POPRZEDNIO W NR 2012:
Transkrypt
POPRZEDNIO W NR 2012:
POPRZEDNIO W NR 2012: …dziennikarka nie czuła się radosna… …ale na motylą nogę, kiedyś trzeba odpuścić… …pod ścianą pojawił się jakiś człowiek… …musi pani wjechać tu do środka i mnie zabrać… …niech się pani pośpieszy, mamy coraz mniej czasu… …przód KOMa wzniósł się do góry, tuż przed murem… …po trzecie, to już się spotkaliśmy… …ksiądz otworzył drzwi i zwymiotował na trawę… …kuternoga nadchodzi! Jedź!… …KOM, już raz się rozbiłeś i wszyscy zginęli!… …samochód odbił w lewo, pomiędzy stelaże paneli. Za nim rozbłysła łuna ognia… …kilkanaście paneli wyleciało w powietrze… …promień wyleciał spod przodu KOMa i trafił w domek… …człowieku, tam ktoś umarł! – ksiądz z wściekłością spojrzał na nieznajomego… …safari na KOMa, bardzo miło… …zablokować skrzyżowanie na Skomielnej! Powtarzam: zablokować skrzyżowanie!… …gwałtownie skręcając w prawo. Miriam uderzyła głową o szybę… …samochód przebija się przez drewniane drzwi, do długiej szopy… …KOM, nie! – krzyknęła Miriam, wiedząc, co się może stać… …podmuch eksplozji był tak silny, że przesunął radiowozy dwa metry do tyłu… …wkrótce ugaszą to ognisko w tej szopie i się skapną, że nas tam spopielałych nie ma… …kościół w Mogilanach był ledwo widoczny w słabym świetle lamp… …była umowa. – Wawrzyniec spojrzał mocno na Miriam… …to jest Dom Boży. Jeśli macie go plugawić, wyjdźcie… …klasycystyczny dwór stał w oddali… …a może Pacman się nim najeść?… …słuchajcie, albo facet ma nierówno po sufitem, albo ja nie wiem, co tu jest grane… …tak, to jestem ja. Wawrzyniec Spytek Jordan… TOMASZ SKUPIEŃ PRZEDSTAWIA AUTO... AUTO KOMPUTER... ON... . JORDANÓW - KRAKÓW 2011 NASZ RIDER 2012 ODCINEK 5 Założyciel na swoim 3 NASZ RIDER 2012 C MOGILANY, 13 LIPCA 2012, 02:23 ny pan Spytek, co to Jordanów założył, stoi przede mną? No aż chyba na fejsie o tym napiszę. – ciszę przerwał przewidywalnie KOM. - Nie wierzę. – Miriam pokręciła głową – To nie możliwe! Spytek podszedł do nich bliżej. - Nie potrafię wam tego inaczej wytłumaczyć, ale tak jest. – mówił cicho i szybko – W moich czasach toczyła mnie ciężka choroba, do tego miałem to dziwne znamię. – podciągnął rękaw kombinezonu, ukazując ciemny kształt – 11 marca roku pańskiego 1568 myślałem, że odejdę, już nawet to się miało stać, gdy znalazłem się w tej epoce. - Człowieku, co ty pie*rzysz?! Podróże w czasie są niemożliwe! – krzyknęła Miriam. - Great Scott! – wciął się KOM. - Nie dla nich. – Spytek pokręcił głową – Nie dla Tuchowskiego i tego czorta. Oni mają dziwną maszynę, dzięki której mogą przywoływać ludzi z dawnych wieków, jak i z przyszłości. Tak samo, jak Adama i twojego męża. - Chcesz powiedzieć, że Adama i Arka… - Miriam urwała – Nie, to niemożliwe… pokręciła głową – Niemożliwe. – zaczęła nerwowo chodzić koło KOMa. - Co miałeś na myśli mówiąc o czorcie? – zapytał ksiądz. - Chyba się dobrodziej domyśla. – spokojnie odpowiedział Spytek. Dariusz tylko chwycił się za swoje znamię. - Widzisz Miriam, miałem rację. – jęknął ksiądz. - Że co?! Że to jakiś… diabeł?! I że on… miesza?! – Miriam bezradnie rozłożyła ręce. - I z tego wychodzą chińskie zupki. – KOM. Oczywiście, zignorowany przez wszystkich. - Nie patrz tak na mnie, sam nie wiem, jak to jest możliwe. – Wawrzyniec wzruszył ramionami – Ale ten cały