył się, że nie musi
patrzeć na ów gokartowy tor – przecież dobrze wiedział, co mógłby sobie przypomnieć. I
jaka chęć mogłaby go dopaść.
Strona: 8/24
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Naukowcy co prawda wynaleźli skuteczne plastry na powstrzymanie głodu nikotynowego,
ba! Nawet udało się im się wyleczyć kilka złośliwych nowotworów i AIDS. Ale uzależnienie
od wyścigów oraz warkotu silnika podchodziło już pod psychiatrę, a Jack nie miał się za
wariata. Wariaci nie są szanowani przez ludzi i nie sponsorują napojów energetycznych tak
jak on.
Wymazawszy z pamięci te myśli, Tera parł przed siebie. Pub zbliżał się tuż, tuż. Niektórzy
z przechodniów zatrzymywali się na moment, analizując bacznie twarz rajdowca. Kończyło
się jednak na tym, że szybki krok Terabajta natychmiast zniechęcał gapiów do dalszego
przyglądania.
Większość osób nie rozpoznawała go bez kombinezonu i kasku, jednak w pubie nikt nie
miał wątpliwości co do tego, kto właśnie przybył świętować zwycięstwo. Rozległy się głośne
krzyki, prośby o autografy i inne odgłosy nawołujące do rzeczy, jakich młodzieniec nie
zamierzał dzisiaj robić.
– Panowie, dziękuję za aplauz, ale nie dzisiaj…
– W takim razie pozostaje nam tylko wypić twe zdrowie! – odparł miejscowy pijaczyna a
wszyscy mu zawtórowali.
Przy stoliku w kącie knajpy siedział Qualzec. Tera znał go z czasów szkoły średniej, kiedy
jeszcze zajmowały go jedynie nielegalne wyścigi na publicznych drogach. Wtedy także
nieźle sobie radził , lecz nie tak dobrze jak obecnie. Jego kolega urodził się na planecie Xiar i
był Xiararem, jednak potężny nacisk reżimu, jaki po dziś dzień panuje w jego ojczyźnie,
zmusił wielu takich jak on do ucieczki na planetę Nokturn. Xiararowie przypominają trochę
mięczaki, lecz nie wydzielają śluzu i panicznie boją się wody.
Terabajt bez problemu rozpoznał trójkę podłużnych oczu, nieco już podpitych i
znudzonych. Qualzec kończył trzeci kufel piwa i jak zwykle gapił się na młode samice
swojego gatunku, podziwiając ich dorodne kolce na skorupach. Im ostrzejsze, tym lepiej.
– No, Tera, w końcu! Już myślałem, że jak rezygnujesz z wyścigów, to ogólnie małżonka
trzyma cię w kajdanach. Jak dobrze czasem się pomylić!
– Cześć, Qualzec. Z chęcią wypiję swojego pierwszego browara od… ile to minęło?
– Około kilka miesięcy. Wtedy opijaliśmy jakiś twój inny długi wyścig. Wybacz, lecz nie
pamiętam jaki… Tyle ich było…
– Jasne, nie rozmawiajmy o wyścigach. Wiem, że to trudne, ale postarajmy się… – Tera
odwrócił się w stronę barmana. – Poproszę piwo. Albo najlepiej dwa.
Wąsacz porozumiewawczo spojrzał na nowego czempiona zza kontuaru i bez zwłoki nalał to,
o co prosił.
– Proszę, na koszt firmy dla naszego zwycięzcy – powiedział życzliwie.
– Bez takich proszę… Zapłacę normalnie – zadecydował Terabajt, podając wąsaczowi
banknot. – Reszty nie trzeba.
– Ja bym na twoim miejscu się zbuntował – bąknął pijacko Qualzec po uprzednim beknięciu.
– Psiamać! Twoja żonka, tak? To ona kazała ci zrezygnować?
Strona: 9/24
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Rajdowiec westchnął:
– To była moja osobista decyzja. Poza tym nie rezygnuję, tylko startuję raz na jakiś czas.
– Tia, jasne, a mnie wyrosły skrzydła na dupie… – kompan zrobił przerwę na solidnego łyka.
– Mnie nie oszukasz. Wiem, że to ona ci kazała porzucić wyścigi. Jak dla mnie to ona
zachowuje się niewdzięcznie. Cała kasa, którą ta babeczka wydaje na te swoje pierdoły,
świecidełka, pochodzi z twojej ciężkiej harówki. Gdybyś zapieprzał w hipermarkecie na kasie,
nigdy byś takich kokosów nie zarobił.
– No niby tak…
– Nie niby, tylko na pewno! – Qualzec nie dał dojść koledze do głosu. – Jakby mi żonka
zabroniła pójść na symboliczne piwo, no dobra może trzy, a wkrótce cztery symboliczne
piwa, to bym jej rozbił talerz na głowie i poszedł w diabły. Domu – tu popukał się w szarą
skorupę – Nie będę musiał długo szukać.
Terabajt westchnął. Chmiel, choć dość świeży, jakoś mu nie smakował.
– Stary, ty przecież nie jesteś żonaty – rzekł po chwili zastanowienia.
– I potrzebowałeś ponad minuty, żeby mi o tym powiedzieć? – zdziwił się. – Jestem
kawalerem, odkąd pamiętam. Lubię zaliczać muszle, lecz gdy myślę o stałym związku…
Brr…
Zapadła chwila ciszy.
– Halo! Tera! Halo! No, pstryknąłbym, gdybym miał kciuki…
– Przepraszam, Qualzec. – Na policzkach rajdowca zakwitły rumieńce. – Kompletnie nad tym
nie panuję.
– Nad tym, czyli czym?
– No, nad tym permanentnym zawieszeniem – wytłumaczył. – Zaraziłem się tym wtedy, gdy
rywalizowałem w czterech wyścigach w ciągu tygodnia. Tak, chyba wtedy… Dynamika
wyścigu sprawiła, iż przywykłem do zabójczego pędu, ale w momencie kiedy pęd ten
ustępuje, a życie staje się powolne… cóż, zawieszam się, hibernuję. Kiedy atmosfera staje
się napięta, również słabnie mi koordynacja. To tylko moja teoria.
Xiarar wybałuszył trójkę oczu. Telewizor nadawał powtórkę wyścigu na Protagonie 11.
– Mała przerwa może mnie wyleczyć i Bev doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Myślę…
Myślę, że ona w głębi duszy zakłada możliwość mojego zamknięcia u czubków i dlatego się
martwi.
– Nie będę się wtrącać i mówić ci, co powinieneś, a czego nie – parsknął Qualzec – tylko że
wiesz… Uzależnienie to mocne imadło, które trzyma i nie puszcza tak szybko. Będziesz się
miotać, płakać, będziesz kląć. Kto wie, samemu może nawet nie podołasz wyzwaniu. Przyda
ci się jakaś terapia.
