Amoena Life - Krystyna Kofta

Transkrypt

Amoena Life - Krystyna Kofta
rozmowa
Wczepić się
pazurami
w życie
Czym dla pani jest kobiecość?
Czy to tylko fizyczność, czy jednak
coś więcej?
Rozmowa
z Krystyną
Koftą – pisarką,
felietonistką,
plastyczką.
Kobiecość jest dla mnie całością: ciałem, psychiką, duszą, charakterem.
Wszystko razem to kobieca tożsamość.
Już jako mała dziewczynka byłam bardzo silnie związana z kobiecością. Miałam podobno trzy lata, gdy poprosiłam
matkę, by uszyła mi kapelusz. Zrobiła to
i paradowałam dumnie w białym kapelusiku. Chciałam nosić sukienki i buty na
wysokim obcasie. Na szpilkach biegałam
już od czasów liceum. Lubię wysokie
obcasy. Nie miałam kłopotów z tożsamością, ani kompleksów z tego powodu,
że nie jestem mężczyzną.
Jakkolwiek wiedziałam, że gdybym
była mężczyzną, byłoby mi łatwiej startować w literaturze. Nie cieszyły mnie
komplementy, gdy krytycy stwierdzali,
że piszę jak mężczyzna. Lubiłam i lubię
swoją kobiecość. Oczywiście w skład
mojej kobiecości wchodziły jej wszystkie cielesne atrybuty, a do nich należał
także biust.
Nowotwór często jedną z piersi
zabiera…
Piszcie do nas!
Wsród czytelniczek, które zaproponują
nam najciekawsze tematy do kolejnych
wydań „Amoena Life” rozdamy trzy
egzemplarze najnowszej książki Krystyny
Kofty „Jak zdobyć, utrzymać i porzucić
mężczyznę. Nowe spojrzenie”
(wydawnictwo W.A.B.).
Na listy czekamy do 30 grudnia.
14
amoena
life
Moja tożsamość kobieca okazała się
silniejsza niż brak jednej piersi. To nie
było przyjemne doznanie, to jasne.
Natomiast nie przeżyłam szoku, ani
zachwiania tożsamości, gdy zobaczyłam się bez piersi. Miałam bliznę, ale
cieszyłam się, że żyję, istnieję. Jako
kobieta cieleśnie niekompletna.
Nastawiłam się zadaniowo.
Chemia, rehabilitacja, dbałość
o swój wygląd. Pracowałam bardzo dużo,
pisałam felietony, brałam udział w programach telewizyjnych, radiowych.
Udzielałam wywiadów na temat choroby
nowotworowej. Nawet podczas chemioterapii, w peruce, nie przestałam być
aktywna. Mogę powiedzieć, że dbałam
o siebie bardziej niż wcześniej.
Skąd czerpała pani siłę do walki
o siebie?
Mój mąż bardzo mi pomagał. Wykazał
nadzwyczajną delikatność. Także syn.
Miałam w moich chłopakach oparcie.
Jednak pisząc i mówiąc w mediach
o chorobie, ciężkiej rekonwalescencji
i trudnościach, starałam się kobietom
przekazać przesłanie, że nawet bez
wsparcia bliskich trzeba o siebie walczyć, wczepić się pazurami w życie.
Przecież w momencie utraty piersi nie
przestałam być kobietą. Gdybym była
wówczas młodsza, pewnie pomyślałabym o rekonstrukcji. Postanowiłam kupić
sobie dobrą protezę i ładny stanik. Nikt,
kto mnie widział ubraną, nie wiedział, ani
nie domyślał się, którą pierś straciłam.
Siłę do walki dają bliscy. Jednak prawdziwa siła jest w nas – nawet nie zdajemy
sobie sprawy z tego, jakie choroba uruchamia mechanizmy obronne. Ja sama
nie wiedziałam, że mam w zanadrzu taką
moc. Praca dała mi bardzo wiele. Gdy
pisałam, zapominałam o tym, co mnie
spotkało. Postanowiłam pisać także
o operacji, chemii, namawiać do badań
profilaktycznych, bo przekonałam się
boleśnie, że rak nie boli! Gdybym robiła
badania, USG, mammografię, pewnie
wcześniej lekarze wykryliby guza i może
rozmowa
koszulki
obyłoby się bez mastektomii. Szokiem była dla mnie
moja własna nieodpowiedzialność.
Niedawno wzięłam udział w programie Polsatu
„Dobrenocki”, w którym rozmawialiśmy o seksie po
mastektomii. Udział wzięła młoda mężatka, doktor
seksuolog Andrzej Depko i ja. Mówiliśmy o tym, jakie
problemy sprawia brak piersi, jak przełamać wstyd,
co robić, żeby i w tej dziedzinie „pozbierać się” do
życia. Mężczyźni nie są potworami, naprawdę nie
wszyscy patrzą na kobietę jak na przedmiot pożądania i nic więcej. Jeśli partnerów łączy uczucie,
łatwiej pogodzić się ze stratą piersi.
Dla wielu kobiet i ich bliskich choroba jest
swoistą cezurą w życiu. Wiele zabiera, ale
paradoksalnie wiele też daje.
Co dała pani, czego nauczyła?
Nauczyłam się dbałości nie tylko o wygląd
zewnętrzny, ale także o swój organizm, o psychikę, bo zdałam sobie sprawę, że stres nie jest
korzystny. Robiłam wszystkie potrzebne badania.
Przestałam zamęczać się codziennością, że coś
muszę, że nie zdążę. To właśnie dała mi choroba.
Zaczęliśmy w domu pielęgnować swoje rytuały.
Nigdy nie pracujemy wieczorem, siedzimy długo
przy kolacji, mówimy sobie tak jak młodzież: „spoko”, i „luzik”. Przede wszystkim choroba podarowała mi drugie życie, które pokochałam i zaczęłam je bardziej szanować. Dała mi też pewien
rodzaj wolności od tego, czego nie lubię. Nie zmuszam się do kontaktów z niemiłymi dla mnie ludźmi, nie biorę sobie na głowę zbyt wiele, choć
czasem to się jednak zdarza. Inaczej patrzę na
swoich bliskich, jestem bardziej wyrozumiała. Nie
kłóciliśmy się podczas całej chemii, dopiero gdy
się skończyła, doszło do pierwszej kłótni. Powiedziałam sobie wtedy: „Jest ok., wszystko wróciło
do normy”.
Jest jeszcze jedna ważna sprawa – pomoc
innym. Zawsze jest ktoś, kto jest w gorszej sytuacji
niż ja, komu trzeba pomóc. Także mówienie o chorobie, prowadzenie prywatnej akcji profilaktycznej
jest dla mnie ważne. Przyzwyczaiłam się, rozumiem,
że tak trzeba. Dlatego odpowiadam na pytania
z magazynu „Amoena Life”, mimo że mam naprawdę
dużo innych zajęć, właśnie kończę książkę. W czasie
Kongresu Kobiet wzięłam udział w panelu. Było sześć
pisarek. Trzy po przejściach! Hasło panelu brzmiało:
JA KOBIETA, JA PISARKA. To właśnie dotyczyło tożsamości – jestem kobietą, pisarką, ale przede wszystkim jestem człowiekiem, i tego nie zmieni brak jakiejkolwiek części ciała.
Rozmawiała Agnieszka Wrzesień
fot. Wawrzyniec Kofta
talia
Kobieca koszulka
z wygodnej mikrofazy
z obustronnymi kieszonkami
i elagancką koronkową
wstawką przy dekolcie.
TALIA T KOSZULKA
Kolory: biały, czarny
Rozmiary: 38-52
amoena
life
15