kompleks… On przesycony jest złem. Zło go zamknęło murem nie do przebicia. Dlatego nie mogłem uciec, a jeszcze… - Zaraz, zaraz, zaraz. – przerwała mu Miriam – Skoro żyłeś w XVI wieku… to skąd do diaska znasz tak dobrze współczesny język?! I w ogóle skąd znasz nas?! Wawrzyniec usiadł na masce KOMa. - Zaszczytem jest być rumakiem u tak szlachetnego pana. – powiedział komputer. - Gdybyśmy byli w moich czasach, miałbyś najprzedniejsze miejsce w mojej stajni, KOM. – Spytek pogłaskał maskę samochodu – Chcesz wiedzieć, skąd ja to wszystko wiem i takie inne? Sam za bardzo tego nie rozumie. - To w ogóle nic nie rozumiesz! – oburzyła się Miriam. - Daj mi skończyć. – warknął przybysz z przeszłości – Wyobraź sobie, że wychodzisz z pewnego punktu, idziesz ścieżką, już widzisz jej koniec, gdy znów trafiasz na jej początek… I znów. - Co to, przypowieść cholerna jakaś?! – Miriam była zła. - Miriam, proszę, nie obrażaj Pisma. – westchnął ksiądz. - Dobrodziej ma rację, nie obrażaj. – Spytek pogroził jej palcem – Nie wiem, jak to wy nazywacie, ale ja już czterdziesty raz przeżywam ten sam fragment czasu. Od marca do grudnia waszego roku. - Co?! – Miriam skrzywiła się. - Po ludzku wpadł w pętlę czasu i to nie wywołaną piciem. – wyjaśnił KOM. - Ja się chyba będę musiała napić. – Miriam chwyciła się za głowę – Czyli co, żyjesz już 40 raz ten sam kawałek czasu… I zawsze w nim była ta akcja? Ta nasza? - Nie, dopiero gdzieś za 20 razem dostrzegłem, że to może być szansa na wyrwanie się stamtąd, od tego diabła. Tylko jak do tej pory zawsze ginęliście lub byliście łapani przez policję. Ale tym razem się udało. – Wawrzyniec zeskoczył z KOMa. 4 NASZ RIDER 2012 - A wiesz, dlaczego tutaj jesteś? Dlaczego akurat ciebie ściągnęli? – zapytał ksiądz. Miriam oddychała ciężko. - Powiedzieli, że z szacunku. Za założenie tak wspaniałego miasta jak Jordanów. – odpowiedział szlachcic. - Nie rozumiem… - Miriam pokręciła głową – Podróże w czasie, gościu z renesansu, diabeł… - No, SuperNatural wymięka przy tym. – rzucił KOM – Ale i tak Impala jest najprzystojniejsza. Znaczy najładniejsza… - Dobra, to gdzie łaskawie jest Arek i Skupień?! – Miriam stanęła. - W Jordanowie, w kompleksie technicznym Tuchowskiego na Chrobaczym. - No dzięki, że nam to mówisz w Jordanowie. – fuknęła Miriam – Darek, do KOMa, jedziemy… - Ale są tam dopiero 15 grudnia 2012. – dodał Spytek. - Co? – nieprzytomnie zapytała Miriam. - Pojawią się tam dopiero 15 grudnia 2012. Teraz ich tam nie ma. - Czy ktoś może trzepnąć tego szlachcica, żeby przestał gadać jak popie*rzony!!! - Miriam, ktoś nas może nakryć… - warknął Dariusz, niepewnie się rozglądając. - Dama wyzywa mnie na pojedynek. Co za upadek obyczajów. – westchnął Spytek – Oni ze swojego roku zostali przeniesieni właśnie do 15 grudnia 2012. Wiem, bo byłem przy tym. - Raczej będziesz… Nie no, zaczyna mi się udzielać. – Miriam zakryła twarz – Słyszycie, wariuję przez was. - A nie mówiłem, a nie mówiłem. – KOM. - To co, mamy czekać do grudnia tego roku, żeby ich odnaleźć? – zapytała, podnosząc twarz. - To jest opcja leniwa. – Spytek zaczął chodzić koło KOMa – Opcja działania to taka, w której włamiemy się ponownie do elektrowni Tuchowskiego. Wiem, gdzie mają to urządzenie do przebywania czasu. I jeśli chcecie… - Great Scott, będę jak DeLorean! – radośnie