– Gdybym udał się do lekarza, potwierdziłbym własną słabość.
– No cóż, każdy ma jakąś. Ja lubię damskie muszelki – obydwoje zaśmiali się do rozpuku.
Strona: 10/24
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
– To jak? – Qualzec chciał wznieść toast., zamówiwszy kolejny kufel – Za nowy rozdział?
– Jasne – odparł Terabajt. – I za muszelki.
***
Terabajt dotrzymał słowa i wrócił nawet przed czasem. Mimo iż poprzestał na dwóch
piwach, czuł lekki i – nie ukrywając – przyjemny szum w głowie. Qualzec chwilę odprowadzał
go do domu, lecz zaraz po tym, jak piękna pani z parasolem wręczyła mu ulotkę nowo
otwartego klubu go–go, postanowił niezwłocznie przetestować jego jakość.
W domu panowała ciemność, więc Terabajt uznał, że jego żona już dawno zasnęła.
Dyskretnie więc zdjął buty i po cichutku, na palcach wszedł po schodach na pierwsze piętro,
gdzie mieściła się sypialnia.
Usiadł na łóżku i zdjął bluzkę. Wziął głęboki oddech – jutro przyjdzie mu urodzić się na
nowo.
Wtem oślepiło go światło żyrandola.
– Czekałam na ciebie – ponętnym głosem wyszeptała Beverly, ubrana w czarne pończochy
oraz przezroczystą bieliznę. Tera nie miał bladego pojęcia, co powinien w tym momencie
wydukać, dlatego postanowił wstąpić na neutralną drogę, w ogóle się nie odzywając.
Znowu opętało go otępienie. Bev całowała go po klatce piersiowej. Obydwoje leżeli nadzy.
„Cholera, kiedy ja zdążyłem się całkiem rozebrać?” pomyślał. Beverly usiadła mu na
przyrodzeniu i powiedziała:
– Według mojego kalendarzyka dzisiaj przypada mi dzień płodny. Jack, czy myślisz o tym
samym co ja?
– Eee… Znaczy się, muszę skoczyć po prezerwatywy?
– Nie, głuptasie – zachichotała frywolnie Bev. – Chciałabym, żeby nasza rodzina wzbogaciła
się o nowego członka. Pamiętasz? Mówiłam ci o tym wiele razy.
– Tak – przyznał zaniepokojony Terabajt. – Wspominałaś…
Młodzieniec ponownie wpadł w letarg, a kiedy się z niego wybudził, było już za późno.
Uprawiał seks i najwyraźniej wdzięki Beverly przypadły mu do gustu, bo pomiędzy pępkiem
a kolanami czuł się dosyć sztywno. „Nie chcę mieć dziecka” zrozumiał w jednej chwili, ale to
nie miało żadnego, nawet najmniejszego znaczenia.
***
Pierwszy krok zawsze jest najtrudniejszy. Początkowo masz w sobie – wydawać by się
Strona: 11/24
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
mogło – nieograniczone zasoby energii, lecz im bardziej się angażujesz, tym bardziej
zaczynasz się wypalać, aż wreszcie wracasz do dawnych przyzwyczajeń. Terabajt nie mógł
sobie pozwolić na taką swawolę – zbyt mocno kochał Beverly, by ją zawieść.
Kiedy zbudziło go światło, okazało się, że na zegarze zbliża się już ósma. Promienie
słoneczne przebijały się przez okno nagie od rolet. Okazało się, że Beverly wstała o wiele
szybciej i zdążyła już usmażyć jajecznicę, której zapach roznosił się po całym domu.
Gdy Terabajt zszedł do kuchni, przywitał go widok Bev w jego ulubionej koszuli. Na szafce
przy zlewozmywaku znajdował się stos pogniecionych, kolorowych papierzysk. Kiedy
rajdowiec zbliżył się do nich, rozpoznał plakaty z najlepszymi ścigaczami ostatniej dekady:
Lordem Formułą, Masakratorem, Srebrnym Tłumikiem, Wielkim Jonesem oraz Baronem
Pędzibrzaskiem, który miał dość solidnie porwaną twarz. Młodzieńcowi zrobiło się słabo – jak
ona mogła na to pozwolić?! Jak mogła splądrować i zbezcześcić jego sanktuarium?!
I wtedy przypomniał sobie: zmiany. Ochłonął. Przyrzekł, a więc musiał cierpieć; minie
kwartał, a on całkowicie się przyzwyczai. Tak, na pewno tak będzie.
– Szybciutko, do stołu, Jack. Czeka nas wielki dzień.
– A co będziemy robić? – zapytał Tera, otrząsając się jeszcze z gniewu po sprofanowaniu
plakatów. – Proszę cię, nie mów na mnie Jack, przecież wiesz, że używam pseudonimu.
Beverly spojrzała na niego z ukosa. Chłopak zauważył, jak tupie o kafelki bosą nogą, i
wiedział, że to nie wiąże się z niczym dobrym.
– Jack to w sumie bardzo ładne imię… – poprawił się i to wyraźnie ukontentowało jego
małżonkę. – A więc co będziemy dziś robić?
– Zaprosiłam na obiad kilku znajomych, więc mam zamiar upiec ciasto.
– Moje ulubione, w kształcie samochodu z czarno – białą szachownicą?
– Nie, metrowca. Mąka się skończyła, więc pójdziesz do sklepu i ją kupisz, a ja zajmę się
utylizacją… no wiesz, tych rzeczy z przeszłości, które nie są ci już potrzebne.
Jack markotnie pokiwał głową.
– A potem?
– Potem, Jack, kupisz jeszcze indyka i paczkę kawy. Później, podczas gdy ja będę zajęta
pichceniem, zetrzesz kurze i zaparzysz łyżeczkę tej kawy swojej najlepszej małżonce na
świecie. Potrzebujesz listy zakupów, mam ją zrobić?
– Terabajt by jej potrzebował, ale Jack Rutler z pewnością sobie poradzi.
***
Najbliższy hipermarket mieścił się jakieś dwieście metrów od domu Jacka. Zwykle
rajdowiec podjeżdżał tam swoim Royalem i nie przeszkadzało mu nawet to, że podróż
Strona: 12/24
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
trwała mniej niż dwie minuty. By przejechać, należało pokonać ostry zakręt w lewo oraz trzy
spore wniesienia, a to wystarczająco zaspokajało jego potrzebę wyścigów, wliczając w to
również drogę powrotną.
Jednak tym razem samochód czekał w naprawie, a Beverly zdaje się, że obserwowała
męża przez latającą na bok zasłonę. Nie pozostawało mu nic innego jak udać się na pieszą
wędrówkę i uporać się z powierzonymi zadaniami.
Miasteczko wyglądało… inaczej. Dotąd wszystko stanowiło jedynie ulotną materię, która w
ułamku sekundy zmieniała kolor i kształty. Drewniane płoty przemieniały się w żywopłoty,
żywopłoty w modrzewie, modrzewie w sosny, sosny w słupy wysokiego napięcia. Wszystko
płynęło, podczas gdy teraz stało w żałosnym braku dynamiki. Od tej znikomej akcji
Terabajta zaczęła boleć głowa. Był jak ptak próbujący dopiero latać.
Szedł po szarym chodniku, mijając od czasu do czasu znajome sąsiedzkie twarze.
Odpowiadał co prawda na ich „dzień dobry”, ale bał się, że ludzie ci witają się z nim,
ponieważ jest znanym na całego Nokturna czempionem. Aż dziw brał go, że nigdzie nie
czają się paparazzi, chyba że ich konspiracja wychodzi im bardziej niż dobrze.
Niedaleko, na nowo wybudowanej autostradzie mknęły korowody różnorodnych aut.
Różniły się znacznie od tych uzbrojonych, typowo wyścigowych bryk, jakie Terabajt zwykł
kolekcjonować w garażu, a jednak posiadały wszystko to, w co dobre wehikuły tego typu
powinny zostać wyposażone. Jack odwrócił głowę. Nie wolno mu patrzeć, bo to przywołuje
myśli, wspomnienia, jakich nie można wyzwalać. I znów to otępienie…
Wreszcie zielony budynek z dużym logiem dłoni wskazującej kciukiem do góry ukazał się
na horyzoncie. Sieć hipermarketów „Okej” biła rekordy popularności we wszystkich stanach
jak i za granicą. Zresztą nic dziwnego, pieniądze na jej rozwój wpłacił Gelgax, a rasę tę
określa się jako niezwykle przedsiębiorczą i łasą na banknoty.
Szklane drzwi otworzyły się. O tej godzinie w środku przebywa dużo ludzi – to źle, to
bardzo źle, gdy nie chce się zostać zauważonym.
Terabajt chwycił najbliższy wózek i rozpoczął szaleńczy wyścig ku półkom z produktami.
„Chwileczkę, co ja to miałem… Mleko? Masło?”.
***
– Kupiłeś majonez? O fuj, guanaby! Dlaczego ty nigdy nie możesz tego spamiętać? –
złościła się Beverly. – No, przynajmniej kawę kupiłeś dobrą. Jeden do dwóch.
– Przepraszam, Bev – zakłopotał się Jack. – Po prostu chwyciłem ten wózek w dłonie i… Nim
się obejrzałem, mknąłem jak burza. Jak wicher, rozumiesz? I jeszcze te plakaty… Nie
musiałaś ich od razu drzeć…
– Nie będziemy rozmawiać na te tematy! – kobieta ostentacyjnie tupnęła nogą. – Ciągle
tylko auta ci w głowie! A gdzie w tym wszystkim jestem ja? Gdzie, do jasnej cholery?
– Te auta dały ci pieniądze. Mówię tak dla przypomnienia.
Strona: 13/24
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
– Ale ja tego nie neguję, Jack! Tylko że ty przesadzasz i to mocno! Stajesz się wariatem, nie
potrafisz żyć w tym świecie! A przecież będziemy mieć dziecko!
– Dobrze już, dobrze. Wiem, jestem beznadziejny. Ale to pierwszy dzień, a pierwsze dni
zawsze są trudne. Zobaczysz, że za dwa, góra trzy tygodnie odrodzę się jako nowy człowiek.
III
Minęły trzy dni. Jack przez ten czas postanowił nie wychodzić z domu, by żaden z
bilbordów ani choćby możliwych do spotkania fanów nie przypomniał mu o jego dawnym
życiu.
Plakaty spłonęły w kominku, wesoło trzaskając z towarzyszącymi im drwami. Plastikowe
reprodukcje aut również zniknęły z pola widzenia – Rutler przypuszczał, iż Beverly wyniosła
je w kartonie na strych, ale to była najbardziej optymistyczna z wersji. Najgorzej jednak
znosił przerobienie Pokoju Chwały. Wszystkie puchary, medale, taśmy z nagraniami –
wszystko to również gdzieś się zapowiedziało, a rajdowiec podejrzewał, kto odpowiada za tę
sytuację. Nie wierzył w skrzaty i nie dał sobie wmówić, że to one go okradły. Pewnie
wszedłby na strych, gdyby dano mu klucze, lecz również one tkwiły skrzętnie schowane w
odmętach szaf Bev – królowej całego domostwa, która jako jedyna mogła dyktować co,
gdzie i jak się dzieje.
Tego dnia jednak przydarzyła się rzecz o wiele gorsza, która nie sprzyjała jego procesowi
zapomnienia o czymkolwiek, co miało związek z czterema kółkami. Dzisiaj bowiem laweta
miała przywieźć naprawionego Royala M500. Jack marzył o tym, aby w chwili przyjazdu jego
ukochanego i jedynego tak mocno siedzącego w sercu auta żona akurat przebywała poza
domem. Bogowie wysłuchali jego próśb. Jej matka (ta stara, wiecznie pieprząca od rzeczy
raszpla) gorzej się poczuła i Beverly w te pędy postanowiła ją odwiedzić. Jej powrót
planowany był na wczesny wieczór.
Auto wróciło z naprawy około godziny szesnastej. Wąsaty mechanik po raz kolejny
wytłumaczył Terabajtowi, że pieniądze za naprawę tego rzęcha bez problemu starczyłyby
na kupienie sobie przyzwoitego miejskiego latającego skutera, jednak ten tylko wręczył mu
zieloną kupkę banknotów i wjechał Royalem do garażu.
Prawdę powiedziawszy, nie chciał z niego wychodzić. A już myśl o tym, że żona mogłaby
zemścić się i na tym cudownym tworze motoryzacji, sprowadzała na niego dreszcze i
powodowała chęć wymiotów. „Tego nie zrobi, wszystko ma swe granice”.
– Wiesz, że teraz będziemy widywać się rzadko – zagaił jakby do żywej osoby. – Właściwie
to prawie w ogóle. Wiem, że winisz Beverly za taki stan rzeczy, lecz to nie do końca prawda.
Widzisz, wyścigi stanowią ważny aspekt mojego życia. Kiedy świętej pamięci wujek Will brał
mnie na mecze, kiedy obserwowałem z zażenowaniem tłumy wiwatujących, wymalowanych
na drużynowe barwy kibiców... Kiedy dostrzegłem ich ekstazę przy strzelonej bramce… Ja…
nie rozumiałem tego, to fakt. Ale teraz rozumiem, bo gdy jechaliśmy razem, bijąc kolejne
rekordy, w brzuchu zaczynały fruwać mi motyle. Przeżywałem tak samo.