wypalił KOM i włączył muzykę z „Powrotu do przyszłości”. - KOM, wyłącz to! – syknęła Miriam. Auto ucichło – Zaraz, sugerujesz… Sugerujesz, żebyśmy przenieśli się do przyszłości i… - Jeżeli uda się nam dostać do tej hali i szybko poznać zasadę działania maszyny, to tak to będzie wyglądać. – Spytek skinął głową. - I jeszcze po drodze mamy z diabłem walczyć? - Tak. – Spytek ponownie potwierdził. Miriam bezradnie opuściła ręce, ksiądz zasmucił się, a KOM powiedział: - Super ekstra cool, pewnie Spielberg weźmie i film o nas nakręci, „Indiana Kom i Poszukiwacze Łupnia Od Czarta”. Miriam osunęła się na kolana. - Powiedźcie, że za chwilę się obudzę, obok będzie leżał Arek i to będzie dla mnie tylko sennym koszmarem… - powiedziała cicho. - No Miriam, ja dla ciebie koszmarem, na jak to tak. – KOM. - KOM, proszę… daj mi… spokój. – czuć było zrezygnowanie w głosie dziennikarki. - Jesteście wierzący, nie traćcie nadziei. – Spytek odezwał się głośniej – Raz nam się udało zagrać im na nosie, to drugi raz też damy radę. - Słuchaj, to już nie twój interes, idź i sobie jakoś żyj w tym świecie… W ogóle zostaw nas, to już nie ma sensu! – Miriam rzuciła się na trawę i zaczęła płakać. Spytek podszedł do niej i kucnął obok. 5 NASZ RIDER 2012 - Ja nie mam gdzie iść, więc pójdę z wami. Przyjechałem tu tylko, aby móc pożegnać się z miejscem, które kochałem. I w którym ostatni raz widziałem moją żonę… Moją miłość… A teraz mogę wracać, nawet na śmierć. Bo i tak jestem poza losem. – szlachcic pogłaskał ją po plecach – Wiesz, co mi pomogło uciec z tamtego miejsca? Oprócz was, ale wyście byli częścią tego… - Co? – zduszonym głosem zapytała Miriam. - Miłość. Do tego miejsca. Do mojej żony… Jakkolwiek by to banalnie zabrzmiało, to była miłość. Wiem, że w waszych czasach inną wartość ma to słowo, jest zbyt nadużywane… Ale właśnie ona nie dała mi tam zwariować. Oni, Tuchowski i czort, boją się miłości. I to właśnie ona pozwoliła wywalić mi tą małą dziurę w murze. A dalej… sama widzisz jak poszło. – wstał – I widzę, że ty też kochasz swego męża. Jakkolwiek byłyby nasze różne epoki, to jedno pozostaje niezmienne. I tym jednym zwyciężymy. - Tak, a oni nas spalą, super! – krzyknęła Miriam. - Była bitwa? Nie. Więc nie wiesz, jak się skończy. – Spytek przejechał po wąsie i włożył rękę za pasek. W tej pozie wyglądał jak prawdziwy szlachcic – A z tego, co zauważyłem, to jakiś słaby czort to jest. Działają na niego normalne metody. - To znaczy? – odezwał się ksiądz. - Wie dobrodziej, woda święcona, krzyż, trochę modlitwy. – Spytek wyciągnął z kieszeni małą buteleczkę – Nabrałem w przedsionku kościoła. - Super, jechać kilkadziesiąt kilosów po buteleczkę wody. No już Tadziu lepszego biznesu by nie wymyślił. – stwierdził KOM. Ksiądz jakby zapowietrzył się, a Spytek tylko uśmiechnął. - To co pani Miriam? Idzie pani ze mną czy będzie pani filigranową damą dworu? Czuję w pani rycerskie serce. Proszę tego nie zmarnować. – bardzo podniośle powiedział do dziennikarki. Ta przestała płakać. Pomału podniosła głowę. - Ale będziesz… będziesz z nami? Do końca? – zapytała. - Do ostatniej kropli krwi. – przyrzekł Spytek, wyciągając dłoń w stronę Miriam. Ona ją pochwyciła i wstała. - No Oscara, albo nawet Złotego Lwa, bo tak wzruszająca scena! Gdzie są moje chusteczki, zaraz