Lecz rekordów już nie ma… Nie ma okazji na ich bicie, bo teraz, rozumiesz, jesteśmy
czempionami. W innych galaktykach nie organizuje się takich rajdów. Więc nasza misja
Strona: 14/24
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
dobiegła końca i teraz pozostała nam emerytura. To znaczy tobie… Ja jestem człowiekiem,
a ty samochodem, bardzo dobrym zresztą, ale ta chemia między nami… ona jest szkodliwa.
Jako kompani w interesach sprawdzamy się nieźle, lecz ja mam już swoją kobietę, a ona nie
rozumie naszej platonicznej miłości. W garażu stoi wiele aut – będziesz mogła z nimi
przebywać, zainteresuj się jakimś.
Wiem, że uważasz Beverly za swojego wroga numer jeden. Rozumiem. Lecz w mojej
głowie dzieje się coś niedobrego – coś jak alkoholizm, narkomania lub uzależnienie od kawy.
Może to przez spaliny, może nie. Ona to widzi, wiesz? Nie rozumie tego tak jak ty czy ja, a
jednak to dostrzega. Próbuje mnie wyleczyć z czystej miłości, jaką mnie darzy. Myślę, że nie
dobiera leków zbyt dobrze, gdyż nie da się przecież całkowicie wymazać własnych dokonań,
udając, iż nigdy nie miały one miejsca.
Royal M500 nie odpowiadał, tylko posłusznie zdawał się przysłuchiwać słowom
wypowiadanym przez młodego Jacka Rutlera. Przedtem nazwałby go Terabajtem, jednak
zdania wychodzące z ust przebywającego wewnątrz człowieka nie brzmiały jak te Terabajta.
Stary, dobry Tera powiedziałby: „Bev zachowuje się tak, bo mnie nie zna i nie rozumie. A ja
i tak będę się ścigać”. Nic takiego jednakże nie padło.
I wówczas Jack zorientował się, że zaledwie kilka minut dzieliło go od wieczora. Jak to
możliwe, że usiadł na przednim siedzeniu dwadzieścia minut temu i tak mocno się
zasiedział? Jego choroba zaczynała go męczyć, lecz w tym momencie nie ona jedyna
utrudniała mu życie.
Za nim stała Beverly z założonymi rękoma. Jej seledynowa torebka upadła na podjazd,
twarz prezentowała klasyczny rodzaj grymasu, policzki pulsowały od powietrza. Rajdowiec
liczył, że jego żona przyjedzie ostatnim możliwym autobusem, tak jak zawsze miała w
zwyczaju czynić. Niestety zapomniał, że w dni wolne od pracy rozkłady znacznie różnią się
od tych w dni powszednie – wszystko jeździ rzadziej.
– To nie tak! To nie tak! – Rutler wyskoczył niezgrabnie z wozu, jakby jego powłoka
chciała go sparzyć.
– Po co naprawiałeś tego gruchota? – spytała głosem tak spokojnym, że aż szaleńczym.
– Ja… tego… Tłumaczyłem ci przecież! Pamiątki trzeba szanować. Ty nie wyrzuciłabyś
klarnetu swojego taty, choćbym na ciebie naciskał, więc nie licz, że ja uczynię podobnie.
– Tylko że ja nie mam problemów podobnych do twoich. – Tera zamknął garaż i chciał nieco
załagodzić humory Bev, ale ta szybko uciekła i trzasnęła drzwiami.
– Wygląda na to, że dzisiaj śpię na kanapie…
***
– No, twardzielu, i jak tam życie? – zapytał Qualzec, obejmując dwie nowo poznane damy,
również Xiararki.
– Jakoś leci. – Terabajt był wykończony.
Strona: 15/24
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
– Co, żona ściska ci jaja? – dwie trzyokie kobiety zachichotały. – A może dawno ci je ucięła?
– Daj spokój, Qualzec. Lepiej, żeby było tak, jak jest, niż żebym musiał wracać do
pierwszych dni mojego odwyku. Zresztą, jakie ty masz pojęcie o małżeństwie?
– No właśnie znikome, ale spójrz. – Tu uścisnął dwie swoje zdobycze. – Ta z zieloną skorupą
to Anqua, a ta w czarnej to Qnqua. Dwie siostrzyczki. A co one potrafią w łóżku robić! Uuu!
Przyznaję – ściszył nieco ton – że nie było mi dane zaznać, w cudzysłowie, cudu małżeństwa,
ale jakoś nie żałuję.
Barman akurat podał dwóm lubieżnym damom najdroższe drinki w całym pubie. Qualzec,
jeśli chodziło o szybki podryw, nie ograniczał się finansowo ani przez chwilę. Jack tego dnia
nie pił, ponieważ umówił się z Beverly na wypad nad jezioro. Chciał połączyć dwa aspekty:
zadowolić wybrankę serca i z drugiej strony pojeździć trochę Royalem.
– A wracając do tematu, Tera…
– Nazywam się Jack.
– Dobrze… Jack… A więc wracając do tematu, Jack, powiem ci, iż małżeństwo dla mnie jest
takim samym doświadczeniem jak siedzenie na poduszce z igłami. Niby wzbogacasz się o
nowe doświadczenia, ale tak naprawdę czujesz tylko ból dupy. Wy, ślicznotki, nie macie
mężów, co? – dwójka Xiararek znowu się zaśmiała.
Nagle do pubu weszła Beverly. Wyjątkowo pozwoliła swojemu mężowi wcześniej trochę
się przejechać, żeby nie wyszedł z wprawy i nie spowodował wypadku, zwłaszcza że
zdawała sobie już sprawę, w jakim znajduje się stanie. Test ciążowy klarownie wszystko
tłumaczył.
– Ja się zwijam – pożegnał się rajdowiec, podając dłoń koledze.
– Nie kumam waszych relacji, dla mnie to chore jest. I w ogóle. Mimo wszystko powodzenia.
Jack wyszedł, kradnąc całusa Bev, a gdy znalazł się a kierownicą, ogarnęła go taka
satysfakcja, taka ogromna moc, iż przysiągłby, że stał się on reinkarnacją jakiegoś bóstwa
związanego z motoryzacją. Nie znał żadnego odpowiadającego za ten ważny – głównie dla
niego – aspekt życia, lecz kiedyś słyszał historię o znalezisku archeologów. Auto miało
ponoć kilka milionów lat i tkwiło zakopane w ziemi na jakiś kilometr. Gdyby nie dzisiejsza
technika, nikomu nie udałoby się go odkryć. W jaki sposób się tam znalazło, dotąd nie
ustalono.
Jezioro, nad które obydwoje się wybierali, nie zostało wybrane przypadkowo. Istniało na
mapie jako zupełnie niewyróżniające się wody w długim pasie pojezierzy, ale młodym
Rutlerom przypominało o pierwszym miłosnym akcie, jaki przeżyli. To samo auto, ten sam
szum, tylko oni nieco starsi, mocniej znający siebie nawzajem.
– Jedź ostrożnie – pouczyła Bev, gładząc rękę Jacka, który właśnie zmieniał bieg na trójkę.
– Jasne. Bez szarży. Spokojnie.
– Powinieneś zdemontować te twoje świetlne szyby. Są niebezpieczne. A nuż zdarzy się
jakaś awaria. Jestem w ciąży i musisz się o mnie troszczyć.
Strona: 16/24
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
– Tak – odparł młodzieniec, choć absolutnie nie zgadzał się z tym, co mówiła jego małżonka.
Jechali dwupasmową ulicą, na której tylko czasami pojawiali się jacyś kierowcy, głównie
niedzielni. Lekko kropiło. Czarnowłosa Bev nie zamierzała jednak omieszkać się z
możliwością wejścia do wody i zaprezentowania nowego stroju kąpielowego.
Nagle po przeciwnej stronie pojawił się żółty, spiczasty wóz z dwoma parami reflektorów
na przedzie oraz ogromnym rekinim ogonem z tyłu. Kierowca wydawał się Jackowi znajomy,
lecz za przyciemnionymi szybami nie do końca udało się mu go rozpoznać. Potem jednak
szyby opuściły się, a ze środka wyłoniła się łysa postać o widocznym aparacie na zębach.
– No, no, no – zaseplenił kierowca i teraz Terabajt wiedział, kogo przyszło mu spotkać.
– Samuel „Blask Oceanu” Richie.
– Mose kiedyś – bąknął łysy. – Teras wyglądam jak wysutek i tes czuję się jak wysutek.
Pamiętasz nasz wyścig na Tose 854? Ten numer śni mi się po nocach. Wtedy, tam…
Sniszczyłeś mi frysurę i spowodowałeś kolisje mojego auta. Pses tę kraksę moje sęby nigdy
się nie wyprostują!
– Kto to, Jack? – zaniepokoiła się Beverly.
– Dawny przeciwnik. Nie chcę walczyć, Richie – tu zwrócił się do Samuela. – Zdobyłem w tej
dziedzinie wszystko, co tylko mogłem. Nawet gdybyś mnie pokonał – w co wątpię – nie
odzyskasz utraconych włosów i zgryzu.
Kierowca żółtego wozu splunął pod koła Royala.
– W takim rasie usnam się s góry sa swycięsce. Frajer!
Samuel wyprzedził dwójkę małżonków, przełączywszy się na piąty bieg. Honor Terabajta
został splamiony. Tamten incydent wynikał z nieumiejętnej jazdy, nie z jego winy. Nigdy
przecież nie należał do typów pokroju Habrovaskiego, którzy nie szanowali ani własnego,
ani cudzego życia. Lecz rzucona rękawica oznacza bezwzględny pojedynek – odrzucenie go
równa się hańbie nie do odpracowania.
Jack Rutler szybko przemienił się w Terabajta. Jak ugryziony w wilkołaka. Jak wielki
wybuch w nowy układ planet i gwiazd. Nie obchodziły go lamenty ani umowa. To wszystko
teraz nie istniało.
Richie, kiedy zauważył Terabajta gotowego do ostrej rywalizacji, uśmiechnął się
najbardziej zajadliwie, jak umiał. Docisnął pedał gazu. „Może i jest szybki, ale jeździ
najzwyczajniejszą w świecie furą, bez broni”.
Terabajt nacisnął guzik aktywacji paneli. Beverly zamarła, znieruchomiała i sprawdziła,
czy jej pas oby na pewno jest zapięty. Nie był. Jednak prędkość nie pozwala jej nawet go
pochwycić.
– No to jazda! – czempion wystrzelił światłem, topiąc płetwę żółtego wozu.
– Ej, nie tak się umawialiśmy! – wrzasnął Richie, świadomy tego, że bez uzbrojenia nie ma
żadnych szans.
Strona: 17/24
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
– W ogóle się nie umawialiśmy, Blask. Przedtem walczyliśmy w prawdziwym rajdzie, teraz
też dam ci posmakować uczciwej, światowej klęski.
W ciągu zaledwie chwili, kilku świadomych mrugnięć, wóz upadłego Samuela Richiego
roztopił się na oślizgły ser. Godzinę później sprawą zainteresują się radiowozy, ale jedynie
Richie poniesie konsekwencje, nie odważywszy się wyjawić, kto po raz kolejny dał mu w
kość.
***
Bev nie pochwaliła się strojem kąpielowym. Nie weszła nawet do wody. Od razu po
przyjeździe na dziką plażę bez wyjaśnienia zaszyła się w buszu, aby z niego nie wrócić.
Jack postanowił jej poszukać. Dopiero wtedy zrozumiał, jak duży błąd popełnił. Opętały go
rządze, nad którymi nie umiał zapanować, i to mogło oznaczać koniec. Lecz przecież na tym
globie obowiązują pewne kodeksy: postępują według nich mnisi i rycerze, dla nich
poświęcają się wojownicy z dzikich acz szlachetnych plemion. On również takowy posiada.
Nie, w istocie nie ma takiego kodeksu. To on sam go wymyślił, a kimże jest, by kazać światu
dostosowywać się do własnych zachcianek? Postąpił samolubnie.
Oba księżyce wstąpiły na niebo, zanim zdołał ją odnaleźć. Leżała w krzakach pół mili od
najbliższego sklepu całodobowego, zalana jak szpak. Miała jeszcze tyle sił, by śpiewać
wymyśloną przez siebie balladę pod tytułem: „Jack, ty pieprzony gnoju”.
Nie protestowała, kiedy wziął ją do Royala. Razem, chociaż jedynie fizycznie, powrócili do
domu.
***
W nocy po raz kolejny choroba dała się we znaki. Młodzieńca obudził trzask oraz dźwięk
bitego szkła. Dochodził on z garażu, ale rajdowca na wpół brał jeszcze sen i w pewnym
momencie chrapał już jak dziecko w pozycji do połowy wyprostowanej.
Obudziło go dopiero szczekanie psa sąsiadów. Już wtedy w głowie świtały mu dźwięki
zasłyszane podczas częściowej jawy, która bezskutecznie próbowała przebić się przez sen.
Beverly nie spała, a co więcej nie leżała nawet w łóżku. „Pewnie ochłonęła i robi śniadanie –
pomyślał. – Muszę ją przeprosić, postąpiłem zbyt egoistycznie”.
Jack szybko pochwycił stare i przepocone ubrania: spodnie, koszulę, zapinaną na zamek
bluzkę i bieliznę. Pralka znajdowała się w dolnej łazience z racji tego, że kiedyś z powodu jej
obecności na piętrze cały sufit przeciekał jak niestabilna, dziurawa łódź. Rutler wykręcił
dokładnie każdą część garderoby, lecz gdy postanowił przeszukać kieszenie, uderzyła go
pewna pustka.