mi się gaźnik poryczy… - KOM po swojemu skwitował sprawę. - Cieszę się z takiego sprawy obrotu… A teraz pora obmówić jak ma to wyglądać. – Spytek wskazał na poloneza – Zapraszam. I przy cichych fanfarach odpalonych przez KOMa, cała ekipa wsiadła do jego wnętrza. *** Słońce wznosiło się coraz wyżej i wyżej. Jego promienie dosięgały już szczytu Hajdówki, odbijając się w panelach słonecznych. Trzysta metrów od elektrowni, w tym samym lasku, co w nocy, stał KOM. W jego środku siedziała ekipa – Miriam na fotelu kierowcy, Spytek przedniego pasażera, a ksiądz z tyłu. - Wiedziałem, gdzie miasto lokować. – westchnął Spytek, zerkając to na Jordanów wyłaniający się z porannej mgły, to wyraźny szczyt Babiej, to migoczące w oddali Tatry. - Zaprawdę tak. Ale gdybyś jednak wiedział, że tu taki Adaś będzie mieszkał, pierdoła kochana, to byś pewnie dwa razy się zastanowił, czy jest sens stawiać, skoro on, pierdoła jeszcze kochańsza, tak będzie pierdołował, no ale w sumie czasem słusznie… - KOMie, zaprawdę, Adam to jeden z większych bohaterów, jakich widziałem w swoim życiu. Rzecz jasna razem z tobą. – dodał, by nie dać pojazdowi pożywki do kolejnej tyrady. 6 NASZ RIDER 2012 - Słyszeliście, bohater żem jest, no! – KOM huknął tubalnie – Więc z szacunkiem, żadne tam „KOM cicho”. No i dzieciom o mnie opowiadać… A ksiądz to niech owieczkom na ambonie głosi moje męstwo, znaczy się. Miriam i ksiądz wymienili tylko znaczące spojrzenia. - KOMie, pora byś swoje męstwo pokazał. Gotów jesteś? – poważnie zapytał Spytek. - Tak. Już się na fejsie ze wszystkimi pożegnałem, jechać mogę. – równie poważnie odpowiedział pojazd. Spytek dosłownie sekundę milczał, poczym doniosłym głosem wydał rozkaz: - Do ataku! - No to tera zobaczycie, co to z KOMem zadzierać, he, he, he. Zrobię wam taki Budapeszt, że Warszawę poczujecie z drugiej strony! – rzekł samochód. Silnik potężnie zawył. Polonez natarł na elektrownię, jednocześnie ze swoich głośników odpalając… W tym samym czasie pan Mietek siedział w swojej kanciapie (niezniszczonej) i oglądał kolejny odcinek House’a. Właśnie nadchodził decydujący moment, postawienie diagnozy, gdy okolicę wypełniła niemiła dla jego ucha, pana Mietka, pieśń. Skóra na ciele ciecia ścierpła, kopyto niemiłosiernie zabolało. Stróż skrzywił się i wychylił przez okno. Na jego stróżówkę gnał zielony polonez. Im bliżej był, tym wyraźniej słyszalna była „Bogurodzica”. - A jedźcie, jedźcie. Zaraz inaczej zagramy. – warknął, biorąc laskę i wychodząc z kanciapy… Brama kompleksu była coraz bliżej. - Ale, w rzeczy samej, jakiś szybkich budowlańców musieli wziąć, że to wszystko tak wyklepali do rana. – mruknął KOM. - Wystarczył czart żeby było jak dawniej. – mruknął Spytek – Przygotujcie się! Brama zbliżała się w zastraszającym tempie. 20 metrów… 19 metrów… 18… 17… 16… 15… Ponownie podświetlił się przycisk SKOCZEK. Przód KOMa wystrzelił w powietrze. Auto płynnie, z potężnym hukiem, przefrunęło nad bramą i delikatnie wylądowało po drugiej stronie. - Siemano, stęskniliście się? Bo ja nie! – KOM krzyknął na cały regulator, popisowo hamując na żwirze. Bogurodzica nadal wypełniała okolicę. - KOM, wykrywasz kogoś? – zapytała Miriam, lustrując otoczenie. - Jeszcze nie, ale to jak cny pan Spytek rzekł, ten czart wszędzie być może… Heh, jakaś nowa