Kluczyki do garażu i wszystkich aut – trzymał je skrzętnie jako największy posiadany przez
Strona: 18/24
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
siebie skarb, ale w tej chwili brelok w kształcie czerwonej wyścigówki zniknął, jakby nigdy
się tam nie mieścił. Może i Bev chciała zdewastować cały świat, jakim dotąd żył, ale
niektóre rzeczy nie mogły zostać tknięte, nawet przez tak zaufaną osobę.
Natychmiast, nie zważając na nałożoną na siebie piżamę, pognał po schodach, prawie
wyrwał drzwi wyjściowe z zawiasów i pędem dotarł do garażu. O dziwo, był on otwarty. I
przemieniony w złomowisko. W środku krzątali się niechlujnie ubrani ludzie, zabierając na
swoje druciane wózki każdą luźną część tego, co kiedyś zwykło być nazywane autem.
Dopiero później Terabajt zauważył, że po przeciwnej stronie ulicy stoi para solidnych
ciężarówek, a na ich przyczepach stoją zdewastowane wehikuły. To jeszcze nie
spowodowało szaleństwa, lecz… Jack przewidywał najgorsze.
– Na pewno chce pani sprzedać całość tego, co tu jest? To piękne samochody – powiedział
jeden ze złomiarzy.
– Nie gadaj, tylko bierz. Dla mnie to śmieci, bezwartościowe i szkodliwe dla mojej rodziny.
Beverly nie zauważyła, że jest obserwowana, ale Jack widział wyraz jej twarzy: była
piekielnie szczęśliwa, najwyraźniej właśnie wypełniał się ostatni punkt uknutego przez nią
planu.
Tera nie zamierzał biernie przyglądać się tej maskaradzie. Naparł na łasych na części
pracowników złomowiska, taranując ich jak rozjuszony nosorożec. Nie sądził, nigdy w życiu
nie przypuszczał, iż ma w sobie tak ogromną dawkę siły. Niektórzy z tych przebrzydłych
troglodytów pierzchali w popłochu, sądząc, iż mają do czynienia z obłąkańcem, inni
przewracali się jak pospolite kręgle; cała reszta uciekała ze zdobytymi łupami, pchając
wózek, aż się za nim kurzyło.
I choć zemsta dokonała się w sposób radykalny, nie dało się przywrócić zniszczonych dzieł
motoryzacji. Jego kolekcja stała się pospolitym wysypiskiem śmieci, stertą gratów,
potłuczonymi blachami. A wśród całego pobojowiska na podłodze stał stary, dotąd
nieużywany młot, który przedtem kurzył się w zakamarkach małego, podziemnego
warsztatu. Royal M500 zapewne podzielił los reszty pięknych niegdyś maszyn,
wylądowawszy na lawecie jakiegoś zachłannego, nieznającego się na motoryzacji gnojka,
interesującego się tylko zyskiem.
Towarzystwo rozpierzchło się, każdy w swoją stronę. Wnet w garażu pozostali jedynie Jack
i Beverly. Młody Rutler nie wyobrażał sobie tortur, jakim w chwili obecnej był gotów poddać
swą przeszłą małżonkę. Tak, pora o niej zapomnieć.
– Sam wiesz, że nie istniała inna opcja… – oznajmiła twardo Bev, podkreślając dominację.
Ale Terabajt nie uląkł się, tylko wreszcie wyrzucił z siebie całą niestrawną zawartość, jaka
od dawien dawna ciążyła mu w organizmie. Wycedził:
– Ty pieprzona dziwko! – te słowa okropnie ją zabolały.
– Słucham? – Beverly nie wierzyła własnym uszom. Mąż nigdy nie odzywał się do niej tak
wulgarnie.
– Ty szmato! Ty ściero! Posunęłaś się za daleko, rozumiesz? Za da–le–ko!
– Ale Jack… – prawie płakała. Łza na wpół wyszła spod błękitnego oka.
Strona: 19/24
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
– Nie, nie! – wrzasnął Terabajt z szaleństwem. – Zawsze starałem się ciebie słuchać, jednak
dość! Qualzec miał rację! Chcesz zrobić ze mnie służkę, jędzo! Chcesz założyć mi kajdany! –
zbliżył się do niej z wyciągniętą dłonią. – Uderzyłbym cię, ale szkoda mi ręki! Zabrałaś mi
wszystko, nad czym pracowałem praktycznie od początku życia! Żarłaś za moje, pindrzyłaś
się za moje, a ja srałem kasą! I co? Nie wystarczyło?! Stwierdziłaś, że zabierzesz mi jeszcze
tożsamość, bo masz taki kaprys, co?
Kobieta stała, szlochając na wzór burzowej chmury. Nie myślała o własnej winie ani o tym
przeklętym gracie, od którego to wszystko się zaczęło. W jej głowie panowała pustka,
bolesna i okrutna. Nie mogła się denerwować, w końcu była w ciąży. No właśnie, a co z
potomkiem?
– Pomyśl o dziecku – jęknęła.
– Moje dziecko to Royal M500. Zabiłaś je dzisiejszej nocy – Terabajt spojrzał ze wściekłością
na wskazujący palec. Tkwiła na nim złota obrączka. Pochwycił ją.
Krążek wykonał szereg akrobacji, po czym zaszył się pod obgryzioną przez korniki,
zielonkawą szafką z oponami. Serce Beverly dusiło się własną krwią. Oto ojciec dziecka,
które trzymała w sobie, wyrzekł się go na rzecz mechanicznej zabawki.
Tego dnia Terabajt spakował najważniejsze rzeczy i bez słowa opuścił dom, nie zabierając
ze sobą żadnej pieniężnej kwoty. Stał się włóczęgą. Odzyskał zabraną mu wolność.
IV
Terabajt przez wiele lat przemieszczał się z miasta do miasta jako żebrak i drobny
majsterkowicz. Nadeszła wyjątkowo deszczowa pora i wielu kierowców, a zwłaszcza tych
niedoświadczonych, spotykały różnego rodzaju nieszczęścia. Zalane świece były wręcz
normą, choć dochodziło do szeregu poważniejszych usterek.
Jack znał się na naprawie, więc dzięki umiejętnościom zarabiał garść banknotów, które
później lokował na rzecz wódki i (ewentualnie) jakiegoś skromnego jedzenia. Część
skrupulatnie odkładał do słoika.
Z wyglądu stał się wręcz nie do poznania: nabrał pijackich rumieńców, twarz zarosła mu
niechlujnym włosiem, zaczął cuchnąć etylem, potem i brudem, a najgorsze w tym
wszystkim było to, że choroba postępowała coraz bardziej i bardziej. Tera potrafił godzinami
wędrować wzdłuż ulicy w absolutnym zawieszeniu, jakby stąpał po tym świecie jako umarły.
Zawartość walizek zginęła przy pierwszym zaśnięciu na ławce, choć przynajmniej nikt nie
połasił się na piżamę… I tak nie należała do przydatnych, nie bez ciepłego łóżka.
Terabajt wiele by dał, by móc pogadać z Qualzeciem, zapytać go o mało istotne,
zazwyczaj pijackie i zboczone, tematy. Ale nie mógł. Przyciągnąłby Beverly, a tego nie
chciałby pod żadnym pozorem. Ona nigdy nie zrozumie, jak potężną zadała mu ranę. Gdyby
takie rany pojawiały się fizycznie na ciele, zapewne żyłby jako obdarty ze skóry i
pozbawiony członków kaleka. Na cóż zdadzą się mu nogi, skoro nie może nacisnąć pedała
gazu? Po co mu ręce bez możliwości dotknięcia kierownicy?
Strona: 20/24
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Były rajdowiec – mówiąc najszczerzej, jak tylko się da – nie chciał już żyć. Chciał umrzeć,
bo chociaż nowe życie nie było tak uciążliwe, to jednak przeszłość często ściskała mu gardło.
Owijanie się gazetami, ogólna niechęć przechodniów – każda z tych i innych rzeczy była do
zniesienia. Ale złe wspomnienia odciskały się jak krwawa pieczątka.
Śmierć wydawała się dobrą perspektywą, przed nią jednak Terabajt zamierzał dokonać
czegoś wielkiego. Minęło trochę czasu, a media nagłośniły sprawę jego zniknięcia. Szukano,
wywracano bloki do góry nogami, nawet wezwano najemników, którym obiecano niemałe
sumki za odnalezienie chluby zawodowych wyścigów. Wielu z tych napaleńców pijaczyna
napotykał w różnorakich barach, czasem nawet spożywali śniadanie stolik od niego. Żaden
nie zorientował się, że cel siedzi tuż za plecami.
Jeśli zaś chodzi o nową kadrę rajdowców, to Jack starał się uzupełniać braki w miarę
regularnie. Pojawiali się nowi, młodsi, lepiej sponsorowani. Większość z nich zachowywała
się wulgarnie albo była skromna na pokaz, gdyż zaraz po wyłączeniu kamer spieszyli się
przeliczać zarobione krocie. Ze starych utrzymała się garstka zawodników. I tylko jedna
rzecz się nie zmieniła: czempion.
Dotąd nikomu nie udało się pobić świetnego wyniku. Niejaki Gwiazdor, młodzieniec z
dziewiczym wąsem pod nosem, był naprawdę blisko, ale strasznie zdenerwował go fakt, iż
bezpośrednia walka z legendą nie może się odbyć. Terabajt właśnie z nim zamierzał się
zmierzyć w ramach ostatniej konfrontacji. Pozostał wyłącznie jeden mankament: brak auta.
Poszukiwania Royala spełzły na niczym. Ostatni taki model wyprodukowano trzydzieści
jeden lat temu i to w ramach ożywienia marki. Swoją drogą firma tylko na owej akcji straciła.
Tera udał się więc tam, gdzie nigdy wcześniej nie szukałby potencjalnego auta. Tuż za
rynkiem, gdzie nielegalni imigranci handlowali tanimi, zazwyczaj niedziałającymi
różnościami, stali szerocy w barkach mężczyźni. Mówili jakimś południowym dialektem i
sprzedawali to, co udało im się sprowadzić (czytaj: ukraść). Głównie prezentowane
zdobycze zaliczały się do ulicznych pojazdów, choć niekiedy trudno było je nazwać
samochodami.
Pieniądze ze słoika musiały wystarczyć. Cała nadzieja spoczywała w szklanym, grubym
słoju po korniszonach.
Złodzieje zaczęli się śmiać, kiedy włóczęga podszedł do nich i zażądał czegoś z
asortymentu. Oni nie bawili się z nikim – skoro policja idzie na układy, to chyba logiczne, że
każdy z nich stał ponad prawem.
– Wypad stąd, gnoju! – muskularny, ostrzyżony na krótko dresiarz wyciągnął pistolet.
– Spokojnie, zapłacę. Chce tylko najtańszy wózek, jaki macie.
– Nie słyszałeś, kurwa? – powtórzył ten sam gangster, przykładając przybyszowi lufę do
głowy.
Jack ze strachu przed ołowianym pociskiem upuścił słoik, który z brzdękiem rozbił się na
piaszczystej ziemi. Inny osiłek, ubrany w skórzaną kurtkę i łańcuch ukradziony zapewne od
krowy, podniósł banknoty, przeliczył je i zarechotał ze zdziwienia.
– Ej, to całkiem dużo jak na takiego ciula.
Strona: 21/24
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
– Co? – zapytał inny.
– Sami przeliczcie. Sporo kasy.
Wystarczyła minuta, aby gangsterzy zmienili ton i zaprosili niechlujnego kupca na
przegląd towarów. A było ich wiele. Niektóre prezentowały się, jakby dopiero co opuściły
fabrykę – prawdopodobnie skradziono je jakimś milionerom. Na te jednak Tera nie mógł
sobie pozwolić.
– A ten? – spytał zaciekawiony, wskazując na brązowy wóz średnich rozmiarów. Wyróżniał
go olbrzymi, kolisty ogon o siedmiu wygrawerowanych dziurach. Jack domyślił się, że mają
one związek z napędem.
– Jest, jaki jest. Widzisz przecież. Bierzesz czy nie?
Decyzja rajdowca została podjęta.
***
Nie trzeba chyba podkreślać medialnego szumu, jaki pojawił się w prasie, telewizji i radiu,
kiedy zaginiona gwiazda nagle po tylu latach pojawiła się ponownie na torze. Początkowo
nikt nie chciał dać wiary jego słowom – wielu oszustów przedtem również podawało się za
znamienitego Terabajta, nauczywszy się kilku faktów z jego życia, ale każdego odprawiano
z kwitkiem.
Badania wykazały jednoznacznie, że ta oto brudna i brzydka na pozór osoba to
rzeczywiście mistrz kierownicy, jakiego publika zwykła uwielbiać jakiś czas temu. Rumor
osiągnął niespotykaną wręcz siłę, przebijając się pomiędzy stacjami. Terabajt nie zamierzał
zdradzać powodów swej długiej nieobecności, co dodawało tajemniczej otoczki i jeszcze
mocniej utrwalało mit wielkiego Jacka Rutlera – króla szos.
Pewnych rzeczy nie dało się ukryć – Beverely namiętnie oglądała wiadomości, toteż i
informacja o powrocie wdrożyła się jej w pamięć. Przez pięć lat nie słyszała o Terabajcie ani
słowa i nagle, w najbardziej niespodziewanym momencie wszystko to powróciło. Kobieta
upuściła trzymaną wazę i popłakała się.
– Mamusiu, co się stało? – zapytała malutka Jessica, przerywając zabawę lalkami.