składnia włączyła mi się, no nie pogada. Miriam i Spytek wysiedli z poloneza. Jak okiem sięgnął, nie było widać żywej duszy. - To może jedźmy już do tego hangaru? – zapytała dziennikarka. Spytek uciszył ją ruchem dłoni, poczym nic nie mówiąc wskazał przestrzeń między stelażami. Tam powietrze dziwnie drgało… - Co to jest? – spytała Miriam, zbliżając się do Spytka. Zaraz jednak musieli odskoczyć na boki, gdyż właśnie z tego powietrza wystrzelił jęzor ognia. - Modlitwa! – ryknął Spytek, podrywając się z miejsca. - Znaczy księdza tera rola będzie wielka. – KOM zwrócił się do Dariusza. Ten odchrząknął i zaczął na głos wypowiadać słowa modlitwy po łacińsku. KOM wychwytywał ten dźwięk mikrofonami i wzmacniał go w głośnikach zewnętrznych. Ogień zaczął się cofać. - Niech ksiądz tak trzyma! – Spytek krzyknął w stronę poloneza. Wyciągnął z kieszeni buteleczkę z wodą i chlusnął nią na ogień. Ten całkowicie znikł. 7 NASZ RIDER 2012 Zapadła przejmująca cisza. - Niech ksiądz nie przestaje się modlić! – Spytek znów krzyknął. Dariusz wyciągnął z kieszeni brewiarz i dalej, na głos, modlił się. Założyciel Jordanowa nerwowo rozglądał się. - Dobrze, a teraz idziemy do tego hangaru. – powiedział – Chodźcie za mn… Nie dokończył. Silny podmuch wiatru rzucił go na ścianę kanciapy. Buteleczka wypadła mu z ręki i poleciała gdzieś w nieznanym kierunku. Miriam rzuciło pod stelaże, a KOMa przesunął kilka metrów w lewo. Ksiądz ucichł, gdyż uderzył głową o szybę KOMa. - Wot te na, przecież ręczny zaciągnąłem. – jęknął komputer. Odpalił silnik i zaczął się przeciwstawiać żywiołowi – Księże Darku, módl się za nas, bo inaczej będziemy mieli przekichane! – krzyknął, próbując ocucić duchownego. Ten z trudem podniósł się i słabym głosem zaczął mówić słowa modlitwy. KOM, na ile mógł, wzmocnił je w głośnikach. Przyniosło to efekt – wichura zaczęła słabnąć. Polonez podjechał do Miriam i osłonił ją od wiatru. Kobieta z trudem wstała i wsiadła przez otwarte drzwi, na przedni fotel. - Spytek… - powiedziała słabo. KOM zamknął drzwi, popisowo nakręcił i przejechał na drugą stronę. Tam szlachcic chwiejnie wstawał. - Wsiadaj! – krzyknęła Miriam, kiedy polonez otworzył mu drzwi. - Nie. Ja odciągnę czorta, wy jedźcie do hali. - Ale… - Słowa władcy są ostateczne! – huknął Spytek, zatrzasnął drzwi poloneza i pobiegł w stronę paneli. Tam już kuśtykał pan Mietek. - I tak się rodzą dyktatury, kiedy jedni krzyczą na drugich, zwłaszcza „KOM, zamknij się”. – skomentował pojazd. - KOM, zamknij się i jedź! – krzyknęła Miriam. Ksiądz dalej modlił się. Spytek i cieć zniknęli za stelażami. - No patrzcie, dowód koronny prawie że. – mruknął komputer i ruszył, wzdłuż muru, do wielkiego baraku, który majaczył na końcu. Im bliżej był, tym Miriam czuła większe podenerwowanie. Dosłownie dwa metry przed szopą wystrzelił w górę wielki płomień. KOM zahamował. - Darek, mocniej! – Miriam krzyknęła do księdza. - O kurka, jak to zabrzmiało. – mruknął KOM. Miriam zdzieliła go w kierownicę. Ksiądz zaczął modlić się dwa razy głośniej i dwa razy mocniej. Po twarzy widać było, że kosztuje go to bardzo dużo. Niestety, ogień nie ustąpił, może trochę stał się mniejszy. - No i nawet przeskoczyć nie idzie, no ludzie, jak można w takich warunkach pracować, człowiek, znaczy komputer chce mieć wydajność, ale jak okoliczności… - KOM po swojemu zaczął narzekać. - Może z drugiej strony to objedziesz?! - Nie da rady, hajcuje się wszystko, a za chwilę też i ja, więc miło było was znać. – pesymistycznie stwierdził KOM. Miriam nerwowo przełknęła ślinę. Wiedziała, że przegrali… Za wcześnie wypowiedziała te słowa. Najpierw czas jakby zwolnił. Miriam mimochodem spojrzała do bocznego lusterka. Zauważyła, jak z tyłu KOMa wybiega Spytek, ale tak wolno, jak unosi rękę do góry i coś rzuca ponad samochodem. Zaraz za nim pojawił się pan Mietek, z laską uniesioną w górę, ale Spytek sprawnie wyrwał mu ją z dłoni i zaczęła się walka wręcz… Miriam przeniosła wzrok i popatrzyła przed siebie. Ujrzała pomału obracającą się w powietrzu butelkę z wodą święconą… Jeden obrót… drugi… trzeci… I butelka wpadła do ognia. Ten natychmiast w tym miejscu znikł, ukazując czysty, ale wąski przejazd. 8 NASZ RIDER 2012 - KOM, ruszaj! – zawyła. Czas znów wrócił na swoje tory. Tyłem KOMa zarzuciło. Auto wystrzeliło. - A teraz z grawitacją pogadamy. – wesoło rzucił samochód. Podświetlił się przycisk NARTA i KOM zaczął jechać na dwóch kołach. Miriam i księdza rzuciło w bok. KOM bez problemu przejechał przez wyrwę w ścianie ognia. Miriam dostrzegła w tylnim lusterku jak Spytek osuwa się pod ciosami laski ciecia. - KOM, musimy wrócić po niego! – pisnęła Miriam. - Nawet jakbym chciał, co bardzo chcę, to nie dam rady. – smutno odpowiedział wóz. Przejazd zamknął się. Tuż przed halą KOM wrócił do jazdy na czterech kółkach. - A myślałem, że nic gorszego od latania nie ma w tobie. – warknął ksiądz. - A to jakaś nowa modlitwa, znaczy „Pod gorsze latanie uciekamy się…” - Nie bluźnij. - Ale to chyba ksiądz bluźni, bo ksiądz miał się modlić, a tu ogień bliżej. – mruknął KOM. Fatycznie, ściana jakby się rozrastała. Ksiądz znów zaczął się modlić. - No to tera odwiedzimy laboratorium doktora Browna. – mruknął komputer i natarł na drewniane wrota. Ustąpiły jakby były z dykty. Wjechali do długiego, ciemnego pomieszczenia. Miriam skojarzyło się ono ze stajnią. - KOM, wchodź do systemu. – wydała polecenie. - A przerwa na papierosa? – oburzył się KOM. - Ty nie palisz. – syknęła kobieta. - Ja nie palę? Ja nie palę? O, jak jeszcze ja palę! – zaperzył się komputer, ale zaczął wchodzić do systemu pomieszczenia. Z podglądu na ekranie wynikało, że bardzo łatwo uzyskuje dostęp. Huknęły jarzeniówki. Hala rozświetliła się. Była prawie pusta, nie licząc niewielkiego pulpitu u jej końca oraz wielkiej ramy stojącej obok. - I to ma być wehikuł czasu? – zastanowiła się Miriam. - Niestety, na moje efekty poszła kasa, więc na dekoracje im nie stało. – stwierdził komputer. Właśnie włamywał się do systemu urządzenia. Brama zapaliła się na niebiesko. - O… - Miriam wyraziła swoje zaskoczenie. - Już jestem coraz dalej i dalej, zaraz się włączy i sobie ten mecz Polska - Watykan w grupie śmierci obejrzymy. Ksiądz tylko pokręcił głową, ale dalej się modlił. Miriam uważnie śledziła postęp we włamywaniu się do systemu. - To idzie podejrzanie łatwo. – oceniła. - Mi to mówisz? To idzie tak łatwo, jak nie przykładając, zrobienie Adasia w konia, lub lepiej, zrobienie Adasia na konia. Miriam zignorowała i wysiadła. Musiała złapać trochę świeżego powietrza. Brama świeciła się coraz bardziej na niebiesko. - Ładny widok, nie uważa pani? – usłyszała za sobą głos, który postawił każdy włos na jej ciele. Pomału okręciła głowę. Z tyłu stał Tuchowski. Uśmiechał się szeroko, choć był trochę umorusany sadzą. - KOM, dlaczego go nie zauważyłeś? – pisnęła. - Kogo? – zdziwił się KOM – A, jego… Kurka, skąd on tu się tak nagle wziął. Coś jest nie tak, Miriam, wskakuj, zmywamy się! Miriam nie trzeba było dwa razy powtarzać, jednak nic z tego nie wyszło: mocny uścisk na ramieniu zatrzymał ją. Okręciła głowę. To Tuchowski, który jeszcze sekundę temu stał 5 metrów od niej, trzymał jej przedramię. 9 NASZ RIDER 2012 - Gdzie się pani wybiera? Nie chce pani zobaczyć, jak pięknie zniszczyła moje wielkie dzieło? – zapytał ze szelmowskim uśmieszkiem. - I akurat wtedy, jak się włamałem na zicher i ją skalibrowałem, to się musiał pojawić czarny charakter, nie no, co to za sztampowy scenariusz, ja w tym grać nie będę. – odezwał się KOM. - Przedstawienie skończone KOM. Dla wszystkich. – spokojnie powiedział Tuchowski. Miriam w tym momencie nie wytrzymała. Najpierw pomyślała o Arku, potem że są tak blisko, o Arku… Cios z łokcia rozkwasił nos Tuchowskiego. Mężczyzna, brocząc krwią, padł na ziemię. - Dajesz KOM! – Miriam wskoczyła do poloneza i zamknęły drzwi. Ten ruszył z piskiem opon. - Great Scott Marty, wracamy do przyszłości! – wesoło zakrzyknął KOM. Jednocześnie na jednym z jego ekranów pojawił się licznik prędkości w milach – Tak na marginesie, to tak się ustawiłem, że wjedziemy w tą bramę tak przy 88 milach na godzinę. Taka miła intertekstualność. – dodał. Miriam nie słuchała go. Z rosnącym przerażeniem wpatrywała się na zbliżającą bramę. - Pod Twą obronę… - z tyłu rozległ się słaby głos Darka. Miriam wiedziała, że z tego nie będzie nic dobrego. - Witaj 15 grudnia 2012, juhuuu!!! – wesoło zakrzyknął KOM, kiedy przy 88 milach na godzinę wjechali w bramę. Błysnęło… Tuchowski podniósł się ziemi. Wehikuł czasu wygaszał się. Po polonezie nie było śladu. Biznesmen otarł krew płynącą z nosa. Do hali wkuśtykał pan Mietek. - O, udało im się. – spokojnie ocenił cieć. Jego laska była cała we krwi. - Tak, udało. – odpowiedział Tuchowski – Głupcy, nawet nie wiedzą, w co się wpakowali. - Ech, nawet nie wiedzą. – pan Mietek potwierdził, kiwając głową – No trochę szkoda genów zjednywani ludzi, ale Spytek dobity. – dodał. - Na pewno? – biznesmen spojrzał na swego pracownika. - W tej linii czasowej na pewno, ale w nowej… - To już nie istotne. Wkrótce to się zmieni. Wkrótce… Nie będzie żadnych linii czasowych!… Niczego tu nie będzie! – rzekł Tuchowski i roześmiał się okrutnie. Cieć tylko pokręcił głową… C.D.N.... NASZ RIDER TYLKO W SERWISIE WWW.KNIGHT-RIDER.PL 10 NASZ RIDER 2012 W KOLEJNYM ODCINKU NR 2012: …niebo, zamiast być ciemne, jak na noc przystało, było wściekle czerwone… …prostopadłościan, postawiony na świecącej od diod podstawie, wykonany cały ze szkła… …biznesmen, razem ze swoim przybocznym, wkroczyli do hali… …według mojej analizy, to fragment kości przedramienia… kobiecej… …cóż to by była legenda bez diabła!… …to nie my stoimy za tym… chociaż to wszystko nasze dzieło… …mi jest tylko potrzebny twój intelekt… …ja tworzę nową przyszłość. I nową teraźniejszość… …w końcu nadszedł ten moment. Ostatni bój. Bez szans… …Adaś, mordo ty moja, żyjesz! Słyszycie, on żyje!… 11