– Nie, nic – skłamała. – Mamusię nawiedził koszmar.
Nie chciała tam jechać, jednak pod wpływem afektu weszła do sieci i zakupiła bilet zwykły
oraz ulgowy. Niech ten prostak zobaczy, kogo przyszło mu stracić.
Qualzec nie usłyszał o wyścigu, ponieważ przebywał w północnej części kraju, gdzie
dobijał interesów. Tak naprawdę biznes był tylko pretekstem, aby dobrać się do
orientalnych haremów, w których młodych Xiararek na pewno mu nie zabraknie. Taki już z
niego osobnik – dla kobiet zrobi wszystko.
Jeszcze jedna osoba usłyszała o rajdzie. Habrovsky. Wśród młodych rajdowców nie
Strona: 22/24
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
znaczył więcej niż nic, jednak jako ktoś obdarzony dużym doświadczeniem nie omieszkał się
rezygnować z trenowania żałosnych – jak uważał – młodzików. Dobierał ich przez surową
selekcję, chcąc, by można było im wpoić zasady, którymi on sam podążał. I dlatego
sprawował pieczę nad Gwiazdorem.
Dzieciak nie wyglądał na rozgarniętego i myślącego zupełnie samodzielnie. Nie był ani
pozytywny, ani negatywny – był neutralny i dało się go dzięki temu z łatwością przemienić
w drugiego Habrovskiego. „Mierny z niego kierowca, ale znajdę sposób, żeby wygrywał”
myślał były czempion.
Gwiazdor akurat kończył codzienny trening, kiedy Habrovsky do niego podszedł:
– Musisz zostać mistrzem, pamiętaj o tym.
– Spokojnie jak na wojnie – chłopak sam zaśmiał się z własnego żartu.
– Tobie się może wydaje, że Tera to kolejny idiota do wyrolowania. Ale nie – to kawał
przeciwnika, z którym nawet ja sobie nie poradziłem. Wiem, co myślisz: zrobimy tak, jak
zwykle – uszkodzimy mu auto i po kłopocie. Zepsuty hamulec, nieaktywująca się poduszka
powietrza – takie triki w stosunku do niego to jak pinezka na krześle.
– Więc co proponujesz, trenerze? – Gwiazdora zżerała ciekawość.
– Pamiętasz ten dopalacz, który zakupiliśmy? Nie pozwolili nam go zamontować, gdyż nikt
go nie testował. Widziałem nowego grata Terabajta – łatwo będzie ukryć w nim ten nasz
nabytek.
– Ale wtedy będzie szybki…
– Ale zdyskwalifikują go za nielegalną część, młotku! – Habrovsky wściekł się nie na żarty. –
Kto wie, może kierowca wybuchnie we własnym wozie, a może stanie się inaczej i bardziej
efektownie…
***
Terabajt znajdował się tuż przy biało – czarnym pasku startowym. Wszystko wyglądało tak
jak dawniej, a zarazem wyczuwał on, że zbyt wiele w otaczającym go świecie wyścigów
uległo zmianie. Publika szalała jak kiedyś, nawet komentatorzy w wieży nie zestarzeli się
ani o zmarszczkę. No i Beverly – nie zajmowała tego samego siedzenia, lecz i tak była
dobrze widoczna, a najbardziej wyróżniały się jej krucze włosy. Obok niej siedziała
dziewczynka, chyba pięcioletnia – Jack stracił rachubę czasu.
Odwrócił głowę – wspomnienia mogą poczekać, teraz szykuje się rzecz o wiele ważniejsza.
Rekord sam się nie obroni. Jak dobrze, że Habrovsky wreszcie pogodził się z dawnym
fiaskiem i podał mu szczypiec na zgodę. A podrasowanie samochodu to z jego strony
naprawdę miły gest, widocznie w środku trawiło go poczucie pychy, a by je zwalczyć teraz
bawi się w filantropa.
– Powodzenia – krzyknął Habrovsky, udając sztuczną życzliwość.
Strona: 23/24
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Moździerz wystrzelił.
Terabajt postanowił nie patyczkować się z przeciwnikiem, tylko od razu użyć
przyspieszenia. Nie miał paneli solarnych ani żadnych innych broni – rok temu, po
zwiększeniu się liczby trupów, sejm uchwalił ustawę zakazującą ich używania, a nawet
posiadania. Dlatego więc jedynie zawrotna prędkość mogła pomóc czempionowi w
zwycięstwie.
Przekroczył trzysta kilometrów. Ledwo co zmieścił się w zakręcie. I wtedy stało się coś
niedobrego – hamulce przestały działać, a auto mknęło coraz szybciej, nie ustając ani na
sekundę.
Przy tysiącu kilometrów samochód przebił się przez barierkę i jechał na złamanie karku
swojego kierowcy po zielonych stepach. Tera widział jedynie zmieszane, jakby tęczowe,
kolory, a ogólny strach spowodował u niego otępienie. Nim się obejrzał, elektroniczny
licznik naliczył powyżej czterech zer, po czym eksplodował.
Ludzie w takich przypadkach robią sobie przyspieszony rachunek sumienia, lecz Tera
zamiast tego zaczął się wariacko śmiać. Darł się radośnie na przemian z krótkimi nawrotami
choroby. W końcu bił prawdziwy rekord – przekroczenie szybkości światła było na
wyciągnięcie ręki. Wystarczy, że dobije do trzystu tysięcy kilometrów na godzinę. Tak, to
będzie osiągniecie godne wyścigowego bóstwa, nawet gdyby – w co nie wątpił ani przez
moment – miałby potem rozprysnąć się na tapicerce jako szkarłatna, żałosna miazga.
Przekroczył ją. Licznik tego nie wskazywał, jednak jego przeczucie nie mogło się mylić.
Jechał dalej, przenikając przez każdą napotkaną przeszkodę. Zamontowana część
pracowała na coraz wyższych obrotach. I nagle zniknął z powierzchni Nokturna, przebijając
jakąś niewidzialną powłokę.
Mikrośmigłowce nie nadążyły z relacjonowaniem całego zdarzenia. Bev miała mieszane
uczucia. „Dostał to, czego chciał” pomyślała. A potem spojrzała na owoc ich dawnej miłości.
***
Jack ocknął się w pełnej ekstazie. Czy umarł? Nie, niebiosa nie wyglądały chyba jak dzika
dżungla pełna wulkanów, spiczastych gór i tryskających kanionów. W takim razie gdzie się
znajdował?
Z gąszczy wyłonił się olbrzymi gad o spiczastych zębach. Długim ogonem odganiał się od
mniejszych reprezentantów swojego gatunku. Terabajt przypomniał sobie archeologów,
którzy wykopali z ziemi auto. Teraz znał odpowiedź na pytanie, jak się tam znalazło. Cofnęło
się w czasie. Razem z nim.
Strona: 24/24
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl

Podobne